Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Świadectwo nawrócenia
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-06, 00:19   Świadectwo nawrócenia

Świadectwo nawrócenia

cz.I
http://www.youtube.com/wa...2P1hO-3NCk&NR=1

==========================================================

cz.II
http://www.youtube.com/wa...feature=related

==========================================================
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-04-15, 21:46   

Świadectwa nawrócenia.

http://www.lewjudy.archid...swiadectwa.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-04-15, 21:52   

Świadectwo nawrócenia - Świadectwa o Miłosierdziu Bożym

Piszę z potrzeby serca jako wotum wdzięcznośći Miłosierdziu Bożemu za cudowne wyleczenie mnie z nałogu pijaństwa, wprowadzenie na drogę wiary i przemiany duszy.

reszta tu:
http://www.zaufaj.com/las....html?task=view
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-06-17, 19:18   

Miłość to nie uczucia

Moje zniewolenie grzechem samogwałtu rozpoczęło się w szkole podstawowej. Miałem wówczas trzynaście lat i brakowało mi świadomości, że wkraczam na drogę zła.

Nie wiedziałem wtedy, że popełniam grzech, nie miałem wyrzutów sumienia ani poczucia winy. Nie miałem też przy sobie kogoś, kto by mi to uświadomił. Chodziłem do kościoła, spowiadałem się, nieświadomie pomijając ten grzech, przyjmowałem świętokradzko Najświętszy Sakrament. Wymyślałem najprzeróżniejsze kłamstwa, aby mieć okazję do samogwałtu, kupowałem gazety pornograficzne, oglądałem filmy. Jednym słowem, niemalże wszystko w moim życiu obracało się wokół masturbacji.
Zaczęły się kłopoty w kontaktach z dziewczynami. Mój wypaczony przez gazety i filmy obraz kobiety przekładał się na codzienne życie. Kiedy patrzyłem na atrakcyjną dziewczynę, rozbierałem ją oczami, wyobrażałem sobie, jak uprawiam z nią seks. Nie umiałem być z dziewczyną jako przyjaciel, kolega. Nie angażowałem się w takie relacje. Do zaspokojenia moich pragnień wystarczały mi gazety albo filmy pornograficzne. W tamtym czasie liczyła się dla mnie tylko atrakcyjność cielesna kobiety. Byłem niesamowicie ograniczony i ubogi duchowo.
Ten tragiczny stan mojej duszy trwał jeszcze wiele lat, lecz w tym czasie Bóg okazał mi łaskę. Podczas rekolekcji w mojej parafii dowiedziałem się, że samogwałt jest grzechem; stopniowo zaczęło do mnie docierać, że to, co robię, jest złe. Miałem wyrzuty sumienia, ale usprawiedliwiałem je myślą, że przecież nie wyrządzam nikomu krzywdy, więc nie jest jeszcze ze mną tak źle. Coraz rzadziej się spowiadałem, gdyż wstydziłem się wyznać ten grzech; po spowiedzi nie czyniłem starań, aby zerwać z samogwałtem. Stopniowo zacząłem uświadamiać sobie, że jestem uzależniony – jestem nałogowcem niemającym siły i niezdolnym do powstrzymania się od masturbacji. Wtedy zaczęła się moja powolna walka z nałogiem; walka, w której pomagała mi modlitwa. Nie było łatwo – porównałbym to do kropli wody drążącej skałę. Po każdym upadku czułem się upodlony, sponiewierany i upokorzony… Klękałem i modliłem się o to, bym więcej nie upadał, i znowu upadałem – następnego dnia, za dwa dni, za tydzień…
Myślałem nieraz, że to beznadziejne zmaganie się z grzechem nigdy się nie skończy. W takich chwilach ogarniało mnie przygnębienie i rozpacz. Wtedy to właśnie kolega podsunął mi Miłujcie się!. Przeczytałem w nim o wielu osobach takich jak ja, uwięzionych i zniewolonych przez zło. To dodało mi otuchy i nadziei – po każdym upadku starałem się iść do spowiedzi. Pomimo że wciąż upadałem, to wiedziałem, że Bóg mnie wspiera. I choć miałem świadomość, że jestem nędznym grzesznikiem, nie rozpaczałem. Miałem nadzieję.
Mógłby ktoś teraz pomyśleć, że najgorsze już poza mną. Nic bardziej mylnego. Szatan tak łatwo nie porzuca duszy, ale wykorzystuje każdą okazję, aby ją ponownie zniewolić. Bardzo łatwo się zagubić, oszukać sumienie, wmówić sobie miłość. Pokierować życiem swoim i innych według egoistycznego ja. Tak było ze mną…
Miałem wtedy dwadzieścia sześć lat, a ona dwadzieścia dziewięć. Była mężatką, miała trzyletniego syna. Byłem spragniony kobiety, podobało mi się jej ciało, wzruszyła mnie historia jej życia, gdy opowiedziała mi o swym nieudanym małżeństwie. Chciałem jej „pomóc”, lecz pomoc ta przerodziła się w zmysłowość i pożądanie. Imponowało mi, że tak atrakcyjna kobieta jest mną zainteresowana. Nie pomyślałem, że jest tak samo jak ja zagubiona i że szukała oparcia, którego nie mogłem jej dać. Uwiodłem ją i szybko doszło między nami do współżycia. Zaczęliśmy się potajemnie spotykać, podczas niemalże każdego spotkania dochodziło między nami do stosunku. Myślałem, że jestem zakochany, i nie mogłem bez niej żyć. Dni były czekaniem na spotkanie z nią. Trwało to kilka miesięcy. Mąż zaczął ją podejrzewać, że ma romans, nasze schadzki stawały się coraz rzadsze; cierpiałem rozłąkę. Ciągle dręczyło mnie sumienie.
Chodziłem do spowiedzi, lecz nie potrafiłem przyjąć nauki kapłana, który nakazywał mi zerwać ten związek. Postawić się w miejscu męża zdradzanego przez żonę, w miejscu dziecka, któremu rozbija się rodzinę. Przecież w każdej chwili nasz romans mógł wyjść na jaw, ona mogła zajść w ciążę. Wolę nie myśleć, co by się wtedy stało… Wtedy o tym nie myślałem, uważałem, że sobie poradzę. Tak bardzo chciałem z nią być, że przeżywałem niemal fizyczny ból, gdy czekałem na spotkanie.
Nie mogłem pracować, spałem całymi popołudniami z nadzieją, że gdy się obudzę, zdarzy się jakiś „cud” i będziemy razem. Straszny stan mojej duszy doprowadzał mnie do myśli o tym, że dobrze by było, aby jej mąż umarł, bo był przeszkodą w naszym „szczęściu”. Życzyłem śmierci temu człowiekowi.
Powróciłem do samogwałtu jako recepty na smutek, lecz po każdym upadku stawałem się coraz bardziej zrozpaczony. W czasie tych trudnych dla mnie dni zacząłem modlić się różańcem, jeździłem do Częstochowy na czuwania modlitewne. Modliłem się nowenną, do św. Judy Tadeusza, gdyż dowiedziałem się, że jest On orędownikiem spraw beznadziejnych, takich jak moja. Z jednej strony wiedziałem, że takie życie jest grzechem, jednak z drugiej nie potrafiłem wtedy żyć inaczej, nie widziałem wyjścia z tej sytuacji. Nie potrafiłem przestać o niej myśleć, pożądać jej.
Dziś mogę powiedzieć, że każdy dzień był wtedy dla mnie piekłem, pustką, w której żyła moja dusza, nigdy więcej nie chciałbym się tak czuć, jak wtedy się czułem. To straszne, do czego może doprowadzić zawierzenie uczuciom, pożądaniu, zmysłowości… Gdy odrzucisz przykazania Boże, wystarczy chwila, a wmówisz sobie wszystko – nawet to, że cudzołożenie może być dobre; nazwiesz je nawet miłością. A przecież miłość jest doskonała, jest największa, nie pożąda złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości. Miłość jest prawdą, a niemal wszystko, co robiłem, było kłamstwem lub nosiło jego znamiona. Mijały tygodnie, a nasz chory związek rozpadał się, już nie spotykaliśmy się, dzwoniliśmy do siebie coraz rzadziej. To, co nas łączyło, skończyło się samo, wypaliło się. Widzę w tym łaskę Boga, którą wyprosiłem przez Matkę Bożą, przez św. Judę. Dziś mogę to powiedzieć: uratowała mnie i ją modlitwa i wstawiennictwo Matki Bożej. Gdyby nie to, naprawdę mógłbym doprowadzić do rozpadu jej małżeństwa, do zniweczenia świętego sakramentu, zabrałbym dziecku ojca, którego nigdy bym nie zastąpił. Dziś dziękuję Jezusowi za to, że okazał nam miłosierdzie i uchronił nas od pułapki, w którą wpadliśmy.
Myślałem, że nigdy już tak nie będę kochał nikogo jak ją. Myliłem się bardzo, nie wiedziałem wtedy, że miłość to nie uczucia. Uczucia są ważne, lecz nie są miłością. Modlitwa i zaufanie Jezusowi odmieniło moje życie, pozbyłem się grzechu samogwałtu. Dzięki Bogu poznałem wkrótce moją obecną żonę. Mamy troje dzieci i teraz dopiero zrozumiałem, czym jest miłość. Jest przede wszystkim wyzbyciem się swojego ego i troską o drugą, powierzoną mi w sakramencie, osobę, która jest ze mną jednym ciałem i duszą. Nie ma miłości bez poszanowania Bożych praw. Bóg i miłość są tożsami. Dopiero w małżeństwie miłość zyskuje pełny wymiar, jest powołaniem do stawania się lepszym. Jest mi wstyd i żałuję tego, co zrobiłem. Mam nadzieję, że Bóg wybaczy mi ten grzech, że da mi szansę, aby odpokutować swoje winy.
Przestrzegam wszystkich: nigdy nie wchodźcie w takie związki, to pułapka szatana, niszczy obydwie strony i pozostawia rany na całe życie. Samogwałt to nie sposób na rozładowanie napięcia seksualnego, lecz nałóg, który zniewala duszę, spycha człowieka na poziom zwierzęcia. Sprawia, że zamykasz się w swoim świecie urojeń i kłamstwa, stajesz się nieszczęśliwym człowiekiem, odsuwasz się od ludzi i od Boga, który jest jedynym źródłem szczęścia dla każdego z nas.
Pisząc to świadectwo, mam świadomość cudu, który dokonał się w moim życiu, ponieważ byłem już na progu zatracenia się w grzechach nieczystości. Żyłem w ciemności, lecz Jezus mnie uratował.
Jestem teraz wolnym człowiekiem, obarczonym wprawdzie grzechami, niedoskonałością i problemami dnia codziennego, ale wiem, że Bóg mnie kocha. Niech będzie wysławione Jego Imię na wieki.
Proszę was o modlitwę za kobietę, którą uwiodłem, za mnie i moją rodzinę.

Mariusz
materiał ze strony:
http://www.milujciesie.or...ie_uczucia.html
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-06-17, 19:35   

Super świadectwo
 
     
Ife
[Usunięty]

Wysłany: 2010-06-17, 20:38   

Piękne.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-06-24, 14:12   

Rekolekcje z o. Johnem były niesamowite. Ja byłam w W-wie, ale ze mną Ci którzy przyjechali za nim z Gdańska, opowiadali o trudnych uwolnieniah. W W-wie też były. Z prawdziwą zatem wiarą w Bożą Moc i radością z uwolnienia potrzebujących od ataków Złego zamieszczam link do swiadectwa uczestniczki tych rekolekcji i samo świadectwo:


Witam!
Pewnie wielu z Was mnie kojarzy z rekolekcji z lipca br.Nie dziwie sie wcale...
Moja historia zaczyna sie 3lata wstecz kiedy to trafiłam do szpitala jak sie później okazało nie ostatni raz.
Kiedy cierpiałam w bólu i smutku ze złością i żalem w sercu wyrzekłam sie wiary(uważałam ,że Bóg znęca sie nade mną,nie kocha mnie..).Z tym ,że wtedy nie sądziłam jakie może mieć to konsekwencje...
Niedługo po tym rzucił mnie mój chłopak.Załamałam sie po jego odejściu.Wówczas zaczęłam bawić sie w ołtarzyki i dziwne modlitwy ,które sama układałam(odnosiły sie do owego chłopaka). Z czasem stawałam sie coraz bardziej chłodna i nieprzyjemna... Miałam myśli samobójcze ,które z czasem przemieniły sie w próby... Za każdym razem jednak nieskuteczne.
Żyłam ale tak jakbym nie żyła.Z zazwyczaj skromnej i spokojnej dziewczyny zmieniałam sie w sama nie wiem co.
Mój ubiór z czasem przybrał barwę czarną.Moje wnętrze pełne było czarnych myśli.Nienawidziłam wszystkich dookoła.
Miałam myśli aby zabijać i niszczyć ludzi. Z czasem nie mogłam zrobić na sobie znaku krzyża.Myśl o wodzie święconej była dla mnie koszmarem.Kościół omijałam z daleka.. i co najdziwniejsze moje zachowanie było dla mnie normalne.Nie zwracałam na nie szczególnej uwagi.W moim życiu rodziły sie same problemy i nieszczęścia.Zaczęłam je topić w alkoholu. Nie widziałam innego ratunku. Pewnego razu w szkole ku zdumieniu innym zaczęłam sie kłócić z księdzem na religii... Czułam rozpalającą mnie złość wobec niego tylko dlatego ,że mówił o miłości Bożej.To zwróciło na mnie uwagę innych i zaczęli zastanawiać sie co sie ze mną dzieje ale każdy z nich bał sie mnie zapytać.Sam ksiądz myślał chyba ,że to przejaw dojrzewania.
Było to stadium , w którym nie byłam w stanie sie już modlić.
Z czasem zaczęłam szukać okultystycznych stron w internecie....aż natknęłam sie na zgromadzenie satanistów, którym przewodził chłopak twierdzący iż jest synem diabła.Jego mądrości i objawienia stały się dla mnie kierunkowskazem życiowym.Później wielkie ''studiowanie''biblii szatana, modlitwy oddające mu dusze, talizmany...
Pewnego razu natknęłam sie na bloga pewnego franciszkanina.Łagodnie mówiąc ''skomentowałam mu'' kilka wpisów.....
Wówczas odpisał ale byłam tak źle nastawiona do niego ,że zrezygnował z rozmowy ze mną.Jednak moje komentarze zauważył przypadkowy młody człowiek o wierze wielkiej jak wszechświat i uporze dwa razy większym ;)
Po krótkiej rozmowie ze mną stwierdził ,że mam problem....Nie wierzyłam mu i usilnie broniłam przed słowami ''dręczona/opętana''. Obrał inna taktykę. Zaczął prowokować mnie(a raczej to coś) podsyłając mi rozmaite modlitwy, obrazki i filmiki....Wtedy to poczułam pierwsze bardzo mocne oznaki ,że jednak coś jest nie tak i zaczęło to do mnie (chyba)docierać.
Po kolejnej koszmarnej nocy(ponieważ co noc odwiedzało mnie COŚ co chciało mnie wykończyć) wstałam struta i postanowiłam pogadać z księdzem od religii.Kiedy z nim rozmawiałam przyjął to ze zrozumieniem i zaproponował pomoc. Widział ,że nawet podczas rozmowy z nim dzieje sie zemną coś co ze zwykłymi ludźmi nie działoby sie.
Zgodziłam sie przyjąć pomoc jednak na tym sie skończyło...już więcej mnie nie widział na oczy.Uciekłam.
Zaczęłam sie ciąć.Pić więcej.Praktycznie to sie stało moją codziennością.I cały czas ta myśl ''nic mi nie jest.oni są porąbani i nawiedzeni,wmawiają mi...''. Mimo to nie wiedziałam co robić.Zwierzyłam sie koleżance , która była w szoku.Zapoznała mnie z człowiekiem ,który mimo wszystko chciał mi pomóc.Nie zważał na obelgi z mojej strony.Wprost przeciwnie - mobilizowały go do działań.I tak trafiłam po raz pierwszy na egzorcyzm do Oliwy. Tuż przed nim zaczęło sie... W kolejce atakowałam słowem i obelgami wszystkich ludzi, którzy z nadzieją przyprowadzali swoich bliskich.Śmiałam sie i płakałam na przemian.
Kiedy nadeszła moja kolej bunt sie zwiększył do tego stopnia ,że nie chciałam wejść a mimo to poważałam ,że nic mi nie jest... Wkrótce okazało sie ,że wystarczyła dłoń egzorcysty aby mnie powaliło na podłogę....
Pierwsza moja walka trwała 20 minut.
kiedy sie podniosłam ksiądz egzorcysta płakał.Zresztą ci co przy tym byli(pomocnik księdza i mój opiekun - człowiek ,który mnie przywiózł)także płakali.Byli szczęśliwi ,że jestem wolna.
Wolność jednak nie była mi pisana....wróciło.Z podwójną siłą. I tak miałam jeszcze kilkanaście mocnych egzorcyzmów i kilkanaście coraz mocniejszych powrotów, które przesiąkły całe moje wnętrze.Myśli ,słowa ,czyny.To już nie byłam ja.
Wyznałam wszem i wobec ,że to moja wiara i tylko z nią pragnę żyć.
Bliscy załamywali ręce. Jednak mój opiekun nadal chciał pomóc.Poprosił abym przyjechała na rekolekcje z udziałem o.Johna.
Do tej pory nie wiem jakim cudem ta przyjechałam.To coś zagnieździło sie we mnie tak aż dusiło mnie kiedy jechałam do kościoła.Kiedy w końcu przekroczyłam próg świątyni nie mogłam poradzić sobie z własnym ciałem.Uszy odmówiły posłuszeństwa - nie mogłam usłyszeć świadectwa o muzyce ,która wypełniała mnie od dziecka -techno.Robiło mi sie źle na sam widok księży i sióstr zakonnych.Nie mogłam obok nich przejść. Co chwile wyprowadzano mnie z kościoła bo rzucało mną we wszystkie strony.Najgorsze były msze...podczas nich rozrywało mnie cała od środka.
22 lipca podczas gdy o.John śpiewał pieśń uwielbienia w sowim ojczystym języku nikt jej nie rozumiał prócz tych ,którzy mieli w sobie ''czarnego intruza'' czyli miedzy innymi ja.Dziś wiem,że pieśń mówiła o tym ,że tylko Jezus jest Panem a demony ,które są obecne w tym miejscu mają natychmiast sie wynieść w imię Jezusa.Wtedy sie zaczęło....
Wyniesiono mnie do zakrystii ponieważ to co działo sie ze mną było zbyt brutalne.Tam miałam egzorcyzm.
Trwał dwie godziny.Było drastycznie.7dorosłych facetów nie mogło mnie utrzymać.Ludzie świeccy ,korzy pomagali sie modlić nade mną i mnie trzymać nie mogli wypowiadać modlitw.Mówili mi później ,że czuli jak ich coś dosłownie łapie za język.
W rezultacie uratowała mnie butla wody święconej ,którą egzorcysta wylewał na mnie i krztusił demona.
Wg relacji innych dźwięki jakie wydawałam z siebie były nie ludzkie a ich częstotliwość nie ziemska.Podobno moja twarz była niczym z horroru a oczy nawet nie przypominały oczu zwierzęcia co dopiero człowieka.
Gdy później dowiedziałam sie ,że bluzgałam egzorcystom w twarz byłam w szoku.Podobnie podczas mszy...
Oberwało sie księdzu ,który z ołtarza siedząc patrzył na mnie i sie modlił w duchu....

Moc tego co we mnie było była bardzo silna.Jak niedawno ks Posacki mi powiedział ''to była bardzo mocna walka''.
Na szczęście Jezus mnie ocalił.

Chwała Panu!

materiał ze strony:
http://snegdansk.pl/forum...?showtopic=2059

Tu macie dowód ,że w zło wchodzi się łagodnie, ale wyrywanie z niego okrutnie boli, a najtrudniej zniewolonej osobie jest przyjąć prawdę o tym,że ma problem.
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-14, 22:42   CZYM SĄ NAPRAWDĘ IMPREZY TECHNO

http://betlejem.gdan.pl/%...-posluchaj.html

ŚWIADECTWO LESZKA DOKOWICZA WSPÓŁTWÓRCY MIN.IMPREZ TAKICH JAK MAYDAY CZY LOVE PARADE

NIBY WIEDZIAŁAM , ŻE IMPREZY TEGO TYPU OD BOGA NIE POCHODZA , ALE PRAWDA PRZESZłA MOJE WYOBRAŻENIA.......
SZOKUJĄCA PRAWDA O IMPREZACH TECHNO....O OGROMNEJ MANIPULACJI , UCZESTNICY SA MARIONETKAMI....
Ostatnio zmieniony przez Agnieszka 2010-08-15, 19:58, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wiki
[Usunięty]

Wysłany: 2010-08-15, 09:38   

DZIĘKI Agnieszko-wysłuchałam tego nagrania.
pozdrawiam.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-17, 17:50   

Przebłysk wieczności

1. http://www.youtube.com/watch?v=W8QrycTQs9o
2 http://www.youtube.com/wa...feature=related
3. http://www.youtube.com/wa...feature=related
4. http://www.youtube.com/wa...feature=related
5. http://www.youtube.com/wa...feature=related

znalezione przez Nico. Dziękujemy :-D
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-15, 21:33   

Tarot (nie)prawdę Ci powie...
Moje życie składało się z kart.
"Ktoś" od lat pomagał mi rozwijać
talent wróżbiarski.
Zły zaczął się stopniowo
ujawniać w moim życiu.
W końcu podjęłam próbę
wyzwolenia.

Zajmowałam się tarotem marsylijskim, jednym z najcięższych, jeśli chodzi o magiczne (demoniczne) możliwości. Nawet teraz przechodzą mnie ciarki, kiedy do tego wracam...
Karty były moim życiem

Na początku musiałam się nauczyć rozkładów, opanować znajomość symboli i powiązań między kartami. Trochę mi to zajęło, ale bardzo się starałam i angażowałam całą siebie. Kontemplowałam karty, rozmawiałam z nimi jak z ludźmi. Właściwie już po kilku tygodniach czułam, że mi wychodzi. Znajomi pytali, a ja im mówiłam, co się wydarzy i co robić, żeby być szczęśliwym (Panie Boże, przepraszam!). Wróżyłam bez opłat. Po roku byłam świetna, po dwóch - rewelacyjna. Właściwie zajmowałam się tylko tym. Przychodziły do mnie koleżanki, a ja wspierałam je w trudnych sytuacjach życiowych, służyłam radą, którą podpowiadały karty. Miałam misję - chciałam pomagać innym. Nie było w tym nic złego, tylko sposób, jaki wybrałam, okazał się zupełnie zgubny. Moje życie składało się z kart tarota.

Wtedy jeszcze nie działy się żadne nadzwyczajne rzeczy. Na początku chodziłam do kościoła, byłam lubiana, trochę zamknięta, ale zawsze uśmiechnięta i miła dla ludzi. Potem Kościół nie był mi już jakoś potrzebny, przestałam uczestniczyć we Mszy świętej (na długie lata, jak się okazało). Wszystko by tak pewnie trwało, gdyby nie mój tata, który zauważył, że siedzę w domu, nigdzie nie wychodzę i coraz gorzej wyglądam. Domyślił się, że źródłem problemu mogą być karty - moje jedyne zajęcie. Pewnego dnia, po przyjściu ze szkoły, chciałam je pokontemplować. Sięgnęłam do szuflady, a tam ich nie było! Ogarnęły mnie furia i rozpacz. Za wszelką cenę musiałam ich dotknąć, żeby poczuć się bezpiecznie. Zaczęłam krzyczeć, a potem prosić, żeby rodzice oddali mi karty. Czułam się tak, jakbym błagała o życie, stojąc pod ścianą i czekając na egzekucję. To, co się ze mną działo, nie było normalne. Podjęłam próbę wyzwolenia się z nałogu.

Zły walczył o mnie zawzięcie

Pierwszym krokiem było spalenie tarota. To był zwrot w mojej historii. Nigdy już żadnych kart ponownie do ręki nie wzięłam. Jestem rodzicom za to bardzo wdzięczna. Dzisiaj myślę, że na długo przed rozpoczęciem procesu mojego uzdrawiania ktoś musiał się za mnie modlić, abym odzyskała światło życia. Pewnie była to mama.

Wszechobecna reklama tarota wzbudzała we mnie niepohamowaną tęsknotę za kartami. Męczyłam się strasznie, to doświadczenie jest nie do opisania. Nie było we mnie radości i chęci życia. Nie potrafiłam myśleć o normalnych rzeczach. Straciłam poczucie sensu czegokolwiek. Czasami miałam takie chwile, że próbowałam się modlić, ale niesamowicie ciężko mi to przychodziło. Prosiłam Pana Boga, aby przywrócił mi normalny stan postrzegania świata.

Wyrzuciłam wszystkie książki i rzeczy związane z okultyzmem. Wtedy poczułam, z kim mam do czynienia. Zły wiedział, że mnie traci i zaczął się ujawniać. Przychodziły mi do głowy dziwne obrazy, tak po prostu, bez powodu. Widziałam w myślach zdarzenia, które dotyczyły przyszłości: śmierć, choroby i nieszczęścia ludzi. Modliłam się i czułam, że moja modlitwa jest niewystarczająca. Miałam świadomość, że nie jestem "sama". Ktoś od lat "pomagał" mi rozwijać talent wróżbiarski, a ja myślałam, że te myśli i wizje pochodziły z kart, które dobrze tasowałam. W mojej głowie nagle zaczęły pojawiać się bluźnierstwa, których nie mogłam opanować. Ktoś budził mnie w nocy, czułam czyjąś złowrogą obecność i zwijałam się ze strachu. Miałam myśli samobójcze. Tak jakby Zły upominał się o swoje i groził, że mnie zabije. Walczyłam o normalne myślenie i przegrywałam. Życie traciło dla mnie blask. Gdy byłam w pokoju i próbowałam zasnąć, wtedy duże, czarne robaki chodziły mi po pościeli, czasami drzwi od pokoju wykrzywiały się albo światło zapalało się samo. Na ulicy spotykałam dziwne osoby, jakichś szaleńców z obłędem w oczach. Zaczepiali mnie, o coś pytali. Wiedziałam, że oni wszyscy mają ze sobą coś wspólnego. Teraz myślę, że to Zły wysyłał podejrzanych ludzi, aby mi pokazać, że świat jest jego i że… nie ucieknę. Czasami w pokoju słyszałam złowrogie warczenie psa. Koszmar bez końca. Miałam już przygotowany plan samobójstwa.

W imię Jezusa wyrzekłam się zła

Im więcej się modliłam, tym bardziej byłam wyczerpana. Powracały mi siły, gdy inni modlili się za mnie. Tych modlitw było dużo. Gdy człowiek jest na tyle silny, że ma świadomość wagi problemu, musi uroczyście wyrzec się nieprawości, aby rozpocząć naprawę życia. Przygotowywałam się długo do tego momentu. Otoczona licznymi modlitwami wielu znajomych, podjęłam wreszcie takie wewnętrzne wyrzeczenie się zła i wszelkiego okultyzmu w imię Jezusa Chrystusa.

Działo się to w ciągu dnia, w moim pokoju, gdzie zawsze wróżyłam. W momencie, gdy uroczyście podejmowałam decyzję zerwania z tarotem, zobaczyłam nagle ohydną postać, podobną do wilkołaka, tyle że nieporównywalnie brzydszą i realną. Stałam jak wryta. Pamiętam tę nienawiść w jej oczach. Czegoś takiego nie widziałam u żadnego człowieka. Odruchowo zaczęłam mówić Zdrowaś Maryjo. Po chwili postać zniknęła i już nigdy się nie pokazała. Matka Boża jest kochana i zawsze przychodzi z pomocą. Ona jest niesamowitym uosobieniem piękna, potęgi i pokory, a złe duchy reagują na Maryję jak szczury na widok ognia w ciemnej piwnicy. Po tym zdarzeniu udałam się do egzorcysty, żeby zostać uwolnioną i uzdrowioną w imię Chrystusa i mocą Jego łaski. Tych spotkań było kilka.

Od tamtego czasu minęło pięć lat. Chwała Jezusowi, że mnie wyrwał z otchłani. Niestety, wielu jest takich, którzy nie chcieli uznać tego grzechu i poginęli. Mam za co dziękować.

Demony kart nie znają przyszłości

Ogólne zagmatwanie życia powoduje, że szukamy szybkich odpowiedzi. I wróżby nam ich udzielają. Często dowiadujemy się od wróżek takich rzeczy, że wpadamy w osłupienie, bo przecież nikt nie mógł o tym wiedzieć. Tutaj właśnie jest haczyk, na który ludzie dają się złapać, ponieważ myślą, że wszystko, co mówi wróżka, jest prawdą.

Tarot jest bezpośrednim wejściem w magię. Karty zostały tak pomyślane, aby demony mogły działać we wszystkich obszarach życia człowieka i odgrywać rolę istoty wszechwiedzącej. Sam fakt posługiwania się kartami tarota jest równoznaczny z używaniem zaklęć w celu przywoływania duchów. Osoba wróżąca nie musi o tym wiedzieć, poza tym chodzi właśnie o to, żeby nie wiedziała. Kiedy zadajesz kartom pytanie o przyszłość, wtedy łamiesz pierwsze przykazanie. Demony kart nie znają przyszłości. Mają jednak intelekt i potrafią łączyć pewne zdarzenia. Zły nie zna też naszych wszystkich myśli. Są wróżki, które myślą, że dary te pochodzą od Boga. Taka osoba jest podwójnie zapętlona.
Grzech daje Złemu dostęp do wiedzy o naszym złym życiu. Dlatego, gdy ludzie przychodzili do mnie, to widziałam niektóre zdarzenia z ich życia, bo Zły miał do nich dostęp przez ich grzech. Ja otrzymywałam to w postaci obrazów, bo sama byłam na grzech otwarta. Zły montuje historie z wydarzeń prawdziwych, prawdopodobnych i nieprawdziwych, a ludzie myślą, że całość jest prawdą. Zły duch nie zna także przyszłości i nie panuje nad czasem, tylko Bóg jest władcą czasu.

W Kościele - uzdrowienie!

Jednym ze zwycięstw złego ducha we współczesnym świecie jest sprowadzenie go do postaci folkloru, nierozpoznawanie go jako realnego i inteligentnego zła. Wiem, że trudno jest wytłumaczyć ludziom, którzy odeszli od Kościoła, że są zagrożeni. Wierzę jednak, że Ewangelia ma moc Boga, który wie, jak dotrzeć do człowieka i przemienić go - jeżeli tylko się na Niego otworzymy. Bóg ma moc wyrwać nas z sideł Złego.

Pierwsze przykazanie - "Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną" - nie jest przypadkowe w kolejności. Jeśli ta przestrzeń wypełniona jest przez Boga, to nasze życie staje się sensowne, a my sami otrzymujemy siłę, aby dobrze i pięknie je przeżyć (choć nikt nie mówi, że będzie łatwo), ale jeśli nasza ignorancja zaciemnia nam prawidłowy ogląd świata, to dosyć szybko miejsce Boga zajmą bożki. W tę właśnie przestrzeń próbuje wejść Zły. Podsuwa nam różne praktyki rozszerzania świadomości, przepowiadania przyszłości, żeby w końcu samemu się tam zagnieździć, żeby zniszczyć człowieka. Zły odciąga go od Kościoła, bo tam jest Jezus - nasze zbawienie. Kiedy przestajemy czerpać siłę z sakramentów, to tracimy wrażliwość duchową i odporność na przeciwstawienie się złu.

Osoby, które zajmowały się magią, mimo odbytej spowiedzi, potrzebują dokończenia procesu uzdrawiania i przywracania do życia. Aby otrzymać łaskę uzdrowienia, potrzebna jest pokora i otwarcie się na Jezusa Miłosiernego, który odpuszcza grzechy. Jego miłość daje siły do naprawienia błędów.

Jestem szczęśliwa, że żyję. Wiem, że Bóg mi wybaczył, dał nowe życie i tak cofnął czas, że na moim zegarze jest ciągle za pięć dwunasta. A niedawno wydawało mi się, że nadchodzi czarna noc.

Ania


Tekst pochodzi z Miesiecznika
Formacji Różańcowej "Różaniec"
lipiec - sierpień 2009

http://adonai.pl/zagrozenia/?id=99
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-06, 22:45   

Świadectwo byłego bioenergoterapeuty
1/3
http://www.youtube.com/wa...feature=related
2/3
http://www.youtube.com/wa...feature=related
3/3
http://www.youtube.com/wa...c6tQoi4qkg&NR=1
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-02-10, 12:26   

Czytanie i oglądanie horrorów
http://www.egzorcyzmy.kat...ldanie-horrorow

NLP, pierścień Atlantów, hipnoza, tarot
http://www.egzorcyzmy.kat...w-hipnoza-tarot

znalezione przez Jarek 321 :mrgreen: dziękujemy.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group


Błogosławieństwo ks. kardynała Stanisława Dziwisza dla Wspólnoty SYCHAR
Zapraszamy do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rozwód jest potrzebny tylko po to, aby móc bez przeszkód wejść w oficjalny związek z kimś innym
Rozwód nie jest jedynym możliwym zabezpieczeniem | Propozycja odpowiedzi na pozew rozwodowy
Nagrania z konferencji "Program "Wreszcie żyć - 12 kroków ku pełni życia" - szansą odnowy człowieka i Kościoła"
TVP 1 - powroty po rozwodzie | TVP 1 - świadectwa Sycharków | Kiedy pojawiło się nieślubne dziecko
NAGRANIA z rekolekcji na Górze Św. Anny 28-30.10.2011 >> | Świadectwo Agaty >> | Świadectwo Haliny >>

SYCHAR pomoże wyjść z kryzysu | Każde trudne małżeństwo do uratowania | Posłuchajmy we dwoje, bo nic byś nie zyskał


"Stop rozwodom" - podpisz petycję !






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...


Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."














"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy




ks. Tomasz Seweryn www.ks.seweryn.com.pl 

Rekolekcje ojca Billa w Polsce www.ojciecbill.pl
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Wierność Bogu i małżonkowi


Rodzice wobec rozwodów dzieci - rekolekcje Jacka Pulikowskiego - Leśniów 25-27 września 2009



Tożsamość mężczyzny i kobiety - rekolekcje ks. Piotra Pawlukiewicza - Leśniów 24-26 lipca 2009


Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań

Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
.
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej



Stawać się sobą cz. 1



Stawać się sobą cz. 2



Wykład o narzeczeństwie i małżeństwie



Kryzysy są po to, by przeżyć je do końca



Kilka słów o miłości




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."





To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...





Uhonorowano nasze Forum Dyskusyjne tytułem - WARTOŚCIOWA STRONA :::::::::::::::::::::::::::
Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
mocne strony maki marcinm
iskierka darzycia rozszczep kręgosłupa wodogłowie epilepsja
wodogłowie chore dziecko epilepsja padaczka
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8