Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
SPOWIEDŹ
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-17, 20:41   

Katecheza: Szafarz sakramentu pokuty
o. Benedykt Cisoń CSsR

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=24777
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-04-13, 17:44   

Druga Noc Konfesjonałów odbędzie się w Wielkim Tygodniu w świątyniach Szczecina i Pomorza Zachodniego. Noc spowiedzi rozpocznie się o godzinie 21.37 w Wielki Czwartek. Potrwa do ranka w Wielki Piątek.

To zdarza się tylko raz w roku - będą czekać całą noc

Druga Noc Konfesjonałów odbędzie się w Wielkim Tygodniu w świątyniach Szczecina i Pomorza Zachodniego
Druga Noc Konfesjonałów odbędzie się w Wielkim Tygodniu w świątyniach Szczecina i Pomorza Zachodniego. Noc spowiedzi rozpocznie się o godzinie 21.37 w Wielki Czwartek. Potrwa do ranka w Wielki Piątek.

Jak wspomina rzecznik kurii szczecińsko-kamieńskiej ks. Sławomir Zyga, w ubiegłym roku w Noc Konfesjonałów wyspowiadało się w Szczecinie kilka tysięcy osób.

W mieście pojawią się banery, ulotki, plakaty promujące inicjatywę szczecińskich księży. Podobnie jak w ubiegłym roku akcja promowana będzie także przez portale społecznościowe i własną stronę internetową www.nockonfesjonalow.pl , która ma być uruchomiona do Niedzieli Palmowej. Można tam będzie znaleźć informacje na temat akcji, adresy kościołów biorących w niej udział, porady dotyczące rachunku sumienia i spowiedzi.

W Niedzielę Palmową w największym centrum handlowym Szczecina, studenci rozdadzą kilka tysięcy ulotek zachęcających do udziału w akcji.

Tegoroczna Noc Konfesjonałów na terenie diecezji szczecińsko-kamieńskiej odbędzie się w Szczecinie, Stargardzie Szczecińskim, Świnoujściu, Goleniowe, Myśliborzu. Całonocnym spowiedziom będą towarzyszyć medytacje i czuwania, rozważania drogi krzyżowej, gorzkich żali i rachunku sumienia. W szczecińskiej katedrze będzie możliwość wyspowiadania się w języku niemieckim, angielskim, włoskim i hiszpańskim.

W akcję zaangażowanych jest wiele wspólnot i kapłanów m.in. dominikanie, redemptoryści, salezjanie, księża chrystusowcy oraz księża diecezjalni.

http://wiadomosci.onet.pl...-wiadomosc.html

Ubiegłoroczna szczecińska akcja nocnych spowiedzi była pierwszą tego typu w Polsce, ale idea nie była nowa. Po raz pierwszy nocne spowiedzi przeprowadzili księża w Chicago i Nowym Jorku w 2007 r.

http://wiadomosci.wp.pl/k...ml?ticaid=1c1f2
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-06-16, 12:24   

Oglądasz filmy na YouTube? Bój się

Kościół Katolicki ostrzega, że grzechy współczesne tylko na pozór nie jawią się jako całkiem złe. To błąd. - Są tylko inną formą pychy, chciwości, nieczystości, zazdrości, nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, gniewu, lenistwa. Niestety, nie dostrzegamy tego - mówi w "Super Expressie" ksiądz Marek Przybylski z Kurii Warszawskiej.

Są nowe współczesne grzechy, z których też trzeba się wyspowiadać a niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. Do takich grzechów należy między innymi większa miłość do zwierząt niż do człowieka. Należy się więc wyspowiadać, jeśli kobieta ma plaster antykoncepcyjny na ramieniu a w słodkie ciuszki ubiera swojego psa.

To samo dotyczy zdrady przez internet, zaniedbywania rodziny, unikania małżeństwa, filmów na YouTube a nawet objadania się niezdrowym jedzeniem.


http://wiadomosci.wp.pl/k...mosc_prasa.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-09-26, 22:42   

Dariusz Kowalczyk SJ
Spowiedź, czyli przekonywanie o grzechu i miłości

Kryzys pokuty?

Mówi się dzisiaj dużo o kryzysie sakramentu pokuty, co najczęściej oznacza, że wierni bardzo niechętnie przystępują do kratek konfesjonału. Kiedy jednak patrzę na dwutysiącletnią historię sakramentu pojednania, to zastanawiam się, czy rzeczywiście obecny czas jest – w porównaniu z minionymi wiekami – czasem szczególnego kryzysu spowiedzi? I dochodzę do wniosku, że nigdy tak naprawdę nie było lepiej, a często bywało znacznie gorzej. Problem tkwi chyba w tym, że prawie każdemu pokoleniu wydaje się, że żyje w wyjątkowo trudnych, niespokojnych i naznaczonych upadkiem wartości czasach. Ci, którzy upierają się jednak przy tezie o współczesnym kryzysie spowiedzi, wskazują na jedną z przyczyn tegoż kryzysu, a mianowicie na zanik poczucia grzechu. Czy jednak rzeczywiście – w przeciwieństwie do naszych przodków – czujemy się bezgrzeszni?

Bezdroża orędzia grzechu

Jeśli mówimy o zaniku poczucia grzechu, to trzeba najpierw wspomnieć o nadużywaniu prawdy o ciemnej stronie ludzkiego życia. Przesada w ujmowaniu rzeczywistości grzechu sięga pism św. Augustyna, który – choć niewątpliwie był teologicznym geniuszem, a w dodatku został ogłoszony świętym – to w niektórych kwestiach negatywnie naznaczył całe wieki chrześcijaństwa. Przesadny pesymizm, co do naturalnych zdolności człowieka, demonizowanie sfery seksualnej i wyolbrzymianie wagi grzechów jej dotyczących, czy też różnego rodzaju teorie, głoszące zbawienie nielicznych, a potępienie wielu – to dziedzictwo między innymi właśnie św. Augustyna i jego uczniów. Biskup Hippony postrzegał ludzkość jako masę potępionych (massa damnata), spośród których jedynie mała garstka zdoła się, dzięki łasce Bożej, uratować. Ten pogląd w różnych wersjach przeważał w Kościele aż do XIX wieku. Św. Bonawentura twierdził na przykład, że jest więcej odrzuconych niż zbawionych, aby było jasne, że zbawienie możliwe jest dzięki szczególnej łasce, podczas gdy potępienie jest wynikiem zwykłej sprawiedliwości. Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort głosił natomiast – w oparciu o opinie pewnych świętych – że zbawiony zostanie zaledwie jeden człowiek na dziesięć tysięcy.

Ta tragiczna sytuacja ludzkości jest – zdaniem św. Augustyna – owocem grzechu pierworodnego, w wyniku którego w człowieku nie pozostało prawie żadne dobro, a zaczęły wypełniać go przeciwne Bogu złe skłonności. Wśród nich na pierwszy plan wysuwa się pożądanie seksualne. Przekazywanie grzechu pierworodnego dziecku, św. Augustyn łączy z fizycznym aktem płciowym rodziców, a szczególnie z towarzyszącymi temu aktowi cielesnymi emocjami. Tego rodzaju teorie zaowocowały podejrzliwością u wielu ludzi Kościoła co do seksualności człowieka. Grzechy dotyczące tej materii do dziś – nie wiedzieć czemu – uważane są za szczególnie ciężkie.

Ten pesymistyczny obraz człowieka wiązał się z postrzeganiem Boga jako groźnego i wymagającego sędziego. Figura wręcz bezlitosnego Boga znajdowała swój szczególny wyraz w rozumieniu sensu ofiary Chrystusa. Kaznodzieje – opisując relację Boga Ojca do ukrzyżowanego Jezusa – prześcigali się w szokowaniu słuchaczy. Jeden z nich, podczas słynnych konferencji wielkopostnych, głoszonych w Paryżu w katedrze Notre-Dame, wołał:

Bóg widzi w Nim [Jezusie] żywy grzech […]. Jego święte ciało staje się, w zamian za nas, przedmiotem przeklętym […]. Wobec Niego sprawiedliwość Boża zapomina o wulgarnym stadzie ludzi i widzi tylko to dziwne i monstrualne zjawisko, na którym sobie czyni zadość. Oszczędź Go, oszczędź Go, Panie, to przecież, Twój Syn. - Nie, nie, to jest grzech. Trzeba, by był ukarany.

Kaznodziejom pomagali profesorowie teologii. Wykładowaca dogmatyki w jednym z francuskich seminarów duchownych, Jean Corne, tak oto interpretował opuszczenie Jezusa na krzyżu:

Jezus jawi się w oczach swego Ojca jako powszechny grzesznik, jako żywy grzech, jako byt przeklęty. […] Bóg już nie widzi w Nim swego ukochanego Syna, ale ofiarę za grzech, grzesznika wszystkich czasów i wszystkich miejsc, na którym zaciąży cała surowość Bożej sprawiedliwości. […] Było to uderzenie ostateczne. Bóg wyładowując swój gniew i swoją sprawiedliwość jest całkowicie usatysfakcjonowany. Jezus może umrzeć.

Przez całe wieki w kazaniach rzadko mówiono o Bożym miłosierdziu. Uważano, że bardziej skuteczne jest straszenie karą wiecznego potępienia.

Powyższy obraz Boga i człowieka nie mógł nie mieć poważnego wpływu na rozumienie i praktykę sakramentu pokuty. Do nie tak dalekiej przeszłości należą katechetki, które – chcąc dobrze przygotować dzieci do pierwszej spowiedzi – opowiadały o człowieku, który dał z zaświatów znak, iż został potępiony, gdyż jako dziecko nie wyznał podczas pierwszej spowiedzi jednego grzechu. Sakrament pokuty stał się w gruncie rzeczy jednym z sakramentów inicjacyjnych, za co krytykują katolików prawosławni.

Tradycyjna kolejność sakramentów: chrzest, bierzmowanie, Eucharystia, a potem ewentualnie pokuta, została zaburzona i w praktyce kolejność przeżywania sakramentalnej rzeczywistości mamy następującą: chrzest, pokuta, Eucharystia, bierzmowanie. W tej perspektywie małe dzieci okazują się być niegodne Eucharystii dopóki w sakramencie pokuty nie pojednają się z Bogiem i Kościołem. Co więcej, sakrament ten niejednokrotnie narzucany jest pierwszokomunijnym dzieciom dwukrotnie: np. trzy tygodnie przed komunią, a potem tuż przed nią, aby mieć pewność, że dziecię będzie całkowicie "czyste". Całe pokolenia wychowywane były w taki sposób, że zaczęto uważać spowiedź za wstępny, konieczny warunek przystąpienia do Komunii Świetej, jak gdyby Eucharystia była nagrodą za nieskazitelność, która możliwa jest jedynie zaraz po spowiedzi.

Do dziś nie brak wiernych (szczególnie mężczyzn), którzy raz albo dwa razy do roku przystępują w ostatnim momencie do "świątecznej" spowiedzi, aby zaraz potem przyjąć komunię, której kilka dni później czują się już – z bliżej nieokreślonych powodów – niegodni. Temu sakramentalnemu rytuałowi towarzyszy niejednokrotnie duży lęk, a nawet poczucie upokorzenia.

Bezdroża orędzia bezgrzeszności

Skrajną odpowiedzią na niewątpliwe nadużywanie prawdy o grzechu i winie jest współczesne orędzie bezgrzeszności i bezwiny.

Bezgrzeszność głoszona jest paradoksalnie z jednej strony w imię wolności jednostki, z drugiej zaś – na odwrót – w imię jej biologiczno-społecznego spętania. Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje (1 Kor 10, 23) – to słowa św. Pawła, z którym zgodziłoby się zapewne wielu współczesnych ideologów wolności. Problem w tym, jak rozumieć słowa: nie wszystko przynosi korzyść. Kto ma decydować o tym, co rzeczywiście przynosi korzyść, a co nie? Dziś wielu nie tyle chce mówić o życiu dobrym, którego wyznacznikiem byłaby wierność tzw. obiektywnym wartościom, co raczej o życiu autentycznym, w którym przede wszystkim chodzi o dobre samopoczucie.

Richard Rorty mówi o nowej kulturze, w której główną postacią jest liberalna ironistka: "Ironistkę cały czas niepokoi, że urodziła się w niewłaściwym plemieniu, że nauczono ją grać w niewłaściwą grę językową. Obawia się, że proces uspołecznienia, który dając jej język, uczynił z niej ludzką istotę, być może dał jej niewłaściwy język, a tym samym uczynił z niej niewłaściwą ludzka istotę. Nie potrafi jednak podać kryterium tej niewłaściwości". Nie potrafi – jak mniema – między innymi dlatego, że nie istnieje coś takiego jak natura ludzka, która mogłaby stanowić obiektywne kryterium tego, co jest właściwe człowiekowi. Istoty ludzkie bowiem tworzą się same i wszystko jest w gruncie rzeczy kwestią kultury.

Człowiek nie odnajduje w sobie jakiegoś kryterium dobra i zła, ale jest zdolny do wyobrażenia sobie innej sytuacji niż ta, w której się znajduje. Stąd tak naprawdę nie ma rzeczy "głęboko ludzkich". Są one jedynie przedmiotem wyobraźni. Człowieczeństwo polega na zdolności powiedzenia: rzeczy mogą wyglądać inaczej, a jeśli mogą wyglądać inaczej, to chcę, aby wyglądały inaczej. W tego rodzaju perspektywie to, co nazywamy grzechem, okazuje się być sprawą wyobraźni i kultury, a zatem ostatecznie czymś zmiennym. Aborcja, eutanazja, klonowanie ludzi, małżeństwa homoseksualne nie tyle są kwestią łamania zasad, co raczej realizacji podpowiadanych przez wyobraźnię możliwości. Jeśli coś można zrobić, to dlaczego by nie zrobić? Pytanie o zasadność jakiegoś postępowania zostaje zastąpione hasłem "dlaczego nie?".

Inny współczesny myśliciel, John Gray, uważa, że istnieje wiele różnych, pozostających w stosunku do siebie w opozycji, a nawet ze sobą sprzecznych, porządków wartości. Odmienne modele życia, jakie znajdujemy np. w Iliadzie, Nowym Testamencie lub księgach buddyjskich, mogą być równie piękne i mądre. Nie istnieje etyka uniwersalna. Trzeba założyć, że istnieje jakieś minimum wspólnych praw, ale nigdy nie będzie ono ustalone do końca, gdyż to, co nazywamy ludzką naturą, może rozwijać się na wiele różnych, niesprowadzalnych do siebie sposobów. W tej sytuacji mówienie o grzechu byłoby sensowne jedynie w odniesieniu do konkretnego kręgu kulturowego. To, co jest grzechem dla muzułmanina, nie jest nim dla chrześcijanina, i odwrotnie. Nowina o odpuszczeniu grzechów staje się w ten sposób czymś względnym, tak jak względny jest sam grzech. Można szukać odpuszczenia grzechów, ale można zmienić perspektywę, aby grzech przestał być grzechem, a poczucie winy zmieniło się w samozadowolenie.

Inną podstawę współczesnego orędzia bezgrzeszności dają nam nauki podkreślające wielorakie spętanie człowieka, które zwalnia go od odpowiedzialności, bez której z kolei nie ma sensu rozprawiać o grzechu i winie. Różne kierunki psychologii i socjologii starają się tłumaczyć ludzkie zachowania, a szczególnie czynienie zła, mechanizmami, wobec których człowiek jest bezradny. Moralność i poczucie winy byłyby tutaj wtórnym przejawem kontekstu społecznego. Niewątpliwie nie można całkowicie odrzucać koncepcji historycznego charakteru norm moralnych. Kiedyś na przykład niewolnictwo tłumaczono wręcz porządkiem nadanym przez Boga. Dziś świadomość społeczna i eklezjalna jest w tej materii całkowicie inna.

Istnieje też coś, co można nazwać grzechem strukturalnym, czyli takim wpływem struktur społecznych na człowieka, który zmusza go do popełniania złych czynów. Nędza materialna niejednokrotnie pociąga za sobą nędzę moralną. Ponadto na przykład zranienia z dzieciństwa mogą w dużej mierze tłumaczyć takie, a nie inne postępowanie osoby dorosłej. Jeśli jednak spętanie człowieka psychologicznymi, społecznymi i biologicznymi uwarunkowaniami podniesie się do rangi fundamentalnej prawdy o człowieku, to tym samym bardzo osłabia się sens mówienia o indywidualnym grzechu i winie.

Obok absolutyzowania wolności jednostki oraz jej spętania, które – choć zdają się nawzajem wykluczać – prowadzą do negacji chrześcijańskiej nauki o grzechu, warto zwrócić uwagę na swego rodzaju przed-osobową koncepcję winy. Zgodnie z nią człowiek, jeśli czuje się winny, to nie wobec drugiej osoby (Boga, innego człowieka), ale wobec "świętego porządku natury". Tego rodzaju winę stara się zmazać poprzez jakiś symboliczno-magiczny rytuał. Okazuje się, że odejście od wiary w Boga osobowego często wiąże się z powrotem do tego rodzaju praktyk, czego przykładem jest np. ideologiczny ekologizm, podniesiona do rangi religii psychoanaliza, czy też różne new-age`owskie rytuały oczyszczenia.

Uspokojenie sumienia czy nawrócenie?

Chrześcijaństwo pomimo różnych meandrów rozumienia grzechu zawsze podkreślało, że człowiek jest zdolny do udzielenia wolnej odpowiedzi swemu Stwórcy i Zbawicielowi. Ostateczną pozytywną konsekwencją tej ludzkiej odpowiedzialności jest niebo, natomiast jej ostateczną negatywną konsekwencją jest piekło. A zatem to pomiędzy niebem i piekłem rozgrywa się dramat ludzkiej wolności, grzechu i przebaczenia. Tyle że – jak się wydaje – w dzisiejszych czasach te same słowa oznaczają coś nieco innego niż dawniej.

Grzech, wina i przebaczenie w mniejszym stopniu dotyczą dziś wertykalnej relacji pomiędzy Bogiem a człowiekiem, a bardziej odnoszą się do relacji międzyludzkich. Rozprawiamy nie tyle o prawie Bożym, co raczej o prawach człowieka. Zniewolenie, dawniej utożsamiane z Bożym gniewem lub szatańskimi zakusami, dziś kojarzone jest raczej z ludzkimi zranieniami i lękami lub niesprawiedliwością struktur społecznych. Ta zmiana opcji jest związana z procesami sekularyzacji i desakralizacji. Ale czy tylko? Być może jest tak, że dzisiaj doświadczenie religijne chce się bardziej wyrażać w aktach sprawiedliwości i miłosierdzia wobec bliźniego niż w aktach skierowanych bezpośrednio do Boga. Prawdą jest, że zło było dawniej postrzegane przede wszystkim jako działanie przeciwko Bogu, dziś natomiast widziane jest głównie w perspektywie spotkania z drugim człowiekiem.

Od czasów św. Augustyna łaska Boża była opisywana przede wszystkim jako rzeczywistość wewnętrzna, która oczyszcza człowieka i uzdalnia go do zbawiennej relacji z Bogiem. W ten sposób nastąpiła zbytnia interioryzacja teologii łaski, a w konsekwencji indywidualizacja rozumienia rzeczywistości grzechu. Grzech jawił się przede wszystkim jako swego rodzaju wewnętrzny brud (najczęściej związany z seksualnością), który uniemożliwia człowiekowi zbliżenie się do Boga. Spowiedź natomiast była i wciąż jest postrzegana jako moment oczyszczenia, przywracającego grzesznikowi dobre samopoczucie w obliczu srogiego Boga. Alfred Cholewiński SJ słusznie zauważa: "We wczesnym średniowieczu w centrum sakramentu [pokuty] zdawała się stać proporcjonalna do grzechu ekspiacja, od późniejszego średniowiecza ogromnie akcentowano wyznanie grzechów, skąd nawet przyszła nazwa «spowiedź». Dzisiaj mówi się o żalu jako najistotniejszej części pokuty. Ten stan rzeczy łatwo jednak może przysłonić prawdziwe serce sakramentu, tak wyraźnie podkreślone w pierwotnym chrześcijaństwie: jest nim nawrócenie".

Spowiedź przeżywana jest najczęściej jako środek oczyszczenia i uspokojenia sumienia, a – niestety – rzadko staje się czynnikiem rzeczywistej przemiany życia. Ktoś, kto często przystępuje do sakramentu pokuty w celu formalistycznie traktowanego oczyszczenia, a nie daje żadnych znaków nawrócenia, nie tylko nie jest przekonującym świadkiem wartości życia sakramentalnego, ale może stanowić powód czyjegoś rozczarowania i zgorszenia. Stąd niekiedy można usłyszeć retoryczne pytanie: "Biega do spowiedzi, do komunii, i co z tego?".

Nawrócenia związanego ze spowiedzią nie można sprowadzać do jakiegoś "magicznego" przejścia od braku łaski uświęcającej do jej posiadania, jak gdyby chodziło o swego rodzaju święty przedmiot, który się traci lub odzyskuje w wyniku pewnego rytuału. Łaska sakramentalna jest Boską, osobową rzeczywistością, która najpełniej realizuje się w tym, co "pomiędzy" ludźmi, czyli w relacjach miłości i miłosierdzia. Czym staje się regularna spowiedź ze stereotypowych grzechów, jeśli w niczym nie narusza ona utrwalonych, sprzecznych z duchem Ewangelii, postaw wobec bliźnich? Niejednokrotnie dzieje się tak, że bardzo "praktykująca" osoba skupia się na wyimaginowanym modelu doskonałości śledząc wszelkie uchybienia dotyczące np. osobistej modlitwy, a jednocześnie trwa w swoich antypatiach i osądach niszcząc to, co "pomiędzy". Idea "wewnętrznej" czystości w obliczu Boga przysłania wówczas prawdę o relacjach międzyludzkich. Jedno z najgłębszych wynaturzeń chrześcijańskiej duchowości polega właśnie na rozdzieleniu przykazania miłości Boga i miłości bliźniego.

Potrzeba zatem uwypuklenia zewnętrznego, wyrażającego się w ludzkim "pomiędzy", wymiaru łaski Bożej. Koncepcja łaski zewnętrznej opiera się na kilku przekonaniach. Po pierwsze, nie można oddzielać sacrum od profanum, czyli historii zbawienia od historii świeckiej. Istnieje bowiem tylko jedna historia, która cała jest pod wpływem Chrystusowej łaski. Po drugie, osobiste doświadczenie łaski wymaga pytania o interpersonalny i społeczny wymiar tej łaski. Po trzecie, prowadzenie życia duchowego w dzisiejszych czasach nie polega na umiejętności uciekania od spraw tego świata, ale na takim zanurzeniu się w świecie, które pozwala na znajdowanie w nim obecności Boga. Konsekwencją takiej koncepcji łaski jest głębsze rozumienie grzechu w jego społecznym i eklezjalnym wymiarze. Tą właśnie drogą poszła soborowa odnowa sakramentu pokuty.

Pojednanie z Bogiem i Kościołem

Spowiedź jest sakramentem pojednania. Ale z kim? Odpowiedź na to - zdawałoby się - proste pytanie nie była taka oczywista. Kiedy w 1922 roku Bartłomiej Xiberta postawił na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie tezę, że pogodzenie się z Kościołem jest owocem właściwym i bezpośrednim absolucji sakramentalnej, rozpętała się zażarta dyskusja. Wielu obawiało się, że mówienie o pojednaniu się z Kościołem osłabia perspektywę relacji pomiędzy Bogiem i człowiekiem.

W 1966 roku kard. Alfredo Ottaviani pisał: "Niektórzy wolą tłumaczyć sakrament pokuty jako środek pogodzenia z Kościołem, nie wyrażając wystarczająco pogodzenia z samym obrażonym Bogiem". A zatem w centrum wydarzenia spowiedzi stawiano zagniewanego Boga i skruszonego grzesznika. Podkreślanie wymiaru eklezjalno-społecznego wydawało się podejrzane.

Potrzeba było Soboru Watykańskiego II, aby nauka o społecznym wymiarze grzechu i sakramentalnego pojednania została w pełni przyjęta. W Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium czytamy:

ci zaś, którzy przystępują do sakramentu pokuty [...] dostępują pojednania z Kościołem, któremu grzesząc zadali ranę, a który przyczynia się do ich nawrócenia miłością, przykładem i modlitwą (KK, 11).

We Wprowadzeniu teologicznym i pastoralnym do obrzędów pokuty podkreśla się, że pomiędzy ludźmi istnieją duchowe więzi, które sprawiają, że grzech jednego szkodzi wszystkim, tak jak świętość jednego przynosi wszystkim błogosławieństwo. Aby ten społeczny wymiar grzechu znalazł swoje odzwierciedlenie w sakramencie pokuty, w nowych obrzędach przygotowano obrzęd pojednania wielu penitentów, w którym indywidualna spowiedź i rozgrzeszenie zostały włączone w liturgię Słowa Bożego. Jest to jeden z trzech sposobów sakramentalnej spowiedzi. Dwa pozostałe to znany nam najbardziej obrzęd pojednania poszczególnego penitenta poprzedzony jego indywidualnym przygotowaniem oraz stosowany w wyjątkowych wypadkach obrzęd pojednania z Bogiem wielu penitentów, którzy wyznają grzechy ogólnie i otrzymują absolucję generalną. Ale to właśnie spowiedź wpisana w liturgię pokutną stanowi istotę soborowej odnowy sprawowania sakramentu pokuty. Niestety, nie można stwierdzić, że wskazania Soboru Watykańskiego II w kwestii spowiedzi są wprowadzane w życie. W duszpasterskiej praktyce wciąż dominuje indywidualistyczne traktowanie spowiedzi. Bez wprowadzenia bowiem pokutnych liturgii biblijnych w naszych kościołach cała reforma rytuału pokutnego pozostanie w Polsce tylko na papierze, a jedyna "nowość" będzie polegała na udzielaniu rozgrzeszenia w języku ojczystym. Chodzi o to, abyśmy poprzez wspólne liturgie pokutne uczyli się dostrzegać społeczny wymiar naszych grzechów oraz wspólnotowy i eklezjalny sens naszego pojednania z Bogiem. "Nikt nie jest samotną wyspą" – również w doświadczeniu grzechu, winy i przebaczenia.

W centrum liturgii pokutnej znajduje się głoszenie słowa Bożego. "Proklamowanie Pisma Świętego – pisze Alfred Cholewiński SJ – jest postawieniem człowieka wobec Boga, który wzywa do nawrócenia.

Tylko tak jest ono możliwe. Nawrócenie nie jest bowiem czymś, co człowiek sam sobie może zaplanować [...]. Możemy się nawrócić tylko wtedy, gdy Bóg nas wzywa do nawrócenia; z Jego wezwaniem związana jest bowiem łaska, która nam je umożliwia".

Wspólne słuchanie słowa Bożego może być tym, co z jednej strony przekona nas o naszym grzechu, z drugiej zaś nie pozwoli nam popaść w neurotyczny lęk przed karzącym Bogiem. Równocześnie da nam ono bodziec do podjęcia dzieła nawrócenia we wspólnocie, czyli w naszych relacjach z innymi. Kiedyś ktoś po spowiedzi odbytej w kontekście liturgii pokutnej powiedział mi, że była to jego pierwsza spowiedź, kiedy nie czuł – nie mającego nic wspólnego z bojaźnią Bożą – strachu. Nie musiał podejmować woluntarystycznych wysiłków, aby wyspowiadać się przed kapłanem; spowiedź była po prostu spontaniczną odpowiedzią na wzywające go do nawrócenia słowo Boże. Ponadto głoszone słowo działa często w taki sposób, że w tym, kto nie zamierzał przystąpić do sakramentu pokuty, pod wpływem słowa Bożego rodzi się pragnienie dobrej spowiedzi.

Odpowiedzią na współczesne orędzie bezgrzeszności, jak i na nadużywanie prawdy o grzechu, nie może być zatem moralizatorskie biadolenie lub wzbudzanie poczucia winy, lecz odnowione przepowiadanie słowa Bożego we wspólnocie Kościoła.

Przekonać świat o grzechu...

Jezus poucza nas, że Duch Święty, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu [...]. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie (J 16, 8-9). Jan Paweł II tak komentuje to zdanie:

Przekonywanie o grzechu, przez posługę przepowiadania apostolskiego rodzącego się Kościoła, zostaje odniesione - pod tchnieniem Ducha Pięćdziesiątnicy - do odkupieńczej mocy Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. [...] «Przekonywanie» - to wykazywanie zła grzechu, każdego grzechu - w relacji do Krzyża Chrystusa (DV, 31,32).

Jedynie w tej perspektywie człowiek jest w stanie poznać pełny wymiar mysterium iniquitatis i mysterium pietatis, czyli tajemnicy zła i tajemnicy miłosierdzia. A zatem każdy kryzys prawdy o grzechu i Bożym przebaczeniu jest zawsze kryzysem przepowiadania orędzia o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Jeśli przepowiadanie degeneruje się do srogiego moralizowania, to spowiedź staje legalistycznym lub psychologicznym narzędziem uspokajania sumienia.

Jeśli zaś przepowiadanie jest swego rodzaju "buonizmem", czyli przekonywaniem, że człowiek jest zasadniczo dobry, choć czasem – z powodu niezależnych od niego czynników – zdarza mu się popełniać zło, ale dobry Bóg wszystko mu wybaczy, to wówczas tradycyjna spowiedź zanika na rzecz osobistych lub ogólnych obrzędów pokutnych. Troska o sakrament pojednania w Kościele winna być więc troską o kształt przepowiadania chrześcijańskiego kerygmatu, czyli nowiny o Krzyżu i zmartwychwstaniu Jezusa z Nazaretu. To właśnie poprzez głupstwo głoszenia słowa Bożego Duch Święty może przekonać nas o grzechu, a zarazem o możliwości radykalnego nawrócenia.

Dariusz Kowalczyk SJ


http://www.katolik.pl/spo...340,416,cz.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-19, 19:47   

Paweł Piwowarczyk
Kolory Bożego działania, czyli co czuje spowiednik

O komórce w konfesjonale, trzydziestu sekundach na spowiedź, spowiedniku jak automat do coca-coli i o tym „Czego ode mnie ksiądz chce?” oraz o wyjątkowej szkole, z o. dr. Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap, założycielem Szkoły dla Spowiedników, kierownikiem duchownym, rekolekcjonistą osób konsekrowanych i świeckich rozmawia Paweł Piwowarczyk.

Czy pamięta Ojciec swój pierwszy dyżur w konfesjonale?

Nie był to jakiś szczególny moment. Siedziałem chyba tylko dłużej, niż trzeba było. Przez dwa godzinne dyżury.

Czy zdarzyła się sytuacja, w której chciał Ojciec uciec z konfesjonału?

Nie. Nieraz pojawia się tylko bezradność, bo po ludzku sytuacja czasem mnie po prostu przerasta. Ale wchodząc do konfesjonału, mam świadomość, że nie wchodzę tam sam. Jest ze mną Chrystus. Patron, który towarzyszy mi w życiu, św. Leopold Mandić, zwykł mawiać: „Jak mam stułę, nie boję się nikogo”. Z wielką pokorą powtarzam w duchu te słowa, jestem spokojny i wiem, że jeśli Bóg przysyła mi penitenta, to będzie taki, któremu zdołam pomóc.

Czy zdarza się, że Ojciec płacze w konfesjonale?

Zdarza się. Trudno się czasem nie wzruszyć, gdy wysłuchuje się człowieka przytłoczonego ogromnym cierpieniem lub doświadczającego wielkiego działania Bożego.

Są też sytuacje wywołujące zdenerwowanie u spowiednika…

Jednemu z penitentów zadzwoniła kiedyś komórka. Nie wyłączył jej. Przeprosił i odebrał telefon, „załatwił” swoją sprawę, a po chwili kontynuował spowiedź. Wzburzyło mnie to bardzo – „jak on traktuje ten sakrament!” – pomyślałem. Ale wykorzystałem sytuację do rozpoczęcia rozmowy dotyczącej tego, czym tak naprawdę żyje ten człowiek.

A Ojciec zabiera ze sobą komórkę do konfesjonału?

Zazwyczaj tak. Kilka tygodni po tej sytuacji zapomniałem nawet ją wyłączyć. Było mi głupio. W konfesjonale komórkę mam wyłączoną. Z drugiej strony jest mi ona czasem potrzebna. Zdarza się, że penitentowi potrzebna jest inna pomoc. Wtedy wyciągam komórkę i szukam numeru telefonu, np. do psychologa czy specjalistycznej poradni.

Co czuje kapłan po kilku godzinach spowiadania?

Dla mnie osobiście spowiedź jest jak normalne życie. To nie jest nic ekstra, to fragment mojej posługi, rodzaj wyjątkowego spotkania z człowiekiem. Wychodząc z konfesjonału, czuję zawsze ogromną wdzięczność wobec Boga. Przecież ludzie tu przychodzą, bo potrzebują przebaczenia, bardzo go pragną, a Bóg jest hojny i nim obdarowuje. Wspaniałe jest też to, że ktoś przychodzi po wielu latach i doświadcza tego daru. Oczywiście, że czasem pojawia się zmęczenie. W czwartki nieraz siadam o 17 i wychodzę czasem po 22, ale przecież przed wstąpieniem do zakonu wykonywałem inną pracę i też bywałem zmęczony.

Czym specyfika tej pracy różni się od innych?

Można powiedzieć, że to święta praca. Bóg działa wielkie rzeczy. Jak w każdą inną pracę wnosi się w nią również swoją słabość. Kiedyś w Wielkim Tygodniu przysnąłem w konfesjonale. Spowiadam i nagle słyszę słowa penitenta: „A teraz ksiądz zasnął”. Z czym jeszcze walczę? Staram się powstrzymywać od wybuchów agresji. Mój długoletni ojciec duchowny mówił mi, że jak spowiadam, to mam nie krzyczeć, bo przecież Bóg nie krzyczy.

Wygląda Ojciec na bardzo łagodnego. Trudno mi sobie wyobrazić jakąś nerwowość w konfesjonale…

Człowieka zdenerwować może przede wszystkim lekceważenie. Gdy penitenci traktują mnie jak automat do coca-coli: „Proszę księdza, proszę szybko, bo mi się śpieszy. Tyle się naczekałem. Jak ksiądz ma coś ważnego do powiedzenia, to ja mam trzydzieści sekund”. To jakieś odpersonalizowanie. Nie odnoszę tego do siebie, to raczej problem odnoszenia się do Boga. Niektórzy zaliczają tylko rytuał albo wykonują… polecenie żony. Szedłem kiedyś w stronę konfesjonału z panem, który poprosił o wyspowiadanie. Spytałem, czemu chce się spowiadać. A on na to, że mu żona kazała. Bogu dzięki za taką żonę, ale lepiej, gdyby pan sam sobie kazał.

To może warto takich penitentów odsyłać bez rozgrzeszenia?

Wszystko zależy od tego, czy jest wola nawrócenia. Trzeba tłumaczyć, proponować rozwiązania, ale jeśli nie ma żalu za grzechy, woli nawrócenia, nie można udzielić rozgrzeszenia, bo taka spowiedź byłaby nieważna. Zdarza się, że ktoś przychodzi z lękiem. Długo się nie spowiadał. Wtedy uświadamiam, że Bóg jest zawsze po stronie penitenta, Kościół i spowiednik również. To jedna wielka liga przeciw grzechowi. Ja nie jestem też prokuratorem, jak niektórzy mnie postrzegają. Nie szukam dowodów, wierzę penitentowi. A jeśli ktoś kłamie, to i tak spowiedź jest nieważna.

…a z drugiej strony w sakramencie pokuty dzieją się zazwyczaj wielkie rzeczy?

Spotykam człowieka, który mimo olbrzymich problemów samotnie wychowuje dzieci, ma chorych bliskich. Skumulowanie cierpienia w życiu jednej osoby. Trudno się nie wzruszyć, gdy ta osoba mimo wszystko zachowuje mocną wiarę. To buduje.

Często odkrywam, że Bóg do mnie mówi przez penitentów. Pokłóciłem się kiedyś przed dyżurem w konfesjonale z przełożonym. Przychodzę do konfesjonału, a tu klęka kilkulatek i mówi z wielką szczerością oraz świadomością, że był nieposłuszny. Wtedy konfrontuję to jakoś ze swoimi przeżyciami. Wiem, że powinienem przeprosić przełożonego. Niejednokrotnie Bóg mówi do mnie w taki sposób bardzo konkretnie.

Gdy spowiadałem we Włoszech, przyszedł człowiek i dzielił się ze mną swoimi przeżyciami, opowiadając, że Bóg do niego mówi. To niesamowite doświadczenie. Trafił na Mszę św. i Słowo Boże uderzyło w konkretny moment jego życia! Fascynujące jest, że ludzie dzielą się swoimi przeżyciami podczas sprawowania sakramentu pokuty.

Wielu jednak nie odkrywa tego wspaniałego Bożego działania.

Można to dostrzec przy okazji rachunku sumienia. To problem patrzenia na całe swoje życie. Jeśli ktoś widzi je tylko przez perspektywę grzechu – to było złe i tamto było złe – to taki rachunek sumienia może skrzywić życie. Trzeba zobaczyć zło, ale ucieszyć się też dobrem, nawet niewielkim. Nie szukajmy takiego dobra na miarę wieży Eiffla. Zrobienie dobrej zupy, pogadanie z kimś, odkrycie mądrej lektury, posłuchanie koncertu Bacha to też dobro. Proste, zwyczajne, które jest i warto sobie z tego zdać sprawę. Ten ogląd naszego życia jest wtedy szerszy. Mogę przecież uświadamiać sobie zło, które popełniam, a zarazem postanawiając poprawę, dziękować za dobro. To tak jakbyśmy się przerzucili z oglądania telewizji czarno-białej na kolorową. Wielu chrześcijan układa sobie wszystko właśnie na czarno-biało i przez to nie zna kolorów Bożego działania. A przecież przy każdej spowiedzi można je zobaczyć.

Uważa Ojciec, że każdy kapłan powinien mieć co jakiś czas „urlop” od konfesjonału?

Jeśli kapłan jest zdenerwowany, nie panuje nad sobą, to powinien nawet przerwać spowiedź, choćby miał długą kolejkę. Inaczej może kogoś zranić. Mam przyjaciół, którzy gdy dochodzą do takiej granicy swojej wytrzymałości, to wychodzą na chwilę. Idą na krótki spacer i wracają do konfesjonału. Ja też mam swój maksymalny czas, gdy jestem w stanie dobrze pełnić posługę. Myślę, że to cztery, pięć godzin. To jest przecież wysiłek. Trzeba wciąż być skupionym. Jedno ucho ma słyszeć penitenta, a drugie Boga. Zwykle się modlę, słuchając grzechów. Za każdym razem trzeba się również przestawiać na inny stopień komunikacji, porozumiewania językowego. Po profesorze przychodzi dziecko albo student. Cały czas trzeba podejmować wysiłek budowania dialogu, dostosowany do konkretnej osoby.

Jakie oczekiwania ma spowiednik wobec penitenta?

To raczej oczekiwania Kościoła, a kapłan jest jego przedstawicielem. Problem w tym, że wielu traktuje kapłana jak fryzjera albo psychologa. Kapłan w konfesjonale ma mieć oczekiwania, które określił Kościół – takie, które pomagają dobrze się przygotować i przeżyć spowiedź. Czasem przychodzi ktoś zagubiony. Trzeba penitenta odnaleźć w tym miejscu, w którym jest i pokazywać dalsze drogi. Świadomość moralna u ludzi jest bardzo różna. Tu też trzeba dużej wrażliwości.

Może należy większą uwagę zwracać na przygotowanie – na rachunek sumienia?

Rachunki sumienia wielu Polaków i Polek mają mankamenty. Można żartobliwie powiedzieć, że wskazują tylko na paciorek i rozporek. Mówi się w nich o kulcie i seksie, a przykazania to szersza rzeczywistość. Jest przykazanie szóste i pierwsze, ale zostaje jeszcze osiem innych! Pomijane są kwestie grzechów zaniedbania. A my lubimy się z nich rozgrzeszać. Ojciec nie ma czasu na rozmowę z synem, bo jest zmęczony itd. Boli nas, że nie mówimy pacierza, a już mniej to, że z sąsiadką nie rozmawialiśmy od roku. Oczywiście jest czyn, są też aspekty, kontekst popełnienia grzechu. To nie jest jak w sylogizmach – jest ogólna zasada, nie wolno robić tego i tego, a my dopasowujemy człowieka i mówimy to jest złe, to jest dobre. To nie tak. Trzeba zawsze szukać człowieka i pytać, dlaczego on to zrobił, jakie były okoliczności. Wtedy możemy dany czyn konfrontować z przesłaniem Ewangelii.

Jak zatem powinien wyglądać rachunek sumienia?

Musi być dynamiczny, czyli zmieniać się wraz ze zmianą sytuacji życiowej człowieka. Jeśli przychodzi pięćdziesięciolatek, trzymając książeczkę od Pierwszej Komunii Świętej i mówi, że nie słuchał rodziców, to jego rachunek sumienia jest nieadekwatny do etapu jego życia. Ważne, żeby rachunek sumienia był prosty, nieskładający się z dwustu pytań, bo wtedy łatwo się zniechęcić. Proponuję rachunek sumienia według reguły trzech palców, trzech osi – odniesienie do Boga, bliźniego i siebie.

Mamy pięć warunków dobrej spowiedzi. To się sprawdza?

Po pierwsze, najważniejsza jest wiara. Jeśli ktoś przychodzi do spowiedzi po wielu latach i mówi, że nie chodził do kościoła, to mówię, że nie było to w porządku, ale musimy porozmawiać o podstawach: „Kim jest dla pana/pani Chrystus?” Jeśli ktoś nie wierzy, że w Chrystusie jest zbawienie, to spowiedź nie ma sensu i sakrament staje się tylko formalnością. Budzi to czasami duże zdziwienie: „Czego Ojciec ode mnie chce?”, ale może to jedyna okazja, żeby porozmawiać o tym, kim jest Chrystus, jaki sens ma wiara, jak odnieść ją do życia. Wtedy dopiero warunki dobrej spowiedzi mają sens.

Czasem jednak przygotowanie do spowiedzi musi trwać dłużej. W Krakowie posługują np. siostry jadwiżanki wawelskie przygotowujące dorosłych do chrztu, ale też do spowiedzi po wielu latach.

A przygotowanie spowiednika?

Uważam, że spowiednik zawsze przed posługą powinien się w pewien sposób zatrzymać, zamyślić. Jednak do służby w konfesjonale przygotowuje go całe jego życie. On się modli, sprawuje Eucharystie, wyjeżdża na rekolekcje, ciągle czyta, dokształca się. Aby dobrze służyć, sam musi doświadczać Bożego Miłosierdzia, czyli regularnie się spowiadać, inaczej nie będzie dobrze spowiadał.

Obserwuję czasem ludzi czekających na spowiedź pełnych zdenerwowania, u wielu pojawia się wewnętrzny lęk.

Bywa tak, że jeśli penitent był straszony spowiedzią jako dziecko, to potem spowiedź wywołuje presję, jest karą. Czasem źle wpływa silnie represyjne wychowanie, w ramach którego pochwały to rzadkość. Wtedy Bóg jawi się jako surowy i karzący. Pojawia się wówczas wewnętrzny przymus, żeby wymienić wszystkie, nawet najdrobniejsze, grzechy. Są też zranienia wynikające z wcześniejszego potraktowania przez kapłana. Lęk pojawia się również razem ze świadomością popełnianych grzechów.

Komuś, kto chce się rozwijać albo osobie zniewolonej przez grzech jakiegoś nałogu, a może cierpiącej przez skrupuły, polecam kierownika duchownego. Wtedy łatwiej niwelować lęki, otwierając się ze swoim problemem zawsze przy tym samym kapłanie.

Kapłan musi dotykać najdelikatniejszych sfer życia człowieka. Jak radzić sobie z tym trudnym zadaniem?

Powraca znów myśl, że w konfesjonale nie jestem sam. Penitent przychodzi do Chrystusa, do Kościoła, a nie do mnie. Nie gorszę się grzechami innych. Zdaję sobie sprawę, że często dotykam takich sfer życia ludzi, o których trudno nawet mówić do lustra. Ktoś mówi, że czynił rzeczy nieczyste. To może być zdrada, a może być oglądanie pornografii. Penitenci mają problemy z nazywaniem grzechów „po imieniu”. Wyznanie musi być integralne, tzn. kapłan musi rozumieć, o jaki grzech chodzi, musi znać jego okoliczności, które są bardzo ważne. Pytania, które zadaję podczas spowiedzi, nie wynikają z ciekawości. Nie interesują mnie detale. Staram się, żeby były delikatne, a mitem jest twierdzenie, że ksiądz pyta o „te sprawy”, bo się tym interesuje. Pyta, żeby zrozumieć, o co chodzi i jak pomóc.

Są i tacy, którzy przychodzą, by w konfesjonale po prostu porozmawiać z księdzem.

To problem Kościoła w Polsce. Dobrze, że jest on masowy, jednak wielu wiernym brakuje osobistego spotkania z duszpasterzem. Kolęda jest zazwyczaj tylko pewnym rytuałem. Często funkcję rozmowy przyjmuje zatem sakrament spowiedzi. Ale musi być granica. Spowiedź nie ma być prostą rozmową duszpasterską. Ma mieć dialogiczny charakter, ale to nie rodzaj pogawędki dwóch przyjaciół. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, które wychodzą poza zakres spowiedzi, wtedy wpierw udzielam rozgrzeszenia, a potem o nich rozmawiamy.

Inaczej spowiada się kobietę, a inaczej mężczyznę?

Trudno to generalizować. Ważne jest indywidualne podejście. Św. Leopold Mandić zdobywał wiernych łagodnością, a zupełnie inny był św. Ojciec Pio, skory do gniewu. On też pracował nad tą swoją nerwowością. Kogoś skarcił, a potem ta osoba w odpowiednim momencie wracała do niego. Czasem można do kogoś trafić właśnie mocniejszym słowem.

Mężczyźni może mówią mniej, ale mają za to precyzyjne pytania. Kobiety wprowadzają więcej uczuć. Uczucia mogą się pojawiać i czasem pomagają. Ale jeśli ich nie ma, to wcale nie jest źle. Widać to w żalu za grzechy. Tu nie chodzi o żal uczuciowy – np. pokłóciłem się z żoną i jest mi głupio. Chodzi o żal w sensie woli – to, co zrobiłem jest złe i tego nie chcę. Mogą temu towarzyszyć łzy, ale nie muszą, one nie wartościują tego żalu.

Ktoś mówi, że nie ma żalu, bo myśli, że to mają być uczucia. Czasem żal za grzechy myli się też z żaleniem: „Jaki jestem biedny”. W żalu zawarta jest prośba: „Przebacz mi, Panie”. Spowiedź łączy się z pocieszeniem, wpierw musi być jednak przebaczenie. „Pociesz mnie!” jest na drugim planie. Jeśli doświadczam przebaczenia, trudno żebym nie był pocieszony!

Z naszej rozmowy wyłaniają się ogromne wyzwania, które stają przed spowiednikami. Stąd chyba zrodził się pomysł Szkoły dla Spowiedników. Dlaczego powstała taka szkoła?

Dlatego, że wszyscy się uczymy. Jest też pewna ciągłość – to cztery kilkudniowe spotkania w ciągu dwóch lat. Dobra szkoła zakłada pewną wspólnotę. Nie chodzi tylko o wspólne uczestnictwo w wykładach, ale o wspólną modlitwę, dyskusje, dzielenie się. W naszej szkole wykładają osoby z ogromnymi kompetencjami, mające wielkie doświadczenie w obszarze teologii moralnej. Niemniej ważne jest dzielenie się doświadczeniami między uczestnikami. Jest też czas na słuchanie słowa (dzień biblijny), na ćwiczenia praktyczne z psychologiem i z doświadczonym spowiednikiem. Szkoła działa od 2005 r. i ma już 150 absolwentów.

Czy kocha Ojciec spowiadanie?

Kocham, chociaż ciągle nieudolnie i za mało, Chrystusa, który przebacza grzechy i staram się być jego obrazem wobec tych, którym posługuję. Ciągle bardziej odkrywam, że Chrystus przychodzi do mnie w moich penitentach. Dostrzegam i doceniam ten głód przebaczenia, który w nich jest.


http://www.katolik.pl/kol...455,416,cz.html
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2011-10-19, 23:32   

Ciekawe
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-22, 01:51   

Odpust a spowiedź
autor: ks. Tomasz Ślesik
Czy podczas sakramentu pojednania dostępujemy łaski odpustu?
Witold

„Aby zrozumieć tę naukę i praktykę Kościoła, trzeba zobaczyć, że grzech ma podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas komunii z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do życia wiecznego, którego pozbawienie nazywa się «karą wieczną» za grzech. Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy «karą doczesną» za grzech” – podaje Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK 1472).

Sformułowanie „doczesna” nie oznacza jednak, że związana jest ona tylko z życiem ziemskim.

Trzeba dobrze zrozumieć użycie tych dwóch pojęć: „kara doczesna” i „kara wieczna”. Pojęcia „kary”, które jest związane z grzechem, nie możemy rozumieć jako odwetu, zemsty ze strony Boga za popełniony przez nas grzech. Kary nie nakłada żądny zemsty Bóg, ale wypływa ona z samej natury grzechu. Jest ona ukryta w grzechu. To nie Bóg zrywa z nami komunię za karę, ale to w naturze samego aktu grzechu ciężkiego zapisana jest utrata komunii. Myślenie, że Bóg mści się na nas za popełniony grzech, jest bardzo niebezpieczne, ponieważ fałszuje ono obraz Boga, wypaczając pojęcia miłosierdzia i sprawiedliwości.

Kara wieczna darowana jest w rzeczywistości sakramentalnej podczas spowiedzi świętej. Celem i skutkiem tego sakramentu jest pojednanie z Bogiem, ale również z Kościołem i samym sobą (KKK 1469). Pozostała jednak jeszcze kara doczesna. „Chrześcijanin powinien starać się, znosząc cierpliwie cierpienia i różnego rodzaju próby, a w końcu gdy przyjdzie ten dzień, godząc się spokojnie na śmierć, przyjmować jako łaskę te doczesne kary za grzechy” (KKK 1473). Owa „kara” może być darowana za pośrednictwem Kościoła na drodze odpustu, który jest „darowaniem przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła...” (Paweł VI, „Indulgentiarum doctrina”,1).

http://www.przk.pl/nr/ksi...a_spowiedz.html
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy
Nagrania z konferencji "Program "Wreszcie żyć - 12 kroków ku pełni życia" - szansą odnowy człowieka i Kościoła"
TVP 1 - powroty po rozwodzie | TVP 1 - świadectwa Sycharków | Kiedy pojawiło się nieślubne dziecko
NAGRANIA z rekolekcji na Górze Św. Anny 28-30.10.2011 >> | Świadectwo Agaty >> | Świadectwo Haliny >>

SYCHAR pomoże wyjść z kryzysu | Każde trudne małżeństwo do uratowania | Posłuchajmy we dwoje, bo nic byś nie zyskał


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...


Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."














"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Wierność Bogu i małżonkowi


Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań

Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."





To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...





Uhonorowano nasze Forum Dyskusyjne tytułem - WARTOŚCIOWA STRONA :::::::::::::::::::::::::::
Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
mocne strony maki marcinm
iskierka darzycia rozszczep kręgosłupa wodogłowie epilepsja
wodogłowie chore dziecko epilepsja padaczka
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 8