Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Cezary Sękalski
Rozbite lustro, czyli kilka uwag o rozeznawaniu duchowym
Na początku baśni Jana Christiana Andersena „Królowa śniegu” znajdujemy przypowieść o tym, jak to diabły zapragnęły zakpić z Boga, stawiając przed Jego obliczem krzywe zwierciadło. Jednak kiedy unosiły je w przestworza, nagle wypadło im ono z rąk i roztrzaskało się w drobny pył, a jego ziarenka utkwiły w oczach i sercach wielu ludzi, którzy odtąd przestali prawidłowo widzieć.
Przypowieść ta doskonale oddaje prawdę o zawodności ludzkiego postrzegania rzeczywistości, a opisana na kolejnych stronach baśni historia Kaja ukazuje, że nieraz potrzeba długiego procesu duchowej przemiany, aby pozbyć się kawałka szkła, które deformuje nasz prawidłowy ogląd rzeczy. Dotyczy to także podstawowego dla życia duchowego pojęcia, jakim jest wola Boża.
Wolność czy posłuszeństwo woli Bożej?
Mimo że wszyscy w modlitwie „Ojcze nasz” wypowiadamy słowa „Bądź wola Twoja”, to jednak wśród ludzi wierzących możemy znaleźć najrozmaitsze interpretacje tej frazy. Wielu uważa, że modlitwa modlitwą, ale człowiek powinien zupełnie samodzielnie, bez oglądania się na Boga, kształtować swoje życie, gdyż po to została mu dana wolność. Na przeciwległym biegunie znajdują się poglądy tych, którzy twierdzą, że nawet najbardziej drobne decyzje wymagają każdorazowego uzgodnienia z wolą Bożą, bo inaczej ryzykujemy realizowanie woli własnej, która z natury jest egocentryczna i zepsuta.
Równie szerokie jest spektrum poglądów na to, co wydarza się w naszym życiu bez naszego wpływu. Jedni chcieliby wszystko, co na nas spada, przypisywać nadprzyrodzonej Bożej ingerencji, drudzy dopuszczają myśl, że część – zwłaszcza bolesnych – wydarzeń, które nas dotykają, jest raczej sprawą Bożego dopustu aniżeli Bożej woli. Uporządkowanie tej stajni Augiasza, choć nie jest zadaniem łatwym, stanowi życiową konieczność, bo tylko właściwa perspektywa w spojrzeniu na ludzką wolność decydowania może nas ustrzec od poważnych błędów w rozwijaniu własnego życia duchowego.
Pozorne powaby grzechu
Z punktu widzenia teologii duchowości możemy powiedzieć, że celem naszego życia jest pełne zjednoczenie z Bogiem w miłości. Wiedzie doń długa droga, bo zwykle nie umiemy kochać ani Boga, ani ludzi, ani siebie i potrzebujemy czasu, nieraz całego życia, aby tę umiejętność posiąść. Dodatkowo proces ten utrudnia działająca w nas pożądliwość i zaburzone postrzeganie rzeczywistości (skutki grzechu pierworodnego), dlatego często dobrem wydaje nam się coś, co wcale dla nas nim nie jest.
Trafnie obrazuje to historia opisana w Księdze Rodzaju: Ewa, wbrew ostrzeżeniu, jakie dał jej Bóg, przyjmuje rolę prawodawcy i sięga po owoc poznania dobra i zła, bo wydaje jej się dobry do jedzenia, jest rozkoszą dla oczu i nadaje się do zdobycia wiedzy (por. Rdz 3). Podobnie dzieje się z każdym z nas, kiedy popełniamy jakikolwiek grzech. W naszym zamglonym namiętnością umyśle to, czego pragniemy, wydaje się dobre, obiecuje rozkosz i stanowi nowy, wartościowy rodzaj wiedzy. Dopiero po fakcie okazuje się, że to, co jawiło się jako dobre, ma gorzki smak, rozkosz zmienia się w palący ogień wyrzutów sumienia, a zdobyta wiedza jest zbyt kosztowna i lepiej byłoby takich kosztów nie ponosić.
Dodatkowym skutkiem grzechu, zwłaszcza ponawianego, jest uzależnienie, które zaczyna krępować naszą wolność, a czasem prowadzi do całkowitej degradacji człowieczeństwa. Paradoksalnie to, co wydawało się naszym wolnym wyborem, wolność nam odbiera, a gdyby nie lekarstwo sakramentu pojednania i pokuty, byłaby to droga bez wyjścia.
Pan Bóg, znając ludzką słabość, pozostawił nam Dekalog, abyśmy nie musieli metodą prób i błędów dochodzić do poznania tego, co dobre i złe. Pierwszym etapem życia z Bogiem jest więc szkoła współpracy z łaską w kierowaniu się przykazaniami Bożymi i odrzucania wszystkiego, co z nimi sprzeczne.
Między dobrem a dobrem
Na tym jednak duchowa droga chrześcijanina się nie kończy, ale właściwie dopiero się zaczyna, bowiem jego domeną tak naprawdę nie jest wybór między dobrem a złem (zło w sposób oczywisty zawsze trzeba odrzucić), lecz wybór dobra, które poprowadzi nas do autentycznego rozwoju większej miłości, tak do Boga, jak i do ludzi. Sprawa komplikuje się tu o wiele bardziej, bowiem nie ma ogólnych zasad stanowiących czytelne kryteria oceny naszych wyborów – w każdym przypadku muszą one być rozeznane w sposób indywidualny. Dla jednej osoby jakieś wewnętrzne pragnienie może być bowiem wyrazem woli Bożej, a dla drugiej podobna skłonność może stanowić bardzo niebezpieczną dla życia duchowego pokusę. Dla przykładu: można pragnąć powołania zakonnego dla królestwa Bożego, ale można też chcieć wstąpić do zakonu ze strachu przed światem i szukać w nim spokojnej przystani czy schronienia. Można chcieć małżeństwa z konkretną osobą z braku innej i z lęku przed samotnością, a można też w danej relacji widzieć dla siebie drogę rozwoju duchowego poprzez podjęcie pełnego zobowiązania w miłości. Już na tych dwóch przykładach widać, że różnica zwykle nie tkwi w samym przedmiocie wyboru, ale w motywacji, jaka nas ku jakiejś wartości skłania.
Jej odkrycie wcale nie jest sprawą łatwą, bo nieraz w sposób podświadomy korzystamy z bardzo wyrafinowanych sposobów samooszukiwania. Często nasze niechlubne motywacje ubieramy w bardzo wzniosłe pojęcia, a czasem zdarza się, że od lat popełniamy te same błędy. Kiedy gruntownie prześledzimy historię swego życia, to z łatwością namierzymy nasze życiowe pomyłki i wynikające z nich porażki. Niełatwo jednak wyciągnąć z nich konsekwentne wnioski. Nierzadko zdarza się bowiem, że kiedy po raz kolejny zostaniemy wystawieni na podobną pokusę, myślimy: „co było, to było, ale tym razem na pewno się uda” – i znów wpadamy w dawną pułapkę.
Widać stąd, że rozeznawanie duchowe wymaga bardzo głębokiej znajomości siebie, a nieraz – w trudniejszych sprawach – kompetentnej pomocy kierownika duchowego. To on, znając nas i Boże drogi naszego życia, wskaże, które nasze życiowe wybory okazywały się ślepą uliczką. Rolę duchowych doradców mogą też w konkretnych sprawach pełnić bliscy, którzy nas dobrze znają i nieraz już na pierwszy rzut oka wyczuwają uwiedzenie, jakiemu ulegamy.
Jak dowódca, który oblega zamek
Prawdziwym mistrzem rozeznawania duchowego był św. Ignacy Loyola, który w swoich „Ćwiczeniach duchowych” pozostawił bardzo cenne reguły tej sztuki. Z wielką wnikliwością potrafił pochylać się nad różnymi impulsami duszy, które winny być każdorazowo rozeznane. Jednocześnie cały ten proces ujmował w kategoriach duchowej walki – z jednej strony ringu znajduje się Bóg i Jego aniołowie, którzy chcą prowadzić człowieka do zbawienia, a z drugiej działa zły duch, który pragnie człowieka sprowadzić na manowce i wewnętrznie rozbić. Oprócz tych dwóch sił w walce tej bierze udział również ludzka natura. Warto pamiętać, że nasz organizm niejednokrotnie wysyła sygnały i je także powinniśmy rozeznać, aby iść tylko za tymi z nich, które prowadzą ku dobru.
W swojej duchowej wizji św. Ignacy porównuje złego ducha do dowódcy wojskowego, który ze swoją armią oblega zamek. Zwykle taki dowódca, zanim zaatakuje twierdzę, dokonuje gruntownego badania murów obronnych, aby uderzyć z całą siłą w najmniej strzeżony punkt. Święty Ignacy pisze: „Podobnie i nieprzyjaciel natury ludzkiej krąży i bada wszystkie nasze cnoty teologiczne i kardynalne, i moralne, a w miejscu, gdzie znajduje naszą największą słabość i brak zaopatrzenia ku zbawieniu wiecznemu, tam właśnie nas atakuje i stara się nas zdobyć” (n. 327). Metafora ta obrazuje wielką potrzebę samopoznania, szczególnie naszych słabości, które tak bezlitośnie potrafi wykorzystać nieprzyjaciel. Bywa niekiedy, że nasze życiowe porażki wydają się tylko niekorzystnym zrządzeniem losu i oskarżamy Pana Boga o to, że za słabo się nami opiekuje. Kiedy jednak przyjrzelibyśmy się wszystkim elementom podejmowanych przez nas w danym momencie decyzji, szybko okazałoby się, że w kryzysowej sytuacji ujawniła się jakaś nasza słabość.
Niczym anioł światłości
W przypadku osób, które gorliwie pragną pełnić w swoim życiu wolę Bożą, zły duch przyjmuje szczególnie wyrafinowaną taktykę. Święty Ignacy pisze: „Anioł zły ma tę właściwość, że przemienia się w anioła światłości (por. 2 Kor 11, 14) i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem stara się ją doprowadzić do swoich celów, wciągając duszę w ukryte swe podstępy i przewrotne zamiary” (n. 332).
Iluż ludzi w historii Kościoła (także najnowszej) poszło właśnie tą drogą! Najpierw w swojej wielkiej gorliwości zdawali się wyznaczać nowe kierunki działań w Kościele, później ich drogi zaczynały być coraz bardziej pokrętne, a wszystko kończyło się skandalem i całkowitym zanegowaniem dotychczasowych osiągnięć. Nam też zdarza się, że bywamy kuszeni nie tylko do zła, ale do pozornego dobra. Nawet najbardziej pobożne pragnienia mogą bowiem mieszać się z potrzebą poklasku czy bycia docenionym.
Święty Ignacy na tego typu problemy daje następującą receptę: „Powinniśmy bardzo zwracać uwagę na przebieg myśli. Jeżeli ich początek, środek i koniec jest całkowicie dobry, zmierzający do tego, co jest w pełni dobre, jest to znak dobrego anioła. Ale jeśli przebieg myśli, które nam poddaje, prowadzi ostatecznie do jakiejś rzeczy złej, albo rozpraszającej nas, albo mniej dobrej niż ta, którą przedtem dusza zamierzała, albo jeśli osłabia, niepokoi i zakłóca duszę, odbierając jej pokój, ciszę i odpocznienie, które przedtem miała, to jest to wyraźny znak, że [myśl taka] pochodzi od złego ducha, nieprzyjaciela naszego postępu i zbawienia wiecznego” (n. 333).
To proste zalecenie dotyczy kilku możliwych pokus, które warto omówić szczegółowo. Pierwsza pojawia się w sytuacji, w której pozornie dobra myśl „prowadzi do jakiejś rzeczy złej”. Nieraz nasze święte oburzenie z powodu czyjegoś zachowania niepostrzeżenie zamiast w obronę wartości przeradza się w agresję, która ze świętością nie ma nic wspólnego. W takich sytuacjach nasze zachowanie staje się antyświadectwem dla prawd, które głosimy, a porzekadło „modli się przed figurą, a diabła ma za skórą” dobrze obrazuje to, jak wtedy jesteśmy postrzegani przez otoczenie.
W drugiej opisanej przez św. Ignacego sytuacji pozornie dobra myśl okazuje się „mniej dobra niż ta, którą przedtem dusza zamierzała”. Choć dane zamierzenie wydaje się nam dobre, kiedy zaczynamy je rozważać albo wprowadzać w czyn, pojawiają się konsekwencje w znacznym stopniu umniejszające zakładane na wstępie dobro, których wcześniej nie przewidywaliśmy.
Wreszcie trzecia opisana sytuacja ukazuje pozornie dobre zamierzenia, które jednak w konsekwencji nas rozpraszają, osłabiają, odbierają duszy pokój i „odpocznienie”. To klasyczny przykład podejmowania w dobrej wierze zamierzeń przerastających nasze możliwości. Wskazuje on na to, że w różnych naszych inicjatywach musimy mierzyć siły na zamiary, a gdy pojawiają się niepokojące sygnały, bardzo gruntownie rozeznawać, czy są one wyrazem naszej małoduszności i niechęci do wyrzeczeń, czy też znakiem, że dane przedsięwzięcie, choć obiektywnie dobre, nie jest dla nas.
Kiedy popełnimy błąd
Analiza własnych myśli zwykle nie jest łatwa. Warto zatem ćwiczyć się w tej umiejętności. Z pewnością możemy przywołać z pamięci takie sytuacje, w których ujawnia się dwuznaczność naszych postaw i zachowań. Głęboki namysł nad tą sferą naszego życia może być bardzo cenny.
Święty Ignacy ukazuje, jak zbawienne jest odkrycie zastawionej na nas pułapki złego ducha: „Gdy nieprzyjaciel natury ludzkiej da się odczuć i rozpoznać po swoim ogonie wężowym, i po złym celu, który podsuwa, wtedy ten, co był kuszony, odniesie duży pożytek, jeśli zaraz potem rozważy przebieg dobrych myśli, które on mu poddawał, i początek ich, i jak powoli starał się odciągnąć go od owej słodyczy i radości duchowej, w której się znajdował, aby go doprowadzić do swego przewrotnego zamiaru; i tak dzięki temu doświadczeniu, przeżytemu i zachowanemu w pamięci, niech się w przyszłości strzeże przed jego podstępami, które zwykł podsuwać” (ĆD, 334).
Paradoksalnie pożytek można odnieść również z sytuacji, w której ulegliśmy pokusie i daliśmy się omamić pozornie dobrym natchnieniom pod warunkiem, że przeanalizujemy kierujące nami myśli i konsekwencje, do jakich nas doprowadziły, a potem wyciągniemy z tego wszystkiego wnioski na przyszłość. Drobne błędy w rozeznawaniu mogą stanowić inspirację do tego, aby wzmocnić te miejsca, w których nasze mury obronne są zbyt słabe, aby stawić opór nieprzyjacielowi. Kiedy nasza praca wewnętrzna nad porażkami będzie miała taki charakter, uchronimy się od błędów, które mogą mieć bolesne konsekwencje dla naszego życia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.