Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak pozostawić "naprawianie" męża Panu Bogu??????

Anonymous - 2012-01-16, 11:54

Elżbieta napisał/a:
To jest jedyne forum katolickie, gdzie księża nie biorą udziału w dyskusjach. A tak bardzo są potrzebni!


Och, jak bardzo są tu potrzebni ... a ich tu brak ...bardzo brakuje, jak bardzo brakuje...

i na forum i na 12rokach...

gdzie oni są....????

dlaczego milczą i nie udzielają się w dyskusjach???

Anonymous - 2012-01-16, 12:16

Arlen, trzeba się modlić o to nieustannie. Trzeba pisać często o tym, że są potrzebni. Muszą mieć świadomość tego, że są potrzebni, bo czasem jak się jasno nie napisze tego, to wówczas wydaje się, że wszystko jest w porządku. Pukać jak ta wdowa w Piśmie Św. i naprzykrzać się oraz poruszać ich serca!

Zapraszam do działu "Modlitwa za kapłanów" (o kapłanów).

http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=56
Zaraz wstawię modlitwę o kapłanów na forum. Bardzo proszę się dołączać. :-D
http://www.kryzys.org/vie...p=162650#162650

>>> MODLITWY ZA KAPŁANÓW

Anonymous - 2012-01-16, 14:25

Mirakulum,

O ile mi wiadomo w niektorych diecezjach przed rozpoczeciem procesu o niewaznosc wymagany jest rozwod cywilny. O ile mi wiadomo, moge sie mylic, jako ze od wielu lat w Polsce nie mieszkam, jest tak w warszawskiej. I obym sie tutaj mylila.

Na pewno jednak taka sytuacja ma miejsce w Zachodniej Europie. Przykladem jest diecezja w jakiej jak zawieralam z mezem slub: Westminsterska. Zanim penitent wystapi ze skarga powodowa musi okazac dokument zw. Decree Absolute czyli sprawa rozwodowa zostala przez wladze cywilne oficjalnie sfinalizowana.

Elzbieto,

czy nadal uwazasz ze powinnam sie powyzszym udac do Arcybiskupa? Jezeli tak to prosilabym o uzasadnienie.

Dziekuje.

Anonymous - 2012-01-16, 16:33

Elżbieta, pisałaś żeby porozmawiać z kanonistą odnośnie nieważności małżeństwa. Ja akurat po takiej rozmowie zacząłem posiadać kolejne wątpliwości w kwestii stwierdzania nieważności małżeństwa. Po prostu moja wiedza się poszerzyła i przestało to być takie proste. Jestem w trakcie stwierdzania nieważności małżeństwa. Uczestniczę w procesie świadomie, choć nie rozumiem metod jakie pozwalają sądowi kościelnemu stwierdzić nieważność małżeństwa. Usłyszałem odpowiedź, że ma swoje metody i metody te nie są wbrew pozorom takie trudne. W moim przypadku chcę więc po prostu zaufać. Pozew złożyła żona.


Do Aniołka: prosto i konkretnie i moim zdaniem bardzo dobrze odpowiedziała Ci tereska.

Cytat:
Aniołku, może zadaj sobie pytanie,czy ja kocham swojego męża,któremu kiedyś przyrzekłam miłość.Jeżeli kocham i chcę uzdrowienia tego małżeństwa, to tu na forum znajdziesz w tym wsparcie,bo to forum jest po to by pomóc ratować każde małżeństwo. Jeżeli kochasz , to po co ci to stwierdzanie nieważności małżeństwa?


Dokładnie – jeśli ktoś kocha współmałżonka, to nawet przez chwilę nie pomyśli, że jego małżeństwo może być nieważne i że jeśli teraz nie wystąpi z pozwem o stwierdzenie nieważności małżeństwa to może się o tym ( że jego małżeństwo od początku było nieważne) przekonać dopiero po śmierci. Zresztą wyroki sądów biskupich (ważne czy nie) wcale nie muszą być zgodne z prawdą – odsyłam do przemówień papieża do Roty Rzymskiej – jednak o tym też człowiek przekonuje się dopiero po śmierci.

Kościół traktuje stwierdzanie nieważności małżeństwa jako „pomoc” dla małżonków. Inaczej byłaby konieczność, aby każde małżeństwo żeby upewnić się czy faktycznie Bóg ich związkowi błogosławi (jest sakrament czy nie) byłoby zobowiązane do sprawdzenia, czy ich małżeństwo nie jest przypadkiem nieważne.

Pytanie czy ta forma pomocy Ci odpowiada i chcesz z niej skorzystać? Ja, chcąc ratować małżeństwo, szukałem pomocy u księży, jednak uzyskałem tylko taką „pomoc”. Nie skorzystałem z niej, ale za to skorzystała żona. Dlatego uczestniczę w procesie, bo czuję, że w tej sytuacji to mój obowiązek.


Odnośnie cytatu, który przytoczył Jarek321

Cytat:
Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 16, 18-19)


Fragmentu „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”nie można odnieść do stwierdzania nieważności małżeństwa. Nie ma tutaj zastosowania, z tego prostego względu, że jak twierdzi Kościół, on tutaj niczego nie rozwiązuje, tylko stwierdza, że sakrametu nie było i już.


Dużo już na tym forum zostało napisane w różnych wątkach o stwierdzaniu nieważności małżeństwa. Jednak myślę, że zawsze pozostanie pewien niedosyt, chęć racjonalnego wytłumaczenia sobie tego, co uważam, że można jedynie wypełnić wiarą.

Anonymous - 2012-01-16, 16:55

arlen napisał/a:
na 12rokach...


Na 12- krokach jest opieka kapłańska
..................................................................

Popieram pomysł modlitwy za kapłanów

..................................................................

zen77 napisał/a:
zawsze pozostanie pewien niedosyt, chęć racjonalnego wytłumaczenia sobie tego, co uważam, że można jedynie wypełnić wiarą.


mądra postawa

.....................................................................

Agnieszko do mnie też docierają takie informacje.
co robić ?
Informować wtedy że ma się na ten temat inne informacje, i można podać argumenty o których mówi
Ks. dr Stanisław Cierkowski - obrońca węzła małżeńskiego w Toruniu.

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-01-16, 17:23

Mirakulum napisał/a:
Na 12- krokach jest opieka kapłańska


????
teoretycznie tak, ale sprawdziłam ostatni ślad bytności kapłana na forum naszej grupy był 14.05 2011, a pytanie do kapłana jednej z uczestniczek w lipcu pozostało bez odpowiedzi do dzisiaj...

Cytat:
Popieram pomysł modlitwy za kapłanów


Ja też popieram pomysł takiej modlitwy, wspólnej. Sama modlę się już w tej intencji od dłuższego czasu

Anonymous - 2012-01-16, 18:18

Dzisiaj myślałem o małzęsteie pytałem się Boga jak to jest i dostałem odpowiedz . załózmy ze układamy pózle z 1000 klocków ( NAZECZĘSTWO) mamy poukładamy wszystkio podnosimy popszeczkie (MAŁŻĘSTWO ) podnosimy planszę dzieci i nagle to wszystko pęka .Poklejone poukładane a tu wielkie załamanie plansza cała ale pękla na pół więc jak to naprawić . Załuszmy ze naprawię to kto zamarze te odkształcenia po załamaniu . po każdym sklejeniu zostaje blizna . Dowiedziałem się ze nie warto kłamać ponieważ i tak wszystko się wyda . A bul jest jeszcze większy
Anonymous - 2012-01-16, 19:31

Agnieshka napisał/a:
Jednak w niektorych sadach biskupich JEST WYMOGIEM przed rozpoczeciem sprawy o niewaznosc malzenstwa o ile sie nie myle przykladem moze byc Archidiecezja Warszawska

Nie jest wymogiem.
Jesli jest wymogiem, to należy to zgłosić do Arcybiskupa.
Poza tym skąd to wiesz, że tam tak jest?
My wiemy, że nie jest wymogiem.[/quote]

Moi drodzy,
Agnieshka ma rację. W Archidiecezji Warszawskiej jest to WYMOGIEM. Wiem, bo składałam pozew i mnie o tym warunku wcześniej poinformowano.

Teoria teorią, a praktyka jest praktyką. I uwierzcie mi - w tak smutnej i bolesnej sytuacji - nikt nie ma ochoty na informowanie biskupa, czy kogo tam jeszcze.

Anonymous - 2012-01-17, 21:43

Arlen może słabo kołaczecie ,bo u nas ostatni wpis jest grudniowy :mrgreen:

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-01-17, 22:00

Cytat:
teoretycznie tak, ale sprawdziłam ostatni ślad bytności kapłana na forum naszej grupy był 14.05 2011, a pytanie do kapłana jednej z uczestniczek w lipcu pozostało bez odpowiedzi do dzisiaj...


Arlen, faktycznie nie ma wpisu od lipca, ale Ojciec kontaktowal sie z zainteresowaną na priv.
Mamy namiar na Ojca, jesli chemy mozemy sie z nim kontaktowac cżęsciej.

Anonymous - 2012-01-18, 07:45

bajka napisał/a:
Teoria teorią, a praktyka jest praktyką.

Aż trudno mi sobie wyobrazić, taki rozdźwięk w działaniach Sądów Kanonicznych, to jednoznacznie rzuca cień na prawość tych praktyk.
Benedykt XVI wystosował przed kilku laty list do owych urzędów o nieforowanie zbyt łatwo wyroków, liczba stwierdzanych unieważnień zdecydowanie rośnie.
Widzimy jak łatwo w "świat" poszła fama o "kościelnych rozwodach", czy owoce tych udogodnień nie są aby kwaśne?

Anonymous - 2012-01-22, 18:35

tereska napisał/a:
Aniołku,może zadaj sobie pytanie,czy ja kocham swojego męża,któremu kiedyś przyrzekłam miłość.Jeżeli kocham i chcę uzdrowienia tego małżeństwa,to tu na forum znajdziesz w tym wsparcie,bo to forum jest po to by pomóc ratować każde małżeństwo. Jeżeli kochasz , to po co ci to stwierdzanie nieważności małżeństwa?


Już mi kiedyś chyba Lena zadała to samo pytanie... Wtedy byłam pewniejsza swoich uczuć... Czy kocham męża? A czy da się mówić o uczuciach w sytuacji skrajnego wyczerpania psychicznego? W sytuacji, gdy małżonek manipulował od początku znajomości moją osobą przez selektywną i na dodatek zniekształconą dozę informacji na teamt swojeo życia, swojej osoby? Czy można mówić o uczuciach, gdy żyło się w toksycznym związku? W związku, gdy tylko jedna osoba starała się jak najlepiej dbać o spawy finansowe, a druga tylko pchała wózek w przepaść? Czy można mówić o uczuciach, jeżeli małżonek okrada z pieniążków odłożonych na suknię ślubną, na 2 mce przed ślubem, gdzie nie ma już żadnej możliwości zarobienia tych pieniędzy, a na dodatek zarzeka się, że wpłacił pieniądze do banku i to bank je gdzieś "zapodział"? Czy można mówić o uczuciach, gdy człowiek wie, że sam przysięgał z czystym sercem a druga osoba zataiła bardzo, bardzo ważne fakty przed ślubem? Czy można mówić o uczuciach, gdy ta kochana (by się wydawał) okrada już nie tylko małżonka, ale i też członków rodziny? Czy można mówić o uczuciach, gdy się okazuje, że nie można znaleźć kolejnych cennych rzeczy w domu? I w końcu, jak można mówić o uczuciach, jak to wszystko zaczyna się sypać zanim mija pierwsza rocznica ślubu?
Nie, ja nie potrafię... Nie potrafię myśleć o tym czy kocham. Ja chyba nawet nie chcę powiedzieć, że kocham, bo aż kipię ze złości sama na siebie, że kogoś takiego wprowadziłam do swojego życia... Kogoś, kto ranił nie tylko mnie, bo z tym sobie jakoś jeszcze radziłam, ale ranił bardzo bliskie mi osoby... Nie macie pojęcia, jaka jestem szczęśliwa, że nie mam z mężem już takiego kontaktu, jak kiedyś... Nie jest mi łatwo opiekować się malutkimi dzieciaczkami, ale dzięki Bogu mam rodzinę, na która mogę liczyć... choć rodzina też potrzebuje odpoczynku...
Nie macie pojęcia, jak mi jest lżej zaglądać do schowków, gdzie trzymam pieniądze... Ta świadomość, że tam jest tyle, ile dokładnie sama włożyłam lub zostawiłam, jest niesamowitym uczuciem...
Nie macie pojęcia – pewnie, że jest tu wiele kobiet, które mają pojęcie... I wiem, co czuje Tymeka, kiedy dzwoni jej mąż. Wiem to doskonale. Ja dostaję szału... Dzięki Bogu zorientowałam się, że to właśnie rozmowy z mężem doprowadzają mnie do szarpaniny nerwów, walki samej ze sobą – bo za każdym razem, kiedy tylko usłyszę jego głos w słuchawce, jestem rozdrażniona, rozemocjonowana i jedyne o czym myślę, to mu czymś dowalić, zranić, słownie dokopać. A potem, jak już dam upust swoim emocjom, czuję się przez pewien czas świetnie, czuję się potężniejsza... A dalej przychodzi ból... Bo co ja komu udowadniam tym, że go zranię? Że jestem silniejsza? Że jestem mocniejsza? Chyba tylko w „gębie”... Tak naprawdę udowadniam tylko, że jestem słaba, bo ma on na mnie jakiś wpływ choćby w momencie, kiedy dzwoni... I daję mu po prostu dowód, że miał rację oszukując mnie i raniąc, bo taki ze mnie złośliwiec...
Nie odbieram jego telefonów za każdym razem jak dzwoni. Po co mi te nerwy. Wmawiam sobie, że on po prostu nie istnieje. Nie potrafię na razie inaczej. Muszę skupić się na sobie, muszę się w tym odnaleźć, muszę znaleźć swoje miejsce na ziemi, w tej sytuacji.
Czytam teraz Dobsona o emocjach... i odpowiadam sobie na nurtujące mnie pytania... powoli, żmudną pracą...
Tkwiłam w bardzo, bardzo toksycznym związku... Manipulacja jest chyba formą przemocy psychicznej, czyż nie? Bo ja mam mózg wypompowany. I nie ma w nim miejsca na rozmyślania o uczuciach. Nie ma to nawet sensu, bo ja po prostu nie jestem w stanie o tym logicznie myśleć. Na takie pytanie przyjdzie czas – ale później...

[ Dodano: 2012-01-22, 19:10 ]
złamana napisał/a:
Kiedy jednak pojawią się watpliwości, poważne to warto ( istnieje możliwość) sprawdzić. Wtedy dopiero jak zapadnie orzeczenie mozna mieć pewność, że nie było ważne. I tak rozumiem słowa, które napisał Jarek. Dopiero po orzeczeniu Sądu Biskupiego mogę być pewna, że małżeństwo było nieważnie zawarte i nieważne od podanej przez Ciebie daty, czyli od początku. Dopiero i tylko orzeczenie daje pewność. Zanim zapadnie obowiązuje domniemanie jego ważności. I tak sobie właśnie myślę, że nawet jak pojawiają się poważne wątpliwości to trzeba do tego podejść z pokorą, bez emocji. Jest sakrament, wierzę w niego, za mało mam wiedzy, rozeznania, żeby to oceniać. Mam poważne wątpliwości idę zapytać tych mądrzejszych. Jeżeli nie mam wątpliwości nie idę. Wierzę w moc sakramentu, który pozwoli mi przejść kryzys. Gdyby było inaczej, to każdy z uczestników tego forum miałby nie tylko prawo ale i obowiązek sprawdzić w Sądzie Biskupim ważność swojego małżeństwa, bo przecież nie można żyć w zakłamaniu co do sakramentu a po ludzku możemy się mylić. Wg myslenia: skoro pojawił się kryzys to może go nie próbować pokonać a sprawdzić czy przypadkiem nie jest tak, że moje małżeństwo jest w ogóle ważne. Wyobrażasz to sobie?


Jarku321 - nie zrozumiałam Cię na początku. Dziękuję Złamanej za pomoc w interpretacji Twoich słów :-) .
Macie rację - nie mogę sama sobie założyć, że ślub jest nieważny. Nie miałam takich nawet zamiarów, choć być może nieświadomie tak o tym myślałam.
Moim obowiązkiem jest dochować słów przysięgi. Problem polega na tym, że ja w obecnej naszej sytuacji i zaistniałych okoliczności (mówię o kradzieżach, oszustwie męża) nie jestem stanie mu zaufać. Ja poprostu nie wyobrażam sobie, że on wraca pod mój dach. Tego moja wyobraźnia (a nie cierpię na jej brak) poprostu sobie wyobrazić nie może. Potrzeba dużo, dużo, bardzo dużo czasu, bym mężowi wybaczyła. Potem potrzeba kolejnych lat, by on sobie uświadomił, jak bardzo mnie zranił i w jakim grzesznym świecie żył. A (i aż przykro to powiedzieć) z tego co widzę, tak długo, jak długo jego mamusia będzie go po główce głaskać, tak długo on swej winy nie dojrzy. Do dzisiaj ani on, ani teściowa nawet nie próbowali mnie przeprosić. Trudno.
Może popełniam błąd, ale nie mogę prosić Boga o uratowanie małżeństwa, skoro ja na to gotowa nie jestem. Ja nie chcę z nim fizycznie być, nie potrafię... Mam do tego prawo? Czy muszę się zmuszać do myśli, że on znowu jest obok mnie? Czy muszę chcieć mieszkać z nim, skoro brak podstawowego uczucia: zaufania? Czy muszę go błagać o powrót (bo on to nawet słowem nie pisnął, by to małżeństwo ratować) skoro tak bardzo mnie skrzywdził, a to miało swoje konswekwencje w moim zachowaniu w stosunku do dziecka?
A co do stwierdzania ważności- na to też potrzebuję czasu. Muszę się pozbierać, poukładać sobie wszystko... by być gotowa odpowiedzieć sobie na pytania: co zrobię, gdy się okaże, że ślub był nieważny? co zrobię, jeśli się okaże, że ślub ważny był i jest na dal? Muszę być gotowa na zadanie sobie tych pytań...
Boli mnie fakt, że ktoś sobie zakpił z sakramentu... może gdzieś dręczyło mnie, by na męża donieść, że się tak niegodnie zachował? ale to też chyba sprawa pomiędzy nim a Bogiem... jakbym widziała, że świętokradzko podchodzi do Komunii Świętej, też bym przecież do proboszcza nie poleciała...
I być może macie rację... to kwestia wiary... wiary w moc sakramentu... choć dla mnie to trochę za poważna sprawa, by pozostawić samej jednostkowej (tzn. mojej) wierze.
Obiecałam sobie jedno: niezależnie od przyszłości, stwierdzenia ważności czy nieważności naszego małżeństwa, będę się modlić o nawrócenie męża. Do końca życia. Ślubowałam, że go nie opuszczę... przynajmniej dotrzymam tego słowa - nieopuszczenia w modlitwie i myślach. Inaczej nie potrafię...

Anonymous - 2012-01-22, 19:22

Aniołku, nawet Cię rozumiem , bo mam podobną sytuację. I sama sobie zadaję to pytanie. Pomimo bólu wściekłości i nienawiści. Jest to pytanie trudne, bo jest wiele emocji, które temu przeczą, ale przecież miłość, to nie tylko emocje. A jak sama piszesz może jeszcze nie czas na takie pytanie, ale myślę, że dlatego, że trudno Ci myśleć logicznie jak piszesz, i trudno Ci wiedzieć co tak naprawdę chcesz i myślisz , bo co czujesz to już wiesz. A decyzje dobrze podejmować nie pod wpływem emocji, więc i decyzje dotyczące dalszych losów waszego małżeństwa odłożyłabym , na czas gdy odzyskasz trochę spokój. Tu na forum pracujemy nad sobą żeby odzyskać siebie w tych trudnych doświadczeniach jakie przechodzimy , ja przechodzę teraz 12 kroków, które bardzo mi pomagają oddzielić emocje od tego co naprawdę chcę. Polecam Ci ten program , po to żebyś podjęła decyzję zgodnie z tym co naprawdę chcesz, zgodnie ze sobą. Ja się przekonuje coraz bardziej, że lepiej mi być wolną od nienawiści do męża, potrzebuje tylko umieć się bronić przed tym złem, które mam od niego i tego się uczę.
Anonymous - 2012-01-22, 19:27

Jagodzia76 napisał/a:
dowiedzialam sie ze w diecezji przy sądzie biskupim sa ksiedzaktorzy maja dyzury, mozna do nich podjechac i porozmawiac ( ja juz od pół roku się wybieram ) i z takim ksiedzem mozna odbyć szczera rozmowe niczym spowiedz i On napewno rozezna i da jakieś swiatełko - dowiedziałam sie tez ze kościół limit czasowy dla sprawy stwierdzenia tj maximum dwa lata ( kiedys to było kilkanaście lat)ja czekam na taka- rozmowe i mam to szczescie ze nie musze jechac do samego sadu , tylko podjade do najblizszego miasta , gdzie raz w tygodniu ksiadz pelni taki dyzur)


Jagodzia76, a możesz mi podać stronę, na której można sprawdzić, gdzie najbliżej mego mejsca zamieszkania są takie dyżury pełnione? Czy to zawse jest tylko przy Sądzie Biskupim? Jak wstukam "ksiądz kanonista" w googlach, to od razu pojawia się lista kancelarii zajmujących się prawem kanonicznym. Dziękuję.

[ Dodano: 2012-01-22, 19:33 ]
tereska napisał/a:
ja przechodzę teraz 12 kroków, które bardzo mi pomagają oddzielić emocje od tego co naprawdę chcę. Polecam Ci ten program , po to żebyś podjęła decyzję zgodnie z tym co naprawdę chcesz, zgodnie ze sobą.


Jestem zapisana - nawet pierwsza na liście :lol: . I nie mogę się doczekać.
Sprawy dojścia do tego, czego się chce, nie wspomaga fakt, że mieszkam u rodziców... Oni mają już jasno wyrobione zdanie na temat mojego małżeństwa i wiesz co, nie dziwię im się... nawet się nie dziwię tym epitetom, które padają czasem pod adresem mojego męża... nie jest to ani katolickie, ani nawet etyczne, ale oni też to przeżywają. Ja mogę jedynie skracać rozmowy na ten temat, nie wszczynać ich.

[ Dodano: 2012-01-22, 19:39 ]
tereska napisał/a:
Polecam Ci ten program , po to żebyś podjęła decyzję zgodnie z tym co naprawdę chcesz, zgodnie ze sobą.


boję się jednego... boję się tej jednej prawdy... tej prawdy, do której powoli zmierzam... że wyszłam za mąż głównie zgodnie z tym, czego się oczekuje od kobiety w pewnym wieku... ze strachu przed samotnością... nie, nie powiem, że nie było uczucia... ale Dobson mi uświadomił, że mogłam pomylić miłość z zakochaniem... chemię z prawdziwym uczuciem... że zasugerowałam się emocjami... że za mało czasu poświeciłam na poznanie męża... że źle zinterpretowałam głos Boga...
wrrrr, co ja ze swoim życiem zrobiłam... co ze mną zrobiły moje kompleksy i chęć przypodobania się innemu człowiekowi, oczekiwaniom ludzi (rodzinie, mężowi) bardziej, niż Bogu... czemu nie da się cofnąć czasu?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group