Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Kącik psychologiczny - Mam problem. Moje relacje interpersonalne.

Anonymous - 2012-06-05, 20:46

Norbert1 napisał/a:
ziemskie drogi moga

Anonymous - 2012-06-06, 09:43

Delirium............ alkoholizm jako nałóg zmienia bardzo sposób myślenia i działania.
Alkoholizm to choroba iluzji i zaprzeczeń........manipulacji tak otoczeniem ale głównie samym sobą.
Lata określonych postaw...........czas wchodzenia w uzależnienie to czas jakby "wdrukowywania" w siebie ,wgrywania wirusa.
Ten wirus zakłamywania ,zaprzeczeń,iluzji wykorzystuje "kusy" do wpychania coraz głębiej w nałóg.
Od pewnego momentu przychodzi prawie ż epełnie zniewolenie i ubezwłasnowolnienie od przymusu picia.
Jest to zwykle efekt braku znajomości siebie,deficytu miłości,braku akceptacji siebie a tym samym otoczenia i faktów z życia.
Nałóg to uciekanei od uczuć i emocji.Tak tych przykrych jak i tych miłych.
Choć w miarę wchodzenia w uzależnienie tych miłych jest coraz mniej a jak są to najczęściej przychodzi chęć nagrodzenia siebie alkoholem.
Jakie wyjście z tego korkocuiągu?
Ja poszedłem na mityng.........chodziłem na początku możliwie najczęściej(zalecane 90 mityngów w 90 dni).............i praca nad sobą i ze soba przy pomocy 12 kroków.
I przyszły efekty........tak po około 3-5 miesiącach zaczeło sie dziać coraz lepiej.To wcale nie znaczy ż eznikały problemy.One były(poza piciem oczywiście bo byłem "suchy"),ale jakby takie same ale innaczej postrzegane.
Czas.............daj czas Czasowi(Bogu) i otwórz uszy-wyjmij watę z uszu i włóz do ust.tzn.słuchaj,słuchaj.............i staraj się żyć Programem AA(12 Kroków i 12 Tradycji)

A nawet jak coś nie wychodzi.......to widocznie jeszcze nie jest ten czas by wyszło.Coś po drodze trzeba poprawić.

Alkoholizm to choroba zakłamania,lęków,wstydu.
Pijesz bo jesteś pełna lęków i wstydu.......i pijesz bo sie boisz i wstydzisz.
Trudno sie nawiązuje i naprawia relacje................ale jest to możłiwe.Miliony trzeżwych alkoholików są tego przykładem


Pogody Ducha

Anonymous - 2012-06-06, 11:47

Witam!
Dziękuję wszystkim za wpisy. Są mi bardzo pomocne. Z boku (i nie tylko o to chodzi) widzi się lepiej. Zmuszają mnie do...........................ciągłego naprowadzania, weryfikowania tego co robię i jak myślę.
Również serdeczne dzięki za modlitwę.

Chociaż też mam trochę mętlik w głowie i wewnątrz siebie. Ale też może i o to chodzi.
"Poukładane życie rozsypuje się jak domek z kart".
A co, jeśli już prawie niczego nie jestem pewna?
Chodzi o życie postępowanie. Jestem....trochę..................zagubiona.
Co jest dobre w moim funkcjonowaniu a co nie?
Co zostawić a czego się wyzbyć?
Jak w takim nastawieniu ?........................Ja teraz o wiele gorzej funkcjonuję wśród swoich. Jakbym rozmiękła od środka i.......nic nie potrafię.
"Alkoholizm to choroba zakłamania,lęków,wstydu.
Pijesz bo jesteś pełna lęków i wstydu.......i pijesz bo sie boisz i wstydzisz. "
Gdzie znaleźć prawdę".

Na razie może nawet bardziej izoluję się od "swoich". Żeby móc najpierw znaleźć siebie i jako już "ja" wrócić do nich.
Dleczego?
Do tej pory moim funkcjonowaniem kierowało głównie to, jak inni chcą wymagają. buntowłam się na ile potrafiłam. Ciężko przychodziło mi powiedzieć "nie"/ Chociaż już od dłuższego czasu nawet potrafiłam, ale...................tylko na zasadzie, że tak powinno być, tak jest słusznie. Ale też................. w dystansie do siebie, bez kontaktu ze sobą, tak na zimno.
Gdzieś w tym całym postępowaniu, wyborach, moje "czucie" jako takie nie było wcale ważne. Może słusznie, jak Bóg to widzi, w każdym razie starałam się do tego dociec.

Ja już od dłuższego czasu nie piję, ale to tak jak mi powiedzieli na AA, że nie piję ale nie jest to trzeźwienie, bo nic w moim życiu się nie zmienia.
Zamiast "zapić" uciekam w ............pustkę, spanie, kompletną izolację do ludzi. To też na zasadzei znieczulenia, żeby uciec od problemów, od życia, odpowiedzialności za życie. Trochę inny rodzaj ucieczki.....................i cały czas......................"lęk przed życiem".

Może trochę zagmatwanie wychodzi w tym co piszę, chyba sama..................próbuję odnależć o co chodzi.

Co robię na razie. Tylko unikam sytiacji na które się zgadzałam wbrew sobie, tylko dlatego, że.tak powinnam, może..................... obiektywnie możnaby uznać za słuszne.....chociaż dla mnie - nie. Po prostu przerastają mnie. Jestem zbyt słaba, żeby sobie z nimi poradzić, zgadzając się na nie (ze względu na innych), byłam zmuszona....................izolować się do siebie, gdzyż było to w sprzeczności ze mną. Tyle, że nie radzę sobie z tymi co przy mnie, mężem, zdziwieniem moją reakcją. To już mnie trochę przerasta. Ale, że by robić czegoś wbrew sobie, "uciekam" zewnętrznie, do drugiego pokoju, żeby uniknąć konieczności rozmowy, wyjaśnien, albo...........jestem tak śpiąca, że idę spać. Ale.....................nie robię wbrew sobie, albo przynajmniej się staram.
Nie jest to dużo, ale na więcej mnie na razie nie stać.
Coś na zasadzie "carpe diem", tyle, że raczej nie w wydaniu Horacego.
Kiedyś przeczytałam taką książeczkę, żeby żyć chwilą.
Staram się to stoswać, żeby jak najlepiej, możliwie bez izolacji z sobą. ale nie daje się bez izolacji z innymi.
Czy ktoś coś z tego zrozumie?

Na mityngi AA będę chodzić (chodzę) 2 razy w tygodniu. Chcę chodzić z 1 drypą, poza tym mam obowiązki w domu.

Przy tym rozmięknięciu wcale nie jest mi łatwo kierować się tym co słuszne.
Postaram się nie zwiewać z tej drogi.

Ciężko mi, .........i nic nie wiem.

[ Dodano: 2012-06-06, 12:56 ]
Nałóg napisał, "słuchaj", chyba jestem w takim stanie, że nie dam rady słuchać.
Nie pozostaje mi nic innego jak trwać i..................zdać się na Boga. Może taki...........................nieokreślony stan tez jest [ptrzebny, może ja nie wiem, ale też we mnie się coś dzieje. Ja nic nie czuję, albo czuję,...............ze mi źle i nie wiem co dalej, ale On działa.
.............Może................jest to autentyczne spotakanie z sobą, czylo.................kompletną pustką.
Zobaczymy.
Mam tylko nadzieję, że nie jest to zupełnie bezsensowne i prowadzi do .......niczego.

[ Dodano: 2012-06-06, 16:24 ]
Jeszcze próbuję coś zrozumieć.
Jeśli chodzi o zprzeczenie i manipulację głównie sobą. Na pewno tak jest, "wdrukowanie"? . Chyba coś z tego rozumiem, czuję, ale jakby gdzieś za 7 górą i 7 rzeką. Jeszcze bardzo daleko. Nie jestem w stanie tego pojąć, chociaż jest we mnie. Zaczyna mi gdzie coś świtać, ale jest to dla mnie nieosiągalne. To jest jeszcze..............przyszłość.
Dlaczego znów i znów, i znów, i tak dużo piszę.
Bo muszę.
To co napisał nałóg: "bo sie boisz i wstydzisz."
Myślę, że to jest zakodowane gdzieś we mnie i to .................bardzo głęboko i bardzo mocno.
To "bo sie boisz i wstydzisz" bardzo typowe dla alkoholika.
Chyba trudne do pokonania, wyzbycia się. Przynajmniej dla mnie.
Ale.............mam zamiar być bezwzględna dla siebie.
Może dlatego tak dużo piszę, to co jest trudne, to co jest we mnie.
Żeby nie dać się temu pokonać. Żeby nie zapanowało we mnie to przyzwyczajenie udawania. Czego nie wyrzucę z siebie na zewnątrz, to mogę znów siebie oszukać, że ..............czegoś nie czułam, nie było.
Nie to, że tak chcę, ale że silniejsze ode mnie.
Jeśli poczułam, pomyślałam i jeszcze napisałam, to już nie będę mogła powiedzieć, że tego....................we mnie nie było.
Jestem słabeuszem. Jeszcze.

Anonymous - 2012-06-06, 16:29

delirium napisał/a:
Jestem słabeuszem. Jeszcze.


A dla mnie jesteś już WIELKA! Bo przyznałaś się przed sobą i tu przed wszystkimi, że masz problem i szukasz drogi jak rozwiązać! To już ogromnie dużo!
Wspieram modlitwą!

Anonymous - 2012-06-06, 23:37

Witaj Delirium,

z calego tematu jaki poruszasz jedno przykulo moja uwage: zablokowane emocje.
Czytam wlasnie ksiazke (aut. M.Beattie) gdzie autor wspomina o zablokowanych emocjach jako reakcji obronnej na traume jaka miala miejsce w naszym zyciu na pewnym etapie. Czegos nie chcemy pamietac, nie chcemy czuc, nie chcemy znac uczucia strachu etc, wiec spychamy na bok, lekcewazymy, udajemy ze tego nie ma etc. Poniekad to normalne w takich ekstremalnych sytuacjach ze czlowiek sobie wynajduje podswiadomie takie reakcje obronne. To nie jest zle samo w sobie ale moze miec ogromny wplyw na nasze relacje w przyszlosci. Mozemy zamrozic pewne uczucia, nie reagowac tak jakby zareagowaloby 8/10 osob w tej samej syt., itd. Dlatego autor ksiazki radzi powrocic, oczywiscie w zgodzie z wlasna wola (bo to moze byc proces dosyc bolesny), do momentow z przeszlosci, ktore mogly najprawdopodobniej wywolac w nas pewne blokady. Miedzy innymi w taki i taki sposob: moj ojciec byl alkoholikiem, nigdy nie przynosil do domu pieniedzy, nigdy nie pracowal albo co kilka miesiecy tracil prace, matka reagowala systematycznie gniewem na zachowanie ojca albo matka rowniez byla dotknieta choroba alkoholowa, matka miala taka i taka relacje ze mna albo nie bylo zadnej miedzy nami relacji, ojciec byl wobec mnie: czuly/ nieobecny/ agresywny/ zazdrosny etc.
Pewne sytuacje z przeszlosci przerabiamy aby je pamietac i nie wypierac/ nie blokowac z pamieci ale tez aby wybaczyc matce, ojcu, wujkowi, babci etc.
Dalej autor wspomina o tym ze nasi rodzice i inni przodkowie nie sa winni za to jacy sa czy byli i porusza inne kwestie.

Delirium, chcialam Ci o tym napisac bo mi samej to rozswietlilo wiele spraw. Mam nadzieje ze chociaz troche pomoze.

Anonymous - 2012-06-07, 18:07

Jeszcze
Anonymous - 2012-06-08, 11:37

Witam!
Może najpierw trochę do Marynii.
Napisałaś:
"to co przede mną zalezy ode mnie, od moich wyborów dróg Pana Boga na ile Go dostrzegam , słysze i czuje w tym co wokół mnie "
A Norbertowi Podkreśliłaś "mogą".
Ja bym powiedziała, że wszystkie ziemskie drogi nie tylko mogą ale i prowadzą do Chrystusa..
Nie musża prowadzić, ale jeśli naprawdę chcemy?
Po ptrostu zależy, ina ile chcemy, jak bardzo chcemy.
"to co przede mną zależy ode mnie." masz rację "od moich wyborów". Też masz rację.
"dróg Pana Boga na ile Go dostrzegam, złyszę i czuję wokół mnie". Powiedziałabym , że znów masz rację.
I wiem, że nie zawsze..............doprowadzą do Boga.
Niby nielogiczne, przeczę sama sobie?
To zależy....na ile szukamy, na ile nas stać, samozaparcia, decyzji, bezwzględności względem siebie a pójściem za tym co podpowiada bóg, jaką drogą chce nas prowadzić, własnie w tym momencie życia.
Czasami (przymajmniej z mojego doświadczenia), jakbyśmy słyszeli to co Bóg nam mówi, wskazuje, ale................Wymawiamy się jak Ci z ewangelii zaproszeni na ucztę. Nie mogę bo......., nie w tej chwili, może Boże i dobrze podpowiadasz, ale.............ktoś na coś oczekuje, będzie miał pretensje i to jakie.............., wiesz jeszcze muszę to.............tamto..................a w ten sposób to dla mnie za ciężko...................itp/ Wymówek może być tysiące, i to bardzo logicznych. Czasami wydaje się nam, że za trudne, czasami się nie podoba.
A czasami rzeczywiście nie potrafimy odczytać, zrozumeć, głos Boga jest zbyt słaby, Jego podpowiedzi jakby przez potworną mgłę, niby są a właściwie .........nie wiadomo czy są. Może nie jesteśmy pewni. A może w ogóle nie słyszymy?
Myślę, że jeśli nasze pragnienie, żeby wejść na drogi Boże jest wystarczająco silne, jeśli.............chcemy tego na prawdę.............jeśli nie chcemy w życiu rozminąć się z Chrystusem, To w końcu nam się uda. nawqet jeśli będzie sporo potknięć, złych wyborów, ale jeśli nadal będziemy chciali, usilnie się o to modlili i porosili, to w końcu na pewno znajdziemy. On nam pomoże wskarze, w ten czy inny sposób.
Tylko, żebyśmy chcieli wtedy za tm pójść.

Co do mnie.
Ja też tak szukam. jest lepiej potem znów trochę poomacku, ale staram się za wszelką cenę nie tracić tego co już mam, Szukać dalej, co dalej, jaki kolejny etap.
Te potwornie zablokowane emacje.
Racja z tą traumą. trochę było zdarzeń w moim życiu.
Dzieciństwo mam przerobione. Juś mnie nie trzyma. Wydawało się, że wszystko będzie O'key, na prostej drodze, postarać się i będzie robiło się lepiej .A tu...........okazuje się, że guzik z pętelką.
Myślę, że zostało mi do przerobirnia moje małżeństwo. Też było sporo sytuacji nieciekawych, na które też złożyły się różne aspekty
1. osoba męża, jego też traumatyczne przeżycie z dzieciństwa (i nie tylko)
2. moja osoba. Teraz dzieciństwo mam przerobione, wtedy byłam jeszcze bardziej emocjonalnie niedorozwinięta. W ogóle na poziomie nimowlaka i to poranionego.
Z czynś takim nie mogło się udać.
Dlatego tyle potwornych upadków i sięgnięcie "dna"
Teraz z wielu rzeczy wyszłam zupełnie całkowicie, ale................te nieszczęsne doświadczenia z okresu małżeństwa, chyba na razie są nie do pokonanoe. Na razie całkowicie mnie przerastają.
Pomimi, że jset wiele lepiej, że mąż nawet się stara, to......................jakakolwiek jego negatywna reakcje, niekompetentna czy..............cokolwiek kompletnie zwala mnie z nóg.
Z wielu spraw wyszłam na prostą, a tu? Może dlatego, że nicy się emocjonalnie otwieram to.........wszystko bardziej odczuwam. Coś co w jakimkolwiek stopniu przypomina jakieś wydarzenie w przeszłości jest dla mnie nie do przeskaczenia. Zamiast lepiej, robi się gorzej
już prawie wcale nie potrafię z nim rozmawiać, Nawet jak mąż próbuje o czymś porozmawiać, to ja "uciekam". Boję się......chorobliwie jego reakcji, chociaż nic takowej nie zapowieda. to taka pamięć z przeszłości, która całkowicei mnie paraliżuje. I...........chociaż dobrze wiem (czasami) co powinnam zrobić, to za skarby świwt nie jestm w stanie. na razie, robię ile potrafię, staram się zdawać na Boga i nie dopuścić, żebym zaczęłą się znów całkowicie izolować, chociaż czasami sporo mnie to kosztuje. A na pewno to, że znów dużo śpie, w ten sposób się rekompensuję, jakoś swoje......................chęci życiowe.
Mampotworny bałagam z domu, a właściwie coraz większy. To przekonanie, że nie warto, że ........ zebym się nie wiem jak starała to i tak będzie źle, wszystko legnie w gruzach. I chociaż przez rozum wiem, że tak wcale nie jst, że mogłabym sobie dać z tym radę gdybym...............na właśnie gdybym. Ale, tylko gdybym, na razie tego nie mam.
Muszę do tego dotrwać, móc po to sięgnąć. na razie nie chcę się całkowicie wyeksploatować bezsensownym staraniem się, bo będzie to tylko staranie powierzchowne, które zupełnie nic nie da, nic nie jestem w stanie zrobić.
AA tak, super, na bieżąco i to żeby poczuć się dobrze między ludźmi, zroumienie ale muszę "przerobić' historię swojego małzeństwa, żeby..............móc iść dalej, umieć sobie radzić z sytuacjami codziennego dnia, a nie zwiewać, chować głowę w piasek. trwać.........................w .................beznadziejności?
Nie tylko, żeby dzieci jak najdalej, możłiwie najlepiej uratować ich od wpływu tego jak jest.
W tym jak jest ?
Chociaż po wczorajszym Bożym Ciele, procesji, gdzie Chrystus jest z nami, wychodzi na nasze drogi, do naszego codziennego życie, i idzie z nami do naszych domów. jakbym? zaprosiła Go, żeby poszedł ze mną do naszego domu, pomógł, uzdrowił co złe. Ja tak bardzo nie potrafię.
I...........robię się odrobinę odważniejsza.
Nałóg pisał o manipulacji, kontrolowaniu, wyparciu.
Jest to trudne, czasami wbrew sobie, nie rozumiem, ale.............próbuję trochę niektóre sytuacje, których nie jestem pewna, że są złe, zakładam, że mogę być dobre, nie kontrolować tak bardzo, ale zawierzyć je Bogu. Pomodlić się, że ja nie wiem, niech On się tym zajmie.
Moze jest źle, albo niezbyt dobrze, ale ..............jest bardzo źle w tym jak ja sobie na obecną chwilę radzę.
Ale wiem, że musi tak być. Musi być źle, żeby potem mogło być dobrze. to co napisał Norbert (?), że przejście przez furtkę, bolesne, żeby było coś innego.
Tylko.........................? Czy dobrze wybieram?
Mam nadzieję, że Bóg ma mnie i dzieci w Swojej Opiece.

[ Dodano: 2012-06-08, 13:07 ]
Moje serce jest chore,
Niby jest w miarę dobrze, wierzę i czuję, że jest dobrze, ale tylko na powierzchni, potem trochę wgłąb,...........i znów nie wierzę, że może być dobrze, potem..........nie bardzo wierzę, potem..................., potem staram się wierzyć. że będzie dobrze, Bóg podsuwa jakieś rozwiązania, jest dobrze, ale jeszcze nie całkiem wgłębi...............i znów trochę głębiej..............i ................znów....................gorzej.....................i trochę lepiej.
Czy będzie kiedyś dobrze?
mam nadzieję, że ...............kiedyś.....................tak,
że Bóg mi pomoże.

Anonymous - 2012-06-11, 07:08

Delirium............. a może tak od początku?Od lektury o komunikacji?
Polecam Faber i Menzlis z cyklu "Jak mówić by nas dzieci słuchały,jak słuchać by do nas mówiły"
Zdziwiona??? to fajny poradnik o komunikacji.
Od czegoś trzeba zacząć..................
delirium napisał/a:
Musi być źle, żeby potem mogło być dobrze

Nie ...nie musi byc żle by było dobrze.
Ale czasami to sam człowiek działa i robi wszystko by było żle.
A Opatrzność patrzy i czeka....................... kiedy sie ten człowiek ocknie.Podsuwa i stawia na drodze ludzi........wspólnoty........... programy.........terapie............ a człowiek dalej swoje.
I aż do DNA.Wtedy boli.Bardzo boli.I wtedy człowiek jest już gotowy na wszystko byle tylko przestało boleć.
Często jest to punkt zwrotny.Ku pełni życia.
A życie to trud..............a trud to życie.
Delirium.............. zaczełaś swoją drogę z AA...........idż nią.Nawet rozumowo.To dobra droga.

Anonymous - 2012-06-11, 08:56

Witam!

"Ale czasami to sam człowiek działa i robi wszystko by było żle. "
Myślę, że masz rację, że tak teraz u mnie jest.
Dlaczego?
Nie jestem pewna. Może.........dla mnnie konfrontacja z człowiekiem, takim rzeczywistym jest................ponad moje siły i wyzwala takie reakcje? Zbyt szybko "biegłam" i za bardzo otworzyłam się na drugiego człowieka?
Teoretycznie, przez rozum mogło być. Ale zderzenie z rzeczywistością po prostu mnie przerosło. Nie daję rady. Chyba.............poległam.
Co do komunikacji. Fajnie, że coś mi podsuwasz. Na pewno masz rację.
Problem tylko, ..............ŻE JA WCALE NIE CHCĘ SIĘ PRAWDZIWIE KOMUNIKOWAĆ.
W tych relacjach z bliskimi.
Chyba z nikim. Nawet z dziećmi.
Życzę im dobrze, chcę ich dobra, nawet się staram ale....................Niech dadzą mi wszyscy święty spokój. Po co komu bliskość ludzka?
Czy ludzie muszą żyć ze sobą? Czy człowiek drugiemu człowiekowi jest w ogóle do czegoś poptrzebny?
Nie żeby w ogóle. Ale..............
Tak bardzo dobrze żyło mi się pozorami. Umiałam się w tym poruszać.
Z Bogiem jest o wiele prościej. ale z człowiekiem?
Najśmieszniejsze jest to, że wiem, że mogłoby być o wiele lepiej. iść do przodu.
Przez chyba rozsądne i możliwe moje wczesniejsze zachowania ( do których Bóg mnie usposobił) mąż jakby był trochę nakierowany bardziej pozytywnie.
Ale we mnie coś pękło, nie wyrabiam.
Pewnie masz rację z tą komunikacją, tyle, że na razie mnie nie stać. To dla mnie zbyt dużo, żeby chcieć. Jeszcze do tego nie dorosłam.
Najchętniej uciekłabym od wszystkiego w jakiś stan hibernacji, żeby przeczekać zły okres.
Myślę, że jak dla mnie zadziało się zbyt dużo w krótkim czasie. Muszę jakoś to przetrwać.
Pozdrawiam.

[ Dodano: 2012-06-11, 09:58 ]
Na razie jestem "nastawiona" na niszczenie wszystkiego.
Czuję to, jest mi z tym źle, może nawet bardzo źle, ale nie potrafię w żaden sposób nad tym zapanować.

[ Dodano: 2012-06-12, 11:39 ]
Witam!
chyba na razie.............wycofałam się.
Zbyt dużo spraw, żeby z nimi walczyć. To ponad moje siły. Z Bogiem? Nawet z Nim do człowieka..............nie dam rady.
Może, powolutku, na AA.
Ale nie w domu. To dla mnie...........straszne?, w każdym razie na pewno koszmarne.
Muszę zadbać o dzieci. To teraz najważniejsze, żeby dobrze przeżyły wakacje, nabrały sił na następny rok szkolny.
Z mężem? Niby razem, jednak na odległość.
Na razie nie da się inaczej. Z jego wyrafinowanym (wg mnie) postepowaniem? Za skarby świata na razie sobie nie poradzę.
Muszę zadbać o siebie, polubić, nauczyć się żyć całkowicie na własny rachunek. Potem zobaczymy.
Za bardzo coś (albo wszystko) we mnie zgrzyta. Jakbym miała nienaoliwione łożyska.
Nie pociągnę na sobie dodatkowego bagażu w postaci mojego męża, muszę go niejako ................zrzucić z siebie. Sama iść do przodu, zabrać dzieci.
Czas pokaże co dalej.
Przyznam się, że jest mi przykro gdy to piszę. Jakoś tak nie po mojemu.
Do tej pory raczej starałam się, myślałam, że się da, że jeszcze może jeszcze nie teraz? Ale gdzieś miałam w perspektywie.
Teraz.................odrzucam, coraz bardziej jeśli coś robię dla męża, to już nie z chęci, raczej przez rozum, z przymusu. Coraz bardziej w mojej głowie burzą się myśli, że to na razie w ogóle nie ma sensu. Trzeba sobie odpuścić. Żyć jakby go obok mnie nie było. Totalna olewka. Jest we mnie zbyt dużo żółci. Nie do przeskoczenia. Każda reakcja, słowo, doprowadza mnie do złości. nawet nad tym co dobre przechodzę gdzieś obok, myśląc, że to tylko chwilowe a zaraz będzie coś złego.
Wszystkie mechanizmy znam, czasem chwilowo coś jakbym czekała, że teraz może coś da z siebie? I znów mój dbiór, że dba tylko o siebie i nie ma sensu więcej łudzić się. I tak nic się nie zmieni. jedyne rozsądne rozwiązanie to...................całkowita izolacja wewnętrzna. I zadbać o siebie. Nie mogę dać się zniszczyć po raz kolejny.
Ciężko mi z tym, jakbym robiła wbrew sobie, ale też nie widzę innego wyjścia dla siebie.

[ Dodano: 2012-06-12, 11:44 ]
Taka postawa daje mi poczucie pewnego rodzaju wolności, a może nawet szczęścia?
Nie jestem odpowiedzialna za to jaki jest mój mąż. (Czy dobrze?)

[ Dodano: 2012-06-18, 12:02 ]
Witam! Wracam!
Wracam na forum do swojej sprawy.
Tak jak pisałam wcześniej, to forum pomaga mi w pracy nad sobą. Taka praca na kilku frontach, które się uzupełniają.
Wcześniej Agnieshka pisała o książce, o zranieniach, które powodują blokady. itp. Na razie nie szukałam tej ksziążki, nie byłam jeszcze gotowa, nie docierało do mnie, ale spróbuję poszukać. Trochę mi podpowiedziała samą propozycją. Rozjaśnia mi się moja sytuacja i wiem, że o takie zranienia chodzi.
Tak powolutku do tego docieram. Otwieranie się na ludzi dzięki AA i tamtej atmosferze i.............ogromna dysproporcja po powrocie do domu. Jakbym dostawała młotem po głowie. Narastała we mnie wściekłość, złość, jakby nawet nienawiść. Taki dyskomfort i dysproporcja, że ciężko było sobie z tym poradzić. Doszłam do wniosku, że nie wytrzymam takiego tempa otwirania się na ludzi, coś mnie potwornie niszczy.
Trochę pisałam na stronie Ani39 i też tam dostawałam informacje, które znów po trochu otwierały mi oczy. To, że kiedyś pozwoliłam mężowi bić dziecko i to tak długo, aż przestało płakać. Dlatego, że on nie wytrzymywał płaczu dziecka, jako "głowa rodziny", nie potrafił pogodzić się, że dziecko gdzieś szuka pomocy, ucieczki przed nim, co go niesamowicie rozwścieczyło. Nie miałam odwagi zareagować, zbyt bardzo bałam się, że mąż córkę (2 może 3 letnią) po prostu zabije. Byłam słabsza fizycznie i nie mogłam nic wskórać. Moje myślenie było takie, że jeśli nie zareaguję to szybciej się uspokoi.
Następne wypowiedzi na forum uświadomiły mi, że to przemoc.
Teraz z 11 letnim dzieckiem byłam u psychologa w związku z tym, że brzydko pisze i robi błędy, ale badanie było dosyć wnikliwe. Gdzieś wyszło, że nie ma poczucia bezpieczeństwa w domu, może brak pieniędzy, też, że czuje się bezbronne i.......itp.
Aha, dodam, że jeśli chodzi o przemoc fizyczną to już jej nie ma. jest jednak we mnie trochę zakodowana, i pewien rodzaj lęku.
Ale tu gdzieś dotarło do mnie, że w naszym domu jest też przemoc ekonomiczna. trochę sobie poczytałam.
Gdy odbierałam opinię, w poradni była pani psycholog, która badała syna. Chociaż byłam bardzo krótko i spieszyłam się do pracy, to ją zauważyłam. Coś do zastanowienia.
Po powrocie do pracy zadzwoniłam i umówiłam się z nią. I chociaż powiedziała, że w badaniu syna nie wyszło, nie wynika że jest przemoc w domu, ja chcę z nią porozmawiać, tak zupełnie szczerze. Nie chodzi o to, że u nas jest bardzo źle, ale żeby obrać jakiś kierunek postepowania. Żebym wiedziała jak postępować.
Dodam, że mój mąż bardzo się stara. Zależy mu zarówno na mnie jak i na dzieciach. To tak ku temu, że niektórzy mogą się dziwić, ża jednak chcę pracować nad naszym małżeństwem, nad postępami, nad funkcjonowaniem...................mojego męża (również).
W swoim życiu wiele doświadzczył. To nie usprawiedliwia złego postępowania względem nas, czy raczej tolerowania tego wiem. Ale nie chodzi tu o tolerowanie. Ale jeśli widzę jak on się stara? jak bardzo już się zmienił? Wiem, że Łaska Boża jego też dosięga i bardzo pracuje nad sobą, przekracza siebie, na ile potrafi.
Oczywiście nie chcę narażać dzieci, dlatego wizyta u psychologa (26 czerwca), dlatego, na razie, częściowa izolacja dzieci. W wakacje prawie nie będą miały z tatą kontaktu. Pomimo braku funduszy jakoś udaje mi się tak zorganizować, żeby dużo skorzystały. Bardzo pomaga mi jedna ze starszych córek. Jeszcze nie wszystko jest zorganizowane, ale mam nadzieję, że Bóg jakoś dalej pokieruje. Przy okazji myslę, że mąż też się zastanowi, jak dalej, żeby mieć komtakt z dziećmi.
Może dużo, może chaotycznie, wybaczcie!
Wrócę do tego, że to otwieranie na ludzi w połączeniu w domem i mężem zaczęło się dla mnie robić koszmarem. Doszłam nawet do wniosku, że muszę to otwieranie sobie dozować bo nie wytrzymam i też wykończę tych, którzy obok mnie w domu. Dlaczego???????????
Trochę na mityng, ale też często na Mszę sw. Żeby ludzkie działania połączyć z kontaktem z Bogiem.
Jeszcze doszło, że mam dobry kontakt z dziećmi i żebym na tym budowała, z tego czerpała siły.
W sobotę był mecz naszej drużyny. Dzieciom zależało, żebym też oglądała, zresztą miałam taki zamiar. Wytzrymałam? Może 5 minut. Mąż chciał coś słodkiego.
Moja reakcja w środku? On sobie leży, ogląda z dziećmi a ja od razu mam przy nim biegać?
Nie potrafiłam z tym sobie poradzić. po prostu odeszłam. Trudno, że dzieci do mnie przychodziły, żebym przyszła. Nie dałam rady. Nie potrafiłam powiedzieć "nie" i zżerała mnie wściekłaść. W końcu poszłam spać. Wyniosłam się na "odludzie" w domu.
Wiedziałam już o co chodzi.
Mój kontakt z dziećmi jest słabszy niż wściekłość na męża, może nawet nienawiść na mnóstwo jego reakcji, słów, jakbym go niecierpiała. Ale to tylko chodzi o jego zachowanie. Nie potrafię się z tym mierzyć, poradzic sobie. To te moje emocje, które kiedyś schowałam, wyrzuciłam z siebie.
To to, że wtedy nie stanęłam w obronie małego, bezbronnego bitego dziecka. A dlaczego? I dlaczego taka była reakcja męża?
TTrochę wczęsniej (2 lata?)dokonałam aborcji. W moim przekonaniu mąż mnie do tego zmusił. Psychicznie, przez kilka dni. W moim przekonaniu nie miałam innego wyjścia, nie potrafiłam do nikogo zwrócić się o pomoc.
Dlatego chyba między innymi nie tolerował płaczu dziecka, nie potrafił sobie z tym poradzić. Z tego co czytałam (teraz, jakiś czas temu) to taki syndrom poaborcyjny ojców, zwłaszcza tych, którzy się do tego przyczynili. Byli powodem płaczu tego zabitego dziecka, swojego dziecka, jakieś poczucie winy, że oni się do tego przyczynili, byli winni. Chociaż może nieuświadomione, ale nie wytrzynują tego.
A moja reaksja? No cóż, nie potrafiłam stanąć w obronie tamtego dziecka, jego życia; nie potrafiłam też stawać w obronie potwornie bitego dziecka.
Dalsza konsekwencja? Nie potrafię do tej pory stanąć po stronie swoich dzieci, tych, które mam, są przy mnie, staną dla ich dobra,w konfrontacji z mężem reaguję ucieczką. Więź z nimi jest słabsza niż...................lęk przed reakcją męża, której gdzieś nie potrafię się sprzeciwić, nie potrafię sobie z nią poradzić, być ponad to.
I...............dlaczego tak jest?
Dodam, że ja już mam wszystko od Boga odpuszczone.
Doskonale wiem, że aborcja jest ogromnym złem, ale..............czyż Bóg, Miłosierny Ojciec nie jest ponad wszelkie zło, którego my się możemy dopuścić? Czyż Chrystus nie umarł za nas po to, żebyśmy mieli odpuszczenie w Bożym Miłosierdziu, Czyź? Nie wziął na siebie naszych wszystkich grzechów? Nawet najgorszych?
Ja miałam to ogromne szczęście tego doświadczyć. Wiem, że wszystko mi odpuścił, darował. mam świadomość tego zła. którego się dopuściłam, ale też, że zostało mi to wszystko odpuszczone. Bóg mnie kocza. Jestem Jego ukoczhanym dzieckiem, pomimo wszystko. (był żal przy okazji spowiedzi generalnej, taki solidny). Ja nie ma syndromu poaborcyjnego.
Dlaczego ja tak okrutnie źle reaguję na swojego męża? Doszłam do wniosku, że dlatego, iż ja jemu tego NIE DAROWAŁAM. Nie przebaczyłam mu, tego zabitego dziecka, tego bicia żywego dziecka, tego...............tego.................tego.....................i tamtego.
I chociaż jest ogrom łask od Boga to moje nieprzebaczenie stoi okoniem, w poprzek, blokuje dostęp do tych wszystkich łask, do Miłosierdzia Bożego, które chce nas ogarnąć a nie może, bo nie ma na to mojej zgody.
A............???????????.................kim ja jestem, żeby blokować Miłosierdzie Boże?
Czy...............jestem większa od Boga? Skoro Bóg mi wszystko darował, odpuścił, to dlaczego ja nie chcę wybaczyć mężowi? Czy mam takie prawo nie chcieć odpuścić?
otóż ....................nie mam takiego prawa.
Ale co zrobić jak serce się sprzeciwia, pamięć psychologiczna, reakcje,,,,itp. To jest ponad mnie.
Tak sobie myślałam, co z tym wszystkim zrobić. Gdzie się z tym udać. Pracuję na kilku polach.
Byłam wczoraj na Mszy św. Tyle Bóg dla mnie robi. Boże, może Ty? Czy Ty sam możesz mi pomóc? Postanowiłam Komunię św. ofiarować za męża, za nasze małżeństwo, dzieci, za to................żeby pomógł mi wybaczyć mężowi. .................
Wiecie co?................Trochę modliłam się przed przystąpieniem do Komunii św., gdy chciałam wyjść z ławki...............okazało się, że tuż przy ławce diokon udzilał Komunii św. tuż przy ławce. Wcześniej byl na zewnątrz kościoła i właśnie powoli cofał się do środka. doszłam tylko do brzegu ławki.
Co byście pomyśleli?....................Ja pomyslałam, że sam Chrystus podszedł do mnie, jakby był blisko moich myśli, jakby mu się to spodobało.
Myślę, nawet jestem przekonana, że pomoże mi przebaczyć mężowi. Że czekał na to, żebym do tego doszła i chciała. Zastanawiam się jak?
Czy................konieczna będzie konfrontacja przed drugim człowiekiem? Tego wszystkiego co było między nami złego? Nie wiem.
Na razie chciałam tu napisać. może taka konfrontacja, jakby wyjawienie tego wszystkiego na zewnątrz wystarczy? (Wydawało mi się, że tak powinnam, chociaż ktoś może uznać, że jest to chęć obnażania się. Nie wiem.) Oczywiście jako dodatek. Przebaczenie , możliwość przebaczenia, umiejętność obdarowania przebaczeniem drugiego człowieka, kiedy wszystko, albo coś w nas krzyczy, że nie potrafimy, że to zbyt trudno, że tak bardzo boli? Ale może nam to ofiarować Bóg. Dlatego mam zamiar iść do spowiedzi. Wyspowiadć się z nieprzebaczenia. Z braku umiejętności przebaczenia,( może nawet kiepską wiarę w możliwość takowego przebaczenia?) i poprosić o łaskę, żebym potrafiła przebaczyć. Mam nadzieję, że Bóg zlituje się nade mną i mi jej udzieli.
Dlaczego to piszę? Może to też jest potrzebne a przynajmniej konieczne.
To taki wyraz dobrej woli. To, że chcę, że jestem w stanie przyjąć możliwość przebaczenia, taki element konieczny, żebym potrafiła przyjąć ten dar od Boga. Myślą, że Bóg to przyjmie. On wszystko może, ale nie może niczego wbrew naszej woli.
To tylko taki kolejny etap w moim życiu. Myślę, że konieczny, żeby móc iść dalej w kieunku otwierania się na ludzi. Potem, albo równolegle, budowy mojego małżeństwa i rodziny, prawidłowych relacji między nami.

Jeśli ktoś tu zajrzy, proszę o MODLITWĘ.
I kilka słów, jakiś wpis.
Ponieważ pracuję nad............relacjami z ludźmi, potrzebuję kontaktu z ludźmi, różnym, na różnych polach, najlepiej na...................bardzo szerokim...............horyzoncie.
Późno nad tym pracuję, nie mogę ograniczać się do wąskiego kręgu ludzi, żeby nie zacząć się od kogoś uzależniać.

Serdeczne dzięki za wszelką pomoc, modlitewną, duchową i tą ludzką, życzliwość. :-)

Pozdrawiam.

[ Dodano: 2012-06-18, 12:17 ]
Ktoś z forum w innym temacie, ale....zawstydził mnie. Może nawet bardzo.
Nie mogę sobie pozwolić na kiepską wiarę w możliwość przebaczenia. Zresztą...........................chyba mam macną wiarę. Dlaczego tak napisałam?, pod "publikę", nie chciałam, nie umiałm się przyznać?. Mam nadzieję, że mi Bóg wybaczy, Teraz się przyznaję.
I........nie "mam nadzieję", ale.................wiem, że Bóg udzieli mi Łaski przebazenia mężowi. To, co teraz jest niemożliwe, stanie się możliwe. (trochę trudno mi się z tym pogodzić. To ta gorsza część mojej osoby. Jakbym dłużej chciała w tym tkwić).
Tak trudno wierzyć.!!!!!!!!!!!!!

Anonymous - 2012-06-19, 06:20

Delirium............... ważna jest postawa.......Twoja postawa.
Piszesz o braku postawy przebaczenia.I w tym sedno.
Taka postawa wywołuje fale wspomnień,rozdrapuje stare rany.................
Ale dobrze ż eo tym piszesz.......nazywasz..........uświadamiasz to sobie.
Przebaczenie to TWOJA wola i postawa.Daj szansę Bogu by Ci w tym pomógł.
Oddaj to Bogu i ......daj czas Czasowi.
delirium napisał/a:
wiem, że Bóg udzieli mi Łaski przebazenia mężowi

Ale i Tobie musi zechcieć się chcieć przebaczyć.
Fajnie że pracujesz nad postawą wybaczenia.
Pogody Ducha

Anonymous - 2012-06-19, 08:32

Dzięki! :-D .
Pracuję.
Wiem, że będzie dobrze. Czas Nie od razu, ale będzie.
serdeczne dzięki, że do mnie napisałeś.
To co napisałam, (też) bardzo potrzebuję wsparcia z różnych stron. Wiesz, taka świadomość poczucia własnej wartości, która pozwala lepiej pracować, a która czasami szwankuje.

Serdecznie pozdrawiam
P.S. Od czasu do czasu jakaś rada? To potrzebne.

Anonymous - 2012-06-19, 09:21

Delirium...........nie rada to a sugestia:chodząc na mityngi AA rozglądaj się za sponsorką.Za osobą z którą mogłabyś popracować nad sobą przy pomocy 12 kroków.
Jak piszesz jesteś alkoholiczką.
Nie wiem z jakiego regionu jesteś ale wszędzie są alkoholicy i alkoholiczki.
Jak ruszy kolejna edycja warsztatu 12 Kroków ku pełni życia na forum to tez polecam.

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-06-19, 10:03

Delirium - Twoja otwartość - wielka nadzieja
życzę wytrwałosci

Anonymous - 2012-06-20, 13:52

Serdeczne dzięki za słłowa otuchy Mark.
Zawsze bardzo mnie cieszą.
Nałóg, a kto to jest sponsorka? Coś wydaje mi się, że się z nią pracuje. Na czym to polega?
Pozdrawiam


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group