Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-07-20, 13:13 Temat trudny i niedokończony...
Witam,
znalazłem się tutaj dzięki koleżance, która poleciła mi to forum... gdyż moje problemy mnie czasem przerastają i chyba potrzebuję Waszej pomocy i wsparcia! Jeśli ktokolwiek zechciałby mi pomóc będę ogromnie wdzięczny!
Moja historia jest dość długa, więc opowiem na razie tylko jej część, a gdy będzie taka potrzeba dopowiem więcej...
Kryzys małżeński rozpoczął się od tego, że zbagatelizowaliśmy z żoną pewne ważne tematy dotyczące naszego bycia razem, pomijaliśmy problemy milczeniem, jakby same się kiedyś miały rozwiązać. Z perspektywy czasu widzę, że to był błąd.
6 lat temu - choć nic tego nie zapowiadało - zmarli moi rodzice. W przeciągu trzech miesięcy! Starałem się dzielnie znosić to doświadczenie, jak na faceta przystało, ale nie do końca mi to wychodziło. W domu nie czułem emocjonalnego wsparcia, więc szukałem go instynktownie poza nim. Najwięcej podnosiła mnie na duchu koleżanka w pracy... To było chyba wówczas nieuniknione - zakochałem się w niej!
Na początku wydawało mi się, że to uczucie jest tylko chwilowe, ale okazało się, że jest to jedynie preludium do rozterek wewnętrznych, jakie od tamtej pory niszczą mnie i moją Rodzinę. Żona dość szybko zorientowała się, co się ze mną dzieje, zobaczyła nasze sms-y, jej zdjęcie w moim notesie, zadzwoniła do niej, powiedziała, że wie o nas i kazała mi się wyprowadzić. Wcześniej jeszcze chciała, byśmy zrobili spotkanie z naszym 9 letnim synem i poinformowali go o zaistniałej sytuacji.
Byłem przerażony biegiem wydarzeń, co więc tym bardziej mogło poczuć dziecko, dowiadując się, że jego ukochani rodzice mają się rozstać!? Słuchał nas tylko, nie wypowiedział żadnego słowa. Po pewnym czasie przyszedł do mnie, płakał jak nigdy i tylko zdołał wypowiedzieć: "tato, nie rozwódź się z mamą"!!! Obiecałem mu wtedy, że tego nie zrobię... i nie zrobiłem do dziś, chociaż kryzys małżeński ciągnie się już szósty rok i nie wiem czym się zakończy.
Bardzo długo bo pięć lat nie potrafiłem w zasadzie określić czego ja tak naprawdę chcę. Próbowałem kilkakrotnie zakończyć związek z kochanką, szczególnie ze względu na syna, ale nigdy nie potrafiłem. Ale też nigdy nie zdecydowałem się na rozwód i odejście do tamtej kobiety. W pewnym momencie (ok 2 lata temu) moja żona powiedziała mi, że jest jeszcze czas bym to skończył, gdyż ona czuje, że angażuje się uczuciowo w innym. A ja nawet po takim ostrzeżeniu nie potrafiłem tamtego zakończyć!
Dziś sytuacja zupełnie się odwróciła. To żona ma kogoś, do kogo codziennie wychodzi, kto ją pociesz i daje wsparcie - ja zaś zostałem pół roku temu zostawiony (z dnia na dzień) przez wspierającą mnie kobietę, która zostawiła mnie dla przypadkowo poznanego mężczyzny. Dopiero teraz widzę jaki byłem ślepy zakochując się w niej, gdyż jej miłość była bardzo płytka... Teraz też mogę dopiero doświadczyć tego, co odczuwała moja żona - zdrady. W zasadzie nawet podwójnej.
Próbowałem rozmawiać z żoną o moim błędzie, prosiłem o wybaczenie, ale ona przypomniała mi tylko o ostrzeżeniu, które mi dała i które zignorowałem!
Nie wykorzystałem wtedy szansy...
Teraz pozostaje mi tylko modlić się do św. Rity i liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone, chociaż wiele na to wskazuje!
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 19:28
odpowiedz szczerze sobie na pytanie, na co liczę ? czego chcę? powrotu żony czy kochanki?
-kiedyś wiele rzeczy nie potrafiłeś - co musiało by się stać byś teraz potrafił?
Św. Rita niewiele zdziała jak będziesz tylko czekał na cud
pozdrawiam
adamsapple [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 20:21
Przede wszystkim dziękuję Marku za odpowiedź na mój post!
Ja wiem, w obecnej chwili czego chcę! Chcę powrotu do Rodziny! Ale wiem jakie jest to w obecnej sytuacji trudne dla żony, którą przecież tak mocno zraniłem - zwyczajnie po ludzku powinna mnie zostawić i związać się z tym, który ją podniósł w najtrudniejszych chwilach, z człowiekiem z którym się od dwóch lat spotyka.
Stąd moja modlitwa do św. Rity, gdyż wierzę, iż za jej wstawiennictwem możliwy będzie cud naszego pojednania, przebaczenia..., które z ludzkiego punktu widzenia nie wchodzą w grę!
Nie czekam jedynie na cud, ale co w tej sytuacji mogę jeszcze zrobić?
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 21:08
Trudny temat i niedokończony.....trafnie określiłeś
Adamie....brak odpowiedzi na Twój post,bo cóz można poradzić?
Komentarze typu...masz co chciałeś,Twoja wina,takiś i owaki......nic juz nie wniosą,a bardziej pogrążą.
Narozrabiałes,masz tego świadomość i dzis ponosisz tego konsekwencje.
Na żone wpływu nie masz,nie zmienisz jej,do niczego nie zmusisz...ale możesz zmienic siebie.
Co i jak?...to juz sam powinienes wiedzieć.
Dotąd ....żyłes źle,bez Boga,sakramentów,egoistycznie...
Zacznij zyć inaczej...i.... zacznij kochać prawdziwie(bo nie tylko kochanka płytko kochała)
Pokora,cierpliwość...czas...
adamsapple [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 21:30
No cóż Lena... masz rację! Będę się starał już więcej nie zepsuć. A cierpliwości i pokory muszę się niestety od nowa nauczyć! Dziękuję i pozdrawiam!
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 21:46
Jeszcze jedno Adamie....
Modlitwa piszesz....pięknie,jak najbardziej i pomocna,ale.....czy Twoje serce czyste?
Sakramenty?
Nie musisz odpowiadać...to nie mnie potrzebne,ale Tobie.
jagaanek [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 22:00 Re: Temat trudny i niedokończony...
adamsapple napisał/a:
Witam,
znalazłem się tutaj dzięki koleżance, która poleciła mi to forum... gdyż moje problemy mnie czasem przerastają i chyba potrzebuję Waszej pomocy i wsparcia! Jeśli ktokolwiek zechciałby mi pomóc będę ogromnie wdzięczny!
Moja historia jest dość długa, więc opowiem na razie tylko jej część, a gdy będzie taka potrzeba dopowiem więcej...
Kryzys małżeński rozpoczął się od tego, że zbagatelizowaliśmy z żoną pewne ważne tematy dotyczące naszego bycia razem, pomijaliśmy problemy milczeniem, jakby same się kiedyś miały rozwiązać. Z perspektywy czasu widzę, że to był błąd.
6 lat temu - choć nic tego nie zapowiadało - zmarli moi rodzice. W przeciągu trzech miesięcy! Starałem się dzielnie znosić to doświadczenie, jak na faceta przystało, ale nie do końca mi to wychodziło. W domu nie czułem emocjonalnego wsparcia, więc szukałem go instynktownie poza nim. Najwięcej podnosiła mnie na duchu koleżanka w pracy... To było chyba wówczas nieuniknione - zakochałem się w niej!
Na początku wydawało mi się, że to uczucie jest tylko chwilowe, ale okazało się, że jest to jedynie preludium do rozterek wewnętrznych, jakie od tamtej pory niszczą mnie i moją Rodzinę. Żona dość szybko zorientowała się, co się ze mną dzieje, zobaczyła nasze sms-y, jej zdjęcie w moim notesie, zadzwoniła do niej, powiedziała, że wie o nas i kazała mi się wyprowadzić. Wcześniej jeszcze chciała, byśmy zrobili spotkanie z naszym 9 letnim synem i poinformowali go o zaistniałej sytuacji.
Byłem przerażony biegiem wydarzeń, co więc tym bardziej mogło poczuć dziecko, dowiadując się, że jego ukochani rodzice mają się rozstać!? Słuchał nas tylko, nie wypowiedział żadnego słowa. Po pewnym czasie przyszedł do mnie, płakał jak nigdy i tylko zdołał wypowiedzieć: "tato, nie rozwódź się z mamą"!!! Obiecałem mu wtedy, że tego nie zrobię... i nie zrobiłem do dziś, chociaż kryzys małżeński ciągnie się już szósty rok i nie wiem czym się zakończy.
Bardzo długo bo pięć lat nie potrafiłem w zasadzie określić czego ja tak naprawdę chcę. Próbowałem kilkakrotnie zakończyć związek z kochanką, szczególnie ze względu na syna, ale nigdy nie potrafiłem. Ale też nigdy nie zdecydowałem się na rozwód i odejście do tamtej kobiety. W pewnym momencie (ok 2 lata temu) moja żona powiedziała mi, że jest jeszcze czas bym to skończył, gdyż ona czuje, że angażuje się uczuciowo w innym. A ja nawet po takim ostrzeżeniu nie potrafiłem tamtego zakończyć!
Dziś sytuacja zupełnie się odwróciła. To żona ma kogoś, do kogo codziennie wychodzi, kto ją pociesz i daje wsparcie - ja zaś zostałem pół roku temu zostawiony (z dnia na dzień) przez wspierającą mnie kobietę, która zostawiła mnie dla przypadkowo poznanego mężczyzny. Dopiero teraz widzę jaki byłem ślepy zakochując się w niej, gdyż jej miłość była bardzo płytka... Teraz też mogę dopiero doświadczyć tego, co odczuwała moja żona - zdrady. W zasadzie nawet podwójnej.
Próbowałem rozmawiać z żoną o moim błędzie, prosiłem o wybaczenie, ale ona przypomniała mi tylko o ostrzeżeniu, które mi dała i które zignorowałem!
Nie wykorzystałem wtedy szansy...
Teraz pozostaje mi tylko modlić się do św. Rity i liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone, chociaż wiele na to wskazuje!
Cześć. Jesteś pewny, że żona kogoś ma? Może chce Ci pokazać jak się czuła jak się dowiedziała o twojej zdradzie?
adamsapple [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 22:43
Czy modlitwa jest zarezerwowana dla osób o czystym sercu? Jakbym nie był przekonany, że Jezus przybył dla nawrócenia grzeszników nie znalazłbym się ani na tym forum, ani tym bardziej nie wierzyłbym w szczerą modlitwę!
Jak słusznie też Leno zauważyłaś, iż potrzebny mi jest oprócz pokory i modlitwy - czas. Czas na zmianę, także na powrót do Sakramentów! Nie da się jednak wskoczyć od razu na dziesiąty stopień schodów - ale nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym się już na nim znaleźć!
Co do kogoś, kto jest w życiu żony jestem akurat pewny. Nawet rozmawiałem z nim. Dziękuję Jaga za zainteresowanie - pozdrawiam!
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 23:03
Czy modlitwa jest zarezerwowana dla osób o czystym sercu?
Nie Adamie,nie tylko,ale .....Bóg nie jest tylko od spełniania Twoich zyczeń.
Bóg jest miłosierny,ale i wymaga,daje nam przykazania....
Nie przestrzegasz...masz konfesjonał.
Nie zmuszam....sugeruje jeno...Ty wybierasz.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 23:03
adamsapple,
Witaj na forum.
Skoro postanowiłeś się modlić to ok, skoro odbudowujesz swoje życie duchowe to ok, ale co ponadto? Modlitwa i wiara pomaga bardzo, ale potrzebujesz jeszcze ludzkiego wsparcia- psycholog, rekolekcje, lektury, audycje.
Modlitwą możesz wiele zmienić, ale to bardzo powolne i żmudne działanie, stać Cię na długoletni plan naprawczy? Jesteś gotów przez długi czas spokojnie zmieniać siebie, aby czekać na mozliwość odbudowy miłości małżeńskiej ?
Jesli odpowiedzi brzmią tak, to zapraszam do części edukacyjnej forum i czytaj, przysłuchuj się, poświęć czas na rekolekcje, podczytuj inne wątki, trwaj w postawie zadośćuczynienia i gotowości do pojednania.
Życzę Ci wytrwałości.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 23:04
Ps.
Nawrócenie grzeszników....własnie
Wiesz gdzie sie zaczyna?
adamsapple [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-20, 23:44
Wierszem "Modlitwa" ks. Jana Twardowskiego chciałbym się dziś z Wami pożegnać dziękując za wszystkie odpowiedzi!
"Jezu Frasobliwy
na przekór wszystkim
bez parasola na deszczu
z gołymi kolanami
słaby bo bezstronny
nieśmiały jakbyś debiutował wierszem
z prośbą o prostotę
samotny bo spokrewniony ze światem
pewnie martwią Cię ludzie
którzy są jak katechizm
na każde pytanie
muszą mieć koniecznie odpowiedź"
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-21, 00:01
...wiem,że Jezus miłosierny,ale ja osobiscie staram sie tego nie wykorzystywac i byc ok w stosunku do NIEGO.
Czasem nie jestem....ale tez nie wymagam.
Adamie...na tym forum nie chodzi o dowalenie człowiekowi.....choć czasem trzeba wstrząsnąć.
My nie potrzebujemy odpowiedzi....odpowiedź potrzebna jest Tobie.
Śpij spokojnie.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-21, 00:05
lena napisał/a:
Ps.
Nawrócenie grzeszników....własnie
Wiesz gdzie sie zaczyna?
Heeeeeeee Adamie podpowiem Ci.........
tam się zaczyna -gdzie grzesznik postanowi więcej nie życ w grzechu.......a za powstałe grzechy rozliczy sie z Bogiem.........(to tak najprościej)
a po ludzku???
ufff chłopie masz co prostować....
swoja drogą
czy jakby nie było kopa w tylną częśc(ciała) od kochanki to byś oprzytomniał????
zapewne nie
-ale kop był istotny bo to DOŚWIADCZENIE.........
zatem wyciągaj z tego doświadczenia wnioski by drugi raz nie włazic juz do tej samej "rzeki".......
chcesz budowac???,wracac na łono rodziny??? chcesz wybaczenia i pojednania???
hmmmm czytam w twoim poście entuzjazm....a w nim wiare,nadzieje oraz oczekiwanie na cud...
no tak ale wiara może upaśc -przy konfrontacjach z rzeczywistością.
Nie mysle tu o wierze w Boga...bo ta bedzie na 100%(wiesz tonący brzytwy się chwyta )
Nadzieja może prysnąć(jak czar) -jak to oczekiwanie będzie zbyt długo trwało..........
a cud?? heee wiesz zbytnio bym na to nie liczył---ale kto wie...
Ważne jest w tym wszystkim jedno- czy ty jestes gotów na:
kochac kobietę(zonę) mimo wielu słów jakie byc może padna z ust???
-nie kocham już
-nic nas nie łączy
-nigdy nie bedziemy razem
czy potrafisz byc wierny kobiecie (zonie)??
dla jakiej pewnie staniesz sie prawie powietrzem.........
bedziesz Adamie to potrafił???
oczekiwać,stac z boku,wiernie żyć
nawet wbrew męskiej dumie??
To czego oczekujesz(poszukujesz) -to tak naprawde jest postawą z jednej strony
względem żony a dokladnie -co jej ślubowałes
,a z drugiej strony wiernośc Bogu i zgoda na jego plany..........
zadaj sobie ucziwe pytanie
czy jestem juz gotów z całych sił starać sie o zonę???
czy to tylko kaprys bo narazie nie mam innej alternatywy???
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.