Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kolejny złamany związek... :(

Anonymous - 2012-06-03, 17:43

Po wymianie myśli z Wami ważne było dla mnie, aby reakcja na stanowisko Joasi była mądra i przemyślana.
O pismach powiedziałem tacie, który zapewnił mnie, że wesprze mnie finansowo, żebym tylko mógł spokojnie przelewać pieniądze Joasi.
Minęło kilka wieczorów i uznałem, że dobrze byłoby, gdyby ktoś profesjonalnie spróbował mi pomóc. Zadzwoniłem do księdza Piotra, który prowadził naszą ślubną mszę i który zna Joasię z pytaniem, czy zna i może polecić mi jakiegoś prawnika, który zajmuje się ratowaniem małżeństw i który mógłby dać mi kilka rad, jaką postawę wobec tych wszystkich dokumentów przyjąć w sądzie. Pismo z wyznaczoną datą mojego stawienia się to przecież kwestia tygodni. Chciałem dać sobie możliwość odpowiedniego przygotowania do dalszego toku spraw a konkretne zarzuty z datam i cytatami oraz pismo alimentacyjne wydawało mi się mnie przerastać. Decyzję tą podjąłem trochę wbrew wcześniejszym swoim postanowieniom, lecz w imię dobrego rozwiązania mojej sprawy. Tym bardziej, że i na forum nie uważacie tego za złe postępowanie.
Z otrzymanymi dokumentami poszedłem do Ojca Krzysztofa, dominikanina z Łódzkiego klasztoru. Podczas rozmowy upewnił mnie w słuszności konsultacji z prawnikiem.
Niedługo później stawiłem się w poleconej kancelarii z zebranymi pismami i własną historią.
Pani mecenas wysłuchała mojej opowieści i obaw. Zwróciła uwagę na pismo dotyczące alimentów i przytaknęła, że dobrym pomysłem byłoby wysyłanie mojej żonie choćby części z żądanej kwoty, bez czekania na wyrok sądu w tej kwestii.
Zdecydowałem na przelanie na konto Joasi połowę z żądanej kwoty, co byłoby wyrównaniem naszych przychodów. Przelew opatrzyłem tytułem "na potrzeby rodziny". Jednocześnie zaplanowałem kolejny przelew na początek następnego miesiąca. Nie odważyłem się jednak na bezpośredni kontakt. Chciałem zadzwonić i powiedzieć, że jestem gotowy do przelewania pieniędzy i nie jest to dla mnie problem a jednocześnie zaporosić do spotkania. Pani mecenas w rozmowie zaproponowała abym zaprosił Joasię do siebie, żeby zobaczyła jak mieszkam, jak wyremontowałem mieszkanie i jak sobie radzę.
Miały dni a ja wciąż nie czułem się gotowy na taką rozmowę. Trochę bałem się kolejnej rozmowy, w której Joasia nie będzie dla mnie miła.
Moje zakłopotanie rozwiązało się samo, gdy Joasia sama zadzwoniła do mnie z prośbą o wytłumaczenie wykonanego przelewu. Gdy usłyszała, że wysłałem jej pieniądze bez nakazu sądu, zapowiedziała, że nie chce więcej otrymywać takich przelewów a otrzymaną kwotę odeśle na moje konto.
Zdążyłem zapytać, czy sobie radzi, i czy mieszka z mamą. Wspomniała o egzaminach, które zabierają jej cały czas i że mieszka razem z mamą. Przynajmniej dowiedziałem się czegokolwiek.
Zastanawiam się tylko, czy alimenty mają być wsparciem, czy dokuczeniem mi. No może nie tylko. Oczekiwałem, że otrzymane pieniadze pozostaną bez odpowiedzi Joasi, ewentualnie miałem nadzieję na jakieś drobne podziękowanie. Naiwnie nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości, że Joasia tak bardzo dąży do wyłącznie formalnych, urzędowych relacji. Nie miałem odwagi nawet zaproponować spotkania wobec tego co usłyszałem.
Kolejny pomysł na nawiązanie kontaktu legł w gruzach. Czeka mnie teraz następne spotkanie z panią mecenas...
P.S. Wieczorem napisałem Joasi wiadomość, że jeśli będzie jednak potrzebowała pieniędzy to wystarczy, że się odezwie i że to miłe, że używa zdjęć robionych przeze mnie jako wizytówki w internecie.

Anonymous - 2012-06-04, 22:27

to znowu ja
dzisiaj dostałem z sądu pozew rozwodowy pierwsza rozprawa odbędzie się 13 września o 13 - to chyba chichot losu
chyba zły się mści na mnie że zamówiłem msze w intencji ratowania małżeństwa
pozdrawiam wszystkich
ps chichotem a raczej ironią w tym pozwie jest to że to ja mam zapłacić za proces i za jej adwokata
jeśli ktoś zna dobrego adwokata z Lublina proszę o pomoc

Anonymous - 2012-06-05, 08:41

golabek napisał/a:
Naiwnie nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości, że Joasia tak bardzo dąży do wyłącznie formalnych, urzędowych relacji. Nie miałem odwagi nawet zaproponować spotkania wobec tego co usłyszałem.
Kolejny pomysł na nawiązanie kontaktu legł w gruzach.


Gołąbku do cierpliwych świat nalezy :mrgreen: :mrgreen:
załączam ciekawe rozmyslanie:



Zrozumieć kobietę????


Zadanie trudne i tylko dla wytrwałych.



Zrozumieć kobietę – utopia każdego mężczyzny. Wielu partnerów z czasem stara się zagłębić we wnętrze kobiety i zrozumieć swoją kobietę. Im bardziej się starają, tym bardziej giną w gąszczu haczyków i poplątań w psychice kobiety. Facet – istota mniej złożona. Czarne to czarne, 2 i 2 to 4. Kobieca natura jest jednak z goła inna i tutaj świat już nie jest taki prosty. Jakby się nie starały, to i tak każda kobieta będzie widzieć drugie dno. Jednak nie o tym mowa. Nie będę tutaj rozbrajał kobiety na części pierwsze.

Wracając do tematu – napisałem, że jest to zadanie trudne i dla wytrwałych. Bardziej dla wytrwałych niż trudne. Dlaczego? Ponieważ wcale nie jest tak trudno zrozumieć kobietę. Najważniejsze jest, aby każdy mężczyzna był cierpliwy. Wszak, tego domagają się same Panie – aby partner ich słuchał. Kiedy mężczyzna wykaże się anielską cierpliwością(tylko taka może przynieść sukces), zrozumienie kobiety jest już w połowie wykonane. Dlaczego w połowie? Ponieważ cierpliwość jest głównym składnikiem i „narzędziem”, wręcz podwaliną pod kolejne etapy ciężkiej i żmudnej pracy. Wielu mężczyzn już na tym etapie rezygnuje, lub spala się w przedbiegach. Przecież mało który facet jest na tyle cierpliwy, aby czekać aż jego partnerka sama się przed nim otworzy. Tak, tak drodzy Panowie – to właśnie od kobiet zależy, czy będziemy w stanie je zrozumieć. Taka pokręcona ironia losu, że to one decydują o tym czy chcą być rozumiane. Niektóre nieśmiało wpuszczają nas – mężczyzn do swojego pokręconego małego światka, inne przeprowadzają na nas prawdziwe próby ogniowe zanim pozwolą się zrozumieć. Jest jeszcze inna grupa kobiet – niezrozumiałe ani dla innych, ani dla siebie. Takie kobiety należą do najtrudniejszej grupy rozmówczyń, znajomych, przyjaciół. Są jak brudna (przepraszam za określenie) bomba. Jak wybuchają to cierpi na tym całe otoczenie.

Gdybym miał porównać charakter kobiety do czegokolwiek mi znanego to porównałbym ją do… drugiej kobiety. Nikt tak naprawdę nie zrozumie kobiety, jak druga kobieta. Prawda jest taka, że nawet instrukcja składania promu kosmicznego jest łatwiejsza w zrozumieniu, niż psychika kobiety. Oczywiście na pierwszy rzut. Pisałem kiedyś o kobiecie (nie)idealnej. Obnażyłem tam kilkanaście wad kobiet. Jedne błahe, inne mniej. Ktoś, kto nie czytał tej notatki pewnie pomyśli sobie, że Panie nie zostawiły na mnie suchej nitki. Otóż nie. Wiele Pań, świadomych tego że nie są takimi ideałami przyznało mi racje. Oczywiście znalazły się kobiety, które twardo zaprzeczyły każdej z tychże wad, lecz to jest dowód na to, że nie dopuszczają do siebie myśli, iż nie są takie idealne. Że ktoś potrafi je rozgryźć i pokazać ciemne strony płci pięknej. Każda kobieta, która potrafiła przyznać się chociaż do jednej z wad była dla mnie niczym 5 w dzienniku. Pokazało mi to, że jednak coś o kobietach wiem.

Nie uważam się za znawcę kobiet. Daleko mi do tego, lecz sądzę że jeśli ktoś naprawdę chce to potrafi choć w niewielkim stopniu zrozumieć płeć piękną. Czasami potrzeba do tego wiele wytrwałości i cierpliwości a czasami kobiety same nam – mężczyznom pomagają, lecz my tego nie dostrzegamy. Coraz bardziej przemawia do mnie określenie kobiet, jako kwiatu. Kobieta jest niczym kwiat. Potrzeba wiele pracy i wysiłku, aby na naszych (męskich) oczach rozkwitł piękny, okazały kwiat. A jak wiadomo nie każdy może być ogrodnikiem;)

Jest jeszcze coś, co usłyszałem będąc dzieckiem i hasło to brzmi mi w uszach po dziś

dzień.


„Nie staraj się w pełni zrozumieć kobiet, bo zostaniesz sam”


....................................................

i coś na podniesienie nastroju (humorek)




Mężczyzna spaceruje kalifornijską plażą pogrążony w głębokiej modlitwie. Nagle przemówił głośno:
- "Panie Boże spełnij jedno moje życzenie"

I usłyszał głos Boga:

- "Ponieważ zawsze chodziłeś moimi drogami spełnię twoje życzenie".

Mężczyzna poprosił:

- "Zbuduj dla mnie most na Hawaje żebym mógł tam jeździć samochodem, kiedy tylko zechce".

Bóg odpowiedział:

- "Twoje życzenie jest bardzo materialistyczne. Pomyśl logicznie, jak wielkich nakładów wymaga takie przedsięwzięcie. Ile betonu, stali. Rzecz jasna mogę to zrobić, ale trudno znaleźć usprawiedliwienie dla takiej prośby. Może wymyśliłbyś inne życzenie, które bardziej oddałoby mi chwalę.

Mężczyzna długo się zastanawiał i w końcu odrzekł:

- "Dobrze Panie Boże, w takim razie chciałbym być w stanie zrozumieć kobiety. Chciałbym, wiedzieć, co one czują, w głębi duszy, co myślą, kiedy nie odzywają się do mnie albo, kiedy płaczą. O co tak naprawdę im chodzi, kiedy na moje pytanie - o ci jest? - odpowiadają - a nic. I chciałbym wiedzieć, jak mogę uczynić kobietę naprawdę szczęśliwą".

Po kilku minutach ciszy Bóg odpowiedział:

- "Chcesz dwa, czy cztery pasy ruchu na tym moście?"





:mrgreen: :mrgreen:

Anonymous - 2012-06-05, 09:40

Bardzo spodobal mi się ten humorek.
Pozdrawiam.

Anonymous - 2012-06-05, 12:28

Norbert1 napisał/a:
Zrozumieć kobietę – utopia każdego mężczyzny. Wielu partnerów z czasem stara się zagłębić we wnętrze kobiety i zrozumieć swoją kobietę. Im bardziej się starają, tym bardziej giną w gąszczu haczyków i poplątań w psychice kobiety. Facet – istota mniej złożona. Czarne to czarne, 2 i 2 to 4. Kobieca natura
.........................
ponieważ tekst jest napisany w pierwszej osobie liczby pojedyńczej i nie posiada znamion cytatów, ani nie podany jest autor , rozumiem ,że tekst pochodzi od samego autora postu........... :-/

podbijam to co napisała delirium humorek też mi się podoba :mrgreen:

Anonymous - 2012-06-05, 12:37

laura_33_31 napisał/a:
rozumiem ,że tekst pochodzi od samego autora postu

niestety nie są to moje rozmyslania :-P :-P
choć z wieloma skojarzeniami autora tej wypowiedzi się zgadzam

a autor jest nn...(nic:pszczoła)

zatem to taki jeden z blogów- od facetów dla facetów
jednym słowem żródło net ;-) ;-)

Anonymous - 2012-06-11, 21:03

Dzisiejsza wizyta u Pani mecenas nie doszła do skutku. Co prawda spóźniłem się nieco, wbiegając do kancelarii prosto z instalacji, lecz nie był to powód. Asystentka poprosiła mnie o zmianę terminu spotkania z racji na późny powrót z sądu oraz spowodowane tym zmęczenie swojej szefowej.
Spotkanie zostało przełożone na środę. Miałem ten dzień zaplanowany już, lecz są ważniejsze sprawy od pracy. Tak mi się wydaje...
Asystentka Pani mecenas spytała czy chcę aby od razu sporządzono dla mnie pismo (procesowe?) akcentując odmowę Joasi w przyjęciu pieniędzy ode mnie.
Bardzo mnie to zaskoczyło. Nie poszedłem tam po pismo i nie chodzi mi o pieniądze. Nie chcę też iść z moją żoną na wojnę prawników, a już zdecydowanie nie chce sam jej zaczynać. Poszedłem tam po poradę, nakreślenie drogi i kilka sugestii co do linii obrony. Celem nie były pisma tworzone w moim imieniu lecz wsparcie w wypracowaniu odpowiedzialnej i dorosłej postawy wobec dziejących się rzeczy. Czuję się dziwnie. Pewnie podobnie jak Polacy przed jutrzejszym meczem z Rosją.

[ Dodano: 2012-06-21, 23:13 ]
Wczoraj samotnie świętowałem trzecią rocznicę ślubu. Trudno to nazwać świętowaniem, kiedy do domu wraca się o północy po skończonej pracy, ale spaghetti zostało sporządzone. Było za późno, żeby jeść, ale liczył się zapach i sama czynność gotowania.
Swojej małżonce wysłałem jedynie krótkiego smsa z podziękowaniem za to, że zgodziła się zostać moją.
Wiedziałem, że nie może być tak różowo i oto moje przeczucia zostały uzasadnione przez pana listonosza.
Dziś otrzymałem od sądu postanowienie w sprawie wniosku Joanny o alimenty na czas trwania rozwodu.
Wyczucie czasu wprost nieprawdopodobne.
Sąd przyjął wyliczenia Joanny oraz wskazał, że ja nie wnoisłem żadnego pisma z wyliczeniami ile zarabiam i ile wydaję. Na posiedzeniu niejawnym orzeczone zostały alimenty na rzecz mojej żony na sumę 60% żądanej kwoty. Sąd uznał, że skoro Joasia nie pracuje, to ma tylko rentę po tacie, a ja mam firmę i pieniądze z niej płynące. Wprost napisane jest, że nie liczy się ile zarabiam obecnie ale liczy się mój potencjał do pracy (czyli zakasaj rękawy i do roboty).
W piśmie stwierdzono, że mieszkam sam i nie mam nikogo na utrzymaniu, więc nie będzie to dla mnie żadnym obciążeniem i dzięki temu będziemy mogli żyć na równym poziomie. Dodatkowo alimenty zostały przyznane od dnia złożenia wniosku, czyli pół roku temu...
Ja nie neguję konieczności płacenia alimentów. Pierwsza rata została jednak zwrócona mi przez żonę z uwagi na "dobrowolność" bez przymusu sądu. Chciałem wpłacać Joasi połowę żądanej kwoty do czasu rozpatrzenia jej wniosku, gdyż sądziłem, że będzie to trwało jeszcze długo, skoro dopiero po tylu miesiącach otrzymałem odpis złożonych pism.
Wydaje mi się to trochę krzywdzące. Nie samo postanowienie o uzuaniu żądania alimentów, lecz uzasadnienie, które w moim odczuciu przedstawia mnie w nieciekawym świetle. Nikt nie zaznaczył, że Joasia również może pracować, będąc studentką. Nikt nie wspomniał, że Joasia wyjeżdża na wycieczki, na które mnie nie stać. Nikt nie zapytał, czy będę w stanie płacić, lub chociaż czy dam radę płacić tyle czy tyle. Nikt nie pytał mnie o zdanie, jak ja to widzę.
Nie chcę pisać do sądu takich kontrataków i walczyć z żoną w pismach, odwołaniach i zażaleniach. Moja luba wyczerpuje limit dla naszego małżeństwa na takie okropności..
Tak. Chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem, że moja żona mnie świadomie krzywdzi a nie, że to przeze mnie odeszła i broni się przed niezrównoważonym partnerem.
Obawiam się, że moja miłość nic nie pomoże wobec tak nastawionego do mnie sądu. Byłem już gotów zrezygnować z korzystania z pomocy prawnej po ostatnim spotkaniu, lecz rozsądek wręcz krzyczy nawołując o kolejną wizytę. Tylko jak rozpoznać, czy to rozsądek, czy szatan?
W każdym razie gdy czytam kolejne pisma, z takim obiegiem sprawy widzę siebie jako uznanego za jedynie winnego rozpadowi związku w przeciągu kilku miesięcy.
P.S. Joasia naprawdę zmieniła nazwisko..

Anonymous - 2012-10-11, 07:16

Dziękuję za wiadomość na pw

Co u Ciebie gołąbku ?



Pogody Ducha mimo wszystko

Anonymous - 2012-10-11, 21:00

Z czasem emocje słabną. Nie jestem już tak roztrzęsiony i zagubiony jak jeszcze kilka miesięcy temu. Z szacunku do żony przestałem się jej naprzykrzać. Wszak sama napisała, abym pdpuścił sobie szopki, które odstawiam i wyniósł się z jej życia.
W sprawie alimentów złożyłem zażalenie, które poskutkowało wstrzymaniem wykonalności wyroku nakazowego do rozpatrzenia.
Moja żona przed wakacjami złożyła prośbę do sądu, aby nie przeprowadzać spraw sądowych do końca września, więc prawdopodobnie wkrótce otrzymam kolejny list polecony z niemiłą treścią.
Dowiedziałem się, że moja żona skończyła studia i podjęła pracę w zawodzie. Wyrzuciła ze znajomych na portalach społecznościowych wszystkich, których poznała przeze mnie, ale to w sumie naturalne przy jej postawie.
Ja pracuję, właściwie od rana do nocy. Chcę się w tym roku dokończyć studia. Cały czas delikatnie remontuję swoją samotnię, w której przyszło mi mieszkać.
Spotykam czasem jakąś ładną i sympatyczną niewiastę i tylko krótka myśl przychodzi do głowy, że mógłbym być wolnym człowiekiem i żyć inaczej.
Bóg jednak pilnuje, abym mimo upływu czasu pamiętał o mojej lubej i o przysiędze, którą złożyłem.
Przeraża mnie tylko myśl jak po tym czasie moja żona staje mi się zupełnie obca. Nie wiem jaka jest teraz i czy poprostu bym ją polubił, gdybym teraz ją poznał. Dziwne uczucie.
Naprawdę boję się zobojętnienia. Jest mi łatwiej żyć o tyle, że przez długi czas dażyłem ją uczuciem nieodwzajemnionym, zanim zostaliśmy parą. Ot jest jak przed naszym związkiem, tylko trochę gorzej.
Niby to już dwa lata bez niej, ale uświadamiam sobie powoli, że to dopiero dwa lata bez niej.
No i cała wojna sądowa wciąż przede mną...
Wierzę, kocham, dam radę.

Anonymous - 2012-10-11, 21:03

Piszesz tak jak byś był sam z tymi problemami
Jak daleko masz do Ogniska naszej wspólnoty ? ,
Na jakich ostatnio rekolekcjach byłeś ?
co robisz dla siebie ?

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-10-11, 21:39

Przestałem zadręczać innych swoim życiem. Polubiłem swój pusty dom. Szkoda tylko, że więcej bałaganię, niż sprzątam, ale jak nie ma gości to nie ma wstydu ;).
Miałem pragnienie, aby jakaś osoba duchowna wzięła mnie pod skrzydło, ale nikt nie był zainteresowany. Odpuściłem po kilku próbach.

Zapisałem sobie datę spotkania w Skierniewicach. Postaram się przyjechać na najbliższe spotkanie.

Na rekolekcjach byłem dawno temu... Choć to, co przeżywam teraz można nazwać dobrą lekcją pokory i cierpliwości. Staram się chodzić do kościoła, lecz nieraz jest bardzo leniwie... Zawsze w chwilach oporu przygaduję tylko sobie, że skoro nawet do kościoła się nie chce iść to jak mam naprawiać to małżeństwo, i jakoś skutkuje.

Dla siebie pracuję całymi dniami można powiedzieć za pół darmo, ale nie marudzę. Nabieram doświadczenia w tym co robię. Trochę brakuje mi czasu na pilnowanie pracy magisterskiej, którą tak bardzo chciałbym obronić...

Kilka razy w miesiącu chodzę na basen a kilka razy w tygodniu zapominam o rzeczywistości spędzając godzinę czy dwie grając na komputerze.
Wiem, że mógłbym ten czas lepiej wykorzystać, lecz taka gra pozwala choć na tą godzinę zapomnieć o świecie...

Anonymous - 2012-10-11, 22:31

golabek napisał/a:
Zapisałem sobie datę spotkania w Skierniewicach. Postaram się przyjechać na najbliższe spotkanie.
SUPER
Anonymous - 2012-11-15, 22:30

No i stało się. Sąd apelacyjny odrzucił moje zażalenie na decyzję o alimentach dla Joasi. Tym samym stałem się jej winny pokaźną kwotę pieniędzy...
Czy jeśli stracę mieszkanie, to mogę wprowadzić się do niej, skoro sąd zaznaczył, że wciąż jesteśmy rodziną i trzeba o siebie dbać?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group