Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-10-28, 21:30 Czy ja swoim zachowaniem powoduje że jest tak tragicznie?
No tak, a ja właśnie czytam te artykuły, szukając rozwiązania mojego problemu, i wydaje mi sie że są bardzo mądre a jednak nie umię tego wprowadzic w życie. Mąż nie tylko pokazuje swoją postawą , ale i poucza naszego 8 letniego synka że pieniądz jest najważniejszy. Tłumaczy mu z kim ma utrzymywać dobre relacje, a maja to być osoby które kupują porządne prezenty, ze koscioł nic nie daje nikomu, więc syn też nie chce już chodzić itd. to tylko część bo tej gorszej już nie bedę tu przedstawiać, wiem że to dziwne, ale nie potrafię sobie z tym poradzić, jest mi coraz ciężej tak żyć bo ze względu załagodzenia niektórych kłotni sama zaczęłam się odsuwac od kościoła, choć sercem nadaj jestem. ale żeby uniknąć najgorszych zachowań męża nie umię już inaczej zapanować, Czasem sama pozwalam sie poniżać bo mam tak bardzo zakorzenione wartości rodzinne, i nie mogę zostawić męża, nawet jeśli daje tak zły przyklad synowi swoim postępowaniem, pchyba nigdy sie nie doczekam by mąż zwrócił uwage i zatęsknił za moim sposobem na życie, z którego sie wyśmiewa, bo problem w tym że teraz nie potrafie okazywać mu czułości, której on sie domaga szantażami, zgrzewka piwa codziennie przez to że ja nie potrafię go kochać takiego. i staje sie coraz gorszą żoną dla niego. Jak miec nadzieję, po nierzespanych nocach.jak kochać..ja już nie potrafię, A pod naciskiem gdy już psychicznie brakuje mi sił do walki, zgadzam sie na te zachowania, a potem czuję gorsza niechęć ze pozwalam na poniżanie.
Przepraszam, ale nigdzie nie moge znajść odpowiedzi na moje wątpliwości,czy ja naprawde jestem złą żoną, nie umie być czuła tak na żądanie, jesli mąż nie dał mi czasu na odbudowanie bliskości. Jest coraz gorzej dla synka. Zdążyłam sie przyzwyczaić, nawet do tego że coraz cześciej kłamię żeby uciec od tego.
Jak uchronić dziecko, tak czekając na nawrócenie to staje sie ono bardziej nerwowe i będzie w przyszłości brał przykład, obserwując jak tato sie odnosi do mamy używając najgorszych słów. Widzę że boi się ojca, i czesto okazuje mu czułośc ze strachu przed złością spowodowaną tym że dziecko zapomniało o przytuleniu. Ja nawet nie potrafię nic zrobić, żeby mąż zapanował i w jego obecności nie poniżał mnie, nie wyzywał....A jedynym sposobem jest wtedy zaspokojenie jego potrzeb, żeby był spokój.
Jak żyć w miłości w której na pierwszym miejscu są pieniadze, seks z popędu a nie jako forma okazania miłości i nie mogę tego zrozumieć bo sam wciąż oczekuje więcej czułości, miłości, wciąż wmawia mi że ja sie nad nim znęcam, że nie pomagam,bo nie umię w takiej atmosferze cieszyć sie z budowy domu która jest w trakcie...dostaje codziennie pełno oskarżeń że jestem leń, że nie interesuje mnie cegła którą kupił, że nie interesuje mnie to że nie mamy pieniędzy na dalszą budowę domu, każe mi pożyczać , bo on ma już pełno długów. A ja nie umie załatwić nawet na okna. nie mogę przestać w myślach zadawac sobie pytań na które chyba nikt mi nie odpowie. oniżaniem mnie i grożbami słyszanymi przez dziecko. ...
.i najgorsze to jest to że nie wiem na czym ma polegać kochanie męża po chrześcijańsku w takiej sytuacji.......
Chyba to bez sensu, bo jak mam trwać i dawac przykład? jaki przykład? Mamy chowającej sie przed tata w łazience, dającej się poniżać, wychodzącej po kryjomu do siostry, czy koleżanki, bo gdyby sie dowiedział że byłam tam na kawie to znów awantura i słowa że jeśli jeszcze raz tam moja noga powstanie to tak mi wpierd.....że móżg rozpryśnie się na ścianie a on może siedzieć w więzieniu ale bedzie miał satysfakcje ze za kurw..... przepraszam wiem że te słowa nie powinny sie tu znaleść ale synek nasz to słyszy na codzień. i już nawet nie umie do mnie mówić tylko krzyczy w nerwach jeśli coś chce.
Teraz już wszystkie koleżanki się odwróciły odemnie, bo nie chcą wchodzic w drogę mężowi. A gdy sie wyżaliłam z mojego życia pewnym bliskim osobom, to wszystko się pogorszyło, bo mąz się wsciekł że sprzedałam całą naszą intymnośc. I dziwi sie czego ja jeszcze chcę od niego jak pracuje i mnie kocha a ja tak się znęcam nad nim nie dając mu seksu, ciepła, i że to go tak doprowadza do furii. A na moją prośbę o spokój i możliwość wyspania sie w nocy, otrzymuje odpowiedż: że jak będzie od dziś albo jutra seks, obiady, itd to będę miała ten spokój. Tylko jak ja mam teraz seksem wyprosić to spokojne życie , jak nie umię kochać już takiego człowieka, z którym przez parę lat zgadzałam się na zbliżenia lub zaspakajanie go w inny sposób, żeby było tylko cicho, żeby nie ubudzić małego dziecka...nie wiem czy ktoś to zrozumie co ja czuje....
tymeka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 21:49 proszę o bezstronna pomoc
Byłam juz 2 razy u róznych psychologów w mojej miejscowości, ale też ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, dopiero jak wyszłam przychodziło mi do głowy tyle spraw których nie przedstawiłam, tyle wątpliwości,
Tak bardzo staram sie zrozumieć mojego męża, jego zachowanie, że juz nie wiem czy nie usprawiedliwiam go we wszystkim, nawet w tym co może nie powinnam. A mąz wciąż twierdzi ze ja go wykańczam psychicznie, że go głodzę bo tak mu działam na nerwy że nie chce mu sie jeść . że przezemnie chodzi brudny, że nie ma porządnych ciuchów żeby sie ubrac bo ja o niego nie dbam, czegokolwiek mu brakuje to jest moja wina bo ja nie myślę o nim.
Może zaznacze że mam 37 lat, 8 lat po slubie, 7 letni synek.
Od początku małżeństwa brakowało miedzy nami komunikacji która by nas zbliżała, żyliśmy z dnia na dzień. pierwszy rok po urodzeniu dziecka był bardzo ciężki z powodu problemów zdrowotnych po ciężkim porodzie, oraz ciągłe kolki synka od których nie miałam nawet pół godzinki dla siebie, nie miałam kiedy zjeść, mąż pracował cały dzien, wolnymi chwilami dorabiał prywatnie. Dla niego odpoczynek zaczynał sie wieczorem po godz 20 koniecznie ze zgrzewką piwa. Wiec gdy ja sie wyrobiłam ze wszystkim i synek zasnął - mąż był juz pod lekkim wpływem alkocholu, ja kładłam sie do łóżka i czekałam aż on dokończy picie - wykąpie się, było to okolo godz 12 w nocy, dodam że do tego czasu musiałam sie powstrzymywac z zaśnięciem, a po dłuższym czasie zaczęłam sie po nocach budzic często z wyrzutami że zasnełam i obawami o nastrój męża że będzie znów na mnie wkurzony.
Tłumaczyłam mu że ja nie jestem przyzwyczajona tak jak on do 2 w nocy siedziec, i że po alkoholu seks nie jest dla mnie czymś miłym. ale prośby nie pomagały. coraz częście domagał się abym zamiast współżycia zrobiła to w inny sposób który miał zastąpić to. No i musiałam sie coraz czesciej zgadzać. Bo nie mogłam zapanować nad nawracającymi stanami zapalnymi po przymuszonym współżyciu. Czasem żeby uniknąć kłotni i móc się wyspać w nocy godziłam się na seks nawet mimo nieskończonego leczenia, bo mąż twierdził że ja sobie to wszystko wmawiam.
Z czasem było coraz gorzej, już wszystko robiłam zawsze tylko z musu, i tak mijają prawie wszystkie lata naszego małżeństwa.
Mąż zaczął być zazdrosny o moje wyjscia na zakupy, do siostry (bo rozwódka) Nie pracowałam bo według niego kurwiła bym sie tam po szatniach, ale i tak ciągle mi wypominał że wstydzi sie przed kolegami za taką żonę która nie pracuje i nie zarabia. W każdej sytuacji było i tak nie po jego myśli. A gdy zasypiałam w nocy robił mi awantury że nie pracuje i jeszcze mi się po nocach chce spać. Zaczął jeżdzic do moich koleżanek i kuzynek żeby się użalać, że ma taką złą zonę, a mi samej nie pozwalał potem do tych osób juz chodzić. Straszył że gdy po kryjomu tam pójdę a on się dowie to skończy się to taką awanturą, że on za zabicie pojdzie do więzienia i będzie miał satysfakcje że siedzi za kurw....
Mieszkamy z moimi rodzicami, z którymi też sie kłoci, gdy jest pijany. Powtarza mi bez przerwy że gdyby moja mama dostała porządnie przez łeb, to może by się obudziła i nie chodziła taka zakręcona.
Przepraszam za ty brzydkie zdania ale nie wiem jak inaczej przedstawić moje problemy, Wiem że to może dziecinne, ale te wszystkie drobnostki wpłyneły na moje nastawienie w małżeństwie, na to że nie umiałam się otworzyć przed meżem, że nie potrafiłam okazywac mu tyle ciepła ile on oczekiwał, nie umiałam go juz kochac . Choć on mi to powtarzał codziennie że mnie bardzo kocha, i dlatego chce dla mojego dobra mnie zmienić, a ja dopóki będę taka uparta to on będzie stosował coraz gorsze metody.
I tak jak mówił tak było, zaczął przy 6 letnim synku mnie szarpac, wyzywać, mowic straszne rzeczy że np jak ja będę go tak wnerwiała to on mi rozpierdoli łeb az mózg wytryśnie. I tak jest juz 3 lata nocami.
W tym czasie przeszłam nowotwór piersi, rok leczenia, i nawet wtedy świeżo po operacji nie mógł się opanować i zdarzało mu się szarpnąć mnie nawet za tą ręke gdy wszystko mnie jeszcze bolało, bo sie jeszcze nie zagoiło. Zawsze mi powtarzał że tylko on mnie wyleczy, bo mnie wożi na każdą chemie, traci na mnie pieniądze bo zależy mu na mnie. Tylko że podczas każdej trasy do szpitala szarpał mnie w samochodzie bo ja nie wiedziałam co odpowiedziec na jego pytania - co z naszym życiem itd
Wyzywał mnie od "łysola bez cycka" a ja musiała i tak z nim współżyc bo straszył mnie różnymi rzeczami.....
Czesto po nie przespanej nocy przez awantury następnego dnia wióżl mnie na chemię i miałam tak słabe wyniki i spuchniete oczy od płaczu, że wracałam bez podanej chemi.
Czasem nawet obcy mężczyzna z którym np tańczyłam, był podczas rozmowy dla mnie bliższy niz maż. Brakowało mi zwykłego uśmiechu bez ciągłych oskarżeń, ośmieszeń, brakuje ciepłego dotyku dłoni, rozmów w spokoju bez przeklinania i szarpania,
I wtedy na początku tej choroby czyli 2 lata temu zdażyło się coś przez co miałam jeszcze wieksze wyrzuty sumienia, i mam do tej pory. Wciąż myślę że gdybym wtedy nie zaczela ciągnąc pewnej znajomości z kimś, to nie było by teraz tak tragicznie. Mąż dowiedział się o moich rozmowach telefonicznych, i jak wtedy mógł mi wierzyć że go nie zdradziłam. A potem jeszcze ten kolega odwiedził mnie w szpitalu, o czym mąż znów sie dowiedział. Bo oprócz męża nikt nie mógł mnie odwiedzac , bo wszyscy znajomi chyba nie chcieli się wplątywać w to wszystko, do tej pory żadna koleżanka nie przychodzi do mnie na kawę bo boją sie męża że będę miała znow jakieś kłotnie.
I od tej pory te wszystkie zachowania jego próbuję zrozumiec, to że ja do tego doprowadziłam. I jest mi z tym ciężko. Choć przed tym też wszystko sie psuło przez alkohol, tez raz mnie udeżył w alkoholu, ale teraz ja czuje sie winna że nie umiałąm juz wtedy nad tym zapanować i rozwiązać tego inaczej, a nie przez rozmowy z kims innym.
Ten pewien znajomy, który wiedział od szwagra o mojej sytuacji, choc miały to być tylko rozmowy nie skończyło sie tylko na tym. Dał mi tak dużo wsparcia psychicznego, jakiego nawet w minimalnym stopniu nie miałam nigdy od męża. Tym bardziej że był to człowiek bogaty duchowo, wrażliwy, pierwszy raz ktoś potrafił ze mną tak rozmawiac że mogłam być po prostu sobą bez obaw że będę wyśmiana, poraz pirwszy w życiu czułam taką więż duchową, nigdy mi się to jeszcze nie zdażyło.
Nie wiem czy to przez doświadczenie, że jestem starsza niz wtedy gdy poznałam męża, czy po prostu dokonywałąm złych wyborów (u mnie w rodzinie też nie było tak jak powinno być , tata często pił a ja tylko sie go bałąm, i byłam szczęśliwa jak nie było go w domu, do tej pory czuję straszną barierę gdy mam z nim zamianić parę zdań)
Może to dziwne ale gdy przebywałam z tym mężczyzną czułam sie szczesliwsza niż kiedykolwiek, pomimo że byłam w trakcie leczenia tej strasznej choroby. On pomógł mi przejsc przez to wszystko dając tyle wsparcia , cierpliwości że mogłam się wygadać nawet na takie tematy które nie były pewnie dla niego miłe. Nigdy nic nie oczekiwał - tylko czekał i słuchał, Wiem że jest takim dobrym i ciepłym człowiekiem, który nie myśli tylko powierzchownie, i jest człowiekiem z wartościami duchowymi.
W przciwieństwie do mojego męża, ktory powiedzial mi że najważniejsze w życiu są pieniądze i seks, i że ja jestem chyba jakąś księżniczką której wszystko przeszkadza, a że on zna rodziny w których piją , biją, kłocą się i są szczęsliwi, kochają się w alkoholu itd.
Tak mi ciężko to zaakceptować że on tak myśli. i jak ja mam iśc na terapię małżeńską z taką moją niechęcia do męża, nie wiem co mam zrobić żeby zmieniło sie moje nastawienie, to że nie potrafię juz kochać go.
i znów przychodzi na myśl ta znajomość i te spotkania które trwały ponad rok z tym mężczyzna, że może to jest główną przyczyną, choc od roku nie mam z nim żadnego kontaktu, (on miał głębokie wyrzuty że chciał mi pomóc a wyszło inaczej) bo zaczęłam mieć wyrzuty sumienia że łamię przysięge małżeńską i to mnie jeszcze bardzie zaczeło męczyć.
Ale często o nim ciepło myślę i nie moge zapomnieć, bo pokazal mi czym jest taka prawdziwa miłość, oparta na zwykłej codzienności, w której są nie tylko radoci ale i smutki, problemy przez które razem łatwiej przejść, i rozwiązać. Zrozumiałam że taka bliskośc zmienia całkiem nastawienie , Nie wiem czy jestem może jakaś dziwna ale nigdy nie czułam z mężem zadowolenia z seksu, z takim podejściem jakie on miał.
Poza tym nasze dziecko jest coraz bardziej nerwowe, bo na jego oczach sie to dzieje, mąż nawet w nocy przy nim gdy śpi robi awantury i synek budzi sie i płacze, rano ciężko staje mu sie do szkoły. Dziecku wpaja złe wartości, tanie prezenty od mojej rodziny każe wyrzcać przez okno, bo jego rodzina tylko kupuje drogie, i za to trzeba ją szanować, Krzyczy na syna, mowi że nie jest już jego synem, za to że zapomina przytulić ojca, za to że podczas zabawy nie zauważa jego przyjscia np z pracy. A gdy z czyms zwraca sie za dużo do mnie - nazywa go "pizdeczka" lub "baba"
Kiedyś chodziłąm do kościoła co niedziele, modlitwa była dla mnie dużym wsparciem, umiałąm sie cieszyć z małych rzeczy, czułam sie szczęśliwa nawet gdy nie było tak jak bym chciała. Ale mąż po ślubie zaczął mi to ograniczać, obrażając się na mnie. Więc z czasem zaczęłam chodzić tylko raz na 2 miesiące, żeby uniknąć pretensji i zepsutych niedziel. Syn tez już nie chce chodzic do kościoła bo powtarza po tacie że kościoł mu w niczym nie pomoże.
Po zakończeniu leczenia mąż zaczął budawać nasz dom, a ja nie umie sie nawet z tego cieszyć, więc słyszę ciągłe pretensję, że nie potrzebuje takiej żony, bo mozę mieć w każdej chwili inna które polecą na jego majątek i będą się umiały cieszyć. A mój nastrój i to co czuję go nie obchodzi, tak powtarza wciąż. NAMAWIA mnie wciąż do wynajęcia mieszkania do czasu skończenia tego domu, żeby nie widzieć na oczy moich rodziców i bo tak działają mu na nerwy, że nie może się opanowac i boi że skończy się mordobiciem. Bo nie chcą pomóc finansowo ani fizycznie w tej budowie.
No i nie wiem co mam zrobic czy dalej czekac czy wyprowadzić się, Boję się że nie będzie lepiej, dom jest budowny na długach, wypłata starcza na 3 dni, potem czasem nie ma na potrzebne wydatki , a gdzie tu jeszcze płacic za wynajęcie mieszkania, jak teraz nie płacimy u rodziców nawet za prąd ani ogrzewanie ze względu na to że się budujemy.
Dlaczego nie mogę zrozumieć wogóle myślenia i zachowania męża, twierdzi że ja jestem zimna jak cała moja rodzinka, a on mnie kocha i wciąż przytula nawet bo tych awanturach. Ja nie moge wtedy znieść takiego przytulenia, ale on nie może tego zrozumieć,
Mąż chce abym każdą godzine spędzała z nim i wszędzie mu towarzyszyła na wyjazdach , na budowie, Nigdy nie chce zostac sam w domu nawet na godzinę. Bo twierdzi ze on nigdzie nie wychodzi i nie spotyka sie z kolegami, to ja też nie muszę, że powinnam sie cieszyć że te piwa pije w domu a nie z kolegami. Mi nie każe utrzymywać kontaktów z koleżankami z których nie mam korzyści. Bo on tylko ma takich znajomych z których ma różnego rodzaju korzyści. Wiele moich koleżanek są według niego głupie, i ja sie też taka przez nie robię, że trzeba zawsze patrzeć na ludzi którzy się dorabiają a nie biednych. Mąż się bardzo wywyższa że ma tyle (po tacie w spadku 5ha ziemi) i cały czas wszędzie się tym chwali, a że ja mam gówno i sie panosze.
Dla mnie to jest takie niepoważne, że aż nie wiem czy pasuje takie treści tutaj pisać, ale wciąż o tym myślę i chcę to zrozumiec i sie zmienić żeby wpłynąć na zachowanie męża ale nie wiem czy to możliwe. Nie moge nawet sie zmusić żeby mieć chęć starac się naprawić ten związek. (ze względu na przysięgę małżeńską)
Doradzenie mi żebym zadzwonina niebieską linię nic nie pomoże. Nie zadzwonię bo znająć męża było by jeszcze gorzej, ponieważ zarzuca mi to przez cały czas że sprzedałam naszą całą intymnośc - zwierzając się mamie i siostrze z moich problemów. i miałam z tego powodu nieprzyjemne zdarzenia.
Ostatnio zmieniony przez tymeka 2011-11-09, 12:31, w całości zmieniany 1 raz
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:05
Witaj, tymeko, na forum
Pierwsze co mi przychodzi do głowy - stop przemocy! To co opisujesz, to przemoc. Nawet jeśli byś chciała naprawiać teraz Wasze małżeństwo - nie ma jak. Musisz zacząć od posprzątania Waszego życia, a Twojego przede wszystkim. Tak - niebieska linia. Terapia dla współuzależnionych, dla ofiar przemocy. Częsta Eucharystia. Z naprawianiem życia najczęsciej jest tak, że najpierw bardzo boli, przede wszystkim tę osobę co zdecydowała się coś zmienić, w tym przypadku - Ciebie. Tylko że innej drogi w górę - nie ma. Jest ta którą idziesz teraz - w dół. Raczej dobrego to ona nie przyniesie....
Dasz radę, tylko wsparcie w Bogu konieczne jest.
Pozdrawiam!
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:16
Witaj tymeko
Scaliłem Twoje posty, dla łatwiejszej lektury, w jednym wątku.
Podpisuję się obiema rękami pod tym co napisała Nirwanna.
Pozdrawiam!
marek1111 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:17
Droga Pani
Na kolezanki niech pani uwaza one moga popsuc kazdy zwiazek. Mezowie nie lubia zwykle za bardzo blyskotliwych kobiet ktorych jest wszedzie pelno. maz lubi domatorstwo i to chyba dobrze dla pani. Co sie tyczy tego faceta w szpitalu to maz ma prawo byc zazdrosny taka przyjazn damsko meska jest niebezpieczna. Ja dla zasady unikam kontaktu z kobietami po pierwsze aby nie narazic sie na pokuse a po drugie ze wlasnie maz owej kobiety mogl sobie pomyslec cos a nie chcialbym aby przypadkiem narazic kogos na przykrosc. Ja nawet jak bylem kawalerem to unikalem dziewczyn ktore mialy juz chlopaka takze mam zone dzieki temu ze zona mnie wybrala. Pisze Pani ze maz pania kocha wiec nie widze problemu. Okazac mu tez ta milosc. Mysle ze On chce z pania wszedzie chodzic bo wlasnie Pania chce sie pochwalic. patrzcie ja mam zone wierna zone.
Ludzie tu maja wielkie problemy Pani to ma male. mysle ze pani niech nie zmarnuje swojego malzenstwa. Oczywiscie w sprawach wspolzycia nie popieram zadnych zdrad czy wspolzycia z antykoncepcja i innego To mozna mezowi wytlumaczyc, trzeba kupic Katechizm kosciola Katolickiego i tam jest napisane co mozna a co nie
[ Dodano: 2011-10-28, 22:23 ]
Nie wiem co wy piszecie tej kobiecie o niebieskiej linii i o jakiejs przemocy To jest rada ktora zaostrza tylko problem. Tu trzeba tak jak powiedzialem studiowania Katechizmu i moze rozmowy z proboszczem bo to sa male problemy. Facet nie po to sie zenil aby mu gdzies baba latala po kolezankach itp
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:26
Cytat:
Ludzie tu maja wielkie problemy Pani to ma male.
Tymeko, jest to oczywiście jakiś głos w dyskusji, ale ja akurat sądzę, że nie napisałaś przypadkiem na tym forum, bo gdyby Twoje problemy były banalne, jak sądzi marek1111, to po prostu nie pisałabyś tutaj.
Już to poparłem, ale zacytuję:
Cytat:
zacząć od posprzątania Waszego życia, a Twojego przede wszystkim. Tak - niebieska linia. Terapia dla współuzależnionych, dla ofiar przemocy. Częsta Eucharystia.
A do marka1111:
Cytat:
Facet nie po to sie zenil aby mu gdzies baba latala po kolezankach itp
Mocno mi to "trąci" przemocowymi zachowaniami.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:32
marek1111 napisał/a:
Facet nie po to sie zenil aby mu gdzies baba latala po kolezankach itp
Marku, proszę, doczytaj o wymuszaniu współżycia, o wyzwiskach i szarpaniu. To jest przemoc. I to jest złe.
marek1111 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:37
Nie mowie ze problem jest banalny tylko maly. Nikt tam nie idzie z pozwem do sadu. Jak kazecie tej kobiecie wzywac policje zakladac niebieska karte itp. To co jej powie policja i ci od niebieskiej karty
Po pierwsze powiedza jej Rozwiesc sie Pani i wtedy bedziemy mieli problem bo przybedzie nam forumowiczka z pozwem na karku i maz ktory bedzie mial pozew a moze i dwoje rozwodnikow
Radze pani w zadnym wypadku nie niebieska linia. niebieska linia zostala wymyslona przez feministki aby rozbijac malzenstwa. Tak samo jak ustawa przeciwko przemocy w rodzinie. ustawa ma tylko taka ladna nazwe a w rzeczywistosci jest po to aby ingerowac w zycie rodziny i ja zepsuc.
To jest forum katolickie wiec nie uprawiajcie tu feministycznej propagandy i nie produkujmy nawet jednego rozwodu.
Z Bogiem
[ Dodano: 2011-10-28, 22:43 ]
Napisalem przeciez o studiowaniu Katechizmu Niech ta pani na przyklad podaruje mezowi KKK na swieta i mowilem o nie stosowaniu antykoncepcji.
Maz jest zdenerwowany przez tego mezczyzne. nie napisala Pani czy byla zdrada czy nie definicja zdrady mowi ze nie musi byc nawet wspolzycie cielesne juz w swoim sercu mozna sie dopuscic cudzolostwa jak mowil Pan Jezus
Z Bogiem
Prosze Pamietajcie o mnie w modlitwie bo wracam jutro do domu i nie wiem co zastane
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:46
Mówienie STOP PRZEMOCY to nie jest feministyczna propaganda. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn. Panowie też doświadczają przemocy. Oni też korzystają z niebieskiej linii, choć oczywiście dużo rzadziej niż kobiety. Stawianie znaku równości pomiędzy niebieską linią i rozwodem jest tym samym porównaniem, jak to, że to Pan Bóg jest winien zdradom, bo stworzył kobietę.
Bóg stworzył kobietę i mężczyznę NAJPIERW jako dzieci Boże, dopiero potem jako małżonków. I o godność dziecka Bożego najpierw mamy się starać. Dziecko Boże nie żyje w godności kiedy jest wyzywane, szarpane, poniżane. Niezależnie od tego czy robi to mąż, ojciec, sąsiad, kolega z klasy czy ktokolwiek inny.
marek1111 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 22:54
Chlop swoje a baba swoje. Ja tu mowie o niebieskiej linii ktora psuje i sa na to dowody. Pani zas mowi o tym ze ja jestem za przemoca. Ja tez jestem przeciwko przemocy tylko metoda walki z przemoca przez niebieska liniie jest zla bo wymyslona przez liberalow dla rozbicia malzenstw. Jest prawo ktore zwalcza przemoc i to wystarcza. Problemy malzenskie zas niech rozwiazuje Kosciol. Niech mowi co wolno a co nie zwlaszcza w kwestii wspolzycia. Powtarzam jeszcze raz Ci od niebieskiej linii i ci psychologowie powiedza jej wez pani rozwod
Pozdrawiam
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 23:12
marek1111 napisał/a:
Powtarzam jeszcze raz Ci od niebieskiej linii i ci psychologowie powiedza jej wez pani rozwod
]
to sie akutat zgadza..ale wie szanowny kolega czemu???
bo sprawcy przemocy nie uznaja faktu że stosuja ta przemoc.
Poprostu wiekszośc wypiera ten fakt ze swiadomości twierdząc tylko że sa wymagający,że kobieta im sie psuje,że za bardzo wyzwolona......że..że
a tak ogólnie to .....sama winna sie leczyc.....
takie fakty..takie zwroty..takie podejście do tematu.........
A prawo ??? owszem ustawa jest ale zanim sprawe przejmie prokurator..zanim wyrok sadu..zanim przymusowe leczenie w psychiatryku....
w rodzinie może byc juz zbyt pózno..na ratowanie jej..........
zatem proponuje koledze pofolgowac w ocenach zasadności rad tu na forum
danych przez innych
i mniemam że podteksty o feminizmie wynikaja ze żle pojetego konserwatyzmu....
a nie podejścia szowinistycznego do kobiet
miła autorko postu...jedna rzecz jaka przychodzi do głowy...to ratuj się zanim będzie zbyt pózno.....
zanim policja..zanim niebieska linia..zanim cokolwiek w domu...
musisz wiedziec jak życ..jak postepowac ..jak sie bronic....
na biegu psycholog i grupy wsparcia
agni7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 23:24
Marku, zanim zacznie się udzielać rad, jak zachować się w małżeństwie z przemocowcem, powinno sie mieć jakieś doświadczenie w tej kwestii (terapeuta, osoba, która z tego wyszła, spowiednik...). Doświadczenie nie polega na cytowaniu cudzych opinii i teorii spiskowych o feministycznej propagandzie.
Nie wdaję się w dalsze dyskusje na temat niebieskiej linii bo nie ma sensu, szkoda tylko, że Tymeka dostała taka informacja zwrotną, mając tak trudna sytuację...
Ife [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 23:26
Marku dziwne to co piszesz..... A co ma zrobic ta kobieta gdy jest szarpana? ,wyzywana?poniżana?a w dodatku patrzy i słyszy to jej syn????ma pozwolic się poniżac??? CHłopie!!! niebieska linia jest po to by zatrzymac przemoc, pomóc i to nie prawda że to przez feministki, przecież mężczyzni też tam dzwonią gdy są w podobnej tylko odwrotnej sytuacjii. Kochana Tymeko masz bardzo skomplikowaną sytuację, nie pozwalaj na przemoc!!! . Pierwsze co bym poradziła to wrócic do Boga, wyspowiadac się, będę się modliła za Ciebie ,waszego synka i Twojego męża. Przytulam ciepło.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 23:28
Nirwanna napisał/a:
Panowie też doświadczają przemocy. Oni też korzystają z niebieskiej linii, choć oczywiście dużo rzadziej niż kobiety.
zgadza sie nirwano...
ale nalezy dodać nie dlatego że jest w mniejszym stopniu doświadczana...
bo badania rynku wskazuja że coraz częściej pojawia sie własnie przemoc i wymuszanie stosowane przez kobiety .
Natomiast faceci mają problem z udaniem sie..ze zgloszeniem...
bo kto mi uwierzy że mnie kobieta maltretuje,a tak ogólnie to wstyd przyznać się
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.