Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Życie duchowe - rzecz o autach

Anonymous - 2012-09-08, 11:36
Temat postu: rzecz o autach
Tak sobie czasami myślę, w jaki sposób na Sycharze rozumie się wiarę i nadzieję. Bo ja wiarę rozumiem jako wiarę w Jezusa, że mnie zbawił od grzechów, że mnie uwalnia, uzdrawia, uzdalnia do czynienia rzeczy lepszych niż ja sam potrafię, czyli do miłości.

A nadzieję rozumiem jako pogodne zrozumienie, że skoro On jest, to On przyjdzie, że wszystko ułoży. Choćby wszystko było matnią i ciemnością, to On tę ciemność rozświetli.

Na Sycharze wiarę rozumie się w ten sposób, że rozbite czy kryzysowe małżeństwo na pewno będzie uratowane/naprawione, a nadzieję rozumie się jako oczekiwanie, że na pewno małżonek powróci, zmieni się. Nawet jak czynione są zmiany siebie (teoretycznie) dla samego siebie, a nie dla małżonka (np. program 12 kroków), to też z nadzieją, że małżonek to zauważy, a w domyśle, że doceni te zmiany i powróci, że sam się zmieni na lepsze będąc pod wrażeniem tych zmian.

Jezus chce, żebyć wierzył w Niego - że to On jest zdolny rozwiązać wszystkie Twoje problemy - że to On może Cię uszczęśliwić niezależnie od tego czy żyjesz w szczęśliwym małżeństwie, czy w małżeństwie, które jest beznadziejne, czy jesteś po rozwodzie lub po kościelnym stwierdzeniu nieważności małżeństwa.

Małżeństwo jest jak najnowszy model Mercedesa (albo BMW zależy kto co lubi, dla mnie może być Aston Martin DB9 :mrgreen: ), którego Jezus dał Ci na własność na spółkę z małżonkiem. Mieliście razem o to dbać: nie jeździć ryzykownie, myć, sprzątać, czyścić, woskować, wymieniać olej i filtry i dolewać benzyny. Mieliście jeździć do autoryzowanej stacji obsługi na przeglądy (np. msza święta, rekolekcje), a nie do lipnych warsztatów (np. nieuporządkowane przywiązania). Robiliście to lepiej lub gorzej, małżonek mógł opuścić tego Mercedesa (opuszczenie, odrzucenie), przesiąść się do innego auta obcej produkcji (drugi związek), pojeździć czasem innym autem dla rozrywki, odmiany albo z tego powodu, że z lenistwa nie przestudiowałeś ty lub małżonek trudnej instrukcji obsługi Mercedesa pełnego elektroniki i stwierdził, że woli się przejechać prostszym w obsłudze Polonezem (cudzołóstwo). Albo też mogło się okazać, że małżonek ściemnił, że kupuje z Tobą tego Mercedesa, bo w momencie kupna to on chciał go tylko wynająć na pewien czas (stwierdzenie nieważności małżeństwa). Mogło być tak, że sam albo wspólnie z małżonkiem tak nie dbaliście o tego Mercedesa, że zrobiłeś ty sam, małżonek sam albo razem zrobiliście tak ciężki wypadek na trasie życia i wszystkie znaki wskazują na to, że auto nadaje się tylko na złom.

Możesz próbować naprawiać to auto - tu podegniesz blachę, tam skleisz szybę taśmą klejącą. Można też tak posklejać do kupy te kawałki, że auto wygląda "prawie" idealnie, ale nie jeździ... Dlaczego nie jeździ? Bo wierzysz w siebie i w to auto, a nie w Tego, który Tobie i małżonkowi to auto dał! Jak wierzysz bardziej Jezusowi niż sobie, to oddaj tego wraka Jezusowi i powiedz Jemu tak: zrób z tym co chcesz, jeżeli to możliwe to napraw to, żeby Mercedes był znowu nowy, jak chcesz to wstaw tylko nową przednią szybę, a jak chcesz, to po prostu zajmij się tym jak uważasz.

Nie nakazuj Jezusowi wymieniać wraka na taki sam, tylko nowy model auta. Zaufaj Mu, On zrobi, co dla Ciebie najlepsze.

Póki co wielu zwiodła piękność Mercedesa, zamiast pamiętać kto tego Mercedesa wyprodukował i kto go rozdaje.

Nie módl się zatem do Mercedesa, tylko módl się do Tego, który te Mercedesy rozdaje i nie o to, żeby ci dał nowego Mercedesa, tylko dał to, co uważa za stosowne ("... bądź wola Twoja...").

Anonymous - 2012-09-08, 14:30
Temat postu: Re: rzecz o autach
Jarek321 napisał/a:
Tak sobie czasami myślę, w jaki sposób na Sycharze rozumie się wiarę i nadzieję..


Opowiem krótko pewna historię z mojego doświadczenia.
Jechałam z grupą do Jerozolimy i w autobusie odbyła sie profanacja Krzyża sw. ...nie wytrzymałam oczywiście...a zrobiła to osoba która mnie szanowała w jej wyobrazeniu, miała o mnie bardzo dobre zdanie, nawet była moim szefem, chwaliła mnie nie tylko za wyniki, swietnie nam sie ze soba rozmawiało , żartowało i w ogóle...ale ten moment był przłomowy w naszej relacji ....tak jak ten teraz Jarku w mojej i Twojej...
Wtedy powiedziałam tej koleżance ,ze bardzo kocham Jezusa i to mnie obraża co robi, pomimo jej przekonań ateistycznych ( bo jest ateistką) spodziewałam sie szacunku i to oczekiwanie wyraziłam... Powiedziałam tez ,że wszelkie róznice nie muszą sprawiac nam wzajemnego bólu i braku szacunku...
Teraz inne doświadczenie...Spotkałam się z grupą chrześcijańskich Japonczyków-katolików, miłam okazje pobyć z nimi kilka dni w Rzymie i Asyżu... ich pojmowanie Boga mogło mnie niejednokrotnie obrazić...okazało się ,ze zawstydzili mnie bardzo swoją miłoscią bardzo prostą...obudzili we mnie nadzieje zupełnie w nowej perspektywie...

Bywa tak czasem ,że pakujac wszytko do jednego wora obrazamy tutaj Biskupów , którzy podpisali błogosławieństwa, Kapłanów posługujacych tutaj i nie tylko osoby duchowne oceniając ich wiare i miłosc do Boga ( w sumie jaka miarą?) .Faktem jest ,że wyobrażenie o uzdrowieniu małżeństwa jest różne...przykład , który Ty podajesz jest klasyczny , nie ma nic wspólnego z miłością, bo zapomina ,że miłość jest darem , a nie zasługa za coś, że jest bezinteresowna....tego tez nauczyłam sie tutaj w mocy Ducha sw...

Sychar tak jak Kosciół ogarnia ludzi którzy potrzebują uzdrowienia Bożego...
Z drugiej strony w Sycharze nie ma idealizmu tak jak w Kościele...po coz byłby tam potrzebny Bóg??? Czy wobec tego powinny nas szokować różne etapy rozwoju wiary?
Przecież Duch św działa...Teraz człowiek poznaje po cześci ( 1Kor13). Wszystkie sprawy te nieuregulowane nie wymagaja obaw...JESTESMY W KOŚCIELE , sa z nami Kapłani....jest rozeznanie...i to wymaga wzajemnej cierpliwosci i szacunku....

Jarku ...imponuje mi Twoja siła mężczyzny, ale ta która połaczona jest z miłoscia Bozą i Bożą madroscią...jesteś bardzo inteligentny, bardzo mnie inspiruje Twój intelekt...wobec tego wiem ,ze to z czym się nie zgadzasz odpowiednio z mocą Bożą wyrazisz w miejscu i czasie wyznaczonym przez Boga ( bo tylko taki czas jest czasem owocnym, bez odbierania szacunku i godności, bez obrazania i personalnych wycieczek pośrednio , ogólników i oskarżeń ,które nic nie wnoszą poza tym co zabija). Jarku jesteś bardzo znacząca tutaj osobą i nie tylko tutaj , ale w Kosciele...Przez Twoja osobę Bóg chce działać...ale nie w zalu i poczuciu niezrozumienia, czy korzystania z oddmiennosci pogladu...Wszystkie sprawy maja swój czas...Wspieram nie tylko ja modlitwą...Wierzę ,że czas pokaze piękne owoce z których skorzystamy wszyscy... Wiem ,ze pragniesz kochać Boga i masz o tym przekonanie...pielgnuj dalej to pragnienie...wspieram bardzo...
Niech Pan Błogosławi Tobie Pokojem Ducha

http://www.youtube.com/wa...WVmPFc&feature=
PS . na rekolekcjach bedzie okazja rozmowy:)

Anonymous - 2012-09-08, 16:53

Cóż... wszystkie uogólnienia mają swoje wady i zalety. Niezależnie od tego czy uogólniony przekaz pochodzi z przekazu forum czy też z mojego posta.

Czasem uogólnienie pozwala "wychwycić" ideę - o co chodzi, co jest ważne (np. "Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania"), ale przy okazji gubi szczegóły, w których tkwi przysłowiowy diabeł (np. skupianie się na walce z tzw. chwastami, czyli z przejawami złego).

Myślę, że mimo wszystko nie sprzeciwiasz się temu co napisałem w tej części w Kim powinniśmy pokładać nadzieję i w Kogo wierzyć. Bo to On walczy ze złym (np. rozwody), a nie my...

A przełomy w relacjach międzyludzkich... są częścią życia. Wspólne i jednakowe myślenie we wspólnocie jest cenne, jest wsparciem, jest spokojną przystanią, zwłaszcza w czasie traumy. Tego maksymalnego wsparcia sam doświadczyłem właśnie od kilku osób na Sycharze, którym wiele zawdzięczam. Nie będę mówił o nickach, te osoby wiedzą o kogo chodzi. Nie odwracam się od nich, o nie... Chodzi o to, że poza wspólnotą jest tzw. świat, w którym żyjemy, tam też są ludzie, którzy też czegoś szukają, też błądzą. Trzeba być miłosiernym nie tylko dla współbraci (przypowieść o miłosiernym Samarytaninie).

Nie bardzo rozumiem z której części mojej wypowiedzi wynika wniosek o "zasługiwaniu na miłość", ale przecież każdy może sobie mój post interpretować jak chce.

Różne etapy rozwoju wiary nie powinny szokować, oczywiście nie. Ale warto wiedzieć, że pełnią jest Chrystus, do której to pełni każdy powinien dążyć. Chyba że stwierdzimy, że już jesteśmy na mecie, co raczej źle wróży. Moim zdaniem w pewnych momentach przekaz forum świadczy o tym, że ta meta została źle dobrana, stąd mój post w zakładce "życie duchowe" jak rozumie się wiarę i nadzieję na Sycharze.

Również Cię pozdrawiam!

Anonymous - 2012-09-08, 17:26

Jarek by uniknąć generalizowania wystarczy dobrać inne słowo
np: część osób w naszej wspólnocie.... , są osoby na forum .... lub coś w tym stylu

Słowa mają moc

Spotkałam się na tym forum jak i na 12- krokach, (sama też o tym pisałam i mówiłam), że szczególnie w pierwszej fazie kryzysu jest niebezpieczeństwo by z ratowania małżeństwa nie zrobić bożka.
Jak ktoś wzrasta duchowo , jak zwraca się o dar miłości do Trójcy Świętej , korzysta z sakramentów to prędzej czy później zrozumie co jest celem.

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-09-08, 20:56

Kolejna kwestia... co to jest kłamstwo...

Nie czytałem żadnych teologicznych opracowań, ale każdy wie, że z kłamstwem wiele wspólnego ma diabeł:

Cytat:
Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa.
J 8, 44


I teraz myślę tak... jeżeli zły kłamie, to znaczy oszukuje człowieka, to pytanie czego dotyczy to kłamstwo? Nie sądzę, żeby kłamstwo dotyczyło spraw, które nie mają z życiem duchowym nic wspólnego. Czyli moim zdaniem diabeł np. nie będzie starał się oszukać człowieka, że widział żyrafę w ZOO, w sytuacji gdy zobaczył słonia.

Uważam, że kłamstwo złego zmierza wyłącznie do tego, by oszukać człowieka odnośnie spraw duchowych. Czyli, że np. Bóg nie jest wszechmocny albo że przestrzeganie przykazań jest niemożliwe, albo że nie grzeszymy przeciwko Bogu stawiając w miejscu Boga np. małżonka, pracę, alkohol itd.

Pytanie kolejne - jakie kłamstwo jest najskuteczniejsze?
- takie, po którym człowiek nawet nie wie, że został okłamany.

I teraz... skoro może zdarzyć się sytuacja, że człowiek nawet nie wie, że został okłamany, czyli że będzie postępował teraz zgodnie z własnym przekonaniem, ale fałszywym(!), to znaczy, że każdy z nas może tkwić w jakimś kłamstwie, o którym nawet nie zdajemy sobie sprawy.

Powiedzmy, że to przekonanie, o tym że "mam rację" jest tak silne jak np. przekonanie, że mimo stwierdzenia nieważności małżeństwa sakrament nadal trwa.

Co wtedy?

Cytat:
Być może w fakcie, że szatan został ukazany w Księdze Rodzaju jako wąż, zawarte jest jeszcze jedno pouczenie o taktyce szatana, którą jest ukrywanie się. Wąż bowiem – choć może uśmiercić swoim jadem, udusić, a nawet połknąć swoją ofiarę – ławo się ukrywa. Pełza bezszelestnie po ziemi i ze względu na swój kształt i barwę często nie jest zauważany.

Coś podobnego czyni szatan atakujący człowieka: często się ukrywa, przekonując swoje przyszłe ofiary o tym, że nie istnieje, że jest tylko tworem ludzkiej wyobraźni, jakąś personifikacją zła lub naturalnych zagrożeń człowieka. To pozwala mu skutecznie atakować tych, którzy nie wierzą w jego istnienie i pokusy. Ludzie tacy czynią siebie bezbronnymi wobec jego ataków, gdyż w walce ze złem nie widzą potrzeby szukania Bożej pomocy, korzystania ze środków nadprzyrodzonych, takich jak: Komunia św., sakrament pojednania, modlitwa, posty, ofiarowanie siebie Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi. Dla człowieka, który nie wierzy w istnienie i działanie szatana, takie środki wydają się najwyżej aktami pobożności – niczym więcej.

http://www.teologia.pl/m_k/zag03-11.htm

Anonymous - 2012-09-08, 23:30

Jarek321 napisał/a:
Kolejna kwestia...

Hm..mam przekonanie ,że ta pierwsza nie jest skończona...gorący chłopak jesteś... :mrgreen:

Anonymous - 2012-09-09, 00:51

Jarek, czy każde rozbite małżeństwo (jak rozbite auto) można uratować ?

Trzymając się Twojego porównania: jeżeli auto jest doszczętnie rozbite, to jego naprawa oznacza w praktyce wymianę prawie wszystkiego- nawet w papierach zmieniają się numery silnika itp.

"Każde trudne małżeństwo jest do uratowania..." te słowa wyświetlają się u góry na tej stronie i są dewizą SYCHARu.
Co w praktyce oznacza sformułowanie "uratowanie trudnego małżeństwa"?

Anonymous - 2012-09-09, 07:46

Rzeczywiście pierwsza kwestia jest niezakończona.

Augustynie, Ty pytasz znowu o Mercedesa, w sytuacji gdy napisałem, że to nie o Mercedesa chodzi, ale o tego, który rozdaje Mercedesy.

W tym wątku Jedna napisała innymi słowami, że Mercedes nie jest najważniejszy:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?p=90603#90603

Ale odpowiadając na Twoje pytanie:

Czy możliwe jest, że Bóg da Ci to, co chcesz?
-Możliwe

Czy na pewno dostaniesz od Boga to, co chcesz?
-Może być różnie, zależy od Boga.

Dla mnie jest możliwe, że każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania, natomiast nie oznacza to, że każde takie małżeństwo będzie na pewno uratowane. Ale skoro jest to możliwe, choćby dlatego, że Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego Łk 1, 37, to znaczy, że warto nie załamywać się, podejmować próby i wysiłki w celu ratowania małżeństwa itd. Warunek jest jednak taki, że o własną relację z Bogiem trzeba dbać, bo to dla Niego nie ma nic niemożliwego. Natomiast własne pomysły, zamierzenia, czyny ludzkie, jeżeli nie oddajemy ich Bogu, mogą być kompletnie nietrafione, chociaż powierzchownie wydają się wspaniałe. Małżeństwo uzdrawia Bóg, który daje pomysły jak to robić, a nie człowiek, który wpadł np. na pomysł, że samo czekanie uzdrowi małżeństwo, albo noszenie obrączki uzdrowi małżeństwo, albo umartwianie się uzdrowi małżeństwo itd.

W tym linku wyżej Jedna napisała, że dostała od Boga dar miłości do swojego męża, który ją opuścił. To bardzo dużo, bo na tym można wiele zbudować. Ale powiedzmy, że są przypadki, w których opuszczony małżonek nie kocha tego, który go opuścił. W imię czego zatem ma walczyć o odbudowanie małżeństwa, skoro nie kocha? Bo np. ma dosyć wielu lat odrzucenia, przemocy czy innych zachowań ponad własne siły? Bo np. nie ma ochoty niczego już odbudowywać?

W imię tego, że np. na Sycharze powiedzą mu, że on tak naprawdę to nie zna własnego serca, tylko ma "chciejstwa"?

W imię tego, że na Sycharze powiedzą mu, że nie czuje tego co czuje, a to co naprawdę czuje to jest miłość do małżonka?

Dlatego ja uważam, że podstawowa jest relacja z Bogiem, który sprawia, że całe życie się układa, w tempie wyznaczonym przez Boga, tzn. relacje z małżonkiem, relacje z dziećmi, z innymi ludźmi, praca, itd.

Uważam, że mając takie podejście do życia, że to Bóg jest na pierwszym miejscu, po prostu jest łatwiej przyjmować do wiadomości rzeczy, które są nie do przyjęcia jak np. opuszczenie przez małżonka i rozwód albo nawet codzienność, gdy żyje się z małżonkiem pod jednym dachem, który mentalnie już 10 lat temu opuścił małżeństwo, a jedyne co go fascynuje to np. piwo i telewizor.

Bo co to znaczy, że małżeństwo jest uratowane? Jak małżonek wróci od tej trzeciej osoby do sakramentalnego małżonka, ale atmosfera będzie taka, że lepiej było żyć samemu/samej? Jak mąż wreszcie zacznie angażować się np. w wychowanie dzieci, bo się nie angażuje, a żona mu za to latami robi awantury? Jak mąż zacznie ją przytulać i pytać jak minął dzień, chociaż nigdy tego nie robił? Jak żona zacznie sypiać z mężem częściej, bo teraz sypia za rzadko?

A może małżeństwo jest uratowane w tym momencie, gdy przestaniemy czegokolwiek oczekiwać od małżonka, który po prostu nie odpowiada nam, bo jest taki, śmaki czy owaki? I w takim momencie zamiast oczekiwać tego właściwego zachowania od małżonka, sami zaczniemy zachowywać się właściwie, bez oczekiwania na efekt, na zmianę zachowania małżonka, czyli mówiąc krócej - bez oczekiwania na miłość.

Anonymous - 2012-09-09, 08:44

Jarek321 napisał/a:
A może małżeństwo jest uratowane w tym momencie, gdy przestaniemy czegokolwiek oczekiwać od małżonka, który po prostu nie odpowiada nam, bo jest taki, śmaki czy owaki? I w takim momencie zamiast oczekiwać tego właściwego zachowania od małżonka, sami zaczniemy zachowywać się właściwie, bez oczekiwania na efekt, na zmianę zachowania małżonka, czyli mówiąc krócej - bez oczekiwania na miłość

A niech cie Jarku........(oczywiście żartuje) :mrgreen: :mrgreen:
ales mi zadał klina do myslenia.... :-? :-?
a wszedłem na Sychar by odczytac priv....ufff
co mnie pociagneło do tematu o autach???

Nic to
..bardzo to madrze napisałes....

pozdrawiam

Anonymous - 2012-09-09, 09:57

Jarek321 napisał/a:
Bo co to znaczy, że małżeństwo jest uratowane?


Kiedy pojawia sie decyzja obu małzonków na obdarzenie drugiej osoby sobą i przyjęcia jej w darze jako akt autentycznej miłości małżeńskiej tylko wówczas, gdy małżonkowie ta „sprawę człowieka z człowiekiem” czynią najpierw „sprawą człowieka z Bogiem”, gdy dostrzegają, że najkrótsza droga od człowieka do człowieka prowadzi przez Boga. Dlatego ów dar, nie osiąga w ogóle poziomu swej prawdy tak długo, jak długo prawda o tym darze nie znajdzie dla siebie pełnego pokrycia w podmiotowym przyjęciu daru osoby jako daru Stwórcy.
Przeniesienie tego na życie codzienne wymaga nieustannej walki i wiary w swoje małżęństwo i miłość do małżonka, oraz wiary w Bożą miłość...

Anonymous - 2012-09-09, 10:10

Jarek321 napisał/a:
Rzeczywiście pierwsza kwestia jest niezakończona.

A przełomy w relacjach międzyludzkich... są częścią życia. Wspólne i jednakowe myślenie we wspólnocie jest cenne, jest wsparciem, jest spokojną przystanią, zwłaszcza w czasie traumy. Tego maksymalnego wsparcia sam doświadczyłem właśnie od kilku osób na Sycharze, którym wiele zawdzięczam. Nie będę mówił o nickach, te osoby wiedzą o kogo chodzi. Nie odwracam się od nich, o nie... Chodzi o to, że poza wspólnotą jest tzw. świat, w którym żyjemy, tam też są ludzie, którzy też czegoś szukają, też błądzą. Trzeba być miłosiernym nie tylko dla współbraci (przypowieść o miłosiernym Samarytaninie).

Tylko miłosiernośc nie pomija faktu uznania słabości i przeprosin ( przypowieśc o synu marnotrawnym)

Anonymous - 2012-09-09, 12:28

Jarek podoba mi się jak piszesz, udało ci się porównanie z autami, ale najlepiej ubrałeś w słowa kłamstwa Złego, tak samo je widzę. A czasem i nabieram na nie.
Anonymous - 2012-09-09, 16:18

Jarek, napisaleś :"Małżeństwo jest jak najnowszy model Mercedesa (albo BMW zależy kto co lubi, dla mnie może być Aston Martin DB9 ), którego Jezus dał Ci na własność na spółkę z małżonkiem."

Myślę, że w moim przypadku było trochę inaczej.
Gdy skladalem przysięgę małżeńską w kościele, to jako czynny alkoholik i seksoholik nie byłem zdolny do jej wypelnienia i zawarcia sakramentalnego małżenstwa.
A więc Jezus nie dał mi tego Mercedesa o ktorym piszesz, ponieważ ja nie mialem wtedy prawa jazdy :)

Pogody ducha, odwagi i madrości

Anonymous - 2012-09-09, 17:24

Przysłowiowy sęk tkwi w tym Augustynie, że to nie Ty decydujesz czy małżeństwo było ważnie zawarte czy nie, o tym decyduje się w procesie kanonicznym, pod tym wszakże warunkiem, że do takiego procesu dojdzie. A jeżeli nie doszło, to małżeństwo jest ważne.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group