Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Nie mam sumienia, błagam Was o pomoc.
Autor Wiadomość
Malwina75
[Usunięty]

  Wysłany: 2011-07-30, 14:34   Nie mam sumienia, błagam Was o pomoc.

Przyszłam tu z błaganiem do Was o modlitwę za mnie.
Czytam forum od dawna, przeczytałam jednym tchem wszystkie tu historie, jednak chyba żadna do mnie nie pasuje.
Wiem, co trzeba robić, wiem, jak muszę postąpić, a jednak tak bardzo potrzebuję modlitwy, wysłuchania, choćby to były anonimowe osoby w Internecie.
Nie mam o sobie najlepszego zdania, wręcz przeciwnie, myślę o sobie jak najgorzej.
Gdybym spotkała taką osobę na swojej drodze, pewnie zastanawiałabym się, czy to możliwe, by ktoś tak podły poruszał się bezkarnie po świecie.
Ja się poruszam, pozornie bezkarnie, chociaż dusza mi gnije i jest mi potwornie źle – to takie górnolotne sformułowanie, ale nie ma lepszego określenia.
Myślę, że nie mam sumienia, nie umiem kochać, nie umiem wierzyć i jestem bezdennie głupia.
Wyszłam za mąż w 2002 roku, mam obecnie 36 lat, nie mamy dzieci. Pobraliśmy się z miłości, po ponad dwuletnim związku. Na mojego męża nie mogę złego słowa powiedzieć – obiektywnie jest to dobry, porządny człowiek, chociaż niewierzący (agnostyk) i antyklerykał. Jest uczciwy i prawy, ma naturę trochę dziecka, mimo wieku, taką niewinną. Tak przynajmniej go widzę.
Od 2004 roku wikłam się w przeróżne romanse, większość z kontaktami fizycznymi.
Wiele razy myślałam, jak to się stało, kiedy był ten pierwszy raz. Co mnie popchnęło i nie wiem. Czy ja naprawdę potrzebowałam adoracji, uwielbienia, że aż upodliłam siebie i moje małżeństwo? Boże mój, nie będę opisywać tego wszystkiego, bo wstyd mi bardzo, wiele razy pisałam sobie „ na brudno” i wychodziło, jaka jestem płytka i powierzchowna.
Mąż o niczym nie wie. Nie domyśla się. Wiem, że to durne usprawiedliwienie, ale myślałam sobie: tak bardzo masz mnie gdzieś, niczego nie widzisz, bo nie patrzysz na mnie, nie interesujesz się mną, nie widzisz we mnie człowieka, kobiety – to masz. Inni widzą. Nie werbalizowałam sobie tego w ten sposób, ale myślę, że moje myśli tak krążyły.
Czy rozmawiałam z mężem o tym? Wielokrotnie. Zazwyczaj zaczynało się od pretensji męża, że nie chcę zbliżeń. Tyle, że ja nie potrafiłam się przemóc. Miałam wrażenie, że mąż widzi to właśnie jako zwyczajowe zaspokojenie własnych potrzeb, nie zastanawiał się nad tym, czy jestem w nastroju, obwiniał mnie, że wszystko psuję.
No owszem, mogłam zacisnąć zęby i niech robi swoje, ale ja tak nie chciałam. Dla mnie to byłoby jak gwałt. :( Problem się nasilał, bo mąż nie chciał przyjąć do wiadomości, że dużo może zdziałać, by sytuacja się zmieniła. Wystarczy, by chciał coś poczytać o tym, czym dla kobiety jest jest seks. Ale on uważał, że wszystko jest w porządku. Kasę na życie daje, ciężko pracuje, a moim zadaniem jest zadowolić go w nocy. No tak to w skrócie wyglądało. Okropnie to brzmi, mąż jest wrażliwy i inteligentny, ale w tej jednej kwestii ma jakieś zatwardziałe poglądy i betonową postawę. Nie chciałam krytykować go w takiej intymnej kwestii – więc kończyło się tylko na ogólnych sporach i osobnym spaniu.
Wikłałam się w romanse i byłam w swoim żywiole. Uwielbiana przez mężczyzn, którzy zachwycali się mną, moim ciałem. Nikt z nich nie wiedział, że jestem mężatką, zazwyczaj mieszkali daleko od mojego miasta. Kiedy romans zaczynał poważnieć, a kochanek już planował sobie życie ze mną, wycofywałam się i uciekałam pod byle pretekstem.
Czy miałam wyrzuty sumienia? Miałam, źle spałam, miałam koszmary.
Podczas spotkań z kochankami, tęskniłam za mężem i wysyłałam mu słodkie smsy, by nie czuł się samotny. Nienormalna jestem.
Trzy lata temu mąż wreszcie się ocknął. Nie, niczego nie podejrzewał nadal – wiem, że gdyby się dowiedział, walizka z moimi rzeczami stałaby na korytarzu. Po prostu sam poczuł się samotny i z płaczem powiedział mi, że chce się rozstać. Przepłakaliśmy całą noc, a do mnie dotarły dwie rzeczy. Że po pierwsze czekałam na to, na ten przełom. A po drugie, że chcę być z mężem. Natychmiast zerwałam kontakt z moim ówczesnym kochankiem i przez kolejne półtora roku byłam przykładną żoną (tyle, że bez zbliżeń, tu nic się nie zmieniło). Byłam wierna, dbałam o męża, gotowałam mu smakołyki, starałam się spędzać z nim więcej czasu, chodzić na spacery, do kina, uczestniczyć w jego hobby, interesować się nim. Nie czułam z serca takiej potrzeby, wiele razy zmuszałam się do tego, by było miło, ale uważałam, ze trwając w takiej postawie, odbuduję to romantyczne uczucie do mojego męża. Wtedy też zbliżyłam się do Boga. Nie, nie było spowiedzi, ale codziennie chodziłam na nieszpory gregoriańskie, co pomagało mi się wyciszać, przybliżało do chwili, kiedy mogłabym już zacząć przygotowywać się do spowiedzi, poczucia, że jestem jeszcze chociaż coś warta. Może niewiele, ale zawsze coś.
Odbudowałam za to uczucie męża. Przestał mówić o zerwaniu, wyczułam, że jest zadowolony, ale…znowu zaczął znikać przed komputerem, przestał dbać o wspólnie spędzony czas. Praca, gry, jedzenie i sen. Plus oczywiście poczucie zadowolenia, że jest miło, żonka siedzi w domu i jest ok. Znowu było mi samotnie, ale czułam, że innej drogi na razie nie ma i pilnowałam się. Kiedy pojawiał się ktoś atrakcyjny na horyzoncie, uciekałam. Oczywiście do czasu. Półtora roku temu na spotkaniu ze znajomymi poznałam Adama. Miło się rozmawiało, podobał mi się szalenie i kiedy zapytał, czy jestem mężatką, a ja powiedziałam „nie” – wiedziałam, że zmora wróciła. :(
Związek był „cudowny” – oj wiem, jak to brzmi. Ale było mi dobrze chwilami, miałam znowu po co wstawać, po co żyć. Ktoś cieszył się z takich drobiazgów, których mój mąż nie zauważał i nie doceniał. I tak dalej, inne bzdury w ten deseń.
Miesiąc temu odwiedziłam go w jego domu i pierwszy raz od długiego, długiego czasu, czułam się tak fatalnie z tym, co robię, jaka jestem, że oszukuję ludzi, męża, kochanka, że uciekłam stamtąd po dwóch dniach, przerywając związek, który trwał ponad półtora roku.
Od miesiąca usiłuję znaleźć sens, bym w ogóle żyła. Nie o to chodzi, że mam myśli samobójcze, na to jestem za dużym tchórzem, ale po prostu chciałabym, aby mnie w ogóle nie było. Jestem takim śmieciem moralnym. Zabieram powietrze porządnym ludziom.
Mam dosyć wszystkiego, siebie. Chcę być normalną żoną, która pragnie tylko swojego męża i umie docenić to, co ma.
Zniszczyłam marzenia wielu mężczyznom, nieświadomym, że byli wykorzystywani przeze mnie do moich zachcianek (bo przecież nie z miłości).
Mój mąż ma za żonę jakąś poczwarę. Dobija mnie to.
Tak chciałabym się z tego uwolnić…
Moja relacja z Bogiem jest na zasadzie, że boję się wejść do kościoła. Modlę się i przygotowuję się do Spowiedzi, wielkiej spowiedzi. Czytam zachłannie wszystko, co traktuje o Bożym Miłosierdziu i trzymam się tego bardzo mocno.
Nie chodzi o to, że zwlekam ze Spowiedzią, ale mam świadomość, jak ciężkie grzechy mam na sumieniu, chcę się oczyścić tak naprawdę.
Teraz dopiero zaczynam bać się Boga.
Czego chcę?
Chciałabym zakochać się w moim mężu na nowo, chcę, by był ze mną szczęśliwy, chciałabym mu wynagrodzić te podłości, które mu wyrządziłam, a których nie jest świadomy.
Chciałabym mieć dziecko, normalną rodzinę.
Ktoś powie: proste, skoro tego chcesz.
Ale ja wiem, że nie jest to proste. Modlę się do Boga o odsunięcie pokus, o to bym zapomniała, nie wspominała, pamiętała jedynie tylko mój ból i błędy, a nie przyjemność i jakieś miłe chwile, za którymi tak mi się tęskni.
Wiem, że problem tkwi we mnie, że muszę sama znaleźć w sobie szczęście, nie szukać do tego innych ludzi. Wiem, że mąż nie jest od uszczęśliwiania mnie. Wiem, że moje życie przed ślubem (wspólne mieszkanie, współżycie) spowodowało, że małżeństwo miało cień, pewnie nie do końca odkupiony. Naprawdę tyle już wyciągnęłam mądrości z tego forum, że nic tylko budować.
Ale potrzebuję Waszej modlitwy, bym wytrwała, bym dała się w pełni zaopiekować Panu Bogu. Sama nie dam rady, błagam, pomóżcie mi.
Chcę być dobrym człowiekiem, nie chcę już nigdy tak więcej postępować. Błagam o modlitwę, bym odtąd podejmowała tylko dobre, mądre decyzje, bym wyszła z tego kokonu znieczulicy, w jakim jestem.
Myślę o terapii, wspomniałam mężowi o tym. Mówiłam mu, że chyba cierpię na depresję, ale to nie depresja, tylko podłość i brak sumienia. Czy na to jest jakaś terapia?
Nie wiem, co jeszcze pisać. I tak nie napisałam wszystkiego. Tylko, czy jeśli ktoś jest na dnie, to czy ma to znaczenie, ile jeszcze kamieni na nim leży? Niżej upaść nie można. Naprawdę, niżej upaść nie mogłam.
I boję się tego, co będzie. Bo nawet teraz, kiedy to piszę – mam świadomość tego zła, a nie mogę pozbawić się wrażenia, że za mało cierpię w stosunku do tego, co zrobiłam. Mam wrażenie, że czeka na mnie jeszcze jakaś kara i mój system obronny powoduje, że jest duszę mam z kamienia. :(
Przepraszam za ten chaos.
Proszę Was o modlitwę za mnie…………………….
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-30, 16:10   

Malwino, każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Nie warto już teraz zagłębiać się, ile tych kroków masz zrobić, ważne być mieć na widoku, na mecie - Cel. Pewien krok już zrobiłaś - jesteś tu. Witaj zatem. Następne kroki też przyjdą, chociaż od razu uprzedzę Cię, że pokus w życiu nie unikniesz. Będą zawsze. Ale możesz, z pomocą Bożą, nauczyć się je odpierać i świadomie omijać rafy.

Pod Twoją obronę....
 
     
Malwina75
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-30, 20:40   

Witaj Nirwanno, dziękuję za Twój post. Dziękuję też innym za wiadomości prywatne i za deklarację modlitwy za mnie. Daje mi to naprawdę wielką siłę, no i nadzieję. Dziękuję, że nikt mnie nie potępił. Naprawdę zaczynam wierzyć, że Bóg mnie tu przyprowadził. Ja modlę się także za Was wszystkich.
Dziękuję...

...uciekamy się Święta Boża Rodzicielko...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-30, 21:23   

Malwina75,
Witaj,
twoja historia jest bardzo zagmatwana i bardzo prosta zarazem. Znajduję w niej nawet ciut własnej. Pocieszę Cię, nie jest tak źle skoro patrzysz w kierunku Boga, wyjdziesz z tego gdy determinacja naprawy życia będzie równie mocna jak w chwili pisania postu.
Twoja droga do uzdrowienia wiedzie przez konfesjonał, Eucharystię, zadośćuczynienie Bogu i ludziom, terapię psychologa, seksuologa, rozmowę z ks. egzorcystą. Myślę,że najpierw terapię będziesz prowadzić skrycie-Ty i Bóg bez wglądu osób trzecich, a gdy umocnisz się przyjdzie czas na włączenie w nią męża i terapeutów.
Bóg Cię woła, abyś żyła pełną piersią bez wstydu i nie w błocie, ale tańcząc przed Pańskim Tronem. Jesteś bożym dzieckiem, czas już odzyskać jego godność. I to jest możliwe, najlepiej poproś Maryję o prowadzenie. Zobaczysz ile delikatności, dobra i Miłości otoczy Cię, gdy powierzysz Jej swoją nędzę.
Jeśli chcesz odzyskać swoje Życie to trafiłaś w miejsce, gdzie bez oceniania , ale szczerze, aż do bólu Sycharki pomogą Ci spojrzeć na siebie. Czasem to bolesne, ale pomaga. :mrgreen:

Malwina75 napisał/a:
Myślę o terapii, wspomniałam mężowi o tym. Mówiłam mu, że chyba cierpię na depresję, ale to nie depresja, tylko podłość i brak sumienia. Czy na to jest jakaś terapia?

Tak, Chrystus i Jego uzdrawiająca Miłość. Z tego co piszesz to problemy duchowe przebiły się do ciała i umysłu. Więc leczenie zaczyna się w konfesjonale, a dalsza terapia poukłada się także z udziałem ludzkich terapeutów, niejako sama za natchnieniem Ducha Św. Będzie przychodziło zrozumienie potrzeb i sposobu ich zaspokojenia, gdy zaczniesz się modlić i prosić o to.

Malwina75 napisał/a:
Moja relacja z Bogiem jest na zasadzie, że boję się wejść do kościoła. Modlę się i przygotowuję się do Spowiedzi, wielkiej spowiedzi. Czytam zachłannie wszystko, co traktuje o Bożym Miłosierdziu i trzymam się tego bardzo mocno.
Nie chodzi o to, że zwlekam ze Spowiedzią, ale mam świadomość, jak ciężkie grzechy mam na sumieniu, chcę się oczyścić tak naprawdę.


Zachęcam do wizyty w Sanktuarium Maryjnym i powierzenie twoich trosk przed tronem Matki, Ona znajdzie sposób, aby Cię ośmielić do spowiedzi. Dla swoich dzieci, które potrzebują czyni takie cuda, aby pojednać je ze Zbawicielem,że zdanie się na Jej pomoc to najlepsze co możesz zrobić. Zaufaj Jej i pozwól się poprowadzić.
Jeśli boisz się wejść do kościoła, to przed wejściem poproś Maryję o odwagę. Jeśli potrzeba szczera to od razu doświadczysz pomocy. :mrgreen:

Malwina75 napisał/a:
Ale potrzebuję Waszej modlitwy, bym wytrwała, bym dała się w pełni zaopiekować Panu Bogu. Sama nie dam rady, błagam, pomóżcie mi.


Ta prośba to już cud. :mrgreen:


....naszymi prośbami racz nie gardzić....
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 349
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-07-31, 11:26   

...w potrzebach naszych,
ale od wszelakich złych przygód
racz nas zawsze wybawiać,
Panno chwalebna i błogosławiona...
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-31, 13:36   

Malwina -terapia
leczenie uczuć
powoli
do przodu
tylko trzymaj kierunek
życie naprawdę jest piękne :mrgreen:
Ty wybierasz
 
     
Malwina75
[Usunięty]

Wysłany: 2011-07-31, 14:40   

Dziękuję Wam. Kingo, czekałam na Twoją odpowiedź, niesamowicie podniosła mnie na duchu.

Marku, trzymam kierunek. Odczuwam to teraz jako ciężką pracę, bo jest tak:

Każdego dnia rano budzę się i jest źle.
Poczucie beznadziei, brak jakiegoś takiego światła w tunelu, samotność (bo przecież nie mogę powiedzieć nikomu, zwierzyć się, podzielić się tym - poza Wami).
Zaczynam sobie wmawiać różne głupoty. Że Bóg mi nie pomoże, bo może nasze małżeństwo było nieważnie zawarte. Mąż jest niewierzący, sakrament bierzmowania przyjął na kilka tygodni przed ślubem (chociaż Pismo Święte zna doskonale, ma nawet swoją ulubioną księgę [Koheleta]). Wiem, że są praktykowane śluby z osobami oficjalnie niewierzącymi, ale wtedy się to inaczej odbywa, małżonek nie wypowiada zdaje się całej formuły itd. Tutaj było pewnego rodzaju oszustwo. Chociaż zaznaczam, że mój proboszcz, który udzielał nam ślubu - wiedział od dawna, że mąż jest daleko od Boga w sensie świadectwa wiary, wiedział, że bierzmowanie jest świeże, a na rozmowie przedślubnej dowiedział się, że mąż naukę religii skończył na III klasie szkoły podstawowej. Mąż jest dobrym człowiekiem, no ale nie w imię Boga - teraz nie wiem, czy to się nie wyklucza. :( Proboszcz wtedy powiedział, że każdy taki "niewierzący" przyciągnięty do Kościoła to skarb. No nie wiem.... Nie miałam z kim chodzić do kościoła, więc samej mi się nie chciało. I tak - usprawiedliwiając się zachowaniem męża, sama się do tego kościoła oddaliłam. Taka to była moja wiara.... :(

Rozumiecie - pewnie się mylę, jednak tak sobie właśnie to tłumaczę.
Że może nasze małżeństwo nie miało błogosławieństwa, takiego jak trzeba i że sama do tego dopuściłam. I że wtedy i życie z mężem jest grzechem. Może dlatego nie mamy dzieci, chociaż pierwsze dwa lata po ślubie współżycie było częste i oczywiście bez żadnych zabezpieczeń. Teraz to niemożliwe ze względów fizycznych. Zaczynam wariować.
W ciągu dnia modlitwy, przy każdej okazji. Każdą myśl i tęsknotę, która wraca do kochanka, zagłuszam szepcząc "Ojcze Nasz" z naciskiem na "nie wódź nas na pokuszenie" lub powtarzając kilkanaście razy pod rząd "Jezu, ufam Tobie". Wtedy się uspokajam, ale takie sytuacje wracają.

W ciągu dnia cały czas od nowa sobie tłumaczę, że idę dobrą drogą. Że to jest jedyne wyjście, tak ma być i tak jest dobrze. To jak orka na ugorze. Na przemian ściśnięte gardło z ulgą. Falowo.

Pod koniec dnia już czuję się prawie całkiem znośnie. Uspokojona, nastawiona pozytywnie, tak jakbym po ciężkim dniu przekonywania kogoś do słuszności podjętej decyzji, odniosła wreszcie sukces. Uśmiecham się szczerze i modląc się, zasypiam, potwornie zmęczona psychicznie.

Budzę się i zmora siedzi na piersi od nowa. Od nowa ciężka praca i modlitwa.
Jestem zmęczona, ale nie poddaję się. Dlatego modlę się głównie o siły i wytrwałość.


Martwię się, że jestem chora psychicznie. Nie wszystko można usprawiedliwić samotnością czy zagubieniem, brakiem zrozumienia, potrzebą adoracji czy brakami z dzieciństwa, ciągłą potrzebą dowartościowania się.

Tu nawet nie chodziło o seks.

Ogólnie, martwię się tym, że miesiącami, latami mogłam prowadzić podwójne życie, kłamać na wszystkie strony, tak lekko czasami mi to przychodziło, bez zająknięcia. Można powiedzieć, że wyspecjalizowałam się w tym do tego stopnia, że mąż wielokrotnie sam namawiał mnie do wyjazdów, a kochanek uważał mnie za fantastyczną partię i miłość swojego życia.

Przyjeżdżałam do domu i płakałam, że po co mi to? Co ja z tego mam? Byle jakie życie na ciągłym oszukiwaniu ludzi. Gdzie są te stracone lata? Co ja zrobiłam?
I żeby chociaż mąż w czymś był niedoskonały, krzywdził mnie. Nie - w ogólnym rozrachunku mąż zawsze okazywał się od tych drugich lepszy, mądrzejszy, przystojniejszy, bardziej zaradny. Może poza sferą intymną, chociaż tu nie chodzi o samą technikę, tylko podejście, czułość, zachwyt mną, jako kobietą.

Bywało, że wracałam z postanowieniem powrotu do normalności, ale gdzieś potem mąż nacisnął wrażliwą strunę, nie zauważył znaczącej zmiany w moim wyglądzie i dalej była równia pochyła. Jego zainteresowanie mną ograniczało się jedynie do kontroli, niż do żywej ciekawości, co robiłam, jak się czuję itd. Znowu pojawiało się takie poczucie, że nie chciałam być obsługiwaczką, sprzątaczką, praczką i kucharką. Że mąż tak naprawdę nic nie wie o mnie, nie zna mnie i nie chce znać. A rozmowy z nim kończyły się ciągle tym samym tekstem męża: bo mnie odtrącałaś w nocy. No odtrącałam, bo czułam się jak dodatkowy punkt dnia. Po prostu sięgał sobie po mnie w nocy i tyle. I nie przeszkadzało mu to, że wcześniej pośmiał się z mojej pracy, że mało płatna, a także to, że jestem zmęczona, czymś zasmucona i potrzebuję dłuższej chwili na nastrojenie się. Nie chciało mu się czekać, starać, chciał szybko i od razu, a ja tak nie mogłam.

Najgorsze, że nawet naprawdę delikatne rozmowy nie dają żadnych rezultatów. Podsunęłam mu książki Dobsona, to ani ich do końca nie przeczytał, a to co przeczytał - to po to, by podkreślić ołówkiem, moje błędy opisane w tych książkach, jakby chciał potwierdzić: miałem rację, to twoja wina. Mąż jest ambitny w każdej dziedzinie i gdybym powiedziała, że w tej jednej intymnej nawala, byłby to koniec. Zablokowałby się totalnie. Do seksuologa nie pójdzie na pewno, po prostu ujma na honorze. Moja wina jest i koniec. :(

Dużo pracy przede mną, wiem. Ale nie ma innego wyjścia. Dłużej tak żyć jak żyłam nie mogę - choćby z takiego powodu, że przecież i tak to do niczego nie doprowadzi, a w rezultacie czuję się psychicznie jeszcze gorzej niż przed upadkiem.

W dalszym ciągu proszę o modlitwę.
 
     
Anna Teresa
[Usunięty]

Wysłany: 2011-08-01, 20:24   

Myślę, że dobrze trafiłaś tu na ta stronę, ja tu nie jestem kto wie jak długo, ale czytam różne posty i czasem mi one pomagają, jakoś tak spokojniej podchodzę,że każdy ma problemy w małżeństwie i widzę , że trzeba ciągle walczyć o to małżeństwo. Twoja sytuacja jest trudna to fakt, ale widać, że bardzo chcesz to wszytko zmienić i trzymasz się Boga. Ja też zbieram się do spowiedzi świętej i nie wiem kiedy dojdę bo wcale nie jest to takie proste, też się obawiam jej , bo żyję w ciężkim grzechu gdyż to ja złożyłam pozew o rozwód,żałuje tego bardzo, dopiero po czasie widzę że to mój największy błąd, bo mój mąż nigdy już raczej do mnie nie wróci , ma swoje pocieszenie i tak sobie żyje z dnia na dzień... pocieszając się

[ Dodano: 2011-08-01, 20:30 ]
To pocieszenie znalazło się jak nie mieszkaliśmy razem ale byliśmy nadal małżeństwem,myślałam że to zakończy ale nadal to ciągnie i się pociesza
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy
Nagrania z konferencji "Program "Wreszcie żyć - 12 kroków ku pełni życia" - szansą odnowy człowieka i Kościoła"
TVP 1 - powroty po rozwodzie | TVP 1 - świadectwa Sycharków | Kiedy pojawiło się nieślubne dziecko
NAGRANIA z rekolekcji na Górze Św. Anny 28-30.10.2011 >> | Świadectwo Agaty >> | Świadectwo Haliny >>

SYCHAR pomoże wyjść z kryzysu | Każde trudne małżeństwo do uratowania | Posłuchajmy we dwoje, bo nic byś nie zyskał


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...


Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."














"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Wierność Bogu i małżonkowi


Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań

Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."





To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...





Uhonorowano nasze Forum Dyskusyjne tytułem - WARTOŚCIOWA STRONA :::::::::::::::::::::::::::
Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
mocne strony maki marcinm
iskierka darzycia rozszczep kręgosłupa wodogłowie epilepsja
wodogłowie chore dziecko epilepsja padaczka
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9