Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jak wybaczyć zdradę

Anonymous - 2012-06-17, 22:54

Suchy64 napisał/a:
W sumie z retrospektywy czasu my w ogóle nie powinniśmy się pobierać. Zbyt wiele nas dzieli i w sumie powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.


- to refleksja post faktum z innego juz poziomu wiedzy, ma jednak to do siebie, że "jutro" możesz mieć inna nową wiedzę a zatem i inne przekonania i spostrzeżenia co do tego, co dziś stwierdzasz i uznajesz za trafna refleksje i oby było...
bo oczywiście najlepiej jest jak te przekonania "jutro" nadal są takie same do jakich dziś doszłeś. Nie ma wtedy poczucia winy, że coś sie nie zrobiło, bądź za mało zrobiło.
Ale do takich refleksji post factum niestety można tylko dochodzić i analizować je dopiero jak sie żyje w tym konkretnym czasie z przerobionym już wybaczeniem, gdy sama zdrada nie wpływa emocjonalnie na nas i nasze samopoczucie.

Piszesz, że żona cie nadal rani i nie zdaje sobie nawet z tego sprawy...to znaczy, że nadal to doświadczenie wpływa na ciebie bardzo negatywnie a zatem też i na twoje samopoczucie.
Jak poradzisz sobie z tym doświadczeniem to i przestanie cie ranić zona swoim zachowaniem, pomimo ze nadal może bedzie tak robić i nic sie u niej nie zmieni.

Najzwyczajniej ty sie zmienisz a raczej twoje postrzeganie sie w tej sytuacji.Dziś uważasz za złośliwe, bezduszne ranienie ciebie a jutro twoja percepcja, odbiór wrażeń może zupełnie cie już nie ranić, nie interesować.
Potrzeba na to czasu, zdystansowania sie do tego a to jak wiesz jest trudne bo zależne od naszej osobowości. W końcu jestesmy rózni, mniej lub bardziej wrażliwi lub mniej lub bardziej ambitni. A wtedy odrzucenie nas samych, i to na- w naszych oczach- na gorszego od nas, boli i cierpi nasza duma, ego...to problem do przerobienia chyba.
co nas rani, żona swoim odrzuceniem, zdradą w sposób bezpośredni, czy my swoim widzeniem siebie wtedy gorszym. W końcu nic tak mocno nie zaniża poczucia wartości i nie zawala z nóg jak zdrada, bo czujemy sie po niej tacy niewartościowi, w końcu ktoś zajął nasze miejsce, i teraz to on, ona jest number one w której widzi wszystko to co we mnie nie było, lub nie widział.

ale jak świat światem gdy różowe okulary spadają zazwyczaj nowa fascynacja tez zmienia sie w zabe. I co ciekawsze zupełnie wtedy nas juz to nie interesuje, oczywiście jak ten etap mamy już za soba przerobiony. Bo jesli, nie to jest tylko słodka zemsta, ma za swoje, sąd sądem ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie...

Anonymous - 2012-06-18, 00:32

bywalec napisał/a:
Suchy64 napisał/a:
W sumie z retrospektywy czasu my w ogóle nie powinniśmy się pobierać. Zbyt wiele nas dzieli i w sumie powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.


to refleksja post faktum z innego juz poziomu wiedzy, ma jednak to do siebie, że "jutro" możesz mieć inna nową wiedzę a zatem i inne przekonania ...

Jednoznacznie się mylisz. Łatwiej jest być razem jeśli ma się wspólne zainteresowania, pasje, przekonania. Nie jest to gwarancją udanego związku, ale zawsze o parę kamieni, na których można się potknąć mniej. Ten temat pojawił się na długo przed poważnym problemami w związku, również w formie wymówek, że „wszyscy mi odradzali związek z Tobą”. I jest to po prostu obiektywnym faktem.

bywalec napisał/a:
Piszesz, że żona cie nadal rani i nie zdaje sobie nawet z tego sprawy...to znaczy, że nadal to doświadczenie wpływa na ciebie bardzo negatywnie a zatem też i na twoje samopoczucie.
Jak poradzisz sobie z tym doświadczeniem ...

I o tym właśnie piszę.
A co jak sobie nie poradzę?
Czy nie prościej poradzić sobie bez ciągłego „zrywania plastrów starym drutem kolczastym”? Przecież celem nie jest pocieszanie delikwenta jak ma to przetrzymać, tyko jak możliwie szybko odbudować związek. Druga strona ma właśnie wiele możliwości pomocy w rękach i odpowiednio uświadomiona może je optymalnie wykorzystać.

Jaka miała by być twoja rada? Rogacz musi odbyć swoją drogę do Canossy, bo był nieczuły i biedna pani pod naciskiem okoliczności zbłądziła i trudno jej robić wyrzuty. Dalej ma siedzieć cicho ubóstwiając małżonkę, która w jego pojęciu nie wiadomo dlaczego z nim została, aż mu się światopogląd zmieni?

Czytałem wiele w temacie zdrad. I między innymi coś o fałszywej „solidarności jajników”. Jak facet zdradzi, to skończone bydle. Jak kobieta zdradzi, to facet musiał być bydle. Dlatego koleżanki w podobnych sytuacjach są najgorszymi doradczyniami!!!
(przy „bywalec” można przeczytać „dołączyła”).

Widzicie Panie, w przypadku wypłynięcia tego typu informacji na światło dzienne faceci są tak skonstruowani (a ja na pewno), że całe to radosne ćwierkanie biorą słowo w słowo za dobrą monetę. To nie sama zdrada jest największym problemem. Każdy może zrobić w życiu błąd. I nie sama zdrada zaniża zdradzonemu jego poczucie wartości w okolice zera, lecz właśnie to (podświadome) tłumaczenie się niewiernej przed sobą i kochankiem w tym ich radosnym ćwierkaniu. Wtedy dowiesz się mężczyzno, że to że zafundowałeś mieszkanie teściowej to się nie liczy, bo jesteś materialistą. I dowiesz się i wielu innych rzeczy, że to z czego Ty byłeś dumny nagle nie ma najmniejszego znaczenia.
Znam to i w drugą stronę w której książę z bajki psioczył na żonę-materialistkę, która zapewne dla masochistycznej przyjemności zasuwała nocki.

Zostawienie zdradzonemu czasu by sam doszedł do siebie, bezkrytyczne i bez komentarza tolerowanie jego zachowań?
Tylko nie to!!! Każde zachowanie takiej osoby powinno być bacznie obserwowane, oceniane i w razie oznak problemów trzeba udzielić takiej osobie pomocy. A nie każdy ma oparcie w rodzinie, dobrych przyjaciołach. Często nawet pozornie towarzyskie osoby są bardzo samotne, szczególnie w takich okolicznościach. Wtedy mogą się łatwo załamać, do ostatecznych i nieodwołalnych konsekwencji włącznie.

Z mojego doświadczenia. By przytłumić stres, móc zasnąć i się wyspać zacząłem podpijać. Nie zalewać się, ale wracałem do domu po wlaniu w siebie paru głębszych. A moja Pani co??? NIC. I tak się dawki nakręcały, czas płynął. I nie wiem jakby się to skończyło gdyby ktoś życzliwy nie wytłumaczył mi, że to droga donikąd. I dobrze, że miałem taką osobę, bo też i nie od każdego przyjmie się taką radę.

Tak, że wszystko co zdejmie choć odrobinę ciężaru z barków zdradzonego jest ruchem w dobrym kierunku. Jeśli nie wiemy jak, to zawsze można spytać i to zdecydowanie kogoś z doświadczeniem. Niewłaściwe postępowanie może mieć nieodwracalne skutki i trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Jako drastyczny przykład; ostatnio w Niemczech, zabójstwo czwórki dzieci i nieudane samobójstwo. A to, że niewierna również odbędzie swoją drogę do Canossy jest jak najbardziej logiczną konsekwencją jej postępowania.


Jest jeszcze inny aspekt sprawy. Jeśli ja zaczynam trudne rozmowy w których chodzi o to co ja zawaliłem, to z natury rzeczy nie mogę atakować. Jeśli zaczynam o negatywnych aspektach jej postępowania jest to odbierane jako atak i reakcją jest obrona. Zaczynają się wtedy frazy zabijające każdą rozmowę typu „a bo TY!!!”. Dlatego ważnym jest moim zdaniem by rozmowy o tym co kto zawalił zaczynała ta osoba co zawaliła i bez usprawiedliwiania siebie. Każdy musi odbyć swoją drogę do Canossy. Tego typu rozmowy nie powinny być zbyt długie i poruszać zbyt wielu aspektów związku naraz. Są też bardzo wyczerpujące i lepiej je przerwać gdy widać pierwsze oznaki zaplątania się i jedynie podwyższania szańców lub choćby początki zmęczenia. Osoba w depresji wytrzymuje zdecydowanie mniej niż normalnie, szczególnie jeśli chodzi o wysiłek intelektualny. Najważniejsze by nie zerwać dialogu przez kłótnie czy ciche dni.

Anonymous - 2012-06-18, 01:27

Suchy64, Ty wszystko tak opisujesz jak byś miał nadzieję, że przy dobrych intencjach obu stron i dobrych, przemyślanych metodach postępowania można było odbudować związek, odnaleźć szczęście. Ja mimo wszytko w to wątpię. Nie wiem czy się da. Z czegoś jednak trzeba zrezygnować, coś się utraciło bezpowrotnie.
Czy to co teraz mówię jest prawdą? Jeżeli tak, to jest to bardzo istotny aspekt w analizie Jak postępować, by dało się żyć, by w miarę godnie, dobrze, a może nawet z jakimś uczuciem radości z życia, przebrnąć przez resztę tej naszej ziemskiej drogi. Jest to kwestia z której muszą sobie zdać sprawę osoby zdradzające-co uczyniły. To pojęcie zła musi do nich dotrzeć. Wydaje mi się, że tu jest wielki przyczynek nieporozumień. Jeśli ktoś kto popełnił coś złego nie zdaje sobie sprawy co naprawę uczynił, może problem bagatelizować czego skutkiem będą nieporozumienia, ów drut kolczasty do zmiany opatrunków.
Po prostu uważam: jeśli po zdradzie można normalnie żyć, zdradę wybaczyć i powrócić do dawnego szczęśliwego układu jak sprzed zdrady, to znaczy, że zdrada nie jest aż tak wielkim złem, że można zdradzać, że można się tak potykać w życiu. Mi się zawsze wydawało, że nie można. Dlatego pilnowałem się przed ślubem i po. Dlatego bezwzględnie wymagałem od swojej przyszłej żony by nie miała żadnego mężczyzny przede mną, bo wiedziałem, że z takim balastem pełnego szczęścia rodzinnego stworzyć nie sposób.
A może się mylę? Ja to jednak tylko tak logicznie potrafię rozpatrzyć.
To co się buduje po zdradzie jest zupełnie czymś innym w moim przekonaniu. Jest to jak życie sportowca na wózku inwalidzkim. Choćby nie wiem jak się starał na prawdziwej olimpiadzie już nie wystąpi. Ale jest dla niego właśnie paraolimpiada.
Po co to piszę? Bo szukam odpowiedzi na to jak wybaczyć zdradę. Musze wiedzieć co wybaczam i nie mieć złudnych oczekiwań. Muszę także znaleźć drogi do właściwej i możliwej do osiągnięcia równowagi. Ten świat w którym dałoby się żyć po zdradzie ma swoją specyfikę. Jeszcze nie wiem jaką. Pewnie różni się to u poszczególnych ludzi. Ten nowy świat wymaga zapewnie specyficznych działań, zależnych od osobowości, charakteru, wyznaczanych sobie celów. przyjętych charyzmatów.
Jednym słowem czekają nas różne drogi, różne działania, podejrzewam, że czasem diametralnie różne, a nawet przeciwstawne.
Oczywiście wszystko to co ja tu opisuję jest na kanwie pewniej wrażliwości nie zaburzonej przez rozpustne życie, czy choćby tylko epizody. Bo to właśnie czasem o "epizod" w tej całej naszej dyskusji chodzi. W tej sferze nie ma epizodów. Przykazanie nr 6 jest bardzo poważne i zadziwia mnie świat głupotą w tej dziedzinie.

Anonymous - 2012-06-18, 08:50

...A co jak sobie nie poradzę? ...

- przecież to twoje zycie prawda. Jesli twoją decyzją jest tkwić tu i teraz na jakims etapie wychodzenia z kryzysu to przecież ani nikt ci tego nie może zabronić ani nakazać. Masz wolną wolę, masz możliwości a co z tym zrobisz nalezy tylko do ciebie.

....Przecież celem nie jest pocieszanie delikwenta jak ma to przetrzymać, tyko jak możliwie szybko odbudować związek. Druga strona ma właśnie wiele możliwości pomocy w rękach i odpowiednio uświadomiona może je optymalnie wykorzystać. ....

- celem w pierwszej kolejności nie jest odbudowanie małżeństwa tylko poradzenie sobie z tym doświadczeniem, które tak mocno rzutuje na moje dzisiejsze nastawienie, opinie i chęć bycia z ta osobą. Jesli tego nie przerobie, to nici z dialogu, wspólnej terapii skoro ja jestem w jakimś pukncie z którego nie potrafie wyjść. nawet najlepsze starania drugiej strony, tej która skrzywdziłą, zdradziła nic wtedy nie dają. Wymuszamy by zrobiłą tak jak my chcemy by robiłą, gdy tymczasem tak naprawde sami nie wiemy jak tego potrzebujemy by,m sobie poradził z ta zdradą. Kotłują sie we mnie emocje, obrazy zdrady i nie pozwalają mi o tym zapomniec. Jak z takim nastawieniem odciąć sie od tego? No nie da się.

....
Czytałem wiele w temacie zdrad. I między innymi coś o fałszywej „solidarności jajników”. Jak facet zdradzi, to skończone bydle. Jak kobieta zdradzi, to facet musiał być bydle. Dlatego koleżanki w podobnych sytuacjach są najgorszymi doradczyniami!!!
(przy „bywalec” można przeczytać „dołączyła”).
.....

- naprawde tylko tyle wyczytałeś z mojego postu. Naprawde uważnie przeczytałeś czy tylko starasz sie wpasować w swoje przekonanie, że kobiety tak mają, solidaryzują się. A może ten co przeszedł przez to i przerobił ten problem jest o wiele kroków przed toba? Rozumie cie bardzo dobrze. Delikatnie stara sie ci podsuwac możliwości wyjścia z tego etapu, podpowiada jak sie to dzieje, że w jakimś pukncie szczególnie mocno stoimy, lub na przemian wychodzimy i wracamy jak bumerang do tego etapu...


....Zostawienie zdradzonemu czasu by sam doszedł do siebie, bezkrytyczne i bez komentarza tolerowanie jego zachowań?
Tylko nie to!!! Każde zachowanie takiej osoby powinno być bacznie obserwowane, oceniane i w razie oznak problemów trzeba udzielić takiej osobie pomocy
....

a jak chcesz bez czasu i refleksji dojść do czegoś? Chcesz kogoś pilnować, kontrolować? Da się tak żyć? Wpada sie w paskudną pułapkę kontrolowania i zatapiania w doświadczeniu. To zabrania odzyskać zaufanie. Przecież nie każda strona jednak kłamie i zyje podwójnym zyciem. A wtedy takie zachowanie tylko uniemożliwia osobie zdradzonej na wybaczenia, odzyskanie zaufania i ponowne scementowanie związku.
No a jesli chce wierzyc, to wierze. Jednak mam prawo do braku wtedy zaufania, mam prawo pytac i utwierdzać sie w tym czy ta osoba nadal to robi czy nie. Ale chyba jako dorosła i dojrzała również mam odpowiedzialność weryfikowac to z rzeczywistoscią.
Chcesz powiedzieć, że żona zdradzałą a jednocześnie w waszej relacji wszystko było ok? To prawie niemożliwe. Możliwym jest jednak to, że jak piszesz chcemy słyszeć co słyszymy, nie chcemy widzieć tego co intuicyjnie odczuwamy. Odrzucamy te mysli, intuicje a potem co?


A potem mamy żal że nas ta osoba okłamywała, żyła podwójnym życiem wmawiająac nam, że wszystko ok, że to konieć, ze nic takiego nie było...Ale warto też wtedy przyjrzeć sie sobie? dlaczego tak bezgranicznie ufałem, wierzyłem...własnie po to by następnym razem umieć odczytywac sygnały jakie sami sobie dajemy ale z jakiś powodów też je odrzucamy jako błednie poznawcze.

...Z mojego doświadczenia. By przytłumić stres, móc zasnąć i się wyspać zacząłem podpijać. Nie zalewać się, ale wracałem do domu po wlaniu w siebie paru głębszych. A moja Pani co??? NIC. I tak się dawki nakręcały, czas płynął. I nie wiem jakby się to skończyło gdyby ktoś życzliwy nie wytłumaczył mi, że to droga donikąd. I dobrze, że miałem taką osobę, bo też i nie od każdego przyjmie się taką radę.

Tak, że wszystko co zdejmie choć odrobinę ciężaru z barków zdradzonego jest ruchem w dobrym kierunku. Jeśli nie wiemy jak, to zawsze można spytać i to zdecydowanie kogoś z doświadczeniem. Niewłaściwe postępowanie może mieć nieodwracalne skutki i trzeba sobie zdawać z tego sprawę..
..

i owszem należy sobie radzić z tym uczuciem, ale go nie tłumić, nie odsuwac sie od nich. Radzić można sobie na wiele sposobów...ale czy w ten sposób sobie poradziłem- pisze w formie nie ciągłej a przeszłej. Moge pić ale problemu tym nie załatwie, moge zrobić przewrót na głowie, zrobić totalną metamorfozę ale jak nie pójdzie to w parze na głowie z głową, to skutek będzie marny. Po fali fascynacji innych moją przemianą, dowartościowaniem sie przez innych powróci stare znajome uczucie- nawet taka nie jestem dla niego atrakcyjna, bo? bo tak naprawde jestem nikim ważnym, szczególnym.

Słusznie piszesz, czasami trzeba jak sie nie radzi z problemem sięgnąć po pomoc profesjonalną.


...Jest jeszcze inny aspekt sprawy. Jeśli ja zaczynam trudne rozmowy w których chodzi o to co ja zawaliłem, to z natury rzeczy nie mogę atakować. Jeśli zaczynam o negatywnych aspektach jej postępowania jest to odbierane jako atak i reakcją jest obrona. Zaczynają się wtedy frazy zabijające każdą rozmowę typu „a bo TY!!!”. Dlatego ważnym jest moim zdaniem by rozmowy o tym co kto zawalił zaczynała ta osoba co zawaliła i bez usprawiedliwiania siebie...

a co jeśli ta osoba czuje sie "tylko" winna zdrady, ale ma też odczucia ja nie tylko jestem winna temu, że do tego doszło?
Dziewczyny pisały o tym, odebrałeś jako usprawiedliwianie. No ale jak prowadzić dialog i szczerą rozmowę jak słuchać sie chce tylko kajania, tylko proszenia o wybaczenie i przepraszania a jednocześnie braku mówienia co mnie doprowadziło do tego?
To przecież nie rozmowa, tylko wtedy jakis chory sposób wmówienie tej osobie która zdradzała, jestes całkowicie winna. Winna, proś o łąskę.
Chcesz prawdziwego dialogu? nastaw sie głównie na takie odpowiedzi, na atak, na pierwszą próbe obrony dlaczego tak postąpiła? inaczej rzeczywiście rozmowa zbędna, do niczego nie prowadząca bo twoje nastawienie wciąz takie same
- ja w tym wszystkim jestem ok, no może. mam tam pare za uszami, ale nie tak bym czuł sie odpowiedzialnym za utrate i oziebienie relacji miedzy nami. Przeciez tyle sie starałem, miała sie tak wspaniale, nie doceniałą tego. Dawałem jej tyle wolnosci, pieniedzy ile chciala, nie doceniala tego. Mogla i pozwoliłem jej kształcic sie, szukac pracy, nie doceniala tego. Mogła nie dbac o dom, pomagałem jej, dawałem i pozwalałem wychowywac jak chciała dzieci. nie doceniała tego...

uf w twoim obrazie rysujesz sie i owszem ja nie byłem może najlepszy, ale przecież są gorsi ode mnie. Patrz ten zdradza, ten bije, ten pije, patrz i doceniaj jakiego masz wspaniałego, wyrozumiałego męża.
No i odbiło się czkawka. Wolała pogorszyć sobie niż być z toba. To nie zastanawiające.
To nie ma być rzucaniem cie na kolana, to ma być refleksją. Oczywiście nie musi być. To twoje zycie, twój odbiór siebie i masz pełne prawo myśleć o sobie jak chcesz...tylko tak czytam z boku i jednak nie podzielam w pełni twojego zdania o tobie. Nie dlatego, że jestem kobietą. A dlatego, że sposób w jaki to robisz jest niespójny z tym co piszesz a tym co robisz.
Dodam tylko, nie usprawiedliwiam zony, bo tak to każdy odczytuje, jeśli nie popiera sie mnie, to sie popiera drugą strone w tym wypadku żone, a co za tym idzie zdrade.

Nie, i jeszcze raz nie. Wiem jak trudno poradzić sobie z tym uczuciem, ale wiem też kiedy i jak dziąła mechanizm ze stoimy w miejscu, tkwimy w jakimś etapie wychodzenia z tego i przyczyną lezy w nas.

Anonymous - 2012-06-18, 09:47

Bywale, powinnaś zdecydiowanie łagodniej pisać do Suchego. Ty mu czynisz wyrzuty. Może masz ociupinkę racji w tym co piszesz, ale forma pozostawia wiele do życzenia. Bład Suchego był naprawde minimalny, a jeśli i w jego przypadku odwołać się do przyczyn, uwarunkowań, tak jak to robisz względem zdradzającej żony, to ocena powinna być nader łagodna i uwagi stonowane.
Bywalec, to co piszesz może ranić, a ponadto uważam jest niesprawidliwe. Skad taki twój surowy osąd nad facetami? Ok, wiem, to facet odpowiada za rodzinę, ale czy Ty wystarczajaco energicznie walczysz z panoszącym się feminizmem?
jeszcz ejdno. mozesz mi wyjaśnić zdanie:
"ale ma też odczucia ja nie tylko jestem winna temu, że do tego doszło? "
Czy masz na myśłi, że jest winna zdrady i jeszcze czegoś tam, czy nie tylko ona jest winna, lecz także mąż?
Jeśli masz na myśli ten drugi wariant, to ja Ci dopowiem. Winnymi jej zdrady jesteś i Ty i ja, politycy i Papież i rodzice i koledzy. Winny jest cały niedoskonały świat obarczony grzechem pierworodnym. Winny jest tym bardziej im bardziej jest zły, im bardziej jest obarczony ignorancją względem prawdy o Boskim Stworzeniu.

Anonymous - 2012-06-18, 10:06

Orsz napisał/a:
Suchy64, Ty wszystko tak opisujesz jak byś miał nadzieję, że przy dobrych intencjach obu stron i dobrych, przemyślanych metodach postępowania można było odbudować związek, odnaleźć szczęście. Ja mimo wszytko w to wątpię. Nie wiem czy się da. Z czegoś jednak trzeba zrezygnować, coś się utraciło bezpowrotnie.
Czy to co teraz mówię jest prawdą? Jeżeli tak, to jest to bardzo istotny aspekt w analizie Jak postępować, by dało się żyć, by w miarę godnie, dobrze, a może nawet z jakimś uczuciem radości z życia, przebrnąć przez resztę tej naszej ziemskiej drogi. Jest to kwestia z której muszą sobie zdać sprawę osoby zdradzające-co uczyniły. To pojęcie zła musi do nich dotrzeć. Wydaje mi się, że tu jest wielki przyczynek nieporozumień. Jeśli ktoś kto popełnił coś złego nie zdaje sobie sprawy co naprawę uczynił, może problem bagatelizować czego skutkiem będą nieporozumienia, ów drut kolczasty do zmiany opatrunków.
Po prostu uważam: jeśli po zdradzie można normalnie żyć, zdradę wybaczyć i powrócić do dawnego szczęśliwego układu jak sprzed zdrady, to znaczy, że zdrada nie jest aż tak wielkim złem, że można zdradzać, że można się tak potykać w życiu. Mi się zawsze wydawało, że nie można. Dlatego pilnowałem się przed ślubem i po. Dlatego bezwzględnie wymagałem od swojej przyszłej żony by nie miała żadnego mężczyzny przede mną, bo wiedziałem, że z takim balastem pełnego szczęścia rodzinnego stworzyć nie sposób.
A może się mylę? Ja to jednak tylko tak logicznie potrafię rozpatrzyć.
To co się buduje po zdradzie jest zupełnie czymś innym w moim przekonaniu. Jest to jak życie sportowca na wózku inwalidzkim. Choćby nie wiem jak się starał na prawdziwej olimpiadzie już nie wystąpi. Ale jest dla niego właśnie paraolimpiada.
Po co to piszę? Bo szukam odpowiedzi na to jak wybaczyć zdradę. Musze wiedzieć co wybaczam i nie mieć złudnych oczekiwań. Muszę także znaleźć drogi do właściwej i możliwej do osiągnięcia równowagi. Ten świat w którym dałoby się żyć po zdradzie ma swoją specyfikę. Jeszcze nie wiem jaką. Pewnie różni się to u poszczególnych ludzi. Ten nowy świat wymaga zapewnie specyficznych działań, zależnych od osobowości, charakteru, wyznaczanych sobie celów. przyjętych charyzmatów.
Jednym słowem czekają nas różne drogi, różne działania, podejrzewam, że czasem diametralnie różne, a nawet przeciwstawne.
Oczywiście wszystko to co ja tu opisuję jest na kanwie pewniej wrażliwości nie zaburzonej przez rozpustne życie, czy choćby tylko epizody. Bo to właśnie czasem o "epizod" w tej całej naszej dyskusji chodzi. W tej sferze nie ma epizodów. Przykazanie nr 6 jest bardzo poważne i zadziwia mnie świat głupotą w tej dziedzinie.


Tak bardzo krótko...
Witaj!...Niech nam Pan błogosławi w Duchu Sw.
Duchu sw , który oświecasz serca i umysły nasze , zmiłuj si ę nad nam...
Z tą olimpiada to jest tak...,że nie ważne jest czy na wózku czy na rzęsach....ważne żeby z Panem Bogiem do Pana BOGA...z całym bagażem swojego powołania...Pan Bóg kocha paradoksy :)

Z tym przebaczeniem... a wiesz tak sobie myślę , nawet mam przekonanie...można na wszelkie sposoby wyjaśniać i tłumaczyć proces przebaczenia...nie mam nawet zamiaru tego robić...Oczywiście nie jest w mocy człowieka przebaczenie...

To moca Ducha sw to co niemożliwe staje się możliwym...
Wystarczy przyjąć Łaskę Uświęcająca w Sakramencie pokuty i pojednania, przyjąć Pan do serca i wyrazić pragnienie przebaczenia z ufnością, a o tę ufność też przecież można poprosić i nie trzeba koniecznie odczuwać ...i resztę zostawić Bogu pozostając otwarty na tchnienia Ducha Sw.
Tak sobie myślę ,że człowiek i tak woli bardziej skomplikowanie i boleśnie...
Oczywiście mamy wybór...wybrać prostotę lub skomplikowanie...
pozdrawiam

Anonymous - 2012-06-18, 10:11

Orsz, za rodzinę odpowiadają solidarnie i równo obie strony. Ni mniej ni więcej, tylko inaczej, ale zawsze po równo każdy w rodzinie powinien przykłądać sie do jego dobrobytu, do zaspakajania potrzeb każdego z jej członków.

Nie jestem żadną wojującą feministka. Jak już napisałam nie usprawiedliwiam żony, ale jej tu nie ma. Gdyby była, chciała coś zmieniać zapewne dla niej byłyby inny post z sugestiami.
Ale tu jest Suchy, który może coś ze swoim zyciem zrobić. Stad ten post w takim a nie innym stylu. Atak, czasami wywołuje refleksje, czasami nie, jednak nie można przejśc obok i tylko pogłaskać kogoś po głowie solidaryzując sie z jego cierpieniem, bo tylko wyrządza sie takiej osobie krzywde. Oczywiście też nie na każdym etapie pisze sie w podobnym stylu, ale Suchy ma już jakis etap za sobą, i on dobitnie mówi, że utkwił w nim. To mu zabrania iść dalej. Owszem to jego zycie, i jego wybory czy chce i jak chce.
Pisząc na forum jednak i dzieląc sie swoimi przeżyciami, musimy być jednak wtedy gotowi na przyjęcie innej prawdy. Oczywiście, prawda może byc dla każdego inna. Przyjmujemy taką jaka na ten czas jest do przyjęcia, ale bez braku otwarcia sie na siebie pozostaniemy w niej a to niczemu nie będzie służyc.

Wyrzutów nie odbierzemy do siebie jak sie z nimi nie zgadzamy. Wtedy owszem, jest jakaś reakcja niefajna, ale zaraz potem jest riposta, zdecydowanie myli się ta osoba, prawda jest inna. I w takim odbiorze nie ma poczucia winy. Jest tylko odbiór mylnie przez kogos zinterpretowanej sytuacji. Kazdy ma prawo do swojego zdania, ale to na mnie ciąży obowiązek by to inne zdanie jak przyłączam sie do dyskusji nie wpływało na jego zmiane i moje emocje, jak uważam że jest zupełnie inaczej.

jak chcesz toczyc rozmowe, prowadzić dialog jak musisz uważać by twój osąd nie uraził kogoś. Jak komuś coś przekazać jak boimy sie jego reakcji. Tak samo jest w relacji w małżeńśtwie, z obawy na atak usuwamy sie w cień, a czy to coś daje? jakie odczucia wtedy sie nawarstwiaja? Jak trwac w zdrowej relacji jak nie potrafie utrzymać też swoich racji?

Anonymous - 2012-06-18, 13:56

xxx
Anonymous - 2012-06-18, 14:24

Myślę, że otrzymasz Łaskę od Boga, abyś potrafił przebaczyć Żonie.
Przynajmniej tak jest u mnie.
Sama z siebie czegoś nie potrafię, staram się próbuję na różne sposoby, miotam się i nic. Ale jeśli zwrócę się z tą swoją "niemocą" bezpośrednio do Boga, wyznam na spowiedzi, że czegoś nie jestem w stanie przebaczyć, nie potrafię, że moje serce jest zablokowane i proszę, aby Bóg mi pomógł, zrobił to za mnie, sprawił, żebym przebaczyła, to niemożliwe staje się możliwe. Nie, żeby koniecznie od razu. (Chociaż czasem tak). Ale może dalej poprowadzi, wskaże co jeszcze przeszkadza, co trzeba zrobić. Więc jeśli szczerze pragniesz, a jestem pewna, że tak, to tylko kwestia czasu, Twojej cierpliwości. Może na modlitwie nasłuchuj głosu serca, może Bóg Ci coś jeszcze podpowie? A może..............Tylko potrzeba czasu, cierpliwości, modlitwy, częstej Komunii św., obecności Boga w Twoim sercu? Nie wiem, każda sytuacja jest inna.
Ale................na pewno z Bogiem wszystko jest możliwe.
Pozdrawiam. :-)

Anonymous - 2012-06-19, 15:34

piotrploc napisał/a:
Po pierwsze, mój emocjonalny wpis sprzed bodajże dwóch tygodni. Był spowodowany odkryciem faktu, że żona założyła sobie kolejne, tajne konto pocztowe. Stąd tylko krok do wniosku że służy, służyło lub miało służyć do kontaktu z eks-kochankiem. Żona zaprzeczyła, ale po pierwsze niestety nauczyła mnie nie wierzyć, nie mam zaufania. po drugie trochę obraża moją inteligencję.


witaj ,wybacz ale mnie tym rozśmieszyłeś :lol: :lol: :lol: , co jest namacalnym,że tak sie wyrażę dowodem to tylko to,żę żona założyła sobie konto, tajne.... :mrgreen: i dalej piszesz miało służyć do kontaktu z eks......jesteś jasnowidzem?, a jak zaprzeczyła to obraziła twoją inteligencję? :mrgreen: ...no zupełnie nierozumiem :shock:

piotrploc napisał/a:
PS. Byłem i u spowiedzi i komunii i modlę się o dar przebaczenia ale wciąż jest ciężko.


właśnie chciałam cie zapytać o twoje relacje z Panem Bogiem.........widzisz jeden raz to zupełnie za mało, z Nim trzeba być złączonym zawsze i wszędzie,

idąc przez świat chwalmy Boga, wtedy kiedy przychodzą radosne dni chwalmy Boga, a kiedy przychodzą smutki, trzeba przyjąć także to dobro , które Bóg nam
przeznacza.....

i nic nie przychodzi lekko .......trzeba trwać, wierzyć i ufać Panu Bogu.

[ Dodano: 2012-06-19, 15:45 ]
piotrploc napisał/a:
Co w Was, baby siedzi takiego, że rzucicie wszystko dla kilku upojnych chwil z kochankiem?


i już ci odpowiadam, tylko ,żebyś znowu nie był w szoku, poczytaj lub przejrzyj dokładnie to forum, czy więcej jest zdradzonych kobiet , czy mężczyzn?

no i co w was faceci siedzi, że rozbijacie cudze rodziny i krzywdzicie swoje?

przecież twoja zona nie "rzuciła"- to twoje określenie- cię dla kobiety!

piotrploc napisał/a:
Staram się robić różne rzeczy, aby zmniejszyć swój ból, są bardziej lub mniej skuteczne. Wznowiłem po latach uprawianie sportu (bieganie), poświęcam się pracom domowym, jakiemuś majsterkowaniu, dziecku, byle tylko choć na chwilę nie myśleć o zdradzie.


może dlatego ,że są różne i jest ich wiele nie skutkują, tak jak tego pragniesz.........za mało Boga............w tym wszystkim.

Anonymous - 2012-06-19, 16:01

Moje bardzo skromne zdanie niestety jest takie - bliskość z Bogiem bezpośrednio na cierpienie po zdradzie nie pomaga. Wręcz drażni. Może to takie perfidne działanie szatana. Nawrócenie w takim ukłądzie rzeczy-po zdradzie wiaże się z wzmożeniem cierpienia. Moim zdaniem trzeba być na to przygotowanym. Tak, wydaje mi się, że to tak szatan działa. i Trzeba przez to przejść. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że najłatwiej to pójść w diabły -dosłownie- i znaleść sobie kogoś nowego. Ale przecież nie o to chodzi.
Piotrze, jeśli moge Ci coś doradzić, to oprócz bycia przyzwoitym i poszukiwaniu kontaktu z Bogiem, oddaj się kanteplacji piękna przyrody i właśnie sportowi, wysiłkowi. Przełamuj bariery fizycznej wydolności. Przebiegnięcie np 4 km w określonym czasie po piaszczystej drodze, a potem wskocz to rzeki itd. Ponadto dobra lektura. Masz może jakies dobre pozycje ksiażkowe na takie momenty w życiu?

Anonymous - 2012-06-19, 19:26

Lauro...przeciez wyraźnie napisał......Stąd tylko krok do wniosku że służy, służyło lub miało służyć do kontaktu z eks-kochankiem.
Zwyczajnie podejrzewa,nie wierzy żonie i nie ma się co dziwić.

...po drugie trochę obraża moją inteligencję.
Mysle,że dla Piotra znaczy tyle co, dalej uważa mnie za naiwnego durnia(sorry)

Jak dla mnie zupełnie normalne w takiej sytuacji....taki etap.

....właśnie chciałam cie zapytać o twoje relacje z Panem Bogiem.........widzisz jeden raz to zupełnie za mało, z Nim trzeba być złączonym zawsze i wszędzie,
Prawda...zawsze i wszędzie...tak powinno byc,ale nie jest,dlatego tu jesteśmy.

Piotrploc...to o zrobiłes,to podstawowy,najważnieszy krok....czasem trudny,bo żal,pretensje....wiem,ale byłeś,przyjąłes Jezusa i oby tak dalej, i juz zawsze.
Gratuluję.

Staram się robić różne rzeczy, aby zmniejszyć swój ból, są bardziej lub mniej skuteczne. Wznowiłem po latach uprawianie sportu (bieganie), poświęcam się pracom domowym, jakiemuś majsterkowaniu, dziecku, byle tylko choć na chwilę nie myśleć o zdradzie.
Fajno,że biegasz.....na dobre Ci wyjdzie.
Majsterkowanie(jeśli lubisz),dzieci....tez fajno...
Wszystko fajne co odciaga od uporczywych ,niechcianych mysli,ale.....to moze nie wystarczyć.
Wyczytałam,ze bierzesz antydepresanty,więc mniemam,że korzystasz z fachowej pomocy....psychologicznej(indywidualnej) również? Ona naprawdę pomaga.

Zajmuj się sobą,swoją działką,swoją naprawą....byle z Bogiem.
On Ci wskaże drogę.

Orsz....Moje bardzo skromne zdanie niestety jest takie - bliskość z Bogiem bezpośrednio na cierpienie po zdradzie nie pomaga. Wręcz drażni.

Nieprawda....
Bez niej wielu z nas nie dało by rady,nie byłoby wpisów "już po kryzysie",czy "jestem szczęśliwym mężem/żoną",czy nawet "tylko" ...."szczęśliwym człowiekiem"

Ważne....czy rozkładam ręce i czekam tylko aż Bóg za mnie załatwi,czy idę za JEGO wskazówkami,czy działam z NIM.

Anonymous - 2012-06-20, 08:29

xxx
Anonymous - 2012-06-20, 09:45

Nie mam czasu w chwili obecnej się rozpisywać lecz mimo to takie pytanko do Pań które parę wpisów wcześniej udzielały mnie i innym rogaczom dobrych rad. Ja uważam, że swoje zadania domowe nawet nie najgorzej przerobiłem. A pytanie brzmi:
Czego w takiej sytuacji tenże rogacz może/powinien/ma prawo oczekiwać/wymagać ze strony pani małżonki która "poszła na całość"?

To dla mnie zdecydowanie bardziej intereujące zagadnienie. ;-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group