Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-05-30, 15:02 zdradził, odszedł... a ja nadal kocham :(
witam...
po kilku latach znajomości postanowiliśmy wziąć ślub... oboje działaliśmy w kościele, tam też się poznaliśmy... nasze małżeństwo nie było idealne... zdarzało się, że byłam uderzona, poszarpana, wyzwana, opluta... ale chcieliśmy walczyć, poszliśmy więc na terapię... w tym samym czasie walczyliśmy również o dziecko... po terapi było ok... i tak po 3 latach, po 2 poronieniach zaszłam w ciążę (co lekarze nazwali cudem...), okres ciąży był cudowny, mąż o nas dbał, myślałam, że już zawsze tak będzie... jednak kiedy byłam w 9 miesiącu zaczęło się psuć... pytałam, chciałam rozmawiać, wyjaśnić... powtarzałam, że dopóki nie powie czy coś robię nie tak, to nie będę mogła tego zmienic, bo nie wiem co... 28 października przez cc urodziłam córkę... po 4 dniach wyszłyśmy do domu, a tam brud, i 16 stopni... jego pierwszym pytaniem było kiedy kąpię małą, bo on idzie do kolegi... i tak całe dnie spędzał niby w pracy, na próbach (gra) albo u kolegi... w święta były chrzciny... nie odczułam od niego bliskości... był jakby nieobecny... z 1 na 2 styczeń znalazłam telefon, który miał tylko do kochanki... awantura, zadzwoniłam po jego mamę (która mnie nie lubi, bo jestem za brzydka, za gruba i mówię zawsze co mnie boli, ale także co mnie cieszy)... to ja płakałam, to ja błagałam... został, ale czułam, że nie stracił z nią kontaktu (pracowali razem w 1 firmie, potem ją zwolnili, ale i tak do niej podjeżdżał)... w marcu z 24/25 znalazłam znowu ten sam telefon i smsy od lutego, czyli wcale nie zakończył ich romansu... zapytałam co robi, mamy niespełna 5 miesięczne dziecko, kocham cię... ale on powiedział, że to moja wina, że ta kobieta go rozumie docenia, że jest im dobrze... odszedł... w tych smsach 100% cukru w cukrze... spędzał ze mną walentynki i z nią... w każdy dzień w którym ja czekałam z kolacją aż wróci z pracy, czy próby, był z nią... powiedziałam mu, że nie dam mu rozwodu, bo go najnormalniej w świecie kocham... on nawet nie dał nam szansy, by zobaczyć jak wygląda pełna rodzina, bo zanim Natalka się urodziła to już miał inną kobietę... cały czas mi mówi, że ją miłuje, bo Bóg dał im tą miłość... jej ciocia powiedziała, że miała widzenie, że oni są na tym świecie już drugi raz, ponieważ w poprzednim wcieleniu ona go bardzo skrzywdziła, i Bóg dał im drugą szansę... on w to baaardzo wierzy... czyli ich rozumowaniem, jak umrzemy to wrócili, bo teraz to mąż krzywdzi mnie i Natalkę... kobieta ta jest od niego starsza (po 40, a mój mąż 35)... jest mi bardzo ciężko, od ponad 2 miesięcy nie było dnia, bym nie płakała za nim... w nocy tuląc Natalkę płaczę, by w dzień być uśmiechniętą mamą dla dziecka... ostatnio powiedział mi, że kocha Natalkę, ale żałuje że to ze mną ma to dziecko... czy są jeszcze szanse byśmy byli rodziną?
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-30, 22:58
Witaj na forum
Trudny czas u Ciebie ,
Na forum jest kilka dziewczyn które maja podobne doświadczenia, znajdziesz też tu niezła kopalnie wiedzy na temat kryzysów małżeńskich, i zawsze możesz liczyć na wsparcie i modlitwę sycharków
- skypowa grupa modlitewna - wpisz na skypa : Mirakulum - zapraszamy
Można też skontaktować się z najbliższym naszym ogniskiem : Kraków albo Żory są chyba najbliżej.
Nic nie piszesz o tym , jakie miejsce Bóg zajmował w Waszym życiu ???
Teraz czas zadbać o siebie i córkę , wyciszyć się , pogłebić relacje z Bogiem , w Nim szukać pociechy.
Wspomnę w modlitwie
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-31, 13:12
Cudaczek84r,
Witaj na forum.
Cudaczek84r napisał/a:
po kilku latach znajomości postanowiliśmy wziąć ślub...
Cudaczek84r napisał/a:
oboje działaliśmy w kościele, tam też się poznaliśmy...
W jakim charakterze? Samo stwierdzenie,że poświęcaliście czas dla dobra wspólnoty raczej nasuwa skojarzenie,że przygotowanie do małżeństwa powinno być znacznie lepsze niż u większości narzeczonych. Czemu zatem:
Cudaczek84r napisał/a:
małżeństwo nie było idealne... zdarzało się, że byłam uderzona, poszarpana, wyzwana, opluta... ale chcieliśmy walczyć, poszliśmy więc na terapię...
Czy nie udało się przed ślubem zauważyć problemów z agresją? A może zaczęły się po zawarciu małżeństwa i co wpłynęło na ujawnienie tego problemu?
Cudaczek84r napisał/a:
w tym samym czasie walczyliśmy również o dziecko... po terapi było ok... i tak po 3 latach, po 2 poronieniach zaszłam w ciążę (co lekarze nazwali cudem...),
Jak sobie poradziliście z żałobą po utracie dzieci? Czy przeżyliście ją efektywnie? Czy zadbaliście o siebie i swoją emocjonalność? Żle przeżyty taki czas lub zupełnie pominięty niestety odżywa głęboką raną.
Cudaczek84r napisał/a:
jednak kiedy byłam w 9 miesiącu zaczęło się psuć... pytałam, chciałam rozmawiać, wyjaśnić... powtarzałam, że dopóki nie powie czy coś robię nie tak, to nie będę mogła tego zmienic, bo nie wiem co... 28 października przez cc urodziłam córkę... po 4 dniach wyszłyśmy do domu, a tam brud, i 16 stopni... jego pierwszym pytaniem było kiedy kąpię małą, bo on idzie do kolegi... i tak całe dnie spędzał niby w pracy, na próbach (gra) albo u kolegi... w święta były chrzciny... nie odczułam od niego bliskości... był jakby nieobecny...
To co opisujesz może właśnie być wynikiem takiej rany. Więcej wytłumaczyłby Ci psycholog zajmujący się psychologią straty.( po śmierci lub poronieniu dziecka-mężczyźni
przeżywają to równie mocno jak kobiety tylko nie zawsze sobie to uswiadamiają )
Cudaczek84r napisał/a:
cały czas mi mówi, że ją miłuje, bo Bóg dał im tą miłość
Twój małżonek pomylił huć z miłością i przypieczętował hedonistycznym postrzeganiem świata.
Cudaczek84r napisał/a:
jej ciocia powiedziała, że miała widzenie, że oni są na tym świecie już drugi raz, ponieważ w poprzednim wcieleniu ona go bardzo skrzywdziła, i Bóg dał im drugą szansę... on w to baaardzo wierzy... czyli ich rozumowaniem, jak umrzemy to wrócili, bo teraz to mąż krzywdzi mnie i Natalkę...
Czy Twój mąż to kot ze starożytnego Egiptu, aby miał 7 żywotów? Rozumiem,że Kościół, którym piszesz,że się w nim poznaliście to Kościół Katolicki, skąd zatem u męża pomysł i dopuszczenie ideologii reinkarnacji. To jest możliwe tylko , gdy duch opanowany zostaje przez zło osobowe, które przeinacza potrzeganie świata, bliźniego, zaburza ocenę dobra i zła. Gdy do tego dochodzi wiara w taki system wartości- o tym piszesz- wtedy potrzeba pomocy przez modlitwę Kościoła, aby uwolnić taką osobę od błędnej duchowości.
Nie jest bezpieczne , abyś przyswajała sobie i przeżywała wewnętrznie informacje tego typu, jakimi Cię nakarmiono względem "fatum jakie żądzi życiem Twojego małżonka". Łatwo dorobić ideologię do cudzołoznego związku i zrzucając winę na inkarnację unikać odpowiedzialności za swoje czyny. Niestety skoro te wizje ma ciocia kochanki męża czyli osoba bliska więzami krwi, to i kochanka jest w jakiś sposób pokiereszowana złem.
Zastanów się raczej ( i tu zapraszam do lektury forum w części zagrożeń duchowych ) z jaką duchowością ma doczynienia Twój mąż będąc z kobietą jaką wybrał sobie na kochankę. Chrześcijanie nie miewają inkarnacyjnych wizji i nie rozprzestrzeniają wiedzy o zabobonach czy innych systemach religijnych, zwłaszcza wrogich chrześcijaństwu.
Dla własnego bezpieczeństwa duchowego i spokoju wewnętrznego wskazana byłaby rozmowa o zaistniałej sytuacji z duchownym, może z Odnowy w Duchu Św. Będziesz mogła się bardziej otworzyć i uzyskać konkretną pomoc, myślę że w Waszym małżeństwie jątrzą się głębokie rany duchowe, które objawiły się w ciele, a ksiądz jest tu najbardziej kompetentną osobą ,aby poprowadzić Cię w procesie uzdrowienia duchowego-(sakramenty św.; modlitwy uwolnienia i uzdrowienia- jeśli będą potrzebne.)
Ponieważ zagadnienie jakie opisujesz jest niezwykle trudne, zdaj się na pomoc osób duchownych i ich pouczenia w tym względzie. Będą miały większą łatwość w wytłumaczeniu Ci szczegółów i rozwiania wątpliwości jakie się pojawią w trakcie zagłębiania się w temat.
Z naszej strony możesz za to liczyć na modlitewne wsparcie, podtrzymanie na duchu i pomoc w rozwiązywaniu kłopotów czysto małżeńskich czyli ludzkich, duchowość jest zbyt delikatna, abyśmy mogli skutecznie pomóc. Na całą resztę możesz liczyć
Cudaczek84r [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-31, 18:03
witam...
dziękuję...
kinga2 pytasz w jakim charakterze... otóż, mój mąż jest muzykiem, zawsze grał w kościele, przez jakiś czas był również organistą... ja od małego śpiewałam... później prowadziłam scholkę-oazę dla dzieciaczków...
co do agresji, widziałam czasem, że krzykiem reaguje, gdy np. miałam inne zdanie na jakiś temat... całego siebie natomiast pokazał jak już powiedzieliśmy sobie tak...
ja po poronieniach chodziłam do psychologa, bo nie dawałam sobie już rady... kilka miesięcy wcześniej zmarł mój tato (47 lat)... Robert natomiast powiedział, że nie jest mu to potrzebne, że tak widocznie musiało być...
ja nie zdawałam sobie sprawy, że takie jego wierzenie tej kobiecie (która ma męża - są w trakcie rozwodu - która ma syna po 20) i jej ciotce może być w ogóle niebezpieczne... zaczęłam wierzyć, że może faktycznie tak jest... on mi cały czas powtarza, że nasze małżeństwo to pomyłka, która się czasem zdarza... zresztą jego matka, która tak jak już wspomniałam nie lubi mnie, bo nieodpowiada jej mój wygląd i to, że jestem otwarta, mówię co czuję, też twierdzi, że Robert ma prawo wyboru i ona i ja powinnyśmy to zaakceptować... ona często chodzi do kościoła, wyjeżdża na pielgrzymki i powiedziała mi ostatnio, że tak jest lepiej i ona będzie się modliła, bym się odkochała od jej syna...
wczoraj rozmawiałam z pewną siostrą zakonną - nazaretanką - i napisała mi że najlepiej będzie jeżeli ja nasz związek zakończę... że wie że cierpię, bo go kocham...
rozmawiałam również z moim proboszczem i on powiedział, że nie poznaje Roberta, że muszę sobie jakoś radzić... nie dał mi wskazówek, nie mówił, że faktycznie coś się z nim dzieje...
mąż napewno nie da się zaciągnąć do księdza, czy powinnam iść sama?
pozdrawiam i dziękuję
Ania
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-31, 19:39
Cudaczek84r napisał/a:
ja po poronieniach chodziłam do psychologa, bo nie dawałam sobie już rady... kilka miesięcy wcześniej zmarł mój tato (47 lat)... Robert natomiast powiedział, że nie jest mu to potrzebne, że tak widocznie musiało być...
wczoraj rozmawiałam z pewną siostrą zakonną - nazaretanką - i napisała mi że najlepiej będzie jeżeli ja nasz związek zakończę... że wie że cierpię, bo go kocham...
Rozumiem,że to w kontekście rozdrapywania ran tak napisała ta siostra, na pewno nie w sensie nastawania na jedność małżeńską. Jako siostra doskonale wie,że małżeństwo jest nierozerwalne, ale także zdaje sobie sprawę,że cierpienie życia w emocjonalnym trójkącie jest nie tylko niszczące, ale i nie akceptowane przez Kościól. Dlatego wprowadzono możliwość separacji. Ten stan pozwala czekać na pojednanie z małżonkiem nie raniąc się o codzienne szkodliwe zachowania pogubionego współmałżonka. Leczenie czasem wymaga oddalenia małżonków, bez deptania sakramentu.
Cudaczek84r napisał/a:
mąż napewno nie da się zaciągnąć do księdza, czy powinnam iść sama?
Stanowczo zachęcam do rozmowy z kapłanem. Indywidualna rozmowa czasem bywa łatwiejsza niż wspólna w obliczu tak ostrego kryzysu jakim jest małżeńska zdrada. Na wspólną przyjdzie czas, gdy będziesz silniejsza, z większą wiedzą, bardziej spokojna, a mąż otwarty na pomoc.
Na rozmowę szukałabym księdza z Odnowy w Duchu Św, kapelana rodzin lub księdza egzorcysty. Bardzo ważne abyś w rozmowie poruszyła także stanowisko teściowej wobec zaistniałej sytuacji, niemniej bez podtekstów wzajemnych animozji. Tylko czyste fakty. Zaznacz także swoje spostrzeżenia co duchowości z jaką zetknął się mąż i jego wiarę w te nowe poglądy na tle pracy w Kościele jako posługujący. Ze swojej strony odnów intensywne życie sakramentalne, powierz siebie, męza i potomstwo Maryi. Przygotowanie duchowe do tej rozmowy bardzo ułatwi Ci i słuchanie i przyjęcie spostrzeżeń jakie wyciągnie ksiądz z Twojego opowiadania.
Sama walczę ze złem jakie zalęgło się w mojej rodzinie, to długa i żmudna droga. Idzie powoli, ale idzie.
Zdemaskowane zło gryzie i kąsa z wściekłością stada piranii, ale Jezus Cię obroni, a Maryja wesprze. Nie obawiaj się, odważnie proś o wszelką pomoc w uzdrowieniu swojego małżeństwa i rodziny.
Zacznij od wybaczenia sobie, mężowi, jego kochance i przede wszystkim teściowej. Módl się za nimi z miłością dla Miłości.
Walka ze złem o człowieka zaczyna się w duchu. A uzdrowienie będzie możliwe, gdy mąż zostanie uzdolniony do świadomego podjecia decyzji o stanie swojej duszy i sytuacji w jakiej się znajduje. Mąż, jego kochanka są zakładnikami zła,a w jakim stopniu to wie tylko Jezus.
Zło już przegrało, bo Jezus je zwyciężył. Teraz Twoja rola by nazwać zło, odkryc rany i powierzyć je kojącej i leczącej Miłości Miłosiernej.
W sprawie teściowej to sama sobie odpowiedz jak często modlisz się dla Niej o Miłość. Może zbyt mało wzajemnej dobrej woli zaowocowało tą niechęcią. Pomódl się do Jej Anioła Stróża o pomoc i dopiero z Nią rozmawiaj.
Nie zakładaj,że jest przeciw Tobie, teściowa chce tylko szczęścia swojego dziecka i jak każdy nie ma patentu na to by się w tym pragnieniu nie pogubić. A sprytnie potrafi wykorzystać wszystkie ludzkie słabości.
( kontakt do księdza egzorcysty znajdziesz tu: http://www.charyzmatycy.pl )
Uzdrowienie małżeństwa jest możliwe, ale tylko gdy zaangażujesz się w nie pod kierownictwem Boga, ostateczny wynik po ludzku bywa różny i zależy często od determinacji małżonka oraz trwania w wierności osoby porzuconej. Zawsze jednak dobre owoce są widoczne w ciele.
A teraz o czysto ludzkiej pomocy. Skoro juz korzystałaś z pomocy psychologa to wiesz jak na Ciebie wpływa. Może dobrze by poszukać pomocy w grupie wsparcia przemocy domowej. Przemoc emocjonalno-werbalno-cielesna nie mija sama i trzeba nauczyć się zachowań , które pomogą Ci stawiać granice, odzyskać prawidłowy osąd sytuacji i własnej osoby, podejmować prawidłowe decyzje. Taka grupa może weile Ci pomóc i wydatnie wzmocnić.
Na śląsku jest sporo poradni rodzinnych, więc nie powinnaś mieć problemów ze znalezieniem grupy i psychologa.
Zachęcam także do lektury materiałów forum w zakładce : różne, poradnie uzależnień; przemoc domowa.
Pisz o swoich trudnościach i problemach. Jest tu parę osób, które znają z autopsji sprawę przemocy, zapewne Cię wesprą i naprowadzą na odpowiednią pomoc.
Cudaczek84r [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-31, 20:56
dziękuję... co do bólu, żałoby i pogrzebu to jestem już spokojna...
co do siostry, to ja zrozumiałam tak jak napisałam, że powinnam to zakończyć
Kasia Waśko - s. Rafaela
16:53:37
trzymaj sie jakoś...

Aneczka84r
16:54:19
było by łatwiej gdybym go po prostu nie kochała...

Kasia Waśko - s. Rafaela
16:55:03
wiem...

Aneczka84r
16:55:26
czy takie małżeństwo ma w ogóle szanse??
16:56:27
http://www.sychar.org/ Poleć znajomym

Kasia Waśko - s. Rafaela
16:57:47
nie wiem co Ci powiedzieć...ale chyba musisz podjąć decyzje by to zakończyć...

Aneczka84r
16:58:31
no tak, a sakrament?

Kasia Waśko - s. Rafaela
17:01:25
wiem...ale trudno znaleźc szanse na uratowanie tego mał...
Aniu musze pedzieć na modlitwy...Papa
no ja to tak odbieram...
dziwne też, że proboszcz nic nie mówił, tylko, że muszę jakoś ułożyć sobie życie...
poszukam kogoś (duchownego) jak tylko Natalka zaśnie...
co do teściowej, to prawda, nie modliłam się za często o nią... :( pora to zmienić...
przepraszam, ale jestem rozbita... pomimo, że mąż mnie tak skrzywdził zdradzając (bo agresję opanowaliśmy na terapi)to ja go kocham, chyba jeszcze bardziej niż przed...
pozdrawiam
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-05-31, 21:36
Cudaczek84r napisał/a:
dziwne też, że proboszcz nic nie mówił, tylko, że muszę jakoś ułożyć sobie życie...
No a niby co miał propboszcz powiedziec innego niż to, co powiedział? Przecież nawet ksiądz nie ma daru zaglądnięcia w przyszłość, ani w ludzkie sumienia. Tak właśmie jest, musisz sobie jakoś ułożyć życie, z mężem czy też bez niego, nie masz wyjścia. Spora liczba nas - osob z tego forum - jest w trakcie układania życia na nowo, w samotności, po odejściu męża czy żony. Dziś Tobie to się wydaje niemożliwe, ale można samemu żyć, zresztą czy można inaczej?
Modlitwy za najbliższych nigdy nie jest za dużo, możesz zawsze ich powierzać opiece Matki Bożej, Ona zaniesie Twoje prośby swojemu Synowi. Zwłaszcza że dzieje się coś złego wokół, reinkarnacja i te sprawy, to zabobony, ale szeptane przez kusiciela.
Mogę tylko Ciebie wspierać dobrym słowem i modlitwą, życzę Ci dużo siły.
malta [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 11:50
witam - a ja z innej beczki - a jakże by inaczej - w końcu jestem malta ...
napisałaś cudaczek kilka razy ta samo zdanie - co zawsze swiadczy o tym iż jest głeboko w Twoich myślach... chodzi mi o Twój wygląd.
Nie napisałas że masz z nim kłopot - ale że inni maja... na pewno tylko inni? tylko tesciowa i mąż?... gładziutko wyszło wytłumaczenie że inni uważają Cie za grubą, brzydka i bezpośrednią ale to oni maja z tym problem... na pewno tylko oni?...
... no i tu zaczyna się rebus... zawsze byłaś saute? - bez przypraw? czy dopiero po otrzymaniu papierka przestałaś o siebie dbać?... Czytam, ze jesteś 3 lata po slubie, masz dwadzieścia kilka lat - juz odpuściłaś kobiecość? szybko...
Nie mam na myśli wymiarów 90/60/90 - ale dbałośc o siebie... zrobione włosy, paznokcie, stopy, kobiece ubrania, delikatny makijaż...
nie, nie nie Kochana - nie pisz mi, ze masz małe dziecko - sory - prawie wszystkie tu mamy - nie przekonasz nas ze z dzieckiem nie ma 10 minut na poranny prysznic i makijaż... przecież nie mówię o bieganiu na szpilkach po domu z dzieckiem u piersi.
oczywiście, że mąż nie ma prawa sie w Tobie odkochac bo jestes gruba i brzydka i nie ma prawa Cie z tego powodu porzucić - ale bez kokieterii - ma prawo nie podobac mu sie to co widzi...i ma też prawo Ci to sygnalizować...
posunę sie dalej - Tesciowa też ma prawo to robić - bo paradoksalnie pokazując Ci to - próbuje Twojemu małżeństwu pomóc a nie przeszkodzić...
Skąd wiesz, że mąż nie skrzy sie matce ze nie ma ochoty sypiać z Tobą bo stałaś sie aseksualna i go nie kręcisz...dlaczego zakładasz, ze Tesciowa nazywając rzeczy po imieniu robi Ci krzywdę a nie przysługę?
Niedawno na sasiednim wątku toczyła sie podobna dyskusja między dziewczynami - chodziło o schudnięcie i ogólne ogarnięcie się z dresów , odrostów i kucyków... wiesz co jedna napisała? że jak podwozi męża do pracy to musi parkowac kilka ulic dalej bo mąż sie wstydzi, żeby jej koledzy nie zobaczyli... miło?...
Obejrzyj sobie jak Trinny i Susannah ubieraja choćby Polki... nie ubierają modelek - chudych, wysokich i pieknych... ubierają zaniedbane szare myszki robiąc z nich ksiezniczki samym tylko ubraniem, makijażem, fryzurą... wczoraj własnie była dziewczyna która wygladała spoko na 45 - 48 lat - kiedy sie przedstawiła okazało sie ze ma 26...
Chyba wolałabyś aby mąż CHCIAŁ Cie kochac a nie POWINIEN Cie kochać...
Czasem wystarczy przestawienie myslenia - jesteś jeszcze taka młoda - możesz byc atrakcyjna nie ważąc 50 kg - tylko musisz natychmiast sie za to wziąć.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 12:44
Nie wiem czy dobrze robie pchajac się sam w paszcze lwa
czyli między dyskutujące kobietki
malta napisał/a:
Obejrzyj sobie jak Trinny i Susannah ubieraja choćby Polki... nie ubierają modelek - chudych, wysokich i pieknych... ubierają zaniedbane szare myszki robiąc z nich ksiezniczki samym tylko ubraniem, makijażem, fryzurą...
Malto fajne to co robia te Panie ale jako esceta przyznam że same mogłby zadbac o siebie
malta napisał/a:
Chyba wolałabyś aby mąż CHCIAŁ Cie kochac a nie POWINIEN Cie kochać...
No pewnie ale miłośc winna pokonywac wsie bariery..a co jak cudaczek straci rękę?
mąż przestanie ją kochac bo jest kaleka??
Malto chyba jako pierwsze to tekst
TO NIE SZATA ZDOBI KRÓLA......
a cudaczek?? jezeli ma to zrobić co mu podajesz na tacy to głownie dla siebie,moze także dla małej przewrotności by innym Panom ciekła ślina
hee no taka mała szpileczka w serce męża-zobacz czego nie doceniasz.
to takie moje małe przemyslenie-a czemu??
hmmm robienie tego wszystkiego tylko pod męża to ryzyko,bo co jak przysłowiowy Pan i władca ma sam jakieś zaburzenia estetyki i wartości???
i po miesiącu stwierdzi lakier do paznokci niewłaściwy,kolor sukienki zbyt jaskrawy,buty -no kto takie nosi.....
Cudaczku co racja to racja -zrób to co pisze malata
ale zawalcz o siebie jako kobietę...i zrób to tylko dla siebie
bo może ?
juz po całym efekcie będziesz sama z siebie dumna
i tyle w temacie
sorry malta za demolke w twych sugestjach
malta [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 15:30
nie - spoko Norbert - nie przeszkadza mi to.
Kompletnie nie pisałam o robieniu czegoś "dla męża" - ale o tym, ze skoro i on i tesciowa twierdza to samo - to byc może jest cos na rzeczy i trzeba sie "ogarnąć"
Tak samo nie moge sie zgodzic z Twoim porównaniem straty ręki do zadbania o siebie.
Dbanie o swoja fizyczność to dla męża komunikat:
jestem kobietą w której sie zakochałeś - staram się być dla Ciebie atrakcyjna, staram się abyś myslał o mnie nie tylko w kontekscie zupy pomidorowej, lubie kiedy prawisz mi komplementy, jestem Twoja kobietą i miło mi ze Ci sie podobam. Nie potrzebowałam Cię jedynie do celów prokreacyjnych - ale nadal chcę abyś mnie uwodził pomimo, ze mamy juz dziecko...
Nie bardzo wiem jak ma sie do tego urwana reka?...
Aimee Mullins - modelka i biegaczka nie ma ... obydwu nóg - a jest piekna zadbana kobietą... to nie o tym była mowa. Miałam na mysli zaniechanie...
Co do Trinny i Susannah - tu znowu - nie do końca sie zrozumieliśmy.
Mi również nie każda ich stylizacja sie podoba - ale nie o gusta tu chodzi ale o to co jest mysla przewodnią ich programu: KAZDA KOBIETA MOŻE BYC PIEKNA I NIE TRZEBA DO TEGO CHIRURGÓW PLASTYCZNYCH I MAJĄTKU.
Zauważ, ze one nigdy nie mówia kobietom: Schudnij, popraw piersi, odessij tłuszcz...
One pokazują, ze czasem podciecie grzywki, wyregulowanie brwi i wyjscie z dresów robi z zaby księzniczke - a to czy sie komuś bardziej podoba taka czy inna stylizacja to juz inna sprawa.
Ale w sumie tok myslenia mielismy podobny - tkwił w szczegółach
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 18:00
Cudaczek84r napisał/a:
agresję opanowaliśmy na terapi
malta napisał/a:
Skąd wiesz, że mąż nie skarży sie matce ze nie ma ochoty sypiać z Tobą bo stałaś sie aseksualna i go nie kręcisz...dlaczego zakładasz, ze Tesciowa nazywając rzeczy po imieniu robi Ci krzywdę a nie przysługę?
malta napisał/a:
gładziutko wyszło wytłumaczenie że inni uważają Cie za grubą, brzydka i bezpośrednią ale to oni maja z tym problem... na pewno tylko oni?...
Witaj,
ja jednak zachęcam do rozmowy o agresji z jakimś fachowcem. Pozornie oderwane od siebie cytaty z wypowiedzi łączą się w spójną całość właśnie w tym temacie.
Agresja nie koniecznie musi wyrażać się rękoczynem. Bywa także słowna lub emocjonalna.
Mówienie komuś, że jego wygląd wpływa na relacje domowe nie musi być wynikiem agresji, ale może. To wszystko zależy od sposobu w jaki się to robi.
To co zauważyła malta powiedziane z taktem i miłością wobec drugiej osoby może podnieść i być komunikatem pozytywnym, zwracając uwagę na potrzebę większej dbałości o siebie. Jednakże zabarwione drwiną, złością i negatywną emocją może przyczynić się do destrukcyjnego postrzegania siebie przez osobę, której tę uwagę się zwraca. W konsekwencji może narodzić się spory problem.
Jak dokładnie jest w Twoim przypadku trudno będzie nam tu na forum okreslić. Prawda jest Ci potrzebna, ale dojście do niej wymaga czasu, spokoju i zaufania, więc chyba otwarte forum nie będzie Ci zbyt pomocne, bezpieczniejszy będzie fachowiec.
Cudaczek84r napisał/a:
nie wiem co Ci powiedzieć...ale chyba musisz podjąć decyzje by to zakończyć... [...]
wiem...ale trudno znaleźc szanse na uratowanie tego mał...
To rzeczywiście można zrozumieć dwojako, najlepiej wyjaśnij to z siostrą sama. Ta rozmowa używa pewnych skrótów myślowych, a to zawsze stwarza miejsce na rozbieżności intencji i odbioru.
Cudaczek84r napisał/a:
dziwne też, że proboszcz nic nie mówił, tylko, że muszę jakoś ułożyć sobie życie...
Tu zgadzam się się z elzd1. Proboszcz nie zna przyszłości i nie może sugerować Ci gotowych rozwiązań. A że nie podpowiedział Ci jakiejś drogi do uzdrowienia siebie i małżeństwa,trwania w wierności, to cóż, wszak to też człowiek, może był zbyt wstrząśnięty tym co od Ciebie usłyszał.
Na szczęście Bóg przez ludzi powołał SYCHAR. Ty tu trafiłaś, więc korzystaj z tej kopalni wiedzy zarówno duchowo-naukowej jak i z wątków wziętej.
Cudaczek84r [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 18:50
malta, zaszokowałaś mnie...
nie pisałam, że to mi przeszkadza, bo nie... piszesz, że mam się ubierać, dbać... hmmmm... moje kg nie są z obżarstwa, tylko z choroby i pomimo różnych diet one są... owszem mam dwadzieścia kilka lat i niespełna 4 letni staż małżeński, ale choroby i takie młode osoby dopadają... co do ciuszków, ubieram się tak jak lubię... co do makijażu - oczko często podmalowane, sama robię makijaże klientkom (dorabiam w ten sposób), więc i ja lubię ładnie wyglądać... co do włosków, to również zawsze farba i fryzurka (mam siwe włosy - po poronieniach, więc musowo farbowanie)... i na sam koniec co do łóżka, bo i o to zahaczyłaś, otóż nigdy z tym nie było problemów, nawet w noc w którą znalazłam ten tel (tzn znalazłam po zbliżeniu) i nigdy nie usłyszałam, że jestem asexualna... mąż rozpoczął romans gdy ja byłam w 9 miesiącu ciąży, pomimo, iż leżałam przez prawie całą ciążę, to starałam się by mój wygląd go nie odrażał... bardzo szybko wyciągasz wnioski, a wystarczy zapytać jak jest z tym moim wyglądem... troszkę mnie to zdziwiło...
O mamie Roberta nie będę się wypowiadała szeroko, ponieważ to osoba uprzedzona do innych, nie ma znajomych itp, gdyż każdy jej sie nie podoba... ona pokochała Justynkę (pierwszą dziewczynę mojego męża) jak córkę i tak to już zostało, usłyszałam już od niej te słowa nie raz... poza tym oni ze sobą nie rozmawiają o tych tematach, gdyż temat sexu, miłości małżeńskiej, miłości rodzinnej to dla niej temat tabu...
zrozumiałam z Twojej wypowiedzi, że jak kobieta przestanie o siebie dbać, to znaczy, że mąż ją rzuci i to będzie jej wina... ja dbałam i co? i znalazł kogoś innego...
Kingo dziękuję, chyba faktycznie poszukam kogoś w realu, gdyż zrozumiałam, że mój mąż może potrzebować pomocy, ja również, a tu na forum nie da się tak porozmawiać, bo wiadomo, że nie znamy się, nie widzimy i taka pisana rozmowa jest przez to trudniejsza...
pozdrawiam ciepło
malta [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 20:06
ok - mój błąd - poleciałam schematem - bardzo Cię przepraszam jesli to co napisałam nie ma zadnego związku z Twoim życiem.
Odniosłam po prostu wrażenie że każdy jest zły - teściowa, mąż, koleżanka, ciotka koleżanki, zakonnica średnio pomogła, i ksiądz nie za bardzo... jakoś tak sporo tych złych mi sie wydawało - ale może rzeczywiście są takie przypadki...
W każdym razie za każdą nieprawdziwa opinię przyjmij moje przeprosiny.
Cudaczek84r [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 20:40
malta złe wrażenie odniosłaś po prostu... zdażyć się może każdemu...
czy napisałam, że ktokolwiek jest zły? nie...
nie pisałam źle o teściowej - nie spodobałam się kobiecie od początku, trudno, próbowałam się do niej zbliżyć, ale nie chciała... jednak szanuję ją, gdyż jest kobietą, człowiekiem...
mąż - też nie pisałam źle - pobłądził człowiek, a ja nie napisałam tutaj, by powiedzieć jaki on nie dobry, tylko, prosić o wsparcie i modlitwę o nasz związek, cała rodzina jest w szoku, tak moja jak i jego, gdyż nic nie wskazywało wcześniej, że nas zdradzi i zostawi...
o koleżance - kochance męża też nie pisałam źle - tylko tyle, że to starsza od niego kobieta
o ciotce kochanki, tylko tyle, że twierdzi, że Bóg jej powiedział, że są 2 raz na ziemi
o zakonnicy - też nie tylko tyle, że właśnie nie rozumiem, że Kasia tak napisała (w sumie dziewczyna młoda, może bardziej z racji tego, że razem mieszkałyśmy w clil-pokoju przez 4 miesiące kierowała się tym że cierpię)
ksiądz - też nie zły. chodziło mi bardziej o to, że zszokował mnie fakt, że z Robertem może być coś nie tak... i że tego nie zauważyliśmy (my!!! nie on sam)... wiele mi pomógł, po śmierci taty, był w szpitalu przy nas jak poroniłam...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.