Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Niewiem czy ktoś wie co oznacza dla alkocholika przyznać się ze niedaje sobie rady czu ktoś budził się rano na suchym kacu mimo że nic się nie piło w pracy szef sprawdza trzeżwość a to 00 cięszka sprawa dzisiaj tak miałem ,ale trwam i mam nadzieję wytrwać
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-22, 16:55
Jarek najbliższe 24 godz i do przodu , jak za ciężko , to najbliższe 12 , miting , tel do przyjaciela , modlitwa , sakramenty i następne 12 godz.
Pogody Ducha
JAREK-Stogi [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-22, 17:09
Pracuję na 24 godiny i tak dalej dalej dalej byłem u spowiedzi mieliśmy z żoną polecić mszę za nas tylko ona tam a ja tu i co najlepiej to przez zemnie
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-22, 17:42
Jareczku nie jestes sam!!!
wszyscy otaczamy Was - Ciebie i Kamile - modlitwa i pamiecia,
masz dla kogo walczyc i trzezwiec!!
jak Ci smutno to telefon do przyjaciela albo skype
masz bardzo duzo do stracenia ale i duzo wiecej do zyskania!!
Trzymam za Ciebie "kciuki"
pozdrawiam...
JAREK-Stogi [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-22, 19:36
katalotka 72 dzisiaj muj bratanek ubierał choinkę wolał bym z moim synkiem i curką nawaliłem wiem że święta będe miał doniczego cieszę sie tylko że dzmian i adrian to dzieci brata lubią jak się z nimi bawię razem naprawialiśmy lampki a wieczorem posłóchamy kolęd
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-25, 11:03
JAREK-Stogi napisał/a:
wiem że święta będe miał doniczego
Naprawdę to jest takie ważne, że TY święta będziesz miał do niczego?
Twoje dzieci nie są niczemu winne, a też będą miały święta do niczego.
Czekaj cierpliwie na moment, kiedy zrozumiesz, że także INNI cierpią przez Twój nałóg.
Ty ponosisz konsekwencje, ale nie sam.
Wspieram modlitwą Twoją Żonę (całą Waszą Rodzinę), bo to dzielna kobieta i mądra. Dla niej też nie jest to łatwe.
Myślisz, że nie wolałaby mieć męża TRZEŹWEGO, silnego psychicznie, który zdjąłby z jej barków wiele kłopotów i trudów dnia codziennego?
Który byłby wzorem dla jej dzieci, wsparciem, domowym Rycerzem?
Jest magiczny czas, czas narodzin Chrystusa - spróbuj, chociaż spróbuj spojrzeć na swoją rodzinę, jak na ludzi, którzy Cię potrzebują, ale TRZEŹWEGO, silnego, słownego, który nie rzuca słów na wiatr, który daje powód do tego, by go podziwiać.
Bierz przykład ze świętego Józefa, który mimo trudnej sytuacji, strachu, wątpliwości, zagrożenia życia, zaopiekował się Marią i jej dzieckiem, pomógł jej przez to przejść.
Ciekawe, co by było, gdyby się mazał, ze tak mu niedobrze i winem zapijał smutki....
Jest trudno i będzie trudno - ale jeśli zechcesz, tak naprawdę ZECHCESZ, dasz radę.
Jezus zawsze towarzyszy na trudnej drodze do wyzdrowienia.
Powodzenia i z Panem Bogiem, Jarku.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-26, 10:23
katalotka72 napisał/a:
masz bardzo duzo do stracenia ale i duzo wiecej do zyskania!!
Jarek kurcze narodziło sie dzieciatko....przyszło nowe...wspanialsze
a ty????
napisze inaczej masz niewiele do stracenia
bo tracisz używkę...taka pijawke przyzssana, jaka spija wszystko
a zyskasz??
zdrowie ,szczescie twoje i rodziny
zatem
wierze Jarku że potrafisz byc mocnym i silnym facetem
jaki nie da sie temu swinstwu zmknietemu we flaszce
pozdrawiam
i wiele najwspanialszych darów Bozych dla Ciebie i twojej rodziny
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-29, 11:56
JAREK-Stogi napisał/a:
Pracuję na 24 godiny i tak dalej dalej dalej byłem u spowiedzi mieliśmy z żoną polecić mszę za nas tylko ona tam a ja tu i co najlepiej to przez zemnie
To wspaniale :)
a tutaj co nie co ważnego dla nas wszystkich
Warto wracać i przypominac sobie czesto ...
"Owocne przeżycie sakramentu pokuty i pojednania wymaga spełnienia konkretnych warunków. Pierwszym z tych warunków jest uczciwe przeprowadzenie rachunku sumienia, a zatem odważny wysiłek pójścia w głąb prawdy o sobie. Chodzi tu nie tylko o dokonanie spisu win, ale też o odkrycie motywów własnego postępowania, żeby eliminować przyczyny, a nie tylko przejawy własnej słabości i grzeszności. Rachunku sumienia przed sakramentem pokuty warto dokonać w świetle Pisma Świętego, zwłaszcza w świetle wybranego fragmentu z Ewangelii czy z Listów Apostolskich. Oczywiście zawsze głównym odniesieniem do rachunku sumienia jest konfrontowanie własnego postępowania ze słowami i czynami Jezusa.
Drugi warunek owocnego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania to szczery i dojrzały żal za grzechy. Taki żal nie wynika ze strachu przed karą czy z lęku o reakcję Boga na moje złe czyny. Lęk prowadzi bowiem nie do żalu, lecz — podobnie jak w przypadku Adama — do ukrywania się przed Bogiem i do ucieczki od Boga. Dojrzały żal nie wynika też z tego, że zło, które popełniłem, przyniosło mi bolesne konsekwencje. Nie wszystkie przecież grzeszne czyny powodują natychmiast odczuwalne negatywne skutki. Dla przykładu obżarstwo, grzech seksualny czy sięganie po narkotyk może początkowo wiązać się nawet z chwilowym doświadczeniem przyjemności czy emocjonalnej ulgi. Żal dojrzały to zatem coś znacznie więcej niż strach przed karą czy efekt bolesnego cierpienia, które dotyka nas na skutek popełnionych grzechów. Prawdziwy żal za grzechy to owoc świadomości, że wtedy, gdy krzywdzę siebie samego lub kogoś innego, to największy ból zadaję samemu Bogu. Wiem przecież, że Bóg kocha mnie nad życie i że mój los leży Mu na sercu bardziej niż najwspanialszym nawet rodzicom leży na sercu los ich dzieci. Głęboki i owocny żal za grzechy nie polega na tym, by włożyć na siebie wór pokutny, czy zrobić smętną minę, lecz na tym, że kruszeje moje serce, które Bóg widzi, ze staje się ono sercem, które jest zdumione i zachwycone Bożą miłością.
Trzeci warunek owocnego przystąpienia do sakramentu pokuty i nawrócenia jest szczere wyznanie grzechów. Szczerość ta powinna obejmować nie tylko uczciwe wyznanie grzechów, ale też równie otwarte wyjawienie ich ostatecznych motywów. Wyznanie własnych win zawsze boli i niepokoi. Nie jest — i nie powinno być! - mówić o własnych słabościach i grzechach w sposób łatwy i bez bólu. Im dojrzalszy jest człowiek, tym bardziej jest świadomy miłości, jaką otrzymuje od Boga i niektórych ludzi i tym bardziej boleśnie przeżywa to, że rozczarował samego siebie i zadał ból tym, którzy go kochają. Szczere wyznanie grzechów powinno boleć. Powinno być szczerością aż do bólu. Właśnie dlatego niepokojącym znakiem jest sytuacja, gdy ktoś bez cierpienia, zawstydzenia i rozgoryczenia samym sobą mówi o swoich grzechach. Nawet wtedy, jeśli są to „tylko” grzechy powszednie. „Bezstresowe” wyznawanie grzechów to zwykle przejaw chorej pokory, albo braku elementarnej dojrzałości psychicznej. Tego typu niedojrzałość sprawia, że niektórzy ludzie obnoszą się publicznie ze swoimi grzechami czy zaburzeniami i „spowiadają się” z nich przed kamerami telewizji.
Spowiedź to nie magiczna „pralnia” grzechów, lecz pojednanie z Bogiem - Miłością po to, żebym mógł pojednać się z samym sobą i z bliźnimi. Człowiek dojrzały rozumie, że sensem wyznania grzechów nie jest uniżenie siebie, lecz przemiana samego siebie poprzez spotkanie z Bogiem, który jest miłością i któremu mam odwagę powiedzieć więcej niż sobie, bo On kocha mnie nieskończenie bardziej niż ja potrafię pokochać samego siebie. Ból szczerego wyznania grzechów wiąże się z doświadczeniem niezasłużonej miłości, a nie z zawstydzeniem w obliczu samego siebie, spowiednika czy Boga. Tego typu zawstydzenie czy ból byłby wyrazem skupiania się na sobie, a nie na spotkaniu z Bogiem, który w sakramencie pokuty i pojednania zaskakuje mnie swoją miłością, tak jak ojciec z przypowieści Jezusa zaskakuje miłością powracającego syna.
Czwartym warunkiem owocnego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania jest stanowcze postanowienie poprawy, czyli szczera decyzja o zmianie na lepsze własnego sposobu życia i postępowania. Spowiedź to nie analogia do detoksykacji, której poddają się niektórzy ludzie po nadużyciu alkoholu po to, by znowu mieć komfort picia. Sakrament pokuty i pojednania jest nie po to, by - popełniając kolejne grzechy - pocieszać samego siebie tym, że przecież znowu mogę się wyspowiadać i dlatego nie muszę zbytnio czuwać nad moim postępowaniem. Przeciwnie, sakrament ten jest doświadczeniem zdumiewającej i miłosiernej Miłości, która mnie zachwyca i mobilizuje do życia w świętości dzieci Bożych. Odpuszczenie grzechów w sakramencie pojednania zamyka przeszłość co do win, ale nie co do naturalnych skutków tychże win. Odpuszczone grzechy nie ciążą już na sumieniu, ale człowiek ponosi konkretne, nieraz bardzo dotkliwe konsekwencje ich popełnienia. Przykładem mogą być takie grzechy, które prowadzą do uzależnień, na przykład do alkoholizmu, narkomanii czy erotomanii.
Człowiek dojrzały rozumie, że odpuszczenie grzechów, którego doświadczył w sakramencie pokuty, byłoby straconą łaską i straconą szansą, gdyby nie wiązało się z postanowieniem poprawy i z podjęciem konkretnych działań w tym celu, by to postanowienie rzeczywiście wypełnić. Na szczęście w życiu doczesnym nie ma decyzji czy sytuacji nieodwracalnych i dlatego poprawa życia jest możliwa dla każdego człowieka. Potwierdza to historia syna marnotrawnego, który bardzo daleko odszedł od ojca i od własnych aspiracji. Postanowienie poprawy powinno obejmować nie tylko zmianę poszczególnych zachowań, ale również dążenie do doskonalenia — według kryteriów Ewangelii - naszych więzi, wartości, ideałów, marzeń i aspiracji. Jeśli jakiś penitent odkrywa, że na skutek swoich słabości i grzechów popadł w uzależnienia, to powinien uznać oczywisty fakt, że samo postanowienia poprawy już nie wystarczy do zmiany życia właśnie dlatego, że postępowanie tego człowieka wymknęło się spod kontroli jego świadomości i wolności. Obowiązkiem moralnym w takiej sytuacji jest szukanie pomocy u specjalistów w danej dziedzinie, podjęcie stosownej terapii lub włączenie się w odpowiednie ruchy samopomocy (na przykład grupy Anonimowych Alkoholików, Erotomanów czy Hazardzistów). Piątym warunkiem owocnego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania jest zadośćuczynienie. Popełnione grzechy są zawsze krzywdą wyrządzoną samemu sobie, a często także innym ludziom (krzywdząc innych ludzi, krzywdzę też samego siebie, bo oddalam się od miłości i radości!). Rozgrzeszenie nie tylko nie uwalnia od naturalnych konsekwencji danego grzechu, ale też nie zwalnia z obowiązku wynagrodzenia za popełnione krzywdy. Bóg przebacza mi grzechy, bo żałuję za nie szczerze i postanawiam się poprawić. Ale jednocześnie Bóg odsyła mnie do bliźniego z obowiązkiem uczciwego zadośćuczynienia za wszystkie krzywdy, które wyrządziłem innym ludziom. Bóg przebacza mi w swoim własnym imieniu ból, który Jemu zadałem. Nie przebacza mi natomiast w imieniu skrzywdzonego przeze mnie człowieka. To ja mam obowiązek poprosić tego człowieka o przebaczenia, ale właśnie pod warunkiem, że naprawiam wyrządzoną mu krzywdę.
Nie można zatem mylić zadośćuczynienia z otrzymaną od spowiednika pokutą. Pokuta ta jest — symbolicznym zwykle - znakiem, że uznaję moją grzeszność i że moje serce skruszone jest w obliczu Boga i Jego niezwykłej miłości. Jeśli spowiednik zobowiązuje danego penitenta - na przykład - do oddania skradzionych pieniędzy, to nie jest to pokuta, lecz zobowiązanie do spełnienia obowiązku zadośćuczynienia. Obowiązek ten nie wynika z przyjęcia pokuty lecz ze sprawiedliwości. Trzeba pamiętać, że penitent powinien zadośćuczynić za każdą wyrządzoną komuś krzywdę, a nie tylko za te krzywdy, które popełnił w sposób świadomy i dobrowolny i które w konsekwencji są grzechem. Trzeba też pamiętać o tym, że krzywda to nie tylko okradzenie kogoś czy stosowanie wobec kogoś przemocy. W odniesieniu do osób z najbliższej rodziny krzywdą jest już brak miłości, a nie dopiero uderzenie kogoś czy zadanie mu innej formy cierpienia. W obliczu małżonka, dzieci czy rodziców każdy z nas jest zobowiązany do tego, by kochać, a nie jedynie do tego, by nie krzywdzić.
Zadośćuczynienie powinno być adekwatne i proporcjonalne do wyrządzonej krzywdy. Może zatem polegać, na przykład, na oddaniu skradzionych pieniędzy, na przeproszeniu za wyrządzoną komuś krzywdę moralną czy duchową, na publicznym odwołaniu oszczerstw rzuconych na drugą osobę czy na podjęciu terapii, jeśli ktoś zadaje ból innym ludziom swoimi zaburzonymi zachowaniami na skutek alkoholizmu, narkomanii lub innych uzależnień. W sytuacji, w której nie da się wprost zadośćuczynić wyrządzonej krzywdzie — na przykład zwrócić komuś utraconego z naszej winy zdrowia lub zadośćuczynić osobie, która już nie żyje - najlepszą formą zadośćuczynienia jest dojrzała i ofiarna miłość wobec ludzi, którzy żyją wokół mnie tu i teraz.
Wypełnienie powyższych warunków sakramentu pokuty i pojednania nie oznacza, że stajemy się odtąd kimś doskonałym czy bezgrzesznym. Oznacza natomiast, że z całego serca dążymy do pełnienia woli Bożej i że pragniemy spełniać Jego marzenie, jakim jest nasza świętość. Owocem dojrzałego przeżywania sakramentu pokuty i pojednania jest stanowcze i świadome dążenie do świętości, czyli do ofiarnej i dojrzałej miłości mimo naszej niedoskonałości. "Ks.Marek Dziewiecki , źródło: http://www.opoka.org.pl/b...pokuty_naw.html
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.