Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Kącik psychologiczny - Przeżyć zdradę i odzyskać nadzieję.

Anonymous - 2006-05-04, 13:33

Błękitna - powiedz mi, czy strach, który teraz czuję, to drugi czy trzeci etap. Już było tak dobrze, a tu nagle to. Złość w tej chwili minęła, pojawił się strach. Jest gorszy niż złość. Czuję się tak, jakbym cofnęła się do punktu wyjścia.....
Anonymous - 2006-05-04, 17:58

Powiem Ci ze swojego doświadczenia: Tak strach jest typową reakcją na taką burzę jaka CIę zastała. Pamiętasz apostołów na łodzi? Był z nimi Chrystus na pokładzie a oni mimo to tak się zlękli. Robili co w ich mocy ogarnięci paniką, aby nie dopuścić do zatopienia łodzi..Co robił w tym czasie Jezus? Spał.
"Krocząc po jeziorze, ubezpieczając łódź miotaną falami i przeciwnym wiatrem, podając rękę tonącemu Piotrowi, mówiąc do apostołów: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się, uciszając żywioły - Chrystus objawia boską potęgę i wszechmoc. Mała wiara, zwątpienie i strach apostołów są groźniejsze od rozszalałych żywiołów. Gdy Jezus z Piotrem wsiedli do łodzi, minęło niebezpieczeństwo, okrzyk strachu i przerażenia - Panie, ratuj mnie! - zamienia się w wyznanie wiary: Prawdziwie jesteś Synem Bożym!" Sztorm ucichł, bałwany złagodniały, na niebie rozbłysły gwiazdy, a łódź płynęła po cichym jeziorze. Wówczas zwracając się do uczniów Jezus zapytał z troską: „Czemu jesteście tacy bojaźliwi? Jakże to, jeszcze wiary nie macie?” MAR. 4,40. Gdy Chrystus obudził się, aby stanąć wobec burzy, był zupełnie spokojny. Nie było śladu strachu w Jego słowach lub spojrzeniu, bowiem strach nie mieszkał w Jego sercu. Ale On nie położył się na spoczynek w świadomości swej wszechmocy jako Pan nieba i ziemi. Złożył On z siebie tę władzę, mówiąc: „Nie mogę sam z siebie nic uczynić” JAN 5,30. Chrystus ufał w moc Ojca. Była to wiara w boską miłość i opiekę, na której polegał Jezus, a potęga słów, które uciszyły burzę, stanowiła potęgę Boga.

Anonymous - 2006-05-05, 06:59

Piękne słowa - dzięki bardzo. Jednocześnie uświadomiły mnie one, jak mało we mnie jeszcze wiary w moc Boga...
Anonymous - 2006-05-05, 07:11

Racja,Kasiu,pięknie to napisałaś,tylko z tego trzeba brać przykład w zyciu,dziewczyny nie lękajmy się,a wszystko się ułoży.
Anonymous - 2006-05-05, 07:41

No właśnie : Nie lękajmy się .
Anonymous - 2006-05-05, 09:28

Dokładnie tak, dziewczyny. Właśnie chciałam Wam napisać, że z gniewem można radzić sobie sposobami. Z lękiem trzeba do Boga, pod Jego stopy.

Majka, Wanboma, jeszcze nie raz dopadnie was strach, lęk czy obawa przed ponownym zaufaniem.
Ale jeśli się przyjżycie uważnie życiu, to ono na każdym kroku takie jest, nieprzewidywalne. W zasadzie możnaby z domu się nie ruszać. Zdrady, kataklizmy, tragedie, choroby. Jednego dnia macie zdrowe dziecko, a drugiego dnia to dziecko znika z waszego życia. Jak zaufać, że z drugim i trzecim nie będzie tak samo? "Bo gdy sensu nie ma to Sens się zaczyna, prawda Wanboma?

Według mnie tu zaczyna sie kwestia zaufania Stwórcy. Nawet jeśli Ty nie wiesz jaki sens dla Twojego życia miała zdrada męża, to On wie. Jeśli zaufasz, powieżysz Mu swe niepokoje.
Ważne jest, żeby z ludzkiej strony zrobic wszystko, co tylko możliwe. Żeby przyznać się, że ma się w tej sytuacji udział. Ale, że ma się też wolę naprawy.
Zrobić wszystko, to według mnie na przykład wykorzystać prawa psychologii. nauczyc się dialogu bez przemocy, poznac siebie (bo jesteśmy najpiękniejszym dziełem Boga, a znajac siebie bedziemy umieli kształtowac charakter), przebaczyć (Annie, właśnie zrozumiałaś jedną z najpiękniejszych prawd, że do przebaczenia potrzebna jesteś tylko Ty. To Ty możesz podnieść kotwicę wyrządzonej Ci krzywdy, a tym samym pozwolić, aby Twój okręt zatańczył znów radośnie na falach, i popłynął drogą wyznaczoną przez Wielkiego Rybaka).

Ja, kiedy wiem, że zrobiłam wszystko, na co było mnie stać, a w dalszym ciągu czuję strach, zamykam oczy i modlę się: "Tylko tyle mogę zrobić, Panie, a resztę zawierzam Tobie. Bądź wola Twoja. Jezu Ufam Tobie".

Anonymous - 2006-05-05, 09:31

Zapraszam Was do nowego tematu: "Zaufać ponownie: człowiekowi, czy Bogu?"
Anonymous - 2006-05-05, 09:54

Jeszcze jedno, to że się boimy, to normalne, ludzkie. W drugiej fazie reakcji na stratę konfrontujesz się ze wszystkimi strachami i lękami (czyli z rzeczywistością i z wyobraźnią). Dzieje się tak po to, żeby móc stanąć w końcu na nogi POMIMO tego, co nas może jeszcze czekać.
Najgorzej jest uciekać przed własnymi lękami. Wtedy nigdy tak naprawdę nie przyjrzysz się temu, czego się boisz i nie będziesz w stanie powiedzieć:" tego bać się naprawdę nie warto, a na tamto mam taki i taki sposób, a to trzecie po prostu zawierzę Bogu".

Anonymous - 2006-07-27, 10:03

Błękitna, proszę wytłumacz mi coś. Na ostatniej wizycie u psychologa wróciliśmy do mojej agresji... czy się powtórzyła i jak sobie z tym radzę... Rozmawialiśmy o Nim. W dziwny sposób - sposób, który mnie denerwował, aż doszło do pytania, co mógłbym zrobić, gdybyśmy żyli w świecie bez zasad moralnych i etycznych... odpowiedzi przestraszyłem się sam, ale odpowiedziałem zgodnie z tym co czułem. Pytam Cię, bo chciałbym wiedzieć jak Ty byś spojrzała na moją odpowiedź... Proszę odpowiedz.
Anonymous - 2006-07-30, 00:42

Dobry wieczór Rot.
Bardzo często boimy się tego co jest w nas, głęboko ukryte. Warto jest pamiętać o tym, że jest w nas i dobro i zło. Dzięki tej świadomości możemy uczyć się lepiej panować nad impulsami, rozróżniać, to co prowadzi do dobra, od tego co nas prowadzi ku krzywdzie własnej i innych.

Jeśli twoja odpowiedź (której nie znam) przeraziła Cię, to zakładam, że mówiła o czymś bardzo złym. Nie bój się. Ta odpowiedź wskazuje Ci nad czym możesz pracować, co musisz mieć na uwadze. Nie przypuszczam żeby prawdziwie zły człowiek choć przez chwilę pomyślał o tym jak bardzo jest zły, raczej będzie widział w sobie ideał ( spójrz na Hitlera czy Stalina).

Kiedy dostrzegasz w sobie słabość, kiedy zrozumiesz czym w Tobie ona żyje, łatwiej będzie Ci nie ulec jej pokusom.

Brawo Rot. Skoro stawiłeś czoła własnej słabości i zajrzałeś jej w oczy, to teraz rozpracuj ją i wzrastaj w dobru.

Jeśli chciałbyś napisać coś więcej, czekam na blekitna@onet.eu.
Pozdrawiam serdecznie.

Anonymous - 2006-08-07, 12:29

Błękitna, poniżej wklejam dwa moje posty z innego wątku. I mam jedno pytanie: co teraz? Coś robić? Z małżeństwem, z sobą?. Nic nie robić? Czy ten stan minie, czy już zostanie?


Wysłany: 2006-08-04, 21:39


--------------------------------------------------------------------------------

Wanboma, ja właśnie chciałam o tym pisać, co Ty, ale jako pytanie do psychologa. Może to zrobię, ale nie bardzo w tej chwili wiem, jak to sformułowac. Od kilku dni mam wrażenie, że przestałam kochać swojego męża. Ja się nie budze z myslą o nim. NIe tęsknię. Cieszę się , że go nie ma. Jak się pojawia, nie wiem co ze sobą zrobić. Jestem tylko wściekła, że nie dzwoni do dziecka. Ostatnio przyjechał do niej w poniedziałek, bo była chora. Ciągle jest. Ale tylko przysyła sms-y z pytaniem, jak się czuje. Do tego zaczełam mysleć o innych mężczyznach. Szczególnie o jednym. Znamy się od wielu lat, nigdy tak o nim nie myślałam, jak teraz. W sumie nic dziwnego. Jest dla mnie zwyczajnie miły, zauważa moją nową fryzurę lub bluzkę. Inaczej jak mój mąż, który o wszystko mnie obwinia i nawet jak się pojawi, to na mnie nie patrzy. Kurczę, nie chciałam o tym wszystkim pisać. To są drobiazgi. Najważniejsze jest to, że mi dla odmiany zalezy na naszym małżeństwie, ale nie na mężu.... Jest to paradoks? może . Ale zalezy mi dlatego, że chciałabym być w porządku wobec siebie, jego i Boga. A z drugiej strony cenię sobie tę wolnośc, jaką mam teraz. Nie muszę uważć na każde słowo, jakie mówię, żeby się znów nie obraził i nie przestał do mnie odzywać, idę spać kiedy chcę i nie muszę walczyć z sennością, bo Pan i władca znów będzie zły , że nie chcę się z nim kochać, bo chce mi się spać, nie musze chodzić w stringach itp. Mam swoje pieniądze, swój samochód, swój wolny czas .Tyle rozum. A serce? Miłośc się chyba wypaliła. W końcu jak się codziennie leje na ogień wiadra wody, to w końcu zgaśnie. Tylko gdzie w tym wszystkim ratowanie małżeństwa? Już mi się chyba nie chce. Normalne to? może nie. I co teraz?


Przepraszam , Mirela, ale o jakim "złu" piszesz? Wcale nie czuję się "zrelaksowana". Czuję się samotna, smutna i niekochana. Do relaksu mi baaaardzo daleko. Czy złem jest to , że chronię się przed kolejnym zranieniem? Że wchodzę w skorupę wygaszając moją nieodwzajemnianą miłość? Przecież większość pisze tutaj , żeby odciąć się emocjonalnie, zająć się sobą. Zajęłam się, odcięłam. Już mi nie zależy na nim. A na małżeństwie zależy chyba już tylko dla córki. Żeby nie musiała przechodzić przez to , co ja , gdy moi rodzice się rozstawali. Może byś w takim razie nazwała to "zło", bo może ja czegoś nie widzę?

Anonymous - 2006-08-11, 12:10

Dzień Dobry Agnieszko 2,
Ujęłaś dokładnie sedno sprawy „ chronię się przed kolejnym zranieniem”. Twój stan emocjonalnego wypalenia jest naturalną ochroną przed cierpieniem. Kiedy organizm przeczuwa, że już więcej nie zniesie – wyłącza emocje. Będą one wracały, falami, albo w konkretnych momentach ( jak gniew, który opisujesz). I tak na zmianę, aż osiągniesz stan równowagi.
To, że właśnie teraz zaczęłaś myśleć o innych mężczyznach też mnie nie dziwi. To swego rodzaju bunt przeciwko temu, co Cię spotkało. Człowiek potrzebuje innych ludzi jak wody. Potrzebuje przejrzeć się w ich oczach jak w lustrze. Chcesz widzieć, że inni dostrzegają Ciebie w pełni Twojego piękna. Jesteś tego warta.
ALE uważaj, bo stąd może być już bardzo blisko do uwikłania się w związek, który Twojemu małżeństwu na pewno nie pomoże, ani Tobie. Więc wsparcie ze strony przyjaciół jaknajbardziej i jaknajczęściej, ale stawiaj granice, bo dla pewnego typu mężczyzn (dla pocieszaczy) stałaś się łakomym kąskiem.
( A tak nawiasem mówiąc, to po przeczytaniu wszystkich Twoich postów ( do czego mnie Potworo ;-) zmusiłaś tym pytaniem) jestem o Ciebie jakoś dziwnie spokojna.)

To ważne, co piszesz o wolności. Z Twoich postów wynika, że byłaś w małżeństwie powojem, że starałaś się „aż za bardzo”. Ja widzę ratowanie Twojego małżeństwa paradoksalnie właśnie w tej wolności, którą świeżo odkryłaś. Właśnie teraz możesz namacalnie dostrzec, że nie – wolnik nie zbuduje małżeństwa na skale. Zapamiętaj tę wolność i nie daj jej sobie już nigdy odebrać.
Kiedy czujesz się w małżeństwie wolnym człowiekiem, to wszystko robisz dlatego, że chcesz dać siebie drugiemu człowiekowi ( bez lęku), a nie dlatego, „że Pan i władca znów będzie zły”. A kiedy czegoś nie dajesz, to uczysz drugą osobę swoich granic i uczysz szacunku i prawdy o sobie. Zresztą po co ja Ci to mówię, przecież Ty i tak to wszystko już wiesz.
A teraz co? Zająć się sobą – tak, odciąć emocjonalnie – nie. Ogień nie jest tak łatwo zagasić. Gdzieś tam tli się jeszcze iskierka, która trzeba wesprzeć pomimo wszystko. Pamiętasz jak pisałaś o „ Miłości i odpowiedzialności” ?. Więc nawet jeśli nie czujesz teraz, że chcesz o niego walczyć, dla niego samego, to pomimo tego trwaj. Nastała teraz dla was „czarna noc miłości”, próba.

A teraz najważniejsze. Jak możesz sobie pomóc? Przede wszystkim pokochać swojego największego przyjaciela zaraz po Bogu. Czyli Agnieszkę, którą masz w sobie. To jedyny człowiek, który nigdy nie nadużyje Twojego zaufania, nie opuści Cię, ąż do śmierci .
Czy potrafisz zająć się Agnieszką, która potrzebuje miłości? Uspokoić ją, docenić, pochwalić, wesprzeć, pomóc poukładać ważne sprawy? Ukoić ból małej Agnieszki po rozstaniu rodziców, żeby nie musiała sobie w dorosłym życiu niczego udowadniać?
Być może szukałaś w mężu tego, czego żaden człowiek nie może Ci dać, oprócz właśnie Ciebie jednej. To podstawowe poczucie bezpieczeństwa, akceptacji i wolności właśnie. A miłość jest po to, żeby się tym dzielić. „Kochaj bliźniego swego jak SIEBIE SAMEGO” prawda?
Nie piszesz, czy próbowałaś męża namówić na terapię. To byłoby najlepsze rozwiązanie, moglibyście bezpiecznie porozmawiać. Namawiaj go. Jeśli nic z tego, to nie odcinaj się od niego. Niech czuje waszą obecność, a Ty zajmij się ogniskiem. Nawet jeśli Ci się wydaje, że zagasło, to rozgarnij zalaną ziemię, aż poczujesz ciepło, pozbieraj patyczki, ułóż, rozpal na nowo. Pokaż swojemu dziecku, że ma się przy czym ogrzać. Czasem jeden dorosły gdzieś odchodzi, ale drugi czuwa.
Pozdrawiam Cię, bardzo serdecznie.

Anonymous - 2006-08-11, 13:41

Dziękuję , Błękitna. Lejesz mód na moje skołatane serce. I ciesze się, że moja intuicja tym razem mnie nie zawiodła, że większość z tego co napisałaś wiedziałam, albo czułam.
Serdecznie pozdrawiam

Anonymous - 2006-08-31, 18:55

Błękitna- pisałaś że jest jeszcze czwarty etap...Jaki on jest?
Czy to nie jest przypadkiem pogodzenie sie z zaisniałą sytacją i powierzenie jej Chrystusowi?
Ja ostatnio czasami tego doświadczam. Czasami, bo innym razem jest to ogromny smutek przeplatany z żalem po tym co było a niewiadomo czy wróci....

A mam jeszcze jedno pytanie? A są jakieś etapy zauroczenia zdradzającego?
Może gdybyśmy je poznali choć troche zrozumielibyśmy dlaczego to zrobili...:(, na jakim etapie są czy jest jakaś szansa na koniec ich związku z inną osobą...:(

Asia


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group