Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Pozwolę sobie jeszcze raz zabrać głos...
Myśle ,że obaj...nałóg i J23 macie rację i w zasadzie mozna powiedzieć że piszecie o tym samym, tyle,że innymi słowy.Może nie wszystko jest zgodne,ale podobne......tak to widze z boku,czytając Was.
Moim zdaniem kwestia interpretacji...kryzys.... problemy..... przed,czy po....
Osobiscie przychylnam badziej stwierdzeniu,iż zdrada jest przyczyną kryzysu,bo jak pisała Ela w życiu różnie bywa, raz lepiej raz gorzej, pojawiaja sie problemy......ale te sie rozwiazuje,a nie topi w cudzych ramionach, łóżku, alkocholu,bądź innym uzależnieniu.
Prawdą jest,że nic nie usprawiedliwia i nie tłumaczy zdrady,a odpowiedzialnym za nią jest sam zdradzający.
Prawda jest,że licza sie przede wszystkim czyny ,a nie słowa.
Odkad tu jestem, odkad znam/czytam nałoga takie zawsze było jego stanowisko.
Wertując posty J23 stwierdzam,że i on uważa tak samo.
O co wiec panowie biega, bo mam wrażenie że sie pogubiliście w pisaniu....
Nawet wasze opinie co do przebaczenia i pojednania bywają raz podobne,raz zbieżne.....
...z boku to widac i....wiecie co...mozna se nieźle namieszać
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 00:45
nałóg napisał/a:
J23.............. ja odbieram - z tego co Ty piszesz-że masz problem z zaakceptowaniem faktów ze swoim udziałem w kryzysie ,oraz problemu wczesnych faz kryzysu a w efekcie zdrady .
nałóg - co ty wiesz o moim życiu? kto dał ci mandat do stawiania diagnoz?
ja zgodziłem się wielokrotnie z tobą, że przyczyna wielu kryzysów są dysfunkcje i uzależnienia. Tylko odnoszę wrażenie, że ty wszystko starasz się pod te dysfunkcje i uzależnienia podciągnąć.
nałóg napisał/a:
kryzys małżeński też zaczyna się najczęściej od błachych spraw........... a przesolona zupa.......nie umyta wanna.......żle zakręcona tubka pasty.......są tylko kroplą przelewającą pełne naczynie .
ludzie, których kryzys wynika z błachostek są niedojrzali. Przypominają Klarę z "Zemsty" "jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby". To gatunek ludzi, którzy zawsze znajdą powód i usprawiedliwienie dla swojego grzechu.
jak to pisałem wcześniej - większy problem tkwi w tym, że nie widzi się potrzeby miłosierdzia. XX - wieczna psychologia ujawniła dysfunkcje - wiec wielu na siłę szuka w nich usprawiedliwienia dla swoich czynów. Czy o to chodzi?
nałóg napisał/a:
Czy dobrze wnioskuję ,że nie jesteś jeszcze(i może nigdy nie będziesz) gotowy na przebaczenie ???? Że przebaczenie uzależniasz od powrotu zdradzacza na kolanach??
nałóg - skąd ty to wiesz?
czy to że napisałem iż:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
nie świadczy wręcz o gotowości przebaczenia?
czyż nie jest wyciągnięciem ręki do zdradzacza?
sam przecież nie popierasz relatywizmu:
nałóg napisał/a:
Wyparcie,wymazanie pierwszego kryzysu,wcześniejszych jego faz........... bezrefleksyjne i bezkrytyczne ufanie współmałżonkowi po zdradach niczego nie uczy "zdradzacza".
Nadmierna spolegliwość,zapatrzenie się w zdradzającego i powierzchownie powracającego "krzywdziciela-zdradzacza" skutkuje nawrotem(i choć nie bardzo akceptujesz moje widzenie dysfunkcji i nałogów) jak w nałogu i uzależnieniu.
więc nie rozumiem. Piszesz o mnie (nie wiedząc nic o moim życiu) - że nigdy nie będę gotów przebaczyć, gdyż uzależniam to przebaczenie od powrotu "na kolanach".
Wcześniej piszesz, że nadmierne szastanie przebaczeniem krzywdzicielowi nie będącemu przygotowanym na taki akt, który go nie zrozumie prowadzi do nawrotów, ponownych krzywd. Wiec krzywdzi samego przebaczającego. Tu akurat się z tobą zgadzam - jednak nijak to się ma do tego co napisałeś o "powrocie na kolanach".
Bo skoro nie można relatywizować to należy oczekiwać by krzywdziciel stanął w prawdzie i uznał swoje winy.
najpierw piszesz że relatywizm prowadzi do nawrotów a potem zarzucasz, że uzależniam przebaczenie od "powrotu na kolanach".
Gdybym szukał tu pomocy i czerpał wiedzę mającą mi pomóc w przezwyciężeniu kryzysu z tak sprzecznych rad dawanych w jednym poście - kiepsko bym na tym wyszedł.
świetnie ujęła problem winy w zdradzie lena
lena napisał/a:
w życiu różnie bywa, raz lepiej raz gorzej, pojawiaja sie problemy......ale te sie rozwiazuje,a nie topi w cudzych ramionach, łóżku, alkocholu,bądź innym uzależnieniu.
Bo nie trzeba szukać usprawiedliwień w dysfunkcjach tylko szukać usprawiedliwienia w Bożym Miłosierdziu.
Bo nikt z nas nie jest doskonały.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 09:10
j23 napisał/a:
nałóg - co ty wiesz o moim życiu? kto dał ci mandat do stawiania diagnoz?
J23.........to było pytanie......nie diagnoza.Choć to pytanie wynikało z utożsamienia się z Tobą i próby zrozumienia dawanego przez Ciebie przekazu.
j23 napisał/a:
ludzie, których kryzys wynika z błachostek są niedojrzali
J23???a jak jest z Tobą i Twoim kryzysem? byłeś/jesteś dojrzały? i co?? tkwisz po uszy w kryzysie??? a może już z niego wychodzisz???
A jak byłeś dojrzały...to co/kto spowodowało/ał ten kryzys?? czemu w nim jesteś?
J23.........moje widzenie rzeczywistości jest takie ,że przebaczam nie dlatego że ktoś mnie prosi o przebaczenie.
Ja przebaczam,przyjmuje postawę przebaczenia,postawę gotowości do przebaczenia dla siebie .
Po co???bo nie chcę być niewolnikiem kogoś kto mnie skrzywdził poprzez ciągłe wracanie emocjonalne i mentalne do osoby krzywdzieciela.
Chce przebaczać i przebaczam dla własnego pokoju w sercu i umyśle.
Jestem egoistą.Kocham bliżniego swego jak siebie samego.
Ale najpierw kocham siebie,a potem kocham tak jak siebie moich bliżnich.
j23 napisał/a:
nałóg - skąd ty to wiesz?
czy to że napisałem iż:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
nie świadczy wręcz o gotowości przebaczenia?
J23............jak dobrze rozpoznaję styl i sposób wyrażania to bardzo mi przypominasz kogoś z kim wiele razy pisałem.Dlatego że nie mam pewności to piszę do Ciebie zdaniami pytającymi.
J23............ i kolejna Twoja teza zawarta w powyższym cytacie:
my tu nie piszemy o skonkretyzowanym przypadku(np.moim czy Twoim lub kogoś innego)bo silą rzeczy nie można na forum ogólnym pisać o szczegółach.Piszemy bardziej o zasadzie,o odczuciach,osobistej postawie wobec tematu czy problemu.
Ja nie mam zamiaru ani Ciebie pouczać..............ani strofować........ poprostu utożsamiam się z poruszonym problemem :WYBACZENIE a własne życie.
W dużym stopniu ogólności.
I to ,że ja w wielu kryzysach odnajduję dysfunkcje pod postacią "wdrukowanego" przekazu międzypokoleniowego,własnych zaniedbań, chciejstw,postawy roszczeniowej,braku achetypu żony/matki,męża/ojca w rodzinach ,braku albo wręcz konsekwencji określonych wyborów(np.współmałżonek z rozbitej rodziny) skażonych u podstaw,wymagających znacznie większego nakładu pracy własnej nad swoim związkiem jest dla mnie faktem(dla Ciebie wcale nie musi tak być).
Ja nie usprawiedliwiam zdrady,"popaprania" ,kryzysu dysfunkcjami czy nałogami.............. broń Boże.
Choć w jednym z wykładów Jacek Pulikowski powiedział ,że alkoholizm jednego z małżonków(o ile nim nie był jeszcze przed ślubem) w znacznym stopniu bywa spowodowany postawą drugiego małżonka i jego braku dojrzałości.
To dygresja czy można usprawiedliwiać nałogiem czy dysfunkcją zdradę.
Ale za zdradę odpowiada zawsze ten co zdradza
To nie jest i nie może być usprawiedliwieniem.
Tak jak nie może być usprawiedliwieniem głupota w postaci :po ślubie to ja ją/jego zmienię,naprawię,wyrwę z takich czy innych zachowań.Czasami(ale tylko czasami) się to udaje.Okupione ciężką pracą i ranami.
Jak się bierze za męża/żonę partnera którego rodzice sie rozwiedli,to jest spore prawdopodobieństwo ,że w przypadku większych trudności on sięgnie do gotowych rozwiązań ze swojej rodziny pierwotnej.
To są konsekwencje wyborów.
J23............ ja piszę bardziej w sferze ogólnej,bez wnikania w tym wątku(czasami bywa inaczej............ale to raczej w korespondencji prywatnej) w szczególy.
Bardziej ja pisze o zasadach,wzorcach jak o konkretnym przypadku.
Zadając Tobie pytanie wcale nie chciałem i nie chce wnikac w Twoja prywatność............. Bardziej chodzi mi o pogląd w sferze ogólnej.
J23............ a tak wogóle to fajnie się z Tobą dyskutuje(co bardzo przypomina kogoś).
J23..........Pogody Ducha
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 10:12
Panowie to fakt
lena napisał/a:
Nawet wasze opinie co do przebaczenia i pojednania bywają raz podobne,raz zbieżne.....
skoro był juz wstęp...było rozwinięcie tematu...to chyba czas na zakończenie....
i jakies konkrety w punktach.......
bo czytając was sam sie juz zgubiłem
...kiedy mozliwym jest
przebaczenie ...a kiedy niemozliwym
....kiedy ma sens pojednanie...a kiedy nie ma sensu.......
co winien z siebie dać dla dobra związku krzywdziciel
...a co winien w sobie poświęcić skrzywdzony......
bo jakoś ugrzązłem w gąszczu tych liter
pozdrawiam
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 10:18
J23 napisał:
Cytat:
Bo nie trzeba szukać usprawiedliwień w dysfunkcjach tylko szukać usprawiedliwienia w Bożym Miłosierdziu.
Bo nikt z nas nie jest doskonały.
Moim zdaniem, zdrada czyni tak wielkie spustoszenie w sumieniu (każdy zdardzony wie, jak zachwuje się zdradzacz "po" - bezduszność, arogancja, pycha), że nie podobna, aby oświecił to sumienie (tego tutaj potrzeba) - nawet najlepszy psychoterapeuta. Jego pomoc to zaledwie początek... Potrzeba powrotu do Boga, bo świadomy grzech cudzołóstwa zapewne jest skutkiem odejścia od Niego, a co najmniej - kryzysu wiary. Więc tak po prostu - dobra spowiedź, pogłębianie relacji z Bogiem. Żeby zdradzacz dostrzegł wreszcie taką potrzebę... Czy to dysfunkcja, czy użyjemy jeszcze innych nowoczesnych pojęć, jakimi określamy dziś ludzkie słabości - zawsze to ludzka ("wdrukowana" przez Adama i Ewę) skłonność do grzechu, nieumiejętność walki z pokusami.
Usprawiedliwienie, leczenie ślepoty duchowej (przy całym szacunku dla pracy psychoterapeutów) - dobrym miejscem ku temu od zawsze (!) jest konfesjonał. My chyba nader często pokładamy bardzo wielkie oczekiwania w ludziach, a zbyt małe - w Bogu.
Nawrócić się do Boga całym sercem - tego potrzeba zdradzaczom i krzywdzącym boleśnie w różnoraki sposób. Nie jest w stanie tego uczynić nawet najbardziej kochający małżonek - zawsze to efekt łaski, o którą ten może prosić.
Konfesjonał jest miejscem przebaczenia i zarazem miejscem pojednania.... Więc jak to jest w relacjach międzyludzkich??? Waszak mamy naśladować Chrystusa....
Wydaje mi się, że trudno mówić o pełnym (już) przebaczeniu, kiedy nadal jest niechęć do pojednania (wyłączając sytuacje, kiedy warunki przebaczenia nie zostały dopełnione)...
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 11:19
Zgadzam się z Tobą Różo.
Zdrada jak każdy inny grzech ciężki ma swoje oddziaływanie tak na "zdradzającego" czy innego "popaprańca"jak i na jego otoczenie.Ma wpływ na to co dalej robi "zdradzacz" czy "popapraniec".
Albo idzie w "cug"............... albo zawraca i podejmuje wysiłek naprawy.Czasami nieudany.
Bo rany są za duże.
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 11:59
nałóg napisał/a:
albo zawraca i podejmuje wysiłek naprawy.Czasami nieudany.
Bo rany są za duże.
Wydaje mi sie że nie ma okreslen rany za duże..ani za małe....bo to jest miernik ludzki i jak każdy ma inna wrazliwość w każdym człowieku......
dla jednych skrajnościa są wielkie niegodne czyny....dla innych urastają błache sprawy do mega wykroczeń..........
Ja chyba przychyle się do tego co kiedys napisała róża..tam gdzie była kiwdyś prawdziwa miłość..tam gdzie była radośc ze związku i rodziny.........
tam nadejdzie pojednanie...i współpraca
pozdrawiam
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 13:10
Cytat:
tam gdzie była kiwdyś prawdziwa miłość..tam gdzie była radośc ze związku i rodziny.........
tam nadejdzie pojednanie...i współpraca
Tak, tylko czy można powiedziec o małżeństwie z np. rocznym stażem, że tam ta miłość już rozwinęła się w pełni... Chyba nie, owszem - zakochanie na maksa, ale to jeszcze nie pełnia miłości. Ona rozwija się, rośnie jak wszystko, co żywe... Może więc, kiedy zdrada zaistnieje w takim związku - wybaczyć, pojednać się też jest trudniej, ta miłość nie ma jeszcze takiej mocy jak w przypadku ludzi starszych, którzy już wiele ze sobą przeżyli, wiele razy sobie przebaczali i jednali się, czyli jakby zahartowali się...
Żeby było możliwym przebaczyć wielką krzywdę i pojednać się - tego trzeba nauczyć się na krzywdach mniejszych. Nie od razu na głęboką wodę.... Najpierw nauka pływania. Tak więc na pewno im dłużej ze sobą jesteśmy, im bardziej dojrzała to miłość - tym więcej od siebie wymagamy, więcej oczekujemy, a przebaczenie i pojednanie jest łatwiejsze (przede wszystkim jest ich wewnętrzne pragnienie, od czego to chyba cały proces zaczyna się). Wraz z kolejnymi latami przeżytymi wspólnie - poprzeczka małżeńska idzie w górę... Np. ja, nie mogę wymagać od siebie tyle, ile wymaga od siebie żona z rocznym stażem... Być może dla niej, większy wysiłek będzie stanowić - przebaczenie aktem woli (bez pojednania), niż dla mnie przebaczenie i pojednanie. Choć na pewno zdrada bardzo mocno boli zawsze, niezależnie od wieku...
Eh, ma swoje uroki wiek średni . Człowiek coraz łatwiej godzi się z życiem, jakim ono jest... Coraz większa świadomość przemijania też nie jest bez znaczenia - w przebaczaniu, jednaniu się...
Nie masz tu na ziemi miłości doskonałej, bo i my nie jesteśmy doskonali... Hmm, jak trudno to uznać i uwzględnić w swoich poczynaniach.....
Dla mnie - przebaczenie = daję z siebie tyle, na ile mnie dziś stać, a jeśli stać mnie będzie na więcej - otrzymasz to. Bez niepotrzebnego i jakże szkodliwego dla pojednania - frustrowania się sobą samym/samą, że muszę, że pownienem/powinnam... Dość ma zdradzony/zdradzona smutku... Wszystko w swoim czasie... Tu nieocenioną jest cnota cierpliwości, a jeśli jej nie ma - właśnie nadarza się okazja, aby ją wypracować .
Proces przebaczenia i pojednania modyfikuje czas i sam winowajca. Otwartość - to ważne...
Oczywiście, to tylko moje refleksje na bazie doświadczeń własnych.
Małżeństwo - szkołą miłości, znamy to powiedzenie, prawda? Dodałabym - szkołą, która kończy się wraz z końcem życia małżonków...
http://www.youtube.com/watch?v=dkabA4AgggI
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 15:20
róża napisał/a:
Dla mnie - przebaczenie = daję z siebie tyle, na ile mnie dziś stać, a jeśli stać mnie będzie na więcej - otrzymasz to. Bez niepotrzebnego i jakże szkodliwego dla pojednania - frustrowania się sobą samym/samą, że muszę, że pownienem/powinnam... Dość ma zdradzony/zdradzona smutku... Wszystko w swoim czasie... Tu nieocenioną jest cnota cierpliwości, a jeśli jej nie ma - właśnie nadarza się okazja, aby ją wypracować .
i tu sie zgadzam w pełni różo ..choc z tą cierpliwością nieraz bywa tak........czym dalej w las tym ciemniej.....
pozdrawiam
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 15:38
Cytat:
..choc z tą cierpliwością nieraz bywa tak........czym dalej w las tym ciemniej.....
Norbercie, i tak podziwiam Ciebie
Gdyby tak wymyślono lodołamacz na ...ludzkie lody? Hmm, mógłby nazywać się " 1 Kor 13 "
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 16:41
nałóg - z Tobą tez świetnie się dyskutuje.
jesteś facetem, który wiele przeszedł i wiele daje z siebie.
I nawet kiedy się z Tobą nie zgadzam - to zawsze szanuje Twoje zdanie i staram się je zrozumieć.
Aby jeszcze lepiej się dyskutowało i inni mogli coś z tego czerpać ustalmy pewne fakty.
Ok?
A więc - nie szukam na Sychar pomocy. Pomimo, że mam szacunek dla tego miejsca - uważam, że internet nie jest miejscem do leczenia duszy, ratowania związku itp.
Owszem przez jakiś czas można się wesprzeć w kryzysie takim czy innym forum. Nie może to być jednak miejsce, w którym tkwi się zbyt długo.
nałóg napisał/a:
J23???a jak jest z Tobą i Twoim kryzysem?
skoro nie pisze o sobie... Ale to o czym pisze to są autentyczne przeżycia. Nie są to hipotetyczne, wymyślone historie.
Ktoś o kim piszę był bardzo dojrzały. Potrafił przebaczyć, żyć kilkanaście lat po zdradzie.
Nie upoważnił mnie do opisywania jego historii - więc nie będę się wdawał w szczegóły.
Kolejna zdrada zakończyła się wielkim buuum.
O sobie pisze jedynie tu:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym." Sprawa tego wybaczenia dotyczy zdrady ale nie jest to zdrada małżeńska. Osoba ta do pewnego momentu nie zdawała sobie sprawy z czynu który popełniła. I gdyby nie szczera rozmowa do której doszło - Ja nie byłbym gotów do wybaczenia a ta osoba nie wiedziała by o co chodzi. Inaczej mówiąc wiedziała, że dzwonią ale nie wiedziała, w którym kościele.
Myślę, że tu się ze mną zgodzisz - też jestem egoistą - nie wolno pozwolić dalej się krzywdzić bliskim, nawet tym najbardziej kochanym, którzy olewają nasze wybaczenie i szukają na siłę usprawiedliwienia.
O właśnie usprawiedliwienie - kolejny temat naszej dyskusji.
Pisałem już że się z tobą zgadzam. Są przypadki gdy, jeżeli już tak ma być - za zdradę w jakiejś części odpowiada zdradzony.
Prosty przykład - żona/mąż którą wiecznie boli głowa (nie ma uzasadnionego powodu bólu tej głowy, nie ma choroby, chwilowej depresji czy kłopotów w pracy) nazwijmy to niczym nie uzasadnioną niechęcią ciągnącą się dość długo. W takim wypadku dojrzałość wymaga szukania pomocy specjalisty, konstruktywnych rozwiązań. Zdradę można tu zrozumieć ale nie usprawiedliwić. Za zdradę odpowiada zdradzacz. Podobnie jak z przykładem alkoholizmu danym przez Ciebie - czytaj Pulikowski.
Ale bardzo często jest tak, że zdradzacz nie ma "powodu" do zdrady. Zdradzony mu tego "powodu" nie daje. Zdradzacz działa świadomie od początku do końca. Znam faceta który pobrał się z kobietą z którą był wcześniej 5 lat i natychmiast a nawet w czasie ślubu już ją zdradził. A dowiedziałem się o tym nie od niego - tylko od kobiety z którą można to rzec był w równoległym związku. Pokazywała mi smsy - które pisał do niej w dniu ślubu. Facet chciał mieć ciastko i jeść ciastko. I uwierz prawowita narzeczona o niczym nie wiedziała.
Sąsiadka zerwała zaręczyny po siedmiu latach znajomości - dwa miesiące przed ślubem - nakryła narzeczonego w jego sklepie z ekspedientką. Ten to nawet nie chciał słyszeć o zerwaniu. Czym ta młoda dziewczyna zasłużyła sobie na takie poniżenie?
Może to drastyczne wypadki ale myślę że zgodzisz się ze mną iż bardzo często zdradzony nie ma zielonego pojęcia o prawdziwej naturze zdradzacza. Trudno go więc obarczać współodpowiedzialnością za zdradę. I nawet jeżeli zdradzacz pochodził z dysfunkcyjnej rodziny - to niekoniecznie zdradzony musi o tym wiedzieć. To może uwidocznić się po latach.
Może trochę drażni mnie Twoje wracanie do dysfunkcji więc wyjaśnię dlaczego:
Istnieje niebezpieczeństwo, że krzywdziciele (ci którzy również tu się znaleźli) zauważą w "dysfunkcji" swoją deskę ratunkową. Ot chociażby - zdradziłem bo miałem rozwiedzionych rodziców (gdzie miałeś wtedy rozum?) I taki delikwent czuje się usprawiedliwiony bo - przekaz międzypokoleniowy, dysfunkcja, uzależnienie. Czuję, że nie musi niczego naprawiać bo to jego skrzywdzili rodzice, środowisko, szkoła, małżonek... Nie spotkałeś się z taką postawą??? Bo ja wielokrotnie.
Myślę, że i Ty i ja mamy swoje rację - ważne byśmy nie okopywali się na swoich szańcach. A wymiana doświadczeń i poglądów - zawsze jest budująca - myślę, że nie tylko dla nas.
róża napisał/a:
Czy to dysfunkcja, czy użyjemy jeszcze innych nowoczesnych pojęć, jakimi określamy dziś ludzkie słabości - zawsze to ludzka ("wdrukowana" przez Adama i Ewę) skłonność do grzechu, nieumiejętność walki z pokusami.
To jak najbardziej pasuje do tematu.
Nie problem w tym że grzeszymy - tylko że nie widzimy, że grzeszymy, że potrzeba nam miłosierdzia.
nałóg napisał/a:
J23............ a tak wogóle to fajnie się z Tobą dyskutuje(co bardzo przypomina kogoś).
Z Tobą też. Chociaż nikogo mi to nie przypomina.
Można rzec, że narodził się (chyba mgła o tym pisała) klub nałogowych agentów- J23 pogrążonych w dyskusji.
I niech tak zostanie.
Pozdrawiam i życzę Ci wytrwania...
Pogody ducha
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 20:21
Ważne jest by w dyskusjach -takich jak nasza też- był zachowany takt i umiar,szacunek i dyskusja na argumenty a nie na epitety.
W dyskusji nie zawsze chodzi o to żeby przekonać rozmówcę do swoich poglądów czy wizji.Chodzi o wymianę myśli,widzenia tego samego problemu...................ale inaczej.
Nazywanie tego samego z utożsamianiem się z problemem a nie z dyskutantem.
Wtedy nawet jak pozostajemy przy włąsnym nazewnictwie,poglądach,widzeniu rzeczywistości to mamy szansę aby coś zabrać z tej dyskusji dla siebie.Jak nie dziś .......to w przyszłości.............jutro.....za tydzień......
Oczywiście ,że pewnie byłoby i Tobie,może i mnie milej gdybyśmy tworzyli klub wzajemnej adoracji,przytakiwali sobie,zgadzali sie ze sobą we wszystkim.
Ale to byłoby nudne...........i połowiczne
j23 napisał/a:
Może trochę drażni mnie Twoje wracanie do dysfunkcji więc wyjaśnię dlaczego:
Istnieje niebezpieczeństwo, że krzywdziciele (ci którzy również tu się znaleźli) zauważą w "dysfunkcji" swoją deskę ratunkową. Ot chociażby - zdradziłem bo miałem rozwiedzionych rodziców (gdzie miałeś wtedy rozum?) I taki delikwent czuje się usprawiedliwiony bo - przekaz międzypokoleniowy, dysfunkcja, uzależnienie. Czuję, że nie musi niczego naprawiać bo to jego skrzywdzili rodzice, środowisko, szkoła, małżonek... Nie spotkałeś się z taką postawą??? Bo ja wielokrotnie
Tak,spotkałem sie wiele razy z taką postawą.
Ale taka postawa prowadzi na manowce.Kończy sie zwykle jeszcze większym bólem oi krachem.
Taka postawa może świadczyć albo o zamianie poczucia winy na poczucie skrzywdzenia(bo mama,bo tata,bo,bo,bo..........),albo o uciekaniu od prawdy o sobie.
W swojej pracy ze sobą, z innymi z którymi mam zaszczyt jakoś tam pracować i współpracować staram się wychwytywać takie postawy i pomagać je demaskować.
Dobrze że można wymienić sie różnymi wizjami na problemy z życia.
Pogody Ducha
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 22:30
nałóg napisał/a:
Ważne jest by w dyskusjach -takich jak nasza też- był zachowany takt i umiar,szacunek i dyskusja na argumenty a nie na epitety.
Myślę, że my dwaj nie mamy z tym problemów.
nałóg napisał/a:
Oczywiście ,że pewnie byłoby i Tobie,może i mnie milej gdybyśmy tworzyli klub wzajemnej adoracji,przytakiwali sobie,zgadzali sie ze sobą we wszystkim.
Ale to byłoby nudne...........i połowiczne
Końcówka cytatu oddaje w 100 procentach również moje odczucia na temat "jedynej i poprawnej drogi", wzajemnego wazeliniarstwa i braku odwagi w wyrażaniu swoich poglądów.
Myślę, że właśnie wymiana poglądów i doświadczeń pomaga o wiele więcej niż rady - zrób tak siak czy owak. Każdy może wybrać co jemu pasuje najbardziej.
nałóg napisał/a:
W swojej pracy ze sobą, z innymi z którymi mam zaszczyt jakoś tam pracować i współpracować staram się wychwytywać takie postawy i pomagać je demaskować.
Zaznaczyłem, że nie o Twoje usprawiedliwianie zdradzaczy mi chodzi. Ani przez moment nie wątpiłem, że rozróżniasz dysfunkcję od "usprawiedliwienia". Niestety w wielu wypowiedziach tej subtelnej różnicy nie widać. I zapewne zgodzisz się, że to bardziej szkodzi niż pomaga.
Skoro już tu jestem to chciałbym poznać Twoją opinie o mojej deklaracji:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
nie tą z początku dyskusji ale teraz kiedy lepiej się poznaliśmy.
- jestem otwarty na wybaczenie,
- boli mnie iż krzywdziciel nie widzi jak bardzo mnie poniżył (nie ważne co to było - wielu znajomych mi mówi - nigdy bym się już nie odezwał). Jednak ja nie jestem jak wielu...
- boli mnie iż krzywdziciel dostrzega (a raczej dostrzegał) potrzebę kontaktu tylko wtedy kiedy miał z tego korzyść (bo wypada, bo ludzie będą mówili)
- to ja wyciągnąłem rękę i choć na dzień dzisiejszy nie mogę powiedzieć o pełni szczęścia to widzę pewne zmiany. Pozytywne zachowania. Odbyliśmy rozmowę podczas której wyrzuciłem z siebie to co mnie boli. Spotkałem się ze zrozumieniem - mojego bólu i postawy. Nie do końca zauważam pełną refleksje u krzywdziciela. On krytycznie do swojego postępowania zdaje się nie podchodzić. Szuka usprawiedliwienia, krąży, odbija piłeczkę - bo ty to i tamto, bo nadinterpretujesz moje słowa, to była nie do końca moja decyzja... (nie spotkałem jeszcze osoby, która by pozytywnie oceniła jej czyn. Jak już pisałem wielu zerwało by kontakt na zawsze. nie przełknęło by takiej piguły. Ale cóż - nie takie piguły się łykało i jakoś poszło), żąda ode mnie - bym był po tym wszystkim "jak dawniej".
- ogromnym plusem jest fakt iż nawiązała się nić porozumienia i staram się tego trzymać, robić to co dyktuje mi serce. I nic to że boli.
Problem ten przetrawiłem przez wiele nieprzespanych nocy. Sądzę, że podjąłem słuszną decyzję przynoszącą wymierne korzyści - chociażby nić porozumienia. I pomimo tego, że poczucie krzywdy często wraca - najczęściej za sprawą krzywdziciela, to myślę, że jestem na dobrej drodze.
Chcę byś mnie dobrze zrozumiał - ja już podjąłem decyzję i nie przebaczę tego "ot tak". Przerabiałem już to i wiem czym grozi.
Może przedstaw swoją opinię - może inni skorzystają. Nauczą się czegoś z naszej dyskusji.
Pozdrawiam.
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-11, 23:07
róża napisał/a:
Gdyby tak wymyślono lodołamacz na ...ludzkie lody? Hmm, mógłby nazywać się " 1 Kor 13 "
zapewne..mógłby
.....hmm???a mnie ten lodołamacz skojarzył sie z czym innym
przecież największy liniowiec Titatanic w starciu z góra lodowa poszedł na dno
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.