Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - wyprowadzam się z naszego mieszkania i wyje z bólu

Anonymous - 2011-11-26, 20:29

Malwina83,
wydzielam Twoje posty i odpowiedzi dla Ciebie do osobnego wątku. Niechcący zawłaszczył się wątek Sylwii na Twoje sprawy, zostawmy dziewczynie jej kacik na porady i wylewanie smutków, a Twoich wspierających przyjmuj u siebie. :mrgreen:

Anonymous - 2011-11-26, 22:13

Malwino,

tak, to boli. BOLI bardzo mocno.
I nie wiem jak Ciebie pocieszyc, chociaz bardzo chcialabym umiec.
Ale zrozum, ze mozesz nadal kochac swego meza i nie zatracac swej godnosci, czyli nie blagac, nie szlochac, nie robic scen. Na mezczyzn nadmierna emocjonalnosc ma odwrotny wplyw. WIem, bo przerobilam. Kiedy w ubieglym roku urodzilam nasze drugie dziecko, w 24-ym tc, maz po dwoch tygodniach zostawil mnie. Nie chcial rozmawiac, uciekal. Kiedy ja przychodzilam do domu i dzwonilam do niego, on mi dawal opcje: albo Ty w naszym mieszkaniu albo ja. To bylo okrutne i bardzo bolesne. Pamietam ze mialam oczy spuchniete od placzu. Ale to byl tez ten moment kiedy zrozumialam ze moge zyc bez meza jezeli w pelni otworze sie na dzialania Boga i Matki Bozej w moim zyciu.
Jestem w bardzo glebokim kryzysie i nie ma cienia nadziei po ludzku na uratowanie mego malzenstwa ale, ale...jest Matka Boza, jest Rozaniec Sw, swieta Rita, no i nadzieja. Taka dziwna bo przeciez niewytlumaczalna po ludzku, ze moze kiedys, moze nawet w Niebie moj maz bedzie przy mnie i bedziemy szczesliwi :->

Jest ciezko, wiem. Ale oddaj to wszystko Bogu nad modlitwie, nawiaz z Nim osobista relacje. Mow Mu o swoim bolu, On na pewno Ciebie pocieszy...

Pozdrawiam.
Z Bogiem.

Anonymous - 2011-11-27, 10:24

KINGA2
przepraszam, faktycznie, ale zrobiłam to całkiem nieświadomie :oops:

[ Dodano: 2011-11-27, 10:30 ]
FRANCISZKO

uwierz, umiesz pocieszyć :-)
Twoje historia to po ludzku ogromna dawka nadziei:)

[ Dodano: 2011-11-27, 11:02 ]
Agnieshka

póki co nie mogę się przeprowadzić, bo nie mam gdzie.Wczoraj byłam zobaczyć to mieszkanie-to nawet nie kawalerka, malutki pokój, łazienka i we wnęce kuchenka i malutki zlew, nie dało by się tam żyć, co najwyżej nocować.Gdyby przyszło tam żyć moja depresja tylko by się pogłębiła.

Muszę się wziąć w garść bo mój stan wykańcza mnie fizycznie,nic nie jem, wymiotuje , ale najgorszy jest ten ból głowy, pewnie od płaczu, nie daje mi nawet spać.

Mojego stanu mąż nie widzi, bo mnie unika, zachowuje się jakby się mnie bał.
Nikt nie jest wstanie go przekonać, żeby przyjść i porozmawiać ze mną.

Dostałam tylko sms:

"moje stanowisko się nie zmieniło, masz się wyprowadzić".
Więc nie wiem co się będzie działo tego 1grudnia.....

On jest pod wpływem swojej rodziny, ma ich całkowite poparcie.
Jest przepełniony nienawiścią, naprawdę mogę użyć tego słowa choć jest straszne.


Moje ukojenie to modlitwa, wiem ,że tylko Bóg może skruszyć jego serce.
Jest już po spotkaniu z prawnikiem.....muszę zbierać siły na ten dzień w którym otrzymam pozew...

Ale wiesz Agnieshka mam w sobie choć ten spokój, że jestem fair.
Że robię wszystko,żeby nas uratować.
Tak jak mówisz, ja kiedyś czytałam właśnie, że każdy związany sakramentalnym związkiem, po mimo rozwodu, przed Bogiem staniemy jako małżeństwo....Bóg bedzię wiedział, że walczyłam do końca.

Najgorzej znoszę te wszystkie mysli-wspomnienia, tylko te dobre, wcale nie myśle o tych ostatnich złych sytuacjach.A mój mąż na odwrót.....
Nawet śni mi się codziennie, ten sam sen-przytula mnie, więc jak się budzę dzień zaczyna mi się od ogromnego żalu.

Dziś 35dzień NP, choć moje życie "mnie kopie" z każdej strony, ludzie zawodzą, każdy kolejny dzień to zmaganie się z tym bólem odrzucenia, trwam i się nie poddam.
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych,kocha tak samo mnie jak mojego męża i na pewno chce naszego dobra....


"JEZU , ZAJMIJ SIĘ MOIM ŻYCIEM"

Anonymous - 2011-11-27, 11:15

macie dzis rowiez moja modlitwe
sama wiem przez co przechodzicie , co prawda to nie ja musialam sie wyprowadzic, zrobil to moj maz , ale pamietam ten stan kiedy wydawalo mi sie ze przegralam zycie
to bylo 3 lata temu, dzis zyje z mezem w separacji, zyjemy calkowicie oddzielnie chociaz pod jednym dachem, ale mozna zyc szczesliwie bez fizycznej i duchowej obecnosci meza w swoim zyciu
ja dopiero sie tego ucze tak naprawde , kiedys slowa zajmij sie swoim zyciem,daj czas czasowi wydawaly mi sie banalne, ciagle szukalam pomocy jak naprawic meza, co zrobic zeby wrocil
oczywiscie bez skutku
trzeba pozwolic sobie na placz i zal, ale nie w samotnosci, oddajcie swoj smutek i zal Bogu, mi to pomagalo, kiedy glosno mowilam Bogu o swoich zalach
polecam spotkania sychar, poszukajcie czy w swoim miescie ogniska sychar, do tego rekolekcje, mnie zawsze stawialy na nogi i umacnialy

Anonymous - 2011-11-27, 22:16

Dziewczyny nie dajcie się.Wiem jak to jest i wiem że jak ktoś cie rzuci na kolana to trudno sie podnieść ale jak się podniesiecie to będziecie silniejsze i mądrzejsze.U mnie było podobnie tyle że to mnie żona zostawiła z dziećmi i wyniosła się Bóg wie gdzie.Od czasu do czasu przyjeżdża do domu i wtedy zaczyna się horror,ale zbieram się do kupy i ciągnę ten wózek dalej,a moja siła jest w dzieciakach i w ich marzeniach,moich nie udało się zrealizować ,przynajmniej nie wszystkie ale chce zrealizować chociaż te małe marzenia moich dzieci.Z bólu też można czerpać siłę do tego żeby być lepszym.WIELKI SZEF nigdy nie powiedział że będzie łatwo i przyjemnie przez całe życie."Pogadam"z WIELKIM SZEFEM nie umiem sie do NIEGO modlić ale czasami z nim gadam,to znaczy ja mówie a ON milczy i nawet nie wiem czy słucha ale potem jest mi jakoś lżej i dalej mogę w miarę normalnie funkcjonować.Powiem MU o was może w końcu usłyszy i coś z tym zrobi,ale nie dajcie się,życie jest piękne
Anonymous - 2011-11-27, 23:18

Landis85 trafnie to ujęłaś, bo ja jak doła załapie to się czuję jakbym przegrała to życie... codziennie wstaje próbuję od nowa wziąść się w garść, kilka dni ok i znowu dół i tak wkoło, dziś znowu dół... Ja jednie już Bogu to powierzam i modlę się o cud...
bo po ludzku już nie daję rady...

[ Dodano: 2011-11-27, 23:21 ]
jawor dziękuje za słowa wsparcia, ja bynajmniej choć się uśmiechnęłam pod nosem, jakbym Was tu nie czytała i nie trafiła na to forum nie wiem co by ze mną było...?

Anonymous - 2011-11-28, 21:05

A co do realizacji marzeń,to latem udało mi się zrealizować jedno z wielkich marzeń mojego syna.Chciał mieć psa,ale takiego jak kiedyś już mieliśmy no i dostał.Mały zadowolony bo ma swojego "szczeniaczka"5miesięcy i 15kilo szczęścia i miłości,a ja wiem że zawsze ktoś na niego czeka w domu jak ja siedzę w pracy a córka ma dłużej zajęcia.Ja mam za to więcej roboty ale i radości co niemiara.No i jak mam doła to przyjdzie ktoś puknie mokrym nosem i trzeba wstać i iść na spacer.Może taki plan miał WIELKI SZEF?Tutaj są same panie ale ze mnie w pracy chłopaki czasami w żartach się podśmiewają że taki MAMOTATO jestem takie dwa w jednym.Dziewczyny nie jest źle,ale jak będziecie sobie"pozwalały"na dołki to będzie kiepsko,nawet sam PAN BÓG ani wszyscy ŚWIĘCI nie dadzą rady nic zrobić dopóki same się za siebie nie weżmiecie.
Michalina zrób się na bóstwo zacznij sprawiać sobie drobne przyjemności,wierz mi że nastrój ci się poprawi,i nie siedź sama w domu bo to droga donikąd.Wszystko w końcu dobrze się skończy WIELKI SZEF o to zadba :mrgreen: Jakbym w to nie wierzył to było by kiepsko

[ Dodano: 2011-11-28, 21:11 ]
A co do realizacji marzeń,to latem udało mi się zrealizować jedno z wielkich marzeń mojego syna.Chciał mieć psa,ale takiego jak kiedyś już mieliśmy no i dostał.Mały zadowolony bo ma swojego "szczeniaczka"5miesięcy i 15kilo szczęścia i miłości,a ja wiem że zawsze ktoś na niego czeka w domu jak ja siedzę w pracy a córka ma dłużej zajęcia.Ja mam za to więcej roboty ale i radości co niemiara.No i jak mam doła to przyjdzie ktoś puknie mokrym nosem i trzeba wstać i iść na spacer.Może taki plan miał WIELKI SZEF?Tutaj są same panie ale ze mnie w pracy chłopaki czasami w żartach się podśmiewają że taki MAMOTATO jestem takie dwa w jednym.Dziewczyny nie jest źle,ale jak będziecie sobie"pozwalały"na dołki to będzie kiepsko,nawet sam PAN BÓG ani wszyscy ŚWIĘCI nie dadzą rady nic zrobić dopóki same się za siebie nie weżmiecie.
Michalina zrób się na bóstwo zacznij sprawiać sobie drobne przyjemności,wierz mi że nastrój ci się poprawi,i nie siedź sama w domu bo to droga donikąd.Wszystko w końcu dobrze się skończy WIELKI SZEF o to zadba :mrgreen: Jakbym w to nie wierzył to było by kiepsko

[ Dodano: 2011-11-28, 21:13 ]
SMUTEK PRZYGNĘBIA SERCE CZŁOWIEKA<DOBRE SŁOWO JE ROZWESELA

Anonymous - 2011-11-29, 19:13

Ja mam nadzieję, że WIELKI SZEF Nam wszystkim pomoże prędzej czy później, będę się modlić za Nas wszystkich "kryzysowych"... Ja wolę siedzieć sama w domu niż spotykać się z koleżankami, które uważają, że lepiej zgodzić się na rozwód..., wolę poczytać tu forum, czy księżkę, ale dziękuję za dobre rady i rozweselenie :)
Anonymous - 2011-12-03, 20:45

Michalino.
Dobrze idziesz, dobrze robisz.....i dobrze radzą Ci Sycharki.
Jak potoczyły się dni ?
Jak się czujesz ?

Panie, daj odczuć Michalinie, że jej błogosławisz :-)

Anonymous - 2011-12-03, 21:59

Witaj
dzis przeczytałam Twoje posty
wizja wyprowadzki jest mi bliska...wiele razy mąż zadał bym sie wyprowadziła
w czasei kryzysu....moge sobie wyobrazic co czujesz
jak czytam Ciebie czuje bunt....sorry maz nie ma prawa Cie wyrzucac zimą....wogóle wyrzucac ze wspolnego domu
nawet jesli przed slubem byl to jego dom, czy brata...teraz to wasze wspolne miejsce
skad taka nienawisc? co maz Tobie zarzuca?

Pierwszym moim odruchem po zadaniu męza...bylo pakowanie sie....mieszkalam pare dni u rodzicow....płacząć

otrzasnełam sie i wrociłam...jestem Twoja zoną i to moj dom....wspolny....
masz dosyc, rozumiem....moze nie było wszystko ok..pogadajmy, pojdzmy na terapię
ale ja nie bede szukac domu....chyba ze Ty?jesli potrzebujesz odpoczac

przejrzałam setki ofert mieszkan, tospory wysiłek, umawianie szukanie....wiem jak sie czujesz
ale nie jestes rzeczą ktora sie wystawia za drzwi....nie daj się!!!

wspieram modlitwą....moze maz dojrzeje do rozmowy o Was?

Anonymous - 2011-12-03, 22:02

Jak Ty sie trzymasz?

wymioty, niejedzenie, płacz, depresję..przerabiałam
przytulam....moze są sycharki w Twoim miescie...Oni kazdego wyciągną z biedy :-)

Anonymous - 2011-12-04, 09:47

Danusia

tak jak mówisz, przez to czuje się jak rzecz , którą chce się szybko pozbyć.....
Ja źle się czuję tu mieszkając, jego brat na dole, niedaleko dom teściów i ja.....ta zła.
Mąż zjawia się jak jestem w pracy i zostawia rachunki na stole...
jednym z problemów było właśnie to,że on nie uznawał wspólnoty majątkowej, nigdy nie usłyszałam "nasze", tylko "twoje", "moje", więc od końca września widziałam go 3 razy, wszedł tylko żeby zapytać"kiedy się wynosisz z mojego domu".
Pogubiliśmy się, wiele błędów popełniłam ja(doskonale sobie teraz z nich zdałam sprawę ),on również, ale mój mąż obwinia tylko mnie, sam powiedzial że się już nigdy nie zmieni.
Dla niego całym światem są koledzy i nie umie się"przestawić'na małżeńskie życie, od początku byłam w naszym małżeństwie samotna.
Teraz mówi ,że nigdy mnie nie kochał, że od zawsze udawał,a teraz jest takim jakim jest naprawdę.
Spotkał się już z prawnikiem i co najbardziej zabolało powiedział, że mnie ZNISZCZY...

Tak jak pisałam w dziale dotyczącym NP, po przekroczeniu 40dnia czuję cudowny spokój, zero płaczu, żalu, depresji, zaczęłam jeść :-) mąż nie wykazuję,żadnych chęci ratowania małżeństwa, odpowiada mu "kawalerskie życie", ale całkowicie zaufałam Bogu i jestem spokojna-a to dla mnie nowość ;-) bo zawsze byłam nerwusem.
Czuję w sobie zmianę, przeprosiłam(niestety tylko przez sms, bo innej mozliwości nie ma)męża , za każdą krzywdę , którą mu zrobiłam i modle się, to moje jedyne ukojenie w ciągu dnia.

Anonymous - 2011-12-04, 18:23

Dak78 dzięki, Ja się czuję w miarę, jakoś to ciągne powoli.....z dnia na dzień. Jest różnie, a im bliżej Świąt to mi coraz smutniej :cry: ,
Malwino. u mnie dziś 28 dzień modlitwy... i zazdroszczę Ci tego spokoju, ale może tak jak ty go poczuję później...,w chwili modlitwy jest spokojnie i wszystko ok, ale po ok 3 godz znów mnie dopada żal i smutek...

Anonymous - 2011-12-04, 20:28

Michalino na pewno tak będzie.
Jeśli chodzi o święta to Ci powiem, że bardzo się ich boję, tego co będę czuć gdy sama zasiąde przy stole wigilijnym....moi rodzice, siostry z mężami i dziećmi ......i ja.......sama :-(
Teraz żyję tak- byleby przeżyć dzień, który mam , nie zadręczam się przyszłością.
Odsuwam tą myśl, że mnie porzucił, nie potrzebuje i chce się jak najszybciej pozbyć.
Powiem Ci, że moja sytuacja jest tak beznadziejna, że tylko boska interwencja może ją zmienić.
Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio usłyszałam jego głos, a to co mówi o mnie.... :cry:
Powiedział,że mnie zniszczy....ale przecież już zniszczy moja godność, pozbawił szacunku,traktuje jak niepotrzebną rzecz , więc tak się zastanawiam co on mi chce jeszcze zabrać.....????? :-(


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group