Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wujt - pora jakoś zakończyć ten związek. Nawet symbolicznie. Ty przecież przez cały czas jesteś jej mężem, nawet jak nie mieszkacie razem. Przychodząc do niej ona traktuje cię jak męża. Niekochanego, niechcianego ale męża. Wydaje mi się że separacja a nawet rozwód byłby dobrym rozwiązaniem. Zmieniłoby się twoje nastawienie psychiczne do tego związku. Dla żony przestałbyś być mężem a został tylko ojcem jej dziecka.
Andrzeju, również witaj. Pozwolę się ustosunkować do Twojej rady. Problem w tym, że jesteś w miejscu, gdzie sakramentalni małżonkowie wiedzą, że są małżeństwem do końca życia, niezależnie od tego, jak to widzi świat, niezależnie od tego, że nie mieszkają już razem, niezależnie od tego, że prawnie nastąpił rozwód. A psychiczne nastawienie, owszem, można zmieniać przez prawne odcinanie się za pomocą rozwodu, ale jest wśród nas trochę ludzi którzy wiedzą, bo na własnej skórze doświadczyli, że nie o taki skutek chodziło, że oczekiwanego spokoju ducha nie osiągnęli. Psychiczne nastawienie o wiele skuteczniej zmienia się inaczej niż za pomocą rozwodu Pracą nad sobą samym - mianowicie
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-08, 18:25
andrzej61 napisał/a:
Wujt - pora jakoś zakończyć ten związek. Nawet symbolicznie. Ty przecież przez cały czas jesteś jej mężem, nawet jak nie mieszkacie razem. Przychodząc do niej ona traktuje cię jak męża. Niekochanego, niechcianego ale męża. Wydaje mi się że separacja a nawet rozwód byłby dobrym rozwiązaniem. Zmieniłoby się twoje nastawienie psychiczne do tego związku. Dla żony przestałbyś być mężem a został tylko ojcem jej dziecka.
Witaj Andrzeju, już zwrócono Twoją uwagę na fakt,że miejsce w jakim się wypowiadasz z samego założenia jest przeciwne takim poradom jakich udzielasz. Są one nie tylko złe i raniące obie strony skonfliktowane z jakiegoś powodu, ale także ugruntowują w czytających, a jeszcze nie mających silnych przekonań osób, postawę typową dla cywilizacji śmierci. Ufam,że sam padłeś ofiarą mentalności rozwodowej i nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką krzywdę wyrządzasz taką postawą przede wszystkim sobie, ale także otoczeniu w jakim na codzień żyjesz.
Wiem,że jednorazowa odpowiedź być może Cię nie przekona, ale zachęcam do poszperania na forum i lektury nie tylko wątków, ale i częsci pomocowo-psychologicznej. Jako,że trafiłeś tu wiedziony jakimś impulsem, to skorzystaj z niego dla pogłębienia wiedzy i poznania innych światopoglądów, niż dziś prezentujesz.
A może odważysz się na założenie własnego wątku i podyskutujesz z nami. Jest tu wielu mężczyzn , którzy zapewne chętnie podzielą się swoimi spostrzeżeniami. Nie jest ważne jaki jest Twój stan cywilny, ale ważne jaki jest Twój stosunek do siebie i bliźniego.
Przepraszam że tak ni z gruszki ni z pietruszki ,ale mam pytanie :jak zmienić swój nick?
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-09, 11:35
Cytat:
Przepraszam że tak ni z gruszki ni z pietruszki ,ale mam pytanie :jak zmienić swój nick?
Kupić laptopa , ale pewnie wystarczy napisać do Admina i jakoś to wdzięcznie uzasadnić.
dorociaus [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-11, 11:45
[quote="Wujt"]
Cytat:
Twoja NADZIEJA - zdecydowanie powinna zaprzyjaźnić się z CIERPLIWOŚCIĄ, bo zmiany na lepsze... To chyba nie stanie się szybko. Może to kwestia lat?
Witaj Wujcie,
po przeczytaniu Twoich wszystkich wpisów zastanawiam się komu bardziej współczuję czy Tobie czy Twojej żonie. Jetem w związku małżeńskim od 12 lat mamy za sobą wiele kryzysów, zdrad, ciszy ale wciąż jesteśmy razem. Nasze małżeństwo jest bardzo burzliwe ale tak mi się wydaje, że wynika to z ciągłej walki o siebie. Bo ludzie, którym zależy na sobie o siebie walczą. Na pewno była jakaś luka w Waszym związku a tylko czeka na takie właśnie dziury w naszym życiu i szybko wykorzystuje możliwość żeby je zapełnić. Jedno jest pewne teraz Ty musisz Was kochać za obydwoje, od siły Twojej miłości zależy czy kiedyś będziecie razem, miłości do żony i do Boga. To jest Twój sprawdzian z milości i może właśnie tego żonie brakowało, nie czuła tego jak bardzo ją kochasz. Po pierwsze żeby to się udało powinieneś przebaczyć jej i sobie, oddać wszelkie rozterki w ręce Boga i powierzyć jemu Wasze małżeństwo. Nie zadawaj miliona pytań dlaczego, bo to nie ma sensu, to się stało i pytanie dlaczego nic tego nie zmieni. Skup się na tym co możesz dla Was zrobić. Może powinieneś na nowo rozkochać w sobie żonę, zapraszać ją na randki ale bez rozmów o tym co się stało, bez przeszłości. Wielki sprawdzian przed Tobą chłopie, oj wielki. Ale pomyśl, że jak się uda to już nic Was nie zniszczy.
Zasada nr. 1 nie skupiaj się na innych kobietach bo to nie doprowadzi do niczego dobrego. Walcz ale Twoją bronią ma być miłość ona ma niezwykłą moc, nie stawiaj się w roli ofiary nie czuj się niepełnosprawny, gorszy. Sam fakt, ze tu jesteś świadczy o tym, że masz wystarczająco dużo siły żeby zwyciężyć. I módl się za Was, nie sztuką jest kochać tych co nas kochają i im wybaczać ale kochać tych co nas ranią i do nich wracać.
Jestem z Tobą z całych sił.
Pozdrawiam.
[ Dodano: 2011-04-11, 12:16 ]
Wujt napisał/a:
I kolejny kryzys.
[ Dodano: 2011-03-29, 12:33 ]
Po dłuższej przerwie kolejna smsowa wymiana z żoną.
Nie potrafię się z nią porozumieć. Wczoraj się trochę pokłóciliśmy, to dziś mnie zasypuje sms i żale o wszystko plus wstawki typu ,,ślepy jesteś?, masz nierówno pod sufitem''. Napastliwy ton. A ja daję się wciągnąć w takie dyskusje w nadziei, że dojdziemy do jakiegoś porozumienia. Ja musiałbym być jakimś cyborgiem żeby spełniać jej wszystkie oczekiwania.
Nie wiem jak z nią rozmawiać, staram się być jakiś koncyliacyjny, ale to nie daje żadnych efektów. Po każdej takiej rozmowie zastanawiam się co ze mną jest nie tak.
[ Dodano: 2011-04-05, 23:43 ]
Dziś trochę pogadaliśmy. Facet ma zamiar uznać dziecko i się pojawiać. Mieszka ze swoją żoną. Westchnąłem ,,dziewczyno ty sobie życie urządziłaś''. Pokłóciliśmy się. Ja się popłakałem przy dziecku
Powiedziałem, że to co mnie boli teraz najbardziej to to, że jest wobec mnie nie życzliwa i niesprawiedliwa i że mam dość pretensji o historie typu, że nie mam przy sobie chusteczek dla dziecka albo że ,,tylko potrafię się z nim bawić''. Oczywiście nic konstruktywnego z tego nie wyszło. Litania nt. jaki jestem siaki i owaki. Że inni to potrafią funkcjonować po zdradzie, a ja to nie (za przykład dała mi małżeństwo gdzie facet widuje dzieci raz na miesiąc). Z tego przebija jakoś poczucie skrzywdzenia przeze mnie, że jej nie rozumiałem, że się nią nie interesowałem, że robię z niej chorą na umyśle i duszy.
Nie potrafię znieść jej niechęci do mnie. Chciałbym to olać, być ponad to, a nie wiem jak.
My się nie dogadamy. Ona po każdym takim spięciu mówi, że myślała, że obejdzie się bez psychologa, ale widzi, że ze mną się nie da. Ja jej konsekwentnie żebyśmy gdzieś poszli, ale ona potem się wycofuje.
Jeszcze dziecko jej ponoć mówi żebyśmy ze sobą nie rozmawiali Biedne widzi tylko jak się sprzeczamy.
Ona nic nie zrobi. Wg niej to ona jest super, a ja jestem be (może trochę w uproszczeniu). Co ja mogę zrobić? Mam dość. Nie wiem jak wybrnąć z tej matni. Może jak się to dziecko urodzi i jakoś to wszystko zacznie funkcjonować, to wszyscy się uspokoją.
Wiesz co Wujcie jednak bardziej współczuję Twojej żonie, z tego co piszesz jej poczucie winy ją tak przygniata, ze próbuje za wszelką cenę zrzucić wszystko na Ciebie. WYTRZYMAJ JESZCZE TROCHĘ czuję, ze niedługo pęknie i cały ten jad, który w niej siedzi się wyleje. Wtedy przyjdzie czas na rozmowy. Tylko nie kłóć się z nią przy dziecku, możesz przy dziecku płakać ale ono nie może być świadkiem Waszej walki bo zniszczycie mu psychikę.
Pozdrawiam
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2011-04-12, 14:44
Cytat:
WYTRZYMAJ JESZCZE TROCHĘ czuję, ze niedługo pęknie i cały ten jad, który w niej siedzi się wyleje. Wtedy przyjdzie czas na rozmowy.
Aż się boję myśleć co będzie jak pęknie Jak pękła gdyż była nieszczęśliwa w małżeństwie to skończyło się jak się skończyło.
[ Dodano: 2011-04-26, 14:33 ]
Już po porodzie....
Od nie wiem jak dawna byłem z dzieckiem non-stop przez 5 dni Jakoś bez większych problemów przetrwałem, bo było co robić. Teraz jest gorzej, bo już oddałem dziecko i znów jestem sam
Kupiłem dzidziusiowi prezent z okazji narodzin.
Teraz się zbliża rocznica naszego ślubu. Nie wiem, czy jakoś to żonie zasygnalizować?
Mam przechlapane! Czuję, że żona nie wróci, a jeszcze mniej wierzę w to, że ona się zmieni, a ja nie jestem w stanie się z nikim związać. Ze 100 powodów. Nawet nie chcę się z nikim wiązać. Tak bardzo chciałbym jeszcze mieć rodzinę, dzieci.... Czuję się emocjonalnie wypalony, niezdolny do tego żeby kogoś pokochać, zaufać. Nawet seksualnie jestem jakiś zgaszony.
Zazdroszczę żonie tego dziecka. Nie widziałem jej, ale przez telefon sprawia wrażenie szczęśliwej, radosnej. Czemu ja już mam nie mieć dzieci?!? Nawet swoje dziecku mam na pół gwizdka. Fajne było tych kilka dni, ale teraz samotność jest jeszcze gorsza do zniesienia.
Chciałbym przynajmniej poczuć spokój duszy, a ciągle czekam nie wiadomo na co.
[ Dodano: 2011-06-14, 22:03 ]
Bardziej z kronikarskiego obowiązku niż potrzeby serca piszę co w moich relacjach z żoną.
Dzisiaj gadaliśmy dłuższą chwilę. Takie tematy logistyczne co, gdzie, kiedy dotyczące dziecka.
Dogadaliśmy się. Zresztą zazwyczaj się dogadujemy, ale momentami było odrobinę nieprzyjemnie. To zawsze są jakieś takie twarde negocjacje.
Potem mnie dopadła jakaś głupawka i się trochę podroczyliśmy. Nie wiem co ja jej zrobiłem, ale ona czuje do mnie straszną niechęć. Mi się czasem udaje jakiś dystans do tego wszystkiego złapać, ona zawsze najeżona i czeka kto ją ukąsi. Jakiś mur między nami.
Odseparowała się od świata, poza mama, tatą, siostrą, dwiema przyjaciółkami, to z nikim nie utrzymuje w zasadzie kontaktu.
Mam jeden drobny problem. Proszę żonę żeby coś dla mnie zrobiła. Drobiazg. Ona mówi, że zrobi, ale nie robi. Ja jej tam jakieś drobne przysługi świadczę np. podwożę dziecko do przedszkola. Nie chcę zachować się w ten sposób, że powiem, że nie będę podwoził dziecka dopóki nie zrobi tego o co proszę. Wiem, że to się skończy wielką obrazą i tyle. Co zrobić?
[ Dodano: 2011-06-25, 21:28 ]
Smutno mi. Wróciłem z krótkiego wyjazdu. Chciałem dzisiaj zobaczyć dziecko, ale Magdzie nie pasowało, bo gdzieś była. Zobaczę dopiero jutro rano.
Znowu to poczucie samotności
Niby wszystko jest ok, ale cały czas gdzieś tam we mnie tkwi, że nie tak miało być, a co jakiś czas przychodzi takie przygnębienie.
Smutno mi.
[ Dodano: 2011-06-26, 19:30 ]
Chyba wybiorę się na ten film.
[ Dodano: 2011-06-29, 16:40 ]
Pożarłem się z żoną.
Poprosiła mnie żebym zawiózł jutro dziecko do przedszkola. Powiedziałem krótko, że nie dam rady. Powiedziała, że musi iść ze swoim nowym dzieckiem do lekarza i że nie może zaprowadzić naszego. Powiedziałem żeby z dzieckiem poszedł do lekarza jego ojciec, a ona niech zaprowadzi nasze do przedszkola. Wpadła w furię i krzyczała: że co mnie obchodzi jak ona sobie relacje z gachem układa odnośnie ich dziecka, że kontakty z dzieckiem będę miał przez sąd uregulowane itp. I dalej swoje czemu ja nie mogę.
Powiedziałem, że może i mógłbym sobie inaczej dzień ułożyć i zawieźć dziecko, ale nie mam za dużej motywacji żeby jej pomagać, bo jak ja o coś proszę np. pilota do bramy na osiedle to nie mogę się od pół roku doprosić. I że tak jest ze wszystkim. Dodałem, że ja nie będę na każde jej zawołanie.
To ona znowu w furię.
Nie wiem, czy dobrze postępuję. To psuje relacje między nami, ona pewnie poprosi swojego ojca żeby dziecko zawiózł, a pilota do bramy i tak nie dostanę
Ja się boję tych jej ataków złości. W małżeństwie też tak było i dla świętego spokoju robiłem co chciała. Teraz staram się nie odpuszczać, ale to jest jakby wbrew mojej naturze, bo ja mało czego tak nie lubię jak idiotycznych kłótni o nic.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-29, 22:08
Hej, Wujcie. Jak coś to na głównej stronie w boxie zawsze możesz poprosić kogoś o podbicie wątku, bo tak czasem piszesz sobie a muzom
Pytasz się co robić - to co bohater Ognioodpornego może? Dawać nie żądając nic w zamian? Pod warunkiem, że jest to dobre. Złych rzeczy raczej nie robimy wszak. Podstawowe kryterium - czy to jest dobre?
Co do złości żony - to mi pasuje na zachowanie obronne, takie uprzedzające atak. Spodziewa się że ktoś może ją zaatakować, i na wszelki wypadek od razu wystawia kolce. Stąd te kontakty z małym gronem ludzi.... Miłość, miłość przede wszystkim.
A co do samotności. Wiem że to mała pociecha. Pewnie żadna. Ale niektórzy nie mają nawet ćwierci dziecka (przepraszam wrażliwych), nie mówiąc o możliwości posiadania kolejnych.
Pozdrawiam!
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-29, 22:23
Wujt napisał/a:
Powiedziałem, że może i mógłbym sobie inaczej dzień ułożyć i zawieźć dziecko, ale nie mam za dużej motywacji żeby jej pomagać, bo jak ja o coś proszę np. pilota do bramy na osiedle to nie mogę się od pół roku doprosić. I że tak jest ze wszystkim. Dodałem, że ja nie będę na każde jej zawołanie.
Trochę mi to nie pasuje - takie rozliczanie się z pomocy i wpisywanie na listę "wzajemnych przysług" obowiązków wobec dziecka.
Odwiezienie dziecka do przedszkola, nie jest przysługą dla żony. To jednak nie to samo, co załatwianie pilota do bramy....
A jeśli brakuje Ci dziecka i chciałbyś mieć z nim więcej spotkań, to o to zawalcz.
Pozdrawiam. :)
Asiula [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-30, 00:01
a ja myślę, że należałoby ustalić "reguły gry" i ich się trzymać.
Żona musi poczuć konsekwencje życia jakie wybrała- sama z dziećmi, nie możesz "pomagać zawsze, kiedy jej jesteś potrzebny" i stawiać swojego dnia na głowie bo żona ma inne plany.
Ustalcie, w jaki sposób masz funkcjonować w życiu i dziecka i tego się trzymajcie, i ty i ona. Jeśli będziecie funkcjonowć tak, jak do tej pory, nic się nie zmieni, każde z was musi zmierzyć się z życiem, jakie przyszło mu wieść i dojść do wniosku czy tak chce i czy zamierza to zmienić.
Uwierz, przerabiałąm to w mojej sytuacji, trzeba postawić jasne granice.
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-30, 09:58
Wujt napisał/a:
Nie wiem, czy dobrze postępuję. To psuje relacje między nami,
Dokładnie tak trzeba postępować. Nie możesz być na każde zawołanie żony. Natomiast niepotrzebne są dyskusje, czy tłumaczenie się. I tak masz w sumie spokojną żonę.
Po prostu miej swoje zdanie i nie tłumacz się przed żoną.
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-30, 11:29
Moim zdaniem należy oddzielić latanie na każde zawołanie żony - od pomocy przy dziecku, która jest obowiązkiem rodzica, bez względu na to, co zrobił współmałżonek.
Dziecko nie jest niczemu winne, że rodzice nie potrafią się dogadać.
Wujcie, narzekasz, że z dzieckiem masz kontakt na pół gwizdka, a kiedy nadarza się okazja, by zobaczyć je nadprogramowo i odwieźć do przedszkola, po drodze porozmawiać, przebrać w kapcie, utulić - to Ty rozgrywasz to z żoną po swojemu.
No jasne, że żona zawaliła sprawę i ma kłopoty na swoje życzenie, ale już widzę, jak to Ty biegałeś do lekarza ze swoim dzieckiem kilkutygodniowym, by pomóc żonie (co teraz proponujesz jej gachowi).
Nirwanna napisał/a:
Pytasz się co robić - to co bohater Ognioodpornego może? Dawać nie żądając nic w zamian? Pod warunkiem, że jest to dobre. Złych rzeczy raczej nie robimy wszak. Podstawowe kryterium - czy to jest dobre?
Co do złości żony - to mi pasuje na zachowanie obronne, takie uprzedzające atak. Spodziewa się że ktoś może ją zaatakować, i na wszelki wypadek od razu wystawia kolce. Stąd te kontakty z małym gronem ludzi.... Miłość, miłość przede wszystkim.
Popieram w całej rozciągłości.
Takie odgrywanie się, trwanie w rozżaleniu, najbardziej zaszkodzi Tobie. Mogłeś odwieźć dziecko, sam to przyznajesz, ale postanowiłeś "ukarać" żonę za jej zachowanie.
Ustalcie jasne zasady pomocy, ale unikałabym zaliczania pomocy przy dziecku do Twoich "przysług na żony", stawiania tego na równi z załatwianiem pilota do bramy czy coś innego.
Czym innym jest pilnowanie ustalonych zasad, a czym innym złośliwość i brak życzliwości. Nie można jej usprawiedliwiać zachowaniem innych....
Dla dziecka - bądź zawsze.
Dla żony - jak jest konieczność i bez zawalania własnych spraw, zgodnie z ustalonymi wcześniej zasadami.
Trudno być w tej sytuacji mężem, rozumiem.
Ale z bycia ojcem się nie zwalniaj i rozgranicz to, uwierz, nie będziesz żałował.
Pozdrawiam
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-30, 12:01
Satine, ów gach, jak nazywasz tamtego człowieka jest również ojcem i jego zakichanym obowiązkiem jest na równo opiekowanie się swoim dzieckiem, tak samo powinien zadbać o wizytę u lekarza, jak nasz kolega ma obowiązek zadbać o swoje sprawy.
Ów gach związał się z kobietą, która już ma swoje dziecko i niejako zobowiązał się tym samym do pełnienia roli opiekuna dziecka, nie tylko do używania jego matki, przecież to jasne.
Zresztą, każda matka jakoś sobie radzi przy dwojgu czy nawet czworgu dzieciaciach, a żona naszego kolegi uważa, że wykona telefon i sprawa załatwiona, bo ma zaplecze w postaci ojca dziecka.
Nie wiem czy wujt pracuje, czy ma określone godziny pracy, ja sobie nie wyobrażam teraz że sobie można nagle nie przyjść do pracy kilka godzin później, przecież opiekuje się dzieckiem matka, nie ojciec.
Zaś telefon żony żeby się nazajutrz zajął dzieckiem, jest zwyczajnie jawną manipulacją, pewnie przemyślaną dokładnie, żąda ona by, facet robił za opiekunkę na zawołanie, wedle humorów matki, zaś później będzie przed sądem udawadniać, że on się miga, bo nie bierze opieki nad dzieckiem gdy mamusia ma taki kaprys.
Czyli kontakty z dzieckiem, gdy ojciec ulega żadaniom żony, będą później uzależnione tylko od jej widzimiesię. Bo on sam żonę tego nauczy, pierszy raz ulegając.
Ale takie jest w Polsce prawo, kobieta która porzuca męża, w nagrodę uzyskuje możliwość do dyktowania wszelkich innych warunków i narzuca co chce, z tego tylko tytułu, że jest matką i kobietą złego prowadzenia.
[ Dodano: 2011-06-30, 12:09 ]
Tylko odmowa opieki powinna być rzeczowo uzasadniona, nie na zasadzie "ty mi tak, to ja tobie tak" - wtedy rzeczywiście żona uzna to za złośliwość.
Uzasadnić podpierając się konkretami i swoim planem dnia, gdzie nie ma miejsca na nadzwyczajne przypadki. Kobieta musi się nauczyć odpowiedzialności za swoje czyny. Ona zaś trakuje i dziecko i męża jak przedmioty według mnie.
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-30, 12:46
elzd1 napisał/a:
Tylko odmowa opieki powinna być rzeczowo uzasadniona, nie na zasadzie "ty mi tak, to ja tobie tak" - wtedy rzeczywiście żona uzna to za złośliwość.
Uzasadnić podpierając się konkretami i swoim planem dnia, gdzie nie ma miejsca na nadzwyczajne przypadki. Kobieta musi się nauczyć odpowiedzialności za swoje czyny. Ona zaś trakuje i dziecko i męża jak przedmioty według mnie.
Zgadzam się. I Wujt dokładnie to zrobił. "Ty mi tak, to ja tobie tak".
Wujt napisał/a:
Powiedziałem, że może i mógłbym sobie inaczej dzień ułożyć i zawieźć dziecko, ale nie mam za dużej motywacji żeby jej pomagać, bo jak ja o coś proszę np. pilota do bramy na osiedle to nie mogę się od pół roku doprosić. I że tak jest ze wszystkim. Dodałem, że ja nie będę na każde jej zawołanie.
Mógł. Nie chciał.
elzd1 napisał/a:
Satine, ów gach, jak nazywasz tamtego człowieka jest również ojcem i jego zakichanym obowiązkiem jest na równo opiekowanie się swoim dzieckiem, tak samo powinien zadbać o wizytę u lekarza, jak nasz kolega ma obowiązek zadbać o swoje sprawy.
Ów gach związał się z kobietą, która już ma swoje dziecko i niejako zobowiązał się tym samym do pełnienia roli opiekuna dziecka, nie tylko do używania jego matki, przecież to jasne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.