Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
ano zainspirował spotkanie ..wspólne..ogólne..by na nim podkreslic jak ważną osobą jest dla mnie zona w moim zyciu..........
taki ruch oznacza szacunek dla zony,miejsce tej jedynej w sercu -by takim ruchem czuła sie kobieta nr.1 w moim życiu.........
a dla przyjaciólki to jasny komunikat -TO TYLKO PRZYJAŻN ..i nic więcej
tak to winno wyglądac w moim pojęciu..........
pozdrawiam
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 13:53
czasami to wieksze konsenkwencje dla tych co mówią stanowczo NIE...
bywa i owszem,dlatego tez tak ważna jest swiadomość.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 13:56
Meg, próbuj jednak oddzielić przeszłość od tu i teraz... Ona nie może tak znacząco wpływać na dzień dzisiejszy.
Nieustanne oskarżanie i idące w ślad za nim poczucie winy to robota złego.
Cytat:
takie "nie dla kontaktów z nią" mąż usłyszał, nie ma na to mojej zgody
Dla mnie brak zgody przekłada się również na konsekwencje w funkcjonowaniu NAS... W trudnych przypadkach dopiero wówczas wypowiedziane NIE, w oczach drugiej strony nabiera mocy, powagi. W ślad za tym oczywiście - idą konsekwencje.. Nie zachęcam, to musi być Twoja decyzja, bo tylko Ty wiesz czy na dziś jesteś w stanie je unieść. W naszych stosunkach to była wielka wojna, a potem ...pokój . I tak do dziś..
Jestem ZA wyrażeniem chęci nawiązania znajomości z tą panią... Skoro to tylko przyjaźń, cóż może stać na przeszkodzie? I tak szczerze, bez podtekstów... Uwolnisz się w ten sposób od niepotrzebnych, bo stresujących podejrzeń. No, miejmy nadzieję...
Meg, niezależnie od tego, jaka była Twoja przeszłość - "zasługujesz " na miłość męża.
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 14:32
wyraziłam chęć spotkania..ale chyba byłam zbyt szczera w stosunku do męża, powiedziałm,że chcętnie opowiem jak to wyglada z mojej strony i zapytam czy gdyby miała męza tez nie miała by nic przeciwko takiej formie kontaktów z inną kobieta..
chyba trochę zbyt ostro..bo mąż nie chce żebym ją zraniła, wiec na razie nie umozliwi nam spotkania..
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 15:08
Cytat:
bo mąż nie chce żebym ją zraniła,
Jakże znany mi ten lęk o ogładę żony
Cytat:
kazał mi zastanowić się czy naprawdę zalezy mi na małżeństwie, czy ja ze swojej strony mogę coś zrobić bez oglądania się na męza, czy jestem w stanie zrezygnowac z siebie dla nas, czy miłość bliźniego, odpuszczenie grzechów moim winowajcom to tylko puste słowa czy droga, którą chcę podażać
W ustach człowieka deklarującego się jako niewierzący to brzmi co najmniej podejrzanie...
Podążać trzeba drogą PRAWDY, a do tego wcale nie trzeba być wierzącym, wystarczy uznanie pewnych obowiązujących norm...
Co to znaczy zrezygnować z siebie dla nas? Jeśli mąż nie chce zrezygnować z raniących Cię kontaktów z inną kobietą (tylko tyle!), dlaczego oczekuje od Ciebie (aż!) rezygnacji z całej siebie??
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 16:48
Hmmmmm jest takie powiedzenie:nie ma takiej podłości,takiego świństwa którego by nie uzasadnił człowiek(w tym wypadku)-facet dla usprawiedliwienia swojego popapranego myślenia i tkwienia w dysfunkcyjnych zachowaniach i postawach.
Mam wrażenie Meg że Twoje "zaszłości" wywierają spory wpływ na Twoją obecną postawę.
Jak masz ochote ,jak sie godzisz na życie w trójkącie.................... to nie rób nic.
A dyskusja czy postawienie sprawy ostrzej,czyli danie wyboru popchnie Twojego męża do jej wyrka czy nie.............. moim zdaniem jest bez sensu.
A żeby komus pomóc to trzeba być samemu silnym i zdrowym...albo wyzdrowiałym.
Dwóch wędrowcó szło przez pustynię bez wody kilka dni..........obaj wyczerpani,ale jeden był silnieszy.Ten silnieszy zobaczył w oddali oazę.
Miał dylemat bo braklowało mu sił już:wziąc na plecy towarzysza? czy pójść samemu i wrócić z wodą.........
Wybrał to drugie.
Nabrał sił,napi sie i przyniósł wody towarzyszowi.
Jaki wniosek?? ż egdyby niósł towarzysza to mógłby paść razem z nim będąc niedaleko od wody.
A wzmacniając się uratował siebie i towarzysza.
Pogody Ducha
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 08:57
Meg, nie możesz ciągłe odczuwać poczucia winy, za coś co ukryłas kiedyś przed ślubem, i w gescie pokuty wciąż się karać pozwalając na zachowania cie krzywdzące.
Już kiedyś takie myslenie doprowadziło cie na skraj załamania psychicznego. Dla własnego dobra psychicznego musisz sobie wybaczyć by móc umieć stawiac granice kiedy dziś czyjeś zachowania cie krzywdzą, są niesprawiedliwe wobec ciebie. Takie gesty pokutne niczego dobrego nie są w stanie ani tobie dać, ani tym bardziej dać mężowi, czy pomóc mu.
Musisz zadbać o siebie, powinnaś przerobić to poczucie winy w sobie, wybaczenie sobie by móc rozpocząc nowe wolne od tego odczucia życie, dla siebie, dla rodziny, dla męża jakkolwiek dziś wydaje ci się to niemożliwym po to by bez poczucia winy przeciwstawiać się temu co druga strona od ciebie oczekuje a co doprowadza wasze małżeństwo do zanikania więzi emocjonalnej.
Dorosła dojrzałą postawa człowieka cechuje się miłością i empatią dla drugiej osoby, jak mówisz pozwalaniem na wolność w związku, czyli wolną wole ale….
też i zdrowym egoizmem, który nakazuje czasami stawiac granice gdy ktoś postępuje niegodnie wobec nas samych.
W którymś tam momencie swoich postów pytasz: co jest hamulcem dla takiej osoby jeśli jest nie wierząca? Jakich argumentów używać jeśli względy zasad wiary do niego nie trafiają…
To prosta odpowiedź, człowiek wierzący w Boga kieruje się zasadami chrześcijańskiego współżycia, które zabrania mu krzywdzenia drugiego człowieka, i przywołuje do zycia w miłości, godności i szacunku. Człowiek innego wyznania też ma takie zasady, każdy człowiek kieruje się moralnym aspektem swoich uczynków…
Trzeba mu tylko czasem się przeciwstawić pozwalając jak sama mówisz nie zakazami a konsekwencjami tych uczynków ukazac dokąd go to zaprowadzi, by mógł odróżniac dobro od zła…
Jeśli do człowieka nie trafiają żadne argumenty powoływania się na moralne krzywdzenie mnie, to najlepszym argumentem jest wtedy moja stanowcza postawa określania granic co jestem w stanie tolerowac a co jest już naruszeniem moich praw. Ale te granice musza być wyznaczone, i przekazane tej osobie, tak by wiedziała jakich konsekwencji może się spodziewac, jak i ja sama musze być wobec tych granic stanowcza. Nic tak nie uczy człowieka jak własne odczuwanie cierpienia, ono najmocniej otwiera oczy i pozwala na empatyczne przeżywanie tego co mógł drugi człowiek czuć w momencie gdy sam go krzywdziłem swoim egoizmem i brakiem rozeznania tego co robiłem.
Tylko nie może w tym przeszkadzać Meg twoje własne przekonanie, iż nie jestes godna tego by mieć takie prawa do szczęścia, spokoju, bo poczucie winy sprawia, że jestes niepewna swoich racji i nakazuje ci zachowania uległe…jak choćby tylko te z ostatniego postu piszesz
- wyraziłam chęć spotkania..ale chyba byłam zbyt szczera
- chyba trochę zbyt ostro
Meg jak to się ma do …”sama odsuwałam się od męza, byłam zła na niego, że sam oczekuje wsparcia a nie potrafi okazac odrobiny zrozumienia dla mnie, były tylko jego problemy, ja ze swoimi nie istniałam
teraz wiem,że to choroba, zdiagnozowana u męża
zmieniłam się przez ostatni czas, zmienił się mój system wartości, trudne to jest do zaakcepotwania przez męża, niby nic się nie zmieniło ..poza tym,ze już nie jest na pierwszym miejscu”
Czy ty rzeczywiście zmieniłas to, że twój mąż jest na pierwszym miejscu… czy tylko zmodyfikowałaś gniew, złośc wobec takich zachowań krzywdzących, wykorzystujących twoją uległość, miłość, zaangażowanie w związek na uczucia pozornego dawania wolności męzowi z powodu bezradności wobec jego znajomości, na uczucia pozornej akceptacji w imie odpowiedzialności za niego, w mysl jestem żona i jestem za tego człowieka odpowiedzialna i biore na siebie wszystkie jego przewinienia, i cierpienia z tym związane bo taka jest moja wiara, czy raczej to wynika z tego, że tego żąda ode mnie mąż, bym akceptowała w imie bycia miłosiernym dla jego dobra i jego koleżanki.
czy słowa męża jak piszesz:
…kazał mi zastanowić się czy naprawdę zalezy mi na małżeństwie, czy ja ze swojej strony mogę coś zrobić bez oglądania się na męza, czy jestem w stanie zrezygnowac z siebie dla nas, czy miłość bliźniego, odpuszczenie grzechów moim winowajcom to tylko puste słowa czy droga, którą chcę podażać…”Czy taka postawa, po przerobieniu i byciu już na pewnym etapie samorozwoju i dochodzenia do świadomości by mąz nie był na pierwszym miejscu – postawa zrezygnowania z siebie samej dla niego, jego znajomości rzeczywiście mogą pomóc komukolwiek, czy może to żadania osoby egoistycznej nastawionej na prawo do bycia szczęsliwym bez patrzenia na to co tym czynie innym… czy ta postawa dzis wobez zachowań mężą nie świadczy, iż to myslenie zatoczy koło i zaprowadzi cie kolejny raz w to miejsce, w którym już byłas…
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 09:58
Bywalec..samo powiedzenie "nie możesz" jakoś nie skutkuje, twierdzisz ,że jestem niepewna swoich racji..zgadza się
to nie ja miałam załamanie nerwowe tylko mąż, to on się leczy i to o n ma mysli samobójcze, choć czasem jak porównam nasze zachowania to śmiało mogłabym zastąpić go na krześle u psychiatry..
dlaczego tak trudno postawić granicę mężowi? bo widząc jego kłamstwa i mój ból widze siebie i to że będę musiała kłamać już do końca, a jednocześnie wiem, że brak szczerości powoduje nasze oddalanie się od siebie, nie potrafię powiedzieć co czuję, dlaczego tak a nie inaczej, dlaczego to mnie boli, dlaczego na takie zachowanie zamykam się,
maż mnie nie zna, brakuje mi tej więzi, poczucia bezpieczeństwa, kontroluję się na kazdym kroku, zeby nie zadał jakiegoś pytania
przez kilka pierwszych lat byłam wdzieczna mężowu,ze mnie chciał, potem jak pojawiły się kłopoty miałam zal do siebie,ze nie potrafię mu pomóc, że może ktoś "zdrowy", normalny byłby lepszym oparciem dla meża, teraz poddaję się temu co on mówi, może jest tak jak mówicie, ze to moje poczucie winy,
czy uwazam,ze ma prawo tak mnie traktować? za to,że nie byłam szczera, ze zyje kilkanaście lat z kobietą , o której nic nie wie, że nie zdobyłam się na odwagę, nie zaufałam mu...tak
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 10:38
Cytat:
będę musiała kłamać już do końca
nikt nie musi kłamać - a szczególnie do końca
jesteś wolna masz wybór - Twoje decyzje - Twoje konsekwencje
i nie myśl że tak działa: brak decyzji - brak konsekwencji........................................
życzę Ci byś czyniła kolejne małe kroczki - we właściwą stronę - ku wolności, akceptacji, miłosci siebie i innych.
To że tu jesteś, i mocno zastanawiasz się to taki krok
Pogody Ducha , pozdrawiam
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 10:49
fakt ..brak prawdy jest moją decyzją i jak widzisz ponoszę konsekwencje
mój wybór został potwierdzony przez spowiednika
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 10:51
meg-pl napisał/a:
Bywalec..samo powiedzenie "nie możesz" jakoś nie skutkuje, twierdzisz ,że jestem niepewna swoich racji..zgadza się
Oczywiście, że nie działa samo powiedzenie „nie możesz” jeśli sama pragniesz być szczęsliwa ale sobie jednoczesnie na to nie pozwalasz poczuciem winy bo byłaś nieszczera, i w dowód samo karania wciąż starasz się zadośćuczynic, wynagrodzić swoim życiem ten akt.
Przez wszystkie te lata w małżeństwie starałaś się robic wszystko, by swoim zachowaniem zmyc winę jakiej we własnej samoocenie się dopuściłas względem męża. A to w ten sposób nie działa, należy najpierw sobie wybaczyc w miare możliwości zadośćuczynic, jeśli to możliwe, jeśli nie po prostu pogodzić z czyms co kiedys się zrobiło, bo nie widziało się innej alternatywy dla tego problemu.
Dziś ponosisz skutki takiego zachowania i myślenie, bo to w znaczny sposób oddaliło cie od mężą, i spowodowało ogromny rozdźwięk między wami, małżeństwo to nie spłącanie długów, tylko tworzenie relacji nie na zasadzie wdzięczności za coś, ale na zasadzie obopólnej pomocy…nie potrafiąc brać nie można też i umieć dawac. Uczymy wtedy druga osobę, że sami jesteśmy tylko od dawania, i nie dziwi zatem, iż do takiej postawy mąż się przyzwyczaił, iż branie jest ok., iż nie musi niczego dawać, starać się bo osoba, która w tym związku daje jestes tylko ty. A taki układ nie ma prawa przetrwać, każdy pragnie i dawac i brać…bo kiedy dajemy czujemy się wazni w związku, w relacji z kimś i tworzymy przez to głębsze więzi, których zabrakło, a które odnajduje gdzie indziej.
To oczywiście, nie ma być znów powodem do obarczania się wina, tylko refleksja dokąd moje samo karanie doprowadza i co jak najszybciej w swoim zachowaniu powinnam zmienic, by poprawic jakość relacji, komunikacji z mężem.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 11:24
Cytat:
czy uwazam,ze ma prawo tak mnie traktować? za to,że nie byłam szczera, ze zyje kilkanaście lat z kobietą , o której nic nie wie, że nie zdobyłam się na odwagę, nie zaufałam mu...tak
Meg, Wasze relacje kształtuje "dziś". Rozumiem jednak, że nie chcesz pozwolić sobie na ten komfort, bo co wtedy z należną karą, która sobie wyznaczyłaś... Podkreślam, Ty sama sobie... Nie spowiednik, nie Pan Bóg, ale Ty - w swoim braku miłosierdzia względem siebie samej.
Nie oglądaj się już za siebie, niech wczoraj nie przysłania Ci już dnia dzisiejszego i jutrzejszego!
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 11:39
meg-pl napisał/a:
czy uwazam,ze ma prawo tak mnie traktować? za to,że nie byłam szczera, ze zyje kilkanaście lat z kobietą , o której nic nie wie, że nie zdobyłam się na odwagę, nie zaufałam mu...tak
meg bez zbędnych rozpisywań...czy to ważne jaka była kiedys jego dziewczyna zanim została zoną????
ważne jaką jest zona.....i to się winno liczyć.....
echh wchodząc w małżeństwo..to tak jak wchodzisz do nowego domu...otwierasz drzwi..pzred drzwiami jest wycieraczka..wyciersz obuwie o nia zostawiając cały brud...
wchodzisz do środka do nowego i wsio meblujesz....
tego niestety zabrakło...wyczyszczenia brudu...
zatem do dzieła ze starym i bierz się za małżeństwo...
bo przecieka przez palce
pozdrawiam
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-28, 11:51
ja nie chcę wracać do dnia wczorajszego...to samo wraca..słowo, artykuł w internecie, zachowanie meża...gdyby mąż wiedział może niektórych zachowań by unikał ,
a tak czasem myslę, że podstawowym błędem była moja zgoda na małżeństwo,
co powinnam zmienić w swoim zachowaniu?
moje zachowanie jest na zewnątrz bez zarzutu...raczej co powinnam zmienić w sobie...ale to już nie jest takie proste..naprawdę próbowałam, jak funkcjonowałam tyle lat? wymazałam wydarzenia z przeszłości z pamięci, do tej pory mam białe plamy, nie mogę zgłosić się do psychologa, bo paradoksalnie stworzyłam wokół siebie wizje człowieka bez problemów, który ze wszystkim radzi sobie sam, tym bardziej,ze maż o niczym nie wie...wiec taka terapia teraz mogłaby być przez niego odebrana jako jego wina..a to nie jest prawdą
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.