|
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR :: Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
|
|
Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Problem A
Anonymous - 2012-11-16, 23:24
Jędrku, bardzo ci dziękuję za twój post.
Tak bardzo chciałabym zrozumieć mojego męża...
Dzisiaj pierwszy raz byłam na spotkaniu grupy kobiet współuzależnionych tak jak ja i powiem szczerze, że gorzej mi po tym spotkaniu. Kobiety w nim uczestniczące uświadomiły mi, że tak na prawdę alkoholik nawet na łożu śmierci może jeszcze prosić o piwo a nawet jeśli nie pije, to jest jak "cykająca bomba"
Staram się naprawdę bardzo powierzyć to wszystko Jezusowi, nie myśleć o przyszłości i Mu zaufać.
Mężowi ostatnio bardzo się pogorszyło, mówi mi, że "przecież wiem gdzie są drzwi", że mam złożyć pozew o rozwód (nawet mi wydrukował z internetu gotowy druk).
Dzisiaj byłam na terapii - zamknął drzwi na zamek, którego nie używamy, bo nie mamy do niego klucza :( nie mogłam wejść do domu - bałam się o dzieci - na szczęście Bóg zesłał mi moją siostrę i szwagra, którzy pomogli mi opanować emocje i dostać się do środka.
Tak bardzo chciała bym mu pomóc modlę się, bo wiem, że ja tutaj nie pomogę choćbym nie wiem co robiła. Dzisiaj był w bardzo złym stanie - wepchnął mnie do kuchni i nie pozwolił wyjść dopóki go nie wysłucham. Był jak opętany. Zresztą już nie raz mnie szarpał i spychał ze schodów Boję się go jest coraz gorzej
[ Dodano: 2012-11-16, 23:30 ]
Zapomniałam dodać, że na terapię przestał chodzić. Raz poszedł podpity a drugi raz wcale i teraz nie mam pojęcia czy się umówi
Anonymous - 2012-11-17, 11:58
RóżaR napisał/a: | Tak bardzo chciała bym mu pomóc |
Tylko i wyłącznie pomożesz i jemu i sobie wzmacniając siebie! To najważniejsze powinnaś wynieść ze spotkań dla współuzależnionych! Te lękowe teksty o "cykającej bombie" są naprawdę w całokształcie nieistotne!
RóżaR napisał/a: | Dzisiaj był w bardzo złym stanie - wepchnął mnie do kuchni i nie pozwolił wyjść dopóki go nie wysłucham. Był jak opętany. Zresztą już nie raz mnie szarpał i spychał ze schodów Boję się go |
Różo - powinnaś zadzwonić na Niebieską Linię, bo to jest przemoc. Podobnie ta sytuacja z zamkiem - to też jest przemoc. Módl się o siłę dla siebie aby przeciwstawić się krzywdzie i przemocy, to jest w tej chwili najważniejsze.
Przytulam!
Anonymous - 2012-11-18, 23:19
U mnie sytuacja teraz wygląda tak: po piątkowej akcji z zamkiem (tego wieczoru mąż pokłócił się też z moją siostrą...), wepchnięciu do kuchni i jego agresji oraz jak zwykle pretensjom w moim kierunku, męża przez te dwa dni prawie nie było w domu. Spędził pijany weekend. Wracał pijany, ale na szczęście kładł się spać i mnie nie zaczepiał (chyba to wymodliłam - dzięki ci Jezu <3 )
Natomiast ja zaczynam zauważać zmianę w moim zachowaniu. Już tłumaczę o co chodzi... Przeczytałam tu na forum (nie pamiętam w którym wątku) piękne wytłumaczenie jak zaufać Jezusowi i powierzyć mu wszystkie swoje sprawy oraz odganiać od siebie myśli o przyszłości. Oczywiście od razu wprowadziłam wszystkie wskazówki w życie. W międzyczasie również modlę się do Ducha św.
Nie uwierzycie, ale stał się chyba cud. Jezus wlał we mnie ogromny spokój - to nie do wiary biorąc pod uwagę, że sytuacja w mojej rodzinie na prawdę robi się tragiczna bo widzę, że mąż idzie coraz dalej w to bagno
Po piątkowym spotkaniu w grupie współuzależnionych byłam zasmucona tym co usłyszałam, trochę wyprowadziły mnie z równowagi te zamknięte drzwi, ale to ze względu na dzieci - bałam się o nie.
Dostałam od Jezusa tyle spokoju, że sama się dziwię i jednocześnie cały czas mu za to dziękuję. Podarował mi weekend bez awantur, czepiania i innych przykrości - to nieprawdopodobne.
Szkoda tylko, że druga strona medalu nie wygląda tak kolorowo i nie piszę tego z wyrzutem do Boga, nic z tych rzeczy... Przemyślałam sobie wszystko i na poważnie przebaczam mojemu mężowi - to też sprawił Jezus - tylko to mnie uwolni, tylko ON mnie uwolni
Czytałam gdzieś - nie pamiętam, może nawet tu na forum, że małżeństwo jest jednym ciałem i jak jedna strona zbliża się do Boga to w tej drugiej stronie - wiadomo kto okropnie się broni i dlatego sytuacja się na jakiś czas pogarsza... chyba to właśnie ma miejsce. Jest mi okropnie żal męża, że pogrąża się coraz bardziej robiąc krzywdę sobie i oczywiście dzieciom, bo nie wolno też o nich zapomnieć. Jednocześnie jest mi żal, że teściowa i rodzina męża bagatelizują problem ale niestety nie ja będę ich osądzać, szkoda tylko, że się obudzą być może za późno
Nie wiem jeszcze co zrobię, bo muszę go wyciągnąć z tego bagna - ale nie takimi sposobami jakie pierwsze przychodzą na myśl, czyli prośbami, groźbami i naciskami. Nie mam jeszcze pomysłu, ale ufam Jezusowi! Jeśli macie dla mnie jakieś wskazówki to proszę napiszcie - będę czekała na każdą odpowiedź od was.
Przeczytałam w weekend książkę Dobsona "Miłość potrzebuje stanowczości", co o niej sądzicie? Czy wskazówki w niej zawarte rzeczywiście są zgodne z nauką Kościoła? Trochę mam odczucie jakby Dobson dopuszczał możliwość rozwodu. Skoro mam wypuścić męża z klatki żeby dokonał wyboru to co się stanie jeśli wybierze butelkę?
|
|