Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2009-12-11, 16:58 Czy wszystko straciłem?
Witam wszystkich serdecznie, czytam to forum od pół roku, teraz jednak dopiero zdecydowałem się napisać o mojej sytuacji, która mnie obecnie przerasta, brakuje mi sił i nie wiem co robić dalej. Krótko naświetlę mój problem.
Jesteśmy z żoną dziewięć lat po ślubie, mamy dwójkę kochanych dzieci, żona też jest kochana, chociaż może nie zawsze umiem to jej okazać, tak przynajmniej ona twierdzi. Teraz kiedy odchodzi ode mnie nie wiem co mam robić, jestem zdruzgotany. Raz już chciała to zrobić było to 5 lat temu, chciała odejść do kogoś innego całkiem zresztą przypadkowo poznanego, chyba zauroczenie, była młoda. Strasznie bolało, ale walczyłem jak mogłem, wybaczyłem, chociaż było bardzo ciężko, modlitwa, psycholog w poradni małżeńskiej i no trochę chemii pomogło, żona została ze mną. Potem długie rozmowy z żoną efekt terapii. Obiecała, że nigdy więcej nie wyrządzi mi już takiej krzywdy, ponieważ widziała jak cierpiałem. Teraz twierdzi, że odchodzi bo już mnie nie kocha i niby z nikim nie chce się wiązać, chce po prostu być sama z dziećmi.
Cała ta moja obecna sytuacja zaczęła się w maju tego roku dwa dni po Pierwszej Komunii Świętej mojego starszego syna. Przeczytałem w jej komórce 2 sms-y (reszty nie zdążyłem, wyrwała mi telefon) o jednoznacznej treści wysłane przez kolegę z jej pracy. Żona twierdzi, że były to tylko sms-y i nic więcej, potrzebowała czułości i miłości więc poprosiła kolegę i on jej to dawał. Problem polega na tym, że codziennie spędzają razem po kilkanaście godzin, do późnych godzin nocnych, czasem wraca 4 -5 rano, taki charakter pracy. On często odwozi ją do domu własnym samochodem. Ze mną miała możliwość rozmowy, co najwyżej czasem z rana, zanim wyszedłem do pracy, chociaż przeważnie była zmęczona i zazwyczaj spała. To trwało od ponad półtora roku i trwa nadal. Żona pracuje także w weekendy, więc też nie było czasu na wspólne przebywanie, przeważnie zawsze ja spędzam czas wolny z dziećmi. Bardzo dużym problemem jest też teściowa, gdyż ciągle podburza żonę przeciwko mnie, ostatnio głównie z mojej winy gdyż straciłem dużo pieniędzy na giełdzie i mam to przy każdej okazji wypominane, poza tym uzależniłem się i to był chyba mój największy błąd. Starałem się na początku nic nie mówić liczyłem, że odrobię ale niestety starty były coraz większe a już tego nie wytrzymywałem psychicznie. Kiedy powiedziałem o tym żonie, powiedziała, że damy radę i za parę lat wszystko wróci do normy, spłacimy długi i będzie dobrze, ja poczułem ogromną ulgę, wiedziałem, że ktoś dzieli ze mną wspólny los, razem łatwiej przezwyciężyć trudności. Ale niestety teraz żona twierdzi, że właśnie między innymi z tego powodu oraz awantur jakie miałem o stracone pieniądze z teściową odchodzi.
Po tych sms-ach były kłótnie i awantury, teraz izoluje się ode mnie, chociaż od tamtego czasu robię co mogę, modlę się, sam chodzę do poradni bo ona nie chce, nawet dwa razy zapisałem się na weekendowe spotkania małżeńskie z nadzieją, że może się uda coś zmienić, ale musiałem odwołać bo ona nie chciała jechać. Czekam i czekam ale nic się nie zmienia. Staram się okazywać jej miłość i czułość jak tylko najlepiej potrafię, ale na niej to już nie robi żadnego wrażenia. Żona ma chyba jednak jakieś niewielkie poczucie winny bo czasem mówi, że jej żal mnie że tak cierpię, ale ciągle powtarza, że to wszystko już skończone, że mnie nie chce, że nic nie czuje, woli być sama, żebym sobie kogoś znalazł to poczuję się lepiej. W tym tygodniu rozmawiała z prawnikiem dopytuje co i jak, przygotowuje się do rozwodu. Pozew rozwodowy chce złożyć w nowym roku. Żonie bardzo zależy żebyśmy wszystko załatwili za porozumieniem stron.
Psychicznie już nie daję rady, praca mi nie idzie, wróciły wspomnienia sprzed 5 lat. Wszystko mi się w głowie kłębi i kotłuje, nie mogę spać po nocach, za pół roku, dokładnie 24 czerwca, będzie nasza 10 rocznica ślubu. Co robić? Jak postępować? Co z dziećmi?
Bardzo proszę o radę oraz gorącą o modlitwę za moje małżeństwo o jego uzdrowienie. Pozostający w nadziei.
Nico
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-11, 17:06
Nico??jesteś hazardzistą? jakie jest twoje uzaleznienie?
Nico [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-11, 17:13
W tej chwili prawie żadne, staram sie odrobić pieniądze w inny sposób, chociaż przyznam, że czasem obserwuję giełdę (głównie kontrakty) ale to się zdarza raz na tydzień, czasem miesiąc przerwy, czasem dwa tygodnie w zależności od czasu, czasem coś kupię sprzedam, ale nie siedzę całymi dniami tak jak to było rok temu.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-11, 17:20
Człowiek raz uzależniony pozostaje nim do konca swoich dni..............choc nie zawsze czynnie.Jak zaczyna znowu.............to zwykle wraca ze zdwojoną siłą.
Nico [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-11, 17:33
zmieniłem przenzaczenie, gdyż się pomyliłem, prośba o modlitwę miała wstawiona w innym miejscu.
Ostatnio zmieniony przez Nico 2009-12-11, 21:45, w całości zmieniany 1 raz
Macius [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-11, 19:31
Nico napisał/a:
ciągle powtarza, że to wszystko już skończone, że mnie nie chce, że nic nie czuje, woli być sama, żebym sobie kogoś znalazł to poczuję się lepiej. W tym tygodniu rozmawiała z prawnikiem dopytuje co i jak, przygotowuje się do rozwodu
Nico, to niczego jeszcze nie musi przesądzać, cały czas dużo zależy od tego co ty zrobisz. To że jest jakiś inny facet to fatalnie, bo zmniejsza twoje szanse. Ale macie dzieci i przeżyliście szmat czasu razem, więc nawet jak ona tak mówi, to oznacza tylko że tak myśli i czuje na teraz, a nie na zawsze. Ja rok temu miałem założoną sprawę rozwodową, ale moja żona się z niej wycofała, bo bardzo mocno zmieniłem swoje podejście do niej... a słyszałem dokładnie te same słowa, tylko nie było (chyba) tego trzeciego.
Pomyśl co ty robisz (albo nie robisz), co w tobie jest takiego co ją zniechęciło, gdzie zaniedbałeś wasze małżeństwo? Co ty możesz zmienić, naprawić, żeby było lepiej? Żeby ona czuła się bezpiecznie i spokojnie? Żeby spędzać razem więcej czasu, jeśli to jeszcze możliwe.
Tak naprawdę niewiele napisałeś o sobie, trudno coś z tego odczytać... na ile poważne były te tarapaty finansowe? Jeśli to uzależnienie - tak jak napisałeś - to podchodzisz do niego bardzo beztrosko.
Nico [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-11, 22:50
Dziękuję Maciuś za słowa otuchy, spróbuje wyjaśnić kilka kwestii,
co do innego faceta to żona zapiera się że nic między nimi nie było, że nawet nic do niego nie czuje, że tylko kolega a ona potrzebowała miłości i czułości, której ja jej nie dawałem, no i niby po to to były te sms-y nic znaczące, które miały jej to dać. Ale ja jestem na tym punkcie uczulony gdyż pamiętam jej sms-y sprzed pięciu lat, które pisała do kogoś z kim chciała się wtedy związać. Wtedy długo się zapierała, że tylko chce odejść, dopiero po jakimś czasie się przyznała do wszystkiego. Boję się, że teraz jest podobnie.
Po tamtym traumatycznym dla mnie zdarzeniu została mi skaza i być może nadwrażliwość. Dlatego teraz jak zobaczyłem u niej w telefonie treść ”Cześć kochanie, bardzo za Tobą tęsknię, już nie mogę się doczekać kiedy znowu się spotkamy” to mało nie straciłem przytomności tak mi się słabo zrobiło.
Po zdarzeniach sprzed pięciu laty pani psycholog z poradni małżeńskiej, po wszystkich spotkaniach ze mną i żoną kazała skrócić relację z teściową, tzn. ograniczyć kontakty, odmawiać kiedy oferuje pomoc, nie jeździć zbyt często na obiady, na które byliśmy zapraszani i mówić wprost, że nie chcemy jej rad. Powiedzieliśmy to teściowej, która była mocno poirytowana, ale obiecała, że już nie będzie się wtrącać.
Podobno taką niechęć żona czuje do mnie od ok. 2 lat, czyli wszystko się zbiega w jednym czasie, tzn. ja grałem na giełdzie a ona zaczęła pracę w której jest obecnie. Nic wcześniej nie mówiła bo nie miała odwagi, ale przez te dwa ostanie lata bardzo się „dusiła” w naszym związku, aż w końcu wszystko w niej wybuchło a pretekstem była awantura o sms-y, tak to przynajmniej wynika z jej relacji.
Natomiast jeżeli chodzi o pieniądze to sprawa wygląda następująco: kupiliśmy niedawno mieszkanie, mieliśmy trochę jeszcze odłożonych pieniędzy na jego wykończenie, co prawda niewiele rzeczy zostało do wykończenia ale jeszcze trochę. Jeżeli chodzi o moje pieniądze, które straciłem z tych odłożonych to ok 40 tys. Ale problem jest trochę bardziej złożony, gdyż razem ze mną inwestował mój brat, a właściwie to ja za niego robiłem inwestycje kupowaliśmy akcje (niestety w złym momencie), on mnie poprosił żebym mu pomógł, ponieważ on nie ma Internetu więc ja robiłem wszystko za niego. Brat na akcjach z 200 tys. jakie posiadał stracił ok 150 tys., gdy mu zostało 50 tys. wpadł w panikę i zaczął mnie błagać żebym to jakoś odzyskał, niestety akcje szły w dół, jedyna możliwość jak mi przyszła do głowy to były kontrakty, no i tu niestety straciłem resztę. Dlatego czuję się odpowiedzialny dodatkowo za pieniądze brata, przynajmniej za te 50 tys. o których bart do tej pory nic nie wie. Ponieważ spłacamy kredyt za mieszkanie, a dużo nie zarabiamy, to te kwoty są dla nas trudne do spłacenia. Ponadto mam jeszcze jeden dług, o którym wie żona tj. 10 tys. które pożyczyłem od szwagra jeszcze w trakcie gdy była hossa. Trochę to wszystko zakręcone ale w życiu nic nie jest proste.
Odnośnie mojego uzależnienia, to faktycznie było, gdyż przez ok. rok siedziałem i nic nie robiłem tylko siedziałem przed monitorem i gapiłem się w notowania indeksów. Należy dodać że, gdy wszystko straciłem to miałem depresję i to przez kilka miesięcy, to było ciężkie gdyż jak twierdzi żona, nie było ze mną prawie żadnego kontaktu, no bo ciągle myślami byłem na giełdzie. W tej chwili wiem że jak chcę to nie wchodzę i nie obserwuję notowań, dlatego patrzę na to z dystansu.
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-12, 13:53
Nico, trudna sprawa. Trochę sie nie dziwię, że żona ma dość. Ja cięzko przeżyłabym takie straty finansowe i uzależnienie męża, spostrzegałabym go jako nieodpowiedzialnego czlowieka i nie czułabym sie bezpiecznie. Bałabym się o przyszłość swoją i dzieci, chyba wolałabym się odciąć finansowo. Myślę, że musiałabym mieć jakieś bardzo konkretne przesłanki i wizję lepszej przyszlości, żeby tego nie zrobić. Nie miałabym zaufania do męża, czy dalej nie będzie jakiś strat i długów. A to już poważny kryzys. Jeśli nałożyć na to brak czułości i pomocy z Twojej strony ( bo jak siedziałeś przy komputerze, to pewnie dziećmi się nie zajmowałeś i domem) to nić dziwnego, że żona jest sfrustrowana. Wiadomo, że kusy podsyła w takich wypadkach wątpliwych pocieszycieli i kobieta może na to pójść.
Co robić? na pewno najpierw uporządkować swoje relacje z Bogiem, tj. spowiedź , komunia św. i dużo modlitwy o pomoc w tych wszystkich sferach, które żle funkcjonują. No i trzeba zacząć od siebie : ostre zmiany w sposobie funkcjonowania w domu, zaangażowanie w życie dzieci, żony, pomoc na bieżąco, szukanie razem rozwiązania spraw finansowych. Więcej czulości, życzliwości, zainteresowania. Dla dzieci rozwód jest zawsze traumatycznym przeżyciem, tłumacz żonie, żeby chociaż dla dzieci dała wam jeszcze szansę. Może znowu poradnia katolicka, może wyjazd na spotkania małżeńskie, walcz, ale z pomocą Boga, bo tylko On wie jak się do tego zabrać.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-12, 15:45
Kari............ gdyby Nico nic nie robił ,to by nie stracił kasy.............. Kasa dziś jest lub jej nie ma...........ale to wcale nie zanczy że to ma być tak zawsze.
Mam swoje doświadczenia w tym...................
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2009-12-12, 16:27
Nico - ja tak patrze: - niezbędne porządkowanie poszczególnych obszarów życia
Poradnia uzależnień, zobaczenie kim jestem
Jasne, proste i przejrzyste działania pozbawione tajemnic, koniec z oszukiwaniem siebie i innych
Pan Bóg pomaga nam popaprańcom - zaufamy Mu! Nie lękajmy się!
Życie możne być proste i piękne - dajmy sobie szansę, dajmy szanse naszym bliskim
i szukać , czytać . Ja jak tylko tu trafiłam czytałam historie ludzi , słuchałam kazań Ks. Pawlukiewicza , oj. A Pelanowskiego . wszystkie linki które zamieszczali inni przeglądałam , i Pan dawał odpowiedzi na wszystkie wątpliwości i pytania .
Z Bogiem - trzymaj się .
Nico [Usunięty]
Wysłany: 2010-02-20, 01:24
Bardzo dziękuję za rady i słowa otuchy skierowane w moją stronę. Moja sytuacja od ostatniego postu dużo się nie zmieniła, chociaż widzę niewielką poprawę w relacjach pomiędzy mną a żoną. Wynika ona zapewne z tego, że teściowa nas nie odwiedza i nie ma kłótni, gdyż opiekę nad synem przejęło przedszkole. Jednak żona ciągle mi przypomina, żebym nie robił sobie żadnych nadziei i za bardzo się nie przyzwyczajał do tej sytuacji gdyż i tak odejdzie. Gdy tylko dojdzie do jakiejś sprzeczki żona szantażuje mnie natychmiastowym odejściem, wtedy milknę i staram się uspokoić, choć czasami bywa to trudne.
Ponieważ podjąłem się dodatkowych prac, oprócz stałej pracy dorabiam jeszcze w dwóch innych firmach, nie mam za wiele czasu, nawet żeby napisać na forum, chociaż gdy tylko znajdę wolną chwile to tu zaglądam tylko po to żeby poczytać historie jakie przytrafiają ludziom na tym łez padole. Obecnie cieszę się z tego, że dzięki dodatkowym pracom udało mi się spłacić 1/3 moich długów w ostatnim czasie, czyli od ostatniego postu, a to już dużo jak dla mnie. Żona chyba też zauważa, że coraz mniej długów na nas ciąży. Z nałogiem skończyłem, mam nadzieję, że raz na zawsze, chociaż jak na razie w poradni nie byłem. Mam też na uwadze to co napisał nałóg „Człowiek raz uzależniony pozostaje nim do końca swoich dni” więc się musze mieć na baczności.
Kari ja zdaję sobie sprawę, że starta dużej ilości pieniędzy może być bolesna, nie mniej jednak zanim je straciłem był okres kiedy zarobiłem trochę, a wtedy wszyscy się cieszyli i nikt mnie nie ganił za to, że do pomnażania pieniędzy korzystam z giełdy. Z pewnością masz zupełną rację z tym siedzeniem i brakiem zainteresowania rodziną, to trochę tak wyglądało, choć też nie do końca, jednak wywarło to dużo piętno na mojej żonie o czym mi często przypomina.
Nie udało mi też zabrać żony na spotkania małżeńskie i była to już trzecia nieudana próba, musiałem odwołać rezerwację tuż przed terminem. Szkoda, gdyż do ostatniej chwili żona mnie zwodziła, że może pojedzie ale musi ustalić to z kierownikiem, kilka dni przed terminem, gdy mocno naciskałem aby się w końcu zadeklarowała, dostałem odpowiedź odmowną. Żona nie chce też ze mną pójść do poradni małżeńskiej, a więc musze sam poradzić.
Nie wiem sam co mam robić, z jednej strony nie chcę się pogodzić z rozstaniem z drugiej nie mam już siły tak żyć, czasem (gdy żona szantażuje mnie odejściem) mam ochotę jej odpowiedzieć, „odejdź i nie wracaj, daj mi spokój bo mam już wszystkiego dość”, ale boję się, że to mógłby być rzeczywiście koniec wszystkiego.
Problemy mam też coraz większe natury psychicznej, po wielkim wzburzeniu i złości jeszcze kilka miesięcy temu, teraz przyszło bardzo silne przygnębienie, z którym nie daję już sobie rady, nie wiem czy nie zbliża się do mnie depresja, gdyż często chce mi się płakać, jestem ciągle zamyślony, czego ja nie zauważam, inni zwracają mi na to uwagę, przychodzą chwile np. w pracy, kiedy nie mogę na niczym sie skupić.
Poza tym, mam bardzo złe relacje z teściową i wiem, że jest to jedna z ważniejszych przyczyn konfliktu w naszym małżeństwie. Nie wiem jednak jak to zmienić, być może od tego trzeba by zacząć, cokolwiek naprawiać, zanim wszystko na dobre się skończy. Ostatnio żona wypowiedziała takie zdanie, że nawet gdybyśmy chcieli być razem to ja i tak nie zaakceptuję jej matki i faktycznie z akceptacją teściowej jest u mnie bardzo ciężko.
Wiem,że nie masz zbyt duzo wolnego czasu, ale zaoszczędzisz go wiele , a także nerwów wam obojgu z żoną gdy zapoznasz się z materiałem z tych działów. Zobaczysz,że nie wszystkie błędy popełniamy sami i że czasem bardzo mała sugestia w kierunku drugiej strony wiele może zmienić, nawet jeśli z pozoru nie od razu będzie odzew.
I jeszcze mała rada skoro czujesz spadek samopoczucia to zadbaj o kogoś kto utrzyma Cię z dala od nałogu. Teraz może nie wydawać Ci się to istotne, ale obniżony stan emocjonalny sprzyja nawrotom złych zwyczajów.
Mada83 [Usunięty]
Wysłany: 2010-02-20, 14:53
Nico, nie poddawaj się, Bóg wskaże rozwiązanie Twoich problemów. Najgorszą rzeczą jaką teraz możesz zrobić to załamać się i popaść w depresję. Ja też myślałam, że zawalił mi się cały świat (chociaż moja sytuacja była diametralnie inna), dziś zaczynam wszystko od nowa po raz .... trzeci i wierzę, dzięki wsparciu, że wszystko jakoś się ułoży.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.