Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Tematy różne - LEGENDY CHRZEŚCIJAŃSKIE

Anonymous - 2011-01-15, 21:37
Temat postu: LEGENDY CHRZEŚCIJAŃSKIE
Sen Najświętszej Maryi Panny

Zesłał Bóg Ojciec sen na Najświętszą Pannę, okrutny sen, proroczy sen, w którym ukazał Jej wszystkie męczarnie jedynego Syna od omdlenia w Ogrojcu do przybicia na krzyżu.
Widziała, jak Go pojmali zdradzonego przez Judasza i skrępowanego sznurami wlekli przed sędziów, jak Go cierniową koroną wieńczyli, jak go do słupa kamiennego wiązali i znęcali się nad nim okrutnie, jak szydzili z Niego i wyrok śmierci Nań wydali. I widziała Matka boleściwa najsroższe dla siebie katusze, kiedy przybity do krzyża konał Jej Syn jedyny i kiedy Mu włócznią bok otworzono, a z rany krew z wodą wypłynęła na znak śmierci cielesnej. A potem widziała jeszcze, jak z krzyża martwe i umęczone ciało zdejmowano i dotykała je własnymi rękoma, i na łonie swym piastowała je znowu, jak ongi, gdy Jezus Jej Dzieciną był malutką, gdy nie miał rąk ani nóg gwoździami przebitych, cierniami uwieńczonej skroni, a w boku rany głębokiej.
I wtedy usłyszała nad sobą głos słodki i czuły:
– Matko, czy śpisz?
Sen pierzchnął, a na jawie stał przy niej Syn Jej żywy we własnej osobie i pytał: o czym marzyła?
– O męczeństwie Twoim i śmierci Twojej, Jezu mój – odrzekła.
– Wszak o tym, Matko, prorocy przepowiadali i w Piśmie o tym stało od dawna, a teraz się wypełni to wszystko na świadectwo Bogu i prawdzie, Matko moja umiłowana!
I wypełniło się wszystko, jako przepowiedziane było: niewinna krew Baranka bożego zmyła grzechy świata.
Na Golgocie pod krzyżem stała Matka Siedmiobolesna; stała i ręce łamała, i spoglądała w górę nad ziemię, jak Syn Jej był wywyższony, i nie widziała nic, tylko Jego głowę zwieszoną w koronie cierniowej i oczy bielmem śmierci zachodzące, i usta posiniałe, a drżące błagalnym szeptem ofiary za katów swoich:
– Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!
Nie wiedziała tylko, że kiedy konał na krzyżu Pan Jezus przybity, to z piekła wyrwało się całe wojsko szatanów: krążyło jak skłębiona chmura nad krzyżem, aby Boską duszę przemocą porwać z rozkazu Lucypera i powlec do niego, niby brankę w niewolę wziętą.
Oblegały diabły krzyż i czatowały na ostatnie tchnienie Chrystusa, ale zuchwałość ich moc Boska ukarała ślepotą; jak nietoperze oślepione na słońcu, tak wysłannicy piekła z rozpaczą i wściekłością miotali się w powietrzu, tracąc wzrok i nie mogąc zobaczyć duszy Pana Jezusa.
Oślepieni rozbijali się o ramiona krzyża i spadali jak ćmy od płomienia osmolone w otchłań piekielną, wyjąc i tarzając się u stóp Lucypera:
– Nie widzimy Go! Nie widzimy nic! Ślepotą nas poraził!
Więc sam Lucyper, gniewny, wściekły, straszny, rozwinął skrzydła, pazury zakrzywił, poleciał na Golgotę, wzniósł się nad krzyż Chrystusowy i ośmielił się na samym jego szczycie uczepić jak jastrząb czyhający na gołębia.
Trząsł się z wściekłości i nienawiści piekielnej, kłami zgrzytał i dyszał żądzą pochwycenia duszy Zbawiciela Pana, usadowiony tuż nad Jego głową świętą i nietykalną. Pan Jezus podniósł oczy po raz ostatni, westchnął i do Boga Ojca zawołał:
– Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego!
A Lucyper, spotkawszy gasnące spojrzenie Pana Jezusa, oślepł tej chwili tak samo od wzroku Jego, jak poprzednio najśmielsze jego posły oślepły; omroczyła go noc ciemna, jakiej nawet piekło w najgłębszych swych czeluściach nie kryło, strach go zdjął wielki, sromotny, przygnębiający, puścił krzyż i po omacku schwyciwszy tylko łotra po lewicy Chrystusowej i wisielca Judasza po drodze, runął w otchłań piekielną, gryząc pięści z bezsilnej rozpaczy i wstydu.
Matka Boska stała pod krzyżem z najukochańszym uczniem Syna swego Janem i z Marią Magdaleną, i płakała... Wtedy jak obłok zerwało się stado jaskółek i zaczęło trzepotać w powietrzu skrzydełkami i żałośnie świergotać, niby płaczki łkające na pogrzebie:
– Umarł, umarł, umarł!
A z drugiej strony, jak szary tuman wzbiła się gromadka krzykliwych wróbli, ćwierkając tamtym na przekór:
– Żyw, żyw, żyw!
Słysząc to Żydzi wzięli włócznię i przebili bok Chrystusowi Panu i jako Matce Bożej się wyśniło, wypłynęła z rany krew z wodą. Nad głową Zbawiciela ukrzyżowanego splatał się i rozplatał jaskółczy wianek niby żałobna wstęga, a wróbliska przestraszone odleciały i odtąd w dzień świętych apostołów Szymona i Judy diabeł je łapie gromadnie i całymi korcami wsypuje do piekła. Z krwi, co ciekła z ran Chrystusowych, wyrosły białe lilie, a od krwawych łez Matki Bożej pordzewiały srebrne i złote listki storczyków, co rosły przy drodze wiodącej na Golgotę; tam zaś, gdzie padły łzy Marii Magdaleny, wytrysła z ziemi stokroć.
Męczeństwo, boleść i żal po śmierci Pana Jezusa zapisały się na ziemi kwiatami, Bogu na chwałę, ludziom na pamiątkę.

http://www.apostol.pl/czy...zej-maryi-panny

Anonymous - 2011-01-15, 21:57

NARODZINY NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY

Według tradycji przyszła Matka Jezusa miała urodzić się pobożnej parze żydowskich rodziców, Joachimowi i Annie, wcześniej długo nie mogących doczekać się potomka. Dla Żydów brak dzieci był prawdziwą tragedią. Jednak mogli oni wierzyć, że Bóg Izraela wysłucha błagalnych próśb rodziców, tak jak to miało miejsce w przypadku Abrahama i Sary lub żony Elkany Anny – matki proroka Samuela. Ta ostatnia upokarzana przez drugą, lecz płodną żonę Elkany, modliła się i płakała w świątyni jerozolimskiej robiąc Bogu następujące przyrzeczenie: „Panie Zastępów! Jeżeli łaskawie wejrzysz na poniżenie służebnicy twojej i wspomnisz na mnie, i nie zapomnisz służebnicy twojej, i dasz mi potomka płci męskiej, wtedy oddam go Panu po wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy”.

Według tradycji rodzice Marii mieli uczynić podobne przyrzeczenie. Czy modlili się o syna? Nie wiadomo. W każdym razie Bóg miał w stosunku do nich inne plany i obdarował ich córką. I chociaż Żydzi również cenili bardziej synów niż córki – „Córka dla ojca to skryte czuwanie nocne, a troska o nią oddala sen: w młodości, aby przypadkiem nie przekwitła, a gdy wyjdzie za mąż, by przypadkiem nie została znienawidzona” - mówi Mądrość Syracha, a rabini, zastanawiając się co znaczy, że Bóg szczęścił Abrahamowi we wszystkim, doszli do wniosku, że to szczęście to dlatego, że miał syna a oszczędzono mu córki – to jednak izraelskie dziewczynki mogły być spokojne o swoje życie, czego nie da się powiedzieć o świecie otaczającym Żydów w czasach narodzenia małej Miriam. Syn czy córka – jeśli przyrzeczenie zostało złożone należało je spełnić (o czym przekonuje również historia córki Jeftego – znacznie bardziej tragiczna).

Tradycja podaje, że kiedy Miriam skończyła trzy lata jej rodzice przyprowadzili ją do jerozolimskiej świątyni, gdzie spotkał ją arcykapłan Zachariasz (przyszły ojciec Jana Chrzciciela) i tam wychowywała się w otoczeniu pobożnych niewiast. Te trzy lata był to prawdopodobny czas odstawienia dziecka od piersi - pamiętamy, że i mały Samuel wtedy został oddany na służbę do świątyni – a izraelskie matki karmiły dzieci piersią długo by ustrzec je przed groźnymi dla ich życia biegunkami. Czy wśród pobożnych kobiet wśród których miała się wychowywać Miriam była również prorokini Anna córka Fanuela mająca spotkać się z Miriam wtedy, kiedy przyniosła ona swojego syna do świątyni? Nie wiemy tego na pewno, chociaż prorokini Anna musiałaby znać Miriam, gdyby ta wychowywała się w świątyni jerozolimskiej.

Wracając do narodzin, które dziś świętujemy to nadanie przez rodziców imienia Miriam, które znaczyło pierwotnie „kochana przez Jah” i które to imię nosiła również dzielna i pomysłowa siostra Mojżesza świadczyć może o tym, że nie czuli się nadmiernie rozczarowani płcią dziecka. Chociaż to dopiero Miriam po poczęciu Jezusa wypowie słowa, że Bóg wejrzał na uniżenie służebnicy swojej.

Dorota Walencik


http://www.magazyn.ekumen...09165657781.htm

Anonymous - 2011-01-16, 19:51

Kaftanik dla Dzieciątka

W pewnej kramie niemieckiej, w Kresburgu, na Boże Narodzenie wszystkie dzwony rozbrzmiewają co roku z pięciominutowym opóźnieniem... Wyjaśnienie tego faktu, niezwykłego i prawdopodobnie jedynego, dostarczyła tradycja wraz z legendą, którą warto opowiedzieć, gdyż jest bardzo pouczająca.
Legenda mówi o pewnej niewieście z Kresburga, która nazywała się - jak bohaterka Fausta - Małgorzata, ale nie była młodziutką dziewczyną, lecz już zgrzybiałą staruszką, choć jeszcze pracowitą i nader pobożną.
Pewnego zimowego wieczoru, 24 grudnia, stara Małgorzata w swoim małym, ale schludnym domu pracowała przy świetle kaganka, robiąc na drutach kaftanik. Była już noc, kiedy drzwi samotnego domku otworzyły się bezszelestnie i weszła Śmierć, ledwie muskając Małgorzatę zimnymi i suchymi palcami. Staruszka spokojnie podniosła na nią wzrok.
- Już czas? - spytała po prostu.
- Czas - skinęła potakująco Śmierć.
Małgorzata nie przerwała pracy.
- Musisz poczekać - powiedziała, nie przestając robić na drutach. - Wiem, że żyłam długo, i wiem, że zbyt długo nie nadchodziła moja ostatnia godzina. Od dawna jestem przygotowana do tej drogi. Lecz teraz, w tym właśnie momencie nie mogę iść za tobą. Proszę cię, byś pozwoliła mi dokończyć ten wełniany kaftanik.
- To niemożliwe - odpowiada Śmierć. - Prawo jest prawem. Sama wiesz, że nie ja tu rozkazuję. Wykonuję tylko postanowienie Boże.
- Proszę cię jednak, żebyś odrobinę poczekała - nalega staruszka. - Ta noc jest inna niż wszystkie.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Wystarczy dwie godziny.
- Dwie godziny to za długo - odpowiada Śmierć. - Chcesz być nieposłuszna wobec praw Bożych. Powinnaś za to być ukarana.
- To nieważne - mówi staruszka. - Wystarczy mi, że skończę ten kaftanik. Od tylu lat robię co rok wełniany kaftanik dla Dzieciątka, które się rodzi. A jeśli nie skończę. Dzieciątko zmarznie. Nie czujesz, jaki mróz?
- Dwie godziny lekceważenia znaku, który ci dałam tutaj - nalega surowa Śmierć - oznacza dwieście lat pokuty tam, nim będziesz mogła w pokoju osiągnąć niebo!
Małgorzata zadrżała.
- Dwieście lat!... Ale trudno... Dzieciątko nie może zostać bez kaftanika. - I nie przerywa pracy.
Pracuje tak przez dwie godziny, prawie do północy. Kiedy skończyła, wstaje i wychodzi z domu, a za nią jej nocny gość. Po drodze spotkali Dzieciątko, które zstąpiło nago między ludzi. Małgorzata przyklęknęła przed Nim i po raz ostatni włożyła Mu kaftanik, by nie zmarzło, tak samo jak czyniła to przez tyle już lat.
- A teraz dokąd idziecie? - spytało Dzieciątko dwóch wędrowniczek.
- Idę odbyć dwieście lat kary, by dostąpić potem szczęśliwości - odpowiada niewiasta - a ona towarzyszy mi, gdyż czekała dwie godziny, bym skończyła kaftanik dla Ciebie.
- Nie trać dłużej czasu - rzekło Dzieciątko do Śmierci. - Ja sam odprowadzę tę poczciwą staruszkę do miejsca, gdzie na nią czekają. - Bierze ją za dłoń i zawraca do raju, skąd dopiero co przybyło.
Wróciło czym prędzej, wiedząc, że jest oczekiwane na ziemi. Ale nie zdążyło dotrzeć do Kresburga punktualnie jak zazwyczaj. Było już pięć minut po północy. Dokładnie pięć minut, tyle czasu, ile trzeba było na dodatkową wyprawę do raju.
I od tego czasu, według legendy, dzwony w Kresburgu wybijają Boże Narodzenie z pięciominutowym opóźnieniem w stosunku do reszty świata.
A kiedy rozbrzmiewają o dwunastej pięć, zda się, iż chcą przypomnieć, że prawo może być naruszone tylko z miłości i że takiego naruszenia nie można karać, a nawet godzi się nagradzać, choćby na przekór wszystkim prawom ludzi i czasu, jeśli okaże się to konieczne.

http://www.apostol.pl/czy...dzieci%C4%85tka

Anonymous - 2011-01-16, 20:28

Podpłomyk Jezusa Chrystusa

Kiedy Jezus Chrystus chodził z apostołami po świecie, pewnego dnia spotkał żebraka, który poprosił Go o jałmużnę, a Odkupiciel rozkazał Piotrowi, by dał mu kawałek podpłomyka. Ledwie biedaczysko zrobił kilka kroków. Pan zawołał go i rzekł:
- Powiedz no mi, co uczynisz z tym podpłomykiem?
- Mistrzu - odrzekł biedak - zjem połowę dziś a połowę jutro.
Jezus Chrystus kazał Piotrowi odebrać podpłomyk biedakowi, który poszedł sobie, zdumiony i niezadowolony z takiego postępowania. Wkrótce potem spotkali innego żebraka, który też poprosił o jałmużnę i dostał podpłomyk.
I Odkupiciel także jego zapytał, co uczyni z tym darem od Boga, a biedak odrzekł:
- Mistrzu, zjem go zaraz.
- A co będzie jutro?
- O jutro zatroszczy się Bóg.
Jezus Chrystus, błogosławiąc go, dodał:
- I Bóg będzie zawsze troszczył się o ciebie i o wszystkich tych, którzy Mu ufają.

http://www.apostol.pl/czytelnia/legendy-chrzescijanskie/podp%C5%82omyk-jezusa-chrystusa

Anonymous - 2011-01-16, 20:43

Święty Graal


Kiedy Józef z Arymatei dowiedział się, że Jezusa przybito do krzyża, poszedł zbolały do Piłata, by rzec:
- Tyle czasu służyłem ci wiernie, a nie miałem od ciebie ani razu choćby pochwały. Teraz nie zadowolę się, póki nie dostanę czegoś, co od dawna mi obiecywałeś.
- Żądaj - odparł Piłat - a otrzymasz.
- Daj mi więc ciało Jezusa, którego niesprawiedliwie powiesiłeś na krzyżu. Piłat zdziwił się, że Józef żąda tak mało, i od razu wyraził zgodę.
- Lecz strzeże Go wielu ludzi - odparł Józef - i nie pozwolą mi Go zabrać.
- Idź więc - oznajmił Piłat - i powiedz, że to ja cię przysyłam.
Poszedł Józef na Kalwarię, a kiedy dotarł do stóp krzyża, zmogła go żałość, że oto widzi Jezusa wiszącego w ten sposób, więc rozpłakał się gorzko. Potem rzekł do tych, którzy stali w pobliżu:
- Piłat wydał mi to ciało i rozkazał, bym zdjął je z drzewa hańby.
Ci zaś odrzekli chórem:
- Nie zabierzesz go stąd. Ten człowiek rzekł, że trzeciego dnia zmartwychwstanie, więc chcemy Go strzec, bo mogliby zabrać Go przyjaciele, by rzec później, iż powstał z martwych.
- Pozwólcie mi go zabrać.
- Prędzej już cię zabijemy! - wykrzyknęli wtenczas Żydzi.
I Józef mógł jedynie wrócić do Piłata, by opowiedzieć mu, co zaszło. Piłat rozgniewał się i myślał, co przedsięwziąć przeciwko Żydom, kiedy wszedł pewien mąż nazywany Nikodemem.
- Idźcie we dwóch - powiedział Piłat i wskazał Józefowi kielich. Był to ten bezcenny kielich, w którym Jezus poświęcił wino i który podawał swoim współbiesiadnikom, by z niego pili, a który jeden z Żydów zabrał z domu Szymona.
Józef i Nikodem pospieszyli na Kalwarię. Nikodem po drodze wstąpił do kowala i wziął cęgi oraz młot. Dotarli do krzyża. Kiedy Żydzi ich ujrzeli, poczęli wznosić przeciwko nim okrzyki, wołając, że nie zostawią krzyża ani Józefowi, ani nikomu innemu, ale Nikodem rozgniewał się i zaczął im grozić. Wtedy Żydzi poszli do Piłata, by protestować, a w tym czasie Nikodem wspiął się na krzyż i odczepił ciało Jezusa. Józef wziął ciało w swoje ramiona i złożył ostrożnie na ziemi. Potem, pełen smutku, obmył je i widząc, że z ran spływa krew, pobiegł po kielich i podstawił go tam, gdzie kapała krew. Naciskał rany rąk, stóp i boku, aż wszystka krew została zebrana w kielichu. Owinął wreszcie ciało Jezusa w kupiony po to właśnie całun i złożył je w nowym grobowcu, który przykrył kamienną płytą.
W tym czasie powrócili Żydzi, mówiąc, że Piłat wydał rozkaz, by grób był strzeżony dniem i nocą, gdyż Jezus powiedział, iż po trzech dniach zmartwychwstanie. Postawili więc wszędzie wokół grobu uzbrojone straże, a Józef wrócił do swojego domu.
W tym czasie Jezus zstąpił do piekieł, by uwolnić od śmierci dusze Adama i Ewy, proroków i dawnych ojców. Potem trzeciego dnia zmartwychwstał, ale Żydzi Go nie widzieli. Ukazał się, jak dobrze wiemy, Marii Magdalenie, apostołom i uczniom, którzy widzieli Go wyraźnie. Kiedy nowina rozniosła się, Żydzi zebrali się w świątyni, by się naradzić, albowiem sprawy układały się nie po ich myśli. W końcu postanowili, że oskarżą Józefa i Nikodema. Mieli więc pójść, aresztować ich i po przesłuchaniu skazać na śmierć. Nikodem miał przyjaciela, który uczestniczył w naradzie i na czas przysłał wiadomość, że musi uciekać, jeśli nie chce zostać zabity; tak więc, kiedy Żydzi przyszli po niego, nikogo nie zastali.
Rozwścieczeni ucieczką Nikodema, pobiegli do domu Józefa, wyłamali drzwi, wzięli Józefa, zabrali ze sobą i wypytywali, co zrobił z ciałem Jezusa.
- Zaraz po złożeniu do grobu - odparł Józef - pozostawiłem je pod strażą waszych żołnierzy, sam zaś wróciłem do domu. Od tego czasu nie widziałem go.
- Ukryłeś je - nalegali tamci. - Tam, gdzie je złożyłeś, już go nie ma.
Zaprowadzili Józefa do domu pewnego bogatego Żyda i tam obili kijami. Potem zawlekli go to okrągłej wieży z głębokimi podziemiami; rzucili do ciemnicy zbudowanej z zimnych kamieni, zakuli go w łańcuchy i zamurowali.
Piłat wpadł w gniew, kiedy dowiedział się o zniknięciu Józefa, zasmuciło się jego serce, że nie ma już tak wiernego przyjaciela. Lecz Bóg nie zapomniał o Józefie i ponieważ Józef dużo dla Niego wycierpiał, ukazał mu się w więzieniu, trzymając kielich rzucający wielkie światło, które oblało blaskiem całe pomieszczenie. Józef, widząc to promieniowanie, uradował się.
- Nie trać odwagi - rzekł Pan - gdyż moc Boża uratuje cię i zaprowadzi do raju.
Zapytał wtenczas Józef:
- Kim jesteś Ty, który zsyłasz taki blask.
Na to Jezus:
- Jestem Synem Boga i przyszedłem na ziemię, by zbawić grzeszników od potępienia i mąk piekielnych.
- Panie - powiedział wówczas Józef - proszę Cię, byś zmiłował się nade mną. Przez miłość do Ciebie zostałem tu zamknięty i umrę, jeśli mi nie pomożesz! Nie było dnia, bym Cię nie miłował, lecz nigdy nie odezwałem się do Ciebie ani słowem, gdyż nie śmiałem. Nie uwierzyłbyś mi, albowiem zasiadałem w Sanhedrynie obok tych, którzy zgotowali Ci śmierć!
Wtenczas rzekł mu Pan:
- Byłeś wśród moich przyjaciół i służyłeś mi w tym, w czym mogłeś, kiedy Piłat dat ci moje ciało w zapłatę za twoje zasługi. Dlatego będziesz miał pieczę nad dowodem mojej śmierci, a po tobie będą tę pieczę sprawowali ci, którym zechcesz ją powierzyć. Potem Pan ujął kielich, w którym zebrana była Jego cenna krew a widząc to Józef dziwował się wielce, gdyż wiedział, że zostawił kielich w swoim domu. Ale zaraz przyklęknął i wziął kielich z Boskich rąk.
- Józefie - powiedział mu jeszcze Pan - to jest zbawienie grzeszników i ci, którzy naprawdę we Mnie wierzą, będą żałować za swoje grzechy. Ty zaś przez swoją mękę zyskałeś wieczną radość. Za każdym razem, kiedy sprawowany będzie sakrament, będziesz wspominany.
- Panie mój! - wykrzyknął Józef- Tego nie pojmuję. Powiedz, jak to będzie, bym wiedział.
- Józefie, wiesz, że w domu Szymona wieczerzałem z uczniami moimi po raz ostatni zeszłego czwartku. Błogosławiłem chleb i wino, i powiedziałem, że oto spożywają Moje ciało i piją Moją krew. W ten sam sposób będzie odprawiana ta ofiara w najbardziej zapadłych okolicach; kamień, na którym złożyłeś Mnie po zdjęciu z krzyża, stanie się ołtarzem, na którym będą Mnie składać, dokonując mojej ofiary. Płótno, w które Mnie owinąłeś, zostanie nazwane korporałem, ten puchar, w który zebrałeś krew spływającą z moich ran, zostanie nazwany kielichem. Patena, która go przykryje, będzie symbolizować ów kamień, który przywalił mnie w grobie. Tak będziesz wspominany. I wszyscy, którzy będą pili z twojego kielicha, znajdą się u Mego boku i zyskają szczęśliwość. I ci wszyscy, którzy poznają te słowa i wspomną je, będą żyli w cnocie i w lasce Boga.
I dodał Pan:
- Józefie, kiedy będziesz tego potrzebował, Matka Boska da ci dobrą radę i Duch Święty stanie przy tobie. Módl się, Józefie, gdyż odchodzę, a nie zabiorę cię ze sobą. Nie ma na razie powodu. Zostaniesz jeszcze zamknięty tutaj i więzienie będzie ciemne, jak wtedy, kiedy jeszcze do ciebie nie przyszedłem. Nie bój się i nie smuć, albowiem twoje uwolnienie przyjdzie w sposób cudowny i będzie dziełem tych właśnie, którzy cię do więzienia wtrącili.
Tak więc Józef pozostał zamurowany w więzieniu. Był w nim długo i nikt już o nim nie pamiętał, aż pewien pielgrzym, który długo mieszkał w Judei w czasach, kiedy Jezus wędrował po ziemi, powrócił do Rzymu. Opowiadał o ślepych, którzy odzyskali wzrok, ułomnych, którzy chodzili, i bardzo wielu innych cudach, a w tym także o trzech wskrzeszonych zmarłych.
Dokładnie w czasie, kiedy ten pielgrzym opowiadał w Rzymie o tych wydarzeniach, Wespazjana, syna cesarza, dręczył straszliwy trąd; zamknięto go w wieży bez drzwi i okien, tylko ze szparą, do której przystawiano drabinę, by podać mu pożywienie. Zapytano też pielgrzyma, czy tam w tych odległych krajach, można znaleźć coś, co uzdrowiłoby syna cesarza, on zaś odpowiedział, że niedawno, za rządów Piłata został zabity wielki prorok. Wtenczas cesarz posłał swoich posłańców na drugi brzeg morza, by dowiedzieli się, czy to, co twierdził pielgrzym, było prawdą, i by poszukali przynajmniej jakiegoś przedmiotu należącego do owego proroka.
Posłańcom sprzyjał wiatr i przepłynęli morze. Kiedy dotarli do Jerozolimy, kazali zgromadzić Żydów, by zapytać, czy nie ma ktoś przedmiotów, które należały do proroka; minął miesiąc, ale nie mogli niczego znaleźć. Na koniec pewien Żyd wskazał im niewiastę, która miała wizerunek Jezusa.
- Nazywa się Weronika i mieszka przy tej ulicy, gdzie jest szkoła - oznajmił - ale nie wiem, skąd ma wizerunek.
Kiedy odszukano niewiastę, ta zaczęła opowiadać:
- Kazałam przygotować całun i miałam go ze sobą, kiedy napotkałam proroka; ręce miał związane do tyłu i Żydzi prosili mnie w imię Boże, bym moją chustą otarła twarz skazańca. Uczyniłam to bardzo starannie, gdyż był okryty krwią i potem. Żydzi poprowadzili Go dalej, bijąc kijami i znieważając. Szedł i nawet się nie uskarżał. Kiedy wróciłam do domu, rozwinęłam płótno i zobaczyłam, że odbił się na nim ten wizerunek, który i wy możecie oglądać. Chętnie udam się z wami, by uratować syna cesarza, ale nie dawajcie mi ani złota, ani srebra, gdyż wolę umrzeć niż się pozbyć chusty.
Po powrocie do Rzymu posłańcy cesarscy pokazali synowi cesarza chustę i trędowaty został uzdrowiony. Poruszony tym cudem, prosił ojca, by mógł wyruszyć i pomścić śmierć Pana, który go uzdrowił.
- Nie szczędźcie ani rodziców, ani dzieci - zalecił cesarz, dając swoje przyzwolenie.
I Wespazjan wyruszył. Kiedy dotarł do Jerozolimy wraz ze swoimi rycerzami, kazał wtrącić do więzienia wszystkich Żydów i zagroził, że zginą, jeśli nie oddadzą Jezusa żywego. Żydzi powiedzieli, że ciało Jezusa zostało powierzone Józefowi z Arymatei i że nie wiedzą, co ten z nim uczynił. Ale Wespazjan raz jeszcze zagroził im śmiercią, a wtedy jeden z nich powstał i rzekł:
- Czy darujecie życie mnie, mojej żonie i dzieciom, jeśli wskażę wam, gdzie przebywa Józef?
Kiedy Wespazjan obiecał darować mu życie. Żyd zaprowadził go do wieży, w której zamknęli Józefa wiele lat wcześniej, lecz szukali go długo, a nie znaleźli. Wreszcie pomyśleli, że jest może zamurowany w podziemiach wieży.
- Czemu go tutaj zamknęliście? - zapytał Wespazjan.
- Z powodu szalonych rzeczy, które głosił - odparli Żydzi.
- Powiedzcie, czy może być jeszcze żyw?
- Nie wiemy, lecz zda się nam, że nie; zbyt dawno był zamknięty.
- Mógł zachować go przy życiu Ten, który mnie uratował - zauważył Wespazjan. - Jeśli naprawdę Józef został zamurowany za Niego, nie zda mi się możliwe, by Jezus pozwolił na taką śmierć. Chcę rozejrzeć się dokładniej.
Otworzono wtedy podziemia, zajrzeli w ciemność i zawołali Józefa, lecz nikt nie odpowiedział. Żydzi mówili, że byłby to cud, gdyby Józef zdołał wytrzymać tak długo nie jedząc i nie pijąc, bez powietrza ni światła, lecz król nalegał, powiadając, że nie uwierzy w jego śmierć, póki nie zobaczy go na własne oczy.
Zażądał długiego sznura, który natychmiast mu przyniesiono. Raz jeszcze zawołał, ale nikt nie odpowiedział. Wtedy kazał się opuścić na dół, rozejrzał się dokoła a w końcu wydało mu się, że w jednym kącie dostrzega jasność i skierował się w tamtą stronę. Kiedy Józef z Arymatei ujrzał cesarza, wyszedł mu naprzeciw, mówiąc:
- Witaj, Wespazjanie! Kogóż to szukasz?
Wespazjan osłupiał.
- Kto wyjawił ci moje imię? I czemu nie odpowiadałeś, kiedy cię wołałem? I dlaczego tu jesteś? Powiedz, kimżeś jest? Rozkazuję ci!
- Jestem Józefem z Arymatei - odpowiedział cień.
Cesarz, słysząc te słowa, wykrzyknął rozradowany:
- Niechaj błogosławiony będzie Bóg, który cię uratował!
Rzucili się sobie w ramiona, pozdrowili się, ale Wespazjan zaraz chciał poznać imię Tego, który go uzdrowił, i Józef z Arymatei pouczył go o wierze w Chrystusa.

http://www.apostol.pl/czy...i%C4%99ty-graal


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group