Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jak uratowac takie małżeństwo?

Anonymous - 2012-07-19, 12:03

Elżbieta1974 napisał/a:

Więc zamknij oczy i powiedz

Jezu Ty się tym zajmij!!!!!!!!!!! I zobaczysz co sie stanie!


Najcudowniejsze słowa jakie słyszałam , przynoszą taką ulgę sercu ...
Choć na chwilę można się zanurzyć w ciszy i spokoju -polecam
/Anka

Anonymous - 2012-07-19, 23:12

Ania19771 napisał/a:
Elżbieta1974 napisał/a:

Więc zamknij oczy i powiedz

Jezu Ty się tym zajmij!!!!!!!!!!! I zobaczysz co sie stanie!


Próbuję i nie umiem!!! Czasami tak bardzo potrzebuję pomocy, tak bardzo chcę by ktoś zdjął ten ciężar z moich barków. Ale nie umiem, nie umiem powiedziec Jezu, Ty się tym zajmij.

Anonymous - 2012-07-20, 01:40

Monia, dla mnie to było bardzo trudne, od momentu wyprowadzki męża zajęło cały rok, ten rok bardzo dużo zmienił, na początku był ogromny żal i złość i pytanie czemu? Za co? czemu moje dzieci? co złego zrobiłam? potem zapisałam się na 12-kroków i ... jeszcze większy bunt....
A potem przyszła taka bezsilność, siadywałam w Łagiewnikach w ławce i gapiłam się w Jego obraz, mogłam tak godzinami....
I ciągle wydawało mi się, że jak coś zrobię, to Bóg też coś da, coś zmieni, kilka miesięcy temu uświadomiłam sobie, że nadal to jest jakieś targowanie się, a gdzie bądź Twoja wola.
No to niech będzie Twoja wola....
Taki etap osiągnęłam od 25 kwietnia 2011.... Dużo czasu... Warto było!
Warto pwtarzać :Jezu proszę Ty się zajmij,

Tak jak CI napisałą Ania inaczej wtedy wszystko widzisz, nie jest bezproblemowo, nie ma sielanki, ale jest przy Tobie Siła, która pomaga.
Nie wiem jaki Bóg ma wobec nas plan, nie wiem dokąd dotrzemy z naszym małżeństwem, póki co jesteśmy po rozwodzie, ale znów jesteśmy razem rodzicami dla naszych dzieci, umiemy rozmawiać o dzieciach, o bieżących problemach typu zepsuty samochód o pogodzie.
Tematu nas jako małżonków w ogóle nie ma, bo dla męża póki co ten temat zamknięty...
Więc tak jak powiedzieli mi na tym forum mądrzy ludzie :daję czas czasowi....

NO i ja mam zmienić się w anioła, hahahaha, poprawić w sobie to co złe, zamknąć to co boli, zobaczyć gdzie ja nawaliłam w związku i nie powtarzać już tych błędów....
Da mnie ogromnie trudne, bo stare schematy wracają, emocje, emocje, emocje,
Ale z Bożą pomocą, z pomocą ludzi, którzy stoją na mojej drodze powoli idę do przodu.

DLa mnie bardzo dużo zrobi program 12-kroków. POlecam z całego serca.
Wreszcie zobaczyłam też swój udział w kryzysie, ale nie po to by to roztrząsać, tylko by wyciągnąć wnioski i zmieniać siebie!
Spróbuj może...
Podchodziłam do wielu spraw w ten sposób, że sama muszę się z nimi uporać!
NA 12-krokach, wreszcie ktoś mędrze i obiektywnie doradzał i jeszcze jedno dostałąm to o co w ogóle nigdy nie rposiłam: tam mogłam się "wygadać, wylać swoje żale, nawet nie pot, zeby ktoś pocieszył, czy radził, po to, żeby wyrzucić z siebie", gdy teraz czytam swoje wpisy to inaczej widzę pewne sprawy....

Trzymam za Ciebie za Was kciuki z wspieram modlitwą, żeby się udało wszystko naprawić.

Małymi kroczkami Z Bogiem dasza radę!

[ Dodano: 2012-07-20, 03:00 ]
Bajka o zasmuconym smutku

Po piaszczystej drodze wędrowała niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny.

Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała: Kim jesteś?

Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: - Ja? … Nazywają mnie smutkiem.

- Ach! Smutek! - zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.

- Znasz mnie? - zapytał smutek niedowierzająco.

- Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.

- Tak sądzisz… - zdziwił się smutek - to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?

- A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?

- Ja… jestem smutny - odpowiedział smutek łamiącym się głosem.

Staruszka usiadła obok niego - smutny jesteś… - powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową - a co Cię tak bardzo zasmuciło?

Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył.

- Ach… wiesz… - zaczął powoli i z namysłem - najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy - i znowu westchnął.

- Wiesz… ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności.

- Masz rację - potwierdziła staruszka - ja też często widuję takich ludzi.

Smutek jeszcze bardziej się skurczył - przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia.

Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.

Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie - płacz, płacz smutku - wyszeptała czule - musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.

Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę - ale… ale kim Ty właściwie jesteś?

- Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko.

- JA JESTEM NADZIEJA!


[ Dodano: 2012-07-20, 03:01 ]
Pogody Ducha!

Anonymous - 2012-07-20, 12:52

[/quote]
Próbuję i nie umiem!!! Czasami tak bardzo potrzebuję pomocy, tak bardzo chcę by ktoś zdjął ten ciężar z moich barków. Ale nie umiem, nie umiem powiedziec Jezu, Ty się tym zajmij.[/quote]

Moniko-wiem i rozumiem Cię bardzo dobrze
Niestety nie da się przeskoczyć pewnego etapu , nie da się odciąć ,zapomnieć , przyspieszyć naprawy ...dlatego tak ważne są te słowa: JEZU , TY się tym zajmij !!!!
Moniko, gdy już będziesz u kresu sił , gdy naprawdę nie dasz rady ruszyć do przodu -Jezus Ci pomoże ..tylko uwierz
Może nie od razu ale z czasem -odwracając głowę w tył --dostrzeżesz te małe wytchnienia w bólu i zrozumiesz kto Ci pomaga
Z mojej strony mogę Ci ofiarować modlitwę i rozmowę gdy będziesz tego potrzebować -Twoja historia jest też moją historią więc znam ten smak strachu bólu i niepewności
Przytulam/Anka

Anonymous - 2012-07-20, 16:24

JEZU TY SIĘ TYM ZAJMIJ-potarzam to codziennie. I może dlatego jeszcze wierzę, może dlatego wciąż kocham a może nawet kocham co raz bardziej. Po ludzku nie ma już dla Nas szans, ale Pan szepce mi wierz i módl się, więc się modlę i krzyczę- Jezu Ty się tym zajmij
Anonymous - 2012-07-23, 11:34

Tak bardzo chciałabym, żeby kiedyś te moje smutki się skończyły. Oboje z mężem kroczymy po tak cieniutkim lodzie naszych relacji. Byle pierdoła jest w stanie to peknąc. Och, jak ja czasami chciałabym tych malutkich peknięc uniknąc. tak chciałabym, żeby odbudowac na nowo, nie na kruchym lodzi, ale na skale... Ale jak?
Anonymous - 2012-07-23, 15:10

Smutki się nie skończą. Jak mielibyśmy zauważyć radości kiedy nie byłoby smutków. Bądź silna- Pan Bóg weźmie Cię za rękę tylko Go o to proś. Wierzę w Was, wierzę że Wam się uda. Wspieram modlitwą.
Anonymous - 2012-07-27, 11:13

Dzisiaj mąż oznajmił mi, że chce się zwolnic z poczty... Nosił się z tym zamiarem od jakiegoś czau. Ta cała historia z tamą kobietą tylko umocniła go w przekonaniu, że tak byc powinno.
Szczerze mówiąc nie wiem, czy to dobra decyzja. Z jednej strony się ciesze, bo to oznacza, że on nie będzie miał pretekstu, by się z nią kontaktowac, chociaz od przwie 2 miesięcy tego raczej nie robi. A z drugiej stony boję się co dalej. Owszem, ma drugą prace, ale to umowa zlecenie. A tam była stała. W swoim sercu ja naprawdę chcę by stamtąd odszedł. Nie chcę, żeby miał z nią nic wspólnego... Ale boję się, choc ma moje wsparcie.
jak go powinnam wspierac w tym wszystkim. jak zareagowac, gdy pomimo tego, znowu go przyłapię na jakimś kontakcie z nią? Nie wiem.... Staram się mu wierzyc, ale ta obawa pozostaje. Poza tym nie wiem, jaka ona jest naprawdę. Widziałam, że to on do niej wydzwaniał, ona nigdy nie dzwoniła, no chyba, że w sprawach zawodowych. Z tego, co mi mówiła, ona nie chciała tego wszystkiego i dawała mu do zrozumienia, że ona do niego nic nie ma. Ale chyba jakoś musiała prowokowac, skoro mój mąż zachowywał się tak dziwnie. Boje się, że i ona mnie okłamuje... Chyba naprawdę czasem wariuje. czas do maja uswiadamiał mi, że nic dobrego mnie ze strony męża nie spotka, bo zachowywał sie jak ostatni drań. Potem, kiedy wyznaczyłam granice, jakoś udało nam się cokolwiek posklejac. Mąż przez ostatnie dwa miesiące starał się i alej się stara. Więc czemu mi tak trudno uwierzyc, że naprawdę tego chce? jak mogę pomóc mu i sobie? jak mozna pomóc nam?

Anonymous - 2012-07-27, 22:50

Nie jestem pewna czy rzucenie pracy to dobry pomysł (mój mąż też pracuje na poczcie- co za zbieg okoliczności). Odejście z pracy nie wyeliminuje problemu- ona nie przestanie istnieć. Poza tym nie chodzi o to żeby eliminować pokusy tylko o to żeby się im oprzeć. W każdej pracy są kobiety i stanowią potencjalne zagrożenie. Z drugiej strony skoro Twój mąż chce odejść z pracy to dowód na to, że chce urwać relacje z Nią na dobre- a to już dobry znak :)
Anonymous - 2012-07-27, 23:29

Tak, jeśli mąż chce odejść naprawdę dlatego, żeby odciąć sie od tamtej niezdrowej relacji raz na zawsze - to bardzo dobry znak i powinnaś mu na to pozwolić i go wspierać.
Pamiętaj, jeśli dwoje ludzi się kocha, dadzą radę, nawet w trudnościach finansowych i innych, ważniejsza jest wasza relacja (i oczywiście wasza relacja do Pana Boga, ale tu mówię w porównaniu do bezpieczeństwa finansowego). Moniko, wpieramy Cię, kształtuj swe serce wpatrując się w Jedyną, Nieskończoną Miłość - będziesz piękna dla Boga i też piękna dla męża :)

Anonymous - 2012-07-27, 23:44

Cytat:
Tak, jeśli mąż chce odejść naprawdę dlatego, żeby odciąć sie od tamtej niezdrowej relacji raz na zawsze - to bardzo dobry znak i powinnaś mu na to pozwolić i go wspierać.

Szczerze mówiąc on o tym myslał juz trochę wczesniej, ale został ze względu na nasze problemy. Jednak wydaje mi się, że ta historia z tamtą kobietą to była kropla, która przelała czarę goryczy. I nie tylko, nie dogadywał się z naczelniczką.
Oczywiście będę go wspierac, jestem całym sercem z nim... Chociaz to moje serce jest bardzo obolałe i poranione... Ale wciąż wierne i kocha. Chciałabym, aby i on odpowiedział mi tym samym... I próbuje, ale jak wiecie sami, u mnie lęk wciąż pozostaje. Nigdy nie sądziłam, że będzie zdolny do tylu kłamstw i oszustw. I ciągle boje się, ale ufam Bogu. On wszystko wie.
I nie powiem, skakałabym z radości gdyby naprawdę się zwolnił. Wiem, Aniołku25, ze ona nie zniknie, ale nie będzie już tylu okazji, co czynią złodzieja. Oby.... tak bardzo chciałabym, by nam się udało. By udało się każdemu z Forum... Bóg widzi i czuwa, ale my możemy tylko czekac... A tak trudno z tą cierpliwościa... Ale nie mniej jestem szczęsliwa... I nie dlatego, że próbujemy się dogadac z mężem.... Ale przede wszytkim, że znowu odnalazłam cos cennego... Na nowo okryłam to, co sprawiało, że zycie jest łatwiejsze, że potrafiłam dawac siebie innym, szczerze kochac... Że miałam zaufanie i wiare.... Kiedy było źle, modliłam się i to mi zawsze pomagało, nawet wtedy, kiedy miałam kilka lat, kiedy byłam nastolatką, młodą kobieta...Potem się pogubiłam. Oboje się z mężem zgubilismy.
A teraz na nowo odkryłam w swoim życiu Boga. On zawsze był, tylko ja Go nie widziałam... A może nie chciałam widziec. uciekałam we wróżki, horoskopy, tarota...Przestałam chodzic do Koscioła i zycie było coraz bardziej puste.
Teraz jest cięzko, ale naprawdę czuję się lepiej. DZIĘKUJĘ :-D

Anonymous - 2012-07-28, 00:17

W Bogu nadzieja :) On Was umocni- zobaczysz :) Pozdrawiam cieplutko
Anonymous - 2012-07-29, 21:36

Czasami mysle, że chciałabym cofnąc czas. Nie zrobiłabym tylu błedów, co zrobiłam. Ale też chciałabym cofnąc czas do tych momentów, kiedy mój mąż był tym wspaniałym, niezwykle odpowiedzialnym facetem, jakiego poznałam i pokochałam. Ale też wtedy miał inne towarzystwo.... Mając 21 lat, obracał się w kręgach znajomych powyżej lub blisko 30, najczęściej mających już własne rodziny.
Teraz jest inaczej. Ma zupełnie inne towarzystwo: ludzi młodszych od niego nawet o 12 lat. Mieszkamy w nieciekawej okolicy. Nasi sąsiedzi w większosci nie pracują i codziennie piwkują sobie pod klatką. Mąż bardzo często, kiedy wraca w nocy z pracy, piwkuje z nimi, z tymi, co mają lat 20. Mam wrażenie, że cofa się w rozwoju. Ostatnio byłam zła. Była już 1 w nocy, kiedy zobaczyłam, jak mąż stoi pod klatką z tymi smarkaczami, a nadto stoją tam 2 dziewczyny mające po 18 lat. Koleżanki jednego z tych 24 latków. Więc zeszłam. nie powiem, zachowywał się wobec mnie bardzo ok, przytulał i całował ale odniosłam wrażenie, że nie był zadowolony. W nocy doszło do kłótni. Byłam zła, że zamiast przyjsc do domu, stał z nimi i nawet nie dał znac, że już przyjechał. pewnie myslał, że spię....
Podobna sytuacja miała miejsce przedwczoraj. Wrócił o 2 z pracy ( niestety tak wraca) i nawet nie wysłał sygnału. bałam się, że coś mu się stało.... Ale on znowu stał z kolegami pod klatką. Zaraz przyszedł do domu, przeprosił i powiedział, że spałam i nie chciał mnie budzic, a chciał się napic piwa. I było wszystko ok, aż dowiedziałm się, że planuje o 6 rano, na prośbę jednego z kolegów pójsc pomóc jednej z tych dziewczyn, bo ona i kolega wrabali się w krzaki autem i nie chciała, by ojciec się dowiedział... Normalnie coś mnie trafiło... Aby pomóc obcej osobie, którą widział raz w życiu nie waha się spac 3 godzin, ale aby pomóc mi w czymkolwiek to jednak zawsze miał opory. Wywiązała się karczemna awantura... Był na mnie wściekły, ale nie poszedł im pomóc. Owszem, jestem zazdrosna.... Tym bardziej, że ta dziewczyna to typ urody, który mu się podoba. Niestety po tej historii z 23 latką jestem przewrażliwiona. Ale też chodziło o to, że on się wogóle nie wysypia.
Wczoraj znowu napisał, że po pracy idzie się napic piwa. Więc zeszłam na dól. jak zwykle stało tak kilka osób, częśc już narąbana, częsc nacpana... Nic nowego. I do tego srednia wieku lat 20. Mąz przyjechał, mi też przyniosł piwo, ale widziałm, że był zły, że jestem. Była 3, kiedy wrócilismy do domu. Od progu dowiedziałam się, że jestem nienormalna, ze go pilnuje... nawet nie wpadł na to, że ja czasami też chcę gdzieś wyjsc, a jeżeli on po rząd spędza kilka nocy z kolezkami pod klatka i wraca nad ranem, to tez go potrzebuje, prawda? Tym razem to on zrobił awanturę. Wypominał mi jakieś niestworzone historie, co miały miejsce lata temu. Zachowywał się jak opetany... tej nocy bardzo go potrzebowałam. U mnie w pracy był szarpanina... Bałysmy się wyjsc ze sklepu ( konczymy o 22). Dzwoniłam do niego i prosiłam, by odebrał córeczkę, bo bałam się, że ktoś może nas śledzic z zemsty, że policja zabrała jednego ze złodzei. Tym bardziej, że koleżanka ostrzegała nas, że ci, co uciekli czają się pod sklepem. Wiecie, co zrobił? Wysmiał mnie i powiedział, że jak zwykle przesadzam.... bardzo mnie to zraniło. To obcej lasce chciał iśc pomagac, by ojciec jej nie skrzyczał, a własną zonę olał, która bała się iśc w nocy po dziecko? Bo zaznaczam, że po popołudniówce musze wracac na piechote przez ciemne ulice przypominajace slumsy.
Owszem dziecko odebrał, a mnie zawiozła do domu kierowniczka, choc z pracy wyszłysmy z duszą na ramieniu. Ale miał straszne pretensje, ze go z pracy wyrywam...nawet się nie spytał, jak się czuję, czy się bałam... Chociaz wiele razy dzwonił kiedy byłam w pracy i nawet jadąc z kursem niby chcial mnie zabrac do domu. Ale te jego telefony były jak kpiny... jak wrócił tylko oznajmił, że on idzie na piwo, a potem, jak pisałam zrobił mi straszną awanturę.
Z jednej strony widze, jak bardzo i usilnie się stara wiele naprawic, ale też widze jak łatwo wraca do starcyh błędów. Zresztą ja też jeszcze tyle nie potrafie. Czasami mam wrażenie, że jest bardzo rozdarty pomiedzy tym, co właściwe, a co wygodne. Tym, co jest egoistyczną przyjemnością, a tym, co dla innych... Nie wiem jak to odbierac.
Mąż ma 30 lat. ma towarzystwo 20 latków... naprawdę stał się jak nastolatek... Jedyną miarą jego odpwiedzialności jest ciężka praca i to musze mu przyznac. jednak sądze, że facet mający 30 lat powinien spędzac czas z rodzina, a nie z kolegami i koleżankami. Wogóle, ta jego 30 to jakaś fatalna liczba. Wplątał się w romans z 23 latką, zadaje się z dzieciakami, kłamał, rani mnie i wyzywa.... jak mu pomóc? czaami nie daję rady.... To nie jest tak, że zabraniam mu kolegów. Ale skoro on 5 wieczorów w tygodniu spędza na klatce, to chyba nie jest normalne. Czy to jakiś kryzys wieku sredniego? Trochę za wczesnie, ale jeżeli tak ma byc, to boję się tej 40. Nie wiem, czy dam radę. Potrzebuję jego wsparcia, ale on woli je dawac obcym. ja też chce byc jego wsparciem, ale to tak, jakbym głową o mur waliła. Proszę o rady.... To dla mnie bardzo ważne...

Anonymous - 2012-07-30, 12:21

Moniko, robisz poważny błąd w ocenie sytuacji.
Mąż jest typem osoby, który lubi mieć przestrzeń i nie ma takiej potrzeby bliskości jak ty. Odbierasz to jako dowód braku miłości i przez to tracisz poczucie wartości bo oceniasz dla innych potrafi coś od siebie dać pomimo zmęczenia.

Chcesz na siłe mu matkować, wmawiać zmęczenie i odpoczynek bo w taki sposób tylko możesz mieć go przy sobie...To tak nie działa. Jak nie będziesz umiała komunikowac swoich potrzeb i tego co cie rani to niestety mąż nie będzie wiedział co czujesz. Tylko własnie będzie uznawał cie za zazdrosną, jak to piszesz "porąbaną" bo chcesz mu wmówić zmęczenie, któego on tak bardzo nie czuje i woli być z kumplami niż z toba.
Problem nie w zmeczeniu ale w chęci bycia ojego obok ciebie, a jego w chęci bycia poza domem. Tu sie rozmijacie i jest poważny problem.
Warto go omówić, co czujesz, czego pragniesz i poprosić by o tym pomyślał i cos dla ciebie w związku z tym zrobił.

Co zrobi zalezy juz tylko od tego jak bardzo potrafi byc empatyczny, wczuć sie w twoją sytuację i pomóc ci w tym. Niestety wielu jest egocentrycznie nastawiony ch na siebie, ale duża liczba ludzi niestety nie zdaje sobie sprawy z odczuć partnera widzi tylko sprzeczne reakcje, które nic im ni mówia. Zamiast okazywania gniewu, zazdrości lepiej jest na spokojnie porozmawiać o tym co czujesz gdy po pracy przebywa z kim innym niż z tobą. Inną sprawą jest też jak potraficie ten czas was wspólny organizować, tak by was cieszył z przebywania razem. Inna też jest sprawą, że czasem te wspólne przebywanie sie rozmija. Jeden woli spokój i cisze domową, inny gwar i towarzystwo. Tutaj tez można jakoś sie dogadać, ale potrzeba dialogu i kompromisów.

Chyba Moniko z tą komunikacją wyrażania swoich potrzeb to raczej kiepsko? A to ważna umiejętność przekazywania faktycznych odczuć swoich zamiast emocji. Jak czujesz sie przez męża odtrącana to zamiast wylewania złości, kontrolowania, zazdrości lepszym jest przyjrzenie sie sobie. Dlaczego tak odczuwam, co moge z tym zrobić, jak moge przekazac drugiej osobie sygnał, że to twoje zachowanie wpływa na mnie tak i tak, prosze pomóz mi bym potrafiła sobie z tym dać rade. Jak robisz tak i tak, wtedy czuje sie silniejsza, jak stoisz przed klatką wpadam w gniew i zadrość, że więcej cennego czasu poświęcasz innym niż mnie. Wiem, że tu nie ochodzi o odtrącanie mnie i brak miłości tylko że sam swoją potrzebe bycia z towrzystwem tak spełniasz ale to powoduje u mnie takie a nie inne odczucia. Musimy jakoś to rozwiązać bys ty i ja był zadowolony. jakie masz pomysły, co możesz dla mnie zrobic...

I od tego ile ta osoba potrafi dać od siebie by nam pomagać w naszych emocjach, odczuciach o tyle potem wzrasta nasze zaufanie do tej osoby i poczucie bezpieczeństwa na rzecz spadku odczuczazdrości, niepewności.
Porozmawiaj z nim moze nie w domu, może właśnie przed domkiem jak masz mozliwość o tym. Nuda i proza życia zabija związek, ale szukanie atrakcji pod domem z towarzystwem wcale problemu nie rozwiązuje, ale tez zmuszanie do odpoczynku by w ten sposób poszedł do domu i pobył z toba też nie jest jak już wiesz fajnym wyjściem. tylko powodem do kłótni i oskarżeń.

Chciałabyś by było jak kiedyś..ale kiedyś nie było obowiązków, dziś są i można to pogodzić potrzeba tylko zrozumienia a by ono mogło byc to najpierw musisz sama wiedziec co odczuwasz, potem umiec o tym porozmawiac i przekazac tak by druga strona cie rozumiała co do niej mówisz, czego od niej chcesz....


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group