Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie chce mi się już żyć, nie mam sił by walczyć o nas, nie mam siły nawet się modlić.
Grzechu musisz miec siłę i musisz mieć checi zycia....
zawalcz o siebie to twój obowiązek!!!
wiem że to trudne....
ale to co po ludzku wygląda beznadziejnie dla Boga nigdy nie staje sie niemozliwe...
Grzechu ...wiara i nadzieja - to twoje nowe przyjaciólki,zaufaj im i zyj..
zadbaj o siebie a znajdziesz sens.........
Grzesiek ....od ponad 3 lat jestem w separacji.....kiedy 2 lata mieszkałem poza domem....były dni wycia do ścian...nie widziałem ani światła na poprawę...ani wyjścia z patosu....
jedno z czym sie wciąz mierzyłem to słowa zony....
nie będziemy razem...to niemozliwe....nie możemy zyc pod jednym dachem....
nie umiałem ani tego ogarnąc...ani wyjśc z beznadziejności tych słów
...słów jakie mnie powstrzymuja...ograniczają...paralizują
sytuacja w jakiej byłem..w jakiej tkwiłem ..oraz to czemu jest separacja(powód)
zaciskały sie jak petla ....
nie potrafiłem tego ani zmienic ..ani przełamac w sobie
az pojawił sie dzien w jakim powstała myśl ..koniec ..musze to zwalczyc w sobie...koniec musze zadbac o siebie i wyleczyc swój strach...
zadbałem o swój konfort ...psychiczny...fizyczny....
kolejno terapie..program 12 k...rozwój duchowy...umocnienie wiary...
i wróciła odwaga ,wróciła jakaś siła ....
wróciłem do domu Grzechu i mimo że nadal między mną a żona jest separacja...
żyjemy jednak pod jednym dachem....
jest to trudne
bo brak bliskości...bo małżeństwo wciąz zawieszone na jakims kołku i choć po ludzku trudno jest zrozumiec ta sytuację
..bo dla wielu ludzi powstaje pytanie
jak można tak zyc????..
ja Grzechu zyje...mam radośc w sobie...mam plany....realizuje się i czuje sie dobrze........
a to wszystko nie zachwiało mojej miłości do żony...nie zachwaiło to mego poczucia ojcostwa....
Bo ta miłośc i ojcostwo sa moje Grzechu
i nikt mi ich nie jest w stanie odebrac..zakazac..czy zniweczyc
Ja wciąż mam wiare i nadzieje że Pan to wyprowadza po swojemu
Grzesiek nie trać siły na cos czego nie umiesz juz zmienic...
bo to sie juz stało....
szukaj rozwiązan i siły na to co możesz po nowemu wytyczyć....
a przecież dzis ani nie wiesz ..ani nie masz pewności
że w beznadziejnej sytuacji nie da sie osiagnąc pozytywne rozwiązania
miłośc do zony...twoje ojcostwo dla córki
..to jest twoja siła...a do tego z Bogiem
wsioooo mozliwe
pozdrawiam i ani przez chwilę nie myśl o poddaniu sie
z Bogiem
Stanisław1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-19, 20:01
Witaj Grzegorzu!
Jednego możesz być pewnym: nie można zbudować prawdziwego szczęścia na nieszczęściu drugiego człowieka.
Z rozmowy z Żoną dowiedziałeś się o bardzo trudnych dla Ciebie sprawach.
Wierzę, że jest Ci teraz cholernie trudno, że czujesz tylko ból.
Ale ból minie. Upokorzenie także.
Mnie moja Żona powiedziała 12 lat temu, abym o niej zapomniał, po czym...oświadczyła, że mnie kocha, wyszła za mnie za mąż i urodziła mi syna. To może tyle w kwestii słów kobiet i ich ważności (kobieta zmienną jest, co już wiesz).
Przeczytaj raz jeszcze słowa Norberta.
Uwolnij się od myśli o Żonie, trwaj przy wcześniej obranych ustaleniach.
Staraj się wybaczyć Żonie i jej kochankowi.
Bądź silny.
Masz dla Kogo.
Pogody Ducha Świętego w godzinie próby!
Matej [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-19, 22:12
Ogromnie obawiam się tego co teraz będzie. Jeszcze pięć miesięcy temu miałem rodzinę u siebie. Teraz ma ją ktoś inny. Ponadto moja żona, którą tak bardzo kocham nosi w sobie czyjeś dziecko. Jest to ponad moje siły. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Nie mogę znieść bolesnej przeszłości, i nie mogę przyjąć przyszłości. Przecież będę patrzeć na jej coraz większy brzuch, co będzie mnie ranić za każdym razem, bo tak mocno mam w pamięci nie tak dawną ciążę z naszą córką.
Nie mogę znieść tego ze nasza 3,5 letnia córka już na starcie ma rozbitą rodzinę a teraz będzie miała rodzeństwo którego to nie ja będę ojcem.
Wiem, że muszę zadbać teraz o siebie i mieć jakiś sens życia. Ale ja chce mieć z powrotem żonę i córkę. A nie oszukujmy się, po ludzku szanse na to są zerowe. Nie znalazłem nigdzie świadectwa by kiedykolwiek żona odeszła do innego, urodziła mu dziecko a potem wróciła jeszcze do męża. To, że kiedyś będę patrzył na to inaczej i odnajdę siebie jest niestety marnym a w zasadzie żadnym pocieszeniem, bo rodziny już mi nikt nie zwróci.
Dlatego też mam mocne pytanie: mam 28 lat i czy już do końca życia mam być sam ? tracić najlepsze lata na patrzenie na ich szczęśliwy związek. Patrzeć jak wychowują moją córkę itp.
Karole [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-19, 23:10
Jedno jest pewne. Jesteś na dobrej drodze więc trwaj w niej i nie poddawaj się nigdy.
Stanisław1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-20, 08:45
Grzegorzu!
To jasne, że teraz nie widzisz przyszłości, bo ból Ci przesłania cały horyzont.
Mieszkasz w stolicy, jeżeli dobrze poszukasz na pewno znajdziesz solidną grupę wsparcia, polecam kontakt z Andrzejem i Danką, oni się znają na rzeczy:)
Matej napisał/a:
Wiem, że muszę zadbać teraz o siebie i mieć jakiś sens życia
To cenna wiedza. Wykorzystaj ją jak najlepiej. Na pierwszym miejscu postaw Pana Boga, potem córkę. To bardzo ważne, abyś budował teraz więź z dzieckiem, abyś dawał swemu dziecku miłość i poczucie, że jest dla Ciebie bardzo ważna.
Matej napisał/a:
Dlatego też mam mocne pytanie: mam 28 lat i czy już do końca życia mam być sam ? tracić najlepsze lata na patrzenie na ich szczęśliwy związek. Patrzeć jak wychowują moją córkę itp.
'
A kto powiedział, że będziesz sam? Przecież nie jesteś:) A skąd wiesz, że ten związek będzie szczęśliwy?Zostaw te myśli Panu Bogu. Jemu zaufaj!
Pozdrawiam serdecznie. Z Bogiem!
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-20, 10:08
Grzegorz, potraktuj tę sytuację jako wojnę, jako bitwę - ze swoimi lękami, poczuciem beznadziei, poczuciem odrzucenia i opuszczenia. Stajesz przed decyzją, przed wyborem, którego za Ciebie nikt nie podejmie. Stajesz sam na sam z prawdą swego własnego serca.
Faceta nie ocenia się po tym co mówi, ale po tym co robi. A Ty sam jako facet siebie samego też oceniasz i będziesz oceniał po tym co uczyniłeś, jakie decyzje podjąłeś. Decyzje wynikają z zasad jakimi człowiek kieruje się w życiu. Teraz sam masz okazję do sprawdzenia siebie, poznania siebie, jakie zasady masz w sercu. A poznasz te zasady po działaniu, po tym co będziesz robił. Poznasz siebie, dowiesz się czego chcesz, w którym kierunku chcesz iść.
Pamiętasz przypowieść z Ewangelii o talentach? Jak to było trzech sług, jeden miał 10 talentów i je pomnożył, drugi 5, też je pomnożył, a trzeci zakopał swój talent bo bał się go stracić. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie było jeszcze jednego sługi, który puściłby talent w obrót, ale go stracił (na zasadzie ryzyka biznesowego, a biznes nie wyszedł). Bo po ludzku tak się dzieje - inwestuje się w to czy tamto, ale często jest strata, bo biznes nie wyjdzie. Ale nie po Bożemu, z Bogiem zawsze wszystko wychodzi i dlatego nie było tego czwartego sługi. A Twoim "talentem"jest to, czego w głębi serca chcesz bez względu na wszystko. Twoje "chcę", czyli pragnienie z głębi serca, zostało tam złożone przez Boga na początku świata, przed Twoim narodzeniem. I dlatego jeżeli człowiek robi coś zgodnie ze swoim pragnieniem (które czasem trzeba odkryć), to nie może to nie wyjść. Nie ma takiej opcji.
Bez Boga nie odkryjesz tego, co masz w sercu, dlatego na co dzień potrzeba: modlitwy, szczególnie różańca, chociaż 10-tki, regularnych spowiedzi i Eucharystii.
Dzieki Jarek za link, Grzegorz, widzisz już listę zapisów?
Wspieram modlitwą.
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-20, 11:53
Grzegorz wspieram Cię modlitewnie
świat sie nie kończy, Twoje życie wciąż ma sens, teraz może szczególny,
nie poddawaj się
życzę Ci wytrwałości
siłę da Ci Bóg
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-20, 13:18
Grzesiek!
Ja znam sytuację, ze żona z dzieckiem innego mężczyzny wróciła do męża, nie wiem jak sobie radzą, ale podjęła taką decyzję, a ten inny mężczyzna nawrócił się i wrócił do swojej żony i dzieci po kilku latach od rozwodu. Jego żona przyjęła go i próbują odbudowywać swoje życie. Oczywiście jest wielka krzywda i zranienie dla wszystkich i to na pokolenia, dzieciom trauma pozostanie na pewno.
Wydaje mi się, że Twoja żona nie jest wcale szczęśliwa, ale zagmatwała się okropnie i nie widzi wyjścia. Jeżeli ten mężczyzna telefonował do Ciebie z pogróżkami, zachowywał się agresywnie i prymitywnie ( opowieści o tym co robi z Twoja żoną, to zupełnie jakiś poziom pod poziomami), to dla mnie jest wyrażny sygnał, że to człowiek o charakterze przemocowca. A z taką osobą Twoja żona i Twoje dziecko nie będzie bezpieczne. Myślisz, że on będzie kochał Twoje dziecko i nie zrobi mu krzywdy, gdy ono będzie niegrzeczne? Przecież Ciebie nie znosi, a Twoje dziecko będzie mu o Tobie przypominać. Uświadom to żonie, myślę, że on ją na różne sposoby szantażuje, może grozi, a ona mysli, że go ciążą zatrzyma. Ona teraz nie widzi przemocy, bo jest zakochana, ale dotknie ją to na pewno. Powiedz o tym w sądzie, to nie jest odpowiedni człowiek do opiekowania się Twoim dzieckiem zawalcz o opiekę nad dzieckiem, są ojcowie którzy samotnie opiekują się dziećmi, nie poddawaj się, dasz radę! Absolutne NIE dla rozwodu, żonie powiedz, że kochasz i czekasz i zdania nie zmienisz. Znajdź dobrego prawnika, który pomoże Ci w walce o dziecko, i poproś jak najwięcej osób o modlitwę w waszej intencji, porusz całe Niebo. Bóg potrafi znaleźć nieoczekiwane rozwiązanie w każdej sytuacji. A dla siebie rób to co tu wszyscy piszą, żeby sprostać sytuacji, ćwiczenia fizyczne, pasja, hobby, odnawiaj swoją relację z Bogiem, słuchaj konferencji ks. Pawlukiewicza, czytaj dobre książki, przygotowuj atrakcyjne, pełne miłości spotkania z dzieckiem, odwiedź psychologa dziecięcego, żeby wiedzieć jak z córką rozmawiać o tym wszystkim, ona na pewno bardzo to przeżywa. Bądź aktywny! Też wspieram Cię modlitwą.
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-20, 14:26
Panie Boże Chwała Ci ,bo ufam,że zajmiesz sie Grzegorzem i jego rodziną, zawsze pomagasz utrapionym
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-20, 21:29
Matej napisał/a:
Dlatego też mam mocne pytanie: mam 28 lat i czy już do końca życia mam być sam ? tracić najlepsze lata na patrzenie na ich szczęśliwy związek. Patrzeć jak wychowują moją córkę itp.
Grzechu zgadza sie że mocne pytanie...
trudno cokolwiek młodemu człowiekowi wcisnąc ..narzucić...
pewno i sam bym tego nie chciał....bo kazdy dokonuje wyborów sam....
z tych wyborów sam sie rozlicza przed Bogiem...
warto jednak wiedziec że pierwsze miejsce zajęte jest dla Boga w sercu i jemu trzeba byc wiernym a także jego naukom..
ale rozumiem....
jedno co mogę....to prosic cię o wyciszenie...bys uspokoił swe serce...być uzdrowił swój umysł....
a w ciszy przyjdzie do ciebie co prawdziwe....zaufaj a sam zobaczysz jaka sciezkę obrał ci Bóg....
wiem tylko to że do póki sie ciskamy..do póki kombinujemy po swojemu...do póki decydujemy o tym co chcemy i czego oczekujemy...
to nie przychodzi...poddajemy swoje JA..i z tego dopiero Bóg wyprowadza co swoje...co dla nas dobre...
nawet gdy początkowo jest to niezrozumiałe i tak strasznie pogmatwane
Grzechu jest warszawski sychar i spotkania...jest jak wspomniał Jarek program 12 k...
i ten sycharowski internetowy i grupy prowadzone przez Jacka R na Skaryszewskiej....a także mitingi prowadzone przez nałoga na Rakowieckiej....
jest grupa wsparcia "w strone ojca"-skupiająca tylko mężczyzn przeżywających problemy po zdradach,rozwodach,wyrzuceniach z domu itp.....
masz pełna gamę pomocy..masz podane na tacy...........
jedynie trzeba wyciagnąc dłon
pozdrawiam
skorzystaj ..daj sobie pomóc
Matej [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 19:33
Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie którego tak bardzo potrzebuję.
Kari napisał/a:
Wydaje mi się, że Twoja żona nie jest wcale szczęśliwa, ale zagmatwała się okropnie i nie widzi wyjścia.
w jakimś stopniu na pewno tak jest, w tym telefonie kiedy wyrzucała z siebie wszystkie krzywdy jakie mi wyżądziła, przyznała że jest dnem i zerem bo zniszczyła naszą rodzinę, wyraźnie prosiła mnie o pomoc. Płakała i prosiła: Grzesiek co mam robić?!. Powiedziałem, że spróbuje pomóc jak tylko mogę i że przyjadę porozmawiamy. Powiedziała, że nie chce mojej pomocy, ze mnie nie kocha i że żyje tylko dla tamtego. Później też dzwoniłem ale ona była już z nim i tylko słyszałem w tle jego ubliżanie mi.
Kari napisał/a:
to dla mnie jest wyrażny sygnał, że to człowiek o charakterze przemocowca
też tak uważam. Groził mi już wcześniej, wydzwaniał także z pogróżkami do moich kolegów którzy komentowali zachowanie Martyny. Sprawia wrażenie osoby płytkiej o niskim intelekcie. Niestety Martynie imponuje że jest taki dzielny i nikogo się nie boi. Z tego co wiem on tez rozbił swoją rodzinę, zostawił żonę i dziecko prawdopodobnie dla mojej żony. Nie potrafię zrozumieć co ona w nim widzi bo tak:
Martyna: 22 lata bardzo atrakcyjna zgrabna blondynka , piękna twarzyczka, naprawdę dziewczyna marzenie.
On: 28 lat, niższy od niej, potwornie gruby, i pali jak smok. Martyna nigdy nie znosiła papierosów.
W ogóle nie rozumiem tego związku, nic tu kupy się nie trzyma, dwoje bardzo niedojrzałych ludzi którzy porozbijali swoje rodziny. Na dodatek Martyna jest z nim w ciąży czego nie potrafię przeżyć.
Ponadto on nie pozwala żeby Martyna się ze mną spotykała, ona też nie chce żeby go nie denerwować. Wiem że on ją mocno kontroluje, jej telefon, skrzynkę meilową, konta na portalach społecznościowych itp. i ona mu na to pozwala bo mi na przykład nie wolno było się zbliżyć do jej telefonu.
Sytuacja jest taka, że od Martyny poodwracali się prawie wszyscy znajomi, jej rodzina też nie popiera tej sytuacji ale Martyna zdaje się mieć to gdzieś, świata po za nim nie widzi.
Jarek321 napisał/a:
A Twoim "talentem"jest to, czego w głębi serca chcesz bez względu na wszystko. Twoje "chcę", czyli pragnienie z głębi serca, zostało tam złożone przez Boga na początku świata, przed Twoim narodzeniem
Kiedy spoglądam w głąb mojego serca, jest tam moja rodzina żona i córka ciągle o nich myślę, tak bardzo mi ich brakuje. Modlę się o siłę do walki o nasze małżeństwo ale ogólnie jest bardzo ciężko.
Pocieszające jest to, że odezwała się do mnie mama Martyny, która jak już sądziłem skreśliła mnie i zaakceptowała ich związek. Jednak nie, teściowa poprosiła bym walczył o Martynę ile mogę, bym pokazał jak bardzo mi na niej zależy.
Ja tak bardzo boję się tego co będzie. Już w ten czwartek pierwsza sprawa.
Proszę Was o modlitwę.
Ife [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 20:00
Grześ masz moją modlitwę.
onaa [Usunięty]
Wysłany: 2011-11-22, 20:53
bardzo ci wspolczuje,bo wiem jak to jest żyć każdego dnia żyć złudzeniami o rodzinie o tym jak powinno być a wcale nie jest...współczuję...bo nic mądrego więcej nie napisze...niestety:-(
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.