Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Widzę, że ostatnie posty są w podobnym tonie jak ten moj który wlaśnie powstaje. Siedze sama w domu, podobnie było w piątek. Wigilię spędziłam sama - zjadlam cos i poszłam spać, aby przetrac ten dzień. Nie chcialam oglądac tv ani sluchac radia, żeby tylko nie przypomnieć sobie co to za dzień. Moj mąż spędził świeta ze swoją rodziną (mamą i rodzenstwem). Nie zostalam do nich zaproszona, chociaż spedzalam tam świeta przez ostatnie 10 lat. Gdzieś wieczorem maż zadzwonil do mnie, bo dowiedział się że jestem sama (litość?). Na drugi dzien przychodzila do mnie moja rodzina, wprosił sie na to spotkanie. Podejrzewam, że nie chodziło o spotkanie ze mną tylko raczej spotkanie z nimi (szczegolnie lubi moich malutkich siostrzencow). Zgodzilam się, żeby przyszedł....no i był przez jakies 2 godz, po czym musial isć. No wlaśnie, co to znaczy musial? Wiem, że odkad mieszka z rodzenstewm w soboty imprezują, czuje się wolny i niezależny. Po tym spotkaniu poczulam znowu złość, że on mnie traktuje. Odwiedza na kawę i znika bez zobowiazań, bez nadziei, z chaosem w glowie. W sepracji (nieoficjalnej) jesteśmy juz blisko rok. We wakcje poprosił o rozwód, ironia losu od tamtego czasu minimalnie się miedzy nami poprawilo. Może to dlatego że poważnie zachorowalam i on czuje się za to odpowiedzialny? Teraz nasze stosunki są poprawne ... ale jak na kolezenstwo, nie poruszamy tematu zwiazku, nie ma zobowiazan, przychodzi kiedy chce, spedza ze mna ok. godz. i znika do swojego życia. Nie wiem co u niego się dzieje, już nawet nie pytam. Czekam, ale w takich dniachjak dzisiaj pojawiaja sie refleksje żeby to skonczy. Coraz odważniej mysle o rozwodzie, tak bardzo brakuje mi kogoś by porozmawiać, przytulić się, wspolnie spędzić swieta....
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 15:47
Czemu nie poszłaś do swojej rodziny na Wigilię? Nie izoluj się od rodziny, ludzi.
irracja [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 20:45
Moja rodzina to osobny wątek, w skrocie to czynne uzależnienie alkoholowe. Nie jestem z nimi blisko, wyrwalam się z tamtego środowiska żeby przetrwać. Teraz staram się nad tym pracować ale nie jestem na tyle silna aby sie z tym jeszcze zderzać. Moją jedyną ostoją normalności byl maż, teraz gdy go zabraklo muszę sama walczyc o siebie. Można to jedyna pozytywna strona, że przy zderzeniu z takimi traumatycznymi doświadczeniamu musialam wyciągnąc do siebie rękę. Niestety nie zawsze daje sobie z tym wszystkim radę.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-27, 22:21
Ja też często nie daję sobie radę z tym wszystkim co mnie spotkało.
Utraciłem poczucie szczęścia. Przez 8 lat nie płakałem, a od roku płaczę tyle ile nie płakałem chyba przez całe życie.
Od dwóch dni powtarzam sobie jedno zdanie: ,,Wielki to grzech nie umieć spostrzec własnego szczęścia''. Raduj się tym co masz, bo nie wiesz kiedy to stracisz.
Pomodlę się za Ciebie, żebyś poczuła szczęście.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-28, 09:41
irracja napisał/a:
Moja rodzina to osobny wątek, w skrocie to czynne uzależnienie alkoholowe
A co Ty robisz ze swoim DDA????????
irracja [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-28, 17:00
nałóg napisał/a:
A co Ty robisz ze swoim DDA????????
Wydaje mi się, że robię sporo - chodzę na terapię indywidualną, spotykam sie z 2 osobami dda (grupa wsparcia), przeczytałam mnostwo książek. Pracuję nad tym, uzdrawiam siebie, swoje myślenie, odczuwanie, buduję swoje myślenie z dala od autodestrukcji .... ale nie jestem w stanie poki co zderzyć się z rodziną, do wybaczenia jeszcze trochę, żal do męża nad mam. Wiara w sens tego wszystkiego też momentami slabnie. Pojawia się myśl, dlaczego on nie chce sprobować żyć ponad to, zawalczyć o leszą rzeczywistość. Boli mnie to, że staram się tylko ja, że on wybral "lekkie" życie, odciął się od problemów, zapomniał o tylu dobrych rzeczach.
[ Dodano: 2010-12-28, 17:03 ]
Wujt napisał/a:
Ja też często nie daję sobie radę z tym wszystkim co mnie spotkało.
Utraciłem poczucie szczęścia. Przez 8 lat nie płakałem, a od roku płaczę tyle ile nie płakałem chyba przez całe życie.
dokladnie tak jak ja, osiagam w tym zakresie stany ekstremalne
Wujt napisał/a:
Pomodlę się za Ciebie, żebyś poczuła szczęście.
dziękuję, zrobię to samo w Tw intencji
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-28, 17:03
irracja napisał/a:
Boli mnie to, że staram się tylko ja, że on wybral "lekkie" życie, odciął się od problemów, zapomniał o tylu dobrych rzeczach.
Super Irracja że pracujesz nad sobą.Wiesz o tym że zawsze ten mądrzejszy..........albo ten co wcześneij go zabolało zaczyna pracoważ nad sobą...........zaczyna pracować prawdziwie wtedy gdy rozstaje się z obwinianiem innych.
Idz na mityng DDA(jak możesz)
irracja [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-18, 19:51
Znowu jestem załamana. Nie daje rady, nic nie jest w stanie ukoić emocji. To już trwa tak długo, czas nie leczy ran. Terapia, ksiązki, przyjaciele, praca _ wszystko nie ma sensu. Czuję się pusta, wszystko wydaje się nijakie. Właśnie mi powiedział, że jednak chce rozwodu. nasze ostatnie kontakty wskazywaly że idzie ku dobremu. To jednak złudzenie, wykrowane tylko w mojej głowie! Powiedział, że chce WOLNOŚCI, że chce rozwodu, że rezygnuje z pracy, że chyba wyjedzie z kraju ..... ucieka. Zgodzil się z tym, że coś się z nim dzieje że może nawet pojdzie do psychologa - zastanowi sie (ale to może tylko na uciszenie moich lez). Nie potrafię się zebrać, zjadają mnie choroby ... a on mowi ze w tym aspekcie moge na niego liczyć, że zostają nam "herbatki"... Nic już nie mowię, niczego nie wymagam, nic nie sugeruję, zmieniam siebie, ... i tylko z każdym takim telefonem jestem bluzej podlogi :(
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-18, 20:00
irracja napisał/a:
Powiedział, że chce WOLNOŚCI, że chce rozwodu, że rezygnuje z pracy, że chyba wyjedzie z kraju ..... ucieka.
Witaj,
wiele z osób na tym forum usłyszało niemal identyczne słowa. Pomyśl, czy wszyscy współmałzonkowie wpadli na te same teksty, czy moze ktoś im je podsuwa?
Uswiadom sobie z kim walczysz i oblecz się w bożą zbroję.
irracja napisał/a:
Nie daje rady, nic nie jest w stanie ukoić emocji. To już trwa tak długo, czas nie leczy ran. Terapia, ksiązki, przyjaciele, praca _ wszystko nie ma sensu. Czuję się pusta, wszystko wydaje się nijakie.
To charakterystyczny stan, dla osób które moga swoja postawą zagrozić złu jakie chce zacisnąć pazury na swoich ofiarach.
Masz w sobie jakieś pokłądy determinacji i ufności, które są groźne, gdy je zmobilizujesz i powierzysz się Jezusowi. To co odczuwasz to atak, aby Cie zniechecić do walki. Masz więcej szans na zwycięstwo pod sztandarem Chrystusa niż myślisz i dlatego jesteś atakowana.
Jesli masz wątpliwości co do tego to porozmawiaj o tym z kapłanem. To właśnie kapłani naprowadzili mnie na zrozumienie, że im mocniej zagraża się złu tym bardziej kąsa.
irracja [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-18, 22:09
... rozumiem, że mam przyjąć to jak jest. że modlitwa i pokora? trudno mi się pogodzić z tym jak nim szarpią jakieś dziwne stany. Nie wiem co się z nim dzieje, zdaje się że on tego tez nie rozumie. Martwie się za siebie i za niego, to działa na mnie destrukcyjnie. Jutro mamy rozmawiać, nie wiem dlaczego dąży do tego spotkania, dlaczego chce w twarz mi powiedziec o tym rozwodzie. Wszystko już dzisiaj powiedział przez telefon. Jak ja mam postepować, reagować na to co mowi? Moje emocje walczą z rozumem. :/
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-18, 23:44
irracja napisał/a:
... rozumiem, że mam przyjąć to jak jest. że modlitwa i pokora?
Nie musisz wszystkiego przyjmować jak leci, ale do wszystkiego musisz nabrać dystansu.
irracja napisał/a:
Nie wiem co się z nim dzieje, zdaje się że on tego tez nie rozumie.
To jest mozliwe, że i on się w tym gubi, ale to także może to być manipulacja z jego strony. Dlatego nie przywiązuj zbytniej wagi do tego co robi i mówi, tylko postępuj według tego co podpowiada Bóg i serce. Po ludzku trzymaj się litery prawa i staraj się szukać pomocy jaka tylko Ci potrzebna.
irracja napisał/a:
Martwie się za siebie i za niego, to działa na mnie destrukcyjnie.
(31) Nie martwcie się więc [...](32) Są to sprawy, o które zabiegają poganie. Ojciec wasz Niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. (33) Szukajcie naprzód królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane. (34) Nie troszczcie się tedy o dzień jutrzejszy: jutro zatroszczy się samo o siebie. Każdy dzień ma dosyć swojego strapienia.
(Ew. Mateusza 6:31-34, Biblia Warszawsko-Praska)
irracja napisał/a:
Moje emocje walczą z rozumem. :/
Wszystko oddaj Jezusowi, On wszystko uporządkuje według potrzeb.
agni7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-19, 01:16
Irracja, nie martw się za męża. Jak go rzeczywiście poboli, to może faktycznie zdecyduje się na psychologa. Mój mąż ject chyba podobny do
Twojego. Strasznie nim "miotało", ciągle zmieniał decyzje, ale w końcu nie mógł już ze sobą wytrzymać i od kilku miesięcy uczestniczy w terapii. Gdyby mu było dobrze i miło, to nigdy by się nie zdecydował.Też mi go było żal gdy złosć minęła, ale cóż, naważył sam tego piwa, więc sam je musi wypić. Trwało to rok zanim się zdecydował. Ja od ponad roku odmawiam Nowennę Pompejańską i muszę powiedzieć, że dużo się zmieniło na plus - we mnie samej zwłaszcza. A najważniejsze - przestałam sie nad nim użalać. Dużo dobrych rzeczy się wydarzyło. Ale za każdym razem, kiedy zaczynam kolejną, dzieje się coś takiego, że mam ochotę wszystko rzucić! Sama nie wiem już czy sobie to wmawiam, czy rzeczywiście coś się dzieje... ale to jest totalny dół. Boję się czasami nawet zaczynać kolejną modlitwę... ale po kilku dniach wraca wszystko do normy albo nawet się poprawia:) więc mówię sobie, że muszę po prostu to przetrzymać.
PS Przeczytałam ostatnio "Urzekającą" i "Świety Romans", polecam na gorsze dni i nie tylko...
irracja [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-19, 12:22
Dziękuję Wam!
Momentami bol odchodzi, nie myslę o tym a potem uderza jeszcze silniej. Najbardziej nie mogę poukladać tego w glowie, że czlowiek może tak ot tak wszystko zmienić, bo jego zmiana jest kolosalna. Zawsze był rodzinnym, poukaldanym facetem taki typ 'starej daty" (w dobrym tego słowa znaczeniu). Nie miałam nawet 1% watpliwości, że moglby mnie kiedykolwiek zostawić, a tu prosze nie dość że zostawił to jeszcze w takim stylu, bez wyraxnego powodu. Nie mogę tez pogodzić się z tym , że mozna tak świadomie ranić drugiego..a szczegolnie kogoś kto był tak blisko.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-19, 12:27
agni7 napisał/a:
Przeczytałam ostatnio "Urzekającą" i "Świety Romans",
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.