Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak z tym walczyć?

Anonymous - 2011-12-26, 21:33
Temat postu: Jak z tym walczyć?
Nie było mnie tu kilka dobrych miesięcy. Moja historię opisywałam juz tu kilka razy. Pokrotce: 7,5 lat małżeństwa, 3,5 letnia córka. Brak porozumienia, jedności małżenskiej, ciągłe kłótnie, przemoc, zbytnie przywiązanie męża do matki, odcinanie od moich rodziców. Ostatnie mocne kłotnie w styczniu tego roku. Po tych kłótniach ja udałam sie do psychologa katolickiego, ktory po kilku spotkaniach niestety stwierdził, ze potrzebna jaest terapia wspólna. W kwietniu mąż nie dając sobie rady ze stresem w firmie, w której pracował przestał spać, mial napady stresu, bole serca, oznaki przeme.zcenia. poszedł na zwolnienie. Oczywiście stan jego wykończenia jest w jego mniemaniu związany z wykańczajacym związkiem ze mna. Z tym, ze ciagle cos od niego oczekuję, ze zle traktuje jego matke. Posrtanowilismy ratowac nasz zwiazek zapisujac sie do pani psycholog katolickiej razem. Niestety po kilku spotkaniach maz stwiedzil, ze pani pscyholog dazy do tego, aby to mnie bylo dobrze, a nie zeby wykazac co ja zle robie. Bo oczywscie wszytko co zle to moja wina. Mnie tylko powiedziala, ze jak wytrzymam z choroba meza to mamy wrocic razem. jak mąz wyleczy sie z nerwicy natręctw. No i tak staralismy się leczyc ta sytuacje miedzy nami. ustalac rytm dania, spedzac wiecej czasu ze soba. W sumie troche sie polepszyło, ale ja nadal nie jestem pewna sytuacji. We wrzesniu mąż stwierdzil, ze pani pscyholog nie miaala raji i ze mama nas zapisac do Pana Pulikowskiego, bo to męzczyzna i on mi przetłumaczy. Po trzech miesiącach czekania bylismy u Niego 10 dni temu. Niestety na nic to spotkanie sie nie zdało, mąż wyszedl wzburzony i powiedzial, że Pan Pulikowski sam sobie przeczy i chyba sie zestarzał, bo opowiada rzeczy zupełnie inne niż pisze w książce. Szkoda, bo wiązałam z tym spotkaniem nadzeje, ze zrozumie w czym problem. Jednoczesnie po 6 miesiącach choroby mąż postanowił wrocic do pracy, gdzie nsatapiły takie zmiany, ze wręczono mu wypowiedzenie z końcem stycznia. W związaku z tym przestał dokładac sie do zycia, ja ciągne wszstko, a jak gdzies wiezie rodzine swoim samochodem to wymaga, abym kupowala mu paliwo. jednoczesnie jak tylko to mozliwe rzuca sie do komputera, ktory jest głownym powodem jego choroby jak stwierdzili lekarze i gra w gry komputerowe. jak mowie, zeby nie garl, zeby zajal sie rodzina, dzieckiem czy zona to mowi, ze ma zone jedzę i z taka żona nie chche mu sie spedzac czasu. Więć ja utrzymuje rodzinę, ja oplaciłam cały remont mieszkania do którego mamy sie przeprowadzić (to mieszkanie po twoich rodzicach, a nie nasze, ja sie do niego nie bede dokladac), ja zajmuje sie dzieckiem, ja czuje sie jak lokomotywa wszytkiego do ktorej przyczepiono jakis niezmiernie cieazki wagon, ktory musi ciagnac. Co robic? Ile mozna znieść? Sam nie domysli sie niczego, nawet zeby plaszcz mi podal trzeba prosic. On by tylko spal, jadl i garl w kulki. Dzis bylismy u mojej siostry w gosciach, najpierw musialam czekac, az skonczy grac w kulki i spoznilismy sie 15 minut. Potem musiala wyjsc na 18 do kosciola ipo mnie i dziecko przyjechac, nie przyjezdza i nie przyjezdza, w koncu poszlam po telefon, aon zamiast do nas wrocic po mszy pojechal do domu i garl w kulki czekajac na moj telefon. Przybilo mnie to zupelnie. Co robic? Jak zyc z takim ciezarem?

[ Dodano: 2011-12-26, 21:38 ]
Na tym obiedzie u siostry mowi mi na ucho: jakbys zawsze tak ladnie wygladala jak dzis to bym nie siadzial na kulkach... Po czym pojechal na kulki. Załosne.

Anonymous - 2011-12-27, 06:42

Gra twojego meża w kulki.... choć tak metaforycznie to pogrywa z Tobą i to ostro. Zawsze powtarzam iż znać drogę a iść drogą to dwie różne kwestie... Porównująć życię kawalerskie a życię w małzeństwie to dwie różne drogi... jedna bardzo lekka i przyjemna a druga czasami jak Syzyfowa praca.... W strasznie cieżkiej sytuacji jesteś i strasznie cieżko dać jakomś radę... Wychodzę z założenia iz są ludzie, którzy się nie zmienią tzw osoby niereformowalen, które nie chcą sie zmienić, ponieważ tak jest im wygodnie. Twój maż pewnie nic nie robi bo wiem iż Ty zrobisz wszystko za niego, po za tym skoro sobie ślubowaliscię to nie odważysz się go zostawić... Pierwsze co to trzeba sobie rozpisać plan działania i dawać twojemu meżowi szanse, a jeżeli dawałaś ich setki i nic to albo sie pogodzić z takim życiem jakie masz i zacisnać zęby albo pomyśleć o rozwodzie, co oczywiscie powinno być ostatecznością....Upominanie twojego meżą pewnie nic nie da bo i tak będzie robił swoje. Trzeba pamietac iż małżeństwo to współpraca a nie walka. Ja mam podobna sytuację z moją Żona ale z ta róznicą iż moja Żona zajmuję się wszsytkim tylko nie tym aby nasze małżeństwo rozkwitło.. Ja już się z tym pogodziłem i zaciskam zeby i czekam na cud.... a siłe daje mi moja córeczka 2 letnia. Życzę dużo sił i wytrwałości czekam na posty innych , ludzi z wiekszym doświadczeniem życiowym
Anonymous - 2011-12-27, 07:52

bellator napisał/a:
albo pomyśleć o rozwodzie, co oczywiscie powinno być ostatecznością


Bellator, to forum to prawdopodobnie jedyne forum w sieci, gdzie nie propagujemy rozwodów, nawet jeśli rozumiemy je jako ostateczność. KKK jasno mówi, iż jest to grzech. W sytuacjach skrajnych sakramentalny małżonek występuje o separację, nie o rozwód. A współmałżonek - zgodnie ze złożoną przysięgą - jest nim aż do śmierci. Dlatego też nie używamy tu sformułowań takich jak "ex-mąż" (jak to użyłeś w poście do Oli, czy mógłbyś to poprawić, proszę?).
Pozdrawiam serdecznie!

Anonymous - 2011-12-27, 08:38

z góry przepraszam i zapamietam na przyszłość i nie bedę używał juz takich określeń.... jeszcze raz przepraszam ... moja niewiedza mnie nie usprawiedliwia...
Anonymous - 2011-12-27, 19:45

Tyle, że ja nie chcę rozwodu. Z jednej strony zdaje wiem, że miałabym wreszcie spokój psychiczny, przynajmniej mi sie tak wydaje, z drugiej-dziecko jest bardzo do męża przywiązane.

Dzis razem stwierdzilismy, że my razem nigyd nieczego nie donomamy, nie zbudujemy domu itp. gdyż tak nam trudno do czegos razem dojsc, do jakiegokolwiek porozumienia, ze bysmy sie wykończyli nawzajem. Mnie to dobija, mąż znowu gra w kulki, wktore jak twierdzi ucieka przede mna. ja zas jak widze kompa i te kulki mam ochote sie spakowac.

nie chce walczyc w tym małżenstwie, ale juz nie mam siły. Bylismy w Lesniowie, częstochowie, licheniu, chodzimy do spowiedzi, pscyhologowi to nic nie daje, moze po prostu popelniliosmy blad. Tylko czy tkwic w takim bezsensie i braku szczęscia do konca zycia???

Anonymous - 2011-12-27, 20:58

basilicum napisał/a:
Z jednej strony zdaje wiem, że miałabym wreszcie spokój psychiczny, przynajmniej mi sie tak wydaje


Ja Ci z własnego doświadczenia napisze , że to ułuda, rozwód nie daje spokoju psychicznego, zdecydowanie nie .

Anonymous - 2011-12-27, 21:11

No to co robić? Mam wrażenie, że wszystko zawiodło. Można sie więcej modlić, ale czy nie doprowadzi to do znużenia. Można zacząć życ osobnym życiem, ale czy o to chodzi w małżeństwie?

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group