Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - historia mruczka

Anonymous - 2012-12-16, 19:20
Temat postu: historia mruczka
Witam. Jestem z Wami juz długo, czytanie forum bardzo mi pomaga. Dzisiaj odważyłąm się opisać w skrócie swoją historię...bo nie ma w niej happy endu:( Jesteśmy małżeństwem 7 lat, pobraliśmy się z miłości, mamy 6 letnia córkę. W tamtym roku od lipca 2011 zaczęło się między nami źle układać kłótnie z byle powodu, złe humory męża i moje robieni sobie przykrości itp. Mąż zaczął się ode mnie odddalać. Stwierdzilismy ze nie potrafi się dogadać ale mamy dziecko i dla niego bedziemy razem, ale każde spało w swiom łóżku, i było ok. Ale mąz w tym czasie był związany z inna kobietą, było to dla niego łatwe bo pracował cały tydzień w delagacji a na weekndy przyjezdzał do domu. Niczego się nie domyslałam, myslałam,że mamy kryzys i on ciepi i ja i dlatego jest taki oschły, zamknięty w sobie, rozdraznoiny, wiecznie poddenerwowany. Cały czas mówił,że nasz związek nie ma sensu i najlepiej absmy się rozeszli i poszukali innego szczęscia. Ja nie chciałam o tym słyszeć, walczyłam o niego, stosowałam się do rad z forum, nie naciskałam( nie wiedziałm ze ma romans). A pewnego wieczoru w marcu 2012 przyznał mi się ,że dlatego było tak źle między nami bo on miał romans, ale to skończone i chce do mnie wrócić. Byłam zaszokowana tym wyznaniem bo nic nie podejrzewałam, ale postanowiłam wybaczyć i zacząc od nowa budować nasze szczęście. I było cudownie mąż był oddany, opiekuńczy, starał sie bardzo i choć pojawiały się między nami nieporozumienia( bardzo się różnimy chrakterami) uwierzyłam w swoje szczęcie .Aż do sieprnia, kiedy znów zaczął sie ode mnie oddalać..pytałam czy znów kogoś ma ale zaprzeczał. We wrześniu oświadczył,że wyjeżdza sezonowo na 2 miesiące do holandi bo trafiła sie super praca, nie chciałam się zgodzic ale przekonał mnie że to dla naszego finansowego dobra,że spłacimy zadłużenie, pojedziemy na wymarzone wakacje itd. Pojechał, dzwonił i pisał ,że mnie kocha ,że teskni, że ten wyjazd to największy błąd bo nie może wytrzymać z tesknoty, ja równiez bardzo tęskniłam za nim. A tu w listopadzie zadzwoniła do mnie do pracy matka jego "byłej" kochanki i powiedział że oni sa tam razem w holandi. Nie mogłam uwierzyć byłam zdruzgotana. Zadzwoniłam do niego, powiedział, że rzeczywiści ona tu jest ale nic go z nią nie łączy, to juz przeszłość i jest tylko jego koleżaką która lubi. Postawiał warunek,że ma wracać, to mu uwierze że mu na mnie zalezy. Mówł,że kocha mnie bardzo i mu zalezy i to nie tak jak mysle. Uwierzyałam mu znów. Wrócił, bardzo się cieszyłam ale tylko jeden dzień.Wrócił z lodem w oczach. Przepraszał,że mnie okłamał, ale brzdo mu zalezło na pieniadzach z wyjazdu i takie tam. Ale lód w oczach był. Przeraziłam się jak nie miał wogóle ochoty na seks, nie pozwolił nawet żebym do dotykała, zamykał się w swojej kołdrze i mówił, że jest zmeczony. Mysłam ,że sie martwi bo został bez pracy i finanse mielismy kiepskie. Ale to nie było to. W czwartek oświadczył,że wyjedża w piatek do holandi do pracy na święta!!!!, i ona tez tak bedzie jako jego koleżanka, i żebym sie nie martwiła bo obiecuje że mnie nie będzie zdradzał , a musi jechac ze względów finansowych. Nie zgodziłam sie ale żaden argument do niegom nie dotarł; że świeta, że ma dziecko, rodzine ,że bedzie wiglilia...nic go nie przekonało. Powiedziałam że jak wyjedzie to z nami koniec. Powiedział,że on nie chce sie rozstawac tylko jechac do pracy, ale jak ja tego nie rozumiem, że do pracy to on sie pakuje i wypowadza. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i pojechał, kilka razy mnie prosił,żebym zrozumiała,że to do pracy. a ja go cały czas błagałam żęby nie wyjedzał na święta, bo nie chcemy ich spędzic same......ale nic nie pomogło. Wyjechał, jest juz w holandi, jego koleżanka tez tam jest z nim....dzwonł,żebym zmądrzała i ni psuła dziecku świat rozstaniem, bo jak sie rozstaniemy to bedzie moja wina bo go nie rozumiem,że on do pracy. i ogólnie to moja wina , bo on sie niechce rozstawać tylko pracować, a ja robie zamieszanie. A ja byłam stanowcza albo praca z kolezanką albo nasza rodzina. I dokonał wyboru- pojechał. Jestem zdruzgotana, samotne święta ze świadomościa ,że mój mąż spędza je w pracy ze swoja "koleżanką". Już nie daje rady.................dlatego do Was napisałam
Anonymous - 2012-12-16, 20:56

Cześć Mruczek :-)
Dobrze, że to z siebie wyrzuciłaś... To przykre uczucie kiedy jest się okłamywanym przez osobę, którą się kocha, której się ufa i po prostu po której się tego nie spodziewasz...
Powiem Ci szczerze, że dobrze zrobiłaś stawiając mężowi ultimatum.
Ale czy Ty sobie to wtedy przemyślałaś? Czy zdawałaś sobie sprawę, że on się może faktycznie spakować i pojechać? Czy raczej myślałaś, że przemyśli i zostanie z Tobą?
Pewnie miałaś nadzieję - któż by jej w tym momencie nie miał...

Ja się zastanawiam, czy nie jest to jednak dobry moment na przemyślenie wszystkiego... Święta, to moment, kiedy człowiek cieszy się owszem rodziną ale i też zastanawia się nad minionym rokiem, to czas refleksji...

Niemniej jednak i ponad wszystko jest to czas oczekiwania na Jezusa... Często o tym zapominamy...

A może byś połączyła ten duchowy i przyziemny walor świąt? Ja wiem, że dziecko cierpi na tym najbardziej... Ale z doświadczenia wiem, że człowiek może się szarpać, naprawiać, łatać dziury, chronić dziecko, ale jak w tym wszystkim Boga nie będzie na pierwszym miejscu, to cokolwiek zbudujesz i tak runie jak domek z kart...

Mruczek... Nie naciskaj męża... Zastanów się głęboko nad Twoim, przede wszystkim Twoim życiem... Pewnie już trochę poczytałaś i wiesz, że Boga stawiamy na pierwszym miejscu, a co za tym idzie - radzimy to każdemu nowopiszącemu...

Mąż Cię szantażuje, gra na Twoich emocjach... Mówi, że to Twoja wina, jeżeli związek się rozpadnie. Nic bardziej mylnego!!! Nie pozwól sobie na taką manipulację!Kiedy zaczyna taką suchą gadkę - odłóż słuchawkę. Masz prawo do rozmowy na równym poziomie - on tez ma prawo do rozmowy, powiedzenie co myśli, określenia swego stanowiska, ale NIE MA PRAWA Tobą manipulować.

Mruczek - byłaś u spowiedzi? To pomoże przed Świętami. Porozmawiaj z córką, powiedz, że tata musi swoje sprawy akurat w tym momencie załatwić.

Jeżeli on by miał całe święta piorunami z oczu strzelać w Twoja stronę, to uwierz mi, dla Twojego spokoju i Twej córeczki - niech sobie robi piorunobicie w Holandii.

Ja wiem, że to ciężki moment będzie... Ja przeżyłam to samo w zeszłym roku... Moje dzieciaki są za małe, by to rozumieć, ale mnie serce pękało z bólu...
Ważne, by zadać sobie pytanie: co spowodowało, że tak się oddaliliście? Przemyśl, może i Twoje zachowanie powodowało oddalenie...

Ale najpierw zaproś Jezuska do domu, niech zagości w nim zamiast Twojego męża. Pisze zamiast, bo chyba ostatnimi czasy za dużo myśli poświęciłaś mężowi... A to nie taka kolejność...

Zastanów się mruczku, dlaczego Ty mężowi tak wierzyłaś? Nie widziałaś nic? Jego chłód tłumaczyłaś sobie problemami, jego złym samopoczuciem... Mruczek, może Ty nie chciałaś widzieć tego, co naprawdę się dzieje?
Może zbyt naiwnie do tego podeszłaś po wyjściu na jaw romansu? I nie chodzi mi o krytykę Ciebie, broń Boże. Ja piszę z perspektywy własnych doświadczeń... Też sobie męża tłumaczyłam, sama siebie mamiłam... I też mi przyszło stanąć przed ścianą, na której było biało na czarnym napisane: czegoś ty kobito taka naiwna?
Jeszcze raz Cie proszę - nie odbieraj mych słów jako krytyki, czy próby obrażenia Cię.
Wiesz, mi dużo pomogła książka S. Forward "Gdy Twój facet łże jak pies". Poczytaj sobie w wolnej chwili...

A jak mąż spyta o to, czy to koniec - skwituj go,że ostatecznie to nie jest rozmowa na telefon. Chce wiedzieć na czym stoi? Niech przyjedzie i porozmawia z toba jak dojrzały mężczyzna.
Ty będziesz miała czas na przygotowanie się do tej rozmowy...

Pozdrawiam ;-)

Anonymous - 2012-12-16, 21:14

poczytaj ks.dr Marka Dziewieckiego, a oto fragment


MIŁOŚĆ I KARA

Ludzie, których kochamy, nie są ideałami. Potrafią czasem bardzo pobłądzić i zadać nam intensywny ból. Odnosi się to nie tylko do dzieci ale także do dorosłych. W tej kwestii nie mamy chyba złudzeń. Problem polega jednak na tym, że często nie wiemy jak w takiej sytuacji zareagować.

Istnieje niebezpieczeństwo dwóch podstawowych błędów. Pierwszy błąd wynika z przekonania, że miłość powinna ograniczać się jedynie do wyrozumiałości, przebaczenia i tolerowania słabości drugiego człowieka. Tego typu interpretacja prowadzi do wniosku, że miłość wszystko przebacza i że jeśli ktoś naprawdę kocha, to w ogóle nie karze. Drugie niebezpieczeństwo polega na skrajnie przeciwnej postawie. Opiera się ono na założeniu, że błądzący człowiek może się poprawić i zmienić swoje postępowanie jedynie wtedy, gdy jest karany za wszelkie przewinienia. Najlepiej natychmiast i w sposób bardzo surowy.

Tymczasem dojrzała postawa w tej dziedzinie wiąże się z unikaniem obu skrajności. Trzeba przy tym od razu zaznaczyć, że w omawianym tutaj kontekście słowo kara nie jest pojęciem najbardziej adekwatnym. Prawdziwa miłość nie polega bowiem na karaniu błądzącego, jeśli przez karanie rozumiemy zewnętrzne sankcje wobec człowieka, który uczynił coś złego. Tego typu sankcja byłaby rodzajem narzuconej przez nas zemsty a nie naturalną konsekwencją błędnego postępowania danej osoby. Odwoływanie się do zewnętrznych sankcji czy kar może być uzasadnione a nieraz nawet konieczne w wymiarze ogólnospołecznym czy prawnym. Przykładem interwencji karnej w tym sensie jest np. pozbawienie wolności.

Tam jednak, gdzie relacja opiera się na osobistym kontakcie i miłości ku drugiemu człowiekowi, odwoływanie się do systemu kar czy zemsty nie jest konieczne ani dojrzałe. W takim kontekście optymalną reakcją jest zwykle postępowanie, które sprawia, że błądzący ponosi naturalne konsekwencje swoich zachowań. Wszystko, co jest złem, krzywdą czy grzechem z natury rzeczy niesie ze sobą bolesne konsekwencje. Wynikają one bezpośrednio z błędnego zachowania. Jeśli dziecko nie przykłada się do nauki, to będzie miało kłopoty w szkole. Jeśli ktoś źle pracuje, to może stracić posadę. Jeśli ktoś nadużywa alkoholu, to wchodzi na drogę uzależnienia i coraz bardziej degraduje samego siebie. Nawet jeśli złe postępowanie wyrządza bezpośrednio krzywdę drugiemu człowiekowi a nie samemu sobie (np. kradzież, agresja, egoizm, itp.) to przecież ostatecznie uniemożliwia ono szlachetne i radosne życie temu, który krzywdzi a nie temu, który jest krzywdzony.

W odniesieniu do człowieka, który błądzi, nie istnieje więc dylemat: karać czy pobłażać. Należy natomiast tak postępować, by błądzący ponosił wszelkie konsekwencje własnych czynów. Tę bardzo ważną zasadę tak jednoznacznie i jednocześnie w sposób tak wzruszający ilustruje ewangeliczna przypowieść o marnotrawnym synu i o miłosiernym ojcu. Oto syn błądzi: zabiera swoją część majątku, opuszcza ojca i wszystko traci. Musi odtąd paść świnie i cierpieć głód. Ojciec o nim nie zapomina i nie przestaj kochać. Wychodzi na drogę i czeka na jego powrót. LECZ W SWOJEJ MIŁOŚCI NIE CHRONI SYNA PRZED KONSEKWENCJAMI WŁASNYCH BŁĘDÓW. A przecież mógłby to uczynić. Jest bogaty. Wie, co dzieje się z jego synem. Stać go, by przekazywać właścicielowi świń pieniądze na lepsze wyżywienie dla syna. Nie czyni jednak tego. Jego

ojcowskie serce bardzo boleje ale on wie, że chroniąc syna przed konsekwencjami własnych błędów, wyrządziłby mu krzywdę. Utrudniłby mu zastanowienie się i powrót do domu. Cierpi więc i czeka. Nie wycofuje miłości ale też nie wysyła pomocy. Stwarza synowi szansę, by się zastanowił i wrócił. A gdy to się dzieje, ojciec przyjmuje syna z otwartymi ramionami. Urządza ucztę. Uratowanie życia jest przecież największym świętem.

Brat powracającego nie akceptuje i nie rozumie zachowania ojca. Buntuje się mimo, że ojciec nie wyrządza mu krzywdy. Nie daje przecież powracającemu niczego z tego, co należy do drugiego syna. Syn marnotrawny musi teraz zaczynać wszystko od początku. Konsekwencje jego odejścia będą jeszcze długo obecne w jego życiu. Drugi syn nie cieszy się jednak powrotem brata. Kieruje się mentalnością kary i odwetu.

Kto kocha dojrzale, ten nie odwołuje się do karania i zemsty. Pozwala natomiast błądzącemu ponosić konsekwencje własnych błędów i win. Także wtedy, gdy wiąże się to z intensywnym bólem i cierpieniem obu stron. Ale tylko taka miłość stwarza szansę, by błądzący zastanowił się i wrócił. A wtedy jest czas na ucztę radości i ocalenia.

Anonymous - 2012-12-16, 21:24

Witaj na forum, z tego co piszesz, widać, ze mąż chce mieć i kochankę i rodzinę.Czyli zjeść ciastko i mieć ciastko. No cóż, nie jest to możliwe.
Manipuluje prawdą winiąc Ciebie za rozstanie,
mruczek napisał/a:
bo jak sie rozstaniemy to bedzie moja wina bo go nie rozumiem,że on do pracy

Usiłuje przekonać Cię , ze to co to co białe jest czarne , a to co czarne jest białe.
Czyli on zdradzając Cię postępuje dobrze, kłamiąc przy tym, że prawdziwym pretekstem jest praca , a nie kochanka.
A ty jesteś winna, bo nie wierzysz w jego kłamstwo i zmuszasz by wybrał między kochanką ,a żoną i dzieckiem.
Często do naszych czynów dopasowujemy odpowiednie myślenie.
On, żeby mieć to co lubi i go jakoś nakręca, czyli kochankę i jednocześnie nie chcąc wziąć odpowiedzialności za zdradę i za zniszczenie rodziny i małżeństwa , musi jakoś siebie zakłamać, czyli zbudować jakąś prawdę, w której nie będzie on winny tylko inni.
Jeżeli Twoje postępowanie , nie będzie pasowało do jego zakłamanego myślenia to ty będziesz wg niego winna zniszczenia waszej rodziny.
Jedyne co mi sie nasuwa w tej sytuacji to uwolnienie sie od męża sposobu myślenia i budowanie swojego myślenia na ten temat opartego na prawdzie i poczuciu swojej wartości, która nie jest zależna on tego czy maż cie porzuci czy nie.
Czasem z lęku przed porzuceniem , lęku przed stratą przyjmujemy chore myślenie męża. Ale to nie uzdrowi waszego małżeństwa, jeżeli oboje będziecie mieć chore myślenie.

Mąż wybrał Holandię , bo bardziej go ciągnie do kochanki i tak trzeba to nazwać, a nie koleżanka, bo jak nazywasz ją koleżanką to znaczy, że przyjmujesz myślenie męża.
I taki komunikat trzeba mu wysyłać, , wybrałeś kochankę więc odrzuciłeś żonę i dziecko. Że czujesz się porzucona, i zdradzona. I bardzo cie to boli bo go kochasz i potrzebujesz. i zostawić go z ta prawdą.

Co ty na to?

Anonymous - 2012-12-16, 21:27

Powiem tak: może to pozory,ale skoro mówi,że kocha,jest szansa,że mówi prawdę.Pól na pól co prawda,ale zawsze.Rozumiem Cię bardzo dobrze.I łączę się w modlitwie....
Ja usłyszałam,że mnie nie kocha mój mąż i,że nawet,jak zerwie z kochanką i tak nic nie będzie z naszego małżeństwa.......może u Ciebie jest jeszcze szansa i zyczę i tego z całego serca.

Anonymous - 2012-12-16, 21:27

na stronie głównej jest ciemny pasek z rekolekcjami adwentowymi M. Dziewieckiego posłuchaj mruczku , jest tez o początkach łamania przysięgi małżeńskiej
Anonymous - 2012-12-16, 21:39

Mruczku nie zostałaś sama na święta masz jeszcze tego, który kocha Ciebie najbardziej, czekał na Ciebie tak długo. Jeżeli Twój mąż nie chce być Twoim mężem, to Twoim mężem będzie Bóg on się Tobą zaopiekuje i niczego Ci nie zabraknie.
To tylko tyle mogę dodać do tego co napisały Aniołek, Marynia i Tereska

Anonymous - 2012-12-16, 22:08

Dziękuję Wam wszystkim bardzo za odpowiedzi. To bardzo miłe mieć takie indywidualne wsparcie na forum, skierowane tylko do mnie.

Niestety macie racje....mydlę sobie oczy kłamstwami męża ze strachu przed przyznaniem sie przed samą sobą ,że on naprawdę wybrał Holandię i świeta z nią - czyli mnie porzucił:( Nie mogę się również dać manipulować. Z jednego się cieszę,że postawiłam sprawę jasno- rodzina albo holandia i ona- i on wybrał ale nie może tego zrozumieć ,że mu nie uwierzyłam, a zawsze mu wierzyłam. Muszę być stanowcza

Jedno tez wiem,że mąż się miotał bardzo długo pomiedzy rodzina a nią.....ale teraz sie wyjaśniło.
Jeżeli chodzi o spowiedź, to korzstam reguralnie i chdzedo komuni...to dajemi siłę.

Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi.

Anonymous - 2012-12-17, 14:01

Mruczku wiem, że to będzie ciężkie, ale zróbcie sobie z córeczką fantastyczne święta. Tak na przekór. Mąż teraz w amoku, myślę, że nawet gdyby był z Wami, to i tak "obok" Was. I było by Ci przykro. Córeczkę masz w takim wieku, że pewnie czeka na święta, cieszy się na nie, no to upieczcie pierniczki, ozdabiajcie mieszkanie, może jakieś wspólne śpiewanie i przytulanie
Anonymous - 2012-12-26, 22:00

Pierwszy raz się cieszę ,że święta już sie skończyły. Za Waszymi radami skupiłam się przede wszystkim na sobie oraz na córce. Upiekłyśmy razem pierniczki, ubrałysmy chonikę, kupiłam jej prezent pod choinkę ( taki jaki był w liście do Mikołaja:) Dużo rozmyślam o moim zachowniu i dużo się modliłam.Wzięłam sobie do serca radę Tolka52, który napisał ,że jak mąz nie chce byc teraz moim mężem to niech będzie nim Bóg. Nie było łatwo w dzień Wigilii- cały przepłakałam użalając się nad sobą. Po południu zadzwonił mój mąż , z życzeniami na święta, przepraszał ,że sprawił mi na święta taką przykrośc i że chciał wrócić na święta ale było juz za późno i nie miał czym bo miejsca w busach były dawno wykupionie i pytał, czy ma jeszcze po co wracać do mnie bo chciałby zaraz po świętach wrócić do domu pierwszym busem. Ja powiedziałm,że stan moich uczuć nie uległ zmainie za tydzień, ale nie będe decydować czy ma wracać czy nie bo to jego decyzja, bo to jego problem a nie mój. On powiedział,że chce wrócić w czwartek porozmawiać ale nie wie czy dam szansę. Ja powiedziałm,że to nie jest rozmowa na telefon i niech on zrobi jak chce. Powiedział - "to wracam". Powiedziałam wesołych świąt on również mi i nie mielismy juz żadnego kontaktu. Był smutny jak dzwonił. Nie wiem wogóle co o tym myśleć, miał warunek od kochanki ,że musi z nią spędzić święta a teraz na pozwolenie na przyjazd do domu? Bo po co pojechał na tydzien do pracy jak juz chce wracać ? Może pojechła bo musiał do mniej a teraz chcę mnie udobruchać( bo wszystkie swoje rzeczy zabrał, z naszego mieszkania i są w samochodzie pod domem jego siostry) bo dalej chce grac na dwa fronty? Nie wiem czy przyjedzie, może tylko tak mówiła, ale bardzo,bardzo sie tego boję......
Anonymous - 2012-12-27, 08:44

Mruczku teraz nie jest ważne co on chce, ale jest ważne co Ty chcesz. Jeżeli chcesz zgody z mężem to tylko i wyłącznie na twoich warunkach ale Twój mąż powinien chcieć tych warunków i sam je zaproponować. Wiele rozmawiaj z Bogiem na ten temat i pragnij rozwiązania problemu, pogódź się również z decyzją boga bez względu na to jaka bedzie i przyjmij ją z radością. Zapewniam Bóg już ma gotowe rozwiązanie problemu i bedzie to najlepszym rozwiązaniem z e wszystkich możliwych.
Anonymous - 2012-12-27, 09:39

Mruczku,pozwól Bogu kierować tym wszystkim.Każdy człowiek jest inny,ale ja się przekonałam,że im bardziej z mężem cos ustalam,mówię,jakie są moje warunki,kłade mu do głowy umoralniające treści tym gorszy odnoszę skutek....
Od dłuzszego czasu przestałam mówic cokolwiek.Skupilam się na dziecku i modlitwie.Efekt? Mąż spędził z nami świeta,był w KOściele.Szkoda,że bez spowiedzi i Komunii,ale zawsze to już coś.Podczas mszy nasze dziecko cały czas zbliżało do siebie nasze dłonie.A kiedy wróciłam od KOmunii słyszałam jak syn go pyta,dlaczego on nie podszedł do Ołtarza.Może z boku to wyglada na moje pozwoleństwo na jego bezeceństwo....ale czasem po prostu trzeba pozwolić drugiej osobie sięgnąć dna.Podczas Świat byliśmy u jego rodziców.Sposób w jaki potraktowała go własna rodzina,jak bardzo potepia jego postępowanie,świadomosć,że straci wszystko jesli wybierze ją....to wszystko sprawia,że delikwent zaczyna rozumieć jakie są konsekwencje,przynajmniej przez moment dociera do niego,że to co robi pozostawia zgliszcza,bo w przypadku mojego męża tkwi tak mocno w jej szponach,że pewnie duzo jeszcze wody musi upłynąć.....ale do czego zmierzam.Gdybym stawiała warunki,reagowała agresywnie, ze złością spędziłby te Święta z nią.A ja podeszłam do sprawy obojetnie.Na zasadzie-nie akceptuję tego,co robisz,nie zgadzam się na to,ale jesli taki jest twój wybór,trudno,ja sobie dam radę,nie zależy mi na tobie,rób,co chcesz.....
Wczoraj coś w moim męzu pękło.Mamy za sobą długą,szczerą rozmowę.Usłyszałam:"wiem,że tylko na ciebie mogę liczyć,tylko ty się ode mnie nie odwrócisz,proszę módl się za mnie.Wiem,że dziecko jest najważniejsze i ten związek nie ma szans.Chcę to skonczyć."
Powiedział mi,że przez cały czas tego romansu przytrafiają mu się niedobre rzeczy.Nałapał punktów karnych tyle,że może stracić prawko jazdy.Kilka razy cudem uniknął groźnego wypadku.Zgubił dokumenty bardzo ważne.Kiedy do niej jedzie utyka w gigantycznych korkach prawie zawsze.Dociera w ostatniej chwili,może z nia spędzić godzinke,dwie i musi wracać do dziecka.Bo ja idę do pracy.Ostatnio rozpetała się taka burza śnieżna,że musiał zawrócić.
Zrozumiałam,że to to Bóg daje mu znaki.Bóg okazuje swoją dezaprobatę.I powiedziałam mu to.
Co z tym wszystkim zrobi.....tego nie wiem.Ale może powinnaś za moim przykladem pokazać mężowi,że może wszystko stracić szybciej,niz mu się wydaje.....


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group