Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-09-25, 00:39 Sprawy zatajone przed ślubem - ratować czy unieważnić ślub?
Witam serdecznie. Od niedawna w sumie przeglądam to forum, ale wiem, że mogę liczyć na Wasze wsparcie i dobre rady.
Moja historia jest zakręcona - ale pewnie każdej/każdemu z nas tak się wydaje. Poznałam swego męża w czasie, kiedy mieszkałam za granicą. On zresztą też. Każde znas wtedy było w innym związku (i każde z nas było w tym związku nieszczęśliwe). Nie doszło do zdrady fizycznej, ale myślę że do emocjonalnej tak: oboje emocjonalnie zdradziliśmy wtedy swoich partnerów, bo poczuliśmy "to coś" już po pierwszym spotkaniu i nie baliśmy się o tym mówić. Potem, każde niezależnie, zerwało swój poprzedni związek. Minął ponad rok od zakończenia poprzednich związków (mniej więcej), kiedy postanowiliśmy być razem.
Potem mieliśmy przerwę w swym związku - na jego życzenie. Po powrocie do siebie, postanowiliśmy mieć dziecko, jeszcze przed ślubem. Ślub odbył się jak dzidzia już miała kilka miesięcy i wtedy też postanowilismy wrócić do Polski.
Problem w naszym związku polega na notorycznych kłamstwach mojego męża i ciągłych zapewnieniach, że "to już ostatni raz". I tak w kółko. Już w dwa tygodnie po ślubie odkryłam nieścisłości w historiach mego męża, ale on zawsze miał rewelacyjne wytłumaczenie. Dzisiaj widzę, jaka byłam naiwna... ale ciężko jest uświadomić sobie, że kochana osoba okłamuje, że miesiąc miodowy tak naprawdę był gorzkim miesiącem... Z czasem na jaw wychodziły coraz to inne prawdy... Do najgorszych zaliczam zatajenie wzięcia kredytu przed ślubem, alkoholizm jego ojca oraz ... dziecko z jego byłą... Byłam w szóstym miesiącu ciąży z drugim dzieckiem, jak się dowiedziałam...
Mój mąż twierdził, że podczas naszej przerwy gdzieś ją spotkał i jakoś tak wyszło... Dla dobra dziecka i maleństwa noszącego pod serduszkiem postanowiłam dać szansę naszemu związkowi i przetrwać. Były łzy, prośby męża i oczywiście radość, że daję mu szansę... No i te zapewnienia... Nic nie warte obietnice, bo coś wiecznie wychodziło na jaw, a mąż przyznawał się do winy dopiero po mocnym przyparciu do ściany.
Dziś drugie maleństwo jest już na świecie... Mąż w międzyczasie musiał wyjechać do pracy zagranicę (jego kłamstwa doprowadziły nas do ruiny finansowej) a ja, mając trochę czasu dla siebie, zaczęłam sobie wszystko powoli układać... Wiem, że jest poprostu chory, bo zdrowa osoba owszem może kłamać, ale takich historii, jakie wymyślał mój mąż i sposób, w jaki te historie wprowadził w moje życie i życie mojej rodziny - mogłaby wykreować tylko pod wpływem bodźców chemicznych... Myślałam, że ten wyjazd coś zmieni, że zatęskni, i jak obiecywał, przemyśli wszystko... ale dalej trzymał się chorych wersji... w końcu obiecał mi,że powie prawdę... tylko, że on ma do Polski przyjechać dopiero za trzy miesiące... a ja, wczoraj w końcu poukładałam wszystko w jedną całość... potwierdziłam też swoje przeczucia u teściowej...i teraz juz wiem, że mój mąż tak naprawdę nie "spotkał się przypadkiem z byłą" tylko cały czas z nią był... przypuszczam, że ta przerwa była mu potrzebna na sprawdzenie mnie, czy będę się o niego starać... swoją byłą cały czas miał przy sobie (ona mieszkała w Polsce) i jak się już upewnił, że go kocham, zerwał z nią i srytnie do mnie wrócił... tylko... tylko że nie przewidział, że ich ostatnie dni/noce zakończą się ciąża... O tym, że ona jest w ciąży dowiedział się jak już była w 4 m-cu. Tydzień później ja mu zakomunikowałam, że będziemy mieli dzidziusia... I chłopak wybrał mnie - nie wiem czy Bogu za to dziękować, czy to traktować jako karę... :)... nie wytrzymałam psychicznie i wysmarowałam mu smsa... napisałam o odkrytej prawdzie i o tym, że skoro tak ciężko mu było się z tamtą rozstać (a zapewniał mnie cały czas, że jestem tą jedna jedyną, że za nic nie chciał by mnie stracić), to może sobie teraz do niej dzwonić i pisać... zadzwonił wściekły i zaczął wygrażać, że sobie "porozmawiamy"... nie wiem, co dokładnie chciał mi powiedzieć, bo po pierwsze wyczułam, że jest pijany, a po drugie- nie miałam ochoty na jego wrzaski, więc rzuciłam słuchawką...
Wiem... gdybym zaprosiła z powrotem Boga do swego życia,zamiast bawić się jego przykazaniami, to być może w porę bym przejrzała na oczy... gdybym miała trochę więcej szacunku so siebie, to po tej jego zażyczonej przerwie, kazałabym o siebie bardziej walczyć... ale czasu nie cofnę... kocham swoje dzieci i nie chcę, by wychowywały się w rozbitej rodzinie... ale też nie mogę pozwolić na takie traktowanie... myślę o separacji... by mężem wstrząsnąć... chcę, by sam wpadł na pomysł, że należy przyznać się przed moją rodziną do tych wszyskich kłamstw i ich przeprosić. I przede wszystkim musi sam zdecydować się na leczenie... Ja nie mogę tego na nim wymóc, bo skończy się tylko głupimi obietnicami... a ja? A ja powierzyłam już Matce Boskiej naszą sytuację i jestem w trakcie odmawiania Nowenny Pompejsńskiej w tej intencji... poświecam dany mi czas swoim dzieciaczkom, uczę się nowego języka (czeskiego, bo jest śmieszny i poprawia humor) i próbuję odnaleźć siebie...
Dłuuugi ten post... nie wiem, czy ktoś się odważy do końca go przeczytać i coś doradzić... mam nadzieję, że znajdzię się paru śmiałków :)
Renata23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-25, 07:07
Powierzasz swoją sprawę Matce Bożej a co robiłaś wcześniej, wiedziałaś ze jesteście w związkach, że ten mężczyzna ma kobietę. Gdzie wtedy była twoja wiara w Matkę Bożą.
NIE BUDUJE SIĘ SZCZĘŚCIA NA CUDZYM NIESZCZĘŚCIU.Jeśli chcesz być w zgodzie z Bogiem to musisz zacząć od siebie, pościć Boga aby ci wybaczył że myślałaś tylko o sobie, a pomyślałaś co czuje tamta kobieta tak samo okłamana przez twojego męża, i zostawiona w ciąży samej sobie.
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-25, 08:36
Renato!
Chyba nie przeczytałaś tej historii zbyt dokładnie. Wcześniej oboje byli w niesakramentalnych związkach, trwali z różnych przyczyn w permanentnym grzechu, więc nie wiem co jest lepsze.
A co tylko związki sakramentalne są ważne, a jeśli komuś coś mówimy przysięgamy przekonujemy zdobywamy jego zaufanie a potem go depczemy to jakie znaczenie ma rodzaj związku pamiętaj krzywda do krzywda i tyle!
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-25, 10:05
Renata23 napisał/a:
krzywda do krzywda i tyle!
Tak, masz rację. Jednak świadomy wybór życia bez Boga to też fakt. Wydaje mi się, że mamy niewystarczającą świadomość łaski jaką daje nam sakrament małżeństwa.
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-25, 13:00
Renata23 napisał/a:
Powierzasz swoją sprawę Matce Bożej a co robiłaś wcześniej, wiedziałaś ze jesteście w związkach, że ten mężczyzna ma kobietę. Gdzie wtedy była twoja wiara w Matkę Bożą.
NIE BUDUJE SIĘ SZCZĘŚCIA NA CUDZYM NIESZCZĘŚCIU.Jeśli chcesz być w zgodzie z Bogiem to musisz zacząć od siebie, pościć Boga aby ci wybaczył że myślałaś tylko o sobie, a pomyślałaś co czuje tamta kobieta tak samo okłamana przez twojego męża, i zostawiona w ciąży samej sobie.
Mój poprzedni związek owszem, był niesakramentalny, bo mieszkaliśmy razem. Ale zapraszałam Matkę Boską wtedy do swego życia. Mój poprzedni chłopak był wspaniałym przyjacielem, ale w pewnym momencie zaczął mnie źle traktować i nie czułam w głebi serca, że chcę z nim założyć rodzinę. Coraz bardziej się psuło a ja modliłam się do Maryi, by mi pomogła zdecydować się na małżeństwo. By wskazała mi drogę. I myślałam, że wskazała, bo kiedy poznałam swojego męża, poczułam, że to jest to. Wiem, że to brzmi banalnie i jak w tanim romansie. Jak już pisałam - nie doszło do zdrady fizycznej, owszem, oboje doszliśmy do wniosku, że coś między nami zaiskrzyło, lecz żadne z nas nie wiedziało, co to jest. Wymieniliśmy się wtedy telef. utrzymywaliśmy kontakt tel., czysto przyjacielski, to nie był zaden romans. Zreszta ja swojemu chlopakowi powiedzialam od razu o swoich uczuciach, bylam z nim szczera. Mój mąż nie miał zadnego wplywu na rozstanie sie z moim chlopakiem. Do niczego mnie nie namawial, nie znal szczegołów naszego zwazku. O tym, ze jestem wolna, powiedzialam mu dopiero 3 mce po zerwaniu z moim poprzednim chlopakiem. Ale nie wtracalam sie w jego zwiazek. Potem on mi powiedzial, ze tez sie rozstal zerwał ze swoją dziewczyną. Nie spotykalismy się od razu, zerwałam nawet z nim kontakt na dwa, trzy mce, bo nie wiedziałam, czy to, co do niego zaczynam czuć, to prawdziwie rodzące się uczucie, czy też zwykła tęsknota za męskimi ramionami. Dopiero jakies 1,5 roku (niecale) po rozstaniu sie z poprzednim partnerem, zwiazalam sie z moim mezem. Zaznaczyc chce, ze ja bylam w tym czasie przekonana, że spotykam się z wolnym człowiekiem. Oboje byliśmy za granicą, jego była mieszkała w Polsce. W życiu by mi nawet przez głowę nie przeszło, że on mnie okłamuje ,że są nadal razem. O tym, że oni mają wspólne dziecko, dowiedziałam się przez przypadek w 8 mcy po ślubie... na pare dni przed swoimi urodzinami, w 6tym miesiącu ciąży z drugim już naszym dzieckiem... Nigdy nie było mi dane było poznac jego byłej, on z nia tez nie utrzymuje kontaktu, bo ona nie pozwala nikomu z jego rodziny widywac dziecka. Dziecko nie jest uznane, nie ma mego męża nazwiska... Modlę się o szczęście dla tego dziecka, by znalazł się mężczyzna, który je pokocha jak własne...
Ja trochę się pogubiłam, jak zaczęłam się z moim mężem już oficjalnie spotykać. Niby Bóg w moim życiu był, ale na moich zasadach. Zignorowałam wiele przykazań, z własnej woli i świadomie zdecydowałam się na dziecko przed slubem. Nie miałam pojęcia, że jego była w tym czasie też jest w ciąży, bo bez owijania w bawełnę, mój mąż skoczył z kwiatka na kwiatek, z łóżka do łóżka. I możecie mnie oceniać jak chcecie - ja wiem, że popełniłam tutaj błąd, że zgrzeszyłam. Ale wtedy mi się wydawało, że mam do tego prawo, bo zostałam wcześniej źle potraktowana, niedoconieno moich zalet, cnót... Ale nie chcę się tu tłumaczyć. Grzech jest grzechem i dziękuję Bogu, że uświadamiam sobie powoli swoje błędy... Nie czuję się winna rozpadu ich związku. Nie namawiałam go do tego, nie obiecywałam gruszek na wierzbie.
I nie miałam pojęcia, że ona w ciąży została sama, bez jego opieki. W sumie , to nawet nie wiem, czy się z nią kontaktował, czy nie, bo sama nie wiem, jaka jest prawda. Mój mąż mógł mnie okłamywać i dalej do niej dzwonić, nie wiem, może pisać... tego się już nie dowiem i zostawiam to jego sumieniu. Przynajmniej na razie. Jeżeli zdecyduję się na ratowanie małżeństwa i mi się uda, zrobie wszystko, by mój mąż naprawił swój błąd wobec tamtej kobiety. Ale najpierw musi chcieć naprawić siebie, nasz związek - głównie ze względu na nasze dzieci...
[ Dodano: 2011-09-25, 14:03 ]
Renata23 napisał/a:
A co tylko związki sakramentalne są ważne, a jeśli komuś coś mówimy przysięgamy przekonujemy zdobywamy jego zaufanie a potem go depczemy to jakie znaczenie ma rodzaj związku pamiętaj krzywda do krzywda i tyle!
Ja nikogo nie zdeptałam. Rozpad mojego poprzedniego związku to zaniedbanie z obu stron - każde z nas w czymś zawiniło. Nie każdy rozpoczęty związek kończy się przed ołtarzem, chyba masz tego świadomość.
[ Dodano: 2011-09-25, 14:08 ]
w.z. napisał/a:
Renato!
Chyba nie przeczytałaś tej historii zbyt dokładnie. Wcześniej oboje byli w niesakramentalnych związkach, trwali z różnych przyczyn w permanentnym grzechu, więc nie wiem co jest lepsze.
Dziękuję za modlitwę... Zaglądałam już do książki Dobsona... Zresztą nie tylko do niej. Targają mną różne uczucia: od poczucia winy, że nie dokonałam najlepszego wyboru ojca dla moich dzieci, przez żal do Boga, że pozwolił mi na moje "klapki na oczach", aż do strachu o siebie, dzieci, o męża, że nieleczony może do czegoś gorszego doprowadzić i nienawiści do niego... Było już tyle próśb, błagań, by przyznał się do wszystkiego, by powiedział prawdę... Czasami mam wrażenie, że on się nie zmieni i że lepiej się z nim rostać, bo wiem, że dla Kościoła mój związek jest nieważny...
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-25, 14:49
Aniołek5 napisał/a:
dla Kościoła mój związek jest nieważny...
co przez to rozumiesz??
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-25, 23:16
Witaj Aniołku.
Przeczytałam raz,drugi i przyznaje troche sie gubie.....w zarzutach i Twoich oczekiwaniach.
Niby okresliłaś.....
Zarzuty......kłamstwa,kredyt przed ślubem,alkocholzm ojca,nieslubne dziecko.....
Oczekiwania.....wyznanie prawdy, również rodzicom i przeproszenie ich.
Dalej.... leczenie z choroby...tu też nie bardzo wiem z jakiej.
Mąz..... wyjechał by zreperować wasz budżet...rozumię,ze to był cel wyjazdu,choć z tego co czytam Twoje oczekiwania były inne.....przemyslenie,tęsknota i zmiana meża.
Ty....... korzystając z odrobiny czasu wciąż grzebiesz w przeszłości,odkrywasz jakies fakty,spekulujesz...
Efekt.....rozchwiane emocje,zal do Boga,strach,nienawiść i....na domiar złego....rozważania o rozstaniu i niewazności małżeństwa.
Aniołku nie załatwia sie takich spraw telefonicznie to po pierwsze.
Skoro zakładałaś ,że przemyśli itp. to daj mu ten czas na owe przemyslenia.
Nie spekuluj,nie snuj domysłów......wróci i wtedy porozmawiacie.....to tylko trzy miesiące.
Zajmij sie czymś "pożytecznym" dla siebie i dzieciaczków....wykorzystaj ten czas.
Czytając Cię mam wrażenie obecności jakiegoś drugiego dna.....to tylko moje wrazenie.
Aniołku...czy Ty kochasz męża i chcesz z nim być na dobre i na złe?
ulka005 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 08:15
Witaj
Jest taki schemat postępowania, z którym się tutaj spotkałam i pod którym się z całą świadomością podpisuję…
1. ODDAJ CAŁĄ SYTUACJĘ BOGU, ZAUFAJ MU BEZGRANICZNIE.
2. Postaw Boga na pierwszym miejscu, spowiedź, częstsza Msza.św ( jak masz możliwość ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU).
3. Korzystaj z fachowej pomocy psycholog, duszpasterstwo rodzin, poradnictwo rodzinne.
4. Czytaj forum sycharowskie, artykuły, książki, słuchaj audycji oraz pisz na forum co cię boli, co cię cieszy, rodzina sycharowska na pewno ci pomoże.
5. Naprawianie małżeństwa zacznij od swojej osoby. Zadbaj o siebie, o swoja formę psychiczną.
6. To, że się tu znalazłaś to pierwszy krok w ratowaniu twojego małżeństwa.
Życzę ci szczerej rozmowy z mężem i podjęcia odpowiednich kroków z Bożą pomocą oczywiście.
Pozdrawiam.
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 10:07
lena napisał/a:
Witaj Aniołku.
Przeczytałam raz,drugi i przyznaje troche sie gubie.....w zarzutach i Twoich oczekiwaniach.
Niby okresliłaś.....
Zarzuty......kłamstwa,kredyt przed ślubem,alkocholzm ojca,nieslubne dziecko.....
Oczekiwania.....wyznanie prawdy, również rodzicom i przeproszenie ich.
Dalej.... leczenie z choroby...tu też nie bardzo wiem z jakiej.
Mąz..... wyjechał by zreperować wasz budżet...rozumię,ze to był cel wyjazdu,choć z tego co czytam Twoje oczekiwania były inne.....przemyslenie,tęsknota i zmiana meża.
Ty....... korzystając z odrobiny czasu wciąż grzebiesz w przeszłości,odkrywasz jakies fakty,spekulujesz...
Efekt.....rozchwiane emocje,zal do Boga,strach,nienawiść i....na domiar złego....rozważania o rozstaniu i niewazności małżeństwa.
Aniołku nie załatwia sie takich spraw telefonicznie to po pierwsze.
Skoro zakładałaś ,że przemyśli itp. to daj mu ten czas na owe przemyslenia.
Nie spekuluj,nie snuj domysłów......wróci i wtedy porozmawiacie.....to tylko trzy miesiące.
Zajmij sie czymś "pożytecznym" dla siebie i dzieciaczków....wykorzystaj ten czas.
Czytając Cię mam wrażenie obecności jakiegoś drugiego dna.....to tylko moje wrazenie.
Aniołku...czy Ty kochasz męża i chcesz z nim być na dobre i na złe?
Lena, masz rację grzebię w przeszłości... Ale dlatego, że mój mąż zakrywał jedno kłamstwo następnym kłamstwem... I tak od ponad 3 lat. grzebię w przeszłości, by nie dać się za te 3 mce omamić jego słodkimi wyjaśnieniami, którymi już nie jeden raz mnie raczył.
Chodzi o to, że ja uświadomiłam sobie pewien schemat w jego zachowaniu: wymyślił historie z jego życia, które są wyssane z palca, opowiadał to mnie, moim rodzicom, siostrom (niby w wielkiej tajemnicy). Potem jak zaczęła prawda wychodzić na jaw, to wymyślał na poczekaniu albo jakąś inną historię, albo tłumaczył się, dlaczego tak zrobił. Oczywiście najpierw jedno wielkie zapieranie, potem przepraszanie i obiecanie naprawy. Do tego, patrząc w oczy, zarzekając się na nasze nienarodzone dziecko wmawiał, że te inne historie, w które ja też wątpiłąm, są na 100% prawdą. Po czym okazywało się, że też kłamał.
Poszperałąm w necie - zakrawa to na patologiczne kłamstwo. Kiedyś napisałam do pani psycholog i opisałam te jego kłamstwa - wyszło tego ponad 9 stron w Wordzie... A pisałam naprawde w skrócie. Pani psycholog na tej podstawie stwierdziła, że to jest zaburzenie osobowiści. Rodzina w końcu też odważyła mi się opowiedzieć, co im nagadał... I dlatego wiem, że to jest choroba... Bo to jest niemożliwe, by ktoś zdrowy tak wymyślił sobie świat, że zaczyna pod ten wyimaginowany świat dostosowywać swoje plany! On np. wmówił mi, że ma odłożone pieniążki, które spokojnie może przeznaczyć na nasz ślub, oczywiście pokrywając swoje wydatki (żeby nie było że "leciałam "na kasę). Potem od teściowej się dowiedziałam, że im dopiero na dwa tyg. przed ślubem się przyznał, że nia ma nic na koncie i oni na szybko musieli brać kredyt. I on też musiał kredyt wziąć. Tego naprawde jest mnóstwo...
A moje oczekiwania? Jakbym mogła cofnąć czas... Kochałam go, jako człowieka spokojnego, dbającego o mnie, ale tak naprawdę kochałam chyba tę jego zdrową wersję...
Ja wiem, że dałam mu czas na przemyslenia... Ale już nawet będąc zagranicą, już nawet po dość wielkim kryzysie, dalej mi wciskał kity. Ja poprostu wiem, że on te 3 mce wykorzysta na wymyslenie sobie "historii nie do odparcia"... Wiem z doświadczenia, że on dopiero pod wpływem strachu zaczyna mysleć i przyznawać się do błędu...
ja wiem, ze to wszystko chaotyczne.. Ale mi się świat zawalił... Zostałam sama z dwójką dzieci, jesteśmy dopiero nieco ponad rok po ślubie... Wierzyłam w te jego opowieści, dostosowywałam swoje plany do jego bzdurnych historii... Ja poprostu nie wiem, czy brać nogi za pas i ratować przede wszystkim dzieci(boję się jeszcze większych problemów finansowych) czy dać mu szansę na leczenie...
I tak, celem wyjazdu było podreperowanie budżetu, bo nie mieliśmy już nic prócz długów... Wylali go z poprzedniej pracy - wszystkim mówił, że przez swoje m-czne chorobowe, ale dopiero po jego wyjeżdzie , jak osobiście się skontaktowałam z zakładem pacy sie okazało, że miał mnóstwo N-ek. Chorobowe też, ale nie w ciągłości... To chyba nie jest tak do końca normalne zachowanie dorosłęgo mężczyzny, który wie o swoich długach, ma 1,5 roczne dziecko i drugie w drodze, by olewać sobie pracę, "bo jej nie lubił" nie zdając sobie sprawy, że to będzie miało jakieś konsekwencje i zakładając :"ach, jakoś to będzie".
Targają mną różne emocje... Ale dopiero teraz, jak go nie ma, widzę, że żyłam jak w klatce. Wyobraźcie sobie, że wymusił na mnie porzucenie doszkalnia się w języku rosyjskim, bo jedna z jego bajeczek głosiła, że miał zatargi z rosyjska grupą przestępczą i on ma od tamtej pory uraz do Rosjan... Z Bogiem się przeprosiłam, ale nie mogę zapanować nad żalem do mojego męża...
aleksandra11 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 11:01
witam Cię serdecznie.
Wspomniałas, że ojciec Twojego męza był alkoholikiem.
Poczytaj w internecie o DDA
to jest Dorosłe Dziecka Alkoholika.
Mój mąz tez ma syndrom DDA.
Jestesmy razem ale jest trudno ale wiedza którą zdobyłam czytając o tym bardzo mi pomogła.
wiele rzeczy ci się wyjasni.
Pozdrawiam i zycze powodzenia
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-26, 11:34
Aniołek5 napisał/a:
Chodzi o to, że ja uświadomiłam sobie pewien schemat w jego zachowaniu: wymyślił historie z jego życia, które są wyssane z palca, opowiadał to mnie, moim rodzicom, siostrom (niby w wielkiej tajemnicy). Potem jak zaczęła prawda wychodzić na jaw, to wymyślał na poczekaniu albo jakąś inną historię, albo tłumaczył się, dlaczego tak zrobił. Oczywiście najpierw jedno wielkie zapieranie, potem przepraszanie i obiecanie naprawy. Do tego, patrząc w oczy, zarzekając się na nasze nienarodzone dziecko wmawiał, że te inne historie, w które ja też wątpiłąm, są na 100% prawdą. Po czym okazywało się, że też kłamał.
Poszperałąm w necie - zakrawa to na patologiczne kłamstwo. Kiedyś napisałam do pani psycholog i opisałam te jego kłamstwa - wyszło tego ponad 9 stron w Wordzie... A pisałam naprawde w skrócie. Pani psycholog na tej podstawie stwierdziła, że to jest zaburzenie osobowiści. Rodzina w końcu też odważyła mi się opowiedzieć, co im nagadał... I dlatego wiem, że to jest choroba
Aniołek jak można postawić diagnoze o kims kogo sie nie widziało na oczy i nawet nie przeprowadziło jak to mawiają specjaliści "wywiadu"
to chyba jako pierwsze daje po oczach
kłamstwo i jego przyczyny???
aby to zrozumiec to najpierw trzeba dogrzebać sie do sedna tematu
co to jest kłamstwo???
po co ktos stosuje kłamstwa????
czemu mąz kłamie???
bo byc może taki ma wyuczony styl zycia...moze po cos w dzieciństwie kłamał by nie konfrontowac sie z rzeczywistościa i konsenkwencjami....
kłamstwo jako styl zycia-to zbudowanie swego ja ,dowartościowanie siebie
kłamstwo to także czasami strach przed odpowiedzialnościa.
Zatem starch to styl-czasami życia w iluzji.
A gdy tego kłąmstwa i iluzji sie nawarstwi -to czasami
sam człek już nie łapie gdzie...ile i co nakłamał ....
zatem częsta reakcja-złapany na gorącym
-zastępuje jedno kłąmstwo nastepnym by miec chocby spokój w drążeniu tematu........
wynikiem ma szansę byc brak akceptacji siebie..akceptacji sytuacji....wyuczona forma na życie
czego nieraz trzeba???
specjalisty by pokazał najprostrzą rzecz że prawda i przyznanie się do niej NIE BOLI
i można tego dokonać i jest to możliwe, a także pomóc odpowiedzieć sobie na wewnętrzne pytania o sobie
jakie niekiedy tworzą klamstwo i świat fantazji
Aniołek5,
Witaj,
wszystko w Twojej historii kręci się wokół kłamstwa. I masz rację,że Ci z tym źle. Ale aby się wydostać z tego kręgu najpierw trzeba odkłamać siebie.
Powierzyłaś się Maryi i Ona nie zostawi Cię bez pomocy, ale chciej Jej uważnie słuchać.
Aniołek5 napisał/a:
Mój poprzedni związek owszem, był niesakramentalny, bo mieszkaliśmy razem. Ale zapraszałam Matkę Boską wtedy do swego życia. Mój poprzedni chłopak był wspaniałym przyjacielem, ale w pewnym momencie zaczął mnie źle traktować i nie czułam w głebi serca, że chcę z nim założyć rodzinę. Coraz bardziej się psuło a ja modliłam się do Maryi, by mi pomogła zdecydować się na małżeństwo. By wskazała mi drogę. I myślałam, że wskazała, bo kiedy poznałam swojego męża, poczułam, że to jest to.
W tym fragmencie widać,że się gubisz. Sugerujesz,że lekarstwem na pierwszy związek było poznanie następnego mężczyzny. Błąd myślowy polega na tym,że pomocą nie było poznanie twojego męża, ale kryzys w pierwszym związku, aby przerwać trwanie w grzechu ciężkim. (Poznanie męża to bonus. )
Niestety problem z pierwszego przeniosłaś do następnego związku bez wykorzystania potencjału wcześniejszego kryzysu, aby odzyskać czystość i zacząć od czystości małżeństwo.
Cóż skoro jednak się już stało i do tego doszło wiele innych kłopotów to teraz trzeba dużo czasu i wysiłku z Twojej strony, aby uporządkować siebie, swoją duchowość i psychikę, a następnie poprzez oddziaływanie swoimi zmianami -uzdrowieniem - zainspirować zmiany u męża i w małżeństwie.
Zamiast przemyśliwać czy złożyć papiery o stwierdzenie nieważności związku zajmij się najpierw porządkowaniem twego duchowego, psychicznego i emocjonalnego bałaganu. Kiedy zaczniesz te porządki może się okazać,że to wyprostuje i w zachowaniu małżonka wiele niechcianych zachowań. Gdy sami jesteśmy nieuporządkowani często nie zdajemy sobie sprawy,że swoim zachowaniem wywołujemy określone i niepożądane zachowania współmałżonka. Zatem najpierw zacznij od siebie i dopiero za jakis czas z dystansu oceniaj sytuację, nie dziś gdy jesteś tak rozemocjonowana.
Możesz jednocześnie z podejmowaniem pracy nad sobą zgłębiać wiedzę o problemach małżonka z którymi przyjdzie Ci się zmierzyć jako osobie żyjącej pod jednym dachem z osobą DDA oraz szukać pomocy typowo dla małżeństw np. na rekolekcjach czy w Ognisku Sychar, tu na forum czy inne.
Znajdziesz tu wiele materiałów przydatnych dla Was. Czytaj, słuchaj, pisz-wymieniaj myśli i wyrzucaj emocje- nie przenoś ich na męża i dzieci.
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2011-09-27, 23:21
[quote="Norbert1"]
Aniołek jak można postawić diagnoze o kims kogo sie nie widziało na oczy i nawet nie przeprowadziło jak to mawiają specjaliści "wywiadu"
Zgadzm się w zupełności. Pani psycholog właściwie zasugerowała zaburzenie osobowiści, ale, jak piszesz, nie można tego potwierdzić bez wizyty mojego męża u specjalisty.
Problem na razie w tym, że nie będąc w Polsce, mąż nie ma jak się zgłosić do lekarza. Ba, ja nawet nie wiem, czy on tak naprawdę do psychologa chce pójść... ale nie mogę gdybać, muszę poczekać na jego powrót i zobaczyć, czy będzie chciał sobie pomóc.
[ Dodano: 2011-09-28, 00:27 ]
Aniołek5 napisał/a:
Mój poprzedni związek owszem, był niesakramentalny, bo mieszkaliśmy razem. Ale zapraszałam Matkę Boską wtedy do swego życia. Mój poprzedni chłopak był wspaniałym przyjacielem, ale w pewnym momencie zaczął mnie źle traktować i nie czułam w głebi serca, że chcę z nim założyć rodzinę. Coraz bardziej się psuło a ja modliłam się do Maryi, by mi pomogła zdecydować się na małżeństwo. By wskazała mi drogę. I myślałam, że wskazała, bo kiedy poznałam swojego męża, poczułam, że to jest to.
W tym fragmencie widać,że się gubisz. Sugerujesz,że lekarstwem na pierwszy związek było poznanie następnego mężczyzny. Błąd myślowy polega na tym,że pomocą nie było poznanie twojego męża, ale kryzys w pierwszym związku, aby przerwać trwanie w grzechu ciężkim. (Poznanie męża to bonus. )
Niestety problem z pierwszego przeniosłaś do następnego związku bez wykorzystania potencjału wcześniejszego kryzysu, aby odzyskać czystość i zacząć od czystości małżeństwo.[/quote]
Na to nie wpadłam... Myślałam, że kryzys wynika z niedopasowania się, z różnic w myśleniu, rozmijaniu się we wzajemnych oczekiwaniach...
Zaczęłam błądzić i interpretować po swojemu różne znaki, bez pomocy osób z "fachowym okiem" :). Tak bardzo chciałam być samowystarczalna, że zapomniałam, iż w sferze duchowej człowiek nigdy samowystarczlny nie jest...
[ Dodano: 2011-09-28, 00:39 ]
kinga2 napisał/a:
Zamiast przemyśliwać czy złożyć papiery o stwierdzenie nieważności związku zajmij się najpierw porządkowaniem twego duchowego, psychicznego i emocjonalnego bałaganu
Tak szczerze pisząc, to z jednej strony zastanawiam się nad unieważnieniem małżeństwa, bo boję się porażki w tej walce... Boję się, że ucierpią dzieci, że popadniemy w jeszcze większy dług... że nigdy nie będę szczęśliwa i nie że mój mąż się nie zmieni... Te jego zatajone informacje, to dla mnie jakby as w rękawie, furtka... Wiem, że nie powinnam tak mówić, bo ja naprawdę ślubowałam od serca i świadoma byłam słów przysięgi...
...a z drugiej strony, jestem tak osychicznie zmęczona manipulacjami męża, jego wieczną grą, że poprostujuż chyba ze złości chcę mu pokazać, że nie można mnie wiecznie tak poniżać, że mogę sobie bez niego poradzić i nie cofnę się przed niczym, co pomogłoby mi wyelimonować go z mojego życia...
Jak już wspomniałam, targają mną różne emocje... Jestem zła na niego, bo potraktował mnie jak idiotkę, której można każdą bajkę wcisnąć. Jestem wściekła na siebie, że ja te bajki tak naprawdę "łykałam"! A były to czasem tak bezsensowne sprawy, że aż głupio mi się przyznać, że wierzyłam... Może tak bardzo pragnęłam miłości? Kompleksy zasłoniły mi oczy? Nie odpowiem sobie sama na pytanie... wiem, że ja też potrzebuję pomocy specjalisty...
[ Dodano: 2011-09-28, 14:51 ]
... Pomódlcie się za mnie - mam jutro spotkanie u psychologa... Nigdy nie byłam, więc trochę się boję. Ale przynajmniej ten pierwszy krok będę miała za sobą
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.