Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Andżeliko............ wiesz??? w czasie wchodzenia w kryzys,taki jeszcze nie do końca widoczny,utajony wydaje się że wokół to jest pole kaktusów.Kolących ,niemiłych kaktusów.
A Ty jednyna jesteś "nie-kaktusem".Bez kolców,bez wad,bez chciejstw,bez nadmiernych oczekiwań wobec męża,żali,pretensji,chęci zmieniania go na własną modłę i wzór.
I jak on tak nie chce ........to jest kaktusem.Nie daje się do siebie zbliżyć ,uformować........kłuje.Bo się broni przed nadmierną ingerencją z zewnątrz.
Twoja ingerencją!!!!!
Czy słusznie????? nie wiem.........zawsze jest tak ,że jak chcemy zmieniać innych to wkraczamy na ich terytorium,przekaraczamy granice.Czasami jest to wjazd czołgiem do ogródka by jeden chwast wyrwać.
Co to powoduje????
Opór!!!!!!!!!! chęć obrony.Okopywanie się na własnych pozycjach.
A miłość to jest konsekwencja w stawianiu granic i przestrzeganiu ich.Własnych i cudzych.Ale najłatwiej zacząć od siebie,od pilnowania siebie by tych granic czołgiem nie łamać.
Wiesz???? podczas pracy nad sobą,w czsie gdy spojrzysz na siebie z otwartymi oczami ,tak pod koniec ostrej fazy kryzysu,to zobaczysz że masz kolce,że jesteś kaktusem z wcale nie mniejszymi kolcami jak pozostałe kaktusy na polu.A często jest tak ,że delikwent widzi ,że tylko on sam ma kolce,że jest katusem..............a wokół nie ma kaktusów
andzelika831 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-29, 13:57
ja wiem ze nie jestem bez wad bo niema takich ludzi chyba ale boli mnie to ze on nie widzi potrzeby zeby się troche postarac, mam przystac na jego warunki bo jak nie to rozwód a tak się nieda przeciez ratowac małżeństwa kiedy lylko jednej osobie zależy
malta [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-29, 15:11
... no a jakie sa te Jego warunki? cos niedorzecznego - czy do spełnienia i sensowne?...
andzelika831 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-30, 21:40
właśnie uzmysłowiłam sobie czy ja wogóle chce pogodzic się z mężem, wiem ze go kocham ale nie jestem pewna czy chce z nim byc i teraz mam większy problem
[ Dodano: 2010-11-30, 22:54 ]
Boże co ja mam robic, jestem w totalnej rozsypce,, mam depresje, udaje przed wszystkimi ze jakoś się trzymam, płacze jak tylko nikt nie widzi,chciałabym zeby ktos mi powiedział co mam zrobic, dlaczego to jest takie trudne
oszukany [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-01, 22:00
Andzelika...! Sorry że się wtrące. ale muszę coś powiedzieć.
Jestem chyba w prawie identycznej sytuacji jak twój mąż ale z tą różnicą że ja świadomie nawiązałem kontakt z dziewczyną (emocjonalny, bo do zdrady fizycznej) nie byłem skłonny. O wszystkim powiedziałem żonie i to na bieżąco...
Problem zaczął się po urodzeniu naszej kochanej córeczki. Zona odtrąciła mnie i zapomniała że jest również żoną. Wspierałem ją jak tylko mogłem nie kłociliśmy się o nic. Patrzyłem zawsze w kierunku tym samym co moja żona, oddałbym jej wszystko co miałem. Rozmawiałem z nią o tym. O braku dla mnie czasu-potrzebowałem jej, o tym że się mną nie interesuje jak dawniej- nie maluje się dla mnie, nie stroi się dla mnie, nie robi się dla mnie atrakcyjna. nie dba o nasze uczucie i nie pielegnuje miłości. Ja się starałem podchodziłem do niej, przytulałem, zaczepiałem. Pomagałem jej ze wszystkim- sam z chęci. Dla niej nie było problemu - a mi Tylko się zdawało. Dziecko cały czas z nami spało. Dla żony zero problemu, że dziecko śpi - bo nie będzie wstawać w nocy... po mojej rozmowie i argumentacji że oddalamy się- odp. jej że zdaje mi się. Namówiłem ją do podjęcia zawodowej kariery - bo nie wyobrazałem sobie jej w domu - jest po dobrych studiach. Zaczeła pracę i jak dostała wiatr w żagle że mi się nieżle oberwało. Brak czasu dla mnie jeszcze większy. Czułem że mnie już nie kocha, cierpiałem bardzo, że nie zauważała moich potrzeb. Stawałem się w jej oczach czepialski i konfliktowy. rozmawiałem mówiłem o swoich uczuciach emocjach, żalu nie rozwiązywała ze mną nagromadzonych usilnie we mnie problemów, urazu, bólu. doszła do tego jej rodzina, gdy otworzyłem oczy. jest silnie uzależniona od swojej mamy (szntaże emocjonalne mamy, wzbudzanie poczucia winy)Mama ją wychowała dla siebie i do spełniania w dalszym ciągu jej oczekiwań. Jej siostra ze szwagrem to dla mnie koszmar - wtrącanie się narzucanie swoich poglądów i rozwiązań. Żona nie umiała się przeciwstawić i robiła to co jej podpowiadali. Siostra jej, to skarżyła się mamie na moje zachowanie . Próby rozmowy, wytaczania swoich granic, nawet kłotni nie dały rezultatów. Moja żona nawet mnie sprzedawała i grała przeciwko mnie, nie stanęła za mną ani razu, pozwoliła im wszystkim na ingerencje i podporządkowanie się pod Teściową. Ale to wszystko było robione w "białych rękawiczkach". Chociaż budowałem ten dom w którym mieszkaliśmy, to nigdy nie czułem się jak u siebie. Podporządkowany byłem całej rodzinie. zona grała na dwa fronty. Ile to razy mówiła że kocham, że jestem najważniejszy itd. Tyle przeprowadziłem rozmów z żoną o tym, straszeniu że nie chcę takiego małżeństwa, życia i że się wyprowadzę. Miałem parę prób ale udało się. nie mieszkam juz 3 miesiące. Dziecko przygotowałem na wyprowadzkę. W między czasie poznałem dziewczynę, Przeciwieństwo mojej żony. Była otwarta pełna empatii, zrozumienia, rozmowna. Opowiedziałem o tym żonie że jest ktoś kto widzi we mnie wspaniałego człowieka itd. i nic nawet porządnej awantury. Pomogła mi bardzo, dowartościowała mnie bo byłem już wykończony i straciłem prawie wiarę w siebie.
CZułem się w małżeństwie upokorzony, obdarty z godności, oszukany itd... Nie widzą w sobie żadnej winy- ona i jej rodzina, moja żona chroni swoją rodzinę i nie widzi żadnej przyczyny w sobie. Ja swoje znam doskonale i zawsze jestem swiadomy swoich błędów i onich mówię. Wiesz co nawet wbrew sobie przepraszałem za moje zachowanie (w dobrej wierze tak postępowałem) I wszystko w imię mojego małżeństwa. Namieszali mojej żonie w głowie nawet moja walka, rozmowy z nią że kocham itd nie dają rezultatu. Sprzedałbym swoich rodziców żeby było jak dawniej. Nigdy o mnie nie walczyła, nawet nie okazuje uczuć, wsparcia które kiedyś potrzebowałem od niej. Wazna była relacja z jej rodziną niż nasza małżeńska.
Po co zabieracie nas pod ołtarz?, po co przysięgacie? jeżeli dla niektórych kobiet i mężczyzn ważniejsza jest mamuśka i rodzina pochodzenia. Gdzie dojrzałość psychiczna i emocjnalna. Wolałbym mieszkać w małej klitce ale będąc szczęsliwy niż mieć wielką chatę i mamuśkę przy boku... No ale to moja wina, mój niedojrzały krok, moja decyzja, więc tego pożałowałem (słowa teściowej podczas mojej wyprowadzki - pożłujesz tego zobaczysz, stracisz nas wszystkich..) Więc żałuję, że nie mieszkam dalej w horrorze, w dysfunkcyjnej rodzinie i zamkniętej w sobie, żałuję że nie powalczę z jej rodziną o nią, żałuję że znowu nie przegram z jej rodziną, żałuję że żona nie stanie znowu za mną.
Moja żona nie widzi w sobie żadnej winy, błędów a to jaka jest jej rodzina to najlepsza na świecie, przecież wszystko mi dali nic mi nie zrobili. SZOK...
Kocham ją, opadła mi złość na nią ból, cierpienie, żal. Byłem lekcewazony, ignorowany, nie słuchany przestałem walczyć. Obróciło to się przeciwko mnie.
Mam dość, nieodcięta pępowina jest za silna. Próbowałem wszystkiego nawet terapii (nie udała się) Żona chciała wykazać problem konfliktowości we mnie, ale na szczęście terapeuta zauważał problem w żonie. A oddałbym JEJ WSZYSTKOOOO..... pytanie DLACZEGO tak się dzieje? Ale teraz wiem że zrobiłem wszystko co mogłem jako człowiek, mąż. Jest mi ciężko żyć, bez niej, mojej kochanej córki. Ale nie zarzucę w przyszłości sobie że nic nie zrobiłem. Odszedłem w spokoju, pojednaniu ze sobą i z nią i jest mi lepiej. Wiem że za jakiś czas otworzą jej się oczy i dojrzeje, ale to już będzie jej nauka na swoje zycie. I nie chcę żeby przyszła do mnie kiedyś po jakiejś porażce i powiedziała czy ma jeszcze szansę u mnie.
Więc zastanów się czego chcesz, kim jesteś w tym wszystkim, gdzie leży przyczyna twoich i twojego męża nieporozumień. Znajdzcie przyczyny waszego oddalenia, niezrozumienia siebie, naucz się również słuchać co do ciebie mówi mąż. Porozmawiajcie w spokoju bez emocji wzburzeń. Wysłuchajcie siebie nie przerywając sobie. Pamiętaj, że on to widzi inaczej i jest to dla niego bardzo upokarzające. Jeśli kochasz zrób wszystko żebyś nigdy nie zarzuciła sobie że nie zrobiłaś nić. A przyjdą spokojniejsze dni, gdzie spojrzysz na to wszystko trochę chłodem i zobaczysz wtedy twoją np. bierność, że nie zrobiłaś tak naprawdę nic, wtedy zacznie boleć.
Pamiętaj że nie można być sędzią we własnej sprawie, i nie można również ocenić waszego małżeństwa nie znając tej drugiej wersji. Wina jest zawsze po dwóch stronach, tylko rozłożenie tej winy po dwóch stronach jest już inne...
Jeśli kochasz to pamiętaj że to jest teraz ta zła dola. Masz jeszcze szansę wasz związek może być jeszcze lepszy jesli się kochaliście, ale musicie być dla siebie NAJWAŻNIEJSI....
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-01, 22:18
Witam Cie Angeliko!
Przeczytałem twoja historie i wiem co przechodzisz.... Choć wiele róznic w sytuacjach które nas dotknęły to i wiele podobieństw.... bardzo wiele.... Wiem jak cierpisz i tez czuje sie zrezygnowany podobnie jak Ty, ale wierze...
andzelika831 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-01, 23:32
oszukany w tym jest największy problem ze ja dla swojego męża nigdy nie byłam najważniejsza i dało się to odczuc, dziwi mnie to troche ze wiekszośc z was każe mi się zastanowic nad sobą ale przecież nie znacie mojego męża on lubi przesadzac , on nie widzi tego co on źle robitylko za pomoca oskarżen wobec innych a najczęsciej pada na moich rodziców , próbuje sie tym wybielic jaki to on jest skrzywdzony a nigdy nie patrzy na moje uczucia, kiedy po nakryciu go na zdradzie postanowiłam dac mu szanse nawet nie starał sie abym jakoś ponownie mu zaufała,nie potrafił tego docenic ze dałam mu szanse bo nie chciałam rozbijac rodziny, tym razem chodzio o coś innego, faktycznie pokłucił się z moimi rodzicami ale przecież mógłby jeszcze sprubowac jakby dalej tak było to wtedy bym się wyprowadziła bo bym wiedziała ze wrócił dla mnie ,z ze chce spróbowac i pokazac ze mu zależy ale nie jego honor jest ważniejszy, ja musiałam nie raz schowac honor w kieszen a to juz się nie liczy?
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 06:33
Cytat:
chciałabym zeby ktos mi powiedział co mam zrobic, dlaczego to jest takie trudne
Andżelika, może pora abyś sama jako dorosła osoba zaczęła decydować o sobie i swoim życiu? I zaczęła podejmować SWOJE decyzje i brać za nie konsekwencje na SWOJE barki? Męża na razie zostaw, oboje macie sporo rzeczy do przerobienia, a Ty spójrz na całość po prostu z innej strony. NIe - co on mnie, i honor, i coś tam... ale co TY. Nie czekaj na męża, aż się zmieni. Możesz się nie doczekać. Zmieniaj się TY. A wtedy niewykluczone że zmieni się Twój mąż. A na pewno zmieni się Twoje widzenie męża.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 09:05
Oszukany............ Andżelika........... wskazujecie na swoich współmałżonków........i pewnie maci dużo racji.Niedojrzałość emocjonalna....pępowina..... ale to Wy podejmowalości decyzje o wyborze takiego a nie innego małżonka.
Jaki był przed ślubem???? taki sam???jak był taki sam............... to czego chcecie???
Jak był inny............to przy Was się tak zmienił????
Dlatego słyszycie.........czytacie....spojrzyj w siebie!!!!!!!!!!!
Po co??? by zobaczyć te zi sój udział w kryzysie.....by ewentualnie skorygowa cswoje dotychczasowe poczynania
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 10:33
Oszukany, pojawienie się dziecka w małżeństwie to bardzo trudny choć piękny czas. Mam dzieci i bardzo dobrze pamiętam ich pierwsze lata życia i to jak zmieniło sie w naszej rodzinie. Rzeczywiście niemowlę wymaga całodobowej opieki, a opieka ta jest często bardzo męcząca. Nieprzespane noce, bycie do dyspozycji dziecka cały czas, odizolowanie przez to od znajomych i tzw. normalnego życia jest po prostu wykańczające. Naprawdę trudno wtedy myśleć jeszcze o pięknym wyglądzie ( nawet czasem nie ma kiedy rzucić okiem w lustro i zobaczyć jak się wygląda), można nie mieć siły na rozmowę, wyjście na spacer z mężem, czy pracę zawodową. To jest normalne, choć ideałem jest, żeby kobieta była w stanie znalęźć czas dla męża, żeby nie poczuł sie odtrącony, tak jak Ty się poczułeś. Mój mąż też miał taki epizod w życiu, że znalazł sobie koleżankę, gdy ja po urodzeniu dziecka byłam niezbyt atrakcyjna, zmęczona do granic możliwości i to ja potrzebowałam zrozumienia i po prostu pomocy przy dziecku ( które bez przerwy krzyczało, mialo problemy ze spaniem, bólami brzuszka itd.)Pomocy takiej nie otrzymywalam wcale, sama borykałam się ze wszystkim i jeszcze musiałam wysłuchiwać jak to nieciekawie wyglądam, a jak tamta koleżanka jest super i jak go świetnie rozumie, jak dużo ma czasu dla niego itd. To był dla mnie koszmar. Ta koleżanka oczywiście dziecka nie miała, więc nic dziwnego, że miała na wszystko czas i siły. Twoja koleżanka też pewnie nie ma dzieci ? Piszesz głównie o swoich potrzebach, które nie zostaly przez żonę zaspokojone. A jakie potrzeby ma Twoja żona? Czy jej pomagałeś, starałeś się, żeby miała kiedy odpocząć, czy zajmowałeś się dzieckiem na równi z żoną, czy słuchałeś tego co żona chciałaby opowiedzieć, na co ponarzekać? Doba trwa tylko 24 godz jeśli oprócz pracy w domu, której jest zawsze dużo, dołożyłeś żonie pracę zawodową, to dlaczego dziwisz się, że żona ma jeszcze mniej czasu dle Ciebie? A jakie potrzeby ma Twoja córka? Naprawdę uważasz, że można dziecko po prostu przygotować na swoje odejście i sobie odejść? I nie będzie żadnych konsekwencji? Dzieci z reguły potrzebują, by rodzice mieszkali razem i się kochali. Krzywdzisz bardzo swoje dziecko swoim odejściem i poszukiwaniem pociechy u pełnych empatii, dyspozycyjnych i atrakcyjnych koleżanek. Nie twierdzę, że w waszym małżeństwie nie bylo problemów, że pewnie trzebaby odciąć pępowinę od rodziców itd, ale na razie po prostu uciekłeś, i poszedłeś na łatwiznę. A przysięgę składałeś na dobre i na złe. Czas chyba poczytać trochę książek o małżeństwie i ojcostwie i spróbować zaradzić kryzysowi, ktory was dopadł, wziąć odpowiedzialność za życie swojej żony, córki i swoje.
oszukany [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-02, 22:53
W kwestii wyjaśnienia...
Skróciłem wam moją historię w teleexpresowym skrócie. NIe znacie mnie, nie znacie mojej żony, nie znacie mojego małżeństwa, nie wiecie jakim byłem mężem i ojcem i dlaczego "uciekłem..." Podałem wam za mało informacji do tego, by można było cokolwiek o mnie powiedzieć i podałem ją w taki sposób, że można tylko sobie w domyśle ułożyć mój obraz i dopowiedzieć swoje rozważanie na ten temat. Dlaczego, bo nie wyraziłem się jasno i precyzyjnie co chciałem przekazać Andzelice i wam. Napisałem wam w skrócie o moim małżeństwie przedstawiając je bardziej dla was z mojej perspektywy na wasz domysł. Dlatego w komunikowaniu się tak bardzo ważne jest powiedzieć (napisać) tak wyrażnie i w sposób zrozumiały dla odbiorcy, żeby przekaz zwrotny był treścią, że zrozumiane zostało to tak, jak JA chciałem, bez żadnych miejsc na domysły. Zapominamy o tej jasnej dla nas sprawie. Dlatego tak się dzieje również w małżeństwie, że nie jasno się wyrażamy lub myślimy, że ta osoba powinna wiedzieć i się domyśleć.
Dlatego Andzelika odebrała mnie tak jak chciałem. Odebrała to że moja żona była dla mnie najważniejsza, ale i to, że w pewien sposób JA atakowałem nie wiedząc o Niej NIC i nie wiedząc co robi w kwestii ratowania małżeństwa i dobrych relacji z jej mężem. Inni mogli odebrać to inaczej.
Andzelika!
Podałaś nam za mało informacji o twoim kryzysie i o twoich wątpliwościach. Czytając twojego posta zabolało mnie w środku, że w przeciwieństwie do mojej żony "coś" robisz dla ratowania swojego małżeństwa. Za to Ja w przeciwnieństwie do twojego męża walczyłem o moje małżeństwo, nawet kiedy jescze z nią mieszkałem.
Dlatego w ten sposób niektóre posty pewnie odbierasz jako brak zrozumienia i w jakiś sposób obronę twojego męża.
Andzelika może również tracić wiarę w to co robi i się poddać. Przecież w temacie błaga o pomoc. Wszystko to co piszecie jest ważne, tylko czasami brakuje sił, spojrzenia chłodnym wzrokiem i czasu na czytanie książek. Równiez mogę polecić książkę pt. "Trudna miłość. Jak pokonać kryzys? autorami są Tonino Cantelmi i Rachele Barchiesi.
Andzelika musisz mysleć sama bez twojej rodziny w tle, bez ich oczekiwań w stosunku np. do rozpadu twojego małżeństwa. To jest twoje małżeństwo, twoja przyszłość i twoje szczęście i twojego dziecka i za nie będziesz kiedyś rozliczona przed Naszym PANEM. Staniecie przed NIM jako JEDNOŚĆ, jako Jedno Ciało. Pamiętaj jeszcze jedno Ewangelia wg św Marka 10, 2-16 Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg "stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem". A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela.
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo.
Twój mąż również musi sobie to uświadomić. Miłość ta prawdziwa jest trudna i wymaga również poświęceń. Pomimo oskarżeń, pomówień, złości, przeciwnościom losu, takie życie pod prąd, wygodnictwa, lenistwa, egoizmu ludzie łatwo rezygnują i idą na łatwiznę- rozwód (cywilny). W niektórych przypadkach może i to jest rozwiązanie, ale wg kościoła nie ma szans. Chyba, że w takich sutuacjach jakie przewiduje prawo kanoniczne i zaistnieją przesłanki do wszczęcia procedury unieważnienia małżeństwa- ale to są ściśle określone. Każde małżeństwo jest inne, ale musisz też pamiętać, że do "Tanga trzeba dwojga"
Dlatego jako osoba wierząca mówię ci walcz, ale jako człowiek powiem ci to samo co napisała NIRVANNA. Pod wpływem twojego zmienionego zachowania twój mąż może zmienić swoje. Zajmij się sobą i swoim dzieckiem. Duzo racji ma też NAŁÓG w postach do ciebie.
Zadam ci Angelika pytania.
1. wasze nieporozumienia/ wasz kryzys zaczął się przed zdradą męża czy po ujawnieniu zdrady?
2. co było przyczyną waszych nieporozumień i jak się nakładały kolejne, czy rozmawialiście o tym?
3. czy zdradził cię w dosłownym tego słowa znaczeniu (spał z nią)?
4. czy rozmawialiście ze sobą o jego zdradzie i czy od razu pozwoliłaś mu wrócić do siebie?
5. czym tłumaczył zdradę i czy tego żałował?
6. czy rozmawialiście ze sobą o waszych uczuciach, emocjach i czy wyrażaliście je sobie nawzajem?
7. jak bardzo ingerowali twoi rodzice w wasz związek/ małżeństwo?
8. czy sygnalizowaliście lub sygnalizowałaś rozmową z twoimi rodzicami, ze za bardzo ingerują?
9. czy wobec rodziców umiałaś się asertywnie zachować?
10. czy razem stawialiście granice waszego małżeństwa przed osobami trzecimi , czy robiła to tylko jedna osoba i jak to robiliście?
11. czy słuchaliście siebie na wzajem, co każde z was ma do zakomunikowania drugiej osobie i czy się rozumieliście?
12. czy byłabyś w stanie opuścić swoich rodziców i zamieszkać z mężem na neutralnym gruncie?
13. jak rozwiązywaliście konflikt/ nieporozumienie między wami?
14. czy umieliscie iść na kompromis w sprawach dla was spornych?
15. czy umieliście zrezygnować z rzeczy które was dzieliły w imię waszych lepszych relacji?
16. w jaki sposób nie okazywał ci, że nie jesteś dla niego najważniejsza, a w jaki TY to robiłaś?
17 czy kiedyś w małżeństwie czułaś się przy nim Najwazniejsza dla niego, a On dla Ciebie?
18. czy teraz kiedy z tobą nie mieszka jest z inną , czy jest sam?
19 czy on ciebie również kocha i czy chciałby ratować małżeństwo?
20 jaki jest twój mąż, za co go pokochałaś?
21. jaka jesteś i za co go pokochałaś?
22. czy kochasz go teraz pomimo tego wszystkiego- znając jego wady i słabe strony?
23. jak ze sobą teraz rozmawiacie i oczym rozmawiacie?
24. dlaczego podczas jego wyprowadzki tak cię poniżająco nazwał?
Andzeliko...! Ja takich dla przykładu pytań mógłbym zadać ci tysiąc i więcej, skierowanych do ciebie jak i twojego męża. Tylko ty sama musisz je sobie zadać i sama musisz sobie na nie odpowiedzieć. To jest właśnie rozmyślanie a gdzie jest rozmyślanie jest i zrozumienie. Mniej więcej w taki sposób można spojrzeć w siebie (Ty i Mąż). Wiem że nagromadził się ogromny ból, żal, złość i flustracja z kryzysu. Tylko trzeba na początek zacząć myśleć o sobie i mówić JA zrobiłam..., JA postąpiłam..., JA się czułam..., JA potrzebowałam..., a nie TY, bo to zawsze budzi w człowieku reakcje obronne, ten ktoś czuje się wtedy atakowany i napewno nie zacznie słuchać (odnosi się to też do twojego męża). Jeśli jesteście gotowi porozmawiać ze sobą w spokoju bez wzburzeń i targającej emocjiami rozmowy to warto walczyć. Zresztą zawsze warto WALCZYĆ o małżeństwo bo ma się dużo do stracenia- tylko trzeba zrobić to spokojem i cierpliwością. Człowiek ochłonie z emocji - tych złych i nagle z serca wypływa uczucie do tej osoby - kiedyś tak zagłuszone przez te złe emocje i to jest ten czas kiedy można rozmawiać. W przeciwnym razie nie jesteście na to rozmowę Gotowi!
Każdy ma prawo do popełnienia błędu do porażki. Trzeba tylko wyciągnąć z tego konstruktywne wnioski na przyszłość. Pamiętaj, że czas nie leczy rany tylko pozwala nam się do nich przyzwyczajać.
w odpowiedzi na posta Nałoga i Kari!
Nie zawsze jest tak, że "widziały gały co brały" Czasem jest tak, że drugi człowiek zmienia się pod wpływem innych czynników zewnętrznych i niezaleznych od ciebie, nie mających związku z twoim zachowaniem. Napisałem wyrażnie, że w kwestii mojego udziału w kryzysie "Ja swoje znam doskonale i zawsze jestem swiadomy swoich błędów i o nich mówię..." Jak i również że "Wina jest zawsze po dwóch stronach, tylko rozłożenie tej winy po dwóch stronach jest już inne..." To nie jest temat na moje małżeństwo (nawiasem mówiąc mam je doskonale rozłożone na czynniki pierwsze).
Kari!
gdybym opisał ci jaki byłem dla swojej żony jak ją np. wspomagałem i odciążałem w kwestii zajmowania się dzieckiem i myśleniu o odpoczynku dla swojej żony to zmieniłabyś zdanie o 180 st. Nawet moja żona napisałaby referencje o mnie dla Ciebie. Dlatego napisałem na wstępie o co mi chodziło i że podałem za mało informacji w tym temacie. Pamiętam również to szczęście jak czekałem 8 godzin na poród i przez ten czas byłem przy mojej żonie i razem z nią przeżywałem jej bóle. Byłem przy porodzie gdy rodziła się córeczka. Żonie pomagałem z chęci, z obowiązku i z poczucia byciem ojcem i mężem. Malowanie i atrakcyjność mojej żony było akurat gdy moja córeczka zacząła chodzić. Nie podałem w poście czasookresów w których zacząłem mówić o tym żonie. Nawet po urodzeniu dziecka ze sprawami łóżkowymi, czekałem cierpliwie na gotowość mojej żony i danie mi znaku że jest na to gotowa. Do pracy namawiałem żonę gdy córka miała 2,5 roku (moja żona była niezdecydowana) Cały ten czas myślałem też o mojej żonie i jej potrzebach. Moja żona nie marudziła, bo nie miała o co i na co.
Kari! Można wiele powiedzieć o kimś, nie wiedząc o nim nic i kierując się uprzedzeniami można przypiąć mu łatkę stereotypu typowego faceta.
W kwestii koleżanki to moja córka miała już 4 lata. Nie spałem z koleżanką ani nie planowałem z nią przyszłośći. Pomogła mi tak bardzo w rozmowach. Nie odszedłem dla koleżanki tylko dla siebie. Koleżanki nie widziałem ponad rok, a wyprowadziłem się 3 m-ce temu. To nie była ucieczka tylko ratowanie siebie, zrobiłem to resztkami sił. Rozbijanie betonu i muru zajęło mi 2 lata a kryzys trwał 3. Wiem doskonale, że mojej żonie było ciężko. Problem w tym że nie umie spojrzeć w siebie i wyciągnąć wnioski ze swojego zachowania. Byłem nikim przy kimś kto był dla mnie wszystkim. Poprostu nie szanowała mnie za to jaki byłem i jestem. nie doceniała, myślała, że trafił jej się pierwszy z brzegu... Teraz wiem dlaczego tak postępuje i odzyskując siły i równowagę psychiczną po tym wszystkim zacząłem o nią walczyć. Byłem wcześniej przekonany, że mnie nie kocha... nie czułem tego. Ale ona ma namieszane w głowie przez jej rodzinę i nic do niej nie dociera. Nie zostawi swoich rodziców, bo traktuje to w kategorii zrobienia im krzywdy za to co oni zrobili dla niej. I zyłem tak w toksyczniej rodzinie w wierze i w iluzji , że się zmieni, trzymała mnie jeszcze moja ukochana córeczka. Rozmowy, błagania i wołanie o moje potrzeby nie pomogły. Wypaliłem się i zbudowałem wokół siebie mur. Wiem teraz że poddany byłem nie świadomie takiej asymilacji, zmiany na takiego jakiego oni oczekują. Pokazali mi gdzie jest moje miejsce w szeregu. jest tego dużo. Książkę mógłbym o tym napisać ale to jest temat Andzeliki i jej trzeba pomóc. Mnie pozostała modlitwa, wiara, nadzieja i cierpliwość. To moja żona powinna walczyć teraz o mnie i mnie przekonać że się zmieniła, ale gdzie tam... dla mnie nie ma w miłości i w małżeństwie dumy, honoru, zarozumiałości, nieomylności. Chociaż wiem, że każdego dnia oddalam się coraz bardziej i zaczynam się do tego wszystkiego przyzwyczajać aż któregoś dnia popatrzę na zonę i nic do niej nie poczuję - tego się boję ale wierzę...
po tym wszystkim udało mi się zachować na swoim miejscu wartości i priorytety. Zawsze postępowałem w zgodzie ze samym sobą. A juz mało brakowało żebym napastowaniem na mnie tylu osób w jej rodzinie uwierzył w moją iwyłączną przyczynę i winę (jednostronnym i stronniczym mysleniem i tymi samymi kategoriami) Poprostu byłem za dobry, a miała wszystko i mogłA MIEĆ jeszcze więcej, niczego nam nie brakowało do szczęścia (zdrowa córka, dom, pieniądze, świetna praca, zero problemów. Ale to widocznie za mało...
Moja zona jest dobrą kobietą i pomimo tego wszystkiego wiem, że ją kocham. Tylko jej zachowanie jest złe i wiele rzeczy robi podświadomie. Nie umie inaczej, bo matka wpoiła jej nie normalne zasady i wartości. To zamknięta rodzina w sobie.
chyba nawet dziś oddałbym za nią życie. poprostu trudna miłość- bo prawdziwa! skąd wiem? bo zrzuciłem całe brzemie i ciężar z moich barków, opadły mi emocje, ból do niej i złość...
andzelika831 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-06, 16:53
nastała poprawa w moim związku z mężem , postanowiliśmy sprubowac jeszcze raz, kocham go i postaram się zeby było dobrze tym razem mam nadzieje ze on tez cos od siebie da , trzymajcie kciuki i dziekuje za wsparcie, pomogliscie mi zrozumiec wiele spraw
oszukany [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-06, 18:07
...życzę wam powodzenia, szczęścia, dużo rozmowy i słuchania siebie na wzajem i oby wasza miłość dojrzewała w Chrystysie. Nic nie jest "dane" na zawsze... i zawsze to "dane" możemy stracic jeśli na to pozwolimy... Miłość i małżeństwo ciągle dojrzewają i wymaga od was wejścia o poziom wyżej niż byliście... trzymam kciuki:)
"...Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.