Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Wątek Stefanii

Anonymous - 2011-12-25, 19:10

Witajcie.
Od jakiegoś czasu bywam tutaj i bardzo pomaga mi wczytywanie się w Wasze posty.

Mój mąż wyprowadził się z domu rok temu, wtedy też powiedział mi że zakochał się w innej dziewczynie. To był koszmar.. Minęło już dużo czasu, on najpierw mówił że cały czas mnie kocha i będzie zawsze kochał, ale że tą drugą też będzie już zawsze kochał, i że ze mną już żyć nie może. Mamy dwóch synów : 5,5 i 1,5. Gdy się dowiedziałam o zdradzie , młodszy miał 5 miesięcy, tym bardziej było to dla mnie nie do pojęcia jak mógł "odejść", zrezygnować z naszej rodziny w takim momencie.
Po tym czasie wzlotów i upadków- było naprawdę różnie, bardzo ciężko, czasem wydaje mi się że już jestem troszkę stabilniejsza- cały czas mam potrzebę poznania osób które coś podobnego przeżyły.
Dziś Boże Narodzenie, a ja zostałam w domu sama- tak podzieliliśmy świąteczny czas z dziećmi, dziś są z mężem; są u rodziców męża, więc jestem spokojniejsza ale bywają też w domu nowej partnerki gdzie mieszka mąż, i to jest dla mnie straszliwie bolesne. Wspomnienia najtrudniejszych chwil cały czas do mnie wracają, szczególnie okrutne są te z okresu kiedy zdradzał mnie... i z okresu gdy powiedział mi prawdę, i bez wzruszenia odmawiał na moje prośby pójścia na terapie i podjęcia próby odbudowania naszego małżeństwa. Nie pojmuję jak można wyrządzać taką krzywdę..
Proszę , napiszcie do mnie.
Bardzo chętnie spotkałabym się z kimś osobiście, mieszkam w Gdańsku.
Nie wiem jak postępować z dziećmi, nie mogę sobie poradzić z tym że one spędzają czas z tą dziewczyną która nie ma prawa zabierać mi rodziny.
...
Myślę o Was, przeżywających ciężkie chwile.

[ Dodano: 2011-12-25, 19:48 ]
Kaemka..
zdeptał mhnie emocjonalnie ....nie mam siły i chce mi się ciągle płakać ...
nie wiem jak długo wytrzymam ....nie zgadzam się na rozwód...ale nie poradzę sobie jak będzie tak po mnie deptał dłużej....
wróciłam do punktu wyjścia, znowu jest mi strasznie ciężko;( i nie rozumiem jak on tak może ......;(
Trzymaj się dzielnie Kaemka.

Przeżywałam podobne rozterki odnośnie rozwodu,
nie zastanawiaj się co mąż sobie myśli, on jest w amoku, i depta po Tobie! i nie ma pojecia jakie to bolesne! nie wiem co się dzieje z człowiekiem który potrafi w ten sposób postępować z bliską osobą..
Mój mąż zachowywał się identycznie- żądał rozwodu, i to koniecznie bez orzekania o winie chociaż zdradził mnie i wyprowadził się do niej. Moje mówienie że na rozwód się zgadzam , ale że nie jest on z mojej woli,więc chcę orzekania o winie wprawiało go w szał; wrzeszczał na mnie, zachowywał się jak niezrównoważony. Tez myślałam że nie przetrwam tych awantur. Ale postanowiłam robić tak jak sama czuję- (odpisywałam mu tylko mailem , krótko, że na rozwód się zgadzam i koniec; bo nawet nie wiedziałam jak zachowam się gdy dojdzie do spotkania w sądzie).
Masz prawo się nie zgadzać dopóki nie jesteś gotowa!! Co z tego że on tego chce, to jest Wasza decyzja tak jak małżeństwo,tyle że w tym momencie każdy podejmuje ją sam, bo on podzielił Wasze sprawy; rób swoje, zobaczysz co przyniesie czas, modlitwa; może za jakiś czas sama poczujesz potrzebę np ustalenia separacji, lub będziesz trwać w modlitwie.
Wszystko jest możliwe,
szukaj spokoju w sobie, staraj się patrzeć tylko na swoje życie, nawet bez niego ono jest, a samotność jest tunelem do życia i każdemu jest potrzebna.

Anonymous - 2011-12-25, 19:59

Stefania napisał/a:
Nie pojmuję jak można wyrządzać taką krzywdę..

ja do dzis tego czasami nie rozumiem, ale wiem po cos napewno to sie stalo...

moja corka miala 5 miesiecy, syn prawie 3 latka kiedy moj maz zaczal mnie zdradzac, nie wiem co jest gorsze mieszkanie z taka osoba juz 3 rok, czy zostac porzuconym "namacalnie" przez meza . Moj maz podejrzewam caly czas mnie zdradza, znika prawie codziennie(dni tygodnia i zawsze weekend) na noce z domu , rowniez po Wigili i dzis w swieto wychodzi, wlasnie oczekuje na wyniki badania DNA , kochanka urodzila dziecko i zlozyla podanie o alimenty od mojego meza. Wnioslam do sadu pozew o separacje z winy meza, maz sie przyznal i taka separacje uzyskalam. Dzis jest mi bardzo ciezko, za pare dni minie rok od kiedy dowiedzialam sie ze maz ma dziecko ( ten chlopiec ma juz prawie 2 lata), z zachowania meza wnioskuje ze nadal mnie zdradza. To bardzo boli, mieszkac pod jednym dachem z osoba ktora Cie nie szanuje, zdradza i mysli ze jak daje pieniadze na zycie to powinnam byc szczesliwa.
Nie wiem, moze jeszcze gorzej byloby gdybysmy mieszkali oddzielnie, Bog wie co robi, tylko mnie to tak bardzo boli, ta niemoc, to ze musze sie przygladac chcac czy nie chcac temu co robi maz, boli kiedy pod moja nieobecnosc (studiuje) przyprowadza kolezanki z ktorymi spotka sie za moimi plecami. Pozniej dzieci mi mowia o tym.
Dzis szczegolnie czuje wielki bol w sercu. Poczucie niekochania przez meza i jego zdrad boli wyjatkowko mocno.
Ale staram sie nie poddawac i codziennie mowic Bogu "TAK" dla naszego malzenstwa.

Anonymous - 2011-12-25, 23:00

Stefanio wydzieliłam Ci osobny wątek



Zapraszam na spotkania Ogniska Sychar Trójmiasto

najbliższe 15 stycznia
http://www.bojano.sychar.org/

w 2 lub 4 poniedziałek miesiąca do Diecezjalnej Poradni Rodzinnej - na spotkanie indywidualne
http://www.poradnictwo.gd...id=15&Itemid=26

DIECEZJALNA PORADNIA RODZINNA
Plac Biskupa Edmunda Nowickiego 2
80-330 Gdańsk Oliwa
tel. (58) 552-18-81
prosimy dzwonić do nas w godz. urzędowania sekretariatu pn. -czw. 9.00-14.00.

Pogody Ducha

Andrzej - 2011-12-26, 01:12

Stefania napisał/a:
Moje mówienie że na rozwód się zgadzam , ale że nie jest on z mojej woli,więc chcę orzekania o winie...


Stefanio, jak rozumiem to Twoje małżeństwo jest sakramentalne, a więc obowiązuje Cię sakramentalna przysięga małżeńska, a rozwód/zgoda na rozwód łamie ją, dlatego jest grzechem. Mówi o tym dokładnie nauka Kościoła katolickiego. Na dowód podaję zapisy z Katechizmu.

Katechizm Kościoła Katolickiego:

"Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne."
(KKK 2384)

"Jakie są najcięższe grzechy godzące w sakrament małżeństwa? Są to: cudzołóstwo; poligamia ponieważ jest przeciwna równej godności i miłości małżeńskiej, która jest jedyna i wyłączna; odrzucenie płodności, które pozbawia życie małżeńskie dziecka, najwspanialszego daru małżeństwa; rozwód, który sprzeciwia się nierozerwalności."
(Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego 347)

Tu widać wyraźnie dlaczego katolik nie może się rozwodzić, jeśli Bóg jest dla niego najwazniejszy. W Starym Testamencie w księdze Malachiasza Bóg przez proroka mówi wprost:

"Nienawidzę bowiem rozwodów
(mówi Jahwe, Bóg Izraela)
i każdego, kto szatę swoją plami krzywdą
- mówi Jahwe Zastępów.
Strzeżcie tedy własnego życia
i nie bądźcie wiarołomcami!"

(Ml 2, 16) Pismo Święte Stary i Nowy Testament w przekładzie z języków oryginalnych, Księgarnia Św. Wojciecha

Ojciec PIO powiedział kiedyś dosadnie, że rozwód jest paszportem do piekła. Rzecz jasna chodzi o tych małżonków, którzy świadomi istnienia separacji (dającej nie gorsze zabezpieczenie) występują o rozwód, bądź się nań zgadzają.

Anonymous - 2011-12-26, 01:25
Temat postu: mowie mojemu malzenstwu codzienne TAK...
Landis,

dziekuje Ci za Twoj post. To dla mnie swiadectwo. Jest w Tobie duzo sily i pokory.

Ja tez mam teraz chwile zalamania i to chyba jest spowodowane tym wyjatkowym przeciez czasem Swiat, ktore, wiadomo, kazdy z nas, chcialby spedzic, w radosci, z mezem/zona.

Nie mieszkam z mezem. Nie wiem, czy on kogos ma. Byc moze tak, bo to wyjasnialoby duzo z jego postawy.
Szalenie za nim tesknie, i staram sie myslec: dzis, zyje dzis, teraz. Nie chce nawet uswiadamiac sobie, ile bedzie trwac moj kryzys, ile przede mna takich rodzinnych swiat, kiedy to jego po prostu z nami ( ze mna i dziecmi ) nie bedzie.

Mysle, ze pomimo radosci jaka plynie z Narodzin Jezusa, czas bozonarodzeniowy jest okresem trudnym dla czlowieka, ktory doswiadcza kryzysu w swym malzenstwie.

Chcialabym jednak pamietac, ze nic nie dzieje sie bez przyczyny, probujac sobie wyjasnic te sytuacje. A i tez ze ten czas ma mnie umocnic. I naprawde to jest to, czego na teraz potrzebuje: sily, sily i wytrwalosci, abym umiala, pomimo wszystko, tak jak Matka Boza mowic memu malzenstwu i woli bozej: TAK.

Landis, jeszcze raz dziekuje. pozdrawiam serdecznie.

Anonymous - 2011-12-26, 13:58

Ave Maria!

Trwają Święta Bożego Narodzenia, są to najsmutniejsze święta w moim życiu, mimo że mam dorosłe , zdrowe , dzieci, które ukończyły studia i pracuj, w 2012 mają być dwa wesela.
Jednocześnie już 15 marca będzie kolejna rozprawa rozwodowa, żona nieustannie żąda rozwodu.

[ Dodano: 2011-12-26, 18:39 ]
Ave Maria!

Dzisiaj do naszego domu przyszli synowie z narzeczonymi, Żona postawiła im obiad, mi kazała wyjść z domu, ja jednak zostałem, zrobiłem sam sobie obiad, po obiedzie poczęstowałem wszystkich kupionym wcześniej tortem ( żona nie jadła, paliła tylko nerwowo papierosy).
Jest mi bardzo smutno, żona coraz bardziej izoluje się, nie chciałbym doprowadzić do sytuacji, że na weselach będzie zatruta atmosfera.
Przed chwila wróciłem z kościoła, zamiast kazania, był odczytany mądry list Księży biskupów o małżeństwie i rodzinie. Oby treść dotarła do uszu i serca wszystkich ludzi.

Anonymous - 2011-12-29, 13:11


Andrzej napisał

Stefanio, jak rozumiem to Twoje małżeństwo jest sakramentalne, a więc obowiązuje Cię sakramentalna przysięga małżeńska, a rozwód/zgoda na rozwód łamie ją, dlatego jest grzechem.

Tak, zgadzam się;
Moja zgoda była reakcją na cios, i cały czas myślę o tym oczym piszesz.
Walczę z upokorzeniem i ze swoimi słabościami; Wierzę że nie dojdzie do rozwodu- mąż jeszcze nie złożył pozwu.
Ale podziwiam też Was wszystkich, że potraficie trwać w miłości do małżonka, który porzucił;
Ja tez czekam cały czas na powrót męża, ale złość i poczucie krzywdy przysłaniają mi miłość.
Może za bardzo skupiam się na swoim bólu; może za mało jeszcze ufam Panu Bogu.

[ Dodano: 2011-12-29, 13:22 ]
landis85 napisał/a:

ja do dzis tego czasami nie rozumiem, ale wiem po cos napewno to sie stalo...

To musi być bardzo ciężkie, nie wiem jak dajesz radę mieszkać z mężem pod jednym dachem.
Czy to konieczne?
Czasem separacja pomaga, dużo porządkuje.
Pozdrawiam

Anonymous - 2011-12-29, 20:40

Stefania napisał/a:
To musi być bardzo ciężkie, nie wiem jak dajesz radę mieszkać z mężem pod jednym dachem.
Czy to konieczne?
Czasem separacja pomaga, dużo porządkuje.


Ale może też oznaczać całkowity koniec kontaktu z mężem/żoną. :-(

Anonymous - 2011-12-29, 21:25

Stefania napisał/a:
Walczę z upokorzeniem i ze swoimi słabościami; Wierzę że nie dojdzie do rozwodu- mąż jeszcze nie złożył pozwu.
Ale podziwiam też Was wszystkich, że potraficie trwać w miłości do małżonka, który porzucił;
Ja tez czekam cały czas na powrót męża, ale złość i poczucie krzywdy przysłaniają mi miłość.
Może za bardzo skupiam się na swoim bólu; może za mało jeszcze ufam Panu Bogu.


Przeczytałam powyżej cytowaną twoją wypowiedź i poczułam jakby to były moje własne słowa, właściwie dokładnie tak samo mówiłam.
Jestem w bardzo podobnej sytuacji do Twojej, tylko z tą różnicą, że mam dłuższy staż małżeński, mój mąż zostawił mnie dla innej kobiety po 24 latach małżeństwa. Poznał kobietę 9 lat młodszą, która ma troje dzieci i twierdzi, że tak się zakochał, że dla niej poświęcił swoją kochającą rodzinę. Mamy dwoje dzieci syna 22 lata i córkę 16 lat. On nie widzi poza nią świata. Nie wiem kiedy dokładnie ją poznał, ale z tego co mówił to chyba maj lub czerwiec tego roku. Bynajmniej w tym okresie zaczął być jakiś inny. Podejrzewałam, że dzieje się coś nie tak bo dobry mąż i ojciec stawał się jakiś obcy. Mąż pracuje w Berlinie, pracował tam od poniedziałku do piątku i w piątek wieczorem wracał do domu i tak przez dwa tygodnie a potem trzeci tydzień cały był w domu. Bałam się, że ta praca za granicą skończy się źle dla naszego małżeństwa i od jakiegoś czasu zaczęłam bardzo naciskać żeby już tam nie pracował. Z tego zaczęły się tylko kłótnie a on z tygodnia na tydzień stawał się okropnym człowiekiem.
W sierpniu byliśmy razem w Krakowie, siedział tam ciągle z komórką w ręku, nieobecny dla świata. Ja już od dłuższego czasu modliłam się za nasze małżeństwo, a będąc w Krakowie poprosiłam męża abyśmy pojechali do Łagiewnik, chciałam bardzo przed obrazem Jezusa Miłosiernego błagać o ratowanie naszego małżeństwa bo czułam, że chyba jest inna kobieta i w ogóle wali się moje życie. Pojechaliśmy tam i trafiliśmy na zakończenie mszy. Mój mąż nie chciał wchodzić do środka mówiąc, że on poczeka bo i tak msza już się kończy. Wiedziałam, że to jest naprawdę coś nie tak bo razem zawsze chodziliśmy do kościoła i przyjmowaliśmy komunię świętą. Potem było nabożeństwo na którym tak się rozżaliłam, że płakałam rzewnymi łzami. Tak prosiłam Jezusa Miłosiernego o pomoc i ratunek. Później było całowanie relikwii siostry Faustyny, zapłakana odwróciłam się i zobaczyłam, że wszedł też mój mąż. Pomyślałam wtedy będzie dobrze.
Niestety po powrocie do domu było coraz gorzej. Pokłóciliśmy się tak, że on wyjechał do pracy i już nie wrócił, nie odbierał telefonu a później napisał mi esm, że po co ma przyjeżdżać skoro się ciągłe kłócimy.
11 września, dokładnie pamiętam tą datę, bo w tym dniu urodziła się moja wnuczka, była to niedziela jakoś o dziwo odebrał telefon i powiedział, że przyjedzie. Owszem przyjechał obcy człowiek nie mój ukochany mąż. Nie umiał nawet okazać radości w szpitalu z urodzenia się wnuczki. Na mnie był cały czas obrażony i nie chciał w ogóle się tłumaczyć co się z nim dzieje. Wieczorem zaproponowałam pójście razem do kościoła, odmówił. Modliłam się w kościele Panie pomóż mi zajmij się tą sprawą nawet jeżeli ma kogoś to proszę niech mi to powie, lepsza gorzka prawda niż życie w kłamstwie. Po powrocie z kościoła nalegałam na rozmowę, modląc się w duszy. On wychodził do drugiego pokoju do dzieci i szykował się do wyjazdu twierdząc, że nie możemy być razem bo ja ciągle krzyczę i się go czepiam. Ja nie przestawałam w duszy prosić Jezusa o pomoc. Byłam w tym dniu bardzo wyciszona i poprosiłam spokojnie męża, powiedź prawdę masz kogoś? I on nagle powiedział, że tak, kocha ją bardzo i będzie z nią żył. Mimo tego, że się spodziewałam takiej odpowiedzi to i tak było to dla mnie strasznym szokiem. Już nie krzyczałam, nie płakałam byłam dziwnie spokojna. On wyjechał zimny jak lód.
Następne dni były gehenną miałam pretensje do siebie do wszystkich nawet myślę, że do Jezusa chociaż bałam się do tego przyznać. mówiłam Jezu przecież tak Cię prosiłam w Łagiewnikach o ratunek a dlaczego stało się coś całkiem odwrotnego? Można było wtedy zwątpić.
Zaliczyłam rozpacz, krzyki, tabletki uspakajające, księdza, psychologa, złość na męża i wyzywanie go i jej i na przemian z poniżaniem się przed nim i proszenie go o powrót, ale go to nic nie interesowało nic. Miesiąc nie spałam schudłam 8 kilo i długo myślałam, że to sen. Powiedział, że nikogo tak nigdy nie kochał jak ją i żebym dała mu spokój. Już na koniec października obwoził ją i jej dzieci po swojej rodzinie, upokarzając mnie w ten sposób bez przerwy. Dochodziły do mnie tylko wiadomości jak to mój mąż jest zakochany trzyma za rączkę bez przerwy swoją ukochaną i biega nad jej dziećmi. Nawet mówi, że chce z nią mieć dziecko. Wigilię spędził z nią i obcymi dziećmi a do naszych dzieci tylko zadzwonił z życzeniami i wysłał pieniądze bo uważa, że nasze dzieci są już dorosłe. Układa sobie nowe życie z nią.
Dużo by tu opowiadać o tym,ale nie chcę się nad sobą użalać.
Chciałam Ci tylko napisać, że Cię rozumiem a rozpisałam się do przesady o sobie.
Teraz trwam w ciągłej modlitwie i bardzo ale to bardzo mi to pomaga. 30 listopada kończyłam Nowennę Pompejańską o nawrócenie mojego męża i ufam, że kiedyś to nastąpi. Czytam Pismo Święte i ciągle mam tam odpowiedzi od Boga słucham kazania księdza Pawlukiewicza, ojca Pelanowskiego i innych i to bardzo pomaga mi przetrwać.
Pytamy wciąż jak człowiek może się tak zmienić? widocznie może. Ale jeśli zmienił się w takiego drania to może kiedyś z Bożą pomocą zmieni się w dobro. Może potrzebne mu to jest do nawrócenia albo bardziej mi do prawdziwego nawrócenia. na razie trudno mi to zrozumieć, pozostaje mi tylko zaufać Bogu.
Jeśli chodzi o mnie to to co kiedyś wydawało mi się że jest wiarą to było tylko zwykłą religijnością. Dopiero teraz otwierają mi się oczy, że mój mąż był dla mnie jak Bóg i myślałam, że umrę bez niego. W tej samotności powoli odkrywam kto jest najważniejszy, że jest ktoś kto kocha mnie taką jaką jestem z moimi wadami i grzechami. Dał mi Jezus poznać co znaczy być odrzuconym przez człowieka, którego się kocha bezgraniczną miłością. Jezus z miłości dla mnie cierpiał i umarł na krzyżu żebym mogła być zbawiona a ja mu ciągle odpłacam odrzuceniem. Pan Bóg pokazuje mi też, że muszę zacząć od zjednoczenia z nim i poznania siebie, mojego prawdziwego ja, znaleźć spokój wewnętrzny.
Wszystkie moje zabiegi o ratowanie małżeństwa zawiodły. Zrozumiałam, że tylko Bóg może mi pomóc sama nic nie mogę. Chociaż ciągle mam pokusę żeby brać sprawy w swoje ręce, ale każda moja interwencja jest tylko nowym bólem dla mnie i potem znowu widzę że tylko całkowite powierzenie się Bogu daje mi pokój serca.
Ja ufam, że to jest w jakimś celu i że każde cierpienie jest świętym darem dla nas.
Jednak nadal mam takie dni, gdzie ciągłego płaczę i jestem pełna złości.
Muszę się zmienić, ale samej trudno dlatego zapisałam się do 7 grupy 12 kroków mając wielką nadzieję, że jak się sama zmienię i prawdziwie nawrócę, to wtedy Bóg nawróci mojego męża.
Pomodlę się dzisiaj za Ciebie i twoje małżeństwo :lol:
Wiola


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group