Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jak wybaczyć zdradę

Anonymous - 2012-06-22, 12:36

xxx
Anonymous - 2012-06-22, 13:16

czy kobieta ma też swoją dumę? czy zdrada mężczyzny tak samo nie umniejsza jej poczucia wartości? Czy nie czuje sie wtedy mniej piekna, kobieca i nie porównuje sie tym bardziej do młodszej, która wybrał?

Czy kobiecie jest łatwiej przerobić odbudowanie swojego poczucia wartości? widzi sie w lustrze, po ciążąch jej ciało już nie jest takie, a w tv, prasie wciąż z okładek epatuje sexowna, zgrabna dziewczyna
czy reklamy nie są wciąż naszpikowane modnie zawsze zadbaną i pięknie ubraną kobietą. Porównując sie do takiej kobieta ma jeszcze większe problemy z podniesieniem swojej samooceny.

to chyba wspólna cecha odczuć, zdrada zawsze najmocniej wpływa na samoocene i od niej zaczyna sie przerabianie wybaczenia sobie i osobie zdradzającej...od odbudowania poczucia własnej wartości i samooceny...

Piotr czasu nie cofniesz, ale z perspektywy czasu to doświadczenie z czasem też już emocjonalnie sie rozmywa i tak już nie boli. Daj sobie czas, nie od razu Rzym zbudowano

Anonymous - 2012-06-23, 14:52

maryniaa napisał/a:
piotrploc napisał/a:
żona naprawdę złą kobietą jest
zona nie jest zła, jedynie jej uczynki, słowa ,itp mogą być złe , ale nie ona , przemysl

"Po uczynkach Waszych poznają ..."

piotrploc napisał/a:
Dużo zależy od postawy osoby zdradzającej.


Oczywista oczywistość. W sytuacji w której zdrada wychodzi na jaw w związku zdradzająca osoba jest w mało ciekawej sytuacji. Po prostu sama wmanewrowała się w położenie, że niezależnie co zrobi, zrobi komuś krzywdę. Zaryzykowałbym twierdzenie, że moja żona jeszcze miesiące po wyjściu zdrady na jaw, a może powiedzmy po tym jak ja się dowiedziałem, bo wszystkie wróble już o tym ćwierkały, bardziej martwiła się o kochanka, niż o mnie. Mimo, że zdecydowała się pozostać. I w gruncie rzeczy nawet to nie najgorzej o niej świadczy (to, że się martwiła, nie to, że bardziej), znaczy się to, że ma wobec niego poczucie winy. W końcu obiecywali sobie niestworzone rzeczy które nagle dla kochasia runęły niczym domek z kart. Więc jeśli kobieta nie jest wyrachowanym babsztylem to jest to reakcja logicznie wytłumaczalna. Przynajmniej w moim przypadku mam wrażenie, że ona i od kochasia oczekiwała zrozumienia i wybaczenia dla swego błędu.

To, że przy okazji grzebała szanse na szybką i w miarę mało bolesną odbudowę związku nie chciało do nie niej dotrzeć. I myślę, że rogacz, ups, przepraszam, zdradzony partner (osobiście nie czuję by jedno było bardziej pejoratywne od drugiego) jest ostatnią osobą która będzie w stanie jej pewne rzeczy uzmysłowić. Rozstanie z kochasiem, a może tylko z wyobrażeniami o nim, to dla niej też traumatyczne przeżycie które wymaga osobnej terapii. Terapii by się odnaleźć i uzmysłowić sobie, że zdradzony mąż to nie kochaś który przyjąłby z otwartymi ramionami, lecz osoba w szoku, możliwe, że i w depresji. Trudno od niego wymagać, by głaskał po główce i udzielał wsparcia, skoro sam takowego potrzebuje.

Z kochasiem byłoby prościej. Jeszcze są motylki i jeszcze nie ma codziennych trosk. Z mężem do balastu codziennych trosk, dawnych żalów dochodzi dodatkowo trauma bycia zdradzonym męża i poczucie winy żony.

Terapia par koncentruje się raczej na rzeczach będących przyczyną osłabienia więzi w związku. Szczególnie komunikacji. Indywidualna terapia zdradzonego koncentruje się z kolei na jego depresji. Zdradzająca w tej konstelacji zostaje ze swoją traumą sama.

Moja żona stwierdziła, że po niedzieli znowu pojedzie na rozmowę do klasztoru w którym była na spowiedzi po tym jak to wyszło. Pewien sukces, tak po 3,5 roku. Daj Boże temu księdzu mądrość by jej wytłumaczył na jak wielu strunach mi zagrała.

piotrploc napisał/a:
Tak. Zdrada fizyczna boli chyba bardziej. Zastanawiałem się dlaczego.

No może dlatego, że jesteśmy jedynie częścią Bożego stworzenia? Z punktu widzenia biologii ewolucyjnej to, że samiec gdzieś tam zostawia jedynie swoje geny ma mniejsze znaczenie, niż to, że trwoni środki potrzebne na wychowanie wspólnego potomstwa lub tak się zaangażuje (zdrada emocjonalna), że zmieni partnerkę. U panów odwrotnie; kobieta zawsze będzie wychowywała swoje potomstwo, a mężczyzna chciałby mieć świadomość, że nie inwestuje swego życia w „kukułcze jajo”.

Czy seks jest u kobiet zawsze „ukoronowaniem” romansu? Nie wiem, czy można to tak określić. Poczucie szczęścia kobiet jest bardziej kompleksowe. Dla nich ważniejsza jest bliskość którą okupują zaspakajając potrzeby kochasia. To raczej ten drugi będzie dążył do pełnego fizycznego zbliżenia. Ale może oszukuję sam siebie? Chyba rzeczywiście oszukuję sam siebie.
Może lepiej powiedzmy, że to czy on w niej był ma większe znaczenie dla zdradzonego męża, niż zdradzającej żony. Ona po prostu nie przywiązuje do tego takiej wagi. Zgodnie z przedstawionym wyżej poglądem, w wypadku „wypadku” i tak będzie to JEJ dziecko.


bywalec napisał/a:
czy kobieta ma też swoją dumę? czy zdrada mężczyzny tak samo nie umniejsza jej poczucia wartości? Czy nie czuje się wtedy mniej piękna, kobieca i nie porównuje się tym bardziej do młodszej, która wybrał?

Czy kobiecie jest łatwiej przerobić odbudowanie swojego poczucia wartości? widzi się w lustrze, po ciążach jej ciało już nie jest takie, a w tv, prasie wciąż z okładek epatuje seksowna, zgrabna dziewczyna
czy reklamy nie są wciąż naszpikowane modnie zawsze zadbaną i pięknie ubraną kobietą. Porównując się do takiej kobieta ma jeszcze większe problemy z podniesieniem swojej samooceny.


Wiesz, akurat tak się składa, że gdyby ten koleś byłby przystojniejszy (no młodszy był, ale niewiele), bardziej życiowo zaradny to może mógłbym to jakoś ogarnąć. Więc co mam Tobie odpowiedzieć na takie dictum?

Anonymous - 2012-06-23, 19:57

Suchy64 napisał/a:
czy on w niej był

Ostro. Hardcorowo :). Ale trudno uciec od tych koszmarów.

Anonymous - 2012-06-23, 20:21

Na pocieszenie w tej materii powiem, że czas leczy rany. Z czasem trwania udanego pożycia doskwiera to coraz mniej.
Jeśli wiążesz się z kobietą "z przeszłością" (abstrahując od naszych małżeństw) to musisz jej przeszłość zaakceptować. To Twój wybór. Widać leży to też w ludzkiej naturze. Tym kochasiom przecież nie przeszkadzała seksualna przeszłość naszych małżonek.

Anonymous - 2012-06-24, 17:39

Suchy64 napisał/a:

Na pocieszenie w tej materii powiem, że czas leczy rany. Z czasem trwania udanego pożycia doskwiera to coraz mniej.

Naprawdę? Tak mi się zdawało przez 3 dni, kiedy po blisko półrocznym szoku odkryłem, że jednak świat istnieje. Przez te 3 dni zdawało mi się, że czas moje rany uleczył. Niestety, było to coś innego. Ja nie kocham żony. Stała mi się obca. Zero chemii, zero prądu jak ją dotykam. Kiedyś nawet fizycznie iskry szły gdy dotykaliśmy się nosami. Teraz tego nie ma.
Pustka. Myślałem by założyć oddzielny wątek, jak odnaleźć miłość, jak ją zrekonstruować, pozyskać nową?
Rzeczywiście, podstawa to dobra komunikacja między małżonkami. Tutaj pomoc z zewnątrz może być bardzo przydatna, ale nie wiem czy to można nazwać terapią. Ale sama komunikacja to za mało. Trzeba jeszcze wiedzieć czego się chce. Przede wszystkim zdradzony musi znaleźć ukojenie, nowy sens życia nieraz. Czy w tym terapia pomoże? Słowo terapia mi się źle kojarzy. Odnoszę wrażenie, że to jest swego rodzaju operacja na psychice, manipulowanie nią. Ja nie wiem jak na mnie chciałby wpłynąć taki terapeuta, co by mi zaproponował, jaką wizję świata, siebie, jak by kierował moimi uczuciami, jak by znieczulał ból, który przecież ma realne, bardzo konkretne przyczyny. I tych przyczyn się nie zlikwiduje, czasu nie cofnie. Trzeba nauczyć się z tym bólem żyć. Wydaje mi się, że ból po zdradzie jest pewną formą wrażliwości, która powinna odcisnąć swe piętno w naszym życiu. Być może tworzy pewne zadania. Szczęście człowiekowi daje zrozumienie i przyjęcie własnego powołania i kształtowanie się ku doskonałości.
Moim zdaniem nie o terapie tu chodzi, ale o poznanie prawdy o sobie, o relacjach, o życie w zgodzie z Planem Bożym. Nie potrzeba terapeutów, ale kaznodziei i specjalistów od funkcjonowania relacji damsko-męskich, etyków, moralistów.
Poczucie wartości zdradzony musi odbudować sam i to nie seansami, ale pracą własną, działaniem, zmienianiem siebie. Człowiek jest taki jakie są jego czyny. Jeśli jest się leniem to trzeba pracować i się nim przestanie być. Jeśli się jest tchórzem to trzeba ryzykować, wychodzić na przeciw niebezpieczeństwu, powstrzymać się od ucieczki. W ten sposób pozbywamy się tych naszych przykrych etykiet, a możemy stać się ich zaprzeczeniem. Odbudowujemy poczucie własnej wartości.
Prawdą jest że nasz wpływ na innych jest mocno ograniczony, że tylko nad sobą możemy mieć kontrolę. Warto to w pełni wykorzystać. Mądrze kontrolując siebie, możemy tez łatwiej kontrolować innych i unikać takich przykrych sytuacji.
Dla mnie wnioskiem ze zdrady mojej żony jest także to jak mądrym trzeba być, jak łatwo pycha nas gubi i w jakim złym świecie żyjemy, który roztacza przed nami masę bardzo niebezpiecznych miraży.
Być może odbudowując poczucie własnej wartości, pokochując siebie samego, dopiero wówczas możemy pokochać drugiego.
Ale tego nie wiem. Mimo wszystko jestem przekonany, że nie bedzie to już to samo. Jednym z wniosków po zdradzie żony jest dla mnie taka oto konstatacja, że mężczyzna i kobieta są stworzeni do trwania w miłości i jedności tylko z jednym jedynym człowiekiem na ziemi i wieczności. Zdrada to oczywiście niszczy i dopiero być może powtórne przyjście na świat Chrystusa coś tu zmieni. Ale my też musimy pracować nad tym cudem, którego się oczekuję.

Anonymous - 2012-06-24, 17:59

Orsz może to będzie pomocne?
http://e.wydawnictwowam.p...zy-zakalcem.htm

Anonymous - 2012-06-24, 19:50

Orsz ważne rzeczy piszesz, ale mam inne zdanie co do odbudowy związku po zdradzie.

Jeżeli odbudowany na Bogu - na Trójcy Świętej - jest lepszy niż przed kryzysem

Widocznie przed kryzysem byliście wyrwani z obiegu prawdziwej miłości trynitralnej, trzeba znowu do niej wrócić.

polecam książkę B. Duboisa "Uzdrowienie relacji w rodzinie"

Anonymous - 2012-06-25, 09:44

Orsz napisał/a:
Nie potrzeba terapeutów, ale kaznodziei i specjalistów od funkcjonowania relacji damsko-męskich, etyków, moralistów.

A jak sądzisz??/PO CO Pan Bóg dał człowiekowi terapeutów?
Mój znajomy ksiądz czasami mawia tak: jak ulegnę wypadkowi czy zawałowi na ulicy ,to nie ciągnijcie mnie do konfesjonału czy kościoła a wezwijcie pogotowie.Potem możecie wezwać kapłana.
Z "zawałem" po szoku zdrady jest podobnie.Potrebny jest kapłan ale i odczytanie przekazu Opatrzności i kierunku leczenia tak duszy jak i serca.Psycholog...terapeuta..... czasami nawet psychiatra.
PD

Anonymous - 2012-06-25, 14:10

Witam,
Moj mąż zdradzał mnie ponad 1,5 roku. Jakis czas temu zabrałam nasza 3 letnia coreczkę i wyprowadziłam się, mąż nie walczył on nas. Powiedział przepraszam nie umiem z tym skończyc. Trzy miesiące temu powiedział, ze jest juz sam i ze chce o nas walczyc. Miał się starac, ale znowu kłamał i znowu uległ tej kobiecie jak się okazało. Teraz poszedł do spowiedzi, przyjmuje komunię, mówi ze wreszcie do niego dotarło ze potrzebuje pomocy i ze nie chce nas stracic. Ja modliłam sie i modlę ze nasze małżeństwo. Byliśmy obydwoje u spowiedzi u wspaniałego księdza, który powiedział nam o tej stronie. Chcemy walczcy z pomocą Bozą o nasze małżeństwo. Ja jestem strasznie poraniona a mój mąż stał się mistrzem kłamstwa. Tak więc jestem pełna obaw i wątpiwości ale wierzę, ze Bog pomoże nam uratowac nasze małżeństwo. Wiem też, ze potrzebujemy wiele modlitwy by wytrawa. Moj mąz na pewno potrzebuje pomocy i terapii. Do tego mąż przez cały ten romans w pracy stracił pracę... Nie mieszkamy razem i nasze dziecko bardzo natym cierpi, ale nie mogłam inaczej. Proszę może moglibyście wesprzec nas pomoca. Pokierowac co robic, gdzie pojsc do psychologa na terapie. Chcemy pojechac na rekolekcje dla mażeństw w kryzysie zeby od czegos zaczac...
Syla

Anonymous - 2012-06-25, 14:47

xxx
Anonymous - 2012-06-25, 19:27

piotrploc napisał/a:

Byliśmy tydzień temu. Polecam, ale pod warunkiem, że mąż ma szczerą chęć powrotu, a później pracy nad sobą, nad związkiem. Tylko jak ocenić tą szczerość? Myślę, że po prostu trzeba zaryzykować, ale jednocześnie obserwować niewiernego męża/żonę, aby nie dać się ponownie skrzywdzić.
Tylko czy to jest zaufanie? Czy może byc zaufanie na pół gwizdka? Na próbę?
Jedno jest pewne. Trzeba nauczyć się żyć z bólem.
A tak w ogóle to jestem kiepskim doradcą, bo w moim przypadku wszystko jest jeszcze bardzo świeże.


Witam...
To takie wielkie ograniczenie...hm...
Warto zastanowic się dlaczego Pan Jezus siał ziarnem tak szeroko..., ale jednak mądrze, na zyzna glebe i na skałę, i miedzy ciernie....przeciez mógł tylko na żyzną...
Nie wazne jest w jakich warunkach pada SŁOWO , ZYCIE...
I ten pół gwizdek...pada ziarno...czy będziemy sie lekac i obawiac ,że nic z tego nie bedzie, czy bedziemy raczej ufnie modlic się i prosić Ducha św co by tchnął...miłość...?
Czy mozemy wybierac miejsce i czas na nawrócenie? Czy możemy myślec ,że teraz i tu nie ma szans dla naszego małzonka i dla tych , którzy uwikłali się w nowe związki ??? A dzisiejsze czytania...wyciagnij belkę...ze swojego oka...fakt lepiej sie widzi wtedy...z miłosierdziem...Wobec tego czy nie warto wypełniac przysiegi małżęnskiej w kazdym czasie i miejscu bez naszej oceny czy są szanse , czy nie , na powrót, na nawrócenie?

Kiedy ciągle człowiek lęka się cierpienia, skrzywdzenia nie jest zdolny do szerszej perspektywy miłowania. Lek bardzo ogranicza...paralizuje, i myslenie ,że znowu kolejny razmogę zostac skrzywdzony...Pan Jezus jest cudowny..."przyjdźcie do mnie wszyscy , którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, Ja was pokrzepie". Miłość Boża przemienia...uwalnia...uświęca...daje pełnie i radość ...pomimo tego co zyciu przypisane i cierpienie radość...

polecam link bardzo ciekawy
http://mateusz.pl/ksiazki/ja-bkrp/

Pozdrawiam
Niech Pan Błogosławi:)

Anonymous - 2012-06-28, 09:22

Mirakulum, co to jest miłość trynitarna? Jak ona ma się do związku w którym zaistniała zdrada? Masz rację, jej nie było i właśnie już nie będzie, a przecież mogła by być. Tak, to moja też wina, że jej nie było (cały czas sobie tylko wyobrażam czym owa miłość trynitarna jest). Nie chcę oceniać, że to nie ja ją zaprzepaściłem. Chodzi mi o to, że kobieta, która dopuściła się zdrady traci swoja godność i potencjał do tworzenia takiego związku. Mężczyzna chyba też. We wzorcu miłości trynitarnej zdrada nie istnieje. Godność dziecka bożego po odbyciu pokuty zostaje przywrócona, ale ów potencjał nie.
Weźmy choćby ową nierządnicę, którą Chrystus uzdrowił, uratował. Stałą się nowym człowiekiem, świętym, ale jaki normalny facet chciałby ją mieć za żonę?
Co do terapeutów. Ja jestem w pełni władz umysłowych, psychicznych mniej więcej, nie potrzebuję operacji na mojej psychice. Potrzebuję wsparcia, wzorców, przemyśleń, wspólnych wartości, kogoś bliskiego, nadziei. Czy od tego są terapeuci? Od tego jest każdy myślący, dobry, wrażliwy człowiek.

Anonymous - 2012-06-28, 10:56

Orsz napisał/a:
Mirakulum, co to jest miłość trynitarna? Jak ona ma się do związku w którym zaistniała zdrada? Masz rację, jej nie było i właśnie już nie będzie, a przecież mogła by być. Tak, to moja też wina, że jej nie było (cały czas sobie tylko wyobrażam czym owa miłość trynitarna jest). Nie chcę oceniać, że to nie ja ją zaprzepaściłem. Chodzi mi o to, że kobieta, która dopuściła się zdrady traci swoja godność i potencjał do tworzenia takiego związku. Mężczyzna chyba też. We wzorcu miłości trynitarnej zdrada nie istnieje. Godność dziecka bożego po odbyciu pokuty zostaje przywrócona, ale ów potencjał nie.
Weźmy choćby ową nierządnicę, którą Chrystus uzdrowił, uratował. Stałą się nowym człowiekiem, świętym, ale jaki normalny facet chciałby ją mieć za żonę?
Co do terapeutów. Ja jestem w pełni władz umysłowych, psychicznych mniej więcej, nie potrzebuję operacji na mojej psychice. Potrzebuję wsparcia, wzorców, przemyśleń, wspólnych wartości, kogoś bliskiego, nadziei. Czy od tego są terapeuci? Od tego jest każdy myślący, dobry, wrażliwy człowiek.


Odpowiem tylko na to co wytłuściłam , Mirakulum pewno odpisze ...
Sw. Józef przyjął Maryję mimo iż dziecko które poczęło się z Duch sw nie było jego...
Dziś Sw. Jóżef jest wzorem...normalny facet .
Jeśli SAM Chrystus uniża się po to by w swoją miłością podnieć człowieka Ciebie i mnie do godności dziecka Bożego , to byłoby pychą ogromną traktować kogoś jako "mieć", to raz ,a nie przyjąć i nie ogarnąć miłością to jest wbrew nauce Bożej Miłości i to nie jest normalne. Wobec tego rozumiem,ze pisałeś o pseudo normalności facetów, których na pęczki... ŻONA TO DAR TAK JAK MĄŻ, nawet ten trudny...nawet ta trudna...a nie cos co się ma jak przedmiot...
A teraz pomyśl ...nierządnica jest już dzieckiem Bożym , mieszka w niej CHRYSTUS...czy można powiedzieć , kto by ją chciał? tak...można odpowiedzieć...PRAGNIE nas zawsze MIłOŚĆ Boża i ta Miłość uczy nas PRAGNĄĆ Bożej miłości szczególnie z pragnieniem przebaczenia i pojednania. Jeśli człowiek zamyka się na człowieka to równocześnie na Boga. Nie ma inaczej...

Bardzo krótko...o terapeutach...
Pan Bóg jest tak łaskawy ,że pragnie uzdrowienia całego człowieka...i to On wybiera Ludzi i czas i miejsce...terapeuta jest też wrażliwym i myślącym człowiekiem...do tego trzeba też dojrzeć ...przyjąć postawę trudną...prawdy

POZDRAWIAM SERDECZNIE
Pogody Duch życzę


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group