Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wróciły wymioty, potworny ból głowy, czuje się fizycznie i duchowo wrakiem.......
...i jak długo jeszcze?
Małzonek sie bawi,a Ty ledwo zipiesz.
Malwinko....czas skupić sie na sobie ,nie na mężu,któremu na ten czas wszystko zwisa.
Zamiast myslec o nim, pomysl o sobie....wiem ...trudne,ale......masz inne wyjście?
hm...w zasadzie to masz...żyć jak dotąd,rozmyślać,dreczyć się....bądź podjąć ten trud zawalczenia o siebie.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 00:26
Oszkany napisał
.
Cytat:
Kryzys pozwala nam dojrzeć, a dojrzewa szybciej ten... kto wyciąga wnioski z upadku i wstaje...
dzisiaj, też przychodzą dni zwątpienia, słabne i zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego...ale wierzę i ufam. Kiedy tracę nadzieję i wiem, że już studnia wyczerpała się z nadziei to nie wiem skąd ale dalej sączy się z dna studni. Trzy Nierozłączne siostry Wiara, Nadzieja, Miłość...zawsze razem...
brawo
_________________
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 10:43
Koniec roku się zbliża, więc mój bilans, podsumowanie:
28lat
bez dziecka
niedługo w trakcie rozwodu
samotna do końca życie
zdradzona, oszukana przez najbliższego człowieka
Jestem na dnie, z tego się już nie podniosę.
Chciałam tylko dziecka i rodziny, o nic więcej nie prosiłam, nie zasługuję
Malwinko, może to jest czas na to , żeby przypatrzyć się swoim pragnieniom, swojemu spojrzeniu na samą siebie? Może Bóg czeka aż postawisz Go na pierwszym miejscu, bo na razie jest tam dziecko i rodzina?
To co czujesz jest prawdziwe, trudne i okropnie boli, ale daje to też sygnał, na czym budowałaś poczucie własnej wartości. Twoja wartość i godność nie zależy od tego, czy Twój mąż Cię odrzuca, czy nie. Jest niezależna od tego. Musisz odnaleźć swoją wartość w tym, że jesteś umiłowaną Córką Boga, dziedziczką Jego królestwa. Poczuj to i podnieś się z tego dna. Pomóż sama sobie. Czytałaś " Urzekającą"?
Zrób inny bilans niż ten, który przeczytaliśmy, poszukaj w swoim życiu dobrych chwil i te sobie wypisz, zrób sobie plan, co dobrego chcesz zrobić w najbliższym czasie i na tym się skoncentruj. Nie pomniejszam Twojego cierpienia, wiem, że jest ogromne i na ten moment przesłania wszystko. Ale pamiętaj, że nad chmurami świeci słońce. Jeszcze nie wiadomo, jak potoczy sie wasze życie, a Twój mąż na razie nie nadaje się na męża, a tym bardziej na ojca, skoro bawi się , imprezuje i pije z kolegami . Trzeba czekać i to chyba dłuższy czas aż dojrzeje. Masz szansę mu w tym pomóc, ale jako pełna godności, miłości i stanowczości żona. Więc nie zmarnuj tego czasu, pilnuj swojego zdrowia, wzmocnij ducha, nie poddawaj się i nie pisz scenariuszy.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 11:32
Dziękuję Wam wszystkim za każde słowo.
Wczoraj miałam załamke
OSZUKANY
masz rację, pisząc "może nie teraz, to nie ten czas" , to raczej na pewno nie ten czas, mąż ma serce ze skały i takie życie jakie prowadzi teraz bardzo mu odpowiada.
AGNIESHKA
Pewnie,że nie mysle, że już w piatek ma mi przyjść odmieniony mąż
Po prostu boję się,bo im więcej czasu upływa tym gorzej z jego zachowaniem, boję się że zaangażuje się w związek z kimś innym.
Boli mnie to jak mnie przedstawia, ja milczę, więc on zadbał ,żeby krążyła "jego wersja".
Młodsza siostra mnie wspiera, a starsza dołuję, dla niej robie z siebie idiotkę "walcząc o coś czego nie ma"
Aga, ZBIGNIEW NA PEWNO WIDZI CO TRACI Dobre podejście, laska zona w sądzie a nie biedna sierotka
LENA
Masz rację, wolę ta wersje ,żeby wziąć się za siebie dziękuję
KARI
Mój błąd to własnie"pisanie scenariuszy', ja już taka jestem, zawsze planuje, analizuje i się zadręczam, nie umie się "przestawić" na inne myślenie.
Znalazłam ta modlitwę, która wielu z Was przytacza"Panie pomóż mi żyć dniem", to chyba dla mnie najlepsze wyjście, przeżyć dobrze dzień i nie myśleć o przyszłości.
PYTANIE DO WSZYSTKICH
Co z przeprowadzką?
u nas naprawdę bardzo ciężko o mieszkanie, trafiła się kawalerka, tak jak mówiłam, mąż dzwoni tylko do sióstr,żeby się dowiedzieć czy w końcu coś znalazłam.
Mieszkam(mieszkaliśmy) w domu jego brata, pare metrów dalej teściowie.
Póki co nie są dla mnie złośliwi, tylko traktują jak powietrze, unikają tak jak mąż jak ognia.
W domu czuję się bezpiecznie, ale otoczona jego rodziną , dla której to bardzo niewygodne"że jeszcze tu jestem" to trochę ciężko.
Wyprowadzę się to będzie miał wolną ręke no i "potwierdzi" się jego wersja-odeszła.
Ludzię gadają i będą gadać, są takie przypadki"co żywią się"takimi sytuacjami, tym bardziej jak małe miasteczko, ale ciężko tak nie przejmować się tym co sie o sobie słyszy.
Czy jest ktoś wstanie mi doradzić?
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 12:52
jezeli masz sie wyprowadzic zrob to dla siebie, nie dla "ludzi", nie zyjesz dla nich i z nimi, Tobie ma byc wreszcie dobrze i spokojnie, a maz czy sie wyprowadzisz czy nie, jak bedzie mial cos "zmalowac" i tak zmaluje, przeanalizuj plusy i minusy mieszkania dalej kolo brata meza i tesciow, zrob to obiektywnie, moze niech Ci pomoze siostra, z ktora masz lepsze relacje....
zadbaj o swoje wnetrze i "zewnetrze", uwierz, ze na pewno nie zainteresuje sie i nie wroci do kobiety rozhisteryzowanej, wychudzonej i opierajacej zycie na zludzeniach,
jezeli wroci to do kobiety silnej, znajacej swoja wartosc i opierajacej swoje zycie na czyms wiecej niz na mezczyznie zycia
jestes uzalezniona od meza i musisz cos z tym zrobic, to nie jest dobra milosc, to jest glupia i toksyczna milosc!!! (wiem z autopsji)
teraz jest czas dla Was i przede wszystkim dla Ciebie zeby dojrzec i dostrzec te wszystkie sprawy
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 14:25
Ehhh uzaeznienie od męża ... mam niestety to samo ... Malwinko długo będziemy się zbierać ... to nauczka, żeby nie oddawać siebie samej do końca innemu człowiekowi, bo to póxniej nas zabija ... a po ludzku cięzko to ogarnąć, mnie również ...
Ratujmy teraz chyba siebie ... ich nie mamy możliwości .. u mnie też mąż ma beztroskie życie, sam dla siebie i dla kolegów ... i co, martwi się ze krzywdzi inne osoby? NIE!
Ratujmy siebie ...
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 18:41
Katalotko72
masz rację ,mój mąż "żywi się" tym, jak ja się czuję, dziś wspaniałomyślnie zadzwonił do siostry i poprosił ją, żeby "pomogła mi o nim zapomnieć".
Gardzi mną.
Ja zawsze byłam samodzielna, nawet w domu potrafiłam sama naprawić różne rzeczy, dopiero teraz jak mnie zostawił czuję ,że z niczym sobie nie poradzę. A właściwie jego pomoc ograniczała sie do naprawy mojego auta.
Myślicie ,że jestem od niego uzależniona?
Byłam z nim 9lat i teraz po tym 9latach z powrotem jestem sama, nie umie się w tej nowej sytuacji odnaleźć.
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-14, 19:25
Cytat:
Myślicie ,że jestem od niego uzależniona?
Ja mysle ze Twa postawa bardziej jest zwiazana z wspoluzaleznieniem.
Myslalas o 12 Krokach?
pozdrawiam serdecznie
A.
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-20, 22:50
Agnieshka
zapisałam się na "12Kroków"
Nie narzucam się, nie szarpię z mężem, od sporego już czasu, dużo się modle, ale coś robie źle bo jestem naprawdę zmęczona swoim życiem.
Zmęczona jestem każdym dniem, który niesie kolejna dawkę bólu, traktowaniem mnie jak naiwna idiotkę przez otoczenie, że "walczę o cos czego od dawna nie ma", nawet mój teściu powiedział, dosłownie,żebym dała sobie spokój bo nic z tego nie będzie,
" jak Cie kiedyś mocno kochał tak cie teraz równie mocno nienawidzi"
Oprócz mnie, jest nas jeszcze 4kobiety, tzn. zony jego kolegów, które cierpią i winią mojego męża za to kim stali się ich mężowie.
A oni się świetnie bawią, trzymają razem i wzajemnie nakręcają, jak to mój maż ponoć ostatnio powiedział, a my możemy sobie założyć klub, klub żon mających p....mężów.....
Powiedzcie kiedy przestanie boleć,a może inaczej kiedy nauczę się żyć z tym bólem?
nie chce się żalić, robić ofiarę, po prostu czuję naprawdę ogromne zmęczenie, brak mi sił
Ona1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-20, 23:17
Malwinko, boli ...będzie boleć i musimy przez to przejść... ja też nadal cierpię, ubieram maski na codzien, do pracy, dla znajomych, dzieci. Brakuje mi sił, znów pojawiaja się odruchy wymiotne, znów koszmary ... a mąz coś zadeklaruje a potem ,,, ciszą, jakby było ich dwoch: ten co pisze i co ma to zrobić. On juz całkowicie chyba ogłupiał ... mimo wszystko nadal zadaje sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego koledzy, imprezy, dalczego deklaruje coś, nawet dzieciom i nie dotrzymuje słowa, dlaczego. Dziś sięgnęłam po komórkę i chciałam go za to skarcić ... ale wycofałam się ... nie wiem czemu.
Ile można czekać ... nie mam sił robić już dobrych gestów w jego stronę .. chcę w końcu żyć i nie czekać bez końca ale nie mogę, moja nadzieja wciąż powstrzymuje mnie od tego, żeby zacząć normalnie żyć.
Napewno jest już lepiej, choc uczenie sie siebie jest cięzkie, robienie dla siebie miłych gestów tez przychodzi mi z trudnoscią .. nie potrafię jeszcze robić coś dla siebie... zawsze dla innych.
Trzymaj się w te przedswiateczne zawieruchy!
ekola [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-21, 14:00
Malwinko,
ja mogę powiedzieć tylko ze swojego doświadczenia...
Minęło ponad pół roku od wyprowadzki męża, ciężkie, bo mąż mi również dokładał win. A ja brałam to wszystko na siebie czułam sie winna, tłumaczyłam, cierpiałam, jak on może tak myśleć...
Pierwszy okres to moja pełna mobilizacja - starałam się nie poddać. Prosić się nie prosiłam, bo to przetestowałam przy poprzednim kryzysie, nie chciałam się już poniżać.
W pewnym momencie przyszło takie załamanie, o którym piszesz - totalna niemoc, zmęczenie, nawet już nie rozpacz tylko cisza... To chyba normalne, organizm już nie chce walczyć, chce odpocząć.
Ja wtedy zwróciłam się o pomoc... bo się przestraszyłam... o siebie.
Z perspektywy widzę - i potwierdzają to kolejne "doły", że każdy taki cięższy moment (przynajmniej u mnie) był wstępem do dużego kroku naprzód. Po każdym byłam trochę silniejsza. Okazało się, że mogę odseparować się emocjonalnie od męża, że to co mówi już mnie nie rani. Śmieję się, że nie wiem jak to się stało :) Ale stało...
Modlitwa, psycholog, codzienna walka o odzyskanie pewności siebie, o to by myśleć samodzielnie, a nie według tego co mąż powiedział. Zmuszanie się do niemyślenia o nim, szukanie radości w drobnostkach... NIe zawsze się udawało.
I teraz mogę powiedzieć, że powolutku odzyskując swoją godność - odzyskałam siebie. Bo nie patrzę na to co powiedzą inni, co zrobi mąż - owszem długo się zastanawiam nad każdym krokiem, radzę innych, modlę - a potem trzymam się swoich wniosków. To najważniejsze - być w zgodzie ze sobą.
A jak przychodzi dół, to staram się cichutko z nim się pogodzić - nie walczyć - i czekam co nowego i fajnego wydarzy się po...
Ściskam Cię mocno.
Jak to mi koleżanka kiedyś napisała - po prostu ufaj, proszę...
Malwina83 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-21, 18:41
EKOLA
Dziękuję Ci bardzo, za Twoje słowa, tak jak mówisz, po prostu czuje ogromne fizyczne zmęczenie, czuję się jak otępiała....
Dzisiaj czuję się lepiej,bo jestem po spowiedzi, wybrałam sobie "przewodnika duchowego",mogę liczyć na jego modlitwę i pomoc....
Czekam na ten dzień, kiedy jak powiedziałaś będę
ekola napisał/a:
myśleć samodzielnie, a nie według tego co mąż powiedział
bo póki co te wszystkie okrutne słowa dręczą mnie.
Ufam Ekola, ufam bo inczej chyba bym zwariowała
przytulam
dziękuję
rafal41 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-21, 19:23 wesołych SWIAT
wybaczajcie...przepraszajcie...nie oczekujcie niczego....jak kiedyś druga strona zobaczy,co stracila,to się opamięta....Ta druga strona też musi sięgnąc dna....czego życzę???wytrwalości...siły życia w samotnisci...dążenia w określonym celu....a jak będzie???MUSI BYĆ DOBRZE...ja w to wierzę,tak robie.
P.S.żeby nie zginąć w samotnisci bawię sie-zobaczcie na youtube.com-hejka39
....ja czekam na swoją blądzącą żonę-ale jest dobrze,Bozia mi pomaga-nie krytykujcie-robie to dla siebie....Wesołych Swiat,pozdrawiam z Torunia.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-21, 21:33
Malwina83 napisał/a:
czuje ogromne fizyczne zmęczenie, czuję się jak otępiała....
Witaj
doskonale znam ten stan fizyczny i psychiczny jaki opisujesz. Ten jałowy bieg pomógł mi podjąć decyzję ,że oprócz ratowania małżeństwa i męża chcę i powinnam ratować przede wszystkim siebie. Takie lekarzu ulecz się sam. Nie starałam się przyspieszać i skracać tego czasu wyciszenia. Kiedy mój duch i umysł uznał,że już czas sam zasprzęglił i pojechałam dalej.
Wykorzystaj ten czas na odpoczynek psychiczny, bo fizycznie łatwiej się regenerujemy my kobiety gdy psychika jest wyluzowana i łatwiej nam przyswajać świat z jego niedoskonałościami.
Pozostaję z modlitwą.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.