Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jak wybaczyć zdradę

Anonymous - 2012-07-03, 13:15

piotrploc napisał/a:
Nie jest to podejście chrześcijańskie, ale nie odmówię sobie przyjemności zemsty na kochanku żony. Mi też należy się coś od życia:)

A to głownie chodzi czy to chrześcijańskie..czy niechrześcijańskie zachowanie???

to akurat najmniejszy problem

poczytaj sobie Piotrze to..zanim sprawiedliwośc przejmiesz w swoje ręce :mrgreen: :mrgreen:


Zemsta to rodzaj ślepej sprawiedliwości, która im bliższą się staje naturze człowieka, tym bardziej powinno ją się wypleniać. W jednym zdaniu można powiedzieć o czterech ważnych aspektach zemsty:
-chęć zemsty jest bliska ludzkim sercom
-nie trzeba się jej uczyć, ponieważ jest naturalna i instynk­towna
-przypomina sprawiedliwość, lecz zasadniczo się od niej różni
-jest niepożądana; jest równie naturalna jak chwasty, które jeśli nie są regularnie usuwane z uprawnego pola pewnego dnia zagłuszą hodowane na nim rośliny.

Ja definiuję zemstę jako wyręczanie sprawiedliwości, w czym kryje się niewątpliwa przyjemność czerpana przez mściciela z zadawania cierpienia osobie karanej. I w tym tkwi problem. Pragniemy ukarać złoczyńcę, gdyż chcemy żyć w sprawiedli­wie i bezpiecznie.
Czy powinniśmy wziąć sprawiedliwość w swoje ręce?
Jeśli jesteśmy zwolennikami wymierzania kary, musimy być również przeświadczeni o własnej prawości. A wtedy nawet je­śli jesteśmy przekonani, że karana osoba zasługuje na cierpienie, to zadając je tej osobie, po części sami cierpimy z powodu po­czucia winy. Albowiem czujemy dyskomfort, uświadamiając so­bie, że cieszymy się na myśl o zadawaniu komuś cierpienia. Jest to kolejny przykład naszej chęci bycia dobrymi ludźmi, a jedno­cześnie czynienia lub fantazjowania o popełnianiu czynów, któ­rych dobry człowiek czynić nie powinien.

Stowarzy­szenie Kościołów w swoim oświadczeniu jednoznacznie potę­piło zemstę jako działanie, którego celem nie jest położenie kresu cierpieniu, lecz jego pogłębianie. Odwet bierzemy po to, by ktoś inny cierpiał tak jak my. Czy świat faktycznie stanie się lepszy, gdy zadamy cierpienie komuś, kto przedtem był przy­czyną naszego cierpienia?

Każdy z nas słyszał powiedzenie: „Zemsta jest słodka", lecz mało, kto wie, że to zdanie wyrwano z kontekstu, przez co jest zupełnie opacznie rozumiane. Jest to fragment zdania zaczerp­niętego z utworu Miltona, zatytułowanego Raj utracony, które brzmi następująco: „Zemsta, na pierwszy rzut oka słodka, nieba­wem gorzko do siebie samej doskoczy". Innymi słowy, Milton — tak jak wielu z nas — boleśnie musiał się przekonać, że choć można rozkoszować się obmyślaniem zemsty, to jej dokonanie napełni nas goryczą.

Obiekt naszej zemsty zasługuje na surową karę i jakaś część nas samych ochoczo wymierzyłaby mu ją za to, co nam uczynił. Jednak, gdy zadamy w odwecie cierpienie, cząstka dobra w nas samych zostanie umniejszona. .
W Talmudzie napisane jest, że Bóg udzielił reprymendy aniołom wiwatującym z okazji zagłady armii egipskiej zatopionej przez wody Morza Czerwonego: „Jakże możecie się cieszyć? Wszak oni są też moimi stworzeniami?". Skoro nawet aniołowie radowali się pognębieniem występnych, czemu nie moglibyśmy czynić podobnie? I skoro Bóg potępia zachowanie aniołów jako niewłaściwe, jakże my mielibyśmy nie ujść zażenowania z powodu naszej satysfakcji?


Okres rozwoju cywilizacyjnego, w którym społeczność wzięła na siebie prawo i odpowiedzialność za karanie zbrodniarzy, broniąc od tego obowiązku pokrzywdzonych, był jednym największych postępów ludzkości. Od tej chwili kara mogła być wymierzana sprawiedliwie i obiektywnie przez kogoś, kto był uwikłany w spór i kim nie kierowała ślepa żądza odwetu.

Cóż począć z tą wprawiającą nas w zakłopotanie emocją, budzącą w nas żądzę odwetu? Jak zwykle w przypadku pobudek sprzecznych z naszym sumieniem należy słuchać głosu sumienia nawet wtedy, gdy nie mamy na to siły ani ochoty. Co jednak ro­bić, gdy pragniemy wywrzeć zemstę w imieniu sprawiedliwości, która zdaje się oczekiwać od nas zaangażowania się w czynienie tego świata lepszym domem dla nas wszystkich, co z kolei wy­magałoby wymierzenia komuś tego, na co zasłużył?

Ludzie kierujący się wiarą lub współczuciem wychodzą z założenia, że należy przebaczać, gdyż to przełamuje błędne koło nienawiści i przemocy. U chrześcijan wymóg przebaczania zawarty jest w jednej z najważniejszych modlitw — Modlitwie Pańskiej. Wyrazem takiego podejścia jest też Jezusowe zale­cenie, by nadstawiać drugi policzek, podobne zalecenie znajduje się w Torze: „Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata" i w wielkim przykazaniu zawartym w Księdze Kapłań­skiej: „Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego" (19,18). Przy­kazanie to poprzedzone jest słowami: „Nie będziesz szukał po­msty, nie będziesz żywił urazy".

Przebaczenie obmywa duszę z goryczy wywołanej wyrządzo­ną nam krzywdą, którą podsyca planowanie zemsty na naszym krzywdzicielu. Jeśli obmyślamy, jak wyrównać z nim rachunki, i nigdy nie czynimy nic w tym kierunku (a zazwyczaj tak więk­szość z nas postępuje), sami pogrążamy się w goryczy, nie wy­wierając żadnego wpływu na tamtą osobę. Gdy motorem na­szego życia staje się obmyślanie zemsty, często zniżamy się do poziomu naszego krzywdziciela. Tracimy we własnych oczach i lękamy się, że stracimy w oczach innych ludzi. Perspektywa wyrównania rachunków, aczkolwiek kusząca, rzadko warta jest tego, co wyrządza nam samym. Jak już powiedziałem na wstę­pie, powinniśmy starać się wznieść ponad przyziemną żądzę zemsty. Nie dlatego, że udajemy świętych, lecz aby zachować zdrowe zmysły. Życie jest zbyt cenne, by trwonić je na nienawiść. Wiemy jednak, jak trudno niekiedy stosować się do tej i rady.

W biblijnej Księdze Wyjścia opisane są cierpienia Izraelitów w egipskiej niewoli. Z rozkazu faraona wszystkie noworodki płci męskiej miały być topione. Żydowscy niewolnicy pracowali przy wyrobie cegieł i byli poddawani karze chłosty, jeśli nie udało im się wykonać dziennego planu. Gdy zaczęli narzekać, faraon kazał im dodatkowo własnoręcznie zbierać trzci­nę do wyrobu cegieł, zamiast dostarczać im ten surowiec jak przednio. Tylko cudownej interwencji Boga zawdzięczają żydzi swoje wyzwolenie z egipskiej niewoli. Dlatego może nas dziwić, gdy czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa następujące zalecenie: „Nie gardź Egipcjaninem, gdyż byłeś w jego ziemi obcym przybyszem". Nie powinieneś nienawidzić Egipcjan za swoją niedolę nie, dlatego, że zasługują na twoje przebacze­nie, lecz dlatego, że ty sam zasługujesz na coś lepszego niż ciągłe rozpamiętywanie gorzkiej przeszłości. Dopóki twą duszę nadal zżera nienawiść, dopóty jesteś ich niewolnikiem.

Podczas rytualnego, rodzinnego posiłku seder spożywanego z okazji święta, Pesach, upamiętniającego wyjście z niewoli egipskiej, przed właściwym posiłkiem smakuje się odrobinę gorzkiego zie­la, by przypomnieć sobie gorycz niewoli, po czym gorzki smak usuwa się macą i winem symbolizującymi uwolnienie.

Gdy sobie uświadomimy, że żądza zemsty w rzeczywistości jest potrzebą odzyskania władzy nad własnym życiem, by wy­zwolić się z roli ofiary i zastąpić bezradność działaniem, możemy znaleźć sposoby zaspokojenia tej potrzeby bez krzywdzenia dru­giej osoby i kompromisu z własną dobrocią.


no ...ta.....

a najwazniejsze pogrubiłem :-)

Anonymous - 2012-07-03, 14:00

Norbert1 napisał/a:


Gdy sobie uświadomimy, że żądza zemsty w rzeczywistości jest potrzebą odzyskania władzy nad własnym życiem, by wy­zwolić się z roli ofiary i zastąpić bezradność działaniem, możemy znaleźć sposoby zaspokojenia tej potrzeby bez krzywdzenia dru­giej osoby i kompromisu z własną dobrocią.[/i]

no ...ta.....

a najwazniejsze pogrubiłem :-)


"podczerwieniałam" naawet :mrgreen:
Te działanie o którym tu mowa ...to wysiłek ...
Wczoraj tak bardzo mi wybrzmiewało "Wszystko mogę w Tym który mnie umacnia", chociaż wcale nie było łatwo...

Anonymous - 2012-10-05, 14:26

Witam po dłuższym czasie nieobecności. Trochę się wydarzyło w tzw międzyczasie. Przede wszystkim nie posłuchałem przestróg forumowiczów i zemściłem się na kochanku żony. I muszę przyznać, że było to najlepsze co mogłem zrobić. Powiadomiłem o romansie jego narzeczoną. Po jakimś czasie dowiedziałem się od niej, że po dzikiej awanturze wybaczyła mu i będą odbudowywać relację. Ale najważniejsze jest to, że dopiero taka ingerencja zakończyła romans. Bardzo boli mnie to, że jak wiele wskazuje, znowu to on był stroną kończącą relację a nie moja żona. Niby skutek ten sam, ale jednak boli. Po ujawnieniu romansu coś musiało zadziać się u nich w pracy i żona włamała się na to forum i pousuwała większość moich wątków. Ale to nie jest takie istotne. Ważne jest to, że żona wykorzystała moje starania, próby terapii par, rekolekcje - spotkania małżeńskie, jako przykrywkę do kontynuowania romansu. Mówi się, że zabić można kogoś tylko raz. Nie do końca, można i drugi i trzeci.
Do tego wypiera się, oszukuje, unika rozmowy, ignoruje moje zaczepki. Przez niemal trzy miesiące pisałem do niej codziennie "list". Uzbierało się sześćdziesiąt kilka. Dostałem dwie odpowiedzi. Dialogowania po spotkaniach małż. odmówiła od razu. Ja jestem tym już zmęczony. Chciałbym sprawę wyjaśnić do końca i spróbować od nowa. Ale nie mogę zgodzić się na życie ze zdrajczynią i oszustką. Na porządku dziennym stanęła już kwestia rozstania - separacji. Może to byłoby lepsze dla nas obojga? Syn też nie będzie szczęśliwy przy nieszczęśliwych rodzicach.
Wysłałem poniższy fragment żonie, ale jak zwykle mnie zignorowała.
"Dalej: nie rańmy się. Rana to jest uderzenie w coś, na co nie mamy wpływu. Przywoływanie w rozmowie faktów z przeszłości jest klasycznym ranieniem. Owszem, jeżeli jest z przeszłości jakaś nigdy nie załatwiona sprawa, która się za nami ciągnie, trzeba raz jeden usiąść i porozmawiać o tym. Przeprosić, wybaczyć. I nigdy więcej do tego nie wracać. Oczywiście, przebaczenie nie jest tożsame z zapomnieniem. Jeśli raz wydarzyło się coś złego, nie można o tym zapomnieć, to byłaby naiwność. Trzeba pamiętać o tym po to, aby to już się nie powtórzyło".
źródło::Jak budować więzi w rodzinie? Jacek Pulikowski.
Nie chcę jej wypominać zdrady do końca życia, ale nie pozwolę się oszukiwać.

Anonymous - 2012-10-27, 22:45

Piotr, jeżeli Twoją zemstą na kochanku, było poinformowanie jego narzeczonej, to uważam że należalo to zrobić znacznie wcześniej. Przecież jej należy się prawda o czlowieku któremu wierzy a który ją oszukuje.
To bardzo smutne i przygnębiające co piszesz, że żona udawała próby odbudowy małżeństwa po to, żeby mieć więcej swobody w dalszym oszukiwaniu Ciebie.
Trzeba niesłychanie dużo siły i charakteru żeby nie poddać się po czymś takim.
Z jej strony to cynizm, ignoruje Twoje uczucia, miłość.
Terapeuci uważali że niepotrzebna jest szczerość żony wobec Ciebie. Niepotrzebne są odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania o zdradę.
Wydaje mi się że to spowodowało u żony brak głębszych przemyśleń dotyczących tego co zrobiła.
Po rekolekcja, z opisu rozumiem że opartych na budowaniu dialogu, nie nastąpiło u niej poczucie żalu, winy, starań o budowę związku ?
Po zdradzie to zdradzacz powinien przejąć ciężar budowy związku.
Wiesz, pokaż jej że potrafisz również żyć bez jej miłości.
Zbliż się jeszcze bardziej do Boga, zadbaj również o swoją kondycję fizyczną, wizerunek, zainteresowania i skup swoją miłość na dzieciach.
Nic tak nie otrzeźwia znudzonych w związku jak widok uśmiechniętego, zadowolonego z życia małżonka.
Nie myśl że nakłaniam Ciebie do tolerowania trójkąta. Określ jej granice swojej miłości, chyba najlepsza książka - "Miłośc wymaga stanowczości" J.C. Dobson'1

Anonymous - 2012-10-30, 16:35

Z narzeczoną kochanka żony skontaktowałem się niezwłocznie, gdy udało mi się ją zidentyfikować. W odwecie żona odmówiła udziału w terapii par.
Po jakimś czasie, już chyba we wrześniu spróbowaliśmy jeszcze raz, ale terapeuci nas pogonili. Żonie wytknęli, że chodziła na terapię wyłącznie dla mnie, bez zaangażowania, bez wiary w jej sens, sama nie odczuwała w najmniejszym stopniu takiej potrzeby.
Pisałem już chyba kiedyś o tym, ale powtórzę, nie dostrzegam u żony żalu z powodu zdrady. Siedem miesięcy zajęło jej powiedzenie "przykro mi". Nie chce mi się nawet już wnikać czy szczerze.
Jestem zanadto zasadniczy. Z jednej strony upieram się, że warunkiem wybaczenia i życia od nowa jest szczerość, otwartość, nawet, a zwłaszcza w tych sprawach najtrudniejszych. Bez tego żyjemy obok siebie a ja, chcąc nie chcąc pielęgnuję urazę.
Z drugiej strony moja zasadniczość przejawia się tym, że będę przy niej, choć to trudniejsze niż odejście. I nawet, gdy zechce mnie jeszcze bardziej pognębić, to odsunę się od niej, ale o rozwodzie nie myślę.
Nie wszystko jest czarne. Żona próbuje żyć, jakby nic się nie stało. Jest troskliwa, taka jak wcześniej. Mówi, że kocha (ale znowu ta moja zasadniczość - w mojej bajce jak ktoś kocha to nie zdradza). Tak próbuje odbudować nasze relacje.

Anonymous - 2012-10-31, 09:52

Cytat:
W odwecie żona odmówiła udziału w terapii par.
- to był raczej odwet za to że narzeczona wzięła się za niego i porzucił romansowanie z Twoją żoną (?).

Żona próbuje żyć normalnie, jakby się nic nie stało - próbuje zaklajstrować to co rozwaliła słowem "kocham". Może szczerym choć niby dlaczego skoro tak długo potrafiła okłamywać, oszukiwać przed odkryciem i po odkryciu, prowadzić podwójną grę żony która stara się odbudować małżeństwo jeżdząc na rekolekcje, terapię a jednocześnie kontynuując romans.
Może chciała pokazać że się stara, a jednocześnie prubowała sobie uwić gniazdko z kochankiem, czejkając na jego ostateczną deklarację. Dopiero jak zniknął po poinformowaniu narzeczonej przez Ciebie, została na lodzie i woli powiedzieć "kocham" dla świętego spokoju.

Bez przemyślen na temat zdrady przez nią, zrozumienia przez nią jaką szkodę wyrządziła rodzinie, zrozumienia przez nią dlaczego poszła w "długą" nie bedzie jej prawdziwego powrotu.
To co robi teraz jest dalej tą samą grą którą uprawiał przedtem.

Myślę że jej system wartości, cel życia zostaly zachwiane.
Może uda Ci się ją skłonić do rozmów na temat co jest w życiu ważne, jaki jest cel życia, przykłady (biblia, kościoł) właściwych postaw wobez różnych problemow życia.
Może przez wspólną modlitwę w domu, może razem z dziećmi.
Może czasami Wam przeczyta coś z biblii. Poprosisz ją żeby Wam skomentowała jakąś postawę która wymaga wyboru - pójśc na łatwiznę czy tez postępować zgodnie z zasadami które się wyznaje.

Wpółczuję Ci trudnej sytuacji.
Nie ustawaj w wysiłkach. To żona powinna starać się o odbudowę małżeństwa, ale widoczniej jeszcze nie jest w stanie.

Anonymous - 2012-10-31, 13:06

Oczywiście, odwet był za wtrącenie się w romans i, jak się wydaje, spowodowanie jego zakończenia.
Nie mam już sił na analizowanie wszelkich podłości, upokorzeń jakich doznałem od żony.
Ale słowo się rzekło. Przysiągłem jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską i nawet jej niewierność nie zwolniła mnie z tej przysięgi. Jest dużo trudniej kochać ją teraz. Z wiernością i uczciwością małżeńską nigdy nie miałem problemów i nic tu się nie zmieniło.
Nie chcę stworzyć wrażenia, że jestem bez win, o nie!
Chciałbym powiedzieć, że uczestnictwo na tym forum było i jest dla mnie ważne i podziękować wszystkim, którzy swoimi wpisami pomagali mi w trudnym okresie życia.
Nie wiem jak się skończy moja historia (jedno jest pewne, nic nie będzie już tak jak było, a również nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej) ale żyć trzeba i jakoś się trzymać.
Pozdrawiam i jestem, będę obecny.

Anonymous - 2012-10-31, 14:15

Witaj Piotrze,

Mam trochę podobną sytuację do Twojej i moja żona też ma na imię Anna.
Moja żona mieszka ze mną i z dzieckiem, śpimy razem, kochamy się jednak ona też nie czuje żadnego żalu czy winy za swoją zdradę. W dodatku nadal zakochana jest w kochanku (jej koledze z pracy), który trzy razy się z nią rozstawał, bo nie umiał chyba do końca zostawić swoich małych dzieci i żony.

Wiem jakie to jest ciężkie jak ciągle nie możemy być pewni jutra. We mnie ciągle jest chęć odbudowania wszystkiego na nowych, lepszych zasadach, a z jej strony jest niby jak mówi niepewność uczuć do mnie i niepewność naszej wspólnej przyszłości. A może tylko jakaś ściema i udawanie do czasu kiedy nadejdzie moment, że będzie mogła ode mnie wygodnie odejść. Nie potrafi dzisiaj powiedzieć mi że mnie kocha, ale potrafi mi powiedzieć że kocha kolegę z pracy, który trzy razy nie dotrzymał danego jej słowa.

Boli to cholernie, że kochasz, chcesz być kochany, zmieniasz się na lepsze, a mimo wszystko zostajesz odrzucony.

Widzisz, ja też postanowiłem, że będę kochał i będę się trzymał przysięgi. Ona o tym wie i mam wrażenie, że to jeszcze bardziej daje jej poczucie komfortu i odbiera jakiekolwiek poczucie winy. Tak jakby widziała, że czego nie zrobi zostanie jej wybaczone.
Po rozmowach z nią widzę, że ma bardzo mocno zachwiany system wartości, że na bardzo ważnym miejscu są przyjemności, dobra materialne, samorealizacja.
Sam nie jestem w stanie tego u niej zmienić, do tego jest potrzebna jej praca, a jej chyba z tym po prostu dobrze. Tak ją ukierunkowały koleżanki i jej kochanek.

Gdyby nie fakt, że mamy pięcioletnie dziecko i nie chcę robić mu w życiu rewolucji, pewnie byłbym bardziej stanowczy i asertywny. Może wtedy otworzyłaby oczy.

Chociaż to trudne, to staram się jednak jak najmniej myśleć o przyszłości i skupić się na teraźniejszości. O przyszłość modlę się do Boga. Modlę się żeby przemówił do niej.

Pozdrawiam serdecznie.

Anonymous - 2012-11-02, 14:25

Rzeczywiście, widzę wiele podobieństw. Myślę też, że Twoja sytuacja jest znacznie trudniejsza niż moja. Życzę Ci wytwałości.
Anonymous - 2012-11-03, 22:27

Dzięki za dobre słowo. Ciężko już mi ogarniać wszystko rozumem. Modlę się do Boga i wszystkich świętych, a nawet do bliskich zmarłych o modlitwę za nasze małżeństwo. Wczoraj powiedziałem żonie, że mam już dość życia w trójkę przez kontakty, które ciągle utrzymuje z kochankiem. Że nie da się tak niczego budować i ja się wycofuję, niech idzie do niego jak chce, bo ja zrobiłem wszystko żebyśmy mogli naprawiać, ale nie umiem odciąć się od przeszłości skoro ona nadal w niej tkwi. Były z jej strony łzy, obietnice że to skończy i nawet powiedziała mi, że mnie nadal kocha i boi się mnie stracić. Wystarczyła chwila przemyśleń i znowu nie wie czy chce być ze mną czy z nim.
Jak żyć?

Anonymous - 2012-11-05, 15:37

Nie czuję się absolutnie na siłach aby w jakikolwiek sposób doradzać Tobie. Jedyne, co mogę zrobić, to opowiedzieć w jaki sposób ja próbowałem sobie radzić. Ale po prawdzie to nie poradziłem sobie za dobrze.
Po wykryciu zdrady żony chciałem za wszelką cenę, natychmiast ją odzyskać. Po pierwsze, kontrolowałem ją (telefony i emaile), naciskałem - bezskutecznie - na zakończenie romansu, na rzucenie pracy. Stawiałem jej granice i sam godziłem się na to, że je wciąż przekraczała. Powinienem był określić granice niemożliwe do przekroczenia i egzekwować je. Nawet jeśli nie powstrzymałbym żony, to przynajmniej zachowałbym szacunek dla siebie.
Po drugie skłoniłem ją do podjęcia terapii małżeńskiej, nawet do uczestnictwa w spotkaniach małżeńskich. Bardzo zależało mi na tym, żeby dostrzegła całe zło, które czyni oraz zmieniła się. We wszystkich tych działaniach poniosłem klęskę.
Nie mogę ani na chwilę przestać o tym myśleć, ale prawda też jest taka, że emocje osiągnęły możliwy do zaakceptowania poziom. Być może po części jest tak dzięki lekom antydepresyjnym, które niestety zażywam już 5 miesięcy.
Przyjąłem też swego rodzaju "strategię". Pogodziłem się z tym, że mam za żonę zdrajczynię i oszustkę. I z tym, że skoro ona zechciała zniszczyć nasze małżeństwo, to jest ono zniszczone. Żonie udało się bardzo obniżyć temperaturę moich uczuć do niej. W ciągu całego tego czasu oszukiwała, nawet na terapii, a więc nie zdziwię się już, jeśli za chwilę okaże się, że romans trwa. Ja już jestem gotów odsunąć się od niej. Kilka razy byłem już bardzo bliski tej decyzji.
Po odkryciu zdrady najpierw przypadkiem trafiłem na forum zdradzeni.info. Tam niemal wszyscy jak jeden mąż radzili mi rzucić niewierną. Między innymi przypuszczali (jak się okazało słusznie), że zgoda żony na terapię jest zasłoną dymną dla kontynuowania romansu. Nie chciałem ich słuchać, trafiłem tutaj. I dobrze się stało. Znalazłem wsparcie, ale umysł i serce mam zatrute. Czy to się zmieni - nie wiem.
Piszę chaotycznie. Podsumowując, moja historia zmierza chyba ku normalizacji, jakkolwiek nie jest to taka jakość życia, jakiej bym oczekiwał od związku. To małżeństwo ze zdradą w tle, brakiem zaufania, niewybaczoną urazą. Mówią, że kryzys zmienia na lepsze. W naszym przypadku kryzys nie został "rozpracowany".
Życzę Ci, żeby Twoja żona się opamiętała.
P.

Anonymous - 2012-11-05, 18:54

Dzięki Piotr. Ja rzeczywiście też próbuje uzmysłowić żonie, że to co zrobiła i co robi jest złem. Próbuję ją skłonić do zrozumienia przysięgi małżeńskiej. Niestety, bezskutecznie. Do jakiejkolwiek terapii nie ma przekonania, więc nie będę na nią nalegał.

Ona ciągle jest niezdecydowana i brak jej do końca wiary w to, że może nam się udać. Bardziej widzi to w kategoriach próby i mając ciągły kontakt z kochankiem, który po raz już 4 chce opuścić rodzinę i być z nią, chyba do końca nie zdaje sobie sprawy z tego, że tym tylko rozluźnia nasze więzi a zacieśnia z nim.

Mam problem z podjęciem decyzji, ale wydaje mi się że ja na taką próbę w quasi-trójkącie nie mogę się zgadzać. Zamierzam dać sobie kilka dni czasu, aby zdecydować czy i jak chcę zakończyć to życie w niepewności.

Anonymous - 2012-11-05, 23:52

PANOWIE!!!
Nie tędy droga. Wybaczcie szczerość, ale po przeczytaniu Waszych (Piotr i TB) wpisów, jak wymieniacie się poglądami nt. "jak się odgryźć na małżonce", nasunęło się mi zdanie z Ewangelii: Nie może ślepy prowadzić niewidomego". Wiecie Kto jest ich autorem?
Panowie, to Wy macie się zmieniać a nie przymuszać do tego małżonkę. Jak nie zechce, to choćby i na tortury wzięta nie ustąpi.
Odkąd ja opisałem swoje problemy tu na forum i też walczyłem z żoną, z jej nałogami, minęło trochę czasu. Z początku też nie słuchałem rad Mądrzejszych ode mnie, którzy jak mantrę powtarzali "zajmij się sobą" itp. Wiecie co pomogło? Raczej wypadałoby napisać Kto: JEZUS!!! On mnie dotknął i uzdrowił. Mnie osobiście pomogły Msze Święte z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała przed Najświętszym Sakramentem. Z początku byłem sceptycznie nastawiony, oczekiwałem jakiegoś cudu, natychmiastowego działania Boga wobec żony. Ale z czasem głębiej w duszy zapadały mi słowa modlitw i rozważań, głębsze i coraz dłuższe rozmowy w konfesjonale. W końcu zrozumiałem: bez całkowitego oddania siebie Jezusowi i Jemu zawierzenia swoich problemów a wręcz oddania siebie ze wszystkim co mam, z całym bagażem życiowym nie da się żyć. I powiem Wam Panowie i Wszystkim którzy to przeczytają: żona jeszcze bardziej "daje popalić", a ja tym mocniej poddaję się Jezusowi i jestem szczęśliwy. Szczęśliwy, bo prawdziwie znalazłem Boga, a On znalazł w końcu miejsce w moim sercu gdzie zamieszkał i we mnie działa. Wcześniej musiał uciekać, bo była w nim złość, walka, niepokój, czyli to wszystko co jest domeną :evil: Teraz to Jezus jest we mnie a szatan próbuje dostać się do środka i zburzyć ten porządek. Cała sztuka teraz polega na tym, żeby mu nie otwierać.
Więc polecam Wam, są różne drogi spotkania Jezusa, ale zawsze musi to być z Waszej strony szczere i bezwarunkowe oddanie się Jemu.
Życzę powodzenia.

Anonymous - 2012-11-06, 07:58

A dlaczego myślisz, że moją, lub TB intencją jest dać popalić żonie? Absolutnie nie. Całkowicie zgadzam się z Tobą w kwestii nieskuteczności prób zmieniania żon, ale o tym musiałem przekonać się sam. O odsunięciu się, separacji myślałem w kategoriach samoobrony. Już nie pamiętam kto, chyba ksiądz Knotz pisał w tym kontekście o zaufaniu - ale nie naiwności, o prawie drugiej strony do obrony przed krzywdą ze strony współmałżonka, w ostateczności o prawie do separacji, ale nie rozwodu oczywiście.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group