Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - wyprowadzam się z naszego mieszkania i wyje z bólu

Anonymous - 2012-01-10, 15:48

A mój mąż dzis sms przyszłał :( z pytaniem kiedy dziewczyny do niego przyjadą, czy jeszcze przed sprawą ... przypomniał o najważniejszej dla niego rzeczy: sprawa rozwodowa. Dałam się jeszcze ponieść emocjom, kolega obserwuje jego FB i zauważył ze ma nową koleżankę ... zaraz mi się rozpisał ... czy znam, czy wiem, że młoda ... dostała spazmów w pracy .. dobrze że nikt akurat nie był, mieliśmy spotkanie, tylko ja zostałam w pracy ... Jezu, jak to bolało, jeszcze mi wkręcił jak to facet bez seksu nie może wytrzymać tyle miesięcy .... mam oczy pełne łez ... słuchałam i emocje wzięły górę. Miałam odruch wymiotny i myślałam, że dostanę zawału ... chciałam przez chwile dzwonić na pogotowie... sama w pracy nawet nikt by nie wiedział, że cos się stało ...
Malwinko, on też mną sie nie interesuje, jest zainteresowany wyłącznie sobą, jemu ma być dobrze a ja głupia kocham a on i tak mnie zostawi jak sobie postanowił i do tego jak pomyślę, że jednak zostawia dla innej ,,, a ja taki śmieć, 40stka prawie na karku.
Miesiąc do sprawy. Życie mi ucieka przez palce. Nie mam sił tak jak Ty. Coraz większy ból i rozpacz. Teraz już nawet w pracy nie mogę się pohamować! Płącze, wciąż i wciąż ...
Już nic mi nie pomoże. On tak chce i koniec.

Anonymous - 2012-01-10, 15:56

Współczuje, naprawdę jest mi przykro, po przeczytaniu tego :cry:
Anonymous - 2012-01-10, 16:01

Oczywiście nie wiem czy jest inna ... to tylko czarny secenariusz ... choć koledze żalił się, że po rozwodzie wróci do mnie i będzie sobie układał ze mna życie na spokojnie ... od nowa ... nie rozumiem już nic ... a jego wogóle!
Anonymous - 2012-01-10, 19:17

Ona1974 napisał/a:
Życie mi ucieka przez palce
-to moze zrób coś abyś nie czułą ,że życie ci ucieka.jesteś wtrudnej sytaucji to fakt ale mam nadzieję ,ze zagladając na to forum zdajesz sobie sprawę ,że jest ktoś ,kto nas nie odpycha ,ludzie sa zawodni a Bóg niezmienny.

Ona1974 napisał/a:
a ja głupia kocham a on i tak mnie zostawi jak sobie postanowił i do tego jak pomyślę, że jednak zostawia dla innej ,,, a ja taki śmieć, 40stka prawie na karku.
-czy postaw miłości jest głupotą ? :?: miłośc jest bezinteresowna.Miłośc to Twoja postawa-kocham pomimo.Jeżeli ty sama określasz się jako śmieć,40 na karku-no to co co masz zamiar zrobić z resztą życia nawet gdy miałoby dalej sie toczyc w seperacji z mężem ( rozwodu nie dopuszczam nawet do myślenia).Moim zdaniem twój mąz dla ciebie to ktoś na najwyższym pietestale a może na tym pitestale powinien być Bóg i dlatego hierarchie się zachwiały. a może czas ujrzec ,że Bóg przemawia do nas w róznych sytaucjach -nawet poprzez kryzysy w małżenstwie.moze to co pisze warte przemyślenia?
Anonymous - 2012-01-10, 21:45

Ona1974 napisał/a:
przypomniał o najważniejszej dla niego rzeczy: sprawa rozwodowa

Chce Ci dokopać. Chce, byś poczuła ponownie ból na samą myśl o rozwodzie. Przecież zdaje sobie sprawę,że o tym pamiętasz. Z dziwnych powodów ma satysfakcję na myśl, że może Ci pokazać "kto jest górą". I aż wstyd się przyznać, ale ja rozumiem Twojego męża - tzn. domyślam się, że takie może mieć intencje, bo ja też chętnie znalazłabym spospbność, by zranić mego męża... by mu pokazać, że teraz to ode mnie zależą jego emocje... ja z żalu za to co mi zrobił, a czemu Twój mąż tak robi? też pewnie czuje jakiś żal- tego nie wiem.

Ona1974 napisał/a:
kolega obserwuje jego FB i zauważył ze ma nową koleżankę ... zaraz mi się rozpisał ... czy znam, czy wiem, że młoda ... dostała spazmów w pracy ..

A Ty wiesz, że na FB jest aplikacja, która pokazuje, kto oglądał nasz profil? I jeżeli Twój mąż zna Twego kumpla, domyśla się, że go śledzi, to może specjalnie dodawać jakieś znajomości... Ten Twój kolega powinien albo przestać go śledzić, albo (co najważniejsze) przestać Ci donosić o aktualnościach z FB! To głupota zamęczać Cię danymi typu: młoda kobieta, sexowna itp - skąd Ty tego kolegę wytrzasnęłaś :-P :-P ? To on nie wie, że Cię to może z równowagi wyprowadzić? Ja Ci mówię z własnego doświadczenia: zapomnij o FB, Naszej Klasie w momencie kryzysu. Mój mąż nie korzysta a ja i tak łapię doła, jak widzę jak inni się bawią, są szczęśliwi - jestem za słaba emocjonalnie, by to zignorować, zazdroszczę, porównuję się do nich -a to mi nie potrzebne. Kolegę poproś, by Ci niczego na temat męża nie donosił - coś mi się wydaje, że on w Twojej sytuacji widzi nutkę sensacji... Może się mylę, bo jest szansa że Cię źle zrozumiałam - wtedy przeproszę kolegę.

Ona1974 napisał/a:
jeszcze mi wkręcił jak to facet bez seksu nie może wytrzymać tyle miesięcy ....

Wiesz co, ja Ci radzę: odetnij się od tego kumpla. Facet facetowi równy nie jest. Jeden bez sexu wytrzyma, drugi nie. Zamiast go słuchać, módl się by Bóg powstrzymał Twego męża od cudzołożenia - jak to Nagarek sprytnie sobie wymyśliła.

Ona1974 napisał/a:
Miałam odruch wymiotny i myślałam, że dostanę zawału ... chciałam przez chwile dzwonić na pogotowie... sama w pracy nawet nikt by nie wiedział, że cos się stało ...

Dowód na to, że nie potrzebne Ci to wszystko, o czym pisałaś powyżej. Przeczytaj sobie swoje własne słowa - ONA, Ty się wykończysz! Jak chcesz walczyć o małżeństwo, skoro z własnymi emocjami sobie nie radzisz! Dziewczyno (bo mam gdzieś Twój wiek :mrgreen: ) zadbaj o swoje zdrowie! W zdrowym ciele, zdrowy duch! A zdrowy duch może więcej niż trzęsące się jak osika ciało!
No wzięłam sobie za honorowy cel postawić Cie do pionu :lol: :lol: :lol:

Ona1974 napisał/a:
Malwinko, on też mną sie nie interesuje, jest zainteresowany wyłącznie sobą, jemu ma być dobrze

Tego nie wiesz, czy in się Tobą nie interesuje. I znów mój przykład: nie odbiram telefonów męża, nie odpisuję na smsy. Jeżeli zdarzyło mi się jednak odebrać telefon, byłam zimna jak głaz. Ale po nocach się zastanawiam, jak on się czuje, czy wszystko sobie układa jak należy (te jego długi). On nawet nie ma pojęcia, że poryczałam się jak głupia, kiedy napisał smsa, że nas (mnie i córeczki) kocha i kochać będzie zawsze... A on tego nie wie. Ty też nie wiesz, co w jego głowie siedzi. A nawet jeżeli się nie martwi - trudno. Widocznie aż tak nisko upadł, że nie potrafi z siebie żadnej iskierki dobroci wykrzesić.
A skoro jest mu dobrze bez Ciebie - pozwól mu na to. Ja wiem, że to boli. Ale być może on potrzebuje zatęsknić, tak naprawdę zatęsknić...

Ona1974 napisał/a:
a ja głupia kocham

Nie zaniżaj swojej wartości - nie jesteś głupia! Nie jesteś i już! Jesteś zraniona, zrozpaczona, rozżalona, wykończona psychicznie, rozstrojona emocjonalnie, ALE NIE GŁUPIA! Ona, kochasz męża? Kochasz go tak naprawdę? Chcesz jego powrotu? Chcesz odrodzenia małżeństwa? Wiem, że powiesz TAK. Więc nie jesteś głupia, tylko mądrą kobietą, która wie, że małżeństwo nie jest na chwilę. I widocznie nie rozumiesz jeszcze, że jesteś mądra, bo czekając na męża, będąc wierną sakreamentowi i przysiędze - dbasz w najlepszy sposób o tę najcenniejszą przyszłość - o zbawienie.

Ona1974 napisał/a:
tego jak pomyślę, że jednak zostawia dla innej

nie wiesz tego na 100%... to może nie jest wykluczone, ale nie wiesz tego. Zostaw już domysły - to Cię wykończy...

Ona1974 napisał/a:
a ja taki śmieć, 40stka prawie na karku.

Śmieć? Dlaczego tak o sobie mówisz? Bo Cię zostawił? Ja wiem, że takie myśli przychodzą najłatwiej... ja wiem, że człowiek się czuję jak kupa złomu, kiedy ktoś bawi się naszymi uczuciami, kiedy ktoś drwi z naszych zasad, pragnień... rozumiem Cię doskonale... bo zadajesz sobie pytanie: dlaczego on mnie tak potraktował? czym ja sobie zasłużyłam? co zrobiłam źle? dlaczego on mnie nie szanuje? i nie potrafię Ci tak naprawdę odpowiedzieć, czemu mamy takie myśli...małe poczucie naszej wartosći? poczucie wartości, które być może nigdy miałyśmy? poczucie wartości, o którą teraz właśnie trzeb walczyć? właśnie - od tego trzeba zacząć: od odbudowania lub zbudowania (z czym ja mam do czynienia) poczucia swojej wartości. Po drodze może uda nam się odpowiedzieć na pytanie: dlaczego stracił do mnie szacunek - to może być nasza zwykła uległość. Ale nie jesteś śmieciem. i napewno nikt, ale to nikt nie powinien Cie tak traktować. Niezależnie od tego, co być źle zrobiła. Oglądałaś "Zieloną Milę" z Tomem Hanksem? Już sam fakt, że tam gra Tom Hanks film wart jest obejrzenia :mrgreen: . Tam właśnie więźniowie są traktowani z szacunkiem, pomimo okropieństw, jakich w życiu dokonali. Tam padają słowa: ponoszą karę siedząc tutaj. Nie mamy prawa traktować ich bez godności (nie dosłownie, ale w przybliżeniu podaję). Oto chodzi. Jeżeli nawet coś źle zrobiłaś, to pewnie ponosisz w jakiś sposób konsekwencje tych działań: nawet jeżeli robiłaś je nieświadomie. Ale nikt nie może Cię źle traktować, może wymagać poniesienia konsekwencji, ale nie może Cię traktować jak śmiecia, Musisz to sobie uświadomić -wtedy sama nie będziesz mówił o sobie "śmieć". I nie zapominaj, że jesteś Dzieckiem Bożym - i tak się traktuj. Szanuj się, szanuj swoje JA!

Ona1974 napisał/a:
40stka prawie na karku.

Zrobić zrzutę na laskę? Albo na balkonik? :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Ja kiedyś też tak myślałam. Aż do pewnego dnia, kedy pracując w domu starców zetknęłam się z bardzo sprawną, starszą Panią, która była w wieku 96lat. Wiesz, ona została w którymś momencie prababcią. I wiesz co mi powiedziała? Powiedziała: "zostałam prababcią! O matko, ja właśnie sobie uświadomiłam, że się starzeję!!!" Ta kobieta naprawdę uświadomiła sobie dopiero wtedy, kiedy dowiedziała się o potomstwie swojej wnuczki, że się starzeje. W wieku 96lat... To była niesamowita dla mnie chwila.

Ona1974 napisał/a:
Już nic mi nie pomoże.

Nic - na pewno nie. Ale Bóg Cię nie zostawi. On to nie "nic"... On to Ktoś, kto Cię poniesie na ramionach, jeżeli tylko pozwolisz się wziąć na ręce :-D .

[ Dodano: 2012-01-10, 21:52 ]
Ona1974 napisał/a:
choć koledze żalił się, że po rozwodzie wróci do mnie i będzie sobie układał ze mna życie na spokojnie ... od nowa ... nie rozumiem już nic ... a jego wogóle!


Nie słuchaj nikogo, kto Ci powtarza jego słowa, jego zdania. Ty wyczekuj jego czynów, jego gestów skierowanych prosto do Ciebie. Nie ma, że on sobie powie coś koledze - on ma przyjść do Ciebie i z Tobą rozmawiać. On ma z Tobą układać nowe relacje. Ignoruj tego typu informacje od kolegów - nie masz pewności, że są prawdziwe i niestety, dają tylko niepotrzebną nadzieję, że to już za chwilę, że to tuż, tuż...
Nie trać samej nadziei, oj nie.
Ale ... kto wie, może specjalnie tak powiedział, byś się na ten rozwód zgodziła? Wie, że mu Tobie na nim zależy, więc może prowadzić swoją małą grę - przedstawi w Twoich oczach rozwód, jako nowy etap w Waszym życiu. Taki próg, po przekroczeniu którego znowu będziecie mogli być razem, odbudowywać swój związek. Widzisz logikę tych słów? Bo ja nie...
Kochana - nie słuchaj żadnych informacji o nim, nie chciej by ktoś Ci powtarzał jego słowa. Najważniejsze są jego czyny i gesty wobec Ciebie, poparte rozmową. I tylko tego się trzymaj (no i kiecki Pana Boga, jak to ktoś gdzieś fajnie napisał :lol: )

[ Dodano: 2012-01-10, 22:01 ]
Acha. I jeszcze chcę dodać, że to nie tak, że ja sobie siedzę przed kompem, popijam kolejną kawę, czytam sobie Twój post i myślę: co by tu napisać, by jej choć trochę pomóc.
Uwierz mi, ja tak jakbym te słowa też do siebie kierowała, bo choć mamy nieco inne sytuacje, to jednak cierpienie jest prawie to samo. Każda z nas ma swoje troski, swoje myśli, ale one mają wspólny mianownik - zawiedzona miłość. I piszę od serca, choć wiem, że to nie tak jak z zapaleniem światła - nie wystarczy pstryk i jest światło... nie wystarczy pstryk i już po bólu... ale warto o siebie zadbać i o swoje życie, bez względu na zakręt,na jakim się ono znalazło.

Anonymous - 2012-01-11, 10:34

Przeczytała uważnie, co napisałaś .. oczywiście masz 100% rację ... wczoraj miałam takie kolejne załamanie nerwowe, sprawa tuż tuż ... co do scenariusza, że on chce sobie ze mną po rozwodzie ułożyć życie, też możesz się nie mylić. Ja nie okazuję po sobie jak tęsknie. Odpisuję grzecznie ale nie błagalnie na sms czy meile. Nie narzucam się, nie dopytuje już o niego ale te scenariusze, które kręcę w głowie ... zabijają z dnia na dzień, nie potrafię sie uwolnić od nich. Muszę zmierzyć się z NP, bo wieczory są okrutne. Jestem niecierpliwa, chcę już spokoju i końca tej gehenny. Tak z ludzkiego pragnienia chcę końca tej wojny, jaką rozpętał mąż, on chce zakończyć wszystko. Czy mamy prawo zabronić im wolnej woli, wolności?
Anonymous - 2012-01-11, 15:40

To tak potwornie boli :cry: :cry: :cry: to jest już ponad moje siły :cry:
każda najmniejsza czynność to dla mnie ogromny trud, po prostu nie chce mi sie już żyć :cry: nie chce mi sie wracać do pustego domu, do tej ciszy :cry:
nienawidzę moich trzęsących się rąk :cry:
potrzebuje "normalności" :cry:
choć jeden dzień, jeden dzień ulgi...... :cry:
:cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry: :cry:

Anonymous - 2012-01-12, 12:20

Dziewczyny! przestańcie skupiać się na tym, czego nie macie. Rozejrzyjcie się uważnie wokół siebie, czy naprawdę dzisiaj, teraz nie macie za co Bogu podziękować?
A to, że mamy kolejny dzień życia w pokoju, że mamy dach nad głową i chleb do spożycia, że mamy bliskich, którzy nas kochają i przyjaciół, którym na nas zależy, to mało? A do tego Jezusa, który obiecaj nam, że będzie z nami do końca świata. Cierpicie to prawda, ale spróbujcie pocierpieć mądrze, oddając ten ból Jezusowi, może nawet w intencji tych waszych, pogubionych małżonków. Nie chcecie przecież popaść w gorycz, czy użalanie się nad sobą do końca życia. A jak nie będziecie starały się siebie przekraczać, może Wam grozić depresja,czy inne choroby somatyczne. Nie wymądrzam się, bo sama przerobiłam na sobie i dlatego namawiam Was - ratujcie siebie! Do placzących, niestabilnych, smutnych, słabych kobiet żaden mężczyzna nie wróci. Oni właśnie takimi chcą Was widzieć, by uspokoić swoje sumienie: musiałem odejść, bo przy niej tylko smutek, nuda i beznadzieja....pokażcie, że zostawili fajne babki, niech żałują straty!
Jeszcze jedno, o czym wspólczesny człowiek nie bardzo chce p[amiętać: przez cały czas toczy się walka dobra ze złem. Szatanowi właśnie na tym załeży, abyście straciły nadzieję i zwątpiły w Miłośći Miłosierdzie Boże. Nie dajcie się :evil: wodzić za nos. No, "otrzyjcie już łzy, płaczący", bo nie jesteście sama w tej próbie. I nie módlcie się o powrót męża, ale o łaskę przemiany dla nich i Was, a przede wszystkim o rozpoznanie i pełnienie woli Bpożej w swoim życiu! Pogody Ducha! :-)

Anonymous - 2012-01-12, 12:29

Takiego "kopniaka" potrzebowałam
Anonymous - 2012-01-12, 16:04

świetny kawałek AWS...dla mnie jak znalazł...dzięki :-)
Anonymous - 2012-01-12, 18:08

Malwinko podpisuje sie pod AWS.

Jak sobie radzisz? jakas profesjonalna pomoc?

Pogody Ducha.

Anonymous - 2012-01-12, 18:41

AWS-suuuuuper :-D
Anonymous - 2012-01-12, 20:47

Malwinko kochana, ja też byłam w takim stanie jak TY, tez nie chciało mi się żyć i tez bałam się samotności i myślałam że moje życie nie ma już sensu . Ale Pan Bóg tak jakoś mnie prowadził, tak mną pokierował, że udało mi się bez pomocy psychologa dojść do równowagi psychicznej, Pan Bóg pozwolił mi poczuć że jestem komuś potrzebna, że ktos na mnie czeka, że mogę robić coś co ma sens, co daje radość, przynosi ulgę i pocieszenie ludziom...., ludziom cierpiącym bardziej niż ja....
Krótko po odejściu męża, może dwa trzy tygodnie... poszłam na rozmowę do księdza którego trochę znałam, chciałam uzyskać od niego jakieś wskazówki jak dalej żyć, co robić gdzie szukać pomocy... poświęcił mi dużo czasu bo przegadałam u niego chyba ze 4 godziny, On nie wiele mówił ale za to słuchał obiecał pamięć i modlitwę.. i dał mi takie trzy propozycje- wybrać się na pielgrzymkę do Częstochowy, starać się codzinnie uczestniczyć w Eucharysti ... i zaangażować się w COŚ..... i tak na szybko wymyślił "A może hospicjum". Po dwóch miesiącach w sierpniu, z wielkimi OPORAMI poszłam na pielgrzymkę do Częstochowy- Wróciłam uskrzydlona :-) . Po pielgrzymce zaczęłam chodzić codziennie na Mszę św. ( rano przed pracą- daje niesamowite siły na przeżycie dnia) Ale ciągle nie mogłam się zdecydować na to hospicjum ( chociaż czułam że w środku coś mnie woła że powinnam tam iść). no i w końcu w październiku "przypadkiem" dowiaduję się że jest kurs na wolontariuszy hospicyjnych :lol: No i tak się zaczęło. Teraz w lutym miną dwa lata jak posługuję w hospicjum i powiem Ci Malwinko, że praca TAM leczy cały czas moje "połamane serce".
Oczywiście to nie jest tak, że tęsknota, ból, cierpienie z tego powodu że mąż odszedł minęły. Te uczucia są , wiem że są we mnie, ale one nie powodują że czuję się nieszczęśliwa ( może trochę zawile to napisałam ) Ale tak prosto tłumacząc to można powiedzieć że jestem SZCZĘŚLIWA chociaż w moim sercu jest cierpienie .

Malwinko, może na Ciebie też ktoś gdzieś czeka... Jesteś młodą , zdrową osobą... może Pan Bóg chce Cię gdzieś posłać, gdzieś, gdzie będziesz potrzebna , gdzie będziesz mogła pomóc słabszym od siebie.

A jeśli teraz jesteś w złym stanie psychicznym, to może jednak warto byłoby skorzystać z pomocy psychologa.... pomyśl i zacznij działać. Będę pamiętać o Tobie w modlitwie. Spotkamy się pewnie na 12 krokach ( obie jesteśmy z południa) :-)

Niech Pan Bóg Cię chroni w zagłębieniu Swych dłoni.

Anonymous - 2012-01-12, 22:36

Chyle czoła Soniu, mialam praktyki w hospicjum i to byla dla mnie wielka lekcja zycia
i umierania w jakis sposob
nie wiem czy bym dala rade tam pracowac...

Cytat:
Spotkamy się pewnie na 12 krokach ( obie jesteśmy z południa)

Chwała Panu, tego Wam zycze.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group