Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Osoba która zadała cierpienie

Anonymous - 2012-01-07, 13:02
Temat postu: Osoba która zadała cierpienie
Witam po przerwie, kiedyś napisałem tu kilka postów ale jakoś nie mogę ich znależć więc napiszę coś w formie nowego tematu. Jak nietrudno się domyśleć czytając mój tytuł ja jestem winowajcą. Od kilku miesięcy staram się jak mogę, ale niestety nie widzę rezultatów. Zastanawiam się nawet czy nie jest gorzej. Nie pozwalam sobie wmówić, że dalej robię to co kiedyś zrobiłem, chociaż moja małżonka stara się to mi wmówić. Moje tłumaczenia i zapewnienia nic nie zmieniają. Czuję się jakbym był na ruchomych piaskach, gdzie każdy ruch tylko pogarsza sprawę; a bezruch paradoksalnie przynosi jeśli nie poprawę to chociaż nie daje zmiany na gorsze. Rozmowa ze znajomym księdzem niestety też nie przyniosła ani rady, ani jakiejś ulgi, ani zrozumienia. Po prostu każdy z nas otrzymał inną informację ( o zgrozo jak bardzo różną ). Tak naprawdę jestem sam i chyba tak już zostanie. Tajemnice i cierpienie zabiera się ze sobą do grobu, bo nikt tak naprawdę nie chce wyciągnąć ręki do drugiego człowieka. Przykre to ale niestety prawdziwe.
Pozdrawiam wszystkich walczących i życzę powodzenia.

Anonymous - 2012-01-07, 14:53

Witaj.
Starasz się naprawić krzywdę i nie widzisz żadnych rezultatów już ci odpowiadam dlaczego bo twoja żona nie może tak szybko uwierzyć,że się zmieniłeś,że bardzo żałujesz tego co robiłeś,i sama z siebie nie może ci przebaczyć.Aby rany się zabliźniły potrzeba czasu , długiego okresu.Po za tym wnioskuję z twojego postu,że za bardzo się starasz tzn.na każdym kroku tłumaczysz,zapewniasz, nie dajesz jej odetchnąć bo ty chcesz już, chcesz tu i teraz jej przebaczenia, bo najgorsze jest w życiu człowieka to , jak się sam ukarze, czy spaprze sobie życie, ot co?

Moim skromnym zdaniem, nie przekonuj, nie tłumacz , jeżeli chcesz naprawić krzywdę jaką wyrządziłeś, to po prostu nigdy więcej tego nie rób, módl się do Boga o silne Jego wsparcie w twoim postanowieniu ale tak aby nikt o tym nie wiedział tylko ty i On.Módl się o łaskę przebaczenia dla żony ale też tak aby o tym wiedział tylko On i ty.
A na co dzień zachowuj się normalnie.
Czy żona przebaczy?tego nie wiesz, ale nadzieję trzeba mieć zawsze.Ważne abyś więcej nie dał jej powodów aby cierpiała przez ciebie.
Pozdrawiam.

Anonymous - 2012-01-07, 15:53

tomtom76 napisał/a:
kiedyś napisałem tu kilka postów ale jakoś nie mogę ich znależć


pewnie są w archiwum 2011 r
http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=53

tomtom76 napisał/a:
nikt tak naprawdę nie chce wyciągnąć ręki do drugiego człowieka


zapraszam na skypa ,
na 12 -kroków ,
na spotkania Ogniska Sycharowskiego ( gdzie masz najbliższe ognisko ?)

tomtom76 napisał/a:
Tak naprawdę jestem sam i chyba tak już zostanie.


Nigdy chrześcijanin nie jest sam ,
po drugie czemu pisać scenariusze ?

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-01-07, 20:56

Posłuchaj tego

http://www.youtube.com/watch?v=FBID_4kbYxI


Pogody Ducha :-)

Anonymous - 2012-01-07, 21:41

Pomysl tez ze Twoje cierpienie teraz jest
konsekwencja Twojej postawy kiedys....
Nic na sile i na szybko sie nie da...
Jak zarabiam ciasto na chleb - to musze czekac conajmniej
poltorej godz. zeby wyroslo....
Poczekaj - zarabiaj ciasto i cierpliwie czekaj...
Mocno Cie pozdrawiam i wspieram w modlitwie.

Anonymous - 2012-01-07, 21:44

daj zonie przestrzen... daj zonie wolnosc... nie osaczaj... nie dus, bo naturalna reakcja jest potrzeba wydostania sie, ucieczki czy agresji... i dajac nie oczekuj na poklask, ale dawaj z umiarem, i lepiej wycofaj sie czasem pol kroku zamiast napierania i epatowania swoim zaangazowaniem... to czasem lepiej dziala
wspieram z calego serca!!!

Anonymous - 2012-01-08, 19:53

Witaj tom76

nie czytałam Twoich poprzednich postow z ubieglego roku...nie bede do nich wracac

czytajac co piszesz zastanawiam się...czy zastanowiles sie nad tym dlaczego stalo sie tak jak sie stalo?
czy przypadkiem nie chcesz wrocic do miejsca, z ktorego wyszedles...? ( bo to takie wygodne przeciez jest)
czy jestes teraz pewien siebie na przyszlosc...?

i czy Twoja zona moze byc pewna Ciebie?

a moze twoje zachowanie jest nienaturalne...?
a moze za bardzo przypomina jej tamten czas, kiedy pozornie bylo wszystko ok, a nie bylo...?
moze nim wrocisz kajając sie na kolanach...przymilając...przepraszajac kazdym gestem...powinienes sie zastanowic, co tak naprawde sie stalo i dlaczego?
i od tego zaczac, zeby nie wrocic jakims oblednym kolem, za lat kilka, do tego co sie zdarzylo...?

mysle, ze kryzys nigdy nie pozostaje bez sladu, i ze moze dac wiele...albo kompletnie nic oprocz zapamietanych krzywd

moze reakcje twojej zony to jakis swiadomy, albo podswiadomy, lęk...przed tym co sie zdarzylo...bo nic sie w tobie nie zmienilo ?


sama zatanawiam sie sporo nad tym, co wynosi sie z kryzysu...co powinno sie wyniesc...co nalezy zapomniec a co zmienic...o czym pamietac...a co pozostawic tak jak bylo...


pozdrawiam

Anonymous - 2012-01-08, 20:16

Witaj Tom76

Mnie nurtuje jedna sprawa: dlaczego to tylko Ty masz walczyć o swój związek? Dlaczego to Ty masz udowadniać, że się zmieniłeś? Owszem, podniesienie ręki to bardzo poważna sprawa. Powinieneś za to żonę przeprosić. Ale czy Ty naprawdę chcesz wrócić do żony, której pępowina z matką nigdy nie była odcięta? Nie, nie mówię, że masz o żonę nie walczyć. Ale czy nie powinno być tak, że żona też powinna zauważyć, że żyjecie w czworokącie - tj. wy i jej rodzice?
I wiesz co, moim skromnym zdaniem, prosząc teściową o pomoc, dałeś jej jasno do zrozumienia, że jej zachowanie jest do przyjęcia, że ma Twoją (wreszcie! dla niej) akceptację na ingrerencję w Wasze życie, że bez jej pomocy nie dasz sobie rady i jej dotychczasowe mieszanie sie w Wasze sprawy było zatem usprawiedliwione.
Gdzieś czytałam (chyba w świadectwie tej kobiety porażonej piorunem - znajdę link, to Ci prześlę), że rodzice podczas kryzysu małeńskiego ich dzieci, powinni trzymać się tylko jednego: modlitwy za to małżeństwo.
Tom, daj żonie odpocząć od siebie. Nie mieszaj teściowej w wasze problemy - ona i tak się sama wtrąci, skoro do tej pory tak robiła. Twoja żona musi za Tobą zatęsknić, musi chcieć odejść od rodziców, by stworzyć niezależny od nikogo związek z Tobą.
Myślę, że lepiej będzie jeśle zejdziecie się później i pójdziecie na swoje, niż byście mieli się zejść teraz i żyć z kloszem ochronnym stworzonym przez Twoich teściów. Nie wiem, jak tego dokonać - jeszcze tego nie wiem. Ale musiałam swe przemyślenia tu napisać, bo ja też mam do czynienia z teściową, która pępowinę trzyma tak kurczowo, że aż sama zapomniała, że ma ją ciągle przy swoim ciele...

Anonymous - 2012-02-27, 18:25

Witam wszystkich ponownie. Na wstępie wydaje mi się, że post napisany przez Aniołek5 znalazł się w moim temacie chyba przez pomyłkę - jakoś nie rozumiem zawartych w nim uwag.
A teraz wracając do mojej sytuacji to niestety jest gorzej. Żona powróciła do tematu rozwodu i unieważnienia kościelnego, pomimo tego że spodziewamy się drugiego dziecka. Ja zmieniłem się dla niej i naszej rodziny. Może moja zmiana nie jest taka jaką ona oczekuje ? Staram się aby niczego im nie brakowało, nie mam już żadnych "złych kontaktów", ale żona mi nie wierzy. Cały czas mówi mi, że zawsze o nich dbałem. Ona po prostu nie wierzy w to, że skończyłem z przeszłością a ja nie umiem jej przekonać. Praca wcale mi w tym nie pomaga, bo ze względu na jej specyfikę muszę rozwiązywać czyjeś problemy borykając się ze swoimi. Ciągle myślę o tym jaką krzywdę wyrządziłem i jak to naprawić i czasem się łapię na tym, że ta gmatwanina myśli może być niebezpieczna kiedy pracuję ale to jest silniejsze ode mnie. Miewam lęk, który przeszywa do szpiku kości - nigdy nie wiem kiedy będzie. Modlę się w samotności, kiedy nikt nie widzi i oczy mi się wtedy pocą. Przez pewein okres czasu modliłem się z żoną, ale doszedłem do wniosku że to jest chyba głupie zachowanie bo można to odebrać jako działanie na pokaz. Nie umiem sobie wyobrazić, że będę musiał ich opuścić - żonę, i nasze dzieci. Boję się że nie zniosę tego psychicznie i zrobię coś głupiego... Z drugiej strony żona mówi, że bycie ze mną to jest dla niej zbyt duży ciężar. Kocham ją i rozsądek podpowiada że chciany przez nią rozwód to dla niej coś dobrego, ale serce wtedy krwawi. Nie wiem jak dalej będzie, nie chę cierpień żony, ale nie chę też rozwodu. Taki problem może rozwiązać chyba tylko sam Bóg.

Anonymous - 2012-02-28, 09:05

Wiedz ze nie tylko Ty masz tak ze starania nie przynosza zadnych rezultatow a czasem wrecz odwrotnie..ja nauczylem sie kilku waznych rzeczy..nigdy nie naciskac,zbyt czesto nie mowic o swoich uczuciach, odczuciach,nie reagowac na rodzaju zaczepki..kobieta zraniona to tykajaca bomba..w jej sercu jest wielki zawod..czlowiek ktoremu ofiarowala cala siebie zranil ja w najgorszy dla niej sposob..zaburzyl jej rownowage, odebral poczucie bezpieczenstwa..postaraj sie wejsc do jej głowy, serca..przeciez kiedys ja tak dobrze znales..dlaczego teraz nie wiesz jak ja znowu zdobyc..badz obok, rob swoje w miare mozliwosci, nic na sile..jednak to czas w ktorym ona musi zobaczyc ze Tobie zalezy jak nigdy wczesniej..moze mowic ze nie kocha ze odejdzie..pamietaj ze nawet pozornie zgaszone ognisko moze rozpalic jeden powiew wiatru..
Niech ten powiew Ducha sw. rozpali ogien waszych serc..
Wytrwalosci..

Anonymous - 2012-03-04, 01:39

tomtom76 napisał/a:
. Na wstępie wydaje mi się, że post napisany przez Aniołek5 znalazł się w moim temacie chyba przez pomyłkę - jakoś nie rozumiem zawartych w nim uwag.


Witaj. Wiesz co, ja pamiętam problem, do jakiego się odnosiłam w swoim poście, ale nie mogę tego tematu teraz nigdzie znaleźć. Nie wiem jak ja to zrobiłam, że weszłam w nie ten temat co trzeba i się tak rozpisałam :)
Za pomyłkę przepraszam ;-) .

Anonymous - 2012-03-05, 22:13

Staramy się razem :) Chcę się poddać terapii, mam dla kogo. Mam wspaniałą żonę i syna, a niedługo urodzi się córeczka. Kocham ich wszystkich i modlę się za nich, żeby mieli siłę zmierzyć się z moim problemem. Jest mi wstyd, że muszą przez to przechodzić, ale z drugiej strony wierzę że dzięki nim, dzięki ich obecności dam radę.

[ Dodano: 2012-04-02, 22:13 ]
Witam forumowiczów.


Nie jest łatwo, ale nikt też nie oczekuje że tak będzie. Ale czasami chce mi się płakać. Wydaje mi się, że wcale nie narzucam się żonie, nie mówię jej na każdym kroku że ją kocham - to do tych forumowiczów, którzy uważali że nie można tak robić. Żyję "normalnie" ale właśnie to żona odbiera jako fakt że się nie zmieniłem. W chwilach kiedy widzę, że jest jej ciężko chcę ją przytulić, powiedzieć że po prostu jestem, że chcę pomóc, że kocham...... Często słyszę wtedy, że pokazałem już jak kocham..... Obwiniam się, że za niepowodzenia żony to ja jestem odpowiedzialny, myślę że ona też tak uważa. Najchętniej byłbym cały czas z nimi, ale budujemy dom i finanse zmuszają mnie do pracy również w nocy. Myślę wtedy dużo o nas, o rodzinie, modlę się o łaskę wybaczenia, zapomnienia, pocieszenia. Każdy dzień po powrocie z nocnej pracy jest trudny, często obejmujemy się, ale czuję że żonie to chyba sprawia ból. Minął już rok, wiem że w takich sprawach czas biegnie bardzo powoli, ale naprawdę wystarczyłby mi mały płomyk nadziei, uśmiech żony, cokolwiek. Pozdrawiam.

[ Dodano: 2012-04-06, 21:26 ]
Czasami jest strasznie, żona udaje że wszystko jest dobrze a jak jestem w pracy całą noc pojawiają się sygnały że jest źle. Nie odbiera telefonu itp...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group