Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rodzina w mediach - Rodzina

Anonymous - 2011-02-19, 13:09
Temat postu: Rodzina
Lepsze znane piekło niż nieznane niebo

Margaret Mead, antropolog, opisała kilkadziesiąt lat temu plemię z Wysp Samoa, w którym nieznany był, tak powszechny w naszej kulturze, bunt pokoleń. Młodzież nie kontestowała swoich rodziców, nie podważała także istniejących w społeczności zasad, wchodziła w dorosłość bezkonfliktowo. Same plusy, jak mogłoby się wydawać...

Dokładne obserwacje pokazały jednak negatywne strony tego fenomenu. Poszczególne generacje nie różniły się między sobą. To tak, jakby ktoś pozbawił kolejne pokolenia szans wypracowania własnej tożsamości, odpowiedzi na pytania: "Kim jestem?", "Czego tak naprawdę chcę?". Młodzi ludzie nie byli w stanie dokonać wyboru, czy chcą żyć zgodnie z własnymi przekonaniami (bo ich nie mieli), czy też z tymi, które wskazywali im rodzice.

Rodzinne dziedzictwo

Każda rodzina dziedziczy po poprzednich pokoleniach wartości, osiągnięcia, wzorce zachowania. To są bezcenne podpowiedzi, jak żyć, czym się kierować w codziennych wyborach. Okazuję się, że problemy też mogą mieć charakter transgeneracyjny, tzn. że mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niektóre rodziny zmagają się z alkoholizmem, przemocą, podobnie jak robili to ich dziadkowie i pradziadkowie. Dlaczego tak się dzieje?

Dla dziecka rodzice są wzorem. Obserwując matkę i ojca, uczy się ono, jak reagować w konkretnych sytuacjach. Nie dysponuje jednak z racji wieku umiejętnością, która pozwoliłaby mu dokonać oceny tego, co oni robią. Z łatwością więc naśladuje nawet te zachowania, które są powszechnie nieakceptowane. Posiadanie wzorca, autorytetu, daje dziecku poczucie bezpieczeństwa - to jest tak silna potrzeba, że skłonne jest wziąć odpowiedzialność za wszystkie rodzinne problemy, byle tylko go nie utracić.

Identyczni jak rodzice

Synowie ojców alkoholików powtarzają: "W mojej rodzinie nigdy tak nie będzie, nie będę taki jak on". Kiedy jednak założą już własną rodzinę, wbrew temu, co mówili, często zaczynają postępować identycznie jak ich ojcowie. To nie znaczy, że złożone w dzieciństwie deklaracje były nieszczere. Oni po prostu nie zetknęli się w rodzinnych domach z innymi sposobami reagowania na stres i trudności i powielają te "sprawdzone" rozwiązania. Sprawdza się tu stare przysłowie: "Lepsze znane piekło niż nieznane niebo". Popycha ich do tego często bezradność. Aby cokolwiek zmienić nie wystarczy by poznali i zrozumieli przyczyny swojego dotychczasowego postępowania, muszą także mieć pomysł na to czym je zastąpić.

Podobnie postępują dzieci, które doświadczyły przemocy ze strony rodziców. Chłopiec bity przez ojca może bronić się przed lękiem, dokonując nieświadomej identyfikacji z tym, który sprawia mu ból. Wówczas już nie ma podziału: ja - ofiara, i ojciec - oprawca, jesteśmy "my". Kobiety, które miały podobne doświadczenia w dzieciństwie, w życiu dorosłym często kontynuują rolę ofiary. Mogą one, oczywiście nieświadomie, prowokować złość na siebie, co będzie je utwierdzało w przekonaniu, że wszyscy są tacy jak ich ojcowie. W relacjach z ludźmi nie będą potrafiły zaufać, oczekując, że inni ludzie będą przede wszystkim chcieli je skrzywdzić. Dodatkowo, będą u nich szukać tych cech i zachowań, które tę nieufność będą potwierdzały. Wyjście z tej sytuacji stanie się możliwe, jeśli po pierwsze - uświadomią sobie że utknęły w błędnym kole, a po drugie - odbudują poczucie osobistej wartości i po trzecie - uwierzą, że sązdolne do podejmowania własnych decyzji.

Dzieci zaniedbywane czy odrzucane mogą, nawet już w dorosłym życiu, doznawać głodu opieki, zawsze będzie im brakowało uwagi i troski innych osób. Sami roztoczą nad kimś opiekę tylko pod warunkiem wzajemności. Gdy jej zabraknie, złość i rozczarowanie sprawi, że odrzucą kogoś, tak jak sami zostali kiedyś odrzuceni. Etolodzy zaobserwowali, że małe małpki pozbawione macierzyńskiej opieki nie potrafią bawić się z rówieśnikami, a gdy dorosną - także zaopiekować się własnym potomstwem. Współczesne badania pokazują również, że brak troskliwej opieki powoduje nie tylko trudności z przystosowaniem się do życia, ale może też odpowiadać za zmiany w ośrodku mózgu, który jest odpowiedzialny za przeżywanie emocji. Takie osoby z trudnością rozpoznają własne uczucia i nie potrafią im zaufać.

Uświadamianie sobie swoich zranień jest doświadczeniem bardzo trudnym i bolesnym, ale jeszcze trudniej jest zdecydować się na zmiany. Lęk przed nieznanym bywa tak silny, że niektóre osoby - nawet te, które wcześniej chciały uporządkować swoje emocje i relacje - wolą pozostać w sobie znanym "piekle".

Co zachować, a co zmienić

Najbardziej doświadcza się potrzeby uporządkowania tego spadku po poprzednich pokoleniach w chwili podjęcia decyzji o założeniu własnej rodziny. Trzeba sobie wówczas odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań dotyczących tego, co wnoszę w nową rodzinę, jakie są moje wzorce męskości, kobiecości, co to dla mnie znaczy być mężem, żoną, a później ojcem i matką. Nie zawsze jest to proste, ponieważ najtrudniej jest zachować emocjonalny dystans do tego, co jest nam najbliższe. Pomocna w takich sytuacjach może być rozmowa z kimś spoza rodziny, kto nie będzie razem z nami wszystkiego usprawiedliwiał ani też wszystkiego krytykował. Cenne będą tu na przykład rozmowy z naszym partnerem. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie wykorzystujemy własnych spostrzeżeń do tego, żeby dopiec czy zadać ból. Bywa też tak, że i najczystsze intencje rozbijają się o mur niezrozumienia. Uwagi o rodzinie partnera, nawet te wypowiedziane z troską, mogą ranić, wywoływać złość, bo będą odbierane jako atak na własną osobę i rodzinę. Z tym ryzykiem trzeba się liczyć.

Małżonkowie raczej rzadko decydują się na rozmowę na temat własnych rodzin. Nie widzą takiej potrzeby albo celowo jej unikają, bo wspomnienia z rodzinnych domów wywołują u nich silne i nieprzyjemne uczucia. Jednak sposób funkcjonowania ich rodziny - nawet jeśli nie są tego świadomi - wpływa na to, jak postrzegają siebie i swojego partnera. Problemy, wynikające z błędnego interpretowania zachowań partnera są dość częstym tematem poruszanym w trakcie terapii małżeńskiej. Przykładowo: mąż nie okazuje żonie tyle czułości, ile ona potrzebuje, ona odczytuje to jako jego obojętność. Tymczasem może się okazać, iż kobieta wychowała się w rodzinie, w której o uczuciach mówiło się dużo i wprost. Natomiast w rodzinie mężczyzny podobne zachowania uważano za nietakt lub coś wstydliwego. Gdyby zdecydowali się na rozmowę, mieliby szansę zrozumieć jak bardzo mylili się swoich ocenach.

Pamiętasz, a dziadek…

Ukryte mechanizmy dziedziczenia rządzą nie tylko poszczególnymi osobami, ale nawet całymi rodzinami. Bywają takie, w których na przykład lęki, doświadczone nawet kilka pokoleń wcześniej są przenoszone, a czasami wręcz wyolbrzymiane, w następnych. Wielokrotnie pracowałem z rodzinami, w których dziadkowie przekazywali swoje wojenne doświadczenia nie tylko w formie powtarzanych opowieści, ale także, na poziomie emocjonalnym. Lęk, który w ich sytuacji był jak najbardziej adekwatny, w następnych pokoleniach był uogólniany w stosunku do całego świata. Konsekwencją tego był między innymi paniczny strach dzieci, pojawiający się przed każdym wyjściem z domu. Uczulanie dzieci na niebezpieczeństwa jakie spotkać je mogą na ulicy, czy ze strony obcych ludzi, jest oczywiście czymś niezwykle ważnym, ale jeśli rodzic przekazuje mu tylko swoje własne lęki, to po pierwsze - dziecko traci emocjonalne wsparcie w rodzicu, a po drugie - sprawia, że dziecko przez pryzmat obaw rodziców postrzega to, co się wokół niego dzieje. Ten lęk bywa wyczuwany przez tych, którzy rzeczywiście chcą komuś zrobić coś złego. Stąd dzieci, zarażone strachem przez swoich rodziców, stają się często ofiarami takich ludzi.
Wysłuchiwane przy rodzinnym stole opowieści nie są obojętne dla naszego doświadczenia. Niezwykle ważne jest to, jaki przekaz o świecie rodzina pozostawia następnym pokoleniom. Czy będzie się go przedstawiać jako bezpieczny, taki, w którym ludziom można zaufać, czy też wręcz przeciwnie - będzie on pełen zła, nic dobrego nas w nim nie spotka, bo ludzie są fałszywi i zawistni. To może zdecydować o tym, czy ktoś będzie umiał zbudować dojrzałe relacje, oparte na zaufaniu, czy też zostanie więźniem we własnym domu.

Trup w szafie
Oprócz historii, które wspomina się przy wspólnym stole, są i takie, które wiodą żywot utajony. Członkowie rodziny starają się ukryć pewne fragmenty własnej historii, zwłaszcza jeśli dotyczą one czegoś wstydliwego czy trudnego do zaakceptowania, np. alkoholizmu, choroby psychicznej, pobytu w więzieniu, nieślubnego dziecka, samobójstwa. Są to tzw. trupy w szafie. O tym, co kiedyś się wydarzyło, wiedzą tylko niektórzy i to oni mogą ewentualnie o nim rozmawiać. Pozostali mogą się tylko domyślać i zazwyczaj intuicyjnie to robią. Ukrywanie takiej tajemnicy pochłania dużo energii i destrukcyjnie wpływa na relacje, pojawia się podejrzliwość i brak zaufania. Jej ujawnienie jest rzeczą trudną, wywołującą silne emocje lęku, wstydu czy złości. Ostatecznie w większości przypadków przynosi jednak ulgę, wzrasta zaufanie i poczucie wspólnoty, chociaż bywa, że trzeba za to zapłacić pewną cenę, np. rezygnować z idealnej wizji własnej rodziny.

Pracowałem kiedyś z rodziną, w której taką tajemnicą była samobójcza śmierć dziadka jednego z małżonków. O tym, że nie umarł on śmiercią naturalną, dowiedzieli się oni dopiero tuż przed narodzeniem ich własnego dziecka. Od tej pory żyli w ciągłym strachu, że historia może się powtórzyć. Kiedy dostrzegli, że ich dziecko, wchodzące w okres dojrzewania, wycofuje się z kontaktów zarówno z nimi, jak i z rówieśnikami, bywa smutne, obudziły się w nich skojarzenia: "dziadek miał depresję i też tak się zachowywał". Zaczęli bacznie mu się przyglądać, sprawdzali, czym się zajmuje, co czyta, jakiej muzyki słucha. Chłopiec czuł, że rodzice go szpiegują, że mu nie ufają, zaczął się jeszcze bardziej wycofywać. Podczas terapii rodzice bardzo szybko podchwycili metaforę "trupa w szafie". Sami zaczęli opisywać przy jej użyciu to, co się dzieje w ich rodzinie - kto zna tajemnicę, a kto się domyśla, kto zaś stara się, żeby nie ujrzała ona światła dziennego. Ostatecznie zdecydowali się na jej ujawnienie, co znacząco poprawiło ich relacje.

W opowieściach typu "trup w szafie" nie zawsze musi nawet istnieć krąg wtajemniczonych. Może być też tak, że w rodzinie, z niewiadomych powodów, zostaje powtórzony wzorzec, który funkcjonował w niej kilka pokoleń wcześniej. Pradziadek popełnił samobójstwo i pamięć o tym wydarzeniu zanikła. Jego prawnuk w identycznych okolicznościach również podejmuje próbę samobójczą. Dlaczego tak się stało? Trudno to wytłumaczyć. Najprawdopodobniej każda rodzina ma obszar wspólnej nieświadomości. To w niej ukryte są pewne wzorce, pamięć o jakichś wydarzeniach. Chociaż nikt z rodziny ich sobie nie uświadamia, wszyscy pozostają pod ich wpływem.

Wszyscy jesteśmy wplątani w sieci poprzedzających nas pokoleń. Dotyczy to nawet tych, którzy nigdy nie poznali swoich rodziców czy swoich przodków. Niektóre nitki tej pajęczyny pomagają nam w życiu, ale są i takie, które je utrudniają. Jeśli uda nam się oddzielić jedne od drugich - co nie jest łatwe - zyskamy szansę dokonywania samodzielnych wyborów, a nasze relacje z bliskimi staną się bardziej otwarte. Zakładając własne rodziny ustrzeżemy się od popełnienia przynajmniej niektórych błędów poprzednich pokoleń, a w relacjach partnerskich nie będziemy spostrzegać drugiej osoby przez pryzmat własnych nierealnych oczekiwań czy też naszych wyobrażeń na jego temat.

http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2213

Anonymous - 2011-03-02, 23:45

Rodzina powołana by ewangelizować przez samo swoje istnienie.
o. Marcin Ciechanowski OSPPE

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=24987

Anonymous - 2011-03-09, 20:33

Jaka jest kondycja polskiej rodziny ?
dr Robert Pietras

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=25070

Anonymous - 2011-03-21, 00:20

Skuteczność wychowania prorodzinnego

autor: Mirosław Rucki
Jest dla mnie sprawą oczywistą, że system edukacji powinien wspierać wychowawcze wysiłki rodziców. Oczekuję, że dziecko usłyszy w szkole o wartościach, o których słyszy w domu i które pomogą mu zbudować w przyszłości własną szczęśliwą rodzinę. Dlatego nie jest mi obojętne, czy w szkole jest „wychowanie prorodzinne” czy też „postępowa” edukacja seksualna.



Początki edukacji seksualnej w szkołach sięgają lat dwudziestych XX wieku i są związane z działalnością Światowej Ligi Reformy Seksualnej, której celem było rozpowszechnienie antykoncepcji, legalizacja aborcji, legalizacja prostytucji, propagowanie rozwodów oraz upowszechnienie aktywności seksualnej bez jakichkolwiek zasad etycznych. Moim zdaniem członkom Ligi raczej zależało na pieniądzach, które można zarobić w każdym wymienionym obszarze, a nie na dobru społeczeństwa lub jednostki. Jak dotąd bowiem nikt nie zaproponował sensownej alternatywy dla rodziny, choć wielu podejmuje aktywne działania w celu zniszczenia rodziny jako instytucji. Po prostu rodzina i jej potencjał budowania relacji międzyludzkich w sposób naturalny sprzeciwia się wszystkiemu, co niosła ze sobą proponowana „reforma seksualna”.

cały tekst tu:
http://www.milujciesie.or...rodzinnego.html

Anonymous - 2011-06-24, 13:33

Porady pedagoga i psychologa: Współczesne problemy wychowawcze
dr Robert Pietras

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=26362

Anonymous - 2011-08-08, 01:03

Miłość w pięciu językach


Potrzeba miłości w życiu dziecka

Prawdziwa miłość zawsze jest bezwarunkowa. Akceptujmy dziecko takim, jakim ono jest, a nie jego osiągnięcia, kochajmy je bez względu na to, co zrobi albo czego nie zrobi. Jeśli nie będziemy zaspokajać potrzeby miłości w życiu dziecka (napełniać po brzegi jego zbiornik emocjonalny), nieustannie będziemy napotykać problemy wychowawcze.

Nie sposób okazywać dziecku zbyt wiele bezwarunkowej miłości. Jest to sprzeczne z wychowaniem, które otrzymało wielu dorosłych wychowujących obecnie w najlepszej wierze swoje dzieci za pomocą warunkowej miłości. Jesteśmy niedoskonałymi ludźmi, dlatego nie powinniśmy oczekiwać, że zaczniemy okazywać bezwarunkową miłość w każdym miejscu i czasie. Lecz im bardziej będziemy zbliżać się do tego ideału, tym wyraźniej zauważymy, że coraz łatwiej jest nam kochać innych, bez względu na cokolwiek.


Pomoże nam w tym powtarzanie oczywistych stwierdzeń dotyczących naszych dzieci:

1. To są dzieci.
2. Będą się zachowywać jak dzieci.
3. Wiele dziecięcych zachowań jest mało przyjemnych. Jeżeli zrobię to, co należy do mnie jako rodzica (wychowawcy) i będę je kochać pomimo ich dziecinnych zachowań, będą dojrzewać i wyzbędą się tego, co dziecinne.
4. Jeżeli będę je kochać i okazywać miłość tylko wtedy, gdy spełnią moje oczekiwania (miłość warunkowa), nie będą czuły się właściwie kochane. To wpłynie negatywnie na ich samoocenę, pozbawi je poczucia bezpieczeństwa i dojrzałych zachowań.
5. Odpowiedzialność za ich rozwój i zachowanie spoczywa w równym stopniu na mnie, jak i na nich.
6. Jeżeli będę okazywać miłość tylko wtedy, kiedy spełnią moje wymagania i oczekiwania, będą czuły się mało kompetentne i przekonane, że nie ma sensu starać się, by zrobić cokolwiek jak najlepiej, bo to i tak nie wystarczy, aby mnie zadowolić. Będą zmagały się z brakiem poczucia bezpieczeństwa, lękiem, niską samooceną i gniewem. Aby do tego nie dopuścić, muszę pamiętać, że odpowiadam za cały ich rozwój.
7. Jeśli będę je kochać bezwarunkowo, będą myślały o sobie dobrze i będą potrafiły zapanować nad swoimi lękami i zachowaniem, stając się stopniowo coraz bardziej dojrzałymi ludźmi.

Możemy okazywać dzieciom miłość nawet, jeśli nasze uczucia w danej chwili są odmienne. Dzieci wiedzą, kiedy nie odczuwamy miłości, a mimo to doświadczają jej dzięki naszemu zachowaniu. Niewiele dzieci czuje, że otacza je bezwarunkowa miłość i troska. Niewielu rodziców wie, jak przekazać to, co czują w sercu wprost do serca swoich dzieci.

Dotyk

Najpopularniejszym sposobem wyrażania miłości w tym języku jest przytulanie i pocałunki. Istnieją także inne sposoby – tata może podrzucać w górę swego rocznego syna lub trzymać w ramionach siedmioletnią córkę i wirować z nią dookoła, aż dziewczynka zacznie się głośno śmiać. Mama może posadzić trzylatka na kolanach i czytać mu bajkę. Małe dzieci noszone na rękach, przytulane i całowane rozwijają się lepiej i są zdrowsze emocjonalnie niż dzieci, które przez dłuższy czas były pozbawione kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. R. Campbell i G. Chapman uważają, że powinniśmy się czuć swobodnie przytulając i całując nasze dzieci, dzieci naszych krewnych oraz te, które znajdują się pod naszą opieką (nie obawiajmy się oskarżeń o molestowanie seksualne).

W miarę jak dziecko rośnie, potrzeba fizycznego kontaktu bynajmniej nie maleje. Chłopcy i dziewczynki potrzebują dotyku i czułości w jednakowym stopniu. Okazywanie uczucia chłopcu w ten właśnie sposób wcale mu nie zaszkodzi, lecz pomoże w osiągnięciu pełniejszej samooceny i tożsamości seksualnej. Wszystkie dzieci potrzebują kontaktu fizycznego z rodzicami i w dzieciństwie, i w okresie dojrzewania. W pewnym wieku chłopcy mogą unikać czułego dotyku, lecz świetnie reagują na bardziej siłowy dotyk, jak zapasy, przyjazne szturchnięcia, przybijanie piątki, przeczesanie włosów palcami, położenie ręki na ramieniu, poklepanie po plecach połączone z kilkoma słowami uznania lub zachęty. Może się też zdarzyć, że chwilowo dziecko nie chce być dotykane. Jeśli rodzice chcą właściwie przygotować swoją dojrzewającą córkę do tego, co przyniosą najbliższe lata, nie mogą unikać dotykania jej. Większość dziewcząt dobrze radzących sobie w życiu ma kochających ojców (ojca może zastąpić dziadek lub wujek). Matki nie powinny przytulać nastoletniego syna w obecności jego rówieśników, aby go nie zawstydzać. Nastoletnia dziewczyna pragnie być przytulana przez ojca, ale potrzebuje też wiele ciepłych gestów od matki. Dotyk jest jednym z najsilniejszych języków miłości i każdy może się go nauczyć.

Afirmacja

Wymówienie słów aprobaty trwa zaledwie chwilę, ale na długo zapadają one w pamięć. Dziecko, które często słyszało pochwały, będzie czerpać z tego korzyści przez całe życie. Słowa „kocham Cię” nabierają o wiele większego znaczenia, gdy towarzyszy im czułość bliskości fizycznej.

Ton głosu rodzica ma duży wpływ na to, jak dziecko zareaguje na jego słowa. Potrzeba praktyki, aby nauczyć się mówić łagodnie, ale jest to umiejętność, którą wszyscy możemy opanować. Nawet wtedy, gdy jesteśmy zdenerwowani, możemy rozmawiać łagodnie.

Okazywanie miłości i czułości polega na wyrażaniu uczucia dla samej osoby dziecka i wszystkich cech, które są częścią jego osobowości. Rodzice powinni zauważyć, że dziecko zrobiło coś dobrego i od razu pochwalić je za to. Zwłaszcza dziecko, którego podstawowym językiem jest afirmacja, powinno kilkakrotnie w ciągu dnia słyszeć coś pozytywnego o sobie.

Jeśli zdarzy nam się skrzywdzić dziecko, warto je przeprosić. Szorstkie i negatywne słowa są bardziej niszczące dla dzieci, których głównym językiem miłości jest afirmacja. Dzieci potrzebują o wiele bardziej pozytywnych, pełnych miłości wskazówek niż zakazów. Rodzice mogą okazać miłość dziecku udzielając mu rad dotyczących np. nauki czy kontaktów z rówieśnikami. Krzyk rzadko osiąga pożądany skutek. Wyrazów uznania nie należy łączyć z różnymi sugestiami dotyczącymi zmian zachowania dziecka. Negatywne wzorce komunikacji możemy zmienić np. z pomocą współmałżonka, który może życzliwie zwracać uwagę na nasze błędy.

Im bardziej dzieci będą czuły się kochane, tym bardziej będą skłonne okazywać miłość innym.

Czas

Dziecięce nieposłuszeństwo jest najczęściej wołaniem o więcej czasu spędzanego z mamą lub tatą. Nawet negatywna uwaga wydaje się lepsza niż brak zainteresowania ze strony rodziców. Kiedy dzieci zbliżają się do okresu dojrzewania, często potrzebują uwagi rodziców wtedy, gdy są oni najbardziej zmęczeni, zapracowani lub skupieni na własnych problemach emocjonalnych. Znalezienie czasu sam na sam z dzieckiem to niezbędny element wychowania dzieci. Niestety, w wielu domach telewizor zastępuje rodziców, głównie ojca. Kiedy rodzic pokazuje dziecku np. jak najlepiej kopnąć piłkę, jak myć samochód, tworzy atmosferę, w której może rozmawiać o wielu ważnych sprawach. W rozmowie bardzo pomaga utrzymywanie czułego kontaktu wzrokowego z dzieckiem.

Wspólne czytanie pomaga utrzymać kontakt z dzieckiem nawet, kiedy staje się ono nastolatkiem. Po przeczytaniu książki dziecko może porozmawiać o swoich emocjach związanych z tekstem, a następnie o wszelkich własnych emocjach. Jeżeli dziecko zrozumie swoje emocje, łatwiej będzie panować nad swoim zachowaniem. Warto też dbać o samych siebie, bo im bardziej będziemy odprężeni, tym więcej będziemy mogli dać najbliższym.

Prezenty

Aby rodzice mogli skutecznie posługiwać się prezentami jako językiem miłości, dziecko musi być przekonane o tym, że rodzice naprawdę się o nie troszczą. Prezent to dar niezależny od zasług, przejaw łaskawości innego człowieka. Obiecanie dziecku zabawki, jeśli przez pół godziny będzie się grzecznie bawić, nie jest prezentem, lecz łapówką, za pomocą której rodzice manipulują zachowaniem dziecka. Prawdziwa wartość prezentu nie wynika z jego rozmiaru ani ceny, lecz bierze się z miłości, jaką prezent wyraża. Prezentami mogą być nawet rzeczy niezbędne dla życia. Ładne opakowanie, wręczenie prezentu w obecności całej rodziny podnosi jego wartość. Ofiarowywane zabawki winny odgrywać pozytywną rolę w życiu dziecka.

Dzieci, których podstawowym językiem miłości są prezenty zawsze traktują ich wręczenie jako chwilę szczególną.

Wolą, gdy prezent jest zapakowany i ofiarowany w jakiś twórczy i niezwykły sposób. Rozpakowując prezent czują się kimś szczególnym i oczekują, że rodzice poświęcą im wtedy całą swoją uwagę. Postrzegają prezent jako wyraz miłości i troski rodziców, i chcą z nimi dzielić tę chwilę. Nie ma znaczenia, czy prezent został kupiony, zrobiony, czy znaleziony. Dlatego odebranie takim dzieciom prezentu jest dla nich szczególnie bolesne.

Pomoc

Dla niektórych ludzi najważniejszym językiem miłości jest praktyczna pomoc. Wychowanie dzieci polega na ciągłym usługiwaniu im. Nie zawsze to, co sprawiłoby dziecku największą przyjemność, jest jednocześnie najlepszym sposobem okazania mu miłości. Należy pomagać dziecku jedynie w tym, czego samo nie może jeszcze zrobić.

Najpierw wyręczamy dziecko w wykonywaniu różnych czynności, potem uczymy je wykonywać te czynności, a na koniec uczymy, jak pomagać innym. Pomaganie z miłością wynika z wewnętrznej potrzeby zrobienia czegoś dla innych. Pomaganie innym z miłością jest darem, a nie koniecznością. Wypływa z dobrej woli, a nie z przymusu. Dzieci, które widzą, jak ich rodzice pomagają innym osobom, także uczą się pomagać. Jeśli rodzice pomagają dzieciom tylko wtedy, kiedy są zadowoleni z ich zachowania, jest to pomoc warunkowa. Jednym z najlepszych sposobów uczenia dzieci pomagania innym jest otwarcie domu dla innych ludzi, gościnne ich przyjmowanie. Kiedy dziecko prosi, abyśmy naprawili jego rowerek lub lalkę, nie jest to jedynie proste szukanie naszej pomocy, ale wołanie o to, abyśmy okazali mu miłość. Pomagajmy swoim dzieciom – i innym ludziom – a one będą wiedziały, że je kochamy.

Jak odkryć podstawowy język miłości dziecka

Posługując się głównie podstawowym językiem miłości dziecka sprawiamy, że czuje się ono kochane. Wówczas o wiele lepiej przyjmuje wskazówki i polecenia rodziców w każdej dziedzinie życia, co znacznie ułatwia jego wychowanie. Kiedy okazujemy dziecku miłość we wszystkich pięciu językach miłości, preferując jeden z nich, wskazujemy mu, jak ono samo może okazywać miłość innym oraz, że powinno poznać język miłości innych i używać go.

Małe dzieci dopiero uczą się sposobów otrzymywania i okazywania miłości w różnych językach; mogą demonstrować różne zachowania, poszukując takich, które przyniosą im najwięcej satysfakcji. W różnych okresach życia mogą dominować różne języki miłości.

Zmiany nasilają się szczególnie w okresie dojrzewania. Zdarza się, że nastolatek nie jest w stanie znieść żadnych przejawów miłości, z wyjątkiem np. dotyku fizycznego – pod warunkiem, że zrobimy to z zaskoczenia. Okażmy mu tyle miłości, ile to możliwe, zwłaszcza w jego podstawowym języku miłości.

Zdarza się, że nastolatki poddają rodziców licznym próbom na wytrzymałość, aby przekonać się, czy naprawdę są kochane.

Bez względu na to, jaki jest podstawowy język miłości naszego dziecka ważne jest, aby okazywać mu miłość we wszystkich pięciu językach. Dziecku potrzebna jest nauka przyjmowania i okazywania miłości we wszystkich językach, gdyż w życiu będzie spotykać ludzi, którzy preferują różne języki miłości.

Poszukując podstawowego języka miłości dziecka lepiej nie omawiać z nim swoich spostrzeżeń, aby nie zaczęło wprowadzać świadomie rodziców w błąd w celu uzyskania jakichś korzyści. Należy obserwować dziecko, bowiem zwłaszcza młodsze dzieci okazują często rodzicom miłość w sposób, w jaki same chcą ją otrzymywać (dotyczy to dzieci w wieku 5-10 lat).

Piotr Chorobik

Artykuł opracowano na podstawie książki Rossa Campbella i Gary’ego Chapmana Sztuka okazywania miłości dzieciom, Oficyna Wydawnicza Vocatio, Warszawa 2005.

http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2878

Anonymous - 2011-08-18, 20:40

Witajcie,

chcielibyśmy zaznajomić Was z bardzo ciekawą stroną internetową: www.imdb.com (od Internet Movie Database – internetowa baza filmów). Jest to strona zawierająca opisy ogromnej liczby utworów filmowych. Oczywiście najwięcej jest filmów amerykańskich, ale są też opisy wielu filmów europejskich, w tym polskich. W opisie każdego filmu znajduje się zakładka Parents Guide (czyli przewodnik dla rodziców). Strona opisuje bardzo szczegółowo zawartość danego filmu pod kątem zawartości w nim: seksu, nagości, wulgarności, przemocy, obecności alkoholu, narkotyków i innych używek, jak również atmosfery strachu. Są to w większości bardzo szczegółowe opisy i zawierają fakty, a nie opinie. Na przykład w większości opisów występuje informacja, ile razy użyto wulgarnych wyrazów, a nawet jakie to były wyrazy.

Z pewnością jest to znakomite narzędzie, gdy chcesz podjąć decyzję, czy dany film warto oglądać, a szczególnie, czy oglądać go z dziećmi.

Strona ma tylko wersję angielską, ale bardzo pobieżna znajomość angielskiego wystarczy. Poza tym, można wykorzystać takie narzędzie jak Google Translator. Efekty mogą być czasem zabawne, ale na pewno może wielu osobom pomóc.
Oto trzy przykładowe opisy, które dla Was wybraliśmy (po angielsku):

Francuski film „Jeszcze dalej niż północ”:
http://www.imdb.com/title/tt1064932/parentalguide

Amerykański film Forrest Gump:
http://www.imdb.com/title/tt0109830/parentalguide

Film Andrzeja Wajdy “Katyń”
http://www.imdb.com/title/tt0879843/parentalguide

Film Clinta Eastwooda “Medium”
http://www.imdb.com/title/tt1212419/parentalguide

Pozdrawiamy,

Stowarzyszenie Twoja Sprawa


z poczty elektronicznej

Anonymous - 2011-09-21, 22:41

Światowe Spotkanie Rodzin - Mediolan 2012
Bp Stanisław Stefanek - Pasterz Kościoła Łomżyńskiego, Ks. Jacek Kotowski - Duszpasterz Rodzin Diec. Łomżyńskiej, Małżonkowie: Bożena Gromadzka - Doradca Życia Rodzinnego i Eugeniusz Gromadzki - Dyrektor Zespołu Szkół Technicznych w Kolnie oraz ich syn Marcin Gromadzki - student. Małżonkowie: Joanna Szymańska - Oddziałowa na Oddziale dziecięcymi Zbigniew Szymański - Właściciel przedsiębiorstwa handlowego

cz.I
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=27480

cz.II
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=27486

Anonymous - 2011-12-28, 16:27

Jąkanie a relacje rodzinne
Ewa Galewska - nieurologopeda, terapeuta mowy; Tomasz Galewski - Klinika Leczenia Jąkania; Paweł Lewicki - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=28554

Anonymous - 2012-02-23, 15:50

Rodzina w drodze do Nieba - rozważania o świętości
Anna Wiśniewska - psycholog

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10906

Anonymous - 2012-02-23, 15:51

Rodzina w drodze do Nieba - rozważania o świętości
Anna Wiśniewska - psycholog

cz.II
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10908

Anonymous - 2012-06-14, 20:00

Ciekawy artykuł

http://www.deon.pl/inteli...ie-zalowac.html

O wychowaniu bez przemocy

Anonymous - 2012-10-11, 01:10

Jowita Guja, Sławomir Rusin

Dlaczego chcemy latać, czyli o niedojrzałości

z o. Jackiem Krzysztofowiczem OP – cenionym duszpasterzem rozmawiają Jowita Guja i Sławomir Rusin.

Czy to prawda, że niedojrzałość dorosłych jest współcześnie większym problemem niż kiedyś?

Tak. Dzisiejszy świat bardzo się różni od tego, jakim był jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Człowiek się wtedy rodził, chodził do szkoły, kończył ją, potem naturalnie wkraczał w przestrzeń pracy i rodziny, podejmował rolę małżonka, rodzica. Pomagały mu w tym pewne schematy, wyznaczone przez społeczne struktury. W pewnym sensie dojrzałość była przez nie wymuszana. Społeczeństwo wyznaczało ścieżki, które każdego, z wyjątkiem tych, którzy kontestowali rzeczywistość, prowadziły przez życie. Ułatwiały one człowiekowi odnalezienie w świecie własnego miejsca. Dzięki temu świat wydawał się stabilny. Dzisiaj te ścieżki straciły swoją oczywistość. Współczesność z jednej strony dała nam możliwość życia całym bogactwem swojej osobowości, pełniejszego rozwoju, odkrywania talentów, z drugiej – przyniosła ze sobą potężne zagrożenia, których kiedyś nie było i problemy, z którymi wielu nie może sobie poradzić. Dzisiaj często towarzyszy nam uczucie, że wszystko zależy od nas samych. Wszystkim musimy sami pokierować, o wszystkim sami zadecydować. A to jest trudne.

Dlatego dzisiaj ludzie wolą uciec od dorosłości i pozostać dziećmi?

Bycie dzieckiem jest łatwiejsze, bo oznacza, że ma się rodziców, którzy zapewniają bezpieczeństwo i biorą na siebie trud życia. Pojawia się więc pewna schizofrenia: ludzie chcą czerpać z dorosłości wolność wyboru, nie chcą, by ich ktoś kontrolował i ograniczał, ale równocześnie chętnie zachowaliby także dziecięce poczucie bezpieczeństwa. Chcieliby robić wszystko, na co mają ochotę, a zarazem nie chcą ponosić żadnych tego konsekwencji. Jest to dziecinne, możliwe wtedy, kiedy się ma kilka, kilkanaście lat – rodzice zbiją czasem pasem, czy odmówią kieszonkowego, ale przed prawdziwymi, groźnymi skutkami ochronią. W dorosłym życiu jednak jest inaczej – konsekwencje własnych działań trzeba ponosić samemu.

Czy problem nie leży w wychowaniu? Rodzice kładą nacisk na to, żeby dzieci wiele umiały, uczyły się języków, potrafiły obsługiwać komputer, ale nie dbają o ich dojrzałość emocjonalną.

To bardzo szeroki problem. Przyczyny ucieczki od dorosłości można by wymieniać bez końca. Należą do nich problemy rodzin rozbitych, rodzin w których nie ma ojców, albo tych, w których rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, czy rodzin, w których rodzice trzymają dzieci „pod kloszem” przesadnie bojąc się, żeby nie weszły w żaden konflikt, żeby nic im nie zagrażało. Dojrzewanie uniemożliwia także sytuacja, w której promuje się niewłaściwy system wartości: przykłada wagę do kariery, pieniędzy, zawodowego sukcesu, a pomija problem relacji, zapomina, że najważniejsi są ludzie i sztuka budowania więzi z nimi. Świat, w którym dzisiaj żyjemy, sprzyja raczej rozwojowi indywidualnemu niż tworzeniu relacji.

Według statystyk każdy z nas trzy, cztery godziny dziennie ogląda telewizję. Co by było, gdyby nagle z naszej społeczności znikły telewizory? Musielibyśmy zacząć ze sobą rozmawiać. Rzeczywistość byłaby wtedy inna.

Co jest zatem największym problemem – telewizja, kult sukcesu, defekty rodziny?

Myślę, że brak ojca. To właśnie on powinien być osobą, która poprowadzi dziecko do dojrzałości. Macierzyństwo to chronienie dziecka, karmienie, opieka, zapewnienie mu podstawowych warunków życia. Matka uczy dziecko tego, że ważna jest miłość, uczucia. Natomiast funkcja ojca polega na tym, żeby pomóc swojemu dziecku oderwać się od matki i stać się samodzielnym. Zarówno mężczyznę jak i kobietę, niezależności uczy właśnie ojciec. Jego brak często skutkuje tym, że dziecku trudno jest sobie poradzić w późniejszym życiu.

W świecie, w którym obecnie żyjemy ojcostwo jest „przetrącone” – ojca albo nie ma, albo nie potrafi wypełnić swojej roli. Stało się tak z bardzo wielu powodów. Winna jest, na przykład, historia – mamy wszak za sobą dwie wojny światowe, które sprawiły, że ogromna ilość mężczyzn zginęła, a jeszcze większa nie mogła być przez długie lata obecna w domach przy swoich żonach i dzieciach. Po drugie – kiedyś było jasne, co robi w rodzinie matka, a co ojciec, teraz role te się mieszają. Efektem ubocznym promowania postaw feministycznych jest zwolnienie mężczyzn z odpowiedzialności. Kultura współczesna dała kobietom niezależność i możliwość samorealizacji, ale zarazem powiedziała mężczyźnie, że nie musi się troszczyć o kobietę. A kiedy mężczyzna nie musi być odpowiedzialny, natychmiast „ześlizguje się” w egoizm. Swoją siłę zaczyna wykorzystywać tylko dla siebie, dla własnej wygody. Często zostawia kobietę i dziecko. Rzadko zdarza się sytuacja odwrotna, dlatego nieodpowiedzialność w rodzinie raczej kojarzona jest z mężczyzną, niż z kobietą.

Dan Kiley w „Syndromie Piotrusia Pana” pisał, że jedną z chorób współczesności jest syndrom Piotrusia Pana.

Zdarza się on dzisiaj bardzo często i dotyka przede wszystkim mężczyzn. Piotruś Pan to chłopiec, który zawsze chce mieć cztery lata, bo wie, że kiedy dorośnie, straci zdolność latania – poruszania się między światem realnym, światem ludzi, a światem zwanym „neverland”, czyli krainą marzeń. Jako dziecko jest w stanie przenosić się z jednego świata do drugiego, kiedy tylko zechce. Wie jednak, że kiedy dorośnie, będzie musiał zacząć chodzić po ziemi, pójść do biura, ożenić się, zarabiać. Zdecydował więc, że nie chce być dorosły. W jego świecie – świecie zabawy – nie ma konsekwencji ani zobowiązań. Ważne jest tylko to, co się dzieje teraz – przygoda, rozrywka. Świat zabawy to świat rzeczy, a nie relacji. Relacje z innymi są trudne – nad rzeczami o wiele łatwiej jest zapanować.

Piotruś Pan chciałby też, żeby zawsze po przygodzie i zabawie, kiedy już się znudzi i zmęczy, można było wrócić do domu, do mamy. Od kobiety, swojej partnerki, wymaga więc właśnie tego, żeby była jego matką, zawsze była w domu, czekała na niego i akceptowała, niezależnie od tego, co zrobi.

Czy Piotruś Pan jest egocentrykiem?

Piotruś Pan jest całkowicie skupiony na sobie. Liczy się dla niego tylko własne „ja”. Nie jest zdolny do budowania trwałych więzi, nie chce podejmować odpowiedzialności. Ludzi traktuje jak zabawki – chce mieć ich tylko i wyłącznie dla siebie, tak długo, aż się nimi nie znudzi. Gdy to nastąpi, wówczas odchodzi.

Czy kobiet nie dotyka syndrom Piotrusia Pana?

Dotyka, ale inaczej. U mężczyzn chęć „latania” bierze się bardziej z wygody, u kobiet natomiast z lęku. Mężczyzna, to syn Adama – stworzonego w samotności. Zna więc samotność i umie sobie z nią radzić. Kobieta jest córką Ewy, czyli tej, która nigdy nie była sama, od początku była przy Adamie i zawsze definiuje siebie przez odniesienie do innych. „Latanie”, brak chęci tworzenia dojrzałych więzi to u kobiety coś głęboko sprzecznego z jej naturą. Oznacza, że czegoś się boi. Kobieta, która nie chce kochać, jest – jak myślę – kimś skrzywdzonym, nie radzącym sobie z bagażem własnych doświadczeń, uciekającym od pragnień tkwiących głęboko w jej sercu.

Przecież kobiety też decydują się czasem na bycie „singlami”.

Wydaje mi się, że żadna kobieta nie jest w stanie trwale odwrócić się od miłości, nie rezygnując ze swoich najgłębszych pragnień, ze swojej tożsamości. Życie bez miłości jest dla niej bardziej „koślawe” niż dla mężczyzny. Bo mężczyzna często w ogóle nie rozumie, czym jest miłość i nie kochając, nie potrafi dostrzec ubóstwa czy wręcz bezsensu swego życia.

Oczywiście, mówię o postawach płynących z wyboru, a nie o bardzo często bolesnej sytuacji samotności niewybranej i niechcianej.

Czyli „latanie” jest bardziej naturalne dla mężczyzn?

Kobieta prędzej czy później czuje się znużona „lataniem”, chce założyć dom.

Ale jest jeszcze druga strona syndromu Piotrusia Pana, która dotyczy właśnie kobiet

W bajce o Piotrusiu Panu pojawia się postać Wendy. Jest to dziewczyna Piotrusia, którą on porywa ze sobą. Właściwie, to sama Wendy pozwala mu się porwać. Piotruś chce, żeby była jego mamą, zajmowała się nim, była zawsze obecna, kiedy on wraca z zabawy. I Wendy to akceptuje. Zaczyna Piotrusiowi matkować, ale nie sprawuje nad nim żadnej kontroli. On cały czas robi to, na co ma ochotę, a ją to coraz bardziej niecierpliwi i unieszczęśliwia. Bajka kończy się tym, że Wendy wraca do prawdziwego świata, a Piotruś znowu odlatuje.

Właśnie w postawie owej Wendy przejawia się druga, „żeńska” strona syndromu Piotrusia Pana. Polega ona na tym, że kobieta wchodzi w głęboką relację z mężczyzną niedojrzałym, akceptuje jego niedojrzałość, „matkuje” mu i nie stawiając wymagań, nie pomaga mu w osiągnięciu odpowiedzialnej dojrzałości..

Przecież podtrzymuje te relacje przez swoją miłość.

Podtrzymuje, ale też za to płaci. W końcu to ją zostawia mężczyzna, to ona zostaje sama z dzieckiem. Mężczyźni są często „latającymi” egoistami, skupionymi na sobie, ale kobiety pozwalają im na to, nie stawiając wymagań. A nie stawiają ich bo boją się, że zostaną wtedy zostawione. A to budzi ich lęk – nade wszystko chcą być kochane i akceptowane. W ten sposób powstaje błędne koło – obie strony, Piotruś i Wendy, wspierają się wzajemnie w tym, co jest w nich słabe, chore i niedojrzałe.

Jakimi rodzicami są „Piotrusiowie”?

To zależy. Jeżeli podejmą się pracy nad sobą, pozwolą postawić sobie wymagania, i ma im je kto postawić, to mogą dojrzeć i stać się dobrymi ojcami. Jeżeli nie, to „odlatują”. Ojcostwo, to nie tylko biologiczny fakt, to przede wszystkim postawa. Nie wystarczy spłodzić dziecko, by naprawdę stać się ojcem. To się dokonuje dopiero wówczas, gdy mężczyzna uznaje swoje dziecko i podejmuje za nie odpowiedzialność.

Czy można powiedzieć, że macierzyństwo tkwi w naturze kobiety, a ojcostwa trzeba się dopiero nauczyć?

Tak. Kobieta rodzi się matką. Jeżeli odwraca się od macierzyństwa, to znaczy, że stało się z nią coś bardzo złego, ktoś ją skrzywdził. Mężczyzna ojcem zostaje lub nie.

Czy bycie Piotrusiem Panem jest grzechem?

Co to jest grzech? Grzech jest tym, co nas oddziela od Boga, co nas oddziela od miłości. Tak więc, można powiedzieć, że „piotrusiowatość” jest grzechem. Oczywiście, zawsze zostaje otwarte pytanie o odpowiedzialność: na ile to, co robię jest moim wolnym i rozumnym wyborem, a na ile rzeczywistością, z której nie zdaję sobie sprawy lub wobec której pozostaję zupełnie bezradny.

A czy nie jest to bardziej nieszczęście? Czy mężczyzna jest szczęśliwy jako Piotruś?

Czy egoizm i egocentryzm unieszczęśliwiają? Chyba przede wszystkim dotykają wszystkich wokół – tym mocniej im bardziej jest się od takiej osoby zależnym. Piotruś Pan, subiektywnie, niekoniecznie musi być nieszczęśliwy. Nie wie, że może być inaczej, bardziej, głębiej... Nie czuje tego w sobie. Natomiast na pewno żyje życiem ograniczonym. Nie jest dla niego dostępne, to, co stanowi o prawdziwej pełni i „smaku” życia. Na ogół też prędzej czy później odkrywa, jak bardzo jego życie jest samotne i puste. Często wówczas jest już jednak za późno.

Obecnie w kulturze panuje moda na „lekkość”...

Tak. Świat dziś promuje takie postawy. Mówi się, że życie jest łatwe, że wszystko można mieć za darmo. Ludzie oczekują teraz, że będzie zabawa, seks, dużo przyjaciół i, że to nic nie będzie kosztować. Tak się jednak nie da i prędzej czy później następuje jakiś dramat.

Bywa też tak, że Piotruś zauważa, że coś z nim jest nie w porządku, widzi, że sieje wokół siebie spustoszenie. I wtedy chciałby to zmienić, ale nie potrafi, nie wie jak.

Potrzebuje, żeby ktoś, pokazał mu drogę wyjścia z „piotrusiowatości”?

Musi pozwolić na postawienie sobie wymagań. I musi być ktoś, kto to zrobi. Może być to kobieta, duszpasterz, może jeszcze ktoś inny.

Ale przede wszystkim istnieje droga miłości, która polega na tym, że szukam tego, co jest dobre dla drugiej osoby, a nie tego, co jest dobre tylko dla mnie.

I tak naprawdę niczego więcej nie trzeba dodawać.

Jeżeli szukam tego, co jest dobre dla drugiej osoby, to idę drogą miłości. I czy jestem Piotrusiem Panem, czy nie, to nie ma znaczenia, najwyżej jest mi trochę trudniej to zrealizować.

Jowita Guja, Sławomir Rusin
http://www.katolik.pl/dla...068,416,cz.html


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group