Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Kącik dla narzeczonych - Temat Piotra

Anonymous - 2012-02-12, 10:10

Czytałem Wasze wypowiedzi. Patrząc na daty to dla niektórych już 6 lat. Ciekaw jestem jak sobie poukładaliście życie.
Ja przechodzę teraz podobną sytuację. Choć wydaje mi się, że jestem w lepszym położeniu. Nie zdążyłem wziąć ślubu.
Wszystko działo się powoli. Mija rok. Byłem ze swoją narzeczoną już prawie 7 lat. Poznaliśmy się jak zdałem do klasy maturalnej. Ostatni rok liceum, potem studia. Jest młodsza o dwa lata. Wiec w sumie 2 lata rozłąki. Przyjeżdżania na weekendy. Dla tak młodych ludzi to było nie lada wyzwanie. Miała w rodzinnej miejscowości wielu kandydatów pod ręką, a jednak mimo dziesiątek kilometrów dzielących nas trwaliśmy przy sobie. Kłóciliśmy się przez telefon, a potem przychodził piątek a ja gnałem łamiąc wszystkie przepisy drogowe by dać jej całusa. Omijałem dom rodzinny i jechałem prosto do niej. Potem zaczęła studia. Mieszkaliśmy akademik przy akademiku. Widzieliśmy się co dnia. Było cudownie. I mimo jakichś kryzysów które tak często rozwalają związki po 3 latach byliśmy razem. W końcu poczułem, że czas na kolejny krok. Odkładałem jako student dość długo na pierścionek. W końcu nadarzyła się okazja. Wyjechaliśmy z moją siostrą i jej chłopakiem za granice na wakacje. Butelka wina, koc kieliszki. Plaża zachód słońca. Ciepła noc, którą spędziliśmy tak radośnie. Patrzyliśmy w gwiazdy, marząc już o naszej wspólnej przyszłości. Rodzice nie byli zdziwieni. Chyba tego już chcieli.
Potem jeszcze jakiś czas. Aż zaczęliśmy pod koniec moich studiów rozmawiać o ślubie. Że jak się obronię to już będziemy razem mieszkać. Będziemy po ślubie. Zaczniemy naszą wspólna drogę w małżeństwie.
I zaczęło się planowanie ślubu, wesela. Wszystko było ugadane. Okazało się, że zachorowała. Nie jakoś poważnie. Ale wymagała operacji. Operował ją młody lekarz. Jeden z lepszych jaki mógł w Łodzi. Operacja nie była skomplikowana. Właściwie zabieg. Tego samego dnia kazali jej wracać do domu.
Przed byłem już kilka tygodni roztrzęsiony. Martwiłem się że nie będzie chodzić jakiś czas. Często się kłóciliśmy. Powody? Moja praca ciągły stres. Pracowałem 2 razy ciężej bo ona obiecała swoim rodzicom, że częściowo pokryjemy koszty ślubu. Więc teraz jeszcze większy obowiązek. Brałem dodatkowe zlecenia, do tego ciężka ostatnia sesja na uczelni. Jej operacja. I jakieś ciche obawy i stres związany ze ślubem. Ale chyba nie we mnie te obawy ale w niej co dawało się odczuć.
Po operacji zaczęło być coraz gorzej. on dziwnie wciąż mówiła o tym lekarzu. Potem zaczęły się dziwne zachowania. Rzadsze spotkania, bo ma dużo nauki, a wyników brak. Apogeum przyszło gdy zrobiłem romantyczną kolację, świece wino. A ona dostawała smsa za smsem. Jak dawniej ode mnie. Wiedziałem że coś jest nie tak. Mówiłem zaprzeczała, wywołując we mnie poczucie winy.
Kilka dni potem powiedziała mi, że ona już tego nie czuje. Że nie czuje że dobrze robi ze ślubem, że nie czuje że kocha mnie tak mocno jak ja ją i że nie chce mnie oszukiwać i ranić tym. Że musi być samotna by nauczyć się żyć bo od zawsze jestem przy niej.
Po kilku tygodniach moich że tak to ładnie nazwę "podchodów" w których posunąłem się do rzeczy z których dumny nigdy nie będę dowiedziałem się. Że lekarz... co tu dużo pisać. Podobno już wcześniej miał problemy z tym, że go przyłapali na nocnym dyżurze z kimś. A ona młoda, wątpiąca. Słuchała starszego bardziej doświadczonego jak zahipnotyzowana. Zawsze czułem, że jest łatwą masą do urobienia i nigdy nie wykorzystałem tego przeciw niej bo kochałem ją i szanowałem.
Odeszła a ja się pogrążyłem. Musiałem sam załatwiać odwoływanie ślubu. Popłacić kary. Ona część kasy oddała. W sumie nie bardzo widać było po niej wtedy że poczuwa się do winy. Zrobiłem niezłą zadymę jak się dowiedziałem. I bardzo wiele rzeczy z których jestem jeszcze mniej dumny a teraz się ich wstydzę. Skłóciłem ja z rodzicami przez to że im powiedziałem jaki był prawdziwy powód. Bo sami się zastanawiali czemu ich córka z dnia na dzień zadzwoniła i powiedziała że ślubu nie będzie.
Potem było tylko gorzej nie dość że miałem wyrzuty sumienia i cały ten żal do niej. To było straszne. Psychiatra powiedział, że chyba nei da rady mi pomóc odesłał do następnego.
Wciąż miałem z nią kontakt. Przecież mieszkaliśmy tak blisko siebie. Czasem ją widziałem gdzieś. Choć przestałem wychodzić z pokoju. Tylko praca, uczelnia. Z nikim się nie spotykałem. Zacząłem pić. W połączeniu z lekami wiecie jaka to mieszanka wybuchowa. Moja wiara... chodziłem do kościoła, ale jak miałem się tam czuć... popijam leki winem a następnego dnia idę do kościoła. Tak kłóciłem się z Bogiem co rano i wieczór.
Potem myślałem, że jest ok. Odstawiłem i alkohol i leki. Zacząłem się spotykać z nowymi dziewczynami. Nic nie czułem. Nadal jestem jak pustynia w środku. CHoć wiedziałem co mówić i robić. Zawsze koledzy uważali, że mimo że jestem otyły to jestem starasznie romantyczny. Wiedziałem co i kiedy powiedzieć, co zrobić. Oczywiście w którymś momencie powiedziałem, że jestem niebezpieczny gdy z jedną zaczęło robić się poważnie. Ale nie posłuchała potem przeze mnie tylko płakała. Wiec wróciłem do fazy użalania się nad sobą. Postanowiłem, że już nigdy nie bede z nikim. Potem zaczęły sie znów jakieś rozmowy z K. (czytaj moją nie doszłą żoną).
Potem chciałęm zerwać kontakt. Miałem wyjechać za granice z pracy i cieszyłem się. Brałem wszystkie możliwe delegacje by tylko nie siedzieć w mieście i mieszkaniu gdzie pełno jej było mimo że to już pół roku minęło. Nie mogłem przestać myśleć. Udało mi sie skończyć z duży poślizgiem studia. I nagle sms z gratulacjami od niej. Zaproszenie na kolecję by uczcić to. Nie odpisałem. Było trudno ale nie.
A potem telefon. Że ma problemy i żebym jej coś podpowiedział.
Wyjechałem na dłużej i oddałem jej swoje mieszkanie na jakiś czas. Bo nagle nie miała gdzie mieszkać. Coś jej nie wypaliło z umową czy coś. Nie wnikałem. Miała zostać tydzień aż coś znajdzie a potem zniknąć. Nawet nie wiedziała, że zniknąć na zawsze z mojego życia.
Po powrocie wracam do mieszkania a tam ona.
I tak znów się zaczęło myślenie o powrocie. Tak zaczęliśmy się spotykać. Razem spędziliśmy wieczór kiedy mieliśmy się pobrać. Teraz mijają 4 miesiące od tego momentu.
Przez ten czas wciąż szukała mieszkania. A ja wciąż czuje że ją kocham. Wybaczyłem jej, ale zastanawiam się czy da się z tym żyć. Każdy dotyk mam wrażenie ze nie jest szczery, gdy mówi że mnie kocha. Rozmaiwaliśmy o tym. Dowiedziałem się wielu rzeczy o niej. Chyba już bardziej dna siegnąć nie mogła. Zawaliła ostatni rok na studiach. Nie miała już nikogo. Wciąż czuje się przy niej gorszy. Czasem myślę, że może już nie pokocham nikogo tak jaj jej, ale może będę spokojniejszy z kimś innym. Że może zacznę znów coś czuć. Wciąż czuje jakby jakaś część mnie odpowiedzialna za uczucie tamtego dnia gdy się dowiedziałem umarła.
Jak Wy czujecie. Po tych 6 latach od tych zdarzeń. Jak na to patrzeć mam.

Anonymous - 2012-02-12, 18:46

Witaj!
W każdą bliską relację wchodzimy ze swoimi wadami , słabościami. Z czasem po pierwszej euforii , zakochaniu, przychodzi czas na kompromisy, na budowanie miłości , opartej nie tylko na uczuciu , ale na woli, : "ja chcę dobra dla tek drugiej osoby", wchodzimy też w relację z nieumiejętnością słuchania i mówienia tego o co nam tak na prawdę chodzi, czyli tak zwane problemy komunikacyjne. W wyniku czego rodzą się kryzysy , które pokazują nasze braki, i albo chcesz nad nimi pracować i proponujesz też wspólną pracę ze swojej narzeczonej, albo kryzysy trwają dalej nie rozwiązane.

Często też wchodzi się w taką relację ze swoimi marzeniami na ten temat, i często też ani dziewczyna ani chłopak nie wiedzą czego tak naprawdę chcą. Trudno jest podjąć decyzję gdy nie zna się siebie i nie wie czego się chce, a to widzę u twojej dziewczyny.Można tego próbować dowiedzieć się na terapii , na 12 krokach , które tu robimy w wersji internetowej w naszej wspólnocie Sychar, na Spotkaniach Małżeńskich. Form jest dużo, myślę, ze coś uda się wam znaleźć, jeżeli nie wspólnie to samemu, To co opisałeś pokazuje, że i ty i ona potrzebujecie pomocy.

Spróbuj też posłuchać tego co tu jest zamieszczane, różne audycje i konferencje, myślę, że znajdziesz coś dla siebie, są tez filmy i książki przejrzyj to co tu polecamy.

Anonymous - 2012-02-12, 21:45

Chciałem dowiedzieć się czy istnieje możliwość zapisania się do grupy SYCHAR jeżeli nie jesteśmy małżeństwem? Czy narzeczeni z problemami też mogą uczestniczyć? Czy w okolicy Łodzi takie grupy istnieją?
Anonymous - 2012-02-12, 22:49

Przeniosłam Twój temat do Kącika narzeczonych , będzie tu lepiej widoczny


Piotr na górze strony masz wymienione miasta w których są Ogniska Sycharowskie , Tobie najbliżej będzie chyba do Warszawy.

Nasza wspólnota skupia małżonków sakramentalnych , ale nie odmawiany narzeczonym pomocy i wsparcia. Na mojej grupie 12 - krokowej było panna- narzeczona , obecnie młoda żona.

Poproszę Ją o napisanie tu na Twoim temacie .

Tak jak radziła Tereska, rozejrzyj się tu, zajrzyj do kącika filmowego

http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=101

może na kazania ks Pawlukiewicza
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4934

ks Augustyna Pelanowskiego
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=7124

Teraz dla Ciebie podstawowym pytaniem jest

Co jest największym pragnieniem Twojego serca ?

mi osobiście to kazanie pomogło znaleźć na dnie serca to pragnienie ,które ciągle pozwala mi być w drodze ku pełni życia

http://www.youtube.com/watch?v=fd5nKTy4v90

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-02-14, 10:52

Witaj Piotrze,

czuję się wywołana do odpowiedzi, bo to właśnie ja jestem tą narzeczoną, a teraz szczęśliwą żoną:)
Moje narzeczeństwo było bardzo długie, niepewne i burzliwe. Były rozstania i powroty.
Tak naprawdę wszystko zaczęło się układać odkąd trafiłam tutaj na forum sychar. Bardzo dużo czytałam i wiele się uczyłam. Postanowiłam wejść w program 12 kroków, który bardzo Ci polecam. Będzie to inwestycja w Twoją przyszłość, w Twoje małżeństwo, niezależnie od tego, czy Twoją żoną będzie Twoja była narzeczona, czy ktoś zupełnie inny.
A co do samej decyzji, to polecam Ci również stronę www.adonai.pl wiele cennych rad tam znalazłam, ale przede wszystkim modlitwa, modlitwa, modlitwa....

Pozdrawiam serdecznie,

A.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group