Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak walczyć o męża?

Anonymous - 2012-06-04, 11:15

lui napisał/a:
jak dać się zauważyć z tą swoją przemianą


zostawić to Panu Bogu
nie kontrolować wszystkiego, nie sterować, nie kierować mężczyzną co on ma zobaczyć i kiedy

tak swoją drogą, takie własnie dązenie do kierowania mężczyzną jest mało kobiece, mało łagodne, więc czy naprawdę świadczy o naszej przemianie?;)

Anonymous - 2012-06-04, 23:33

mada27 napisał/a:
lui napisał/a:
jak dać się zauważyć z tą swoją przemianą


zostawić to Panu Bogu
nie kontrolować wszystkiego, nie sterować, nie kierować mężczyzną co on ma zobaczyć i kiedy

tak swoją drogą, takie własnie dązenie do kierowania mężczyzną jest mało kobiece, mało łagodne, więc czy naprawdę świadczy o naszej przemianie?;)


miałam na myśli dokładnie to co zapisałam, bo jak mąż może cokolwiek zauważyć kiedy go przy mnie nie ma? dzień po dniu pracuję nad swoimi ułomnościami, ale prawda jest taka, że robię to dla sibie, po to by być lepszym człowiekiem. mąż niekoniecznie może to zauważyć... tak czy owak warto jest zmieniać się na lepsze.

a mąż? może kiedyś zobaczy, gdzieś w przelocie, ale nie jestem pewna czy będzie na tyle bystry by to dojrzeć :) ważne żeby Bóg dostrzegł zmianę :)

Anonymous - 2012-06-05, 16:40

Witaj Zerta

Twój pierwszy post pokazuje, że jesteś emocjonalnie mocno zależna od męża, i narzucanie mu sie w takiej sytuacji, gdy on zauroczył się w jakiejś innej kobiecie, będzie tylko Ci szkodzić. Będzie powodować w nim odwrotny efekt.

Zostawiam na marginesie jego brzydkie zachowanie (nie mówiąc o zdradzie), że czując się w lepszej od Ciebie pozycji - to Ciebie obwinia za cały kryzys. Okropne to jest ale tak ma każdy zagubiony człowiek. Także jego rozumienie miłość=uczucie to jakaś kompletna porażka.

Ten kryzys to szansa dla Ciebie i dla Twojego małżeństwa na świętość i uzdrowienie. Ale musisz zacząć radykalną zmianę siebie - całkowite nawrócenie do Boga, zwrócenie się do Niego całym sercem i całą siłą, codzienna modlitwa Pismem Świętym (czytaj mały fragment i rozważ, co Bóg chce powiedzieć do Ciebie dziś.... np. zacznij od Ewangelii Mateusza ;-) )

To forum i ta wspólnota Ci pomoże, ale musisz uwierzyć, ze to jedyna droga - droga Twojego nawrócenia i odnalezienia w Twym życiu Boga, który jest bardzo blisko Ciebie. Nie stanie się to od razu, i małżeństwo też nie od razu się uzdrowi - to proces. Wejdź na tę drogę, proś codziennie Jezusa o łaskę miłowania jak On i łaske Jego obecności przy Tobie.

Będzie bardzo dobrze :) :)

Anonymous - 2012-07-26, 19:02

Witam wszystkich serdecznie.
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, potrzebowałam wyciszenia, przemyśleń, no i energii do dalszego, odmienionego życia. Niesamowicie spokojna czuje się teraz w kościele, aż się sama sobie dziwie. Niedaleko mojego mieszkania odkryłam kościół i księdza który pięknie do mnie (takie mam wrażenie) mówi. W niedziele chodzimy z mężem razem do kościoła, ale on nie słucha kazania, zazwyczaj śpi, a to on nauczył mnie chodzić do kościoła.
Niesamowicie optymistycznie działa na mnie świadectwo i wiara innych ludzi. Na szkoleniu w Niemczech poznałam kolege który swoją miłością do żony, wytrwałością i przemianą rozpalił na nowo uczucie w sercu swojej żony. Przyjemnie się słuchało jego rad, choć ciężko mi do nich sie zastosować. Staram się.
Znowu wczoraj odbyliśmy z mężem szczerą rozmowe. Mąż dalej widzi jedno, jedyne wyjście- rozwód. Powiedziałam mu, że możemy wybrać 2 drogi- uzdrawianie małżeństwa poprzez ponowne poznawanie siebie. Chodziło mi tutaj, żebyśmy nie bali się rozmawiać ze sobą, nie kryli urazy jeżeli coś jest nie tak... po prostu spróbowali być razem. Mąż odmówił. Wiec powiedziałam, że możemy wybrać drugą opcje- rozstanie, nazwałam to próbnym rozstaniem. Mąż narzeka, że on nie może sobie wszystkiego przemyśleć, skupić się wiec zaproponowałam, że ja albo on się wyprowadzi, bedziemy mieli czas tylko dla siebie i swoje przemyślenia. Myśle, że obojgu nam to dobrze zrobi choć mąż uparcie chce rozwodu, nic wiecej, a ja się nie kłóce, tylko podpowiadam co możemy zrobić, pokazuje mu inne opcje. Nawet chce się wyprowadzić bo niektóre jego zachowania np. sms-owanie z inną kobietą strasznie mnie boli i rozbija totalnie. Nie chce tracić energi na podnoszenie sie z takich dołków, nie potrzebne mi to. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Nie mówiłam mu tego, ale rozstanie to także według mnie może być droga do uzdrowienia małżeństwa.
Mąż wczoraj strasznie mi nawyrzucał, ponownie- że był zmuszony do ślubu przez moją mame (fakt, wywierała presje ale przecież mąż miał 26 lat żeniąc się, dorosły, świadomy człowiek). Że nie może się przy mnie realizować (kupił sobie 3ci motor i nawet jak go zobaczyłam to się ucieszyłam, śliczne cacko ;)). Największe wyrzuty miał do mnie, że od 2 miesiecy jestem jakaś inna, że to nie ja, że mam przestać udawać! Troche go rozumiem, kiedyś byłam diabłem wcielonym, mąż był winny za całe zło świata. Teraz łatwiej mi się roześmiać jak coś nie idzie po mojej myśli niż przeklnąć. Nawet nie wiecie jak mi teraz dobrze z samą sobą, właśnie taką! Wolną! Wtedy czułąm się niewolnikiem swoich nerwów, humorów, hormonów. Teraz wszystko biore na spokojnie, choć emocje często uchodzą w formie płaczu. Mąż jeszcze... niemalże wyrzucał mi, że on chce znowu mieć 17-18 lat, być wolnym, niezależnym, samodzielnym, nie czuć presji itp. Wytłumaczyłam mu, że czasu nie cofnę, na przeszłośc nie mam wpłytu ale zaproponowałam, żeby może spróbował być szczęśliwy teraz, w wieku 30 lat, żeby zrobił coś na co ma ochote, przecież nie trzymam go już. Chyba niepotrzebnie wczoraj tyle mówiłam. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, ze złością, jakby nienawiścią. Ale on nie musi we mnie wierzyć. Ja sama w siebie wierze. Choć przyznaje, że czasem czuje się jak... szmatka. Płacze i chce żeby ziemia mnie wciągnęła. Brakuje mi jego miłości. Od tego się jeszcze nie uniezależniłam. Brakuje mi miłości i czułości. Nie mam tutaj nikogo, rodzina 200km ode mnie, koleżanki są bardzo zajęte. Ale jak się zajmę pracą, wieczorem pojde do kościoła, na rolki, jogging czy pobiegać ze skakanką to mi lepiej, łąduje bateryjki.
Ach no jeszcze mi powiedział, że mnie nie pragnie i nie będzie pragnął, nie kocha i nie pokocha bo sam nie umie zmienić w sobie uczucia. Ale chce żebyśmy zostali przyjaciółmi po rozwodzie.
Boje się tej wyprowadzki, boje się, że mąż się utwierdzi w jego jedynym wyjściu- rozstaniu, rozwodzie... ale nie mam na to wpływu, i nawet nie chce go ciągnąć za sznureczki jak jakąś pacynke. Kocham Go z całego serca, wierze, że Bóg Nam pomoże, ufam temu... choć jeszcze jest we mnie odrobina strachu, niestety. Może jak mąż ponownie będzie szczęśliwy to otworzy swoje serce, zacznie znowu wierzyć. Boje się, i kiedyś to mężowi powiedziałam, że on ma depresje. Na prawde chodzi ciągle zmęczony, smutny, zdenerwowany, jak cień człowieka. Ale on nie chce słyszeć o pomocy. Tylko zaproponowałam, kiedyś, raz... potem nie wracałam już do tego.
Proszę wspomnijcie mnie w modlitwie, ja modle się za Was wszystkich, Bóg was zna, rozmawiamy o Was ;)
Pozdrawiam pełna wiary, nadzieji i uśmiechu :)
PS. Adrian07 dziękuje za męski głos w moim wątku, choć wam babeczki NIESAMOWICIE DUŻO zawszęczam. Dziękuje :*

Anonymous - 2012-07-26, 20:42

Wspieram w modlitwie. Pan jest wśród Nas :) Mam nadzieję że uzdrowi i Wasze małżeństwo
Anonymous - 2012-07-26, 21:38

a ja dziękuję za kobiece podejście do mego nicku: tylko kobieta może nie wiedzieć, co to jest Q7 (model samochodu) i pisać 07 :-D ;-)
ps. Twój mąż jest strasznie niedojrzały - "ja chce mieć 17 lat, bez obowiązków i odpowiedzialności" no masakra jakaś... :-P

Anonymous - 2012-07-26, 22:11

zerto,

Gdy ja walczyłam o swoje małżeństwo, o męża, słyszałam "że to historia, mam patrzeć do przodu". Wszystko co nas łaczyło przekreślał.

Ale przeżyłam, dałam radę jak Ty, stanęłam na nogi.
Zajęłam się sobą i dzieckiem.
W czasie naszego kryzysu przez rok mnie nie dotknął-też była inna,też były smsy.
Wbrew pozorom,gdy się wyprowadził,było spokojniej, nie widziałam jak je pisze, co robi.

Dziś -po roku kryzysu, po wyprowadzce (6 miesięcy)- mąż wrócił.
Wszystko się zmieniło. Mamy plany, były już wspólne wakacje...
Zmienił się Jego stosunek do mnie. Sam teraz wspomina "tą naszą historię"- tą miłą,pozytywną.

Zerto,
jesteś teraz silna, wzmocniona.
Nie trać nadziei, zdarzają się pozytywne zakończenia!
Ja chyba nie bardzo w to kiedyć wierzyłam, a jednak!

Anonymous - 2012-07-26, 22:46

AdrianQ7 napisał/a:
a ja dziękuję za kobiece podejście do mego nicku: tylko kobieta może nie wiedzieć, co to jest Q7 (model samochodu) i pisać 07 :-D ;-)
ps. Twój mąż jest strasznie niedojrzały - "ja chce mieć 17 lat, bez obowiązków i odpowiedzialności" no masakra jakaś... :-P

Oj tam, oj tam, poprostu nie zauważyłam ogonka w Q.
A autko ładne, wzdycham do takich ;)
Na prawde dziękuje za każde słowo, każdą wskazówke. Kiedyś nie przypuszczałabym, że mężczyzni są tak różni od Nas, kobiet.

Diola dziękuje za otuchę i wiare, za świadectwo.
Wierzę, że mój mąż to mądry człowiek, jest bardzo inteligentny, zaradny, jednak zatracił się w pracy. Może zauważył, że życie mu ucieka, przelatuje przez palce i teraz chciałby nadrobić zaległości, przyjemności które podobno go ominęły. Mówi, że czuje się jakby miał cementowe buty, nie chce żeby on tak żył, żeby się tak czuł ale ja nie moge mu pomóc, moge tylko dać mu odejść.

Aniołek25 Dziękuje :)

Anonymous - 2012-07-30, 18:32

Powodzenia. Mysle, że ta cała wyprowadzka to dobry pomysł. Oj ja wiem, jak perfidnie ranią smsy do innych kobiet... :evil: Ale to wogóle typ totalnie niedojrzały. ja nie wiem, ta 30 u mężczyzn to jakieś fatum, bo mój też zgłupiał. :-D
Anonymous - 2012-07-30, 19:54

Kochani,

to faktycznie chyba taki czas, ten wiek...;)bez generalizowania oczywiście ;)
Bo mój mąż też 30-stka;)...
aj Ci faceci ;)

trzymajcie sie ;)
pozdrawiam,
K.

Anonymous - 2012-07-30, 22:55

Haha pociesze was, że mój też niedługo 30 :shock:
Anonymous - 2012-07-30, 23:08

Tak, może to ten wiek. Mąż strasznie przyżywa, że ma JUŻ 30 lat, że nie będzie już taki młody, że teraz tylko zobowiązania, rodzina, dom trzeba budować. Tylko ja akurat jeszcze nigdy nie naciskałam na dziecko, na budowe domu... jego rodzice za to bardzo. A teraz motor, sportowe auto... spotykanie się z NIĄ... żona to zobowiązanie, przysięga małżeńska to presja a obrączka to kajdanki. Modle sie o Niego, żeby był szczęśliwy, i żeby podejmował takie dezycje których nie będzie żałował. Czasem wygląda, jakby życie go bolało, szkoda mi go. Ale nie naciskam już na rozmowe, nie przeprowadzam wywiadu. Czekam, może sam powie.
Niemal codzienne msze, praca, przyjaciele napędzaja mnie do życia. Momentami, nawet w wiekszości dnia czuje sie szczęśliwa, uśmiecham się. Dobrze mi z Bogiem.

Pozdrawiam Was serdecznie, ślę uśmiech i wspominam w modlitwie.

Anonymous - 2012-08-02, 20:11

AdrianQ7 napisał/a:
a ja dziękuję za kobiece podejście do mego nicku: tylko kobieta może nie wiedzieć, co to jest Q7 (model samochodu) i pisać 07 :-D ;-)


no oczywiście, że Q7 :) Audi Q7 - bardzo duży samochód :)

pozdrawiam
Bajka - kobieta :)

Anonymous - 2012-08-02, 20:37

Skąd bierzecie siłę? czy ja nie umiem się modlić? mam wrażenie że moje życie to już nie życie... tylko wegetacja.... jak być wierną żoną ( bo przecież przysięgałam) kiedy Mąż ma inną kobietę, nową pracę pełną wyzwań, nowe życie w którym nie ma dla mnie miejsca... Tracę wiarę... -RATUNKU

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group