|
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR :: Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
|
|
Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jestem w stanie uratować swoje małżeństwo?
Anonymous - 2012-10-08, 10:17
DominikaS napisał/a: | Czy ma to sens w moim przypadku nie zgadzać się na rozwód ? Przecież nie mogę zmusić kogoś do miłości ... |
Nie zmusisz, nie masz takiej władzy. Ale też przysięgając składasz własne zobowiązanie, że nie opuścisz aż do śmierci. Zgadzając się na rozwód - zgadzasz się na opuszczenie przed śmiercią. Zobowiązanie męża jest jego i on za nie odpowiada. Zobowiązanie, przysięga Twoja jest Twoja i Ty za nią odpowiadasz, za jej wypełnienie, niezależnie od tego, co robi druga strona.
Poczytaj materiały na forum, wiele wyjaśniają.
Anonymous - 2012-10-08, 22:40
A więc bardziej był to impuls. Polecam Ci te formy modlitwy, o których wyżej piszę.
Posłuszeństwo woli Boga, którą usłyszysz - to śmierć i przegrana szatana i Twoje wielkie zwycięstwo; ale posłuszeństwo emocjom to wielka igraszka dla złego ducha... niestety, a dla człowieka tylko dodatkowe cierpienie
A co do zgody na rozwód - jak pisała Nirwana, twoja zgoda to Twoja zerwana przysięga małżeńska.
Anonymous - 2012-10-09, 07:30
Słuchajcie mój mąż wczoraj przyszedł i powiedział mi, że on moim mężem już nie chcę być ...
Że on teraz czuję się dobrze, że jest szczęśliwy, rano wstaje uśmiechnięty.
Że wszystko to jest moja winna bo ja trułam od rana, były awantury ...
On starał się przez ten cały czas i teraz chcę patrzeć tylko na siebie
Że w czasie naszej rozłąki miał już 3 dziewczyny. Ta ostatnia się w nim zakochała i on powiedział jej KONIEC. Bo on już nie zamierza się wiązać, ZERO UCZUĆ.
I że teraz wszystko zależy ode mnie. Bo on się chcę ze mną przyjaznić i chcę, aby Tymon jak najmniej ucierpiał na naszym rozstaniu.
A jeśli chodzi o rozwód to on mu jest niepotrzebny, może kiedyś jak będziemy potrzebować jakiś kredyt, albo coś ... ???
Nie wiem czy sobie z tym poradzę ??? To jest dla mnie chore ...
Anonymous - 2012-10-09, 09:05
Anonymous - 2012-10-09, 09:41
A przepraszam może za trywialne pytanie: Jak powinny wyglądać te granice ???
Bo ja już chyba sama nadaję się do leczenia bo się pogubiłam.
DominikaS
Anonymous - 2012-10-09, 12:25
Dominiko,
mysle ze wazne jest bys sie modlila o dary Ducha Sw. On pomoze Ci rozeznac co jest chore a co nie, co jest zdrowe dla Ciebie a co moze wyrzadzic Ci krzywde..
Czy myslalas o sobie? O tym, co chcesz zrobic dla siebie? Moze by warto cos zrobic, na forum na przyklad dziala program 12 Krokow, polecam.
Musisz sie wzmocnic. Sama z siebie mozesz, ale na chwile, duzo modlitwy, wsparcia, moze kierownik duchowy, moze Twoj staly spowiednik? Pomysl o osobach ktore darzysz zaufaniem.
Trudno jest czasami zyc z czlowiekiem, ktory sie zmienil o 180 stopni. Ale wazne zebys Ty miala '' kregoslup'' moralny i psychiczny zdrowy i caly i Ty sie nie pogubila.
Czasem niewarto wdawac sie w wielkie dyskusje, szlochy, lamenty przed wspolmalzonkiem ktory depcze sakrament, ktory rani z premedytacja... To jest jak szukanie zaczepki aby bojka byla gotowa.
A i jezeli ktos mowi mi cos naprawde niedorzecznego, to ja ucze sie pamietac o tym, by nie dyskutowac, tylko skracam temat do: Dobrze, ale ja mysle inaczej. To Twoja opinia.
Z Panem Bogiem, Dominiko.
Anonymous - 2012-10-09, 18:00
Jeszcze raz piszę, Dominiko - modlitwa, taka jak opisałem wyżej, adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa Pismem Świętym, rekolekcje (jak nie dasz rady wyjechać na nie, to internetowe, domowe) - bez skupienia się na Bogu nie podejmiesz żadnej dobrej decyzji - i nikt nie powie za Ciebie, gdzie granice, czy, kiedy i jaki je je wyznaczyć.
Działasz impulsywnie, to masz impulsywną, obronną-atakujacą reakcję męża. Działaj dalej impulsywnie, to będziesz eskalować problem, zamiast uderzyć w jego serce.
Anonymous - 2012-10-10, 08:27
witajcie
Bardzo dziękuje za to, że jesteście :)
Wczoraj odbyłam 1,5h rozmowę z Panią Psycholog.
Na tyle ile mi się udało (ze względu na czas) przedstawiłam jej jak zmieniała się sytuacja od kiedy widziałyśmy się ostatni raz (maj, czerwiec). Ona bardzo pochwaliła moje zachowanie. Powiedziała mi, że każde takie nasze spotkanie z mężem jest dla dziecka najpiękniejszym dniem a kontakt z ojcem bezcenny. Powiedziała oczywiście, że jeśli mi to nie przeszkadza nie widzi w tym nic złego, że robię obiady i częstuje męża. Ona zna trochę przeszłość mojego męża, więc ona twierdzi, że on jest POTŁUCZONY.
- mama rozstaję sie z tatą kiedy mąż ma 4 lata
(brak kontaktu z biologicznym ojcem do lat 18)
- ojczym, który nie toleruje męża
- okres buntu
- przeprowadzka do dziadków ze względu na złe kontakty z ojczymem
- choroba babci; zaangażowanie nastolatka w opiekę nad babcią
- ponownie rozpad rodziny mamy
(jeden brat mieszka z tatą, drugi z mamą)
- alkoholizm zarówno biologicznego ojca jak i ojczyma
Oczywiście to nie jest wytłumaczenie na zachowanie mojego męża.
Ale próbuje wziąść wszystkie aspekty pod rozwagę i pomóc.
Adrianie masz rację mój błąd - absolutnie nie powinnam go nakłaniać do powrotu do domu. Bo to nie tędy droga. A działa w odwrotną stronę ...
Wiem, że nikt nie ma przepisu na powrót męża do domu i tak naprawdę nikt z nas nie wie co się wydarzy.
Obrałam sobie taką metodę - miłością - i zobaczymy co z tego wyniknie
Dość często słyszę o tym, że ludzie do siebie wracają nawet po kilku latach ... Ale już sama nie wiem czy to nie dlatego, że chcę to słyszeć ...
Jestem znowu bogatsza o jedno spotkanie i trochę uspokojona.
Pamiętam o modliwie
Pozdrawiam Was serdecznie,
Dominika S
Anonymous - 2012-10-10, 09:12
Witaj Dominiko,
chciałam tylko spytać czy ta pani psycholog to chrześcijańska?
mi się wydaje, że miłość to coś więcej niż uleganie i niemoc zachowania się inaczej - czyli np robie obiadki i jestem milutka, bo boję się że on wogóle nie przyjdzie i wogóle nie będę go widywała i z nim przebywała.
Owszem mogę je robić, jeśli robię to w wolności i z Miłości - czyli jeśli rozeznam ze swoim kier duchowym, że to jest dla mnie i mojego mężą dobre - bo np stawia mu jakieś wymagania, a ze mnie nie robi podnóżka, to ok, ale jeśli robię te obiadki, bo nie mam siły ich nie robić, to to nie jest miłosc tylko słabość.
Czyli można to tak streścić, że np ktoś kto nadstawia drugi policzek, bo nie ma siły się bronić, wcale nie praktykuje miłości chrześcijańskiej. Nadstawić drugi policzek z miłości można tylko wtedy, gdy owszem mam siłę się obronić, ale rezygnują z tego (tak jak Pan Jezus zrezygnoował - przecież nie było tak, że nie mógł ich wszystkich chcących go ukrzyżować jednym skonieniem palca obrócić w pył oraz ich zamiary, ale nie uczynił teg choć miał siłę i moc)
To są dosć skomolikowane sprawy, ale żeby móc kochać trzeba się jednak nimi zainteresować trochę;)
Bo jeżeli nie ma we mnie wolności (czytaj braku przymusu w postaci lęku, że jeżeli skończą się obiadki to i skończy się łaska mego męża i poszuka ciekawszych zajęć niż przyjście do domu i spędzenia z nami czasu) to i miłości też nie ma.
Bo miłość ma dwa skrzydła. Jedno to afirmacja, czyli miłość taka powiedzmy a priori, bo jest Twoim mężem i to wystarczy aby go kochać, a drugie skrzydło to wymagania, a jakie one mają być to nie rozeznajemy w emocjach, nie rozeznajemy ze strachu i lęku tylko rozeznajemy modlitwą i dobrze rozeznawać przy wsparciu jakjiegoś kier duchowego, bo ktoś kto jest z boku i dodatkowo zanim coś podpowie i naprowadzi to ma to przemodlone, jest wg mnie ogromnym wsparciem.
Pozdraswiam Cię serdecznie i życzę dobrych wyborów
Anonymous - 2012-10-10, 11:11
Witajcie,
Przeczytałam z uwagą wszystkie posty,
jestem w podobnej sytuacji, choć troche innej. Moj mąż się wyprowadził, bo w domu nie ma atmosfery, bo nie spelniam jego warunków, stosowal niejednokrotnie przemoc -agresje slowna, nie panuje nad emocjami.
Ok, dla mnie czas zdrowienia, jestem sama z dziecmi nie naklaniam do powrotu, bardziej On chce wymusic na mnie, zebym Go o to prosila.
Ale mam problem - dzieci, maja 9 i 11 lat, zabiera ich (jednego) na noc - doslownie na noc poznym wieczorem ,kiedy maja wlasciwie zrobione juz zadania, zeby nagle (wczesniej tego nie robil)pobawic sie, mam wrazenie, ze manipuluje mna, wykorzystujac do tego dzieci.
Mam problem powazny problem - mlodszy stal sie smutny, rozstrojony, agresywny. chce Tate w domu nawet za cene awantur-tak mowi (poziom dziecka), ja stoje na rozdrozu, upodlic sie dac soba pomiatac, sluchac wyzwisk? - dla dzieci? czy musza sie przyzwyczaic do tego ze tata nie mieszka z nami, tylko siedzi sobie calymi dniami odnoszac sie do mnie na przemian milo, arogancko? Jak chronic dzieci? Wiem, moj maz jest bardzo niedojrzaly emocjonalnie, rozwazam czasem sprawdzenie czy ten zwiazek jest waznie zawarty. Ale: dzieci, tak bardzo martwie sie o nich, o i ch przyszlosc.
Prosze o porady?
Anonymous - 2012-10-10, 16:50
Mada, bardzo mądry post. :)
Buniu
bunia1 napisał/a: | Mam problem powazny problem - mlodszy stal sie smutny, rozstrojony, agresywny. chce Tate w domu nawet za cene awantur-tak mowi (poziom dziecka), ja stoje na rozdrozu, upodlic sie dac soba pomiatac, sluchac wyzwisk? - dla dzieci? czy musza sie przyzwyczaic do tego ze tata nie mieszka z nami, tylko siedzi sobie calymi dniami odnoszac sie do mnie na przemian milo, arogancko? Jak chronic dzieci? |
No na pewno nie ulegać dziecku i robić coś wbrew sobie - co w Twoim przypadku oznacza KRZYWDZENIE Ciebie. I pośrednio dzieci też.
Dzieci nie rozumieją, ale muszą widzieć Ciebie mocną i konsekwentną, patrzącą perpsektywicznie. Tak jak nie rozumieją, czemu nie mogą palić papierosów, na razie to "rodzice zakazali i jest to groźne dla zdrowia" do nich nie dociera. I często mimo zakazów próbują - nie rozumieją. Tak samo nie rozumieją, jak ważne jest poczucie własnej godności, które nie pozwala na agresję. Nie rozumieją teraz, to zrozumieją później.
Polecam też zastanowienie się nad opieką psychologa dla dzieci. To dla nich trudna sytuacja, a ponieważ nie rozumieją, o co chodzi, przezywają to mocno. Psycholog dziecięcy potrafi wyjaśnić na ich poziomie tę sytuację, nie burząc ani Twojego, ani ojcowskiego autorytetu.
Warto też tworzyć wokół siebie koalicję życzliwych ludzi, bliskich i Tobie i dzieciom, które będą Cię wspierały w Twojej postawie, byś nie poczuła się w tym osamotniona, a dzieci widziały, że jest brak społecznego przyzwolenia na agresję, przemoc. Dobrze, żeby był to mężczyzna, np. Twój brat/kuzyn/szwagier/ojciec/ojciec chrzestny dzieci/wujek - po prostu ktoś bliski i ważny dla nich.
Dominiko, też pomyśl o takiej koalicji. Najtrudniej bowiem zostać z problemem samemu. Wiem, że macie taką koalicję tu na forum , ale mam na myśli też jakąś osobę lub osoby, które znacie w rzeczywistości i spotykacie się z nimi.
Anonymous - 2012-10-10, 17:36
Katarzyna74 napisał/a: | Mada, bardzo mądry post. :) |
Dziękuję;) na rekolekcjach było;)
wiem, że tak ładnie tego i jasno nie przekazałam jak tam mówili, ale jak ktoś chce ładniej to może pojechać, do czego serdecznie zachęcam;)
Anonymous - 2012-10-10, 21:51
Podpisuje sie pod tym co napisala Mada we wczesniejszym poscie.
Buniu,
jezeli chcesz, napisz do mnie na priv, ja mam bardzo podobna sytuacje.
Z Bogiem, dziewczyny.
Anonymous - 2012-10-11, 08:41
Dziewczyny
Dziękuje bardzo za wszystkie wasze uwagi. Wczoraj przeżyłam chyba trochę taki punkt zwrotny w moim myśleniu.
Po pierwsze chyba do mnie doszło, że moje małżeństwo nie jest już do uratowania.
Po drugie zaczynam myśleć o sobie i dziecku.
Tymon jest teraz najważniejszy: on i jego potrzeby oraz uśmiech na jego twarzyczce.
Zauważyłam też, że znika alkohol z mojego domu (Bartek pije w czasie swoich odwiedzin) więc potwierdziły się moje obawy.
Pomyślalam sobie kurcze - jestem młoda, atrakcyjna, wykształccona.
Mam fajny dom i na pierwszym miejscu cudownego synusia, rodzinę i przyjaciół.
Teraz to nie zabrzmiało skromnie :)
Jasne jest mi przykro bardzo kocham mojego męża, ale nie mam wyjścia - nie zmuszę go do tego, aby był ze mną, z nami. I chyba muszę sobie zdać sprawę, że powroty takich małżeństw są rzadkie :(:( zbyt rzadkie, żeby liczyć na cud.
Mam nadzieję, że mi się uda wytrwać dłużej w takiej postawie bo nie ukrywam jak same/i widzicie, że mam huśtawki nastrojów.
Buniu
Jeśli chodzi o Ciebie zazdroszczę Ci takiej postawy. Bardzo bym wiele dała za to, aby potrafić się tak zachowywać i myśleć. Niestety nie potrafię Ci pomóć bo sama widziesz ile popełniam błędów, ale jestem z Tobą myślami.
Trzymajcie się cieplutko, myślę o Was i zaglądam tutaj często, aby się od Was uczyć
Dominika S
|
|