Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - odszedł ode mnie mąż...

Anonymous - 2012-10-27, 13:06
Temat postu: odszedł ode mnie mąż...
Witam. Jestem tutaj nowa. Trafiłam na to forum przez przypadek. Polecił mi je kolega, który również przechodzi głęboki kryzys w małżeństwie. Z mężem jesteśmy w związku 8 lat, 5 lat po ślubie. Pobraliśmy się z miłości bardzo młodo, w wieku 22 lat. Trzy miesiące temu mąż zdecydował się ode mnie odejść. Wina leży po mojej stronie. Zdradziłam go 2 lata temu... W naszym małżeństwie zaczynało się psuć, poznałam na studiach faceta, zauroczyłam się z wzajemnością i popełniłam ten straszny błąd... Przyznałam się mężowie. Wtedy powiedział, że mi wybacza. Że kocha i nigdy nie pozwoli mi odejść... Teraz przyznał, że tak na prawdę nigdy o tym nie zapomniał. Że dusiło go to przez cały ten czas... Że coś w nim pękło i nie potrafi mi już zaufać. Że już mnie nie kocha. Wyprowadził się do znajomych a ja dopiero wtedy zrozumiałam co zrobiłam. Jak bardzo go skrzywdziłam. I tak na prawdę nie zrobiłam nic, żeby mu tą krzywdę wynagrodzić... Kocham męża. Całym sercem i całą duszą. Chcę go odzyskać. Ale wszelkie próby ratowania małżeństwa nic nie dają. On twardo stoi przy swojej decyzji. A ja ciągle mam nadzieję... Oddaliliśmy się od Boga. Tak na prawdę już po ślubie przestaliśmy uczęszczać do kościoła... Teraz czuję, że kogoś brakuje w moim życiu. Zaczęłam się modlić, codziennie. Dzisiaj chcę iść do kościoła, zawierzyć całe swoje życie Bogu. Może On tak chciał. Może ten kryzys jest dla nas szansą. Może przez to Bóg chce nam coś powiedzieć... Bardzo proszę o modlitwę w intencji naszego małżeństwa...
Anonymous - 2012-10-27, 14:03

Ja jedyne co mogę Ci ofiarować to modlitwę. Sama jestem w poważnym kryzysie, wszystko powierzyłam Bogu i wiem, że będzie jak Bóg zechce... To co zrobiłaś mężowi to draństwo najwyższego kalibru, wiem bo jestem tak jak i Twój mąż bardzo zraniona. Staraj się z nim rozmawiać i rozmawiać i błagaj o wybaczenie i zaufanie , mów że kochasz że żałujesz , może Wam się uda, Życzę Wam tego z całego serca
Anonymous - 2012-10-27, 16:05

Lonia napisał/a:
To co zrobiłaś mężowi to draństwo najwyższego kalibru, wiem bo jestem tak jak i Twój mąż bardzo zraniona.
Loniu nie oceniaj tego nie wolno robić. Nie można patrzeć na drugiego człowieka przez swój własny ból, rozumiem co czujesz ale nie chciała byś być oceniana przez pryzmat Twoich błędów.
daphny27 napisał/a:
Oddaliliśmy się od Boga. Tak na prawdę już po ślubie przestaliśmy uczęszczać do kościoła... Teraz czuję, że kogoś brakuje w moim życiu. Zaczęłam się modlić, codziennie. Dzisiaj chcę iść do kościoła, zawierzyć całe swoje życie Bogu.
Daphny i tak trzymaj proś Boga o pomoc w ratowaniu tego co tak na prawdę wy oboje popsuliście. Do kryzysu przyczyniają się zawsze obie strony ale to bardzo dobrze, że dostrzegasz swoją winę, wiesz o swoich błędach wiele ale jeszcze nie wszystko.

Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na taki krok tak szybko po ślubie?

To jest bardziej zastanawiające a niżeli sam epizod zdrady. Zdrada była tylko efektem tego co działo się w waszym związku wcześniej.

Anonymous - 2012-10-27, 16:44

Cytat:
Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na taki krok tak szybko po ślubie?

To jest bardziej zastanawiające a niżeli sam epizod zdrady. Zdrada była tylko efektem tego co działo się w waszym związku wcześniej.


Tolek :-> , chłopie ............ przedobrzyłeś . :evil:
Zdrada jest epizodem ? :shock:
Przez ten "epizod" Daphny tu trafiła .
Na szczęście Ona sama zdaje sobie sprawę :-> z tego co zrobiła i kto ponosi winę za zdradę .
Zdrada nie jest żadnym efektem , skutkiem , jakimś nieuniknionym następstwem , oczywistością itp.
tego co działo się wcześniej w związku .
:!:
To moje zdanie . Pozwam sobie nawet wytłuścić .
Jak ktoś ma inne zdanie , czekam na UZASADNIENIE .
( jasne , że tu nie chodzi o mnie , ale przeczyta to wiele osób , a przecież
wyrabiamy sobie własne zdanie również czytając innych )

Cytat:
Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na taki krok tak szybko po ślubie?


............. pisze przecież : :mrgreen:
"W naszym małżeństwie zaczynało się psuć, poznałam na studiach faceta, zauroczyłam się z wzajemnością i popełniłam ten straszny błąd..." nic szczególnego , typowe


Daphne , może napisz
o tych próbach ratowania ? :roll:

Anonymous - 2012-10-27, 16:58

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze problem DDA. Ja jestem zdiagnozowanym DDA... Kilkakrotnie leczyłam się na depresję, przebywałam nawet w szpitalu psychiatrycznym, bo chciałam się targnąć na swoje życie... Rozpoczęłam kiedyś terapię, którą przerwałam, bo była dla mnie zbyt bolesna. Patrząc z perspektywy czasu dopiero teraz widzę, jaką byłam "zołzą". Świadomie bądź nie wywierałam na męża presję, żeby otrzymać to, co w danym momencie chciałam. Jeżeli się z czymś nie zgadzał wymuszałam to na nim płaczem bądź emocjonalnym szantażem. Nie dziwię się, że w końcu tego nie wytrzymał. No bo ile można wytrzymać z wiecznie lamentującą, niezadowoloną z życia kobietą... Wiecznie czegoś mi brakowało. Najważniejszą osobę miałam tuż obok a nie potrafiłam tego docenić...
Tak na prawdę dopiero od niedawna staram się słowa przemienić w czyny. Do tej pory tylko mówiłam, że się zmienię, żeby dał mi szansę. Teraz staram się wprowadzać zmiany w swoim zachowaniu małymi kroczkami. Wróciłam na terapię. Byłam dopiero na jednym spotkaniu, we wtorek mam kolejne. Tym razem obiecałam sobie, że nie zrezygnuję choćby nie wiem jak ciężko było. Zapisałam nas też wstępnie na rekolekcje dla małżeństw. 30.11 odbędą się w Legnicy. Mąż na razie twierdzi, że nigdzie nie pojedzie, ale mam nadzieję, że przez ten miesiąc zmieni zdanie... Wcześniej poniżałam się, błagałam wręcz na kolanach, płakałam... Robiłam obiadki, byłam na każde jego zawołanie. A on przychodził, najadł się i wychodził z kolegami na miasto. Bo teraz tak wygląda jego życie - koledzy, imprezy... Zmienił się bardzo, psychicznie i wizualnie. Boli mnie to strasznie, bo za każdym razem, gdy wychodzi wyobrażam go sobie z inną kobietą...
Chciałabym ograniczyć telefony do niego. Bo cały czas mnie o to prosi, a ja nie potrafię uszanować jego zdania... Mam straszne huśtawki nastrojów. Są dni, kiedy jestem spokojna. Wtedy on chętnie wraca do domu. Ale bywa, że zostaje u znajomych a ja wtedy dzwonię i błagam, żeby nie zostawiał mnie samej... Denerwuje go to. Mówi, że przez 8 lat był na każde moje zawołanie. Teraz mogę sobie prosić i płakać a on i tak zrobi to, co uważa. I zazwyczaj wtedy nie wraca przez kilka dni do domu. Powtarza mi ciągle, że jeśli ja będę w porządku wobec niego to on też będzie wobec mnie. Jeśli jednak będę tak dramatyzować i nie dawać mu chwili wytchnienia odetnie się ode mnie całkowicie. Jakiś czas temu powiedział, że nie daję mu nawet czasu na zastanowienie się...
Skąd wziąć w sobie tyle siły, żeby na jakiś czas odciąć się od niego. Nie dzwonić, nie płakać, nie prosić, żeby przyjeżdżał... Kiedy samotność jest nie do zniesienia... I tęsknota za nim...

Anonymous - 2012-10-27, 17:30

mare1966 napisał/a:
Tolek :-> , chłopie ............ przedobrzyłeś . :evil:
Mare troche masz racje ale wówczas jeżeli ktoś zdradza z premedytacją, ale jeżeli ktoś popełnia błąd to jest to czymś podyktowane tym bardziej jak zdaje sobie sprawę z ogromu zła swojego czynu i Daphne dopiero teraz opisała co leży u podstaw jej postępku.

Daphne pytasz
Cytat:
Skąd wziąć w sobie tyle siły, żeby na jakiś czas odciąć się od niego. Nie dzwonić, nie płakać, nie prosić, żeby przyjeżdżał... Kiedy samotność jest nie do zniesienia... I tęsknota za nim...

a tutaj jest odpowiedź
daphny27 napisał/a:
Wróciłam na terapię.
i dodaj do tego spowiedź i modlitwę oraz zaufanie Bogu.
Anonymous - 2012-10-27, 17:37

Boję się spowiedzi... Czy Bóg mi to wybaczy? To długotrwałe zaniedbanie i odwrócenie się od niego? Czy da nam szansę na naprawienie tego wszystkiego?
Anonymous - 2012-10-27, 17:38

Daphne każda terapia boli żeby nie rozprzestrzeniało sie zakażenie trzeba oczyścić ranę i pozwolić sie jej wygoić, masz chorą psychikę wypaczoną nie z własnej winy trzeba zacząć zdawać sobie sprawę z własnych słabości i wówczas wszystko może wrócić na swoje miejsce. Tym bardziej, że piszesz o swoich manipulacjach mężem. Z tego co piszesz chce wrócić do Ciebie ale nie do dawnej tylko do nowej lepszej Daphne.

[ Dodano: 2012-10-27, 19:11 ]
daphny27 napisał/a:
Boję się spowiedzi... Czy Bóg mi to wybaczy? To długotrwałe zaniedbanie i odwrócenie się od niego? Czy da nam szansę na naprawienie tego wszystkiego?
Daphne można bać się sedziego a nie miłującego Ojca. Uczucie strachu dyktuje ten :evil: , uczucie miłości pochodzi od Boga. Nie ma tak ciężkiego grzechu żeby nie został obmyty przez krew Chrystusa i wybaczony. Spowiedź jest pierwszym krokiem do zdrowych relacji.

Nie trafiłaś tutaj po to żeby czynić masochistyczny gest samoubiczowania ale po to aby trafić do Boga.

Jeżeli znasz ewangelię to wiesz, że nawet jawnogrzesznicy Pan wybaczył grzechy. Odkryj w sobie to dobro, które jest ukryte gdzieś głęboko naprawdę warto. Bóg nie stworzył nas po to abyśmy cierpieli ale po to abyśmy byli szczęśliwi. Nie bój się Bogu powiedzieć tak ja upadłam proszę podnieś mnie.

Anonymous - 2012-10-27, 20:55

Cytat:
Boję się spowiedzi... Czy Bóg mi to wybaczy? To długotrwałe zaniedbanie i odwrócenie się od niego? Czy da nam szansę na naprawienie tego wszystkiego?


Ew , Łukasza 15:10 tak samo radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika który się nawraca

czy Bóg ci wybaczy ? ja myślę że idąc do spowiedzi , wyjawiając swoje grzechy i okazując szczerą skruchę za swoje postępowanie na pewno znajdziesz łaskę w oczach Boga
ale jeżeli chodzi o szanse dla was dwojga to wy sami musicie ja sobie dac nikt za was tego nie zrobi , Bóg wskaże ci drogę i poprowadzi za rękę tylko sie pilnuj aby iśc we wskazanym przez niego kierunku

trzymaj sie kochana

Anonymous - 2012-10-27, 21:48

Tolek napisał :
Cytat:
Mare troche masz racje ale wówczas jeżeli ktoś zdradza z premedytacją, ale jeżeli ktoś popełnia błąd to jest to czymś podyktowane tym bardziej jak zdaje sobie sprawę z ogromu zła swojego czynu i Daphne dopiero teraz opisała co leży u podstaw jej postępku.

Tolek , jest tu sąsiedni wątek gdzie zdradził mężczyzna , ale .........
no właśnie - od razu próbował się usprawiedliwić , że tak naprawdę to właściwie winna jest
oziębłość żony , a on tylko się zakochał .

Istnieje pojęcie "zabójstwa w afekcie"
.............ale
wskoczenie z kimś do łóżka to zupełnie inna bajka .
Znaczy jak , zrobił to nieświadomie ?
Przecież OD RAZU nikt nie idzie na całość , jest mnóstwo czasu do myślenia .
To jest decyzja świadoma , wg. mnie najcięższe przewinienie
względem małżeństwa , a nie jakiś tam błąd .
............ a tłumaczenie tego miłością ?
......... pytam , miłością do kogo ?


A czy jest zdrada jest choćby tytaj .
Daphny pisze :
Cytat:
Boli mnie to strasznie, bo za każdym razem, gdy wychodzi wyobrażam go sobie z inną kobietą...


Mąż pewnie sobie też wyobrażał , tyle , że on MIAŁ PEWNOŚĆ , że to się naprawdę stało .
Daphne - zapomnieć się nie da , wybaczyć można .

Daphne , piszesz szczerze i odważnie .
O wybaczenie Boga bym się nie martwił , gorzej z wybaczeniem ludzkim .

Anonymous - 2012-10-27, 22:00

daphny27 napisał/a:

Wcześniej poniżałam się, błagałam wręcz na kolanach, płakałam...

Chciałabym ograniczyć telefony do niego. Bo cały czas mnie o to prosi, a ja nie potrafię uszanować jego zdania... Mam straszne huśtawki nastrojów. Są dni, kiedy jestem spokojna. Wtedy on chętnie wraca do domu. Ale bywa, że zostaje u znajomych a ja wtedy dzwonię i błagam, żeby nie zostawiał mnie samej... Denerwuje go to. Mówi, że przez 8 lat był na każde moje zawołanie. Teraz mogę sobie prosić i płakać a on i tak zrobi to, co uważa. I zazwyczaj wtedy nie wraca przez kilka dni do domu. Powtarza mi ciągle, że jeśli ja będę w porządku wobec niego to on też będzie wobec mnie. Jeśli jednak będę tak dramatyzować i nie dawać mu chwili wytchnienia odetnie się ode mnie całkowicie. Jakiś czas temu powiedział, że nie daję mu nawet czasu na zastanowienie się...
Skąd wziąć w sobie tyle siły, żeby na jakiś czas odciąć się od niego. Nie dzwonić, nie płakać, nie prosić, żeby przyjeżdżał... Kiedy samotność jest nie do zniesienia... I tęsknota za nim...


Kiedy jest z Tobą - pomyśl, jak to zrobić, aby wracał do miejsca, w którym czuje się dobrze i spokojnie. Odstaw lęki na bok. Zupełnie inną moc ma spokojna deklaracja, że czekasz, że ma przy Tobie miejsce. On wie, że tęsknisz, ale czy wizja spotkania pełnego płaczu i emocji nie odstrasza? Tzn. czasem bywają dramatyczniejsze spięcia.. Ale czy u Was to jest męcząca codzienność? Jesteście na jakimś rozstaju. Wykorzystaj te spotkania, aby być dla niego dobrą...

Oprzyj się na Bogu i wycisz. Może poproś jeszcze inne osoby o modlitwę w takiej trudnej chwili, może siostry zakonne..

Anonymous - 2012-10-27, 22:15

mare1966 napisał/a:
wskoczenie z kimś do łóżka to zupełnie inna bajka .
Znaczy jak , zrobił to nieświadomie ?
Przecież OD RAZU nikt nie idzie na całość , jest mnóstwo czasu do myślenia .
To jest decyzja świadoma , wg. mnie najcięższe przewinienie
względem małżeństwa , a nie jakiś tam błąd .
............ a tłumaczenie tego miłością ?
......... pytam , miłością do kogo ?
Marku zgadzam się z Tobą ale proszę powiedz w jaki sposób Twoje moralitety pomogą Daphne? Czy nie uważasz, ze płaczesz nad rozlanym mlekiem? Podaj rady jak pomimo wszystko może odbudować zniszczony związek? Nie biadol nad tym co się stało a nie odstanie. I jeszcze jedno kto dał prawo Tobie rzucać w nią kamieniami jej grzechu?
Anonymous - 2012-10-27, 22:17

Daphny, nie bój się spowiedzi. To Bóg Ciebie wysłucha, rozgrzeszy a On nie chce się mscić ale bedzie cieszył się z Twojego powrotu.
Pewnie boisz się spowiednika, jego reakcji. Cóż to tylko człowiek. Możesz wybrać spowiednika. Najlepiej osobę która nie tylko da Ci rozgrzeszenie ale również pochyli się nad Twoim problemem i poradzi, wesprze duchowo. Zazwyczaj księża z DA mają naturę filozoficzną, pozwalającą wniknąć w głąb problemu, unikając oceny ludzi. Co nie znaczy że unikniesz oceny Twoich czynów.
Radzę Ci przejdź przez te oczyszczenie, poczujesz się znacznie lepiej.
kiedy usłyszysz "Odpuszczam Ci Twoje grzechy", to nie bedzie oznaczalo że możesz wrzucić je niepamięć i żadać od innych, w tym od męża by o nich zapomnieli...
Dostaniesz "carte blanche" od Boga, ale zapominając o czynach ktore Cię sprowadziły do konfesjonału łatwo wpadniesz w pułapkę powtórki.
Cytat:
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce

To piękne i pełne mądrości słowa. Można w nich odkryć wiele mądrości, zrozumieć istotę miłości. Miłości do innych.
Znajdujesz w sobie wiele zlych cech i deklarujesz chęć poprawy.
Wytrwaj w tym. Bądź szczera w tym co robisz. Poszukaj drogi do Boga, do prawdy którą nam objawił. Odnajdziesz siebie.
Co z Twoim małżeństwem ?
Wiesz po zdradzie trzeba budować związek od nowa.
Zniknęły zaufanie, szczerość i szacunek.
Zaufanie buduje się latami, znika w sekundzie...
Twój mąż stracił zaufanie do Ciebie, może nie tylko do Ciebie.
Runęło jego przekonanie o uczciwości innych. Może poczuł się frajerem i postanowił być cwaniakiem, cynicznie korzystającym z życia, tak by nigdy więcej nikt go nie zranił.

Nie przekonasz go obiadkami, klękaniem przed nim i obiecywaniem że "nigdy więcej".
On Twoją obietnicę już usłyszał przed ołtarzem i uwierzył w nią a potem kiedy okazalo się była nic nie warta, runął jego świat.
Módl się za niego. Za jego powrót do życia, powrót do Boga.
Daj mu przykład szczerej, bezinteresownej, ale mądrej miłości.
Polecam J.C. Dobson "Miłość wymaga stanowczości".
Trwaj w modlitwie, w staraniach o wspólny wyjazd na rekolekcje małżeńskie.
Proponuję rekolekcje małżeńskie oparte na formule budowania dialogu między małżonkami.

Bedę pamiętal o Tobie w modlitwie.
Cieszę się z Twojego powrotu, wytrwaj w nim, nie trać nadziei chociaż nikt nie może obiecać Ci że będzie łatwo.

Anonymous - 2012-10-27, 22:24

Od trzech dni obiecuje mi, że wróci do domu. Przedwczoraj nie przyjechał, wczoraj wpadł na chwilę, dosłownie na 10 min i powiedział, że nie zostanie, bo wczoraj płakałam i ma tego dość. Potrzebuje wyciszenia. Ale, że jutro już na pewno będzie. Czekałam cały dzień. W sumie to nie mogłam się doczekać wieczoru, kiedy przyjedzie i będzie obok... Przyjechał i powiedział, że nie zostanie, bo nie będzie robił czegoś wbrew sobie... Że ma jedyny dzień wolny i chce odpocząć a przebywanie ze mną go męczy. I po raz kolejny obiecał, że jak dam mu spokój, nie będę pisać ani dzwonić to jutro już na pewno zostanie...
Nie napisałam i nie zadzwoniłam. Co dało mi siłę? Byłam dzisiaj w kościele na różańcu i mszy... Kilka razy łzy stanęły mi w oczach. Było mi wstyd, że tak długo tam nie byłam. Wstyd przed Bogiem... Poza tym w tym kościele braliśmy ślub. Od tego czasu nic się tam nie zmieniło. Powróciły wszystkie wspomnienia. Przysięga, którą złożyliśmy, a której ja nie dotrzymałam... Miałam ochotę paść na kolana przed ołtarzem i błagać o wybaczenie... Powiedziałam mu, że byłam w kościele. Że modlę się o wybaczenie. Od Boga i od niego... A on stwierdził, żebym odpuściła. Że z tego i tak już nic nie będzie... Jak mam się z ty pogodzić? Nie potrafię... Wiem, że zrobiłam wiele złego i muszę ponieść tego konsekwencje. Zresztą, to jego słowa. Powiedział, że tak na prawdę nigdy nie odpowiedziałam za swoje czyny. I teraz przyszedł na to czas...
Nie wiem czy on na prawdę chce odejść... Czy jego zachowanie to sprawdzian dla mnie. Czy jest szansa na to, żeby wrócił, gdy się zmienię... Jego słowa, że z tego już nic nie będzie, tak bardzo mnie ranią... Gdyby powiedział, że potrzebuje czasu... Że się zastanowi... A on ciągle zmienia zdanie... Raz mówi, że mnie nie kocha. Później, że musi się zastanowić. Obiecuje, że przyjedzie a nie przyjeżdża. Czasami mam wrażenie, że moje cierpienie sprawia mu radość i daje satysfakcję... Że chce, żebym przechodziła przez to samo co on kiedyś z mojego powodu...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group