Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
gdyby żona Wujta tak mu powiedziała to ja bym odpowiedział, że nieźle napisane! znakomita manipulacja! kapitalne!
jestem zła! zasługujesz na lepszą! sorki ale nie mogę być z Tobą, nie zasługuję na Ciebie, wiem lepiej od Ciebie jak Ci ze mną będzie przez resztę życia (czytaj źle).
słyszałem to wiele razy od żony. zwykle pytałem wtedy czy już za mnie zdecydowała że jej nie chcę.
każdego dnia można zadośćuczynić zdradzonemu (lub inaczej skrzywdzonemu) zdradę, trzeba tylko chcieć... a takie tłumaczenia? nie kupuję tego.
pozdro
Karole [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-14, 16:48
Michaił napisał/a:
jestem zła! zasługujesz na lepszą! sorki ale nie mogę być z Tobą, nie zasługuję na Ciebie, wiem lepiej od Ciebie jak Ci ze mną będzie przez resztę życia (czytaj źle).
pozdro
Ona się po prostu obawia. Boi się tej decyzji i broni się takimi tekstami. Chce jednocześnie abyś był szczęśliwy, ale obawia się, że przez swoje poczynania z nią to już nie możliwe a jednak... NIE
Każdy kto trafił na to forum a nie na inne np. forum GW trafił tu bo szukał pojednania i szansy ratowania małżeństwa a nie raz w stylu - zostaw ją, zdradziła to będzie zdradzać itp. Człowiek to nie maszyna zaprogramowana na jeden program, popełnia błędy bo to ludzkie, ale każde błędy można naprawić... trzeba tylko chceć...
Nie traćcie nadziei... cokolwiek mówią współmałżonkowie może myślą zupełnie co innego a Zły karze nam interpretować słowa tak a nie inaczej.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-14, 17:54
Bardzo to wszystko uprościłeś Michaił......i osobiście bardzo źle odebrałam to Twoje pisanie.
Myślę,ze niejeden z nas zdradzanych/krzywdzonych czekał,bądź wciąz czeka na podobną odpowiedź.
Gdyby mój mąz np cos takiego powiedział,napisał(choc sytuacja nieco inna) zamiast obwiniać, grozić i ponaglać.....było by zupełnie inaczej.
A zadośćuczynienie?.....hm zacznij kochać prawdziwie.
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-14, 21:43
każdego dnia można zadośćuczynić zdradzonemu (lub inaczej skrzywdzonemu) zdradę, trzeba tylko chcieć... - napisal Michail...
Zgadzam sie z Nim w 100 % ...
Trzeba tylko zechciec dostrzec swoja wine i zechciec wynagrodzic...
Moze sie nie udac na poczatku - ale warto probowac do skutku...
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-14, 22:39
...alez oczywiscie i to nie można ,ale trzeba.....
Najdojrzalszym sposobem wynagrodzenia zdrady nie jest ciągłe wypominanie sobie bolesnej przeszłości, lecz okazywanie tu i teraz dojrzałej, ofiarnej, wiernej miłości małżeńskiej i rodzicielskiej.
...czyli j/w kochać prawdziwie, a nie jak dotąd egoistycznie.
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-16, 02:54
Bardzo ciężko ubrać w słowa to co się dzieje w głowie, sercu i duszy krzywdziciela, szczególnie wobec skrzywdzonego. Bo cóż po slowach. Tym bardziej, że mozna własnie spotkać zarzut manipulacji. Trudno krzywdzącemu ponieśc wszystkie konsekwencje swoich czynów. Stanąć z sobą prawdziwym, tym ciemnym twarzą w twarz, nieść poczucie winy, wybaczyć sobie, uznać, że ktoś może wybaczyć coś co po ludzku jest niewybaczalne, pogodzić się z faktami, ze swoim prawdziwym imieniem, skonfrontować idealistyczne wyobrażenie siebie z prawdziwym sobą, itp. Łatwiej szukać usprawiedliwienia w innych, w swojej historii. Łatwiej zaprzeczyć dobru innych, bo czasami ich dobro (kuriozalnie) boli najbardziej. Nie usprawiedliwiam ale uzasadniam zachowanie żony autora wątku. Nie jestem nią (inny miał w życiu pecha) i nie uważam, że ona cierpi bardziej niż jej mąż. Trudno tu w ogóle wyważać taki bezmiar cierpienia. Nie była moim zamiarem manipulacja, ale dziekuję za i taki odbiór. Potwierdza to jak trudna jest komunikacja poranionych osób i jak łatwo można wpaśc w pułapkę pt wiem lepiej co on/ona naprawdę myśli. Sama w nią czesto wpadam. Np mam wrażenie, że autor wątku na małżeństwo z takim obciążeniem nie ma siły. Przypuszczam, że jego żona może mieć co do tego takie przekonanie graniczące z pewnością. Z tych względów zachowuje się tak a nie inaczej. I w sytuacji w jakiej się znalazła pewnie łatwiej jej jest być złą, zachować przeświadczenie, że to jej decyzja, że zawiniła i poniesie karę samotnego macierzyństwa. Nie wie niestety jeszcze jak to będzie się działo. Zaryzykuję twierdzenie, że taka postawa jest dla niej mniej zła. Wbije sobie do głowy, że małżeństwo i tak by się rozpadło, mąż wcale nie był taki fajny i to co sie stało było naturalną konsekwencją złego wyboru sprzed lat albo niedopasowania (jak zwał tak zwał). Było wprawdzie miło i nawet kochała, urodziła córkę ale potem okazało się, że mąż nawalił, spotkała wielką love, której owoc jest na świecie. Zrezygnowała z wielkiej love, była to jej dojrzała decyzja, nie mogła męża obciążać swoimi czynami. Poniosła konsekwencje, jest sama, obojgu dzieciom powie, że są bo kochała. Jak ma obciążyć dziecko tym, że było owocem błędu, wpadki? Pokrętne i chore ale uzasadnia. I to lepiej niż to: mój mąż to najlepszy człowiek na jakiego w życiu trafiłam, zawaliłam, rozwaliłam, nawaliłam, jestem zła, zniszczyłam, jestem destrukcyjna, urodziłam dziecko z błędu, wpadki z człowiekiem, z którym nie powinnam nawet rozmawiać, wybrałam iluzję, kogoś kto mną się zabawił, nie dostrzegłam prawdziwych wartości, nie potrafiłam zadbać o to co było najcudowniejszym doswiadczeniem mojego życia, co mogło się rozwijać, uszczęśliwiać, wybrałam cudzołożenie zamiast tak prostej, zwyklej rozmowy, wystarczyło mężowi powiedzieć tak, a tamtemu nie, tak niewiele. Na tym etapie żona autora wątku może własnie dokonać wyboru pierwszego, łatwiejszego myślenia i w nim trwać, nawet po kres swoich dni. Może to robić podświadomie. Myslenie nr 2 prowadzi do załamania i depresji. Mam wrażenie (bo pewna dzisiaj już tylko jestem tego, że umrę), że miałaby szansę wyjść z tego jedynie w sytuacji gdyby uwierzyła w słowa, które powyżej napisał Karole i to w takiej własnie formie. Skoro jednak autor wątku nie da rady znieść codzienności z takim obciążeniem, to dla własnego spokoju może przyjąć, że ona żałuje, czuje skruchę ale przy nim nie okaże tego z przyczyn jak wyzej i dla jej dobra nie ma sensu oczekiwać aż padnie na kolana, bo on odejdzie a ona z tych kolan się nie podniesie.
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-16, 06:47
Witaj Złamana.
Takie wątpliwości i dylematy jak Twoje rodzą się wtedy gdy liczysz sama na siebie i nie uwzględniasz działania Boga w życiu swoim i męża.
Twój czyn i jego konsekwencje przyjął na siebie Jezus. Wziął na siebie całe cierpienie z konsekwencją w postaci śmierci tylko dlatego, żebyś nie musiała cierpieć dłużej ani Ty, ani Twój mąż.
Skoro On przebaczył Ci już dawno temu, to kim Ty jesteś wobec Niego, żeby nie przebaczyć sobie?!
Kochaniutka- doradzam standard- spowiedź a następnie zaprzyjaźnij się z Tym, który jednakowo Ciebie, męża i Twoje dziecko powołał do życia.
Bo sama- jak widzisz- to już sobie nie poradzisz. Tylko z Bogiem.
I to jest optymistyczny wniosek w tej całej sytuacji
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-16, 21:08
Jeszcze odezwę się w tym wątku...
Cisza nastała... pewnie przez to, że dzisiaj jest sobota i piękne lato.
A może przez to, że nikt już nie chce nic powiedzieć, tak zrobiło się poważnie i majestatycznie... jak to zwykł mawiać mój szef: "Poważnie to wygląda się w trumnie".
Dzisiaj jest Święto Matki Bożej z Góry Karmel (Matki Bożej Szkaplerznej - więcej informacji na stronie www.google.pl ).
Pewnie z tej okazji na katolik.pl umieszczono przedruk artykułu z czasopisma Głos Karmelu z takim oto fragmentem:
Cytat:
Wierzymy i wyznajemy, że Jezus z Nazaretu, urodzony jako Żyd z córki Izraela w Betlejem, w czasach króla Heroda Wielkiego i cezara Augusta I, z zawodu cieśla, który umarł ukrzyżowany w Jerozolimie za czasów namiestnika Poncjusza Piłata, w czasie rządów cezara Tyberiusza, jest odwiecznym Synem Bożym, który stał się człowiekiem.
(KKK 423)
Boża rodzina
Jest to mój ulubiony cytat z katechizmu. W telegraficznym skrócie ujmuje jedną z centralnych prawd chrześcijaństwa, a mianowicie tę, że Bóg urodził się jako Jezus z Nazaretu ok. 6 r. p.n.e. Nie wiemy precyzyjnie, jaki to był miesiąc ani pora roku, ale wiemy, gdzie: w Betlejem. To malutkie miasteczko w górskiej Judei należało do pokolenia Judy, z którego wywodził się król Dawid, od którego z kolei pochodzili ludzcy przodkowie Jezusa. Ewangeliści przekazali nam dwie genealogie tego rodu (Mt 1, 1-16 oraz Łk 3, 23-38), nieznacznie się od siebie różniące. Ale w obu znajdujemy zarówno ludzi świętych, jak i zdrajców, łajdaków, prostytutkę, kobietę, która zdradziła męża, synową, która uwiodła teścia, wygnańców. Genealogia Chrystusa to nie jest lista kandydatów do kanonizacji: to spis zwyczajnych ludzi, z których zwyczajności, klęsk i sukcesów Bogu spodobało się utkać Jego własną rodzinę.
Mając na uwadze powyższe (szczególnie ten wytłuszczony fragment) nie nabzdyczajmy i nie napinajmy się zbytnio
Przy zdaniu Genealogia Chrystusa to nie jest lista kandydatów do kanonizacji mało nie spadłem ze śmiechu z krzesła
Jarku...cisza,bo cóż mozna jeszcze....
Fajnie ,że załamana napisała i przedstawiła nam jak to jest po tej drugiej stronie.
Nie wesoło równiez jak się okazuje.
Załamana....weź do serca słowa Jarka.....Bóg Ci wybaczył,więc....
Tobie pozostały do zniesienia konsekwencje,ale nie zapominaj....wciąz jestes człowiekiem i dzieckiem Bożym.
Trzymaj sie.
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 349 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-07-17, 00:21
Karole napisał/a:
Moją żona złożyła pozew o rozwód bez orzekania o winie w styczniu po tym jak powiedziała mi że kocha innego ja odpowiedziałem na pozew prośbą oddalenie pozwu a w przypadku nie oddalenia pozwem o orzekanie o winie.
Karole, czy dobrze zrozumiałem, że dopuszczasz możliwość rozwodu ze swojej strony - rozwodu (zgody na rozwód), który znieważa Boga i łamie przysięgę małżeńską?
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-17, 22:42
Cytat:
Nie usprawiedliwiam ale uzasadniam zachowanie żony autora wątku. Nie jestem nią (inny miał w życiu pecha)
Pecha
Cytat:
Np mam wrażenie, że autor wątku na małżeństwo z takim obciążeniem nie ma siły.
Tak naprawdę nie muszę sobie na to pytanie odpowiadać, bo mam przekonanie graniczące z pewnością, że żona nie posypie nigdy głowy popiołem.
Ciekawe jest to, że tak wiele osób wokół pyta mnie wciąż i wciąż co tam z nami, tak jakby wierzyli, że to się da poskładać.
Cytat:
Przypuszczam, że jego żona może mieć co do tego takie przekonanie graniczące z pewnością.
Moja żona nie ,,zwala'' tego na mnie. Kiedyś powiedział coś co mi zapadło w pamięć: ,,że jak jest prawdziwe uczucie, to takie coś też można posklejać'',
Cytat:
I w sytuacji w jakiej się znalazła pewnie łatwiej jej jest być złą, zachować przeświadczenie, że to jej decyzja, że zawiniła i poniesie karę samotnego macierzyństwa.
Strasznie mnie irytuje taka postawa. Żona jakby znajduje przyjemność w samoumartwianiu. Zresztą to jest tak pogmatwana, że hej, bo jednocześnie prezentuje postawę ,,jest świetnie''.
Cytat:
Wbije sobie do głowy, że małżeństwo i tak by się rozpadło, mąż wcale nie był taki fajny i to co sie stało było naturalną konsekwencją złego wyboru sprzed lat albo niedopasowania (jak zwał tak zwał).
Bingo! Wielokrotnie słyszałem, że nasze małżeństwo i tak by się rozpadło, bo my do siebie nie pasujemy. Na moje: ich małżeństwo się jakoś nie rozpadło, to już słyszę tylko irytację.
Cytat:
I to lepiej niż to: mój mąż to najlepszy człowiek na jakiego w życiu trafiłam, zawaliłam, rozwaliłam, nawaliłam, jestem zła, zniszczyłam, jestem destrukcyjna,
Na początku samo mówiła, że to co robi to jest autodestrukcja!!!
Później w którymś momencie jak już była w ciąży powiedziała, że nie będzie już tego roztrząsać, bo zwariuje, a ma dziecko.
Cytat:
Na tym etapie żona autora wątku może własnie dokonać wyboru pierwszego, łatwiejszego myślenia i w nim trwać, nawet po kres swoich dni.
To ona zrobiła.
Cytat:
Myslenie nr 2 prowadzi do załamania i depresji.
Cytat:
Mam wrażenie (bo pewna dzisiaj już tylko jestem tego, że umrę), że miałaby szansę wyjść z tego jedynie w sytuacji gdyby uwierzyła w słowa, które powyżej napisał Karole i to w takiej własnie formie.
To znaczy o który fragment chodzi?
Cytat:
Skoro jednak autor wątku nie da rady znieść codzienności z takim obciążeniem, to dla własnego spokoju może przyjąć, że ona żałuje, czuje skruchę ale przy nim nie okaże tego z przyczyn jak wyzej i dla jej dobra nie ma sensu oczekiwać aż padnie na kolana, bo on odejdzie a ona z tych kolan się nie podniesie.
Nie mam wobec niej takich oczekiwań. Nie mam już specjalnie zacięcia żeby zgłębiać co jej w głowie siedzi. Po prostu chciałbym z nią jakoś w miarę normalnie funkcjonować. Czyli powraca problem komunikacji między nami.
Ja mam wrażenie, że ona się mnie boi i czeka aż ja jej jakąś krzywdę zrobię albo jej dziecku. Każdy mój ruch interpretuje jako wrogi wobec siebie. Dla zobrazowania jak kiedyś przyszedłem ona ubierała nasze dziecko, a jej płakało w wózku i ja zacząłem tym wózkiem kołysać, to rzuciła się jakbym to dziecko dusił. Utrzymuję kontakt z jej rodziną, a ona myśli, że ja organizuję jakieś spiski przeciwko niej. Może trochę koloryzuję i w sposób przesadzony opisuję jej reakcje, ale to dla zobrazowania.
Trudno w takiej atmosferze jakoś normalnie funkcjonować.
Ostatnio jak się pożarliśmy (z dwa tygodnie temu o to odwożenie dziecka do przedszkola) żona powiedziała, że idziemy do psychologa, bo ze mną się nie da. Ja podchwyciłem, że ok chodźmy i czy mam zorganizować, czy sama zorganizuje. Po 10 minutach się wycofała ze słowami, że ona DZIŚ zrozumiałą, że ze mną jednak nie chce rozmawiać, bo ja jestem beton i że jak nie chcę wozić dziecka to nie. Itp.
To mnie doprowadza do szewskiej pasji. Bo ja mówię: ok, może się myślę, może ktoś trzeci pomoże mi spojrzeć na to z innej perspektywy, nie wykluczam, jestem otwarty, a ona w odpowiedzi (w skrócie) mówi: ja wiem najlepiej, ty jesteś głupi, nie mamy o czym gadać.
Ostatnio zmieniony przez Wujt 2011-07-17, 22:50, w całości zmieniany 1 raz
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-17, 22:46
Wujt napisał/a:
bo mam przekonanie graniczące z pewnością, że żona nie posypie nigdy głowy popiołem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.