Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mówi się tak - Pan Bóg pobłogosławił Ci małżeństwo i dał najlepszego dla Ciebie współmałżonka.
Może to nie tylko teoria?
A jak byśmy poczuli się gdybyśmy w to uwierzyli?
Kto tak mówi? Ja nie słyszałam takiej teorii, jak do tej pory - ale nie podważam Twego zdania
A jeżeli to nie teoria... To Pan Bóg ma niesamowite poczucie humoru . Nie, żebym uważała się za chodzący ideał
A tak poważniej... może warto tak myśleć - tzn. poszukać tych najlepszych cech męża, tych, które pomimo wszystko dają mi szczęście? tych, bez których nie mogłabym żyć, gdyby był inny? ...
Ja wiem, że nie mam żadnego wpływu na mojego męża. Będzie chciał, to będzie dalej mnie kłamał... I chyba to boli - że nie mogę w żaden sposób zagwarantować sobie, że on powie mi prawdę... Pozostaje tylko modlitwa w jego intencji o zejscie z drogi kłamstwa, o jego nawrócenie, o moje przebaczenie...
a chcieć przebaczyć jest tak ciężko... człowiek się tylko nad sobą lituję, pastwi się tym co się stało, myśli o sobie jak o ofierze... i taki stan jest wygodny - bo całą winę obarcza się partnera... ja nie jestem niczemu przecież winna- tak sobie myślę i ciężko jest mi sobie uzmysłowić, że może nie do końca... choćby dlatego, że nie zaprosiłam Boga do naszego związku na samym jego początku...
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-21, 19:03
o. Pelanowski mówił - najbardziej w życiu rozwija mnie to co najwięcej mnie kosztuje.
Nasi trudni partnerzy stają się dla nas niesamowitą szkołą. Łatwo jest kochać anioła. Ale pijaka? Zdradzacza/czkę? Jak?????????????????
Czyż jednak nie zmusza nas to do osiągania naszych wyżyn?
Po drodze zamieniam sobie pytanie z DLACZEGO???????
na PO CO??
wciąż jeszcze znajduję odpowiedzi............................
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-21, 19:33
Słowo Boże mówi 'kochajcie nieprzyjaciół"
a czyz i grzesznicy nie czynia dobrze tym , którzy sa dla nich dobrzy?
no jakos tak :)
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 08:13
marek12b7 napisał/a:
o. Pelanowski mówił - najbardziej w życiu rozwija mnie to co najwięcej mnie kosztuje
te słowa dotkneły tej części mej duszy, której myślałam dawno już nie ma... myślałam, że tam już nigdy nikt nie zdoła mnie wprowadzić z powrotem...
Piękne zdanie, naprawdę ...
marek12b7 napisał/a:
Łatwo jest kochać anioła. Ale pijaka? Zdradzacza/czkę?
maryniaa napisał/a:
Słowo Boże mówi 'kochajcie nieprzyjaciół"
Pytanie tylko, czy można pokochać taką miłością kochanka... jaką powinna być miłość kobiety do mężczyzny, i na odwrót... taką, jaką kochają zakochani...
Bo co innego kochać matkę, ojca, córkę, syna, co innego koleżankę, kumpla , a co innego swego partnera ...
No właśnie - jak... jak pokochać... i jak pytasz Marku, Po Co? Mnie jedynie przychodzi na myśl odpowiedź: dla dzieci.
A co gdyby dzieci nie było? No co? .... no właśnie ... i tu pojawia się przepaść nie do przejścia... jak na razie...
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 08:38
nie PO CO kochac - lecz Po Co to wszystko się dzieje?
...
ja nie potrafię kochac, ja nie wiem jak, lecz jeśli pozwolę Bogu by on to we mnie uczynił...............
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 17:11
Aniołek5 napisał/a:
czy można pokochać taką miłością kochanka... jaką powinna być miłość kobiety do mężczyzny, i na odwrót... taką, jaką kochają zakochani...
Miłość trzeba odróżnić od rzeczy , czy uczuć które nią nie są .
zakochanie - to nie miłość ,
uczucie do kochanka też nie
Miłość to coś o wiele większego , trudniejszego i piękniejszego
Nie kocha się np dla dzieci
Kocha się prawdziwie pomimo .....
warto posłuchać m.in. ks Pawlukiewicza , ks.Dziewieckiego
Postawić granice... Wyznaczyć je wyraźnie... Na czym dokładnie to ma polegać, co? Ile można mówić: nie rób tak, to mnie rani; nie okłamuj mnie; bądź wobec mnie szczery? Ileż razy można prosić?
Mój cudowny mąż, już by się wydawało, że wychodzi na prostą, przestał kłamać, był ze mną szczery, dawał pieniążki na życie i spłaty długów, mówił tylko: XY jest dla mnie do przeżycia, reszta dla Ciebie, rób z nią co chcesz. I co ja robiłam z resztą? Spłacałam długi, opłacałam wszelkie abonamenty, kupiłam jedzenie i pieluchy i odkładałam resztę, na czarną godziną, na dzień kiedy wypłata nie przyjdzie na czas, na chrzciny dziecka...
I miałam na koncie odłożone oszczędności. Na święta pieniądze miał przywieźć mąż. Zarzekał się, że ma na 100% pieniążki na zakupy świąteczne. „Ale na pewno masz te pieniądze? Nie okłamujesz mnie? Powiedz prawdę, to inaczej rozdysponuje wypłatą, inaczej poplanuję wydatki” pytałam, bo doświadczenie mnie nauczyło, że słowa mojego męża to jedno, a rzeczywistość to co innego.
I tak oto przyszedł dzień jego przyjazdu. Cieszyłam się jak głupia. No przecież obiecał, że kłamstwom już koniec, że powie całą prawdę, że wszystko wyjaśni... Ostatnie zapytanie: czy aby na pewno wieziesz pieniądze – tak, mam na pewno przy sobie ponad 500zł.
I już miałam wychodzić z domu, by odebrać męża, kiedy dostałam smsa powiadamiającego o obciążeniu konta oszczędnościowego kwotą 500zł. Nogi mi się ugięły... Pomyślałam, że ktoś wkradł się na moje konto i mi ukradł pieniądze. I miałam rację – zalogowałam się na swoje konto i nie mogłam oczom uwierzyć, kiedy zobaczyłam, że ktoś wyciągnął 500zł. A już tym bardziej nie mogłam uwierzyć, kiedy ujrzałam nazwisko męża przy tej operacji... Nogi mi się ugięły... I znowu się zaczyna jazda z ginącymi pieniędzmi z konta, pomyślałam... Ale zadzwoniłam do męża, myśląc, że to jakoś wyjaśni. A on, swoim starym zwyczajem, zaczął kłamać, że żadnych pieniędzy nie ruszał, że nawet nie miałby jak, że mam wsiąść w samochód i po niego przyjechać, że kontem zajmiemy się później, ale on nie ma z tym nic wspólnego... Krew mi się zagotowała... Postraszyłam go, że pojadę do banku i udowodnię mu, ze on wyciągnął te pieniądze... i dopiero wtedy się przyznał... dopiero wtedy powiedział, że zgubił tamte 500zł i musiał wyciągnąć z konta... nie wytrzymałam... nie wytrzymałam psychicznie tego napięcia, które mi towarzyszy od dnia, w którym zaczęłam go podejrzewać o oszukiwanie mnie, od miesiąca przed ślubem, kiedy intuicja mi mówiła, że coś tu nie pasuje... ale wtedy zwaliłam na stres przed ślubem... i poszło...
Powiedziałam, że miarka się przebrała. Prosiłam go wcześniej, dużo wcześniej, by mnie więcej nie kłamał. I powiedziałam, że jeżeli jeszcze raz mnie okłamie, to niezależnie od dnia, godziny i okoliczności, karzę mu się wynieść z domu. I dotrzymałam słowa. Nie pojechałam po niego, powiedziałam, że może przyjechać zobaczyć się z dziećmi ale świąt z nim nie spędzę... dla jednych pewnie to świństwo, nie wybaczyć, nie wpuścić do domu dzień przed wigilią, a dla mnie to po prostu powiedzenie DOŚĆ i wyznaczenie jasno granicy. Dzieci są tak małe, że nawet nie wiedzą co to jest choinka, więc stwierdziłam, że muszę jasno postawić granicę. Mąż siedzi u mamusi i tatusia, którzy głaskają go po głowie, choć wiedzą, jakich świństw mi narobił. Jest wściekły, bo wobec zaistniałych okoliczności, musiałam w końcu rodzicom, z którymi mieszkam, powiedzieć całą prawdę, Calusieńką o nim, jego kłamstwach wobec mnie i też wobec nich. Dzwoni tylko, by porozmawiać z córką – choć ona mówi zaledwie kilka słów.
I jedyne co mogę teraz zrobić, to modlić się, by się nawrócił... by się opamiętał... już nawet nie dla mnie i dzieci – ale dla swojego zbawienia. Ja go na razie na oczy nie chcę widzieć. Muszę poczekać aż opadną emocje... I znowu pojawiło się pytanie: czy nasze małżeństwo jest ważne? Zatajony alkoholizm ojca, zatajone dziecko przed ślubem, zatajone kredyty, zatajona sytuacja majątkowa, okłamał w sprawie swego wykształcenia i przeszłości... czy mogę liczyć na moc sakramentu, którego może w ogóle nie było? Ja ślubowałam komuś innemu! I to nie tak, że ja sobie co innego wyobrażałam, tylko on mnie świadomie wprowadzał w błąd! Perfidnie!
I pytanie: wiecznie giną pieniądze... wiecznie w kwocie około 500-600zł na miesiąc... jak nie mnie, to komuś w mojej rodzinie... On i jego rodzice twierdzą, że tamto dziecko nie jest uznane i mąż nie płaci alimentów... teściowa się przyznała, że potajemnie przed moim mężem płaci tamtej miesięcznie na dziecko... ale czuję podstęp... Teściowie by płacili za jego plecami? To na co jemu takie kwoty?
Jestem wykończona psychicznie... Wigilia była dla mnie mimo wszystko pięknym dniem – bo dzieląc się opłatkiem, byłam szczera wobec każdego... a z mężem nie byłabym, w stanie się tym opłatkiem podzielić... za dużo tego, za dużo...
agaj [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-26, 18:33
Współczuję Ci bardzo
Wiem, co to znaczy nie miec do męża zaufania. Mój również mnie okłamywał, jak się dowiedziałam o jakimś kłamstwie, mówił, że to dla mojego dobra, żebym się nie denerwowała. Nie wracał na noc, ciągle w ,,interesach,,, myślę, że też mnie zdradzał, ale tego nie wiem na 100 %.
Jesteś bardzo mądrą kobietą, potrafisz realnie spojrzec na sytuację
Mi bardzo pomogłaś w trudnej sytuacji, dziękuję.
Będę się modlic i trzymac kciuki, dasz radę, jesteś silna,pamiętaj
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-27, 13:17
Witaj, nie będe udzielać rad, bo sama mam problem, którego już nie da się rozwiązać, jedno muszę ci napisać jesteś bardzo dzielną kobietą!
Nie każdą stać na tak odważną decyzję.Nie ulegnij tylko mężowi, zrobiłaś pierwszy bardzo trudny krok, nie mając go blisko siebie, będziesz mogła szybciej wyzwolić się choćby z rozmyślań o jego notorycznych kłamstwach.dalsze trwanie w takim rozpamiętywaniu może zniszczyć psychikę człowieka nawet nieodwracalnie!
Wygląda na to,że kłamstwa w waszym związku na dobre zaczęły się wtedy, kiedy twój mąż "zapragnął " dziecka przed ślubem; chciał cię mieć przy sobie.
Znam takie sytuacje kiedy znikają zaoszczędzone pieniądze, , i ciągły ich brak!
Nie ustawaj w swoim postanowieniu.Proś Boga , On cię poprowadzi.Powodzenia. Gorąco pozdrawiam.
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-27, 17:34
laura_33_31 napisał/a:
ie mając go blisko siebie, będziesz mogła szybciej wyzwolić się choćby z rozmyślań o jego notorycznych kłamstwach
Matko! Jak ja Ci dziękuję za zrozumienie!!! Wiesz, jaka była moja pierwsza myśl na wieść kiedy dokładnie wraca mąż? Gdzie schować złoto dzieci, by tego przypadkiem nie sprzedał... To jest straszne...
Dzisiaj zadzwoniłam do teściowej i powiedziałam prawdę o ginących pieniądzach. Prosiłam, by powiedziała, czy nie wie o jakiś problemach męża, o zadłużeniach, czy on ma zasądzone alimenty. Zaprzeczała, że nie. Ale wieczorem telefon znów rozwrzał, bo teściowa chciała potwierdzić kradzieże i znikające pieniądze rodziny z moimi rodzicami. Ja w końcu nie wytrzymałam i ostro postawiłam sprawę: albo mi powie prawdę o alimentach, albo ja ruszę niebo i ziemię, sądy i adwokatów, by się dowiedzieć prawdy. wtedy się dowiedziałam, że ma zasądzonoe 400zł...
[ Dodano: 2011-12-27, 17:43 ]
ileż można słuchać kłamstw... jak mój mąż ma mi mówić prawdę, skoro jego rodzice go kryją... jego matka dzwoniła do niego po 3 razy dziennie - denerwowało mnie to, ale myślałam że skoro nie odczuwam, że ona wtrąca się do naszego życia, to nie będę się tego czepiać... ale on zawsze wychodził, gdy ktokolwiek dzwonił... moja mama mówiła, że domyślała się o dziecku, bo podsłuchała kiedyś niechcący jego rozmowę z jakąś kobietą, której mówił coś o tym że nie ma teraz pieniędzy i pytał czy mała śpi... prawdopodobnie dzwonił do swojej byłej, a się zarzekał, że nie ma z nią kontaktu... Boże, a ja temu człowiekowi zawierzyłam całe swoje życie, ślubując przed Bogiem... a on przed Bogiem ślubował ze skrzyżowanymi palcami z tyłu... perfidnie patrzył mi w oczy, wiedząc, że okłamał mnie w bardzo wielu sytuacjach... co znaczy jego przysięga? co znaczy moja? ja przysięgałam kawalerowi bez obciążeń, bez zobowiązań, z zabezpieczoną przyszłością, ze skończoną szkołą średnią... a nie kłamcy, oszustowi i złodziejowi... bo oszustwa zaczęły się przed ślubem... kradzieże też...
[ Dodano: 2011-12-27, 17:53 ]
wiecie, nie pomogły nowenny, modlitwy, prośby modlitewne do klasztorów... ja wiem, że Bóg działa we własnym czasie... ale myślałam, że może choć trochę męża serce się skruszy... że już nie będzie ściemniał o pieniążkach i przyzna się, jeżeli ich nie ma... a on dalej to samo... wziąć z konta i zwalić na mnie, że ja sama nie wiem co z kontem się dzieje, albo że "znowu" ktoś się nam na konto wkradł...
teraz już wiem, że w życiu czasami trzeba się zachować bez zbędnej dyplomacji... walnąć ręką w stół i porządnie postraszyć... i jeżeli ta druga osoba nie może po łacinie powiedzieć "mea culpa" to my stosując trochę łaciny kuchennej możemy powiedzieć coś o naszych uczuciach...
na teściową podziałało...
[ Dodano: 2011-12-27, 17:59 ]
niestety, jestem zmuszona wnieść sprawę o separację oraz o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Jeżeli przedstawiciele kościoła stwierdzą, że moje małżeństwo jest ważne, przyjmę to z pokorą i będę trwała w wierności... ale intuicja mi mówi, żeby taki wniosek złożyć. dlaczego ja mam zamykać sobie drogę, dlaczego mam trwać przy mężu, jeżeli się okaże, że moim mężem nigdy nie był? nie, nie mam jakiegoś pana na oku... nie, nie planuję się z kimś spotykać lub się wiązać. Ale da mnie najważniejsza jest prawda i chcę, i mam prawo wiedzieć, czy moje małżeństwo w świetle wszystkich faktów jakie wyszły na jaw, jest ważne.
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-27, 22:38
Witaj Aniołek5, daj Boże abyś wytrwała w swych postanowieniach!
Twardą ręką /jak to się mówi/ dasz radę, dowiesz się wszystkiego , choć wiadomo, miłe te wieści nie będą, ale ja uważam,że lepsza gorzka prawda niż słodkie kłamstwo.
Tak masz prawo do prawdy!!! Nie zmieniaj nigdy tego postanowienia!!!Kłamstwo to ohyda!
Masz prawo do spokoju,i stabilności!!!
Jak on ma Cie okradać przez całe życie, okłamywać i jeszcze Bóg wie co, to zniszczy Cię psychicznie! Lepiej być samą!
Mówię to z własnego doświadczenia.Całe życie mnie okłamywał, i na dodatek wmawiał i wmawia nadal ,że ja go okłamuję,że jestem fałszywa,że nic nie daje,że chodzę to "tego swojego kościoła", a ja jestem już wrakiem człowieka.3 stycznia mam iść na operację, a on przed świętami powiedział,"może byś nie poszła do szpitala, bo jak wrócisz to musi być dieta......."nie rozumiem tego do dziś?
Nie warto dla nich się poświęcać jeśli oni sami tego nie chcą.
Pan Bóg też nie zmusza nikogo do Miłości, do Modlitwy, do chodzenia na Mszę Św., czy przystępowania do Sakramentów.Czyń człowiecze po swojemu wolna twoja wola.Pozdrawiam
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-12-28, 17:12
Aniołek5 napisał/a:
wiecie, nie pomogły nowenny, modlitwy, prośby modlitewne do klasztorów... ja wiem, że Bóg działa we własnym czasie... ale myślałam, że może choć trochę męża serce się skruszy...
Pomogły Aniołku... pomogły... a Bóg działa, oj działa
Gdyby nie te modlitwy pewnie nie zobaczyłabyś trzeźwym okiem co Twój mąż robi, jak postępuje i nie podjęłabyś tej decyzji:
Aniołek5 napisał/a:
teraz już wiem, że w życiu czasami trzeba się zachować bez zbędnej dyplomacji... walnąć ręką w stół i porządnie postraszyć... i jeżeli ta druga osoba nie może po łacinie powiedzieć "mea culpa" to my stosując trochę łaciny kuchennej możemy powiedzieć coś o naszych uczuciach...
Powodzenia!
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2012-01-01, 17:27
To trochę boli... tak się zarzekał, że mnie kocha, że beze mnie żyć nie może... wiem, że go wylałam z domu dzień przed wigilią... wiem, że powiedziałam, by do mnie więcej nie dzwonił... przez tydzień od dnia mojego twardego uderzenia ręką w stół próbował dzwonić - jeszcze w dzień kłotni chciał wyjaśniać, spokojnie porozmawiać. Potem pisał smsy że chce pogadać z córką... ignorowałam, bo bałam się prób manipulacji mną z jego strony, a poza tym, chciałam pokazać, że nie może ot tak poprostu mną manipulować... w Wigilię zadzwonił z życzeniami i gratulacjami - bo ponoć jestem na plusie. To znaczy jego nieuczciwość , kłąmstwa i oszustwa kontra moje noepozwolenie mu na spędzenie świąt z dziećmi pozoliły mi wyjść na plus. Jakbyśmy toczyli wojnę na punkty - kto się bardziej chamsko zachowa... jak można tak myśleć? Czy on wogóle nie zna pojęcie "konsekwencja"?
w święta zadzwonił raz - chciał pogadać z dzieckiem... potem wtorek jeszcze próbował się skontaktoać i prosić o sznsę na wyjaśnienie... ja wiem, że byłyby to kolejne kłamstwa, bo wynikało to z samej rozmowy telefonicznej... środa - wyszła ta cała akcja z jego matką i jej przyznanie się, że są zasądzone alimenty... w czwartek dzwnonił 12 razy... w piątek wcale... wczoraj raz... zero sms. nie wiem po co wczoraj dzwonił...a dzisiaj... jest Nowy Rok a on nawet nie napisał życzeń skierowanych wyłącznie do dzieci... tak szybko się poddał? wziął sobie do serca moje słowa? od kiedy on taki posłuszny? boli fakt, że ktoś, kto tak potwornie zranił, po tygodniu złożył miecz i nie potrafi nawet napisać zwykłe: "Pomyślności w Nowym Roku"... boli fakt, że się poddał i nie walczy... trudno... będzie mi łatwiej wejść w Nowy Rok... konsekwencja mojej decyzji wiem. Ale pojawia się w takim razie pytanie: czy On mnie kiedykolwiek kochał? i ta świadomość, że skoro odpuścił sobie już po tygodniu mimo wszystko utwierdza mnie w mojej decyzji o rozstaniu... bo tak logicznie myśląc, ten kryzys i rozłąm związku nastąpił by tak czy inaczej, przy jego "zainteresowaniem" rodziną i mną...
Dam radę. Jak ja nie dam rady, to kto da?
[ Dodano: 2012-01-01, 19:17 ]
nie żałuję swej decyzji. naprawdę. wiem, że musiałam tak zrobić. wiem, że nie miałam innego wyjścia...
i tak stałam sobie dzisiaj w kościele... przypomniało mi się, jak jeszcze niedawno nie potrafiłam Jezusowi oddać życia... nie potrafiłam mu tego mego zycia zawierzyć... mówiłam "Rób Jezu co chcesz", ale dodawałam swoje podpunkty... i dzisiaj właśnie, patrząc na obraz Jezu ufam Tobie, pomyślałam sobie, tak trochę arogancko: wygrałeś Jezu. Wygrałeś... Zgiąłeś mnie w pół... teraz już nie mam nawet pomysłu na najmniejszy podpunkt... nawet na zaznaczenie z gwiazdką... nie mam sił myśleć, jak to moje życie ma wyglądać... nie mam na niego pomysłu... teraz to ja Ci je zawierzam takie jakie jest... a Ty, jak jesteś taki cwany i mówisz, że wszystko możesz, to zrób sobie ze mną i mym losem co chcesz... zobaczymy na co Cię stać... zobaczymy, co Ty tam sobie wykombinowałeś...
teraz dopiero czuję, że jestem w kryzysie małżeńskim... teraz dotknęłam dna... i czuję taką potworną pustkę w sercu... czuję się wypompowana... nie mam sił na nowenny - bo nie potrafię nawet sobie intencji wymyśleć... tak bardzo jestem zrezygnowana... owszem, mogę za kogoś... ale nie jestem w stanie modlić się regułkami... teraz zaczynam dialog z Bogiem... choć mam wrażenie, że to na razie monolog... wyrzucam z siebie swe przemyślenia, ból... oddaję to Im tam na górze... ja swoje życie spaprałam na własną rękę... jestem odowiedzialna za swój wybór męża... jestem odpowiedzialna za to, że chyba nie do końca go poznałam... nie poznałam jego rodziny... Boga zaprosiłam do swego życia tak naprawdę dopiero teraz... jestem odpowiedzialna za to, że moje dzieci będą się wychowywać (cały czas lubna razie) bez ojca. I muszę tę odpowiedzialność wziąć na swoje barki i dzelnie sobie radzić...skoro tyle dosłownie spieprzyłam, to niech "fachowiec" się wieźmie za moje życie... AMEN...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.