Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-10-29, 16:22 Jak pozostawić "naprawianie" męża Panu Bogu??????
Nie wiem jak pozostawić "naprawianie" mojego męża Panu Bogu???
Modlę się codziennie, sama i z dziećmi, ale wciąż mam przeczucie, żę jeszcze powinnam coś zrobić, żę jeszcze jest coś co mogłoby zadziałać........tylko nie wiem co, bo już wiele zrobiłam.......myślę ze wszystko co dało się po ludzku zrobić..........
Boję się, że jak już spocznę, to może to trwać dłuuugo, nawet lata, a ja nie wiem czy dam radę tak wytrzymać, jestem zmęczona i już nie wiem co robić........
Jadę na rekolekcje dla trudnych małżeństw i mam nadzieję że co nieco mi się rozjaśni.......
Proszę, o radę i powiedzcie jak wy sobie radzicie z oddaniem spraw Panu Bogu i jak nauczyć się czekania, nie czekając??????
Pozdrawiam serdecznie Dejzi
Elżbieta1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-29, 16:53
U mnie w chwilach zwątpienia (a wierz mi jest ich dość dużo) pomaga taka oto rozmowa, której autorem jest Ojciec Claret (1807-1870), późniejszy arcybiskup Kuby, założył Zgromadzenie Misyjne Braci Niepokalanego Serca Maryi - Klaretynów.
Cytat:
Zaproszenie do przyjacielskiej rozmowy z Jezusem:
Nie musisz nic robić, by Mi się przypodobać. Wystarczy, że Mnie bardzo kochasz, bo Ja kocham Cię bezgranicznie. Mów do Mnie tak, jakbyś rozmawiał ze swoim przyjacielem.
Chcesz Mnie dla kogoś o coś poprosić?
Powiedz Mi jego imię, a następnie co byś chciał, żebym teraz dla niego uczynił. Nie wahaj się, proś o wiele! Mow do Mnie prosto i otwarcie o biednych, ktorych zamierzasz pocieszyć; o chorych, których cierpienia widzisz; o zbłąkanych, dla których gorąco pragniesz powrotu na dobrą drogę. Powiedz mi o nich chociaż jedno słowo.
A dla ciebie? Czyż nie potrzebujesz dla samego siebie jakiejś łaski?
Powiedz Mi otwarcie: może jesteś dumny, samolubny, niestały, niestaranny? Poproś Mnie, żebym ci przyszedł z pomocą w twoich nielicznych czy też licznych wysiłkach, które podejmujesz, by się wyzbyć tych wad. Nie wstydź się! Jest wielu sprawiedliwych, wielu świętych w niebie, którzy popełniali te same błędy. Ale oni prosili pokornie i z biegiem czasu zobaczyli, że są od tego wolni. Nie zwlekaj prosić też o zdrowie, o szczęśliwe zakończenie twoich prac, interesów czy studiow... To wszystko mogę ci dać i daję. A Ja życzę sobie, żebyś Mnie o to prosił, i gotów jestem ci to dać pod warunkiem, że nie zwróci się to przeciwko twojemu uświęceniu, ale będzie mu sprzyjało i je wspierało. Powiedz Mi, czego ci dzisiaj potrzeba... Co mogę dla ciebie uczynić? Gdybyś wiedział, jak bardzo pragnę ci pomóc!
Czy masz w tej chwili jakiś plan?
Opowiedz Mi o nim. Czym się zajmujesz? O czym myślisz? Co mogę uczynić dla twojego brata i siostry, dla twoich przyjaciół i znajomych, dla twojej rodziny, dla twoich przełożonych, może podwładnych? Co ty chciałbyś dla nich uczynić? Co dobrego uczyniłbyś swoim przyjaciołom, tym, których bardzo kochasz, a którzy żyją, nie myśląc o Mnie? Czy pragniesz, żebym był przez nich uwielbiany?
Powiedz Mi: co dzisiaj pochłania twoją uwagę?
Czego pragniesz z utęsknieniem? Jakie środki posiadasz, aby to osiągnąć? Powiedz Mi o twoim nieudanym przedsięwzięciu, a Ja wyjaśnię ci przyczyny niepowodzenia. Czy nie chciałbyś Mnie dla siebie pozyskać?
Może czujesz się smutny albo źle usposobiony?
Opowiedz Mi w szczegółach, co cię smuci... Kto cię zranił? Kto cię obraził lub znieważył? Informuj Mnie o wszystkim, a wkrótce dojdziesz tak daleko, że za Moim przykładem wszystko im darujesz i przebaczysz. W nagrodę otrzymasz Moje pocieszające błogosławieństwo.
Może się czegoś obawiasz?
Czy odczuwasz w duszy nieokreślone przygnębienie, które wprawdzie jest bez podstaw, ale mimo to nie przestaje rozrywać ci serca? Rzuć się w ramiona Mojej Opatrzności! Jestem przy tobie, u twojego boku. Ja wszystko widzę, wszystko słyszę i w żadnym momencie nie zostawię cię.
Czy odczuwasz niechęć ze strony ludzi, którzy cię kiedyś lubili?
Teraz zapomnieli o tobie, odwrócili się od ciebie, mimo że z twojej strony nie było do tego najmniejszego powodu... Proś za nimi, a Ja ich przywrócę do twojego boku, jeżeli nie staną się zawadą dla twojego uświęcenia.
Nie masz dla Mnie czasem jakiejś radosnej wiadomości?
Dlaczego nie pozwalasz Mi w niej uczestniczyć, przecież jestem twoim przyjacielem? Opowiedz Mi, co od twoich ostatnich odwiedzin u Mnie pokrzepiło twoje serce i wywołało twój uśmiech. Być może miałeś przyjemne zaskoczenia, może otrzymałeś szczęśliwe wiadomości, list, miłą rozmowę, może przezwyciężyłeś trudności, wyszedłeś z sytuacji bez wyjścia? To wszystko jest Moim dziełem. Ty masz Mi tylko powiedzieć: dziękuję!
A czy nie chcesz Mi czegoś obiecać?
Ja czytam w głębi twojego serca. Ludzi można łatwo zmylić, ale nie Boga. Mów więc do Mnie otwarcie. Czy jesteś zdecydowany nie poddawać się więcej wiadomej okazji do grzechu? Zrezygnować z rzeczy, która pobudziła twoją wyobraźnię? Nie przestawać z człowiekiem, który zmącił spokoj twej duszy? Czy będziesz znowu łagodnym, miłym i usłużnym wobec tego człowieka, którego miałeś do dziś za wroga, bo cię skrzywdził?
Dobrze, powroć więc teraz do swojego zajęcia, do swojej pracy, do swoich studiow... Ale nie zapominaj chwil, ktore przeżywaliśmy razem. Zachowaj, jak dalece możesz, milczenie, skromność, wewnętrzne skupienie, miłość bliźniego. I przyjdź znowu, z sercem przepełnionym jeszcze większą miłością, jeszcze bardziej oddany Mojemu Duchowi. Wtedy znajdziesz w Moim Sercu codziennie nową miłość, nowe dobrodziejstwa i nowe pocieszenia.
Kochaj Matkę Moją, która i twoją jest.
Zawsze czekam na ciebie.
Twoj Jezus
Wtedy zazwyczaj na mojej drodze staje ktoś lub dzieje się coś co jest wskazówką, co dalej,
mocno przytulam
ewulek [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-29, 19:39
powyższa rozmowa wszystko wyjaśnia a jesli ktoś mysli że nie umie tak z Jezusem rozmawiać niech zacznie... a sam się przekona że umie
pogody ducha
martaj [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-30, 21:09
ja też nie potfaię zostawić tego Jezusowi tak na 100% staram się ale na razie jeszcze ta moja ludzka strona często bierze górę...
też zrobiłąm po ludzku chyba wszytsko. Czasem są dni spokoju gdzie modlitwa ukaja wszytsko a czasem toczę w sobie walkę żeby samej ingerować w to wszytsko.Ale tak naprawdę to nie ma siły na robienie czegokolwiek. Dziś jestem na etapie ogromnej złości na mojego męża...za to co zrlbił i robi cały czas...
cola [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-30, 21:48
Dejzi, czekać nie czekajac to tez pomyśleć o sobie, o swojej relacji z Bogiem, o czym piszą dziewczyny, moze o terapii. moze o przejsciu programu 12 kroków. To czas na oddech i większe przygladanie sie sobie, dzieciom i ratowanie własnie tego.................Nie myślę jednak tutaj o takim egocentrycznym podejsciu do siebie, kosztem innych , o dogadzaniu sobie z przekraczeniem dozwolonych granic, ale o zdrowym egoiźmie , o zdrowym kochaniu siebie......................
Warto odszukać w sobie zapomniane od lat zainteresowania i poświęcić im czas, warto nawiązać nowe znajomości i odkurzyć stare, znaleźć nowe pasje............po prostu żyć pełna piersią mimo wszystko i cieszyć się tym, co masz, kazda drobna nawet chwilą radosci.............Z Bogiem , który czasem zaskakuje i podsyła naprawdę niesamowite pomysły i tak wygrasz siebie..........a mąż.........a mąz musi doświadczyć konsekwencji swoich wyborów, żeby wyciągnąc wnioski..................o ile to nastapi................
Pogody Ducha Dejzi
smutnamała2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-08, 22:09
Dziękuję za podpowiedzi...........
Jestem po rekolekcjach i muszę powiedzieć, że jeszcze nie widziałam takich rekolekcji
Mąż był ze mną
Te rekolekcje to tak jakby były dla niego..........SUPER................
Oglądaliśmy też film, który mi dużo wyjaśnił.
Teraz wiem za co mam się zabrać..............
Teraz rozumiem jak mam podejść do tego by pozostawić "naprawianie" męża Bogu......
Chcę zrobić 12 kroków i juz czekam w kolejce.............
Dziękuję Ci Mirakulum że nas zabrałaś...................
Dziękuję Ci Panie, że mogliśmy być tam oboje: ja z mężem...........
Pozdrawiam serdecznie
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-09, 06:52
smutnamała2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-11, 15:31
Witajcie
Stasznie się zdenerwowałam kiedy zobaczyłam dzisiaj męża przed kościołem........miałam wrażenie, że był nietrzeźwy.........weszliśmy do kościoła, a on wyszedł z niego po paru minutach......i ciśnienie mi się podniosło jeszcze bardziej (przyszła mi myśl, że pwenie wyszedł by kupić sobie coś do picia, ale nie wiem tego napewno) miałam ochote wyjść za nim i go sprawdzić, ale tego nie zrobiłam, sama nie wiem jak to się stało, poprosiłam Pana Jezusa by mi pomógł, bym się tak nie denerwowała, i ulżyło mi........
Kiedy wyszłam z kościoła mąż stał niedaleko kościoła, ja zaczekałam na córkę, spojrzałam na niego, a on jakby (nie wiem jak to wytłumaczyć, dziwnie sie zachowywał, mrużył oczy, jego sposób poruszania, też był dziwny, sposób mówienia też).........powiedziałam, że chce by pojechał do domu.......już nerwy i strach były silniejsze, w kościele się uspokajałam, ale po wyjściu nie umiałam inaczej.......
on odszedł, a ja się poczułam winna, że może nie tak powinnam to załatwić, że inaczej powinnam to powiedzieć, no i czy w ogóle miałam rację, że może on nie miał wypite???
Pojechałam za nim, ale on już był strasznie wkurzony na mnie, nie chciał mnie słuchać, obraził się na mnie, powiedział, że go ranie, żę nic nie pił, nie umiałam mu uwierzyć......
Pojechałam do domu, w domu zadzwoniłam do koleżanki i poczułam się lepiej, potem zadzwoniłam do męża i chciałam mu wyjaśnić, dlaczego tak się zachowuję, ale nie chciał wysłuchać mnie.........byłam nerwowa, bo ciągle wydawało mi się że jestem winna, i byłam zła, na męża, na siebie......
Po jakiejś chwili mąż pojawił się u mnie w domu i pytał czy może zostać, zgodziłam się, by został na chwile, wypił ze mną kawę i pojechał do domu, starałam się mu wyjaśnić, że narazie tak bedzie, nie wiem jak długo ale na razie tak bedzie, miał pretensje, ze przyjechał do dzieci, do mnie a ja nie chce by został ( mąż wczoraj zadzwonił i chciał bym po niego przyjechała, ale odmówiłam, bo nie miałam pieniędzy na paliwo, on mówiłże też nie ma pieniędzy na dojazd, więc zaproponowałam mu by przyjechał w sobotę, było mu przykro że nie mógł wczoraj, ale wieczorem ok, 19h zadzwonił, że jest niedaleko i czy po niego przyjadę, wyczułam wtedy że znowu nie był trzeźwy i strasznie się bałam jego obecności, powiedziałam, by znalazł sobie nocleg bo ja nie pojadę po niego, kiedy zapytałąm "mówiłeś ze nie masz pieniędzy na dojazd??" odpowiedział, że pożyczył
bałam się że się pojawi, mimo mojej niezgody na to.......ale nie przyjechał......
Rano zadzwonił, że przyjedzie, no to wyczułam żę mówi rozsądnie, więc się zgodziłam.... nawet się ucieszyłam, na myśl że z nami trochę pobędzie......choć bałam się na myśl , w jakim stanie przyjedzie, bałam się że nie będzie trzeźwy, pomyślałam, że jak nie zobaczę to się nie przekonam......no i zobaczyłam i odniosłam wrażenie, że jednak nie był trzeźwy, skacowany, lub pod wpływem jakiś środków.....Bóg jeden wie co z nim było......)
wracał kilka razy, w nadziei że pozwolę mu zostać......nie pozwoliłam.....poszedł i byłna mnie zły, mówił żę nie mam liczyć, więcej że pojedzie ze mną na jakiekolwiek rekolekcje, czy spotkania, i ma nadzieję że Bóg mi wybaczy to co robię........
Kiedy poszedł, było mi strasznie przykro, strasznie!!!!!
czułam się winna, czułąm się źle z tym że dzieci nawet nie mogły z nim pobyć.........teraz też czuję się z tym źle......
Zastanawiam się czy ja coś zrobiłam nie tak, czy to ze mną jest problem, czy ja gdzieś popełniam błąd, nie ufam mu, kocham bardzo ale nie ufam........
Tak się zastanawiam czy to normalne, bo z jednej strony kocham męża bardzo, tęsknię za nim, brakuje mi go na co dzień, jego pomocy, tego by mnie wspierał, a z drugiej strony nie ufam mu, i boję się być z nim, wszystko to powoduje strach i brak zaufania......
Chciałabym, abyście umieli ocenić, tę sytuację jak to widzicie.........
Proszę was o poradę i prawdziwą ocenę, jak to widzicie......
[ Dodano: 2011-11-11, 15:41 ]
Wspominał też ze nie ma jak wrócić do domu, bo ostatni autobus mu odjechał, a ja nic na to, miałam ochotę powiedzieć, by został ale bałam się jego pobytu, więc nic nie mówiłam.......czy ja jestem jakaś bezlitosna dla niego???? powiedzcie co ja robię nie tak???
[ Dodano: 2011-11-11, 15:46 ]
Pozdrawiam Dejzi
zen77 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-11, 20:24
Cytat:
Chciałabym, abyście umieli ocenić, tę sytuację jak to widzicie.........
Proszę was o poradę i prawdziwą ocenę, jak to widzicie......
Odnosząc się do Twojej prośby widzę to tak i myślę, że Twój mąż może widzieć to podobnie - zatem siądź sobie wygodnie:
Wyrzuciłaś męża z domu, bo wg Ciebie nadużywa alkoholu. Celowo piszę, że wg Ciebie jest alkoholikiem, a on zapewne wcale tak nie uważa. Niektórzy powiedzą, że skoro zaprzecza to na pewno jest uzależniony, bo to typowa reakcja. Coż - może być zaskoczeniem dla wielu, w tym i pewnie Ciebie - on wcale nie musi być uzależniony. Alkohol to może być jego słabość, ale problem między Wami być może leży całkiem gdzie indziej. Upraszczając - np. brak u Ciebie odczucia, że jesteś kochaną, że jakby Cię kochał to na pewno przeniósł by się z Tobą do Twojego domu, a nie mieszkał u swoich rodziców, zbyt mało lub wcale nie czujesz się przez niego adorowana itp. Chcę przez to zasugerować Ci przeanalizowanie jeszcze raz dlaczego rzeczywiście się na męża złościsz. Czy to na pewno ten alkohol, a może co innego? Może nawet czujesz, że problem leży głębiej ale liczysz zapewne, że jak nazwiesz męża alkoholikiem to zyskasz sobie niechybnie poparcie i będziesz tą skrzywdzoną przez złego męża "smutną małą".
Natomiast mąż na pewno czuje się przez Ciebie bardzo skrzywdzony i niesłusznie osądzony. Jest Twoim mężem a Ty nie pozwalasz mu nie tyle mieszkać z sobą co nawet przyjechać o porze dla niego wygodnej itp. Ty stawiasz tzw. granice, bo zapewne dowiedziałaś się o tym z mądrych źródeł, że skoro postawiłaś diagnozę, że mąż jest uzależniony od alkoholu to najlepszy będzie dla niego "kubeł zimnej wody", aby poczuł negatywne konsekwencje swoich wyborów. Dzieci nie pozwalasz mu widzieć kiedy chce i one chcą. O alimentach pewnie nie zapomniałaś, bo przecież żadnej łaski nie robi?
Jego to bardzo boli. Zachodzi w głowę jak mógł na żonę wybrać sobie tak bezlitosną kobietę. Nie dojrzał jeszcze do decyzji by odejść od żony, która go tak bardzo krzywdzi - w dodatku nie czułby się w ogóle winny rozpadowi małżeństwa, bo to Ty go wyrzuciłaś. Mając trochę nadziei, że Ty nie jesteś jednak całkiem bez serca testuje Cię i sprawdza jak daleko w swoim bezlitosnym postępowaniu będziesz się w stanie posunąć. Robi to np. poprzez to, że mówi, iż uciekł mu ostatni autobus i nie ma gdzie nocować w nocy.
Wie, że Ty wiesz, że tym samym skazujesz go na np. noclego pod gołym niebem. Nie musi to być prawdą, bo zapewne sobie poradzi jednak nie to się liczy. Dla niego liczy się tylko to, że jego, myślę, że w gruncie rzeczy kochana żona, ta która mu ślubowała dozgonną miłość, która mówi, że go kocha, z pełną świadomością zostawiła go w nocy bez noclegu. Ten fakt zostanie mu na długo, a w zasadzie do końca życia w pamięci. Myślę, że "testował" będzie Cię najwyżej parę razy - kiedy już się przekona jaka jesteś bez serca dla niego to z ogromnym poczuciem krzywdy i że zawiodłaś jego najskrytsze nadzieje i pragnienia, może będące następstwem zranień jakich doznał w dzieciństwie (np. odrzucenie) - przestanie Ci ufać. A z czasem będzie miał coraz mnie ochoty na to żebyś go "przeczołgała" kolejny raz jak chce do Ciebie przyjechać czy zostać na noc a Ty mu odmawiasz.
Moim zdaniem - pomysł twardego stawiania granic i żądania zmiany być może jest słuszny, ale do tego trzeba je stawiać mądrze, nie tylko stanowczo. Terapia jaką fundujesz mężowi pewnie na niektóre "choroby" jest dobra, lecz czy "choroba" jest dobrze rozpoznana? Uważam, że jeśli już stwierdziłaś jakąś "chorobę" u swojego męża i próbujesz go z niej wyleczyć to nawet w przypadku jakby Twoja diagnoza była niesłuszna to najmniej krzywdy mu zrobisz lecząc go z miłością. I to nie tą wyuczoną z mądrych książek i poradników, lecz tą, która płynie z Twojego serca.
toja [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-11, 21:23
zdarzają się posty na Sycharze, które wołają o pomstę do nieba
czasem to pewnie są także i moje wypowiedzi
ale pobiłeś zen tym razem wszystkich na głowę
masz oczywiście prawo do wygłaszania swojego zdania, więc je wygłaszaj, ale nasuwa mi się jeden komentarz - koniec świata
mam jeden komentarz do dejzi - masz prawo do tak długiego odbudowywania zaufania, aż je odbudujesz, a wyrzuty sumienia po trudnej decyzji, przyspieszą ten proces
wykorzystaj fragment rad zena (reszta tekstu według mnie jest nie do przyjęcia) - kieruj się miłością, która płynie z serca
smutnamała2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-11, 21:40
zen77 napisał/a:
Może nawet czujesz, że problem leży głębiej ale liczysz zapewne, że jak nazwiesz męża alkoholikiem to zyskasz sobie niechybnie poparcie i będziesz tą skrzywdzoną przez złego męża "smutną małą".
Choroba alkoholowa jest u niego stwierdzona.......
Mnie jest też ciężko, baaardzo, chciałabym by z nami był, ale nie w takim stanie, nie ufam mu narazie, i strasznie się boję, dużo mi się oberwało od niego i o tym tylko wiem najlepiej ja i on (on może nie amiętac)....
zen77 dzieki za "kubeł zimniej wody".......tak sobie myślę, ze napisałeś swoje zdanie nie znając sytuacji, bo wcześniej pisałam o sobie jako Dejzi, ok przyjmuję do wiadomości, rozumiem że jest mu ciężko, i mogłabym m pozwolić przyjeżdżać wtedy kiedy on zechce, ale to było by tak, że on przyjeżdżał na wekendy,a na tydzien do teściowej i jaki miałby być to sens, zaznaczam że to on nas zostawił, samą beż pieniędzy na życie........
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-12, 01:31
Post Zena to rewelacja. Dzieki Zen.
Po raz pierwszy przeczytałam w tak jasny sposób opisane co może myśleć osoba uzależniona od alkoholu.
Dejzi, nie rozjaśniło Ci się? Czy jeżeli tak mysli Twój mąż jesteś w stanie cokolwiek zrobić, by przestał tak myśleć? Czy jeżeli wpuściłabyś biednego, nocującego pod gołym niebem męza do domu byłoby ok? Czy jezeli odpuściłabys alimenty na dzieci a pozwalała mu na nieograniczone z nimi kontakty, kiedy tylko jest w stanie i ma ochotę, dzieci miałyby bardziej ułożony świat, a Ty zdałabyś kolejny test na kochającą żonę? Czy jeżeli pozwoliłabyś mu na tą jego słabośc do alkoholu mąż nosiłby Cię na rekach a Wasze życie rodzinne przypominałby sielankę? Czy jak uznasz, że to nie choroba tylko Twój wymysł mąż będzie o Was dbał i się troszczył? Czy jak odpokutujesz to, że wybrał za żone tak bezlitosną osobę i bedziesz donosiła mu wódeczkę, koniecznie kupioną za własnorecznie zarobione pieniądze,on Ciebie doceni? Czy przy założeniu, że to co napisał Zen ma w głowie Twój mąż, jakiekolwiek poczucie winy z Twojej strony coś zmieni? A jak tak mysli, to co możesz zrobić wiedząc to co wiesz o Waszej faktycznej sytuacji?
Jak tu pisze wiele osób, zmienic można tylko siebie. Trzymaj się Dejzi.
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-12, 01:52
Zgadzam się z zen77, że mąż Dejzi czuje się skrzywdzony - czy to poczucie skrzywdzenia jest racjonalne czy nie, to inna sprawa - według mnie nie jest to racjonalne. Ale tak się czuje.
Natomiast moim zdaniem stawianie granic, co robi Dejzi, jest ze wszechmiar słuszne.
Stawianie granic "mądrze, nie tylko stanowczo" - ???
"Wie, że Ty wiesz, że tym samym skazujesz go na np. noclego pod gołym niebem." - wie, że manipuluje.
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-12, 01:58
A i jeszcze jedno, jeżeli osoby uzależnione od czegokolwiek tam myslą faktycznie tak jak napisał Zen, to wiara, że wyjdą z tego bez zmiany zachowania otoczenia, bez skonfrontowania ich z konsekwencjami uzaleznienia, bez profesjonalnej terapii jest naiwnością. Jeżeli tak mysli uzalezniony, to faktycznie nic mu nie pozostaje jak się napić. (to musi byc okropne tak się czuć i tak odbierac świat)
I racje maja różni mądrzy w tej mierze, że taka osoba musi siegnąć swojego dna i wtedy albo zrozumie, że picie nic nie daje albo nadal będzie "ratować się" używkami. Dla osób kochających taka osobę jest niesamowicie trudne i bolesne pozwolenie na takie siegnięcie dna.
I Twoje posty Dejzi są dowodem na to ile dylematów, wyrzutów sumienia i problemów ma taka własnie osoba. Gdybys robiła z siebie smutną małą pozwalałabyś mężowi na wszystko co zaproponuje, siedziałabyś bezradna, w dresie, potargana, bo mąż pije. A tak nie jest.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.