Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Mirela tego fragmentu nie można rozpatrywać w oderwaniu od całości problemu. Zwłaszcza o. Jacek Salij zauważa, że nie można kierować sie stereotypami w osadach moralnych:
Niesprawiedliwość stereotypów
"Istnieje w podświadomości Kościoła tendencja do traktowania wszystkich małżeństw, zawartych przez osoby związane już z kimś innym, w sposób jednakowy. Tymczasem najprostsza obserwacja przekonuje, że sytuacja moralna takich ludzi może być bardzo różnorodna, niekiedy wręcz krańcowo odmienna. Są wśród nich osoby, które bez skrupułów odegrały rolę strony trzeciej, wbijającej klin w poprzednie małżeństwo, ale są także ludzie pokrzywdzeni przez współmałżonka, którzy niewiele przyczynili się do rozejścia pierwszego stadła. Jedni w sytuację niezgodną z nauką Ewangelii weszli z lekkim sercem, dla innych był to dramat duchowy i moralny, w którym słabość ludzka zwyciężyła niejako wbrew ich własnej woli. Pierwsze małżeństwo mogło mieć wszystkie szanse trwałości i rozpadło się na skutek oczywistego braku dobrej woli, ale bywa i tak, że ziarno rozpadu znajdowało się już w samym, niedojrzałym, zamiarze małżeństwa.
Prawda, że każde małżeństwo zbudowane na gruzach poprzedniego jest niezgodne z nauką Pana. Ale byłoby jawnym doktrynerstwem nie odróżniać ludzkich dramatów od zwyczajnego moralnego zepsucia lub nawet złej woli. Nie sprowadzamy przecież do wspólnego mianownika morderstwa i na przykład lenistwa, mimo że również to ostatnie może być grzechem ciężkim. Podobnie czym innym wydaje się jawne lekceważenie zasad Ewangelii w poglądach i nieprzejmowanie się nimi w życiu, czym innym zaś uznawanie swojej niewinności wobec Chrystusa i żal, że okoliczności życiowe i moja własna słabość oddaliły mnie od Niego." http://www.mateusz.pl/ksiazki/mptig/mptig203.htm
Wydaje mi się, że jeżeli już sie tak zbabrało, że powrót jest bardzo trudny lub wręcz niemożliwy wyrządzanie ponownych krzywd jest w dalszym ciągu czynieniem zła. Ewangelia nie rozgranicza - macie być wierni i nie wyrządzać zła katolikom. Mamy kochać bliźniego swego.
Oczywiście przysięga małżeńska ponad wszystko ale jak zauważa o. Jacek Salij "...zachowując literalną wierność przykazaniom Chrystusa, można - i trzeba - czynić to w duchu miłości..." Co wspólnego z duchem miłości ma rozbijanie kolejnej rodziny? Unieszczęśliwianie kolejnych dzieci? Będąc w związku niesakramentalnym można a nawet trzeba wychowywać dzieci tak by w przyszłości nie popełniły błędów rodzica. Należy dać taki przykład by kiedyś nie odeszły od Kościoła. Myślę, że rozbijanie kolejnej rodziny, byłoby ogromnym ciosem dla takich dzieci. Ciosem nie tylko burzącym ich świat materialny, ale i duchowy. Cóż to za wiara, gdzie w imię zasad można krzywdzić innych? Takie podejście do sprawy może zrujnować życie religijne.
A wracając do małżonków. Myślę, że żyjąc w powtórnym, zalegalizowanym już związku, nie ma już powrotu do tego co było (nawet jeżeli taki powrót już nastąpi, zawsze sumienie będzie wyrzucać krzywdę wyrządzoną kolejnej rodzinie). Myślę, że Ci którzy opracowywali dokumenty soborowe, synodialne kierowali sie ogromnym doświadczeniem w tej kwestii. Stąd ich przekonanie, że istnieją sytuacje, w których powrót jest moralnie nieuzasadniony.
Wtedy należy kierować sie zadośćuczynieniem, wynagrodzeniem chociażby poprzez modlitwę, pomoc materialną, pomoc w przypadku choroby współmałżonka sakramentalnego. Możliwości jest wiele.
Niestety zdaję sobie sprawę, że Ci którzy odeszli a są winni rozpadu najczęściej starają się szybko zapomnieć, że ich małżonek sakramentalny kiedykolwiek istniał. Zagłuszają sumienie.
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 08:43
Wito, nie ma sytuacji, któraby "moralnie nieumożliwiała" powrotu do Ojca, która byłaby sprzeczna z Jego pierwotną Wolą aby przymierze z Nim tu na ziemi, fizycznie trwało. Nie ma na to miejsca ani chwili, żeby Chrystus nie tęsknił do zjednoczenia Małżonków.
Anula, słusznie czujesz lęk przed takim stawianiem spraw, kiedy woli Bożej nie bierze się pod uwagę na I miejscu zaczyna się kombinowanie. Tam kobieta tu kobieta, tu ślubna, przed Bogiem przysięga złożona, tam nie ślubna, a tam jeszcze jedna, z którą też dzieciątka. To pierwsze nie wyrazi swoimi słowami tęsknoty za ojcem, to boli, tak fizycznie. Ale on powie, nie, nie wrócę wolno mi zostać tu, bo sytuacja, którą stworzyłem moralnie uniemożliwia mi powrót do ciebie Hela i do ciebie synku, no zobacz, przecież nie rozerwę się..
Zauważmy, że my tutaj dbamy o jakby nową jakość, nowe oblicze małżeństwa będącego w kryzysie. Porzucona żona, porzucony mąż czekają i pielęgnują w swoim sercu miłość. Bożą Miłość, która daje szansę na powrót. Chrystus uleczywszy nasze serca, chce poprzez nie leczyć także nasze okaleczone małżeństwa.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 09:00
Dwa słowa. Myślę, że na forum piszą jedynie osoby pokrzywdzone, więc dlatego, to co przedstawia i pisze Wito pozwala spojrzeć tym osobom na tę sytuację od innej strony - po prostu. Usilne zatrzymywanie kogoś wywołuje sprzeciw zatrzymywanego (czasem lub często tak bywa).
Dlatego te materiały podesłane przez Wito mogą pomóc w spojrzeniu na osobę, która jest w nowym związku, spojrzeć na nią zupełnie inaczej - jak na osobę, która TERAZ tak zadecydowała i nic jej nie przekona - żadne uświadamianie krzywdy, którą wyrządziła.
Taka osoba nie wróci do człowieka, którego skrzywdziła...
a to z tej prostej przyczyny, że np.BOI SIĘ wziąść odpowiedzialność za krzywdę, ALE TEŻ BOI SIĘ samego człowieka, którego skrzywdziła!
LECZ CZY ANIOŁA BĘDZIE SIĘ BAĆ?
Jakie wyjście?
Dlatego, kiedy El.podkreśla tego swojego Anioła, to myślę, tak... Anioł może pociągnąć do siebie - na nowo...
Kasiu, pamiętasz "Poruszenie woli", które zamieściłaś? Czytałam je około 10 razy, żeby zrozumieć.. ale ważne to było...choć trudne!
Poruszenie woli przez Anioła.
Potem odnajdę link.
pozdrowienia
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 09:10
Elżbieta, ja już myślę o niewiernym małżonku, który został "dotknięty" przez Boga - Jego wola została poruszona, bo anioł rzeczywiście wpłynąć może, ale na umysł, do Woli człowieka wstępu nie ma
A więc my, ponosimy wielką odpowiedzialność za to, żeby w tym właśnie momencie mieć drzwi swoich serc otwarte
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 09:22
Ok. Poruszenie umysłu przez Anioła.
Tak czy tak, potrzeba nam dla trudnych ludzi:
anielskiej cierpliwości i anielskiej łagodności.
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 09:22
Elżbieta napisała -
[b]Dlatego, kiedy El.podkreśla tego swojego Anioła, to myślę, tak... Anioł może pociągnąć do siebie - na nowo...
Chciałam dokładnie tak to właśnie przekazać..że człowiek przemieniony Bogiem staje się kimś innym...innym już człowiekiem, który może pociągnąć na nowo.
Dziękuję za to Elżbieto ! Nie zawsze potrafię powiedzieć jasno co myślę i czuję, dlatego bardzo proszę o takie wstawki, bo jakby tłumaczy to co myślę i chcę przekazać !
Dlatego , bardzo proszę, pozwółcie mi jeszcze raz wytłumaczyć, to czego sie "czepiam i trwam"..a mianowicie - wina leży po środku .
Po długiej rozmowie z Kimś dla mnie Ważnym , w niedzielę...zrozumiałam swój błąd w sformułowaniu tego twierdzenia.
teraz już wim jak to nazwać i określić zawsze chciałam a nie potrafiłam jasno. Myślę więc i czuję że :
- odpowiedzialność za rozpad związku leży po obu stronach i nie musi byc ona ( i zwykle nie jest ) jednakowa.
Nie chcę tym stwierdzenie nikogo rozdrażniać...chciałam tylko pokazać moje myslenia a jednocześnie nieumiejętne wcześniejsze sformułowania. Pozdrawiam !! EL.
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 10:10
Kasia napisała:
"Anula, słusznie czujesz lęk przed takim stawianiem spraw, kiedy woli Bożej nie bierze się pod uwagę na I miejscu zaczyna się kombinowanie. Tam kobieta tu kobieta, tu ślubna, przed Bogiem przysięga złożona, tam nie ślubna, a tam jeszcze jedna, z którą też dzieciątka. To pierwsze nie wyrazi swoimi słowami tęsknoty za ojcem, to boli, tak fizycznie. Ale on powie, nie, nie wrócę wolno mi zostać tu, bo sytuacja, którą stworzyłem moralnie uniemożliwia mi powrót do ciebie Hela i do ciebie synku, no zobacz, przecież nie rozerwę się.. "
Nie wróci TAKŻE ponieważ kocha druga swoją żonę. To tez jest powód.
Przemawia do mnie to co pisze Wito i cytuje. Znam niesakramentalne związki, które sa szczęsliwe. Związek rodziców mojego przyjaciela. Ona była jego trzecią żoną. Jej rodzice nie chcieli poznać swojego zięcia a jej się wyrzekli. Dopiero jak na swiat przyszły dzieci, w miare to po latach ten związek zaakceptowali. Rodzice mojego przyjaciela przezyli ze soba około 30 lat, bardzo sie kochając. Pochowani sa takze obok siebie. Wychowali troje wspaniałych dzieci.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 10:43
wito napisał/a:
Mirela tego fragmentu nie można rozpatrywać w oderwaniu od całości problemu.
Wito...słowa w zestawieniu minimum odpowiedzialności jak dla mnie nie pasują...i nie chodzi już o sam problem o którym mowa...Widzę w tym duże niebezpieczeństwo w odbiorze...
Kolejny raz, może to wynika z tego ,ze nie mam talentu do wyrażania, czy przedstawiania swojego spojrzenia, źle odczytujesz mój post. Rozumiem ,że należy szukac rozwiązań...Bożych rozwiązań...Wito...moje spojrzenie może byc trudne w odbiorze, bo dokonuje konkretnego spojrzenia... mam wybór...mam wolną wole, a jednocześnie jestem świadoma,że jestem słaba,ze jestem nieudaczna, wiec kieruje spojrzenie na Boga...i wiesz co widze? tam nie ma czegos takiego jak minimum odpowiedzialności..., dlatego tak mnie dotyka te zestawienie słów!
I nie odnoszę się tutaj już do konkretnego problemu... Kiedys napisałam ,że jeżeli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu , to wszystko inne jest poukładane...i nie ma w tym minimum odpowiedzialnosci, nie widzę w tym wypośrodkowania, rozdarcia...
Nie potrafiłabym dokonywac '"wypośrodkowanych "decyzji...czułabym sie" wypaczona" Ciesze się ,że nie muszę podejmowac tak trudnych decyzji, powiem szczerze współczuje tym, co polegają na sobie w takich sytuacjach...
Wito...przyglądam się po prostu tym sytuacjom...i nie dostrzegam pozytywnego uniwersalizmu...może mam klapki na oczach...nie wiem...i zrodziło mi się pytanie, myślę,że bardzo ważne...Co to jest odpowiedzialnośc, jak wobec tego określic odpowiedzialnośc za współmałżonka?...jednak padło "minimum odpowiedzialnosci...za współmałżonka..."
Po prostu Wito ...pojawiają się refleksje i z nimi sie dziele...czy maja się jak piernik do wiatraka ..."to rybki"...czy wydają sie wyrwane z kontekstu..."to rybki"...dlatego ,że powstały konkretne pytania..., poszukiwania odpowiedzi...Byc może pozwolą otworzyc innym dodatkowy kierunek w spojrzeniu... Moje ,przemyślenia nie umieszczam tutaj by przekonywac do racji...to strasznie by mnie ograniczało...
Ps .
Elżbietki ...El i Elżbieto...trafne spojrzenie...ANIOłY...
Co do Aniołów...to polecam przyjrzeniu się takiemu zjawisku...jak powstaje jedwab...szczególnie moja uwagę zwrócił robaczek...?
Ostatnio zmieniony przez Mirela 2007-10-30, 11:06, w całości zmieniany 1 raz
lagerg [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 10:44
Jak widzę, dyskusja nieźle się rozwinęła. Wszyscy starają się podeprzeć cytatami, wypowiedziami, stwierdzeniami etc. Szacunek i poważanie dla Ciebie Wito.
A mnie w całej tej dyskucji jedna rzecz zastanowiła: dyskucja toczy się na temat powrotu sakramentalnego małżonka w sytuacji, gdy w niesakramentalnym związku (małżeństwie ?!!! ) są już dzieci. Prezentowane są dwa stanowiska: musi wrócić (ważność sakramentu) lub nie może wrócić (dobro dzieci).
Hm, a mnie przyszło do głowy, że tak naprawdę jak wiele jest ludzi i małżeństw tak wiele możliwości i dylematów w takich sytuacjach. Przyjęcie TYLKO jednego z tych dwóch rozwiązań - to jakby przyjęcie schematu rozwiązania. A jak wszyscy wiemy, Bóg nie jest schematyczny. W wielu przypadkach na pozór takich samych rozwiązanie jest inne. Jakież my możemy mieć pojęcie o danej sytuacji, o tym co się dzieje w tych ludziach ? To wg mnie wie tylko Bóg.
Żyjemy w czasach łaski, dzięki Jezusowi Chrystusowi ważny jest duch, a nie litera prawa. Nie wpychajmy Boga w ramki, bo ktoś w jakiś sposób zinterpretował PODOBNĄ sytuację i zaproponował pewne rozwiązanie. PRAWO BOŻE jest ponad WSZELKIM prawem ludzkim. Osoba, która chce iść za Jezusem Chrystusem i czyni to świadomie będzie wybierała właściwie. Zadba o to Duch Święty, który w niej mieszka - wystarczy o to prosić.
To Bóg jest od tego, żeby podpowiadać i serwować rozwiązania - inne dla każdej sytuacji i dla danych ludzi. Jakąż mamy pewność, że wybierając daną drogę i idąc nią, ale bez przestrzegania prawa Bożego i jego błogosławieństwa damy radę iść dalej przez życie ?!
A po czym poznać, że Bóg nam błogosławi? Hm, to już odrębny temat,ale ja bym powiedział, że po owocach w naszym życiu.
Uznaję sakrament małżeństwa i błogosławieństwo dawane przez Boga małżonkom za bardzo ważne i stojące ponad wieloma sprawami. Czy stoi ono ponad dobrem dzieci? Dla nas, którzy idą za Jezusem Chrystusem to kwestia do rozważenia w każym z nas - więc prośmy Boga o rozwiązanie dla naszych konkretnych sytuacji,a on już będzie wiedział jak to zrobić.
Czy łapówka jest moralna?
Nie? A jeśli ratuje życie?
Prawo Boże jest ponad WSZELKIM prawem ludzkim, a Bóg jest bogiem miłosiernym i łaskawym. Jezus Chrystus nazywany jest w Piśmie Św. przedziwnym doradcą. Właśnie dlatego, że wszelkie sprawy rozwiązuje w sposób, który w życiu nie przyszedł by nam do głowy.
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 11:06
Maria Anna, napisałaś, że nie wróci, bo.. kocha swoją kolejną "żonę". Celowo wpisałam w cudzysłów, bo przecież Samarytanka patrząc w oczy Jezusowi, mając za sobą kilka związków powiedziała: "nie mam męża". Czuła głód Miłości Bożej, ten głód, jaki może być zaspokojony podczas trwania w przymierzu z Bogiem.
Wiesz mamę męża mojej przyjaciółki porzucił ojciec. Związał się z inną kobietą, miał z nią kolejne dziecko i powiedział jej- małej dziewczynce- żywiąc rzeczywiście uczucie do drugiej kobiety: jak dorośniesz, to zrozumiesz moją decyzję. Zmarł wiele lat temu, a ona, dojrzała kobieta, żona, matka, !babcia! nie zrozumiała i zapewne nie zrozumie tego, jak mógł pozbawić ją możliwości wzrastania w Rodzinie.
Gregu, to nie jest tak, że cel uświęca środki, to nt. tej łapówki..
Cel nie uświęca środków Chrześcijaństwo odrzuca tzw. etykę sytuacyjną, która głosi, że jedynie dana sytuacja dyktuje człowiekowi, jak się ma zachować. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Błędna jest ocena moralności czynów ludzkich, biorąca pod uwagę tylko intencję, która je inspiruje, lub okoliczności... Istnieją czyny, które z siebie i w sobie, niezależnie od okoliczności i intencji, są zawsze bezwzględnie niedozwolone ze względu na ich przedmiot, jak bluźnierstwo i krzywoprzysięstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro” (KKK 1756).
Droga do DORBRA nigdy nie wiedzie przez ZŁO.
wito [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 11:45
Elżbieta napisał/a:
Taka osoba nie wróci do człowieka, którego skrzywdziła...
a to z tej prostej przyczyny, że np.BOI SIĘ wziąść odpowiedzialność za krzywdę, ALE TEŻ BOI SIĘ samego człowieka, którego skrzywdziła!
LECZ CZY ANIOŁA BĘDZIE SIĘ BAĆ?
tak myślę, że i anioła będzie się bać bo musiałaby spojrzeć w lustro i stanąć w prawdzie.
Powiedzieć, że skrzywdziłam Ciebie i nasze dzieci (ewentualnie). przyznać się do tego, że popełniła błąd.
Widać to chociażby w trakcie toczącej się teraz dyskusji, że łatwo można kogoś posądzać o "nieuczciwość", "walkę z Kościołem" a potem zamilknąć.
Mirela napisał/a:
mam wolną wole, a jednocześnie jestem świadoma,że jestem słaba,ze jestem nieudaczna, wiec kieruje spojrzenie na Boga...i wiesz co widze? tam nie ma czegos takiego jak minimum odpowiedzialności..., dlatego tak mnie dotyka te zestawienie słów!
to nie moje zestawienie słów, zacytowałem o. Wojciech Nowak SJ, który zajmuje się problemami małżeństw niesakramentalnych. Swoją pracę oparł na dokumentach Soboru Watykańskiego II (resztę bibliografii też podałem).
Powiem Ci, że mnie też to zestawienie słów też nie pasuje ale wyraża ono istotę sprawy. Zainteresowanie losem porzuconego małżonka może być jakąś formą zadośćuczynienia.
Wiadomo powrót byłby najlepszy. Ale jak widać nie zawsze jest możliwy.
Nie ma Mirelo jednej drogi, nie ma jednych odpowiedzi.
Nawiążę do Anioła.
Po pierwszej zdradzie byłem aniołem. Nie wypominałem, nic nie żądałem. I co??? Bęc kolejne rogi. Byłem jakiś czas aniołem. Ale zgorszenie, które zaczęła siać małżonka zataczało takie kręgi, że dorastające córki zaczęły to zauważać. Miałem na to pozwolić?? Dać sie poniżać?? Nie ma jednego rozwiązania. Nie ma jednej drogi.
Mirela napisał/a:
Nie potrafiłabym dokonywac '"wypośrodkowanych "decyzji...czułabym sie" wypaczona" Ciesze się ,że nie muszę podejmowac tak trudnych decyzji, powiem szczerze współczuje tym, co polegają na sobie w takich sytuacjach...
To nie jest tak, że polegają wyłącznie na sobie. Podejmują działania w łączności z Bogiem. Każdą rozprawę poprzedzają modlitwą, nieraz są to słowa wypowiadane wyłącznie w myślach, bo zęby są ściśnięte by nie załamać sie w najmniej odpowiednim momencie. By nie zakopać swojego talentu.
Gregal napisał/a:
Czy łapówka jest moralna?
Nie? A jeśli ratuje życie?
też jest niemoralna ale sam zauważyłeś wcześniej, że zachowując prawo należy kierować się miłością. Wcześniej padło porównanie lenistwa i morderstwa. Zresztą samo morderstwo może być popełnione z premedytacją i w afekcie.
Wracając do małżeństwa pięknie kwestie winy i odpowiedzialności tłumaczy o. Salij.
kasia napisał/a:
Wito, nie ma sytuacji, któraby "moralnie nieumożliwiała" powrotu do Ojca, która byłaby sprzeczna z Jego pierwotną Wolą aby przymierze z Nim tu na ziemi, fizycznie trwało. Nie ma na to miejsca ani chwili, żeby Chrystus nie tęsknił do zjednoczenia Małżonków.
Kasiu o sytuacjach w których powrót byłby "moralnie nieuzasadniony" pisał papież Jan Paweł II w "Familiaris Consortio". o. Władysław Nowak też sie powołuje na to dzieło JPII.
[ Dodano: 2007-10-30, 11:47 ]
kasia napisał/a:
Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro
Wszyscy zwolennicy rozbijania kolejnych rodzin - macie odpowiedź.
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 11:52
Żona w świetle prawa.
Kasiu od kiedy istniejemy każda historia jest inna. i kazde małżeństwo.
Teraz mogłabym znów za przykład dac inne małżenstwo. Sakramentalne, do konca zycia byli ze soba. tylko byli. Zero miłości, przyjaźni byli ze soba bo pieniądze i co ludzie powiedzą. Dla wielu jednak byli przykładem Katolickiej rodziny, co niedziele do kościoła. A w domu kłótnie, osobne sypialnie. On umarł. Ona została. To rodzina mojej przyjaciólki, która mimo wychowania w "pełnej" rodzinie, jest już sama po rozwodzie. O swoich rodzicach zawsze mówi, byłoby lepiej dla niej gdyby i oni sie rozstali, a nie musiała przez całezycie patrzec na tą tzw"normalnośc" : kłótnie, brak czułości, obojętnośc...
Bo zycie pisze swoje scenariusze. Sa wspaniałe drugie związki, ale i te pierwsze też. Sa do bani pierwsze związki, ale i te drugie tez. Dobro dziecka to wychowanie w pełnej rodzinie, a niekiedy własnie dobro dziecka to wychowanie się bez ojca czy matki.
NIE MOŻNA UOGÓLNIAĆ
Pozdr.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 12:03
wito napisał/a:
Mirela napisał/a:
Nie potrafiłabym dokonywac '"wypośrodkowanych "decyzji...czułabym sie" wypaczona" Ciesze się ,że nie muszę podejmowac tak trudnych decyzji, powiem szczerze współczuje tym, co polegają na sobie w takich sytuacjach...
[quote Wito]To nie jest tak, że polegają wyłącznie na sobie. Podejmują działania w łączności z Bogiem. Każdą rozprawę poprzedzają modlitwą, nieraz są to słowa wypowiadane wyłącznie w myślach, bo zęby są ściśnięte by nie załamać sie w najmniej odpowiednim momencie. By nie zakopać swojego talentu.
Przy takim zestawieniu słów , przy takiej kompozycji, mojej i Twojej powstaje konkluzja...Nie o to chodziło...
Nie traktuj tego osobiście...
Cieszę się, że nie muszę przechodzic tego co Ty Wito...
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 12:11
Wito, pozdrawiam Cię! napisz mi proszę cytat z "Familiaris Consortio", gdzie Jan Paweł II daje przykład "moralnego nieumożliwienia powrotu" do małżonki/męża sakramentalnego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.