Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Moja typowa historia

Anonymous - 2011-12-13, 22:43
Temat postu: Moja typowa historia
9 lat małżeństwa. Dwoje dzieci – siedmioletnia córka, czteroletni synek. Los chciał, że żona pochodzi z rodziny, w której zdrada i alkohol były na porządku dziennym, a miłość do pieniądza, do wysokiego standardu życia, przewyższała wszystko inne.
Moja żona – zawsze tego chciała. Poczucia bezpieczeństwa w postaci dużych pieniędzy, dużych zarobków. W naszym życiu przez kilka pierwszych lat małżeństwa nie było właściwie Boga.

Potem traf chciał, że poszedłem na drogę krzyżową ulicami mojego osiedla – i w zacinającym deszczu i przenikliwym chłodzie spotkałem Boga żywego. Grom z jasnego nieba i nawrócenie. To było rok przed narodzeniem córki. Żona – niestety tego nie zrozumiała. Otrzymałem ponurą lekcję życia – miecz między małżonków.

tak jakoś żyliśmy. Razem, ale osobno jednak. Modliłem się codziennie, różaniec, spowiedź. Dałem się niestety podporządkować – gdy żona zapragnęła zrobić karierę naukową. Konferencje, częste wyjazdy. Dom na mojej głowie, córcia też – choć to były szczęśliwe chwile; do trzeciego roku zycia uczyłem ją wszystkiego i to były najpiękniejsze dni mojego życia. Żyliśmy skromnie, pracowałem dorywczo, tu i tam, często musiałem rezygnować z pracy, bo ktoś przecież musiał się córcią zajmować.

Urodził się synek, choć żona go nie chciała. Bała się.

Gdy miał niecały roczek, skoczyła w bok. Typowe – fascynacja człowiekiem, który może jej poświęcić więcej czasu, adoruje ją, nie ma pretensji o to, że zaniedbuje dom i dzieci. Zdradę szybko wykryłem, zareagowałem ostrymi słowami, były kłótnie. Prosiłem, żeby to skończyła, mówiłem, że kocham. Skończyła. Potem mi dziękowała, bo to był zły człowiek.

Rok później moja żona ciężko zachorowała. Bardzo ciężko. Była skomplikowana operacja, obawa o jej życie. Modliliśmy się – ja i moja rodzina – jak nigdy dotąd. Przeżyła. Dochodziła do siebie pół roku. Wszystko na mojej głowie, ale ok, żyje, jest z nami. Mówiła, że to ją czegoś nauczyło, że odebrała lekcję. Ale wciąż Boga omijała, nie chciała (nie umiała?) uwierzyć i zaufać.

Uciekła w karierę naukową. Kompletnie już mnie nie zauważała, zmarginalizowała mnie i dzieci. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Byłem ślepy i głupi, bo zauważyłem to wszystko zbyt późno. Zdrada, tym razem z człowiekiem, który… tak tak, operował ją, uratował jej życie. Słynny pan chirurg, w końcu warunki życiowe, którym ja nigdy nie będę mógł sprostać.

Ciężko o tym wszystkim pisać, bo w ogóle tego nie rozumiem. Odkryłem jej zdradę w maju i do dziś nie rozumiem tego, co zdarzyło się później.

W tym wszystkim – w zdradzie – uczestniczyli jej rodzice, jej brat, z którym miałem (jak mi się zdawało) dobre relacje – ojciec chrzestny mojego synka. Wiedzieli, pomagali jej, ukrywali przede mną. Umożliwiali im potajemne spotkania. Cel był jeden: ukrywać tak długo, jak się da – najlepiej do czasu, gdy żona obroni doktorat – a potem rozwód.

Traf chciał, że dowiedziałem się. O wszystkim. O zdradzie, o ich roli, o tym, że jestem przeszkodą. O pogardzie i nienawiści, jaką mnie darzą. Uderzyli we mnie i moją rodzinę tam, gdzie zabolało najbardziej: czyli w naszą wiarę. Nie będę pisał o szczegółach, ale to było bardzo wulgarne. Celnie uderzyli, a że miałem na wszystko twarde dowody, postanowili mnie zniszczyć.

Nalot w środku nocy, pobicie. Wyzwiska, dręczenie psychiczne, przerobiłem to wszystko.
W czerwcu żona zabrała dzieci i raptem wyprowadziła się, przy okazji plądrując mieszkanie. Nie pozwalała mi się z nimi zobaczyć, porozmawiać, nic. Złożyła pozew o rozwód, ja o separację (kilka dni wcześniej, z nadzieją, że jednak to lepsze rozwiązanie).

Zacząłem walkę o dzieci. Modlitwa, spowiedź, Eucharystia.

Sąd ustalił miejsce pobytu dzieci przy żonie. Wyznaczył mi dni na spotkania, pękło mi serce. Ale to mało, chciałem się z nimi spotykać, być z nimi, przeżyły to potwornie – przy próbie spotkania zostałem na ich oczach pobity. Pamiętam, że strasznie krzyczały.
Mógłbym tak jeszcze długo. Minęly miesiące, z dziećmi widuję się raz na dwa tygodnie, widzę, jak gasną. Żona mieszka u teściów, ale właściwie dzieciaczkami się nie zajmuje; jeździ sobie do kochanka i podtrzymuje związek.

Była I rozprawa, sąd potraktował mnie jak szmatę. Nie zgodziłem się na rozwód, co zostało uznane za przejaw mojej małostkowości i mściwości. Alimenty przekraczające 70% zarobków. Kłamstwa ze strony żony. Nigdy mnie nie kochała.

Chyba coś we mnie pękło i już właściwie nie chce mi się walczyć, żyć, cokolwiek. Dałem jej wszystko, dosłownie wszystko i gdy odeszła – okazało się, że zostałem z niczym. Wszystko zabrała.

Za tydzień druga rozprawa. Jednym ze świadków – jest jej pierwszy kochanek.

A ja chyba straciłem już wiarę

Anonymous - 2011-12-13, 23:26

gambit,
Witaj na forum.
gambit napisał/a:
ja chyba straciłem już wiarę

Trudno jest w tak ciężkich chwilach dostrzec moc Bożej Miłości, ale z całego serca zachęcam Cię do przeczytania:
Rozmowa Miłosiernego Boga z duszą cierpiącą
http://mtrojnar.rzeszow.o...na/rozmowa3.htm

Anonymous - 2011-12-14, 00:32

Gambit witaj na forum , wesprę modlitwą
Anonymous - 2011-12-14, 18:38

Serdecznie Cię witam!
Wiele rozważałam po przeczytaniu Twojego postu.
Bardzo współczuje WAM OBOJGU.
Zastanów się nad rozmową z proboszczem ze swojej parafii o tym co sie dzieje. Poproś o pomoc. Jesli w pobliżu jest Ognisko Sycharowskie zapraszam...( znajdziesz adresy na forum).

ks.Marek Dziewiecki
"Kochać na wzór Jezusa
Jezus kocha każdego człowieka miłością nieodwołalną, a mimo to każdemu okazuje tę miłość w inny, niepowtarzalny sposób, gdyż uwzględnia niepowtarzalną sytuację i niepowtarzalne zachowanie każdego człowieka. Jezus uczy nas wyrażania miłości w sposób dostosowany do zachowania danej osoby. Można wymienić pięć typowych grup ludzi, których Jezus spotyka i którym okazuje miłość w sposób dostosowany do ich zachowań.

Pierwsza grupa to ludzie szlachetni. Takich ludzi Jezus przytula, rozgrzesza, stawia za wzór, chroni, wspiera, chwali, wyróżnia, powierza im ważne zadania. Okazuje im miłość z radością, w sposób, który zwykle traktujemy jako jedyny przejaw miłości.

Druga grupa to ludzie błądzący. Takich ludzi Jezus nie wspiera, nie chwali, nie okazuje im czułości, lecz przeciwnie: stanowczo ich upomina i wzywa do nawrócenia: „Jeśli się nie nawrócicie, marnie zginiecie”. Z niektórymi spośród tych, którzy bardzo błądzą, Jezus nie chce nawet rozmawiać. Ich także kocha nieodwołalnie i właśnie dlatego mówi im prawdę, że zachowują się w sposób niegodny człowieka.

Trzecia grupa to ludzie, którzy usiłują Jezusa skrzywdzić. Przed takimi ludźmi Jezus stanowczo się broni! Kilka razy nie pozwolił się strącić ze skał, na których były położone miasta, w których nauczał i uzdrawiał ludzi. Równie stanowczo bronił się przed żołnierzem, który Go uderzył w czasie przesłuchania. Dopiero wtedy, gdy już nauczył nas mądrze kochać (ale nie wcześniej!), pozwolił się pojmać, przybić do krzyża i zabić, by nas upewnić, że kocha nas nieodwołalnie.

Czwarta grupa to ludzie przewrotni i cyniczni, czyli - mówiąc językiem Biblii - faryzeusze i uczeni w Piśmie? Otóż takich ludzi Jezus demaskuje - i to publicznie, a nie tylko w cztery oczy. W cztery oczy demaskuje ludzi grzesznych, ale mających dobrą wolę, czyli grzeszących w wyniku słabości, a nie przewrotności. Tymczasem przed cynikami publicznie i otwarcie ostrzega tłumy: strzeżcie się ich, bo to plemię żmijowe, które zasiadło na katedrze Mojżesza. To ślepcy, którzy chcą także was uczynić ślepymi — i wtedy wszyscy wpadniecie w przepaść. Demaskując cyników publicznie, Jezus okazuje swą miłość do ludzi dobrej woli, ale często naiwnych czy bezradnych wobec krzywdzicieli. Jezus demaskuje cyników także z miłości do nich, nie po to, by ich definitywnie potępić lecz by ich mobilizować do nawrócenia. Gdy człowiek przewrotny zauważa, że znalazł się ktoś, kto potrafi go zdemaskować i kto jest od niego nie tylko lepszy, ale też mądrzejszy, wtedy jest skłonny do tego, by się zastanowić i nawrócić. A przynajmniej zamilknie, zdziwiony tym, że ktoś, kto jest dobry i kto kocha, okazuje się bardziej inteligentny od tych, którzy nie kochają. Taki właśnie był Jezus. Demaskował krzywdzicieli. Świetnie sobie radził z całą rzeszą ludzi przewrotnych. Byli oni bezradni wobec Niego, wobec Jego słów i argumentów. Dawał im do myślenia, gdyż ukazywał, że człowiek może wykorzystać swą wiedzę, inteligencję i wykształcenie także w dobrym celu, czyli po to, by kochać.

Piąta grupa to ludzie wyjątkowo dojrzali, ludzie, którzy kochają bardziej niż inni. W jaki sposób okazuje Jezus miłość tym niezwykłym ludziom? W jaki sposób okazuje On miłość Piotrowi, Janowi czy Pawłowi? Otóż okazuje On swą miłość przez to, że wyróżnia tych ludzi i że to im zawierza wielką władzę i troskę los Kościoła. Także i oni popełniali błędy, a nawet grzeszyli, ale potrafili się nawrócić i kochać — bardziej niż inni.

Co więc należy czynić, aby kochać tak, jak kochał Jezus? Po pierwsze, należy z radością wspierać ludzi szlachetnych. Po drugie, należy szczerze upominać błądzących. Po trzecie, należy stanowczo bronić się przed krzywdzicielami. Po czwarte, należy publicznie demaskować ludzi przewrotnych i cynicznych, czyli takich, którzy chcą żyć kasztem innych ludzi. Po piąte, warto zawierzać swe życie i swój los wyłącznie tym, którzy potrafią kochać naprawdę i bardziej niż inni.

Jeśli kocham człowieka błądzącego, to mam odwagę stanowczo go upominać. I to natychmiast, już za pierwsze - nawet drobne - błędy. Nie czekam, aż drastycznie skrzywdzi on innych ludzi i stanie się śmiertelnym zagrożeniem dla samego siebie. Napominam go, gdy tylko zauważę, że kocha za mało. Nie czekam, aż zacznie bardzo grzeszyć. Owszem, nie zawsze zostanę dobrze zrozumiany przez błądzącego. Często będzie on zaprzeczał, że to, co mu wyrzucam, jest słabością czy błędem. Trudno. Zrobiłem swoje - to, co mogłem. Jezusa też nie wszyscy upominani przez Niego ludzie rozumieli. Nie wszyscy Go słuchali. Nie wszyscy przyjmowali Jego upomnienia.

Jeśli dojrzale kocham człowieka, który próbuje mnie krzywdzić, to powinienem stanowczo bronić się przed nim. Nawet jeśli jest to ktoś bardzo mi bliski, na przykład mąż, żona, rodzic czy dorastający syn. Kościół wprowadził nawet separację małżeńską jako formę skutecznej obrony przed krzywdzicielem. Ludzie niedojrzali twierdzą, że jeśli bronię się przed krzywdą, to kocham wprawdzie samego siebie, ale nie kocham krzywdziciela. Otóż to nieprawda! Krzywdziciela też wtedy kocham. Okazuję mu swą miłość właśnie w ten sposób, że się przed nim bronię. Im bardziej stanowczo bronię się przed krzywdzicielem, tym bardziej go kocham, gdyż sprawiam, że ma on na sumieniu jedną ofiarę mniej. A wtedy łatwiej jest mu uznać bolesną prawdę o sobie i podjąć wysiłek nawrócenia się.

Jeśli kocham człowieka, który jest człowiekiem cynicznym, to powinienem publicznie demaskować jego przewrotność i zło, które czyni. W ten sposób okazuję swą miłość także ludziom dobrej woli, którymi on usiłuje manipulować i których usiłuje drastycznie skrzywdzić. Dzięki temu krzywdzicielowi trudniej jest nadal krzywdzić, a łatwiej jest zastanowić się i zmienić.

Jeśli kocham kogoś, kto jest człowiekiem szlachetnym, uczciwym, kochającym, godnym zaufania, to okazuję to przez zawierzenie mu siebie i moich bliskich, naszego losu doczesnego. Ta najbardziej wyjątkowa forma okazywania miłości odnosi się szczególnie do kwestii wyboru małżonka. Nigdy nie należy wiązać się z kimś, kto nie potrafi kochać. Jeśli ktoś chce, bym okazywał mu miłość przez zaufanie do niego, to musi najpierw nauczyć się kochać. Małżeństwo zawiera się nie po to, by ratować kogoś, kto jest w kryzysie i nie radzi sobie z własnym życiem. Od ratowania ludzi w kryzysie są odpowiednie terapie, domy poprawcze, instytucje resocjalizacyjne, a nie małżeństwo. Małżeństwo winni zawierać wyłącznie ci, którzy potrafią kochać - wiernie, dojrzale, nieodwołalnie. Nikt z ludzi nie jest ideałem, ale jeśli ktoś ma poważne problemy z samym sobą, to musi poradzić sobie z nimi przed ślubem. Jak może bowiem złożyć przysięgę miłości ktoś, kto nie umie kochać? Byłaby to kpina - i z Boga, i z ludzi. Warto powtórzyć zasadę: własny los oraz los swoich bliskich można zawierzyć wyłącznie komuś, kto już kocha. Oczywiście zasada ta działa w obie strony: aby zawierzyć swój los oraz los swoich bliskich komuś, kto kocha, też trzeba kochać, gdyż ten, komu ja zawierzam swój los, z kolei mnie swój los zawierza. Miłość małżeńska wymaga, aby obie strony kochały dojrzale i wiernie.

Bóg każdego z nas nie tylko kocha, ale i w pełni rozumie. Właśnie dlatego wie, w jaki sposób okazywać nam swoją mądrą, wychowującą miłość. Bóg wspiera ludzi szlachetnych. Błądzących upomina - także poprzez innych ludzi. Krzywdzicielom stwarza szansę na zmianę życia, broniąc i przestrzegając przed nimi ich potencjalne ofiary. Ludzi przewrotnych stanowczo demaskuje, i to publicznie. Czyni to z pomocą ludzi wyjątkowo szlachetnych i mocnych, czyli takich, którzy są sprytniejsi w czynieniu dobra niż ludzie przewrotni w czynieniu zła. Człowiek szlachetny i święty to nie Boża gapa. To nie ktoś, z kogo spryciarze tego świata mogliby sobie bezkarnie kpić. Jan Paweł II wzruszał ludzi dobrej woli, ale przerażał cyników. Bali się go tak bardzo, że chcieli go zabić. Strzelali do niego. Tak więc człowieka przewrotnego Bóg demaskuje, natomiast szlachetnemu powierza losy Kościoła, losy rodziny czy parafii - w zależności od tego, kto jakie ma powołanie. Zaczynam być chrześcijaninem (zaczynam!) dopiero wtedy, gdy rozumiem, na czym polega miłość - gdy rozumiem to precyzyjnie! Ogólniki typu: „Kochajcie wszystkich jednakowo!”, „Bądźcie dobrzy i życzliwi dla wszystkich!” to tylko slogany, które wprowadzają w błąd. Chronić samego siebie i innych ludzi potrafi jedynie ten, kto siebie i bliźnich kocha w taki sposób, w jaki kocha nas Chrystus, gdyż innej miłości nie ma.

W obliczu nieuniknionych zranień i cierpień w relacjach międzyludzkich grożą nam dwie postawy skrajne. Skrajność pierwsza to traktowanie krzywdy i cierpienia jako czegoś pozytywnego i pożądanego, jako wręcz kryterium zbawienia. Są tacy chrześcijanie, którzy wierzą, że do zbawienia wystarczy samo cierpienie i którzy w konsekwencji cierpienie kochają bardziej niż Boga i ludzi. Błąd drugi to poczucie przerażenia i bezradności wobec zranień, krzywdy i cierpienia.. Tymczasem Jezus zapewnia nas, że jedynym kryterium zbawienia jest miłość, a nie cierpienie.

Kto od Jezusa uczy się kochać, ten najskuteczniej chroni siebie i innych ludzi przed krzywdą (chociaż niekoniecznie przed zranieniami). Taki człowiek dysponuje siłą i nadzieją konieczną do tego, by poradzić sobie z każdym zranieniem i by doświadczenie krzywdy nigdy nie doprowadziło go do rozpaczy. Chrześcijanin to ktoś zapatrzony we Wcielonego Syna Bożego, Który kocha nas nawet wtedy, gdy Go krzywdzimy i który mówi: „Nie lękajcie się! Jam zwyciężył świat!”


ZAPRASZAM Cię do modlitwy....i nie myśl ,że wiara tak szybko umiera...
W Tobie jest wiara , nadzieja, miłość , samo szczęscie i wierze ,że odnajdziesz je z Chrystusem...

Wspieram modlitwa
Jeśli jesteś z okolic Rybnika , zapraszam do Rydułtów teraz w sobotę na 16 w Domku Maryi
Niech Pan błogosławi Tobie i Twoim bliskim...

ps. na stronie sa osoby , które moga pomóc Ci przygotowa sie do rozpraw i ułatwić przejscie przez prawne kruczki

Anonymous - 2011-12-14, 21:16

Mirela napisał/a:
jedynym kryterium zbawienia jest miłość, a nie cierpienie.
bardzo cenna mysl
Anonymous - 2011-12-14, 21:21

Gambicie, kojarze Cie z innego forum, wspieram modlitwą.

Cokolwiek sie zdarzy, trzymaj sie Pana Boga, bo to o Niego chodzi..choc po ludzku przezywasz b trudne chwile, Wspieram modlitwą...

Nie miesci mi sie w glowie, ze prawo nie jest po Twojej stronie, te naloty, pobicia...:(

Niech Pan Bog błogosławi Waszej rodzinie.

Anonymous - 2011-12-14, 22:53

Gambit staram się Ciebie zrozumieć, Twoją sytuację. Wiem a raczej nie wiem jak Ci jest ciężko ale wiedz, że jestem z Tobą. Miej wiarę. Po darowuję Ci dzisiaj dziesiątkę różańca. Przy najbliższej okazji opowiem o Tobie siostrom Szensztackim z Opola. Będą pamiętały o Tobie i Twoich aniołkach - nie zapomnę też o Twojej zagubionej obecnie żonie.
Gambit - dziękuję Ci też za zaufanie jakim nas obdarzyłeś powierzając nam Twoją historię.

Anonymous - 2011-12-16, 11:00

Zaraz zaraz, kto Cie pobił ? jej brat ? rodzina ?
przecież to są sprawy karalne i ścigane z urzędu. I można zrobić tu naprawdę wiele. Przede wszystkim obdukcja lekarska i przedsatawienie tego w sądzie. To od razu stawia Twoją żonę i jej otoczenie w negatywnym świetle. Jeśli Ona przebywa w środowisku skłonnym do przemocy, to nie wiadomo czy nic nie zagraża Twoim dzieciom. Zostałeś pobity na oczach dzieci ? to się w głowie nie mieści. Nie zostawiał bym tego tak.

Ciężko ochłonąć po Twoim poście, też bym chętnie spotkał się z Twoimi prześladowcami bo po ludzku nóż się otwiera i krew buzuje.

Powiedz dokładniej jak to było z tymi pobiciami zareagowałeś jakoś, zrobiłeś coś z tym ?
Z jakiego miasta jesteście ? i w jakim jesteście wieku ?

Pozdrawiam i życzę by Jezus napełnił Cię Duchem Św. chwycił za rękę i prowadził. Wiem ze teraz ciężko myśleć racjonalnie ale pamiętaj że Bóg jest sprawiedliwy, i wyprowadzał ludzi z nie takich opresji i wiedz że ci którzy zadali Tobie tyle bólu prędzej czy później się podtką i upadną. A Ty masz się cały czas trzymać skały którą jest Bóg. U mnie też jest bardzo ciężko, ale odkąd oddałem wszystko Jemu widzę pierwsze owoce tej drogi.

Anonymous - 2011-12-16, 16:20

Opisałem wszystko w telegraficznym skrócie, pominąłem inne, równie ciężkie doświadczenia.

Krótko, acz treściwie: z najlepszego męża, jakiego mogła mieć żona, z najlepszego ojca, jakiego mogły mieć dzieci (to z żony cytat) zostałem w tym czasie zdegradowany do zera.

Pobicia, taak. Brat żony, ojciec żony. Ot tak, bo przyszedłem po dzieci, bo nie reagowałem na wyzwiska. Było ciężko, nie powiem, a krzyk dzieci śni mi się do dziś po nocach. Obdukcje, policja, prokurator, twarde dowody, świadkowie itp - wszystko to teoria. W praktyce machnięto ręką, nikt nie poniósł żadnych konsekwencji, a policjantka zajmująca się tą sprawą sporządziła taki protokół, że szkoda gadać. Nie przesłuchała świadka jednego z pobić, natomiast z uwagą wysłuchała wersji wszystkich ze strony żony, którzy w tym zdarzeniu uczestniczyli (znalazła również czas dla tych, którzy nie uczestniczyli). Prokurator wzruszył ramionami. Zakładaj sobie człowieku proces cywilny.

Sąd. Trzy panie w togach. Ojciec przed sądem. Film "Tato". Najlepszy ojciec jest gorszy niż najgorsza matka. Lub matki rodzina. T alimenty choćby, ustalenie miejsca pobytu przy matce. Wszystko w oparciu o, cytuję "żona oświadczyła, że (i tu wstawiamy dowolne oświadczenie), więc tak właśnie było". Moje argumenty, moje oświadczenia, moje dowody czarno na białym, sąd podsumował tak: "oświadczenia nie poparte dowodami". Apelacja. Też pani w todze.

Argument, że dzieciom w tamtym środowisku będzie gorzej niż ze mną? Sąd: "warunki mieszkaniowe u krewnych matki nie odbiegają od warunków mieszkaniowych u ojca" A z dostarczonych dowodów nie wynika, że agresja krewnych skierowana jest na dzieci (na mnie przy dzieciach. Ale nie na dzieci, więc jest ok).

Cios za ciosem. Niestety nie umiem się jakoś pozbierać po tym wszystkim, a myśl, że moje dzieci będzie wychowywał obcy mężczyzna mnie przeraża i zabija.

I teraz: ja rozumiem, że wiara, modlitwa, że spowiedź, post, jałmużna. Ale jak? Śmieją mi się w twarz, wygrali wszystko, co było do wygrania; opłaciła się zdrada, opłaciło się dręczenie, opłaciło się zło.

Toteż w głębi ciemnego znalazłem się lasu.

Co do żony - myślę o niej, śni mi się noc w noc, ale nie taka, jaką się stała, lecz taka, jaką mogłaby być, kochająca. Taką mam głęboko w sercu i taką kocham. Potem się budzę i w ustach mam popiół. Miłujcie nieprzyjaciół? Nie potrafię.

Ot i tyle

Jeżeli chodzi o miasto, wiek itd - niestety tylko na priv

Anonymous - 2011-12-16, 18:36
Temat postu: ...trzymam za Ciebie...
Przyjacielu,trzymam za Ciebie...bądż silny!!wstrząsajaca jest twoja historia ale ,,,nie jestes pierwszym ani ostatnim pokrzywdzonym przez sąd.Mam kużyna,ktorego żona dostała rozwód bez jego obecnosci.W międzyczasie podwyższyla alimenty do 1700zł,na trójkę dzieci w chwili gdy on tracił prace...a dochody mial mizerne .Prowadzil firmę i przedstawil ostatnią fakturę brutto,w ktorej byly materialy,transport itp.Obecnie ten facet jest bez pracy i rosnie mu dlug...walczy o obnizenie alimentów do realnych.W tym kraju,gdzie ropa jest po 5,60 a płace w granicach 1500zł!!!!
Kobiety!!!w moim srodowisku ,gdzie wielu moich znajomych jest po rozwodzie już,choroba ta idzie wielką falą-mamy jak najgorsze zdanie o nich....Ja,normalny człowiek,grzesznik jak wielu,nawet myslałem się związać z jakąś,ale nie zdecydowałem się dlatego,że boję się kolejnego odrzucenia...i moje serce jest jeszcze wypełnione miłoscią do żony -i najważniejsze-serce moje należy do Niego....może się miotam,ale wiem,ze boję się też Boga...nie chcę go zawieżć!!!!chcę pokazać,ze można wytrwać w miłosci....
A Tobie radzę-nie walcz...silą tu nic nie zrobisz-czekaj...módl się,dbaj o dzieci...idż drogą,którą On nas prowadzi....Wesolych Swiąt,chociaż wiem,ze to będą smutne święta...ja też już trzeci święta spędza bez żony ale mam dzieci blisko...I one też widzą,co się dzieje-a On,nie ułatwia życia mojej grzesznicy.Pozdrawiam.

Anonymous - 2011-12-16, 19:18

rafal41 napisał/a:
nie walcz


Walcz ... z głową.

Nie wiem czy znasz tą stronę: http://ojcowie.pl

Kiedyś to forum pomogło mi nie załamać się gdy było źle.

pozdrawiam

w.z.

Anonymous - 2011-12-17, 01:29

Gambit ciężko zebrać myśli wobec Twojej historii. Ale tak na chłodno.
Doświadczyłeś okropnych rzeczy: jedna zdrada, druga, pobicia, odseparowanie od dzieci, i na końcu krzywda od najbliższej Ci osoby w postaci splądrowania mieszkania, w dodatku cały Polski system przeciwko Tobie. Rzecz patrząc po ludzku i ludzkimi siłami nie do wytrzymania. Ale mam dla Ciebie WSPANIAŁĄ WIADOMOŚĆ i musisz ją przyjąć. To wszystko co Cię teraz przygnębia, boląca przeszłość, niepewna przyszłość, ból, smutek, cierpienie i rozpacz a najgorsze są te myśli. Myśli i obrazowe odtwarzanie tych zdarzeń - Gambit oddaj to Bogu. Ty sobie nie poradzisz z tymi myślami ale Nasz Pan rozprawi się z nimi szybko. Więc oddawaj to wszystko Jemu za każdym jednym razem gdy myśli te pojawiają się w Twoim umyśle. Trudne to z początku ale możliwe. Ja tak uczyniłem i mogę zaświadczyć, że to działa. Jestem zdradzany od 2 lat a obecnie moja żona jest z nim w ciąży. Ale trwam i wierze i jestem spokojny. Bo oddałem wszystko Bogu, i proszę Go by uwolnił mnie od tych myśli które mnie zabijają. I nie stało się to od razu ale On mnie uwalnia.

Ci wszyscy źli ludzie którzy Cię dręczyli, oszukiwali - Gambit już teraz możesz patrzeć na nich z góry. Nie chciał bym być na ich miejscu bo uwierz ale dosięgnie ich sprawiedliwość Boża.

Co do żony to nie myśl że Ona jest teraz super szczęśliwa bo ona będzie lukrować i pudrować na siłe żebyś tylko tak myślał a wcale tak nie jest. Nie da się zbudować szczęścia na czyimś nieszczęściu. Nie buduje się domu na piasku. Wszystko to jest ulotne i do czasu. Skup się teraz na dzieciach, dbaj o jak najatrakcyjniejsze kontakty. Ja też tak mam, że ktoś inny ma moją żonę i córkę ale jestem już spokojny, bo wiem że to tylko do czasu. Bóg jest z nami - więc kto przeciwko nam ???
Daj mi na priv rejon i wiek bo myślę co tu można zrobić w Twojej sprawie.

Anonymous - 2011-12-17, 06:33
Temat postu: sluchaj Mateja
...mądrze napisales...brawo.I zgadzam się w zupelnosci z tym,że nasze zony po rozwodzie cukrują...uddają,ze jest im lepiej.Mam dowod na to-mam bardzo dobry kontakt z corka i wiem,że moja żona obecnie klepie biedę z kochankiem...nie ma juz wyjazdów na kajaki,do kina,na kolacyjki-pozostala szara rzeczywistość-zakupy na zeszyt w sklepie...Nie kupuje już ciuchow,nie stroi się...bardzo lubi teraz chodzić,a kiedys nawet 2km prosiła żeby Ją podrzucić,hehe.Jej frajer nie ma auta,budowlanka nie wypaliła,wyjechał teraz za granicę i ...została sama,z wyrzutami od córki,hehe.CZYLI...matej,gambit-czekajmy na nasze żony,One wrócą....!!!!...wszystko w rękach Jego!!!!.
Anonymous - 2011-12-17, 16:05

gambicie wspieram modlitwą

Fajnie ze odezwali sie panowie...i to konkretni..sa tez u nas prawnicy na forum

co do tego ze policjantka machnęła ręką....to czeste doswiadczenie....warto poprosic o numer odznaki, dane personalne osoby ktora "macha ręką" to tak na przyszlosc
moze dla kogoś, sie przyda...
od razu policjanci bystrzeją....trzeba nam sie dobijac o swoje

Pogody Ducha


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group