Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
jestem świadoma do czego moze doprowadzić ich znajomość..ale zakaz też może do tego doprowadzić i to o wiele szybciej, co zrobię jak jednak mnie fizycznie zdradzi? nie bedę się wymądrzać..nie wiem...czy dam radę?
fajnie to piszesz meg.....dla mnie to wszystko jest bardzo dorosłe.....
hmmmm...mnie kiedyś niestety zbrakło tego spokoju...ale to przywara większości emocjonalnych....
gdzie jest impuls....i odrazu reakcja...
paplanina..obrzucanie brudem..zakazy...nakazy..... obwinanie....
działąnie typu cos mnie dotknie i buchhhhhhhhh
gratuluje bo masz cenny dar
...dar jaki ja wypraszałem tam w górze.........
meg-pl napisał/a:
po tej decyzji czuję spokój w sercu..
i jeszcze wiele..wiele takiego spokoju w sercu
meg-pl napisał/a:
był taki moment, gdy bałam się o jego życie i prosiłam Boga, żeby postawił na drodze meża kogoś, kto mu pomoze, bo ja wtedy nie byłam w stanie...mąż zresztą wiele razy wspominał, że dużo zawdzięcza tej kobiecie
wiesz meg każdej niedzieli juz od kilku lat na koniec klekam po mszy
wciąż z ta samą prośbą...
by Bóg pozwolił mi być spokojnym człowiekiem,bym umial byc dobrym mężem..i by ma frasobliwośc nie krzywdziła innych..........
i ciesze się że na twej drodze pojawiła się bywalec..mądra z niej kobieta i juz wielu pomogła
pozdrawiam
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 11:48
dlaczego nie dałam tego meżowi co otrzymał od innej?
dawałam..wspierałam, słuchałam, podtrzymywałam na duchu..do momentu gdy musiałam zawalczyć o siebie, swoje zycie...wybrałam egoistycznie swoje dobro, nie miałam sił na ratowanie i siebie i jego...nie potrafiłam wytłumaczyć tego męzowi..walki ze sobą o miejsce Boga w moim sercu, widział tylko to co na zewnątrz, wycofywanie się, brak humoru, łzy..
w niej znalazł słuchacza, wykaywała zainteresowanie, bo słyszała to pierwszy raz..po tysięcznym pewnie zmieni zdanie..
sama odsuwałam się od męza, byłam zła na niego, że sam oczekuje wsparcia a nie potrafi okazac odrobiny zrozumienia dla mnie, były tylko jego problemy, ja ze swoimi nie istniałam
teraz wiem,że to choroba, zdiagnozowana u męża
zmieniłam się przez ostatni czas, zmienił się mój system wartości, trudne to jest do zaakcepotwania przez męża, niby nic się nie zmieniło ..poza tym,ze już nie jest na pierwszym miejscu
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 11:51
Mąż wie, że jego zachowanie mnie boli, powiedziałam o tym, ale tez widzi, że akcepując jego znajomą ufam jego słowom, zapewnieniom.
Myslę,że takie podejście będzie skuteczniejszą barierą przed dalszymi głupstwami niż stawianie sprawy na ostrzu noża.
Meg...a akceptujesz?
Wg mnie właśnie nie akceptujesz.....nie podoba Ci sie,boli,prosiłaś o ograniczenie kontaktow,ale....
.....dla męza nie ma innej opcjii albo jest tak jak on chce albo nie ma nas wcale
Czy nie jest tak.....mąż postawił warunek,a Ty z lęku i bezsilności przystałaś na to.
Zastanawiasz się....może wybujała wyobraźnia, może przewrażliwienie,może Twoja wina....
Co do winy...jest jak napisałaś....za kryzys w związku odpowiadaja obie strony, niekoniecznie w równym stopniu,ale jednak...nikt nie jest ideałem, ale za cudzołóstwo cudzołożnik.
Oczywiście nikt nie twierdzi,że mąż Cię fizycznie zdradza,ale przyjaźń ta moim zdaniem wybiega poza ramy przyjaźni.
Zgadzam sie z wypowiedzią bywalca.....ważna Twoja świadomość i pobudki.
pisałam już,że wcale nie tak łatwo mi przyjąć wyciągniętą rękę...ale czuję w sercu,że to jest dobre, że to powinnam zrobić
Meg.....niebardzo rozumię.
Mąz wyciaga rękę,czy Ty...
Jesli Ty....czy chodzi o to że "akceptujesz" i zgadzasz sie na te przyjaźń?
Norbert.....
To co napisałam to moje spostrzeżenia od jakiegoś czasu.
Ty co do mnie jak widze tez masz swoje i ok.
Proszę tylko nie przenoś swojej prywatnej złosci na mnie tu.
Wystarczyło wyjaśnienie,bez osobistych wycieczek.
Zaakceptuj w koncu,że ja nic nie mogę,że nie chcę wałkować wciąż i wciąż....i ze najzwyczajniej w świecie jestem już Tobą umęczona......i nie każ mnie za to.
Wciąz bardzo emocjonalnie reagujesz.....nie denerwuj się tak.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:07
lena napisał/a:
Wciąz bardzo emocjonalnie reagujesz.....nie denerwuj się tak
Leno by nie ciagac tematu
nie emocjonalnie ..jeno stanowczo
to tylko odpis na twoje sugestje...
Ja swoje emocje już znam..nie wybucham jak cos mnie ugryzie
lena napisał/a:
Zaakceptuj w koncu,że ja nic nie mogę,że nie chcę wałkować wciąż i wciąż....i ze najzwyczajniej w świecie jestem już Tobą umęczona......i nie każ mnie za to.
ja to zaakceptowałem ..jak równiez i to że w trudnym dla siebie czasie podjełas się wspierania kogoś innego.........
dziś więcej wiesz ..dziś inaczej widzisz...dziś byś może o wiele inaczej powiedziała w sensie
STOP-TO NIE TAK...
i ja to wiem-spoko
lena napisał/a:
i ze najzwyczajniej w świecie jestem już Tobą umęczona.
ej..Leno..Leno
skora ja tak męcze ..bądz co bądż człek jaki wiele rozumie i wiele zaliczył i do jakiego dociera!
to jak zaczną męczyc nowi z forum jacy czegoś nie zrozumieja...
nic to
pozdrawiam i myślę że wsio już wyjaśniłem..wsio powiedziałem i ciesze się że tak otwarcie a nie w sktytości na priv
meg-nie gniewaj sie za tą prywatnośc własnych spraw w twoim temacie...
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:13
jestem świadoma do czego moze doprowadzić ich znajomość.
...a co do pobudek Twojej decyzji?
Jak i najważniejsze czy ty byś mogła stac się taka osoba, która go rozumie tak jak ta kobieta, jeśli nie to co jest przyczyna tego, iż tak nie może być….czy myslisz, iż mąż by chciał bys to ty taka była rozumiejąca go? Gdzie w czym tkwi przyczyna, że tak nie jest….
Wydaje mi sie,ze bardziej chodzi tu o to...czy mąz by chciał, a jeśli nie,jesli woli inną to dlaczego?
Meg....czy Ty winisz się za to,że w pewnym momencie zawalczyłaś o swoje zycie?
Pomagałaś, wspierałas do momentu ,aż sama wysiadłaś..... i to jak postapiłaś moim zdaniem było właściwe.
Na niewiele zda się pomoc innemu, kiedy samemu takowej sie potrzebuje.
Przynajmniej jeden musi być w miare ustabilizowany i silny.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:22
Meg - pl, tamta kobieta pomogła w trudnym czasie TWOJEMU mężowi i świetnie, ale teraz pora wycofać się... W przeciwnym razie pomoc od początku mogła być mocno interesowna.
Nie rozumiem Twojej tolerancji dla ich obecnych, mocno podejrzanych relacji... Tolerancja w sensie braku stanowczego NIE... Nie zgadzam się! Tylko tyle, bo przecież reszta nie zależy już od Ciebie.
Może to lęk przed ujawnieniem, że między nimi jest coś więcej? Jeśli tak, po co ubierać go w "pragnienie szczęścia" dla męża? Jesteś kobietą, jesteś żoną i z tej pozycji należy patrzeć na zaistniałą sytuację.
Nie ma szczęścia w małżeństwie twojego, mojego; jest NASZE szczęście... Obydwoje mamy prawo do szczęścia... Gdyby było inaczej nie ślubowalibyśmy sobie nawzajem...
Nie może być tak, ze ktoś odnajduje Boga w życiu i już relacje te ziemskie stają się dla niego mniej istotne... Wręcz przeciwnie, kiedy Miłość staje w centrum naszego życia, ta ziemska także nabiera innego, większego wymiaru, wzrasta odpowiedzialność za współmałżonka... Przyznam, ze nie mogę tutaj dopatrzyć się jej...
Tak to widzę, mając za sobą doświadczenie zdrady z wieloletnią "przyjaciółką"... Czekała cierpliwie na "stosowny" moment... Podobnie, jak Ty, nie przewidziałam do jakiego dramatu w moim/naszym życiu ta pseudoprzyjaźń doprowadzi. Tam, gdzie rzeczywiście przyjaźń funkcjonuje tylko prawda, relacje są więc przejrzyste.
Ostatnio zmieniony przez róża 2011-10-27, 12:36, w całości zmieniany 1 raz
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:34
Czy nie jest tak.....mąż postawił warunek,a Ty z lęku i bezsilności przystałaś na to.
tez nad tym myślałam, czy to jest wybaczenie czy raczej rezygnacja z walki..
właśnie ta bezsilność, ten mat w naszych relacjach (każdy obstaje przy swoim i w konsekwencji nie ma rozwiązania problemu) kazał mi zastanowić się czy naprawdę zalezy mi na małżeństwie, czy ja ze swojej strony mogę coś zrobić bez oglądania się na męza, czy jestem w stanie zrezygnowac z siebie dla nas, czy miłość bliźniego, odpuszczenie grzechów moim winowajcom to tylko puste słowa czy droga, którą chcę podażać
o wiele więcej kosztowała mnie ta pozorna"rezygnacja z walki" (oficjalnie tak a nieoficjlnie dopiero zabieram się do boju o naszą przyszłość) niz decyzja o wystawieniu walizek za drzwi
Norbercie, jak moge gniewać się na osoby, które chciały mi pomóc? mój temat wywołał dodatkowe wątki..można by rzec..jest rozwojowy
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:46
Hmm, czego to nie wymyśli zdradzacz chcąc chronić swoją "przyjaźń"... Do wiary także sięgnie, żeby wzbudzić w mężu/żonie poczucie winy za żywione uczucia niechęci, złości... Jakoby wiara miała polegać na przyzwoleniu na czynienie zła??
Nie twierdzę, że zdradza, ale że: może zdradzić... Zresztą, czy to, co obecnie ma miejsce nie nosi znamion zdrady? Jak Ty myślisz, czujesz?
Myślę, że mąż świetnie manipuluje tutaj Twoim nawróceniem... Nawiązanie do konieczności wybaczania etc. Jakże dobrze to znam...
O wybaczeniu możemy rozmawiać, kiedy zło jest już przeszłością, nie zaś dzieje się tu i teraz.
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:51
czym jest odpowiedzialność za współmałzonka?
tym,ze zakaże mu kontaktów z innymi dla jego dobra?
czy to dla osoby niewierzącej jest jakikolwiek argument?
raczej nie
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 12:55
Kontaktów nie zakażesz z oczywistego powodu: nie sposób tego, każdy człowiek ma wolną wolę. Chodzi o Twoje wyraźne NIE dla dalszych ich kontaktów. Dla mnie to jest właśnie odpowiedzialność: nie masz mojej zgody na wystawianie na próbę naszego małżeństwa.
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 13:01
Różo..oczywiscie,ze czuję sie zdradzana emocjonalnie..i powiedziałam to męzowi, przyjmuję do wiadomości jednak fakt, że w emocjach mogę wyolbrzymiać pewne zdarzenia, poza smsami nie mam innych dowodów, nie wiem jak mój maż jej odpowiadał
naiwność z mojej strony? może..
[ Dodano: 2011-10-27, 13:04 ]
takie "nie dla kontaktów z nią" mąż usłyszał, nie ma na to mojej zgody
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 13:17
Mam wrazenie meg,że zaplatałaś się w tym swoim myśleniu...dlaczego?
Myślisz...dlatego ,bo ja.....cos tam.
Powinnam "akceptować"(godzić sie)bo to jego wola,bo pomoc dla niego,bo trzeba wybaczac,grzechy odpuszczać,zrezygnować z siebie dla nas...itp
Owszem, mąż ma wolną wole i na te wpływu nie masz,owszem trzeba wybaczać i grzechy odpuszczać, ale czy rezygnacja z siebie, ze swoich wartości, przekonań w imię .....potrzeby i pozornego szczęścia męża.....jest właściwa?
Nie chodzi o wystawianie walizek,ale stanowcze określenie braku akceptacji na tę zbyt daleko idącą przyjaźń.
Akceptacja w tym wypadku to dla męża pozwolenie.
NIE to też pewne "niedogodne" dla męża konsekwencje.
...to wszystko oczywiście poprzedzone szczerą i spokojna rozmową z uwzględnieniem pytania...dlaczego tą pomocna dłonią i wsparciem nie moge być ja...znaczy Ty.
Kochasz i chcesz uczestniczyć w jego smutkach i radościach.
Czy On chce je z Tobą dzielić?...swoją zoną.
...a co do przyjaciela....Twoi mogą być i moimi,chetnie ich poznam....
Mam nadzieje,że jest jak piszesz...pozorne odpuszczenie.
Fakt...emocje są złym doradcą.
[ Dodano: 2011-10-27, 13:21 ]
..a to co i jak odpisał mąz na ów smsy, to,ze nie wiesz...nie ma znaczenia....ważne i niepokojące sa zapędy przyjaciółki.
róża [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 13:34
Cytat:
no tak...poczucie winy...mogłabym chyba poobdzielać nim wszystkich na forum i zostałoby duzo jeszcze dla mnie..ale ono było na długo przed tą sytuacją, nauczyłam się z tym żyć, staram się,żeby w jak najmniejszym stopniu wpływało na moje decyzje..
I to poczucie winy, jest według mnie bardzo niepokojące... Rozumiem, ze korzystasz z Sakramentu Pokuty, skąd więc w Tobie to nieustające poczucie winy? Przecież spowiedź to przebaczenie skutkujące pokojem ducha.
A skoro poczucie winy to i chęć nieustannego karania siebie, bo tak właśnie, jako karę wymierzoną sobie odbieram Twoje ciche przyzwolenie na kontynuację przyjaźni... Byłam dla Ciebie niedobra teraz słusznie ponoszę karę?
Meg, masz prawo do szczęścia. To prawo nie jest przywilejem tylko Twojego męża.
Proponuję szczerze porozmawiać ze spowiednikiem: o małżeństwie, o poczuciu winy...
Jeśli to skrupuły, to mogą one uniemożliwiać przyjęcie poprawnej postawy w tej trudnej, raniącej Ciebie sytuacji.
meg-pl [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-27, 13:48
skąd moje poczucie winy? wchodząc w związek małżeński nie byłam we wszystkim szczera wobec męża, teraz dopiero rozumiem jaki to miało wpływ na nasze relacje, zalecenie milczenia niestety nie zdejmuje ze mnie poczucia, że cały czas zyje w kłamstwie, że może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym miała odwage byc szczera przed ślubem, a swiadomosć, że Bóg wybaczył a ja sobie nie moge dodatkowo komplikuje sytuacje,
nigdy swojego małżenstwa nie odbierałam jako karę, trudnych chwil też nie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.