Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wybaczenie to postawa,akt woli.......To zaakceptowanie swojego skrzywdzenia,pozwolenie na to by ta krzywda przeszła przez skrzywdzonego.Bez zatrzymywania jej w sobie,bez pielęgnowania urazy,bez wracania ,rozpamiętywania tej doznanej rany,bez jej rozdrapywania i wpędzania sie w poczucie doznanej krzywdy.
Pielęgnowanie poczucia doznanej krzywdy jest tamą,bariera dla przebaczenia.
Do wybaczenia potrzeba tylko jednej strony-dobrze gdy krzywdzieciel staje w prawdzie,gdy konfrontuje sie ze skrzywdzonym i uznaje swój udział w skrzywdzeniu.
Ale są tez i tacy co to nigdy nie staną twarza w twarz ze swoją ofiarą,,,,,,,,,,że nigdy nie powiedzą: skrzywdziłemi prosze o wybaczenie
I co wtedy????
Jak się chce zostać niewolnikiem skrzywdzenia,niewolnikiem krzywdziciela to wystarczy tylko pozostać w postawie nienawiści i poczucia krzywdy.W postawie ciągłęgo pamiętania o tym jak to zostałem skrzywdzony i nie wybaczam,nie jestem w stanei wybaczyć.
To wtedy pozostaje sie niewolnikiem krzywdziciela.On będzie non stop ze skrzyuwdzonym.W dzień i w nocy,podczas pracy i posiłku,wypoczynku i relaksu .............będzie wracało poczucie krzywdy i zniewolenie nienawiścią..
Wybaczenie to akt woli i postawa.
A że czasami trudno wybaczyć????????
Wybór należy do skrzywdzonego................
J23............. i to ten skrzywdzony moż etkwić w zniewoleniu nienawiści i krzywdy
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 10:03
Krzyk napisał:
Cytat:
Nie dajcie się oszukać że jest możliwe prawdziwe przebaczenie bez pojednania.
Również zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Łatwo tutaj, w kwestii przebaczenia - oszukiwać siebie samego, ale trudniej, jak pisze J23 stanąć w prawdzie o sobie i uznać, że jednak nie przebaczyłam. My często tak lękamy się własnych uczuć, że te "gorsze" próbujemy gdzieś schować, bodajby po to, aby dobrze poczuć się ze sobą samym, żeby sobie ulżyć - w niewątpliwie trudnym położeniu... Czasem z lęku, że Pan Bóg nas takimi nie kocha, a może nawet - gniewa się... A kocha, z całą zawartością serca, czyli prawdziwymi...
Skoro jest problem przebaczenia, więc krzywda musiała zaistnieć... Ciężko na sercu, bo ktoś poniżył, wzgardził, podeptał i już to bardzo boli, a tu jeszcze rodzi się niechciana złość, czasem nienawiść... Przerażenie sobą. Więc może jakaś radość, że oto ja sponiewierana, wzgardzona - wspięłam się już (!) na wyżyny przebaczenia. I funduję ją sobie, ale jakże często - na chwilę... Bardzo potrzebna wtedy - postawa miłości...
Duże krzywdy, nawet i z pojednaniem - są trudnymi do przebaczenia, a co dopiero, kiedy skrzywdziciel nie wyraża skruchy, nie podaje ręki? Można przebaczyć aktem woli, ale to nie to samo co pojednać się, kiedy krzywdziciel uznaje swoją winę.
Uważam, że pełne przebaczenie odbywa się jedynie w miłości. Jako takie - mocno i długo boli, ale jest prawdziwe, trwałe, dające pokój serca
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 06:19
nałóg napisał/a:
Do wybaczenia potrzeba tylko jednej strony-dobrze gdy krzywdzieciel staje w prawdzie,gdy konfrontuje sie ze skrzywdzonym i uznaje swój udział w skrzywdzeniu.
Ale są tez i tacy co to nigdy nie staną twarza w twarz ze swoją ofiarą,,,,,,,,,,że nigdy nie powiedzą: skrzywdziłemi prosze o wybaczenie
I co wtedy????
(...)
J23............. i to ten skrzywdzony moż etkwić w zniewoleniu nienawiści i krzywdy
Nałóg ja tylko wyraziłem swoje zdanie w kwestii wybaczenia i pojednania. Odniosłem wrażenie, że ostatnie zdanie kierujesz do mnie. Nie dopatruj sie wszędzie zniewolenia, uzależnienia i dysfunkcji.
Szło jedynie o to by stanąć w prawdzie i powiedzieć -"na dzień dzisiejszy nie dam rady" nie szafować fałszywą postawą, która prowadzi do pychy.
Róża pięknie to rozwinęła.
Co do pierwszej części - to zgoda. Można wybaczyć jednostronnie.
Zwłaszcza jeżeli mamy świadomość, że z tą osobą nie mamy już żadnych relacji. Wtedy brak wybaczenia byłby pielęgnowaniem nienawiści.
A co w przypadku kiedy relacje są? kiedy należy by one były? kiedy krzywdziciel tkwi w przeświadczeniu, że on nic złego nie zrobił? kiedy wije się jak piskorz by nie stanąć w prawdzie?
Co wtedy.
Czy jednostronne wybaczenie nie jest przyzwoleniem dla krzywdziciela na dalsze krzywdy?
Czyż nie lepiej -skoro zależy nam na relacjach z tą osobą - powiedzieć:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
Wydaje mi się, że jednostronne wybaczenie prowadzi w takim wypadku do utwierdzenia krzywdziciela w świadomości że może dalej krzywdzić, poniżać...
Jarosław [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 11:09
Cytat:
A co w przypadku kiedy relacje są? kiedy należy by one były? kiedy krzywdziciel tkwi w przeświadczeniu, że on nic złego nie zrobił? kiedy wije się jak piskorz by nie stanąć w prawdzie?
Wybaczać co dzień od nowa, choć czasem tak boli... "niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce".
Cytat:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
"Mam gdzieś twoje przebaczenie, spadaj"- coś tak w ten deseń pewnie bym usłyszał nie wiem co Ty?
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-05, 14:38
j23 napisał/a:
Czy jednostronne wybaczenie nie jest przyzwoleniem dla krzywdziciela na dalsze krzywdy?
Czyż nie lepiej -skoro zależy nam na relacjach z tą osobą - powiedzieć:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
Wydaje mi się, że jednostronne wybaczenie prowadzi w takim wypadku do utwierdzenia krzywdziciela w świadomości że może dalej krzywdzić, poniżać...
Wybaczenie to jedno, a przyzwolenie na jakieś postępowanie to drugie. Można wybaczyć i jednocześnie nigdy nie godzić się na coś. (tak działa stanowcza czy twarda miłość)
(21) Wtedy Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? (22) Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
(Ew. Mateusza 18:21-22, Biblia Tysiąclecia)
Wydaje mi się,że sytuację jaką opisałeś j23, bardziej można odnieść do pojednania, niż wybaczenia. Taką postawę osoby skrzywdzonej możnaby zrozumieć , gdy dąży ona do pojednania z krzywdzicielem, nie jednak w przypadku wybaczenia, które jest aktem woli i to jednostronnym. Jeśli więc krzywdziciel nie chce stanąć w prawdzie wobec własnego postępowania, to próba pojednania faktycznie mogłaby obrócić się przeciw skrzywdzonemu, w przypadku, gdy nie umie zastosować twardej miłości (np. w uzależnieniach)
Ja tak odbieram sytuację jaką opisałeś.
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-06, 08:11
Jarosław napisał/a:
"Mam gdzieś twoje przebaczenie, spadaj"- coś tak w ten deseń pewnie bym usłyszał nie wiem co Ty?
a co w takim wypadku:
Krzywdziciel nie dostrzega swoich win a od skrzywdzonego wymaga by "by był taki jak dawniej"
Innymi słowy zamiata śmieci pod dywan, warunkując tym dalsze kontakty, bo są mu one potrzebne z czysto egoistycznych pobudek "by dobrze wyglądać". Nie twierdzę że być może z czasem te kontakty się ułożą ale zawsze będzie między takimi ludźmi to niewyjaśnione "coś".
Czyż nie lepiej jest wtedy powiedzieć "nie jestem w stanie ci wybaczyć bo..." i opisać sytuację ale "jesteś mi bliski i chcę z tobą układać relacje a twoja postawa mi w tym przeszkadza."
Czy wybaczenie w takim wypadku nie byłoby "pogłaskaniem" krzywdziciela po głowie? Utwierdzeniem go w jego "wspaniałości"?
Oczywiście nie ma tu mowy o pielęgnowaniu krzywdy czy przeradzaniu się jej w nienawiść. Ot zwykłe ludzkie poczucie wartości, godności i przyzwoitości.
I co do tego "spadaj" - to komfortowa sytuacja - mówię wtedy spadaj i po jakimś czasie wybaczam.
na proste sytuacje są proste rozwiązania.
Skomplikowane wymagają wyjaśnienia. Tylko wtedy wybaczenie będzie trwałe i prawdziwe.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-06, 10:01
Kinga znakomicie rozwineła i opisała tak powiązane ze sobą przebaczenie i pojednanie.
Nie szukam wszędzie zniewoleń,dysfunkcji czy uzależnień............... one same przychodzą.
Bo czym jest kryzys???? czy nie odczuwaną dysfuncją?dyskomfortem emocjponalnym i psychicznym?
Czy trwanie w postawie braku wybaczenia nie jest swoistym zniewoleniem?.
Prosta sprawa.............. wystarczy tylko mieć w sobie urazę, a ta uraza będzie powracać ,przywoływać do pamięci podmiot urazy(człowieka) ,towarzyszyć niemal że w każdej porze i czasie życia.Będzie uzależniać myślenie poprzez nawroty i przywoływanie w pamięci skrzywdzenia.
A zamiataniu pod dywan zawsze można powiedzeć STOP.
Dlatego doktryna KK dopuszcza mówienie STOP i stawianie bariery zamiataniu zachowań dysfunkcyjnych,krzywdzących drugą stronę poprzez separację.
I tu nie ma sprzeczności pomiędzy wybaczaniem a stosowaniem tego co x.Dziewięcki opisuje jako:".....to ,że cie kocham nie daje ci prawa do tego abyś mnie krzywdził/ła..."
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-07, 07:16
odnosze wrazenie, że masz na wszystko gotowa odpowiedź.
nałóg napisał/a:
Nie szukam wszędzie zniewoleń,dysfunkcji czy uzależnień............... one same przychodzą.
nałóg napisał/a:
Dlatego doktryna KK dopuszcza mówienie STOP i stawianie bariery zamiataniu zachowań dysfunkcyjnych,krzywdzących drugą stronę poprzez separację.
ja o chlebie a Ty o niebie.
a co jeżeli te relacje nie podchodzą pod separację?
Zgoda można ograniczyć kontakt, można go "zawiesić".
Czy to wtedy spowoduje, że poczucie urazy zniknie? Bo nasza pamięć nie będzie przywoływała "podmiotu" urazy?
Czy sytuacja krzywdy nie powróci kiedy znów sytuacja wymusi u krzywdziciela konieczność kontaktu?
Co wtedy? Nie kontaktować się? Pogłębiać oddalenie - bo tym jest odseparowywanie się od siebie? A może to już podchodzi pod egoizm?
Nie kontaktuję się z tobą - bo mnie jest już z tym dobrze, łatwiej bo nie odczuwam poczucia skrzywdzenia?
jakie to jest wybaczenie? o jakiej miłości tu mowa? co to za 'twarda miłość"? - siebie?
poprzez zerwanie kontaktu robię sobie dobrze. A być może ta druga strona nie rozumie swojego postępowania? być może nasza postawa zmusi ją w końcu do myślenia. Być może kiedy kolejny raz sięgnie po telefon - bo kontakt będzie potrzebny, bo co ludzie powiedzą - może wreszcie zaskoczy - "a może ja tak skrzywdziłem ..., że ma prawo czuć się podle, wymagać ode mnie stanięcia w prawdzie i szczerych przeprosin"
nałóg napisał/a:
Czy trwanie w postawie braku wybaczenia nie jest swoistym zniewoleniem?.
Prosta sprawa.............. wystarczy tylko mieć w sobie urazę, a ta uraza będzie powracać ,przywoływać do pamięci podmiot urazy(człowieka) ,towarzyszyć niemal że w każdej porze i czasie życia.Będzie uzależniać myślenie poprzez nawroty i przywoływanie w pamięci skrzywdzenia.
Nie przekonałeś mnie.
Dalej uważam, że jeżeli nam naprawdę zależy na relacjach z krzywdzicielem - to należy mu jasno powiedzieć:
'Kocham, nie potrafię na dziś ci wybaczyć bo..."
i nie ma to żadnego związku ze zniewoleniem. Każdy skrzywdzony ma prawo oczekiwać od krzywdziciela "stanięcia w prawdzie". Zwłaszcza od krzywdziciela, z którym łączą go wzajemne relacje, więzy krwi, którego kocha.
nałóg napisał/a:
Czy trwanie w postawie braku wybaczenia nie jest swoistym zniewoleniem?.
Prosta sprawa.............. wystarczy tylko mieć w sobie urazę, a ta uraza będzie powracać ,przywoływać do pamięci podmiot urazy(człowieka) ,towarzyszyć niemal że w każdej porze i czasie życia.Będzie uzależniać myślenie poprzez nawroty i przywoływanie w pamięci skrzywdzenia.
idąc Twoim tokiem myślenia miłość też jest zniewoleniem. Bo czyż uzasadnienie postawionego przez Ciebie twierdzenia nie jest postawa osoby kochającej?
czyż nie myślimy wtedy w każdej porze życia o ukochanej osobie? czyż matka nie czuje podświadomie bólu swojego dziecka? czy ojcu nie leży na sercu jego dobro?
czy to jest też dysfunkcja???
a może to absurd???
a może to zwykłe ludzkie odczucia, do których mamy prawo. Prawo do uczucia miłości, prawo do poczucia skrzywdzenia (jeszcze raz piszę - bez pielęgnowania urazy), prawo do oczekiwania szczerych przeprosin ze strony krzywdziciela.
może to zwykłe ludzkie postawy, uczucia. Może to życie.
Może niekoniecznie dysfunkcje, zniewolenia i uzależnienia...
[ Dodano: 2011-01-07, 07:49 ]
kiedyś czytałem wypowiedź kobiety, która odchodziła od swojego męża po 20 latach małżeństwa:
"cenię sobie wolność, a miłość to swego rodzaju uzależnienie emocjonalne"
padały też słowa o wolności d...
okazało się że właśnie z tą wolnością d... były u tej pani problemy.
Jakże łatwo można szafować uzależnieniami.
A może to życie???
może lepiej nie uzasadniać tylko powiedzieć prawdę???
Tą że na dziś nie jest się w stanie wybaczyć również.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-07, 09:24
J23............ ależ możesz-jak piszesz o swoich doświadczeniach- tkwić w poczuciu krzywdy i nie wybaczać.Możesz mówić swojej krzywdziecielce/lowi że cierpisz i nie jesteś w staniu mu wybaczyć.
Możesz mu tego nie mówić i nie wybaczać.
Wybór należy do Ciebie.
j23 napisał/a:
Nie przekonałeś mnie.
J23.........i nie było moim zamiarem przekonywanie Ciebie do mojego widzenia.
Ja to ja ,a Ty to Ty.
Każdy z nas chodzi w swoich butach.
Piszesz.............ja odnoszę się do poruszanego problemu.Nie do osoby.
Piszę tak jak czuję,jak podpowiada mi moje doświadczenie podobnego problemu.
Ja staram sie wybaczać.Nawet wtedy gdy mój "krzywdzieciel"nie poczuwa sie do winy.
Po co??? Bo nie staję się jego niewolnikiem,niewolnikiem gniewu,bo ten stan wcale,ale to wcale nie jest mi potrzebny.
Bo to dla mnie wątpliwej jakości przywilej.
I tyle.
A TY????
Masz inne widzenie.........i ja to szanuję.
Pogody Ducha
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-07, 15:21
nałóg napisał/a:
Ja staram sie wybaczać.Nawet wtedy gdy mój "krzywdzieciel"nie poczuwa sie do winy.
w opisywanej przeze mnie sytuacji skrzywdzony również się stara:
j23 napisał/a:
Czyż nie lepiej -skoro zależy nam na relacjach z tą osobą - powiedzieć:
"słuchaj ja bardzo bym chciał ci wybaczyć, ale twoja postawa mi w tym przeszkadza. Zastanów się nad tym."
Dla mnie tkwienie w gniewie, separacja i oddalanie się od siebie również jest mało wątpliwą przyjemnością.
Nie ma odpowiedzi, która postawa na "dziś" danego skrzywdzonego jest lepsza.
Różnicę w postawach wykazaliśmy. Masz rację każdy ma swoje buty i każdy wie jaka postawa w danym czasie jest lepsza. Ja również Twojej nie neguję.
Nigdy nie wiemy na ile nasze wybaczenie krzywdziciel traktuje poważnie.
Dlatego uważam, że skoro widać iż lekko do tego podchodzi - postąpić tak jak opisywałem to ja.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-07, 16:44
J23, drażliwa, prowokująca postawa krzywdzącego może też być efektem jego cierpienia z powodu świadomości wyrządzonej przez niego, a ciągle niewybaczonej - krzywdy. Trudno przyznać się do tego, że chciałbym/abym, aby mi wybaczono. Powiedzieć "uznaję swój błąd, wybacz mi" - to (wbrew pozorom) bardzo trudne... Łatwiej natomiast udawać twardziela, któremu na przebaczeniu win wcale nie zależy, czy też zachowywać się jak człowiek zupełnie niewinny. Ale tego nie sposób sprawdzić - co czuje w środku drugi człowiek - czy to rzeczywiste poczucie "niewiny", czy też pewna taktyka...
Warto jednak próbować przebaczyć - najpierw z myślą o sobie, a dopiero gdzieś potem, kiedy krzywdziciel uzna swój błąd - ujawnić się z tym przebaczeniem przed nim. Żeby nie deprawować ...
Jednak nigdy nie wiadomo, czy to moja trudność z wybaczeniem wynika ze złej postawy jej/jego, czy też jej/jego zła postawa skutkiem mojego niewybaczenia.
Złość krzywdziciela bywa rozpaczliwym wołaniem o przebaczenie, choć na pewno nie takim, jakiego oczekuje skrzywdzony. Ten oczekuje skruchy...
Ujawnienie się z przebaczeniem jest zawsze ryzykiem - nigdy nie wiadomo na ile poważnie zostanie potraktowane, odpowiednio docenione. Jednak, kiedy zmęczenie sytuacją (po obydwu stronach) wielkie - warto podjąć to ryzyko i sprawdzić... Być może, efekty mile zaskoczą - obydwoje?
j23 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-07, 22:04
róża napisał/a:
Ujawnienie się z przebaczeniem jest zawsze ryzykiem - nigdy nie wiadomo na ile poważnie zostanie potraktowane, odpowiednio docenione. Jednak, kiedy zmęczenie sytuacją (po obydwu stronach) wielkie - warto podjąć to ryzyko i sprawdzić... Być może, efekty mile zaskoczą - obydwoje?
uważam, że szczera rozmowa, w której krzywdziciel dowiaduje się iż jesteśmy gotowi wybaczyć jest już dla niego dostatecznym sygnałem. Myślę, że właśnie takie postawienie sprawy, jasne i bez okłamywania żadnej ze stron - prowadzi do prawdziwego wybaczenia i pojednania. A jeżeli krzywdziciel nie doceni, iż wyciągamy do niego rękę, dajemy szansę na naprawę zła. Cóż jak to nałóg mówi - jego buty.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-08, 00:29
róża napisał/a:
, drażliwa, prowokująca postawa krzywdzącego może też być efektem jego cierpienia z powodu świadomości wyrządzonej przez niego, a ciągle niewybaczonej - krzywdy. Trudno przyznać się do tego, że chciałbym/abym, aby mi wybaczono. Powiedzieć "uznaję swój błąd, wybacz mi" - to (wbrew pozorom) bardzo trudne... Łatwiej natomiast udawać twardziela, któremu na przebaczeniu win wcale nie zależy, czy też zachowywać się jak człowiek zupełnie niewinny. Ale tego nie sposób sprawdzić - co czuje w środku drugi człowiek - czy to rzeczywiste poczucie "niewiny", czy też pewna taktyka...
Różyczko zgadzam sie w pełni.....opieram sie na własnym doświadczeniu i relacji mego męza
NORBERT [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-08, 12:34
róża napisał/a:
drażliwa, prowokująca postawa krzywdzącego może też być efektem jego cierpienia z powodu świadomości wyrządzonej przez niego, a ciągle niewybaczonej - krzywdy. Trudno przyznać się do tego, że chciałbym/abym, aby mi wybaczono. Powiedzieć "uznaję swój błąd, wybacz mi" - to (wbrew pozorom) bardzo trudne... Łatwiej natomiast udawać twardziela, któremu na przebaczeniu win wcale nie zależy, czy też zachowywać się jak człowiek zupełnie niewinny. Ale tego nie sposób sprawdzić - co czuje w środku drugi człowiek - czy to rzeczywiste poczucie "niewiny", czy też pewna taktyka...
Hmmmm różo a może na spojrzec tak?????
Wiadomo każdy szuka wszak przebaczenia
zatem .....
czy to ucieczka przed przyznaniem sie do winy????
zakładam że są szczere chęci-czyli jak człowiek zauważy błędy....to je uznaje,jest ich świadom i pragnie naprawy.
czy to granie twardziela????
zakładam że prędzej strach przed odrzuceniem i obrona przed słowami nan nic mi twoje przeprosiny one i tak nieszczere.
czy to szukanie że jestem niewinny????
zakładam że nastąpiła gruntowna ocena siebie i faktyczne uznanie swych win, ale pewnie także wyszukanie tego co na wyrost zostało nam dopisane.
czy to zatem jakaś taktyka????
byc może to bezsilnośc wobec sytuacji ciągłego braku wybaczenia i wciąz widzenia siebie przez skrzywdzonego jako wiecznego krzywdziciela.......
Różo to sa trudne sprawy i napewno bez zrozumienia i współpracy dwojga ,a także chęci naprawy związku nie ma możliwości pójścia na lepsze......
i znów pojawia się ta chęc dwojga......bo fiasko jest wówczas
jak krzywdziciel nie ma zamiaru nic naprawiac.......a także jak skrzywdzonemu nie zależy na naprawie........
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.