Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Przemoc psychiczna w rodzinie - poniżany mąż.

Anonymous - 2011-12-13, 03:57
Temat postu: Przemoc psychiczna w rodzinie - poniżany mąż.
Witam Was

Chce odejsc od Zony,a co za tym idzie zmuszony jestem takze odejsc od moich kochanych Coreczek.
Wpedzilem moja rodzine w pieklo, przez swoj brak dojrzalosci. Pieklo finansowe. W Polsce mam tyle kredytow z kawalerstwa (Zona o wszystkich wiedziala przed slubem) do splacenia (nie splacam bo nie mam z czego) ze moglbym za to kupic male mieszkanie. Tu w Anglii tez wpadlismy w dlugi ale juz razem. Choc glowna strona decyzyjna bylem ja. Tylko ze tu w Anglii te dlugi spowodowane byly koniecznoscia troski o rodzine i moja Zona przystawala na to.
Wychodzi jednak na to ze 99 procent moich decyzji finansowych bylo blednych i teraz pomimo zycia w Anglii jest nam bardzo ciezko, brakuje nam na podstawowe rzeczy i na oplaty.Wiekszosc pieniedzy ktore tu zarobie lub dostaniemy od panstwa ida na zalegle zadluzenia na biezace zycie zostaje malo, a i biezace rachunki trzeba tez przeciez placic. Nie radze sobie z gospodarowaniem pieniedzmi. Nie o tym jednak glownie chce pisac.
Jest to jedna z calozyciowych przyczyn ktore powoduje ze nasze malzenstwo legnie w gruzach.
Do tego jeszcze doszla aborcja.
jednak sytuacja finansowa, aborcja doprowadzily do tego ze Zona stracila do mnie szacunek, zaufanie. Mozna by bylo sie temu nie dziwic, ale...
Moja Zona jest bardzo klotliwa i wojownicza osoba.
Zawsze myslalem ze ja kocham, a teraz coraz bardzije zaczynam w to watpic. Walczylem o nia 5 lat przed byciem razem i w koncu bylismy razem.Potem wzielismy slub mieszkajac niestety wczesniej wspolnie przed slubem. W tamtych czasach bardzo Zone kochalem. Przymykalem oko na to, ze moje wszystkie starania by Zonie dogodzic uprzyjemnic zycie Zona czesto nie dostrzegala, lub tez krytykowala. Zaciskalem zeby i dalej ja po prostu kochalem.
8 miesiecy po slubie doszlo do aborcji, w czwartym tygodniu ciazy. Zona nie przyjela tego dziecka. Nie chciala Mateusza. Powiedziala mi wtedy ze mnie znienawidzi a Mateusza nie bedzie kochac. Zazadala aborcji, a ja sie temu nie sprzeciwilem (wtedy nie zdawalem sobie sprawy ze taka decyzja podpisalem nie dosyc ze cyrograf z diablem, to takze wydalem wyrok smierci na swoja meskosc) to bylo nie normalne. Chcac wtedy uszczesliwic Zone zdobylem sie na fakt aborcji. I choc jestem wspolodpowiedzialny
tej aborcji to jednak zyje w ciaglym zalu do Zony ze ona byla glowna "pomyslodawczynia" tego przedsiewziecia.
Zblizam sie jednak powoli to bezposrednich przyczyn dla ktorych chce odejsc z tego malzenstwa.
Na kazdym kroku, kazdego dnia jestem przez Zone ponizany. Coraz czesciej dzieje sie to na oczach dziecka. Niemal kazdego dnia wytyka mi zona kredyty, problemy finansowe obecne. Wytyka mi takze to ze nie zachowalem czystosci przed slubem (choc powiedzialem jej wszystko jeszcze przed) Dzieje sie tak od kilku lat.
Jestem nieporadny zyciowo to niestety fakt. ALe w tej calej nieporadnosci licza sie dla mnie dzieci ich dobro, opiekuje sie nimi, czynnie uczestnicze w zyciu domowym. Jednak to dla zony nic nie znaczacy szczegol.
Boli ponizanie. OSTAtnio zona powiedziala do mojego dwu i polletniego dziecka tak"patrz Olu na ojca, tak wyglada debil" wczoraj mi powiedziala ze dzieci lepiej zeby nie mialy wogole ojca niz takiego jak ja. (Poraz kolejny chce zaznaczyc ze poza nieradzeniem sobie z finansami nie zaniedbuje dzieci, spedzam z nimi czas itd) Osad wydany tylo na podstawie problemow finansowych. Kilkanasnie dni temu Zona pogryzla mnie na oczach dziecka. Wyzwisk nawet nie wypada tu cytowac. Trudno podniesc sie z
meskoscia kiedy Zona mowi mi ze jestem ciota, a nie facetem. Wiele razy podarla moje ubrania w kolejnym szale agresji na mnie, kilka razy spalem na wycieraczce przed mieszkaniem bo zona nie chciala mnie wpuscic do domu. Kilka razy po powrocie z pracy, kilka razy gdy wyszedlem z domu na 10 minut w trakcie klotni by uspokoic swoje emocje i zeby dzieci nie musialy nas sluchac. Zona raz ponizyla mnie do tego stopnia, ze nie wpuszczajac mnie do domu nie pozwolila mi skorzystac z toalety. Nie
zdazylem dobiec w intymne miejsce.
W moim malzenstwie nie ma dnia bez klotni, powaznej klotni. srednio co drugi dzien zona powtarza mi jakim to jestem do bani mezczyzna. i tak sie dzieje od kilku lat juz.
Moglbym to zniesc gdyby nie bylo dzieci. Ale moja zona doprowadzi do tego ze bede ponizany rowniez przez corki. A to nie bedzie sytuacja normalna.
W tym wszystkim coraz bardziej odchodze od Boga,tym bardzije ze Zona wypomina mi i ma pretensje ze wieczorem chce wyjsc na msze zamiast pomoc jej w kladzeniu dzieci do lozka. Msze polskie mam tu tylko w czwartki i w niedziele. Zona ciagle mnie krytykuje, wszystko robie nie tak, nawet do toalety musze isc nie wtedy kiedy potrzebuje lecz gdy nie trzeba czegos w domu zrobic przy dzieciach.Naprawde byly takie przypadki.
to wszystko co opisalem to nie jest kwestia kilku zdarzen. To sa sytuacje zdarzajace sie wiele razy w tygodniu od kilku lat.
Zona nie potrafii panowac nad emocjami. Dzialam na nia jak plachta na byka. Probowalem w rozny sposob przerwac jej emocje, klotnia spokona rozmowa rozpoczynalem modlitwe. Nic nie trafi. Zona nie potrafi sie zatrzymac i im bardziej brnie w klotnie tym bardzije mnie poniza.
Podobno pieniadze szczescia nie daja. Ale odnosze wrazenie ze bez nich dla mojej zony malzenstwo zdaje sie nie podzwignac.
Ja wiem ze zgotowalem pieklo finansowe, ale czy jest to usprawiedliwienie dla zachowan mojej zony. Tlumacze sobie ze reaguje emocjami na stes finansowy, ale z drugiej strony przypominam sobie tekst przysiegi malzenstkiej "na dobre i na zle".
Jestem coraz dalej od Boga, chce odejsc z malzenstwa (Zona bedzie znowu miala dowod na moj brak odpowiedzialnosci, ale czy napewno?) bo ile mozna znosic ponizenia, teraz juz na oczach dzieci. Pomimo wszystkiego zlego co wyrzadzilem czy mam prawo byc tak traktowany. Zaryzykowalbym stwierdzenie ze pomimo tego jestem ofiara przemocy rodzinnej ze strony zony, dziwne prawda? I jak sobie poradzic z taka zona? Probowalem modlitwy, krzyku, spokoju nic nie dziala. NIESTety zdarzalo mi sie kilka razy popchnac Zone.
Nie mozna sobie z nia poradzic bo dla niej juz jestem smieciem, debilem a wszystkie slowa ktore mowie sa nic nie warte. Jestem nieszanowany ponizany na oczach dzieci.
Zastanawiam sie czy jeszcze w ogole kocham Zone. Cche odejsc, ale boje sie ze zjedza mnie wyrzuty sumienia w stosunku do dzieci. Wiem ze ZONA gdy odejde zostanie sama z dziecmi w obcym panstwie i na domiar zlego do Polski nie mamy tez gdzie wracac (razem czy osobno) bo nasze rodziny sie na nas wypiely a co gorsza maja w nosie wnuczki. Nie mamy nawet wlasnego mieszkania.
to bedzie normalne gdy pozostane w tym malzenstwie? Jestem mezem katolickim i nie zamierzam sie z nikim wiazac po odejsiu, bede sam i czekal na cud kiedy Zona mi wszystko wybaczy i pokocha mnie takiego jakim jestem nawet takiego nieporadnego.
Ja mam za duza wrazliwosc, zawsze marzylem o szczesliwej rodzinie ale moja Zona skutecznie mi to wybila z glowy.
Co raz bardziej wierze w to ze ja zona nigdy nie bedziemy szczesliwi i ze nigdy nie powinnismy byc razem.

Anonymous - 2011-12-13, 08:18

Witaj emigrant!

Sporo tego.

Jaki jest Twój stosunek do aborcji? Czy spowiadałeś się z tego? Czy w ogóle uczestniczysz w życiu sakramentalnym, w Eucharystii?

Mówisz sporo o sobie, widać, że bierzesz odpowiedzialność przynajmniej za część spraw. Ale czy naprawdę bierzesz odpowiedzialność za swoje życie, za żonę, za Waszą rodzinę?

Co robisz, by sytuację poprawić? Tytułujesz temat "przemoc psychiczna", "poniżany mąż". Udowadniasz w swoim poście, że owszem, doskonały nie jesteś, ale z "taką" żoną po prostu się nie da. Nie da się czy Ty nie chcesz? Nie kocha się "wtedy gdy", "dlatego że" tylko kocha się zawsze, wbrew wszystkiemu i na przekór przeciwnościom. W innym wypadku to nie jest miłość.

Obwiniasz żonę, że dokonała aborcji... a gdzie byłeś Ty, gdy zaczęła na głos wypowiadać te plany? Piszesz "nie sprzeciwiłem się"...

Sprawy daleko zabrnęły, moim zdaniem bez powrotu do Boga sobie nie poradzisz.

Proponuję przemyśleć co dla Ciebie znaczą następujące sprawy:

honor,
mąż,
ojciec,
ochroniarz żony i rodziny.


Nigdy nie jest za późno dla Boga, ale weź się człowieku wreszcie za siebie, żeby Bóg zobaczył, że chcesz wydawać owoce, a nie tylko zajmować miejsce na ziemi.

Idź do Pana Boga i poproś Go o kręgosłup.

Anonymous - 2011-12-13, 09:24

Emigrancie, bardzo współczuję Ci trudnej sytuacji życiowej.

Wiem jednak, że wzajemne obwinianie i oskarżanie się do niczego dobrego nie prowadzi, a ucieczka niczego nie rozwiąże - pojawią się kolejne problemy i będzie to tylko eskalacja zła.

Wmówić można sobie wszystko, aby usprawiedliwić każdą swoją decyzję, nawet najbardziej podłą - robiąc z siebie ofiarę.

Nie trafiłeś na to FORUM przez przypadek.

Nabałaganiłeś w swoim życiu nieźle (każdy jakoś bałagani) i masz teraz szansę wziąć odpowiedzialność za swoje wybory i wziąć się za siebie z Bożą pomocą - forumowicze Ci w tym pomogą.

Anonymous - 2011-12-13, 09:34

emigrant2 napisał/a:
W tym wszystkim coraz bardziej odchodze od Boga

emigrant2 napisał/a:
Jestem coraz dalej od Boga


Emigrant minęły 4 lata od aborcji, a piszesz to co w cytatach. Słuchaj to co odczytujesz jako swoje oddalanie od Boga, to właśnie Jego głos, który w Twoim duchu się o Ciebie dopomina.

Staniesz się ratownikiem. Bo to że tu jesteś jest tego oznaką.

Klamka w drzwiach jest po Twojej stronie. Nie rezygnuj z Eucharystii.

Dobrze, że założyłeś swój wątek (do warsztatu 7 grupy upłynie jeszcze jakiś czas) , pisz, wentyluj, Sycharki wesprą modlitwą.

Z Panem Bogiem

Anonymous - 2011-12-13, 10:17

Emigrant zacznij od rozmowy z Jezusem, to naprawdę działa:
Zaproszenie do przyjacielskiej rozmowy z Jezusem
Nie musisz nic robić, by Mi się przypodobać. Wystarczy, że Mnie bardzo kochasz, bo Ja kocham Cię bezgranicznie. Mów do Mnie tak, jakbyś rozmawiał ze swoim przyjacielem.
Chcesz Mnie dla kogoś o coś poprosić?
Powiedz Mi jego imię, a następnie co byś chciał, żebym teraz dla niego uczynił. Nie wahaj się, proś o wiele! Mow do Mnie prosto i otwarcie o biednych, ktorych zamierzasz pocieszyć; o chorych, których cierpienia widzisz; o zbłąkanych, dla których gorąco pragniesz powrotu na dobrą drogę. Powiedz mi o nich chociaż jedno słowo.
A dla ciebie? Czyż nie potrzebujesz dla samego siebie jakiejś łaski?
Powiedz Mi otwarcie: może jesteś dumny, samolubny, niestały, niestaranny? Poproś Mnie, żebym ci przyszedł z pomocą w twoich nielicznych czy też licznych wysiłkach, które podejmujesz, by się wyzbyć tych wad. Nie wstydź się! Jest wielu sprawiedliwych, wielu świętych w niebie, którzy popełniali te same błędy. Ale oni prosili pokornie i z biegiem czasu zobaczyli, że są od tego wolni. Nie zwlekaj prosić też o zdrowie, o szczęśliwe zakończenie twoich prac, interesów czy studiow... To wszystko mogę ci dać i daję. A Ja życzę sobie, żebyś Mnie o to prosił, i gotów jestem ci to dać pod warunkiem, że nie zwróci się to przeciwko twojemu uświęceniu, ale będzie mu sprzyjało i je wspierało. Powiedz Mi, czego ci dzisiaj potrzeba... Co mogę dla ciebie uczynić? Gdybyś wiedział, jak bardzo pragnę ci pomóc!
Czy masz w tej chwili jakiś plan?
Opowiedz Mi o nim. Czym się zajmujesz? O czym myślisz? Co mogę uczynić dla twojego brata i siostry, dla twoich przyjaciół i znajomych, dla twojej rodziny, dla twoich przełożonych, może podwładnych? Co ty chciałbyś dla nich uczynić? Co dobrego uczyniłbyś swoim przyjaciołom, tym, których bardzo kochasz, a którzy żyją, nie myśląc o Mnie? Czy pragniesz, żebym był przez nich uwielbiany?
Powiedz Mi: co dzisiaj pochłania twoją uwagę?
Czego pragniesz z utęsknieniem? Jakie środki posiadasz, aby to osiągnąć? Powiedz Mi o twoim nieudanym przedsięwzięciu, a Ja wyjaśnię ci przyczyny niepowodzenia. Czy nie chciałbyś Mnie dla siebie pozyskać?
Może czujesz się smutny albo źle usposobiony?
Opowiedz Mi w szczegółach, co cię smuci... Kto cię zranił? Kto cię obraził lub znieważył? Informuj Mnie o wszystkim, a wkrótce dojdziesz tak daleko, że za Moim przykładem wszystko im darujesz i przebaczysz. W nagrodę otrzymasz Moje pocieszające błogosławieństwo.
Może się czegoś obawiasz?
Czy odczuwasz w duszy nieokreślone przygnębienie, które wprawdzie jest bez podstaw, ale mimo to nie przestaje rozrywać ci serca? Rzuć się w ramiona Mojej Opatrzności! Jestem przy tobie, u twojego boku. Ja wszystko widzę, wszystko słyszę i w żadnym momencie nie zostawię cię.
Czy odczuwasz niechęć ze strony ludzi, którzy cię kiedyś lubili?
Teraz zapomnieli o tobie, odwrócili się od ciebie, mimo że z twojej strony nie było do tego najmniejszego powodu... Proś za nimi, a Ja ich przywrócę do twojego boku, jeżeli nie staną się zawadą dla twojego uświęcenia.
Nie masz dla Mnie czasem jakiejś radosnej wiadomości?
Dlaczego nie pozwalasz Mi w niej uczestniczyć, przecież jestem twoim przyjacielem? Opowiedz Mi, co od twoich ostatnich odwiedzin u Mnie pokrzepiło twoje serce i wywołało twój uśmiech. Być może miałeś przyjemne zaskoczenia, może otrzymałeś szczęśliwe wiadomości, list, miłą rozmowę, może przezwyciężyłeś trudności, wyszedłeś z sytuacji bez wyjścia? To wszystko jest Moim dziełem. Ty masz Mi tylko powiedzieć: dziękuję!
A czy nie chcesz Mi czegoś obiecać?
Ja czytam w głębi twojego serca. Ludzi można łatwo zmylić, ale nie Boga. Mów więc do Mnie otwarcie. Czy jesteś zdecydowany nie poddawać się więcej wiadomej okazji do grzechu? Zrezygnować z rzeczy, która pobudziła twoją wyobraźnię? Nie przestawać z człowiekiem, który zmącił spokoj twej duszy? Czy będziesz znowu łagodnym, miłym i usłużnym wobec tego człowieka, którego miałeś do dziś za wroga, bo cię skrzywdził?
Dobrze, powroć więc teraz do swojego zajęcia, do swojej pracy, do swoich studiow... Ale nie zapominaj chwil, ktore przeżywaliśmy razem. Zachowaj, jak dalece możesz, milczenie, skromność, wewnętrzne skupienie, miłość bliźniego. I przyjdź znowu, z sercem przepełnionym jeszcze większą miłością, jeszcze bardziej oddany Mojemu Duchowi. Wtedy znajdziesz w Moim Sercu codziennie nową miłość, nowe dobrodziejstwa i nowe pocieszenia.
Kochaj Matkę Moją, która i twoją jest.
Zawsze czekam na ciebie.
Twoj Jezus

Ojciec Claret (1807-1870), późniejszy arcybiskup Kuby, założył Zgromadzenie Misyjne Braci Niepokalanego Serca Maryi - Klaretynów.


i nie uciekaj, to nie rozwiąże problemów, a przysporzy nowych, dasz żonie nowe pole do popisu, tym, że ucikełeś utwierdzisz j ą w jej racjach, a to nie tędy droga!

Anonymous - 2011-12-13, 10:24

Drugi krok to zdobycie wiedzy dotyczącej przemocy , trzeba zwrócić się gdzieś po pomoc, zacząć stawiać granice i uczyć sie mądrze kochać żonę .

Pogody Ducha

Anonymous - 2011-12-13, 10:31

emigrant
Bardzo się ciesze ,że trafiłes tutaj.
Jednoczesnie bardzo współczuję .

Kiedy czytałam Twój post przyszło mi coś do głowy...i otworzyłam taka stronę , chciałabym żebyś znalazł czas i przeczytał w wolnej chwili.
Jest tam takie fundamentalene zdanie , króre w dobie rozwoju nauki jest bardzo pomijane
"(...)jesz-cze bardziej istotne jest zaufanie Bogu, bo nie zawsze możemy się dowiedzieć, jakie jest źródło naszych problemów. Bóg wie wszystko, bo jak jest napisane w Słowie Bożym: w Nim żyjemy, po-ruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28). On widzi wszystko w jednym momencie, obejmując wieki i zdarzenia, dlatego podstawą powinno być nasze zawierzenie Jemu. To On uzdrawia a nie człowiek, metoda czy nasza wiedza."

http://www.odnowa.jezuici...idzypokoleniowe

Kiedy czytałam co piszesz to mialam przed oczyma hm...jak to wyjasnić...żeby nie zabrzmiało bajkowo...tak po prostu całe Twoje życie...

Nie poddawajcie się , niech Wam Pan błogosławi
Sam możesz podjąć decyzję o nowej relacji z Bogiem szczególnie z Eucharystią .
Sakramentalia to podstawa i codzienna Eucharystia to też podstawa ( wspomniałeś o czwartku i niedzieli, wykorzystaj na maxa te dary)

Po ludzku może wygląda wszystko na stracone..., ale po Bożemu nic nie jest starcone , pozdrawiam :)

Anonymous - 2011-12-16, 02:50

Jarek321 napisał/a:


Jaki jest Twój stosunek do aborcji? Czy spowiadałeś się z tego? Czy w ogóle uczestniczysz w życiu sakramentalnym, w Eucharystii?



Jestem swiadomy konsekwencji aborcji - chodzi mi o ekskomunike. Jestem po spowiedzi generalnej i uczestnicze w zyciu sakramentalnym.
Jarku nie chce tutaj w jakis sposob z Toba sie klocic. Nie jestem jednak osoba, na ktora sie na krzyczy i zacznie dzialac. Odnosze wrazenie ze chcesz "zagrac" mi na mojej meskosci. Wiesz. Robi to codziennie Zona, a poza tym ja juz stracilem duzo meskiego autorytetu godzac sie na aborcje.

Jarek321 napisał/a:


z "taką" żoną po prostu się nie da. Nie da się czy Ty nie chcesz? Nie kocha się


Pomimo tego wszystkiego co sie dzieje, gdzies gleboko w sercu mam nadzieje ze bedziemy jeszcze szczesliwi. Krotko rzecz biorac chce, ale sie nie da. Bo wskutek min.mojej decyzji o aborcji moja Zona zawsze bedzie mnie ponizac. Tak sie z reszta zadeklarowala nie jednokrotnie.

Mirakulum napisał/a:
zacząć stawiać granice i uczyć sie mądrze kochać żonę .



Granice Mirakulum...trudno sie nie zgodzic z Twoja odpowiedzia, lecz postawiane granice zawsze sa przekraczane i wtedy w naplywie negatywnych emocji w nosie sie ma te granice.

Madre stwierdzenie "madrze kochac" tylko co to wlasciwie znaczy? Godzic sie na ciagle ponizanie? Powiedziec "Tak Kochanie, dokonalem aborcji, finanse przeze mnie kuleja - masz prawo mnie tak ponizac, masz prawo do takich zachowan. Zasluguje na to. To nic ze spalem dzis na wycieraczce pod drzwiami mieszkania. I tak Cie kocham'
Nawet jesli stanowczo postawie sie, postawie granice to czy tak bede wysmiany, wykpiony itd. Ja powtarzam poraz kolejny ze narobilem balaganu, uzywalem przemocy wobec Zony (nawet gdy byla w ciazy), aborcja i Zona moze tego nie wytrzymywac. Ale do tego stopnia aby az tak sie zachowywac. Tlamsic meza juz w tej chwili latami, jakby za kare za to co zrobiles. Bez checi wybaczenia, akceptacji?
Oczekuje sie od mezczyzn meskosci, dojrzalosci, odwagi i innych cech. Lecz jezeli przez wiele lat niemal dzien po dniu najblizsza osoba powtarza Ci, ze nie jestes facetem, nie jestes meski dojrzaly, odwazny itd to w koncu zaczynasz sie zastanawiac ze moze to prawda. Pomimo ze wydaje Ci sie ze spelniasz warunki bycia mezczyzna. I skoro ktos Cie traktuje tak a nie inaczej, to zaczynasz poddawac sie i wierzyc ze tak musi byc i to mi sie nalezy.
Wiele razy rozmawiamy z Zona, i Ona wie ze nie tedy droga. Wie...do nastepnej bitwy, bo potem dzieje sie to samo co zwykle. Kolejny bol, ponizenie,

Co zatem znaczy "mądrze kochać"

Anonymous - 2011-12-16, 08:22

Cześć Emigrant. Uzupełniając słowa Jarka123 rozważ też swoje zachowanie pod względem Twojego buntu. Te przeciwności losu, które obecnie Cię spotykają powodują u Ciebie frustrację, ale i też negatywne zachowania, jak zły humor, jaki przynosisz do domu, który destruktywnie wpływa na Twoją małżonkę i dzieci. Zachowaj miłość mimo wszystko. Spróbuj, choć trochę ją zrozumieć i daj Panu Bogu szansę zadziałać najpierw w Tobie. Tylko miłością i dobrocią coś zdziałasz. Nawet, gdy Twoja żona jest wściekła na Ciebie, wybuchowa, kochaj ją, jaka jest. Odwzajemniając się jej podobnym pogłębiasz sytuację kryzysową. Nikt nikogo nie zmusi do miłości. To wypływa z serca. Nie możesz jej nakazać od teraz zachować się w stosunku do Ciebie lojalnie i z szacunkiem, kiedy Ty nie szanujesz jej.
Anonymous - 2011-12-16, 10:55

emigrant2 napisał/a:
Bo wskutek min.mojej decyzji o aborcji moja Zona zawsze bedzie mnie ponizac. Tak sie z reszta zadeklarowala nie jednokrotnie.


Czyli stanowisko żony już znasz, oświadczyła je wyraźnie, dla wzmocnienia przekazu powtórzyła wielokrotnie. Jak będziesz reagował na zachowanie żony, które nazwałeś poniżaniem? Czy rzeczywiście zdajesz sobie sprawę z konsekwencji aborcji? - tych konsekwencji, które po prostu przygniotły, a rzekłbym nawet zmiażdżyły Was oboje (np. w sferze poczucia wartości każdego z Was obojga).

Emigrancie, ja nie gram na Twojej męskości. Bardzo dobrze wiem jak człowiek potrafi być zagubiony, zamotany.

Odnoszę wrażenie, że swoją postawę w życiu, w nastawieniu do małżeństwa uzależniasz od tego co żona powie, zrobi. Wydaje mi się, że szukasz w żonie punktu zaczepienia, dla którego warto byłoby ratować małżeństwo. A to nie tędy droga. Jesteś zaprzęgnięty do wózka pod nazwą "małżeństwo", ale aktualnie żona leży ranna na tym wozie, bo nie jest w stanie nic albo bardzo niewiele zrobić. Ona z tego wózka podnosi głowę i krzyczy na Ciebie: "zostaw, nie ciągnij tego wózka, bo i tak się do tego nie nadajesz!". Czy uwierzysz w ten przekaz? Czy może być inaczej? Czy znajdziesz w sobie siłę i motywację do ciągnięcia wózka wbrew temu, co mówi żona? Nawet jak ona sama zaciąga Ci hamulec ręczny?

Dlatego jeszcze raz powtórzę - szukaj siły u Jezusa. Gdybyś był pewien swojej siły, słów żony nie odbierałbyś jako raniących czy kwestionujących Twoją męskość. Mojego postu też byś nie odebrał w podobny sposób.

Pewność swojej męskości i pewność co do skuteczności Twoich planów i zamierzeń możesz zyskać tylko u Jezusa. A On już postawi przed Tobą właściwych ludzi, od których dowiesz się tego co trzeba, właściwe lektury. Prawdopodobnie sam też inaczej spojrzysz na swoje zachowania i sytuacje z życia. Choć może wydawać Ci się to nieprawdopodobne, być może kiedyś podziękujesz żonie nawet za raniące słowa.

Bo jak to mówimy na Sycharze: "wszystko jest po coś".

Anonymous - 2011-12-16, 15:06

emigrant2 napisał/a:

Co zatem znaczy "mądrze kochać"

Witam serdecznie
Tutaj podaje lin ks.Marka Dziewieckiego
http://www.opoka.org.pl/b...adv2009_02.html

Mam nadzieje ,że rozświetli Tobie sytuację .
Pytaj , podawaj przykłady, nie wstydź się .
Wspieram modlitwą


przepraszam za moje zamieszanie w Twoim wątku i wszystkich czytajacych

Anonymous - 2011-12-16, 23:17

A ja w sprawie Twoich długów. Nie daj się wciągnąć przez ten wir zadłużenia, bo doprowadzi Cię to do ruiny psychicznej i materialnej; do niekończącego się dna... I pociągniesz za sobą rodzinę. Sytuacja jest ciężka, ale musisz poszukać pomocy. Wiem, że istnieją w UK formy takie jak Debt Relief Order; zawiesza się na rok spłatę długów, masz szansę na podreperowanie budżetu i stać Cię na normalne funkcjonowanie choć przez ten krótki okres czasu. Po roku jest rewizja Twoich wpływów i wydatków i chyba umarzają Ci długi, albo proponują spłatę ratami. Nie znam dokładnie całego procesu; musisz się dowiedzieć sam. Minusem jest wpisanie do polskiego odpowiednika Krajowej Listy Długów, czyli będziesz mieć bardzo zły Credit Rating. To pociągnie za sobą brak możliwości wzięcia np. telefonu na abonament czy wynajęcia mieszkania.
Na tej liście jest się wpisanym chyba 6 lat, potem zaczynasz od zera.
Ja to piszę informacyjnie. Dokładnie musisz dowiedzieć się sam. Zgłoś się do Citizen Advice Bureau; i najlepiej poproś o rozmowę z tłumaczem. To pewnie potrwa jakiś czas, ale oni pomogą. Przy okazji przejrzą Twoje benefity i może znajdą dla Ciebie jeszcze jakiś, którego nie otrzymujesz.
Nie wiem, czy będą w stanie połączyć jakoś długi w Polsce. Ale musisz być z nimi szczery. Uważaj przy okazji (bo może zaczniesz szukać pomocy na własną rękę) na wszelkiego rodzaju organizacje pomagające z długami. Oni żerują na ludziach z problemem finansowym, bo i owszem, kontaktują się w Twoim imieniu z kredytodawcami, ustalają z nimi miesięczną spłatę, ale w tej racie np. £20 miesięcznie, 5 idzie na długi a 15 dla tej firmy. Musisz poszukać organizacji typu non-profit. Najlepiej właśnie zgłosić się do CAB.
Nie wiem na ile znasz angielski, ale możesz też poczytać w necie o różnych formach pomocy.
Pamiętaj tez, że żadna z firm typu Debt Collector nie może Ci wejść do domu i zabrać Twojej własności. Inaczej się ma sprawa z tzw. Bailiffs. Oni mają większą władzę. To tak w skrócie. Znajdź sobie nowennę do Św Judy; on jest patronem spraw beznadziejnych. Mnie pomógł w sytuacjach finansowo; katastroficznych. Pomoże i Tobie. Sw Rita też mi pomogła i pomaga dalej ;-) . Oczywiście mówię tutaj o zawierzeniu i gorącej modlitwie, bo święci nie są instytucją rozpatrującą nasze wnioski o umorzenie kredytu
Emigrant, musisz iść po pomoc. Nie zastanawiaj się nawet nad tym; nawet jak pojawi się problem poniżonej męskości. Moim zdaniem zwracając się o pomoc instytucje wykażesz się przede wszystkim we własnych oczach niesamowitą odwagą i dorosłością;.
Co do twej żony... muszę Ci powiedzieć, że rozumiem jej frustrację dotyczącą twoich długów... Ja niestety też borykam się z tym samym problemem, co twoja żona; nie umiem poradzić sobie z długami, które narobił mój mąż... twój temat więc jest mi szczególnie bliski, bo widzę, że sama mam czasem ochotę poniżyć męża z każdej możliwej strony... tylko że on akurat jest za granica by zarobić na te długi... więc moje pojawiające się ataki paniki typu :Boże, jak on mógł to zrobić???; muszę tłamsić w sobie... chętnie bym go patelnią potraktowała :-P . Piszę to, by Ci uzmysłowić, że brak kasy nie jest aż takim problemem, ale brak rozwagi przy dysponowaniu nią... do tego dochodzą problemy dnia codziennego typu za co kupimy dziecku buty i frustracja rośnie... Twoją żonę pewnie omotała jej chęć poniżenia Cię, byś poczuł, jak ona czuje poniżona się właśnie przez Twoje nierozumne gospodarowanie pieniędzmi. Przynajmniej ja tak mam bo mój mąż wprowadzał mnie przez dwa lata w błąd, mówiąc że ma lokatę i spokojnie możemy coś kupić na kartę kredytową, bo się spłaci jak lokata się skończy. Niestety kłamał, a długi pozostały...
Piszesz że masz msze dwa razy w tygodniu - są to polskie msze? Masz dostęp do polskiego księdza? Jak daleko masz do Londynu? W dzielnicy Baal (nie jestem pewna, czy tak się to pisze) jest polski kościół pw. Chrystusa Króla. Myślę, że tam znajdziesz duchownego, który Ci pomoże. Wiem, że jesteś z południa Anglii – masz może bliżej do Brighton? Jak tak, to znajdę namiary na księdza, która tam prowadzi polską parafię. Wiem, jak się nazywa ale nie chcę podawać na forum. Napiszę na priva.
A tutaj link dot. Zawierzenia spraw Jezusowi:
http://www.traditia.fora....otolo,1998.html
Już go wklejałam w innym poście, więc może się na niego natknąłeś. Nie jest to wszystko proste, jak się wydaje... ale warto dać prowadzić się Jezusowi przez życie, choć czasem człowiek chce krzyknąć: nie trzymaj mnie, sam pójdę! Gdzie mnie ciągniesz? Po co mam tam iść? Co mnie podkusiło, by Cię poprosić byś poszedł ze mną? Znowu mi rzucasz kłody pod nogi? Ty mi chyba źle życzysz!... ja tak sobie od kilku dni krzyczę... stąd wiem, że nie jest łatwo...
Emigrant – życzę Ci wytrwałości w zawierzaniu :-> .

Anonymous - 2011-12-17, 20:22
Temat postu: Re: Przemoc psychiczna w rodzinie - poniżany mąż.
emigrant2 napisał/a:
Witam Was

Chce odejsc od Zony,a co za tym idzie zmuszony jestem takze odejsc od moich kochanych Coreczek.
Wpedzilem moja rodzine w pieklo, przez swoj brak dojrzalosci. Pieklo finansowe. W Polsce mam tyle kredytow z kawalerstwa (Zona o wszystkich wiedziala przed slubem) do splacenia (nie splacam bo nie mam z czego) ze moglbym za to kupic male mieszkanie. Tu w Anglii tez wpadlismy w dlugi ale juz razem. Choc glowna strona decyzyjna bylem ja. Tylko ze tu w Anglii te dlugi spowodowane byly koniecznoscia troski o rodzine i moja Zona przystawala na to.
Wychodzi jednak na to ze 99 procent moich decyzji finansowych bylo blednych i teraz pomimo zycia w Anglii jest nam bardzo ciezko, brakuje nam na podstawowe rzeczy i na oplaty.Wiekszosc pieniedzy ktore tu zarobie lub dostaniemy od panstwa ida na zalegle zadluzenia na biezace zycie zostaje malo, a i biezace rachunki trzeba tez przeciez placic. Nie radze sobie z gospodarowaniem pieniedzmi. Nie o tym jednak glownie chce pisac.
Jest to jedna z calozyciowych przyczyn ktore powoduje ze nasze malzenstwo legnie w gruzach.
Do tego jeszcze doszla aborcja.
jednak sytuacja finansowa, aborcja doprowadzily do tego ze Zona stracila do mnie szacunek, zaufanie. Mozna by bylo sie temu nie dziwic, ale...
Moja Zona jest bardzo klotliwa i wojownicza osoba.
Zawsze myslalem ze ja kocham, a teraz coraz bardzije zaczynam w to watpic. Walczylem o nia 5 lat przed byciem razem i w koncu bylismy razem.Potem wzielismy slub mieszkajac niestety wczesniej wspolnie przed slubem. W tamtych czasach bardzo Zone kochalem. Przymykalem oko na to, ze moje wszystkie starania by Zonie dogodzic uprzyjemnic zycie Zona czesto nie dostrzegala, lub tez krytykowala. Zaciskalem zeby i dalej ja po prostu kochalem.
8 miesiecy po slubie doszlo do aborcji, w czwartym tygodniu ciazy. Zona nie przyjela tego dziecka. Nie chciala Mateusza. Powiedziala mi wtedy ze mnie znienawidzi a Mateusza nie bedzie kochac. Zazadala aborcji, a ja sie temu nie sprzeciwilem (wtedy nie zdawalem sobie sprawy ze taka decyzja podpisalem nie dosyc ze cyrograf z diablem, to takze wydalem wyrok smierci na swoja meskosc) to bylo nie normalne. Chcac wtedy uszczesliwic Zone zdobylem sie na fakt aborcji. I choc jestem wspolodpowiedzialny
tej aborcji to jednak zyje w ciaglym zalu do Zony ze ona byla glowna "pomyslodawczynia" tego przedsiewziecia.
Zblizam sie jednak powoli to bezposrednich przyczyn dla ktorych chce odejsc z tego malzenstwa.
Na kazdym kroku, kazdego dnia jestem przez Zone ponizany. Coraz czesciej dzieje sie to na oczach dziecka. Niemal kazdego dnia wytyka mi zona kredyty, problemy finansowe obecne. Wytyka mi takze to ze nie zachowalem czystosci przed slubem (choc powiedzialem jej wszystko jeszcze przed) Dzieje sie tak od kilku lat.
Jestem nieporadny zyciowo to niestety fakt. ALe w tej calej nieporadnosci licza sie dla mnie dzieci ich dobro, opiekuje sie nimi, czynnie uczestnicze w zyciu domowym. Jednak to dla zony nic nie znaczacy szczegol.
Boli ponizanie. OSTAtnio zona powiedziala do mojego dwu i polletniego dziecka tak"patrz Olu na ojca, tak wyglada debil" wczoraj mi powiedziala ze dzieci lepiej zeby nie mialy wogole ojca niz takiego jak ja. (Poraz kolejny chce zaznaczyc ze poza nieradzeniem sobie z finansami nie zaniedbuje dzieci, spedzam z nimi czas itd) Osad wydany tylo na podstawie problemow finansowych. Kilkanasnie dni temu Zona pogryzla mnie na oczach dziecka. Wyzwisk nawet nie wypada tu cytowac. Trudno podniesc sie z
meskoscia kiedy Zona mowi mi ze jestem ciota, a nie facetem. Wiele razy podarla moje ubrania w kolejnym szale agresji na mnie, kilka razy spalem na wycieraczce przed mieszkaniem bo zona nie chciala mnie wpuscic do domu. Kilka razy po powrocie z pracy, kilka razy gdy wyszedlem z domu na 10 minut w trakcie klotni by uspokoic swoje emocje i zeby dzieci nie musialy nas sluchac. Zona raz ponizyla mnie do tego stopnia, ze nie wpuszczajac mnie do domu nie pozwolila mi skorzystac z toalety. Nie
zdazylem dobiec w intymne miejsce.
W moim malzenstwie nie ma dnia bez klotni, powaznej klotni. srednio co drugi dzien zona powtarza mi jakim to jestem do bani mezczyzna. i tak sie dzieje od kilku lat juz.
Moglbym to zniesc gdyby nie bylo dzieci. Ale moja zona doprowadzi do tego ze bede ponizany rowniez przez corki. A to nie bedzie sytuacja normalna.
W tym wszystkim coraz bardziej odchodze od Boga,tym bardzije ze Zona wypomina mi i ma pretensje ze wieczorem chce wyjsc na msze zamiast pomoc jej w kladzeniu dzieci do lozka. Msze polskie mam tu tylko w czwartki i w niedziele. Zona ciagle mnie krytykuje, wszystko robie nie tak, nawet do toalety musze isc nie wtedy kiedy potrzebuje lecz gdy nie trzeba czegos w domu zrobic przy dzieciach.Naprawde byly takie przypadki.
to wszystko co opisalem to nie jest kwestia kilku zdarzen. To sa sytuacje zdarzajace sie wiele razy w tygodniu od kilku lat.
Zona nie potrafii panowac nad emocjami. Dzialam na nia jak plachta na byka. Probowalem w rozny sposob przerwac jej emocje, klotnia spokona rozmowa rozpoczynalem modlitwe. Nic nie trafi. Zona nie potrafi sie zatrzymac i im bardziej brnie w klotnie tym bardzije mnie poniza.
Podobno pieniadze szczescia nie daja. Ale odnosze wrazenie ze bez nich dla mojej zony malzenstwo zdaje sie nie podzwignac.
Ja wiem ze zgotowalem pieklo finansowe, ale czy jest to usprawiedliwienie dla zachowan mojej zony. Tlumacze sobie ze reaguje emocjami na stes finansowy, ale z drugiej strony przypominam sobie tekst przysiegi malzenstkiej "na dobre i na zle".
Jestem coraz dalej od Boga, chce odejsc z malzenstwa (Zona bedzie znowu miala dowod na moj brak odpowiedzialnosci, ale czy napewno?) bo ile mozna znosic ponizenia, teraz juz na oczach dzieci. Pomimo wszystkiego zlego co wyrzadzilem czy mam prawo byc tak traktowany. Zaryzykowalbym stwierdzenie ze pomimo tego jestem ofiara przemocy rodzinnej ze strony zony, dziwne prawda? I jak sobie poradzic z taka zona? Probowalem modlitwy, krzyku, spokoju nic nie dziala. NIESTety zdarzalo mi sie kilka razy popchnac Zone.
Nie mozna sobie z nia poradzic bo dla niej juz jestem smieciem, debilem a wszystkie slowa ktore mowie sa nic nie warte. Jestem nieszanowany ponizany na oczach dzieci.
Zastanawiam sie czy jeszcze w ogole kocham Zone. Cche odejsc, ale boje sie ze zjedza mnie wyrzuty sumienia w stosunku do dzieci. Wiem ze ZONA gdy odejde zostanie sama z dziecmi w obcym panstwie i na domiar zlego do Polski nie mamy tez gdzie wracac (razem czy osobno) bo nasze rodziny sie na nas wypiely a co gorsza maja w nosie wnuczki. Nie mamy nawet wlasnego mieszkania.
to bedzie normalne gdy pozostane w tym malzenstwie? Jestem mezem katolickim i nie zamierzam sie z nikim wiazac po odejsiu, bede sam i czekal na cud kiedy Zona mi wszystko wybaczy i pokocha mnie takiego jakim jestem nawet takiego nieporadnego.
Ja mam za duza wrazliwosc, zawsze marzylem o szczesliwej rodzinie ale moja Zona skutecznie mi to wybila z glowy.
Co raz bardziej wierze w to ze ja zona nigdy nie bedziemy szczesliwi i ze nigdy nie powinnismy byc razem.


[ Dodano: 2011-12-17, 20:27 ]
przepraszam najwidoczniej nie umiem cytować i prosze o wybaczenie


Emigrancie przezywam coś podobnego jak i ty ale nie myśle o rozwodzie, ponieważ przysiegałem bycie z moją Żoną na dobre i złe... a łatwo się kocha jak jest wszystko dobrze a trudniej iż gdy przychodzą problemy do pokonania.... mnie i moją Zona zawsze bedzie łączyc nasza Córeczka...... jezeli sprzeniewierze się moim ideałom będę nikim .... kiedys to zrobiłem i chce to naprawić miec musze przejść przez morze cierpienia i czekać na zbawienie.... wiem, że zawiniłem.... ja znam drogę jak iść a moja Zona nie, ponieważ jej brakuje Boga i sił do życia.....

Anonymous - 2011-12-18, 13:07

emigrant
Cytat:
postawiane granice zawsze sa przekraczane i wtedy w naplywie negatywnych emocji w nosie sie ma te granice.


to wlasnie sztuka by byc konsekwentnym wobec takiego przekraczania granic
co mozesz zrobic by nie spac na wycieraczce??

szacunku do siebie, granic sie mozna nauczyc, wytrenowac jak judo czy jezyka angielskiego, pewnie rodzaj umiejetnosci...trzeba czasu, fachowca...i wytrwałosci i Pana Boga

fajnie ze zapisales sie na 12 krokow. :-)
moze jakis osrodek specjalizujacy sie w przemocy, w Anglii chyab jest to dobrze rozwiniete...taka pomoc


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group