Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak walczyć o męża?

Anonymous - 2012-04-04, 13:20

zerta napisał/a:
Tak, robiłam.


no własnie, jeżeli tak robiłaś, a mimo wszystko się posypało, to oznacza, że nie na tym się należy skupiać w tzw. staraniach o naprawe małżeństwa

Anonymous - 2012-04-04, 13:31
Temat postu: Re: Jak walczyć o męża?
zerta napisał/a:
Obwiniam za wszystko siebie


A może warto, abyś przeanalizowała swój udział/winę w Waszym kryzysie małżeńskim, przyznała się do niej przed sobą i przed Bogiem, wzięła za nią odpowiedzialność, podjęła kroki ku przemianie, ale nie brała całej winy na siebie. Za kryzys w małżeństwie odpowiedzialne są dwie osoby, które tworzą to małżeństwo, oczywiście w różnym stopniu. Za zdradę w małżeństwie winę ponosi już jedna osoba, ta która zdradziła.

zerta napisał/a:
Wczoraj przyznał się, że zdradził mnie z tamtą kobietą. Nie ukrywam, ze to niesamowicie boli, niesamowicie, ale wybacze mu wszystko byle chciał sie postarać, popracować.
(...)
Ciągle wyciągam do niego reke, on jak skała, ani drgnie. Wzorując sie filmem codziennie robie krok w jego strone, nakłaniam do rozmowy, daje słodkie niespodzianki, dla niego gotuje, organizuje nam weekendy i wieczory... a moze mam mężowi dać czas na przemyślenie?


Myślę, że czas najwyższy, abyś dała mężowi czas na przemyślenie, zastanowienie się nad tym czego chce, jak to wszystko widzi. Mąż Cię zdradził, a Ty ciągle wyciągasz do niego rękę, robisz mu niespodzianki, gotujesz, organizujesz czas??? Tak jakby się nic nie stało? Rozumiem, że czujesz się winna kryzysu w Waszym małżeństwie (choć jedyną winną nie jesteś), ale wszystko ma granice, a granicą jest tutaj moim zdaniem szacunek dla samej siebie. Maż już wie, że chcesz z nim być, że chcesz pracować nad sobą i Waszym małżeństwem. Odsuwając się emocjonalnie od męża, zajmując się sobą, a nie nim, przestając robić mężowi niespodzianki, nakłaniać do rozmów, organizować czas, dasz mężowi czas i przestrzeń do zastanowienia się nad tym czego chce, co zrobił/robi i pomożesz ponieść konsekwencje jego decyzji.
Polecam Ci zapoznanie się w ekspresowym tempie z książką "Miłość potrzebuje stanowczości" Jamesa Dobsona.

zerta napisał/a:
Mąż jest dla mnie najważniejszy na świecie, moje małżeństwo jest dla mnie najważniejsze, zrezygnowałabym z wszystkiego dla męża. Tak badzo pragnę żeby było jak kiedyś, żeby mąż chciał ze mną być.


Być może przez ten kryzys do Twojego serca puka Pan Jezus, który oddał za Ciebie życie i który chciałby abyś dla Niego przeznaczyła pierwsze miejsce w swoim życiu. Pan Bóg patrzy na Ciebie tylko z miłością i chce Cię obdarować wszystkim czego pragniesz i potrzebujesz jeśli tylko zaprosisz Go do swojego życia. W tym czasie Wielkiego Tygodnia zachęcam Cię do obejrzenia przepięknego filmu "Spotkanie".
http://www.gloria.tv/?media=248605

zerta napisał/a:
Mąż twierdzi, że kocha mnie tylko jak siostre, nie pożąda. Czy da sie odbudowac Nasze małżeństwo? Czy da sie cokolwiek zrobić?


Wszystko jest możliwe, ponieważ jest KTOŚ kto wszystko może przemienić. Pięć lat temu usłyszałam podobne słowa od męża. Najpierw powiedział, że kocha mnie jak siostrę, a po pewnym czasie, że w ogóle nie kocha. Potem była wyprowadzka męża, inna kobieta, długi czas osobno. Od roku znowu jesteśmy razem, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego! :mrgreen:

Będę pamiętać o Tobie w modlitwie.

Anonymous - 2012-04-04, 13:46

Napisałam temat z prośbą o pomoc. Do tej pory napisałaś kilka postów z uwagami czego mam nie robić bo nie w tym rzecz. Nie licze, że napiszesz mi "zrób to, tamto" To że mam pracować nad sobą to wiem. Nie wypracuje lepszej siebie w miesiac czy półroku. Modle się, zastanawiam, przypominam sobie sytuacje w których nie powinnam sie zachowac jak sie zachowałam, ugryzc sie w jezyk czy uszanowac zdanie meza. Jak powinnam sie wtedy zachowac. To nie jest łatwe. Wiem.

[ Dodano: 2012-04-04, 13:56 ]
Chmurka- dziekuje za każde słowo! Duzo w nich racji, prawdy, Wiary i nadziei.

Anonymous - 2012-04-04, 14:41

zerta napisał/a:
Do tej pory napisałaś kilka postów z uwagami czego mam nie robić bo nie w tym rzecz.


wiem co napisałam, nie chciałam napisać, ani więcej, ani mniej;D

jeśli uznasz, ze to się Tobie do niczego nie przyda, lub się z tym nie zgadzasz to pomiń moje gadanie po prostu

pozdrawiam serdecznie

Anonymous - 2012-04-05, 01:55

zerta,
Witaj na forum.
Mira juz podała Ci namiary na koło Sycharu w Poznaniu, ale nim tam się udasz trzeba abyś wiedziała, że my wszystko opieramy na Bogu. Skoro Ty sama jak piszesz jestes wierzącą osobą to trzeba, bys wszystko u siebie ustawiła w odpowiedniej kolejności:
piszesz, że mąż i małżeństwo są dla Ciebie najważniejsi i popełniasz podstawowy błąd jaki większość z nas tu popełniała na początku nim rozpoczął się nasz proces zdrowienia.
I Bóg
II Mąż+ Żona ( jestescie równie ważni)
III Dzieci

IV Rodzina bliższa i dalsza


V. praca



VI reszta świata.


Chodzi o to,że w panice mamy tendencję do czynienia z męża, żony czy dzieci, a także z małżeństwa bożka, który zajmuje miejsce należne tylko Bogu. Wiem, że przezywasz teraz trudny czas, ale doświadczenie wielu z nas podpowie Ci -wycisz się z pomocą Boga i wsłuchaj w to co On ma ci do powiedzenia. Oddaj się w ręce Maryi, a poprowadzi Cię do łaski uzdrowienia przez Jezusa. Na wszystko potrzeba czasu, Ty potrzebujesz czasu, pośpiech daje złe owoce. Mąż może Cię teraz zaskakiwać wieloma przykrymi sytuacjami,może słowami, ale wszystko co się teraz dzieje paradoksalnie pomoże uzdrowić wasz związek, jednak ile czasu to będzie trwało i jaka będzie do tego droga wie tylko Bóg i Jemu zaufaj.
http://jezuufamtobie-tysietymzajmij.blogspot.com/

Trwając w naszej wspólnocie zyskasz wiele pomocy i możliwości kontaktów z ludźmi o podobnych przezyciach, będziesz mogła korzystać nie tylko ze wsparcia duchowego , ale i doświadczeń innych Sycharków do czego zachęcam poprzez czytanie watków. Zmagamy sie równiez z naszymi kryzysami poprzez samokształcenie, korzystanie z porad terapeutów oraz rekolekcji i innych form oferowanych przez ludzi, które wspierają proces leczniczy Boga. Mamy wiele do zaoferowania form pomocy, więc z pewnościa znajdziesz jakąś, która bedzie Ci odpowiadała.

Anonymous - 2012-04-05, 11:49
Temat postu: Re: Jak walczyć o męża?
zerta napisał/a:
Nie wiem co powoduje jego chęć odejscia,


No właśnie to:
zerta napisał/a:
Mąż jest dla mnie najważniejszy na świecie, moje małżeństwo jest dla mnie najważniejsze, zrezygnowałabym z wszystkiego dla męża. Tak badzo pragnę żeby było jak kiedyś, żeby mąż chciał ze mną być.


Mąż czuje się niemal jak bóg, skoro jest najważniejszy - wyżej niż Sam Bóg.
Zapytam: Który mężczyzna to udźwignie?!?! :lol:

Zmień hierarchię ważności - znajdziesz powyżej u Kingi w poście. :-)
Zacznij własnie od tego!
Przeczytaj koniecznie 67 punktów: http://www.marcinkozyra.s...:mysli&Itemid=5
Zresztą 76 też możesz :-) http://www.marcinkozyra.s...:mysli&Itemid=5

Anonymous - 2012-04-05, 22:23

Zerto piszesz:

..."Ale dlaczego wg Ciebie staranie sie (pracowanie nad sobą, robienie mu miłych niespodzianek, mówienie komplementów, proponowanie pomocy, rozmowy) nic nie da?"....

dlatego
- bo to ciąg dalszy twoich starych nawyków zachowania, tylko teraz idących w drugą stronę...dlaczego w druga bo zauważyłaś, źe przestałas być jego książniczką.
Przedtem to on starał sie o twoje względy, bliskość, uczucia a ty go odpychałaś...po czasie jako, ze do zachowań sie dostosowujemy, przestają nam dokuczać i nas ranic ... twojego męża też, tylko wraz z tym relacja też sie zmienia i stosunek do nas

Ty przegapiłas ten moment, uwiklana we wlasne problemy jako ze o relacje wspólne wtedy nie dbałas uznając ze będą takie zawsze...szok nadszedł gdy jednak to zawsze minęło...

Więc robisz dziś zwrot, i manipulujesz mężem by go odzyskać... a tu cała gama miłe niespodzianki, komplementy, oraz samooskarżenia, byłam winna, robiłam to i to, przepraszam, uznając to jako prace nad soba...


piszesz cytuje
-..."Nie wypracuje lepszej siebie w miesiac czy półroku" dlaczego zatem dziwi cie to?
- ..."Chciałabym poprostu żeby zauważył zmiane, przyjmował moje starania. Wiem, nic nie mogę chcieć. ".

skoro mąż nie chce, pozwól mu samemu zobaczyc te zmiany w tobie w takim jaki on wybierze czasie, dlaczego i w tym pragniesz go popychać, wywierac presje by je widział kiedy ty tego chcesz.
Sam zauważy bez twojego ponaglania...

Mąż mówi ci nie, sam zdecyduje, i czy to sie nam podoba czy nie możemy tylko w tym czasie zając sie tak naprawde sobą.

Dlatego pisze że manipulujesz mężem, bo robisz to by osiągnąc swój cel to znaczy po tych wszystkich staraniach mąż ma chcieć zrobić co ty chcesz, co sobie założyłas, że po takim i takim zachowywaniu z twojej strony on powinien w końcu wziąc cie w ramiona i koniec filmu happy end...

Jeśli naprawde przestajesz kontrolowac i manipulować, to wtedy dajesz mu ten wybór decyzji w tempie jaki on sam uzna za swój.

Sama w tym czasie naprawde zajmij sie soba z refleksja na przemyślenia
- dlaczego odrzucałaś męża, czego nie otrzymywałas od niego i w taki sposób karałas go chłodem w kontaktach. Jakie potrzeby w ciągu całego tego związku byłe niezaspakajane a ty odczuwałas za odrzucenia z jego strony, jakie odczucia wywoływały, jak sie po nich zachowywałas. Czy sama mogłas w jakis sposób je zaspakajac, dlaczego czujesz pesymizm w zyciu, skąd ten brak zadowolenia... tu masz pole do pracy nad sobą....Choć pewnie z terapueta byłoby o wiele łątwiej...

Dostałas garść fajnych rad od Mada 27, naprawde cenne i godne przemyślenia, zdenerwowały cie, dlaczego? zastanów sie.
To jest praca nad sobą, a nie nad zmiana pod kogos by w ten sposób odzyskac, a co z tymi uczuciami, które wtedy były, znikną? przestana byc ważne? na chwile po kryzysie tak, ale wypłyna bo sa w tobie, w chwili gdy znów dopadnie cie pesymizm, proza zycia

Anonymous - 2012-04-10, 12:09

Czytam, myśle, rozmyślam, zastanawiam sie... Dlaczego dopiero teraz przejrzałam na oczy? Czuje sie jakbym wcześniej spała, lunatykowała zamiast żyć. Chyba jestem wdzięczna mężowi, że mnie wyrwał z tamtego stanu, nie warto tak przeżyć życia, "trwając" a nie ciesząc sie kazdym dniem.
Potrzebuje czasu żeby oswoic się z nową rzeczywistością.
Zawsze ciągnęłam męża za język po każdej kłótni, nieporozumieniu, a on mówił, że potrzebuje czasu żeby to przetrawić. Upierałam się, że juz, teraz... w emocjach. Teraz nie naciskam na rozmowe, mam nadzieje, że sam kiedyś ja podejmie. Sa momenty, że siedzimy w ciszy razem i już nie moge wytrzymać... wtedy sie w myślach modle. Zreszta boje się rozmowy z Nim. Dotychczas przy każdej szczerej rozmowie (zainicjowanej przeze mnie) dowiadywałam się czegoś co bolało "spotykam sie z kimś", "zdradziłem Cie", "pocałowaliśmy się". Z kolei boje się, że jak nie zaczne rozmowy to po dłuższym czasie zbierze sie taka fala bolesnych wiadomosci że sie nie podniose.
W głowie bieganina mysli. Dalej ciezko mi odróżnic co było moja nadgorliwości i kontrowaniem męza z co troską. Oboje wyniesliśmy z domu zupełnie inne wychowanie. Ja ze swojego wyniosłam zainteresowanie życiem członków rodziny, wypytywaniem co w pracy, co u znajomych słychać. Mąż wracając do swojego rodzinnego domu miał święty spokój, nikt sie nie interesował co u niego w szkole, potem w pracy, jakich miał znajomych, jakie problemy. Powiedział mi kiedyś, że on lubi być sam ale bolał go brak zaineresowania rodziców jego życiem. Wiec ja sie interesowałam a teraz mam wrażenie, że on własnie chciał tego swojego świętego spokoju.
Nie wiem gdzie jest złoty środek. Nie wiem jak być zoną.
Mąż 2 razy w tyg chodzi na treningi, 2 razy w tyg na basen. Wraca z pracy o 18, je obiad i około 20 wychodzi na trening. Wraca o 23 gdy ja już spie. Nigdy nie trzymałam go w domu. Kiedyś, raz, poprosiłam go żeby nie szedl na trening, że chciałabym żeby ze mną spedził wieczór. Powiedział "nie rób mi tak". Wiecej juz nigdy nie poprosiłam, zrozumiałam jak mowił, że "on musi odreagowac po pracy" bo rzeczywiście jest bardzo stresująca. Ja znalazłam sobie swoje hobby wiec juz nie czekałam na niego w domu, a jak siedziałam w domu to uczyłam sie języków lub czytałam książki. Ostatnio mi powiedział, że spotykał sie z Nią zamiast chodzic na treningi. A na treningi i basen chodził żeby nie siedzieć ze mną w domu.
Ciężko mi samej odnalezc sie we własnych myślach. Mam nadzieje, ze zdołam je uporządkować zanim On podejmie rozmowe. O ile podejmie.
Tydzien temu powiedział, ze widzi, że sie zmieniłam, że mniej sie denerwuje, spokojniej reaguje na rzeczy które ida nie po mojej myśli, sama zejęlam sie urzadzaniem mieszkania zamiast go prosić (np. o zrobienie regału w spiżarce) ale to nic nie da. On nie kocha mnie jak żone i nie zmieni swoich uczuć. Powiedział też, że wszystko sie posypało bo przestaliśmy sie kochać i że on juz mnie nie pożada i nie bedzie pożądał. I że On sie zastanowi co dalej. Na razie żyjemy w jednym mieszkaniu. Obok siebie.
Pełno we mnie żalu, bezsilności. Potrzebuje czasu, mądrych słów.
W niedziele wyjeżdzam na tygodniowe szkolenie, potem pojade do rodziców. Mąż i ja będziemy mieli czas dla siebie.
Dziękuje wszystkim za trafne komentarze.

Anonymous - 2012-04-10, 19:06

zerta napisał/a:
On nie kocha mnie jak żone i nie zmieni swoich uczuć. Powiedział też, że wszystko sie posypało bo przestaliśmy sie kochać i że on juz mnie nie pożada i nie bedzie pożądał.


Mhm. A kiedyś mówił, że kocha i będzie kochał zawsze, aż do śmierci.
Jak widać, nie masz co opierać się na jego słowach, bo na TĘ CHWILĘ myśli tak, a jutro może myśleć inaczej.

Wczoraj kochał, dzisiaj nie - a jutro co będzie? To wie tylko Bóg.

Idziesz dobrą drogą, skoro jesteś spokojniejsza, bardziej opanowana, wyciszona.
Potrzebujesz jeszcze wewnętrznego uniezależnienia się od męża, to znaczy tego - by nie opierać swojego samopoczucia od postawy małżonka. Wewnętrznie.
Czasami samo wypuszczenie męża z domu na treningi, hobby itd nic nie oznacza, jesli w środku buzuje w nas zazdrość, niepewność, żal, że wyszedł, myśli - co robi, z kim, dlaczego nie z nami....
To trudne, piekielnie, ale wierz mi - można się tego nauczyć, można to sobie wypracować.
I wcale nie kocha się mniej, kocha się wtedy inaczej, dojrzalej, jakoś tak bardziej świadomie. Tę "wolność" małżonkowi trzeba dać w myślach i sercu.
Módl się o tę umiejętność, a wtedy - cokolwiek postanowi mąż, nie będzie już Ciebie tak dotykało, będziesz umiała z dystansem patrzeć na męża, nie brać jego słów, jako pewnik (bo jak widać zmienia się to u niego).

Zawsze mnie pociesza myślenie, że tego, co wczoraj - nie zmienię. Nad "dzisiaj" mogę pracować tyle, ile mogę - "jutro" jest niewiadome i w dużej mierze zależy od tego, co będzie dzisiaj.

Dzisiaj mąż pamięta Ciebie wczorajszą.
Jutro będzie pamiętał dzisiejszą i jutro może wszystko się zmienić. Tak na to patrz, z nadzieją i z wolą do zmian, pracy nad sobą, cierpliwością, niezależnością emocjonalną (nie uczuciową). Znam sytuacje, kiedy pożądanie, chęć bycia razem wraca - przeczytaj świadectwo Chmurki.

Z Panem Bogiem.........................

Anonymous - 2012-04-11, 21:43

zerta napisał/a:
Oboje wyniesliśmy z domu zupełnie inne wychowanie. Ja ze swojego wyniosłam zainteresowanie życiem członków rodziny, wypytywaniem co w pracy, co u znajomych słychać. Mąż wracając do swojego rodzinnego domu miał święty spokój, nikt sie nie interesował co u niego w szkole, potem w pracy, jakich miał znajomych, jakie problemy. Powiedział mi kiedyś, że on lubi być sam ale bolał go brak zaineresowania rodziców jego życiem.


Poczytaj trochę o różnicach pomiędzy kobietą , a mężczyzna i ich przezywaniem tych samych sytuacji. Nie do końca odpowiada za to sposób wychowania, mamy te różnice od Pana Boga, a wychowanie je tylko pogłębia lub spłyca, do tego dochodzą idywidualne skłonności.

Anonymous - 2012-05-28, 22:01

Wczoraj mąż wszedł do sypialni gdy płakałam, zapytał dlaczego, wyjaśniłam mu, że mi ciężko tak żyć. On powiedział, że nie może zmienić swoich uczuć, że mnie nie kocha i że jedynym rozwiązaniem jakie widzi, to żeby każde z Nas poszło swoją drogą. Powiedziałam mu żeby w takim razie sie wyprowadził bo boli mnie jego chłód, obojętność, brak zainteresowania i miłości. Mąż odpowiedział, że on sie jeszcze nie wyprowadzi bo nie nabrał jeszcze odwagi a poza tym on nie lubi zmien! Powiedziałam mu też, że go kocham, że zawsze bedzie moim mężem a ja zawsze bede czuła sie jego żoną i nie zgodze sie na rozwód, ale jeżeli on sądzi, że bedzie beze mnie szcześliwy to niech sie wyprowadzi bo chce jego szczescia, chce żeby sie uśmiechał. Zaczął krzyczeć, wypominać. Że teraz chce jego szczescia a kiedyś nie potrafiłąm sie cieszyć, że kupił sobie motor, że nie DOMYŚLIŁAM sie i nie wspierałam go gdy miał (jak sadzi) depresje. Ja sie do tego przyznaje, byłam wredna, nie potrafiłąm zrozumieć, poradzić, bagatelizowałam jego problemy. Mąż zawsze sprawiał wrażenie "niezniszczalnego", świetnie sobie radził w każdej sytuacji... i przez to ja straciłam czujność, mówiłam "i tak dasz rade". Głupia. Ale czasu nie cofne. Trzymam sie tego, że jutro zaowocuje dzisiaj. Tylko czy mąż będzie chciał to przyjąć :(
Tkwimy ciągle w jednym punkcie, żyjemy obok siebie a rozmawiamy tylko gdy mąż nakryje mnie na płaczu. Ja robie mu przesłuchanie jak wróci z pracy "jak było?" "jak sie czujesz?". Chyba nie powinnam tego robić. Przestane. To do niczego nie prowadzi. Strasznie cieżko zmienić takie nawyki. W sobote byliśmy razem u znajomych, mąż zapytał dzień wcześniej czy moge nie isc do pracy w sobote i pojechać z nim. Zgodziłam sie. Czy powinnam? Takie udawanie przed znajomymi... ale on zachowuje sie jak mój kolega.
Przyszło mi na myśl... żeby sie wyprowadzić, choć potwornie sie tego boje. Boje się, że mąż odbierze to jak moje pogodzenie sie z tym co mi powiedział. Z drugiej strony to byłby jakiś krok. Nie wiem... chce tutaj zostać i pracować nas moim zachowaniem. A cieżko mi idzie. Nie myślałam że tak cieżko zmienić nawyki. W ogole kiedyś nie widziałam jaka złą osobą byłam dla mężą. W ogole nie nazwałam bym siebie żoną. Raczej złą macochą :(
Prosze, poradzcie!
11 czerwca mąż ma 30 urodziny. Mam zamiar zamówić mszę w jego intensji. Musze wymyślić coś mądrego żeby nie poczuł sie urażony. Róźnie teraz reaguje. Chodzimy razem do kościoła, przekazuje mi znak pokoju.
W prezencie urodzinowym chciałam mu dać bilet PKP na przejazd z rowerem do Świnoujścia, 3 noclegi. Tutaj z kolei... czy powinnam? Czy to nie jest udobruchanie?

Mąż zapytał dlaczego sie modle (pare razy mnie nakrył z różąńcem) i dlaczego chodze do kościoła. Powiedziałam, że potrzebuje wsparcia, że Bóg mi pomaga. Zapytał czy odejde od kościoła gdy on ode mnie odejdzie. Stanowczo nie. Powiedział tylko "to dobrze".
Potrzebuje zmiany, kroku... ale nie moge oczekiwać tego od męża, nie moge go ciagle pchac w ta strone w którą chce. Bedzie chciał sie wyprowadzić to sie wyprowadzi... ale czy nie byłoby znakiem mojej siły, szacunku do samej siebie gdybym ja sie wyprowadziła?
Dlaczego to nie jest jednodniowa kłótnia? Ciężko mi :( Proszę o modlitwę. Proszę. Czuje sie słaba... Spokojniejsza, bardziej zrównoważona, mniej narzucająca swoją wole ale ciągle słaba... jakbym do tej pory żywiłą sie tylko miłością męża który nagle mnie odstawił. Lepsze dni mam gdy mam wiecej pracy, zajęć, nie mam czasu rozmyślać nad tym jak można było tak zepsuć małżeństwo, mojego męża. Jakim ja byłam człowiekiem? Post nie powinien sie nazywać "Jak walczyć o mężą" tylko "Jak walczyć ze złem które we mnie siedzi?".

"Miłość nie pamięta złego... we wszystkim pokłada nadzieje", moja nadzieja nigdy nie umrze. Chce zmienić siebie, mam nadzieje, że mi sie uda. Wtedy może pokocham siebie. I będę z sobą szczęśliwa. I może mąż pokocha mnie. I bedzie ze mną szczęśliwy.

Anonymous - 2012-05-28, 23:58

Zerto,

nie zmieniamy sie dla swych mezow.
Zmieniamy sie dla siebie.

:-)

Jezeli bedziesz kazdy swoj krok, kazda decyzje uzalezniac od tego jaka wywola postawe w Twym mezu, nigdy nie staniesz sie szczesliwym czlowiekiem.
Postaw, tak jak to juz pisali w Twym watku inni, w swym zyciu na pierwszym miejscu Pana Boga. On Ciebie kocha. Kocha taka jestes, bez wzgledu na to, ile zla w zyciu popelnilas, mezowi, sobie, innym ludziom. Pan Bog Ci to juz wybaczyl bo Cie kocha. On Ciebie akceptuje.
Czy Ty siebie akceptujesz, czy siebie kochasz?
Warto by sie nad tym zastanowic, przepracowac.

Jezeli czujesz sie slaba, siegaj po rozaniec i modl sie o sile dla siebie i wypelnienie sie woli Bozej. Polecam Nowenne Pompejanska. Matka Boza obdarza modlacych sie nowenna szczegolnymi laskami.

Bog dla kazdego z nas na tym forum ma plan. Byc moze Bog daje Ci, Wam, teraz taki trudny czas aby dokonac zmian, na lepsze, w Bogu tylko znanym czasie.

pozdrawiam serdecznie :-D

Anonymous - 2012-05-29, 09:18

Zerto, nie za duzo tego samoobwiniania siebie? W taki sposób nie piękniejesz dla mężą, ba nawet nie masz sił i energii do pracy nad sobą. Dlaczego wciąz się obwiniasz? czy nie cieszy się przemiana jaka sie w tobie dokonuje, czy nie widzisz sama skutków pozytywnych dla siebie? Czy powodem nie jest mąż, który ich nie docenia? A co jesli jeszcze długo albo nigdy ich nie doceni? Jak zatem chcesz w końcu poczuc w sobie ta przemiane skoro uzależniasz ją nie od włąsnego samopoczucia i samozadowolenia tylko od męża?

Czy postawa męża nie jest też troche samousprawiedliwianiem dziś siebie za czyny jakich sie dopuścił a oskarżaniem ciebie tylko o to? Owszem zauważyłaś
- byłam winna
Ale czy to dowód na to, by mąż w 3 letnim stażu małżeńskim zamiast szukać sposobów dogadania sie z toba wolał poszukac bliskości i nowej relacji z kim innym? Czy twoje wiecznie niezadowolenie do tamtej pory, karanie brakiem bliskości było powodem i usprawiedliwieniem, że poszukał innej kobiety do zaspakajania jego potrzeb?
Chyba nie, chyba on też nie jest tak całkiem niewinny w tej historii, ale... udało mu się przerzucić cała winę na ciebie, by mógł nie odczuwać dziś poczucia wyrządzonej tobie również krzywdy. Czyz nie jest krzywdzeniem dziś o wiele gorszym ciebie taka postawa jaka prezentuje?
Obwinia cie o brak wsparcia.... ja mam pytanie jakie wsparcie ty miałas w mężu? Jak on doceniał ciebie w tym związku...czy tym wsparciem miało byc twoje cieszenie sie z jego przyjemości jakie sobie zapewniał
- kupnem motora
- samotnym spędzaniem czasu poza domem po pracy
Tym miałas sie cieszyc, ile z tych przyjemności jego były tażke twoim udziałem. Czy ciebie te atrakcje cieszyły, razem coś z tego mieliście, to znaczy jak kupno motora odbierałaś? Jako wspaniały dla was zakup po którym wspólnie pędziliście drogą ciesząc sie nowymi wrażeniami...a moze znów mąż sam cieszył sie tylko z tego, sam z kolegami swoje pasje rozwijał a ty tymaczasem kolejny dzień spędzałas w domu? Czy nie dlatego zakup tego motoru cie nie cieszył? bo nie był dla was wspólnym rozwijaniem pasji i bycia ze soba tylko wiedziałas, że to kelejna rzecz jaka będzie ci odbierać męża, którego i tak już masz mało dla siebie?

Mąż piszesz: "Mąż odpowiedział, że on sie jeszcze nie wyprowadzi bo nie nabrał jeszcze odwagi a poza tym on nie lubi zmien"
a jak sie te zmiany, których nie lubi mają do zmian jakie wprowadził w zycie swoje wraz z nową kobietą mają do tego stwierdzenia - NIE LUBIE ZMIAN

czy twój mąz tylko nie lubi konsekwencji zmian, które na niego spadaja?

Zerto czas wstac z kolan, podnieść dumnie głowe do góry i zacząc sie cieszyć życiem a nade wszystko zobaczyc, że udział w budowaniu i psuciu tej waszej relacji to nie tylko twoja wina. Dziś nawet więcej jego udziału w tym.
Ty dojrzałaś i zauważyłaś swoje wady, myśle ze i czas na męża by zobaczył swój udział jaki swoim zachowaniem, brakiem realcji przez te 3 lata sam tez przyczynił sie do twojego samopoczucia i pesymizmu z tamtego bycia razem....

Nie zobaczy tego jednak jak wciąz będziesz pokornie sie samoobwiniac, brać na siebie cała wine, zapewniać go o swojej miłości... Relacje sie buduje wspólnie...ty sądzisz, ze jego starania wciąz torpedowałąś, a ja sądze, że to przekonanie nie twoje a męża, który w ten sposób ci je przekazał by mógł brac od życia co najlepsze bez patrzenia na ciebie...
Zastanów sie troche nad tym i przemysl, ile było tych jego starań wtedy, ile tego jego wsparcia dla ciebie, ile tego wspólnego czasu razem spędzanego? dopiero potem możesz mieć jasny obraz.
Zerto ty z jakiś powodów czułaś też pesymizm życia, brak poczucia zadowolenia z niego czy to tylko dlatego, że chciałas krokodyla daj mi luby? a może chciałas tylko uwagi z jego strony której nie miałaś, nie czułaś

To ważne by dwie strony czuły swoją odpowiedzialność nie tylko jedna i wciąz sie za wszystko obwiniała... a druga zyła w blogiej nieświadomości i niewinności ba przekonaniu ja ten ok, taki fajny a jak coś robie źle, to dlatego ze ktos jest temu winny...

Anonymous - 2012-06-03, 20:29

mada27 napisał/a:
Drgnęło by we mnie coś dopiero, gdybym zobaczyła autentyczną przemiane wewnętrzną, nie nachalnie narzucającą sie, gdybym zobaczyła miłość - nie lamenty i rzucania sie na szyje, ale miłośc która daje mi wolność.
Wtedy dopiero mogłabym pomysleć czy dam rade zaufać na nowo, i być z tą drugą osobą.

Wydaje mi się, że doskonale rozumiem o czym piszesz, jednak jak to osiągnąć? jak to zrobić? jak dać się zauważyć z tą swoją przemianą, skoro jego nie ma w naszym domu, nie ma go nawet w tym samym mieście? Jak on ma to zauważyć, skoro nawet się nie spotykamy?

[ Dodano: 2012-06-03, 21:08 ]
zerta napisał/a:
Proszę o modlitwę. Proszę. Czuje sie słaba... Spokojniejsza, bardziej zrównoważona, mniej narzucająca swoją wole ale ciągle słaba... jakbym do tej pory żywiłą sie tylko miłością męża który nagle mnie odstawił. Lepsze dni mam gdy mam wiecej pracy, zajęć, nie mam czasu rozmyślać nad tym jak można było tak zepsuć małżeństwo, mojego męża. Jakim ja byłam człowiekiem? Post nie powinien sie nazywać "Jak walczyć o mężą" tylko "Jak walczyć ze złem które we mnie siedzi?".

zerto, jestem z Tobą i będę modlić się o Ciebie, bo jak widzę mamy dokładnie ten sam problem. Tak naprawdę, staramy się coś zrobić, coś zmienić, ale nie wiemy jaka jest przyczyna/przyczyny naszych postaw. Złość, pesymizm, poczucie braku szczęścia, co w efekcie spowodowało złe traktowanie naszych mężów. Dlaczego takie jesteśmy i jak to zmienić. Byłaś u jakiegoś specjalisty? Ja siedzę od piątkowego wieczora, kiedy to mój mąż bez słowa spokaował swoje rzeczy i wyjechał do swoich rodziców, zostawiając mi informację "muszę sobie wszystko poukładać, nie wiem kiedy będę wiedział co dalej zrobię" i czytam wątek po wątku na tym forum ... szukam pomocy w krakowie lub okolicach. wiem już, że potrzebuję zawierzyć Bogu i zacząć pracować nad sobą, ale nie mam pojęcia jak i co zmienić... Trzymaj się zerto, jestem z Tobą w modlitwie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group