Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Intencje modlitewne - prośba o modlitę

Anonymous - 2012-07-31, 09:13
Temat postu: prośba o modlitę
Proszę wszystkich o modlitwę w intencji mojego małżeństwa. Mąż wyprowadził się z domu, jest mi ciężko. Boże daj mi siły, abym mogła wytrwać i abym miała siłę na każdy kolejny dzień. Zabierz ode mnie wszystkie myśli, moje problemy składam w Twoje ramiona. Wszystko w Twoich rękach. Niech się dzieje wola Twoja.
Anonymous - 2012-07-31, 09:18

Asiu masz moją modlitwę ,

Jak chcesz pogadać , zapraszam na skypa ten sam nic co tu .

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-07-31, 10:11

Witaj Asiu!
Wspaniale, że w Waszym kryzysie wołasz o pomoc do Pana Boga! Otrzymasz ją:)

Napisz więcej, albo tu, albo prywatnie, do Mirki, do mnie, do kogokolwiek z forum, dlaczego, Twoim zdaniem Twój Mąż podjął taką decyzję, czy komunikował Ci wcześniej, że nie czuje się dobrze w Waszym małżeństwie? Czy już wcześniej się to zdarzało? Czy macie dzieci? Jak długo jesteście małżeństwem?

Wiem, że bardzo Ci teraz ciężko, ale wierz mi, im więcej wyrzucisz z siebie, teraz, tym łatwiej będzie za tydzień, miesiąc, rok.
To forum zostało stworzone z myślą o ludziach, takich jak my, w kryzysach małżeńskich.
I działa w tym kierunku kapitalnie!
Nie jesteś sama z tym problemem, pytaj, szukaj, zaufaj, znajdziesz wszystkie odpowiedzi na każde z pytań.
Dasz radę!
Będzie dobrze:)
Pozdrawiam serdecznie:)

Anonymous - 2012-08-03, 10:06

Opadam już z sił. Brak nadziei na lepsze jutro. Pobraliśmy się 9 lat temu. Po dwóch latach zaczeliśmy starania o dziecko. Trzy lata spędzone w klinikach, życie wywrócone do góry nogami... I w końcu diagnoza. Mąż nie może mieć dzieci, przyczyna nieznana. Strasznie to przeżył i do dnia dzisiejszego się z tym nie pogodził. Dla mnie każda kolejna ciąża w rodzinie, wśród przyjaciół były jak nóż wbijany w samo serce. Płacz, utrata sensu życia. W końcu, żeby nie okazywać tego mężowi wmówiłam sobie, że to nie jest najważniejsze. W końcu dla mnie najważniejszy jest on. Ale mąż miał w głowie obraz swojej "niemęskości" jak to określał, odsuwał się coraz bardziej pomimo moich zapewnień o miłości i o tym, że on a nie dzieci jest sensem mojego życia. Powoli wszysko zaczęło się jakoś układać. Po jakimś czasie nadszedł pierwszy kryzys. Mąż oznajmił mi, że chyba już mnie nie kocha i chce odejść. Ale okazało się, że dodatkowo nie radzi sobie w pracy i ma problemy natury emocjonalnej. Trafił na 2 letnią psychoterapię. Wydawało się, że wreszcie możemy odetchnąć. Mąż zapewniał o swojej miłości i wszystko zaczęło być piękne. Nadal jednak miał w głowie swoją niepłodność, z którą nie potrafił sobie poradzić. Unikał zbliżeń. Niby wszystko było dobrze, słowa miłości, gesty itp. ale jednak. W lipcu tego roku wszystko wybuchło chyba już po raz ostatni z siłą, która przeraziła nas wszystkich. Mąż trafił do psychiatry (podejrzenie genetycznych zaburzeń osobowości). Bierze leki. Wczoraj miał mieć wizytę kontrolną. Przez kilka tygodni powtarzał mi ciągle, że już mnie nie kocha, że chce wyprowadzić się z domu i że wszystkie zapewnienia o miłości, gesty itp były wymuszone. Chciał na siłę wskrzecić w sobie miłość do mnie, ale nie jest w stanie. Zarzucił mi, że nie poradziłam sobie z brakiem dziecka, przestałam się przez to rozwijać, nie mam w życiu żadnego celu i stałam się dla niego po prostu nieatrakcyjna. Chciałby pobyć z innymi kobietami, spróbować innego życia. Poszliśmy jeszcze na 1 wizytę terapii małżeńskiej (tego chciał mąż). Zapytany jednak przez terapeutę w jakim celu przyszedł, stwierdził że nie wie. Że chce się dowiedzieć czy jeszcze kocha żonę. Kolejne pytania o to, jakiego życia pragnie, jaka miałaby być nowa kobieta odpowiadał "nie wiem", "inna". Terapeuta stwierdził, że dopóki mąż nie określi czego w życiu chce, nie jest w stanie mu pomóc. Sugerował również, że przyczyną tego wszystkiego może być fakt nieporadzenia sobie przez niego z problemem niepłodności. Mąż zdenerwował się i powiedział, że więcej tam nie wróci. Sytuacja w domu stawała się coraz gorsza. Ciągle powtarzane te same słowa. W końcu coś we mnie pękło. Spakowałam jego rzeczy i kazałam wynosić się z domu, skoro cały czas o tym mówi, niech się tak w końcu stanie. Był zaskoczony, ale wyprowadził się. Myślałam, że pęknie mi serce. Życie przestało mieć sens. Mąż stwierdził, że teraz będzie miał czas pomyśleć, czy chce jeszcze ratować nasze małżeństwo. Co jakiś czas pisał smsy lub dzwonił zapytać, jak się czuję i czy sobie radzę. Ot tak, jakby to było kilkudniowe rozstanie. W domu mówił, że on sobie poszaleje przez parę miesięcy a potem przyjedzie na białym koniu mnie odbić. Podczas ostatniej rozmowy stwierdził, że jego myśli się nie zmieniły i że zastanawia się nad wyjazdem na wakacje z koleżanką. To był kolejny cios. Wiem, że często z nią rozmawiał. Dziewczyna jest mężatką z rocznym stażem, kilka miesięcy temu poroniła i stwierdziała, że też nie może mieć dzieci, a i mąż jest do niczego. Tak bardzo zbliżył ich ten wspólny temat, że skończyło się całowaniem. Mąż powiedział mi o tym, gdy odkrył to mąż tej dziewczyny (przejrzał gadu gadu). Stwierdził, że skoro teraz mamy o nas walczyć chce, zebym o wszystkim wiedziała i że nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Ale to było miesiąc temu. Teraz zastanawia się nad wspólnym wyjazdem. Powiedziałam mu, że w takim razie może się już dalej nie zastanawiać nad naszą przyszłością, niech ma czego chce. Przyjął to spokojnie. Powiedział że będzie wynajmował mieszkanie w swoim rodzinnym mieście tam gdzie pracuje i na razie będzie opłacał w połowie nasze mieszkanie. Potem dogadamy się jak to podzielić. Przekreślił już wszystko. Gdy zapytałam go o rozwód (którego nie chcę i sobie nie wyobrażam) zapytał tylko czy mi się spieszy, bo on na razie o tym nie myśli. Wyprowadził się ponad dwa tygodnie temu, wyjechałam wtedy na urlop. Wracam za tydzień. Do pustego domu, bez duszy, bez życia, bez szansy na lepsze jutro... Nie chce mi się żyć...
Anonymous - 2012-08-03, 11:36

Asiu, będę o Was pamiętać w modlitwie. Życzę Ci dużo siły na ten trudny czas
Anonymous - 2012-08-03, 11:44

lekarz psychiatra orzekł, że mąż jest zdrowy. Po prostu przestał mnie kochać... dawno temu. To już koniec...
Anonymous - 2012-08-03, 12:17

aja24 napisał/a:
Chciałby pobyć z innymi kobietami, spróbować innego życia.


???Ja nie rozumiem tych facetów naprawdę....wspieram Cię modlitwą, bo wiem co czujesz, mój mąż też zatęsknił za kawalerskim życiem....ja przeżyłam piekło rozwodu i do tej pory się jeszcze nie ogarniam...proponuję Ci dołączyć do naszej Nowenny zaraz dołącze link


http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=7926

tu jest link od dziś zaczynamy, więc jak się zdecydujesz możesz odmawiać w dowolnym dla siebie czasie i pamiętaj, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych...

Anonymous - 2012-08-03, 12:52

Dla mnie rozwód, to już tylko kwestia czasu. Mąż z wielką troską i spokojem wytłumaczył mi dzisiaj, że teraz muszę o siebie zadbać i zrobić coś dla siebie. Że nasze wspólne życie nie miało już dalej sensu, bo nie było w nim miłości. Pewnie za pół roku albo rok podeśle mi do podpisania papiery i to będzie koniec. Pocieszał mnie nawet, że mogę wnieść o unieważnienie małżeństwa bo nie mamy dzieci i ze względu na niedojrzałość emocjonalną w momencie zawierania małżeństwa. Tak po prostu... łatwe do załatwienia... na uczucia nie ma już miejsca. On się organizuje na nowo... z nową kobietą (zresztą mężatką). Dla niego wiara nie ma znaczenia. Wie, że na pewno to nasz koniec.
Anonymous - 2012-08-03, 13:03

aja24 napisał/a:
Pewnie za pół roku albo rok podeśle mi do podpisania papiery i to będzie koniec.

Możesz się nie zgodzić na rozwód jeśli kochasz męża i wierzysz w uratowanie małżeństwa, ja tak zrobiłam...co prawda sąd orzekł rozwód, bo nie mamy dzieci itd...ale mam sumienie spokojne, że po ludzku zrobiłam wszystko co mogłam, aby ratować małżeństwo.
aja24 napisał/a:
Pocieszał mnie nawet, że mogę wnieść o unieważnienie małżeństwa bo nie mamy dzieci i ze względu na niedojrzałość emocjonalną w momencie zawierania małżeństwa. Tak po prostu... łatwe do załatwienia...

To nie jest takie łatwe do załatwienia...jak kochasz to nawet unieważnienie nie sprawi, że przestaniesz czuć, ...poczytaj o tym w zakładce "Unieważnienie małżeństwa"

Anonymous - 2012-08-03, 16:50

Aja

Uwierz ,że pan Jezus jest w stanie wziąć każdą stratę w Twoim życiu i napełnić puste miejsce dobrem.

Nie jesteś sama, On jest cały czas przy Tobie, powierz Mu swoje życie, postaw na pierwszym miejscu, zaufaj Mu...

Jego miłość nigdy nie zawodzi....NIGDY

Bóg jest Miłością, Twoje życie w Jego rekach, czego się więc bać? :-)


Przytoczę Ci fragment z " Naśladowania Chrystusa" Tomasza a Kempis
"O Tym ,że trzeba wzywać pomocy Boga i ufać Jego łasce".

"Czyż dla mnie istnieje coś trudnego, albo czy to podobne do mnie, abym obiecał i nie spełnił obietnicy?
Gdzież jest twoja wiara?Trwaj w wierze i wytrwałości. Bądź cierpliwy i dzielny, przyjdzie pociecha w swojej porze.
Czekaj na mnie, oczekuj, przyjdę i uleczę cię.
To co Cię dręczy, to tylko próba, to, co cię przeraża, to próżna obawa"

I jeszcze fragment z tego samego rozdziału:
"..nabieraj sił w blasku mojej miłości, bo jestem tuż, mówi Pan, aby wszystko odbudować i nie tylko oddać ci w całości , ale jeszcze obficiej pomnożyć"

Pan Bóg z każdego zła jest wstanie wyciągnąć dobro, z każdego.

A gdy "odkryjesz" Jego miłość w swoim życiu, nic już nie będzie takie same :-)

Módl się , proś Boga o pomoc, On słyszy każde Twoje westchnienie....ból minie
Uwielbiaj Boga w swoim życiu, to przynosi ulgę

trzymaj się, będzie dobrze :-)

Anonymous - 2012-08-03, 17:26

Dziękuję Ci z całego serca Malwina. Może tak właśnie miało się stać. Upadam w modlitwie i wierze, bo ciągle oczekuję że Pan rozwiąże sytuację tak jak ja to widzę. A może właśnie ma być inaczej. I teraz zostaje mi gorliwa modlitwa o to, by Pan pomagał mi się podnosić a z czasem nie upadać. By wziął w swoje ramiona moje cierpienie i pocieszył, a z czasem przywrócił radość życia.
Anonymous - 2012-08-03, 18:14

Uwierz , naprawdę się tak stanie :-)

Na początku strasznie się bałam mówić "bądź wola Twoja"....teraz chce tylko,żeby Jego wola wypełniła się w moim życiu.... :-)

Sytuacja w moim małżeństwie się nie zmieniła, z mężem nie mam żadnego kontaktu, ale wiesz Pan przyszedł ze Swoją miłością i wypełnił nią cale moje serce, a takiej miłości nie da Ci nikt, tylko On :-)
Jego miłość jest wierna i nie do pojęcia, leczy zranione serce.

Bóg chce żebyście byli razem, On Wam pobłogosławił, dla Niego jesteście jedno, pomoże Wam powstać z upadku, pomoże zbudować małżeństwo , "od nowa", na skale...
Potrzeba cierpliwości :-)
Zobaczysz,że ten spokój , który poczujesz w sercu świat Ci nigdy nie da, tylko Bóg :-)
Mówi się,że "dzień dość ma swojej biedy"i wiesz to jest dobre rozwiązanie, żyć dniem, ale w takim sensie ,żeby nie zadręczać się przyszlością, powierzyć ją Bogu i jak tu każdy pisze" nie pisać scenariuszy" ;-)

Powierz Bogu swoje życie, swoje małżeństwo- nie zawiedziesz się :-)
Modlitwa za Twojego męża, choć przyjdą dni,że będzie Ci trudno się za niego modlić, to jednak ona sprawi,że pokochasz męża , zupełnie inną miłością, o wiele dojrzalszą ;-)



Panie Jezu, ty sam przyjdź im z pomocą.
Panie bez Ciebie nic się nie ostoi a z Tobą wszystko staje się święte, pomóż im powstać z upadku, przywróć blask ich małżeńskiej miłości.

Będe pamiętac w modlitwie.

Anonymous - 2012-08-03, 18:36

Składam całą nadzieję w Panu, ale jak sama wiesz czasami Pan zabiera nam jedno, żeby dać drugie. Wiem o nierozerwalności małżeństwa, dla mnie to świętość. Ale tak czasem myślę, że skoro nie dane nam było doczekać się upragnionego dziecka (choć to pewnie było bardziej moje, niż męża pragnienie), a dodatkowo ta walka spowodowała, że mąż się ode mnie odsunął, a z czasem przestał kochać może oznaczać coś zupełnie innego niż nam tak po ludzku się wydaje. Kościół nie uznaje rozpadu małżeństwa, odsuwa nas od sakramentu Komunii, ale nie ma takiej mocy, żeby wyrzucić z naszego serca Jezusa. Jeżeli On w nas zostanie, wtedy będzie miłość i radość. Wcześniej (kiedy w małżeństwie było dobrze) praktykowałam, ale nigdy nie byłam tak blisko Jezusa jak teraz. Codziennie odkrywam nowe rzeczy. Książka, do której się odwołałaś "O naśladowaniu Chrystusa"..... coś wspaniałego. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Teraz czytam wersję elektroniczną i nie mogę przestać. Do tego wszyscy ludzie, każdy wspiera modlitwą, każdy chce pomóc. A ja myślałam, że zostałam sama jak palec... BÓG jest wielki i miłosierny i obym nigdy nie zeszła z drogi do nieba. Dopomóż mi w tym Panie!
Anonymous - 2012-08-03, 19:26

I tak trzymaj :-)

ja też "nie zdążyłam mieć" dziecka, ale wierzę ,że Bóg mnie kiedyś dzieciątkiem obdarzy, jak i Ciebie :)

Polecam tez "Wolni od niemocy" :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group