Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - rozpoznanie

Anonymous - 2011-11-21, 14:07
Temat postu: rozpoznanie
W skrócie: związek został zawarty przed ćwierćwiekiem. Jest czworo pełnoletnich dzieci. Było stosunkowo krótkie "chodzenie ze sobą" (można rozumieć dosłownie), po czym ślub. Przed ślubem u niego pojawiły się wątpliwości i miał ochotę uciec (ale stchórzył wobec faktu, że dwa miesiące wcześniej zawarli już cywilny związek - chodziło o papiery na akademik), a ona, jak przyznaje, czyniła to wszystko, "należy czynić", bez miłości i bez radości. Były wątpliwości, ale ponieważ oboje byli we wspólnocie Odnowy w Duchu Św., udali się do uznanego znawcy spraw par wspólnotowych, który ku radości jednego i uspokojenia drugiego, orzekł, że wszystko jest jak najbardziej OK. Ona twierdzi, że konieczność zgody na dzieci dopiero dotarła do niej przed ołtarzem - była raczej przerażona. On z tego w ogóle nie zdawał sobie sprawy.
Potem były trudne lata rodzicielstwa (daleko od rodziców, skazani na siebie), więc nie mieli zbyt wiele czasu myśleć o tym, co sprawia, że ze sobą nie jest im dobrze. T. j. on dopominał się o jej obecność w swoim życiu, zabiegał i tęsknił, a ona uciekała, unikała i nie była w stanie odczytać jego uczuć. Jak dziś twierdzi - nie kochała, bo on nie kochał, bo gdyby kochał, to pewnie by wiedziała.
Dziś dzieci są pełnoletnie, a od 6 lat zaczęło się wszystko rozpadać. To, co przysłaniała troska o dzieci ujrzało światło dzienne. Od 3 lat on i ona żyją w faktycznej (nie formalnej) separacji. W takim stanie "pogodzenia się" z porażką (podejmowali szereg prób, wizyt u księży, itp) są w stanie utrzymać względny pokój. Wcześniej toczyli niemal codziennie wycieńczające psychicznie i obezwładniające kłótnie. Na dzieci ta walka o małżeństwo (bo była to walka o małżeństwo) wpływała fatalnie...
Ona silnie związana ze wspólnotą przyparafialną, czuje się w jej towarzystwie znacznie lepiej niż z nim (tak było i wcześniej), on mieszka w miejscu pracy, bardzo źle znosi samotność, poddany ciągłym pokusom i rozterkom. Ona prowadzi głębokie życie duchowe, on ma problemy z utrzymaniem stanu łaski uświęcającej.

Any advice?

Anonymous - 2011-11-21, 14:52

A czym dla Ciebie jest miłość?

To robiłeś dla siebie:
Cytat:
T. j. on dopominał się o jej obecność w swoim życiu, zabiegał i tęsknił

A co robiłeś dla żony? Tak tylko dla niej, spontanicznie, bez oczekiwania konkretnej reakcji ze strony żony?

Anonymous - 2011-11-21, 15:26

Cytat:
Jak dziś twierdzi - nie kochała, bo on nie kochał, bo gdyby kochał, to pewnie by wiedziała.

Andy,po 25-ciu latach małżeństwa, z czwórką dzieci przy boku, takie wyznania mogą szokować... Bardziej chodzi w nich chyba o dokuczenie sobie nawzajem.
Miłość rośnie wraz z człowiekiem, dojrzewa, jak jabłko w pełnym słońcu, więc tamta sprzed 25-ciu lat ma prawo wydawać się dzisiaj tak malutką, że aż niewidoczną.
Jak dla mnie, to próba ucieczki przed problemami między dwojgiem (i ich dorosłymi dziećmi) tu i teraz... Jakie to są problemy? Co utrudnia Wam miłość dzisiaj?

Anonymous - 2011-11-21, 15:47

Jarek321 napisał/a:
A czym dla Ciebie jest miłość?

To robiłeś dla siebie:
Cytat:
T. j. on dopominał się o jej obecność w swoim życiu, zabiegał i tęsknił

A co robiłeś dla żony? Tak tylko dla niej, spontanicznie, bez oczekiwania konkretnej reakcji ze strony żony?


Tak, to on robił "dla siebie." Spontanicznie (choć nie znaczy bezmyślnie, zawsze myślisz, że coś może jej sprawić większą czy mniejszą przyjemność, prawda?). I tego mu najbardziej u niej brakowało: by ona to samo robiła "dla siebie": tzn. by dopominała się jego obecności w jej życiu, by choć trochę tęskniła, by choć trochę zabiegała.

[ Dodano: 2011-11-21, 15:59 ]
róża napisał/a:
Cytat:
Jak dziś twierdzi - nie kochała, bo on nie kochał, bo gdyby kochał, to pewnie by wiedziała.

Andy,po 25-ciu latach małżeństwa, z czwórką dzieci przy boku, takie wyznania mogą szokować... Bardziej chodzi w nich chyba o dokuczenie sobie nawzajem.
Miłość rośnie wraz z człowiekiem, dojrzewa, jak jabłko w pełnym słońcu, więc tamta sprzed 25-ciu lat ma prawo wydawać się dzisiaj tak malutką, że aż niewidoczną.
Jak dla mnie, to próba ucieczki przed problemami między dwojgiem (i ich dorosłymi dziećmi) tu i teraz... Jakie to są problemy? Co utrudnia Wam miłość dzisiaj?


Różo, toś mnie zabiła tym jabłkiem i pełnym słońcem, przepraszam...
Co utrudnia - to samo przez całe 25 lat, myślę, że dość wyraźnie opisałem to w swoim pierwszym poście.
Absolutnie nie przyjmuję do wiadomości by ona chciała mu dokuczyć. W starciach padają różne sformułowania, określenia, ale wiem, że nie jest to z premedytacją chęć dokuczenia. On też po fakcie zdawał sobie sprawę, że jedną rzecz powiedział za dużo. I nie o to chodzi, że on ma do niej pretensje. Teraz on zdaje sobie sprawę jak wiele ją to kosztowało, pełnić rolę żony przez tyle lat u boku kogoś, kogo się nie potrafi kochać. Ale on nie chce pełnić roli ościenia, czy wrzoda niezbędnego do zbawienia...

Anonymous - 2011-11-21, 16:32

Andy Private napisał/a:
I tego mu najbardziej u niej brakowało: by ona to samo robiła "dla siebie": tzn. by dopominała się jego obecności w jej życiu, by choć trochę tęskniła, by choć trochę zabiegała.


Przypomniał mi się dowcip:

Jest para, kobieta i mężczyzna. Kilka godzin są ze sobą razem. On ciągle mówi, opowiada, peroruje. Ona cierpliwie słucha. Nagle on pyta: "Ciągle ja mówię i mówię... porozmawiajmy chwilę o Tobie... co sądzisz o mnie?"

A tak z innej beczki: nie łatwiej pisać o sobie w 1 osobie? tzn. "ja zdaję sobie sprawę, ja powiedziałem jedną rzecz za dużo". To niby drobiazg, ale dzięki temu można się utożsamić z własnymi myślami, to ułatwia wyciąganie wniosków.

Anonymous - 2011-11-21, 17:43

Cytat:
Jest para, kobieta i mężczyzna. Kilka godzin są ze sobą razem. On ciągle mówi, opowiada, peroruje. Ona cierpliwie słucha. Nagle on pyta: "Ciągle ja mówię i mówię... porozmawiajmy chwilę o Tobie... co sądzisz o mnie?"

A tak z innej beczki: nie łatwiej pisać o sobie w 1 osobie? tzn. "ja zdaję sobie sprawę, ja powiedziałem jedną rzecz za dużo". To niby drobiazg, ale dzięki temu można się utożsamić z własnymi myślami, to ułatwia wyciąganie wniosków.


Nie ma sprawy. Mogę pisać i w pierwszej osobie. To co piszę tu, artykułowałem nieraz w NASZYCH rozmowach, w swoich myślach - próbując to wszystko ogarnąć, więc nie mam problemów z utożsamieniem się. "Com powiedział - powiedziałem." Dowcip dobry, Jarku. Prosiłbym o sugestię, w jaki sposób miałbym go odnieść do mojej-naszej sytuacji. Czy to taka dygresja?

Anonymous - 2011-11-21, 18:34

Ten dowcip to nie była dygresja :-)

Z tego co piszesz, wnioskuję, że miałeś niezaspokojone potrzeby ze strony żony: obecność, uczucie, może wsparcie, może akceptacja, zrozumienie. Czyli oczekiwania w stosunku do żony, by zachowywała się w określony sposób i po takim, wyobrażonym przez Ciebie sposobie jej zachowania sprawdzałeś czy masz zaspokojone potrzeby.

Lata mijały, Ty czułeś, że nie dostajesz od żony tego co potrzebujesz. Poczucie braku, że nie spełniała Twoich oczekiwań. Wydaje mi się, że koncentrowałeś się na tym, czego Ci brakowało. Pewnie stąd te kłótnie, o których piszesz.

Anonymous - 2011-11-21, 18:43

co to znaczy, że mieszkasz w miejscu pracy?
Anonymous - 2011-11-21, 19:01

poobserwuje ten wątek Andy , bo potrzebuje więcej czasu i co niektóre Twoje słowa usłyszałam od męża .Taka róznica tylko ,że to ja tu szukam czegos, a nie on .mamy dłuższy staż i
Andy Private napisał/a:
on dopominał się o jej obecność w swoim życiu, zabiegał i tęsknił, a ona uciekała, unikała i nie była w stanie odczytać jego uczuć. Jak dziś twierdzi - nie kochała, bo on nie kochał, bo gdyby kochał, to pewnie by wiedziała.
jakby podobnie u nas ..
Anonymous - 2011-11-21, 19:27

Cytat:
Z tego co piszesz, wnioskuję, że miałeś niezaspokojone potrzeby ze strony żony: obecność, uczucie, może wsparcie, może akceptacja, zrozumienie. Czyli oczekiwania w stosunku do żony, by zachowywała się w określony sposób i po takim, wyobrażonym przez Ciebie sposobie jej zachowania sprawdzałeś czy masz zaspokojone potrzeby.

Lata mijały, Ty czułeś, że nie dostajesz od żony tego co potrzebujesz. Poczucie braku, że nie spełniała Twoich oczekiwań. Wydaje mi się, że koncentrowałeś się na tym, czego Ci brakowało. Pewnie stąd te kłótnie, o których piszesz.

Cieszę się, Jarku, że Twoje 9 lat małżeństwa pozwalają Ci na tak precyzyjne definiowanie problemów innych. Rozumiem, że te dobre małżeństwa to takie, w których jest miłość, która wystarczy samej sobie, nie potrzebna jest jej odpowiedź. Przepraszam za tę złośliwość, wiem, że chcecie pomagać i pomagacie. Proszę tylko nie zapominać, że każda para to zupełnie odrębna historia i nie każda kalka pasuje...

Jak jesteś głodny to do pewnego czasu można np. oddać się czemuś, co odciągnie Twoją uwagę od głodu. Potem, jak Cię zaczyna skręcać można jeszcze jakiś czas sobie wmawiać, że to nerwoból - ja tak najczęściej robiłem. Ale potem to się samo DUŻYMI LITERAMI pisze. Nie, nie, to tylko taki trudny okres, "Jezu ufam Tobie", "choćbym miał iść przez ciemną dolinę..." itd. I znowu na jakiś czas można sobie dawać radę z głodem (przepis j.w.).

Kłótnie, te które najbardziej mnie wyprowadzały z równowagi, to takie, które wynikały z moich kolejnych prób (n=?) nawiązania "dialogu małżeńskiego", kiedy chciałem wyjaśnić "co autor miał na myśli", i zanim autor skończył pierwsze zdanie już słyszał nie tylko co miał na myśli, ale też jakie miał zamiary od "Adama i Ewy." Czy dialog małżeński ma przez całe życie polegać na dowodzeniu, że nie jest się wielbłądem?

Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć istnienie jakiegoś mechanizmu obronnego osoby, która nie w pełni świadomie uwikłała się w sytuację, której nie jest w stanie podołać. O ile ja mogę siebie określić jako typowy "family man" (chciałem mieć żonę, dzieci) i z ojcowania, w które się angażowałem znacznie bardziej niż przeciętni ojcowie czerpałem wielką frajdę i bardzo mi zależało, by nasza radość była wspólna, o tyle w żonie pogłębiało się poczucie osamotnienia i frustracji. I żadne kwiatki, ciuchy, moje regularne sprzątanie w domu nie były tego w stanie zmienić. Więc wyobrażam sobie, że w naturalny sposób powstaje u osoby cierpiącej jakiś mechanizm obronny, z ostrzem nie wymierzonym w tę osobę, ale w najbliższą, która "musi być głównym sprawcą." W ten sposób powstaje projekcja mnie wypełniona wszystkimi popełnionymi przeze mnie nietaktami, połączonymi spójnym klejem złych zamiarów.

Oboje byliśmy bezradni wobec tego i nadal jesteśmy.

[ Dodano: 2011-11-21, 19:34 ]
toja napisał/a:
co to znaczy, że mieszkasz w miejscu pracy?

To Ty? :)
Ano tak, pracuję kilkadziesiąt km od domu i wynajmuję pokój.

Anonymous - 2011-11-21, 19:37

Andy Private napisał/a:
pracuję kilkadziesiąt km od domu i wynajmuję pokój.
po części tu jest "pies pogrzebany"

[ Dodano: 2011-11-21, 19:44 ]
tez jesteśmy po spotkaniach małżeńskich , tez maz podobnie o wszystko zabiegał w domu i kiedy dzieci dorosły rypneło sie.Trzeba mimo wszystko nadal zabiegac, próbować , a przedewszystkich chciec , a nawet pragnąć , najlepiej oboje naprawiać(jeżeli sie nieda to jedno) Nie da sie równym tempem , bo to facet i kobieta i w moim przypadku trzeba było duuuuuuuzo cierpliwosci , nadal tej cierpliwosci zabraknie z którejs stronyna jakis czas ale Pan Bóg wysłuchuje jeśli sie pracuje..... i modli , wierzy, ufa , a nade wszytko kocha mimo wszystko i rozumie MIŁOSĆ

Anonymous - 2011-11-21, 19:44

Ok, przystopuję zatem :-)
Anonymous - 2011-11-21, 19:47

Andy ja tylko w drodze jestem i dopiero zaczynam raczkowac , ale wsłuchuj sie w każde napisane tu słowo do Ciebie od tych co naprawdę wiedzą i są mocniejsi w te" klocki"

masz moja modlitwe o właściwe rozeznanie

Anonymous - 2011-11-21, 20:05

Cytat:
Andy Private napisał/a:
pracuję kilkadziesiąt km od domu i wynajmuję pokój.
po części tu jest "pies pogrzebany"

Tu akurat, Maryniuu, nie. W całości pogrzebałem kochanego psa tam, pod domem (prawdziwego, starego psa). W tygodniu mieszkam sam od ponad roku. Wierz mi, to było najlepsze wyjście, bo jaki jest sens w spalaniu się w złych emocjach? A poza tym moja praca jest taka, że nie kończy się o 1500, nieregularna, i żeby coś z tego było człowiek musi mieć odrobinę komfortu psychicznego.

[ Dodano: 2011-11-21, 20:06 ]
Jarek321 napisał/a:
Ok, przystopuję zatem :-)

take it easy, Jarek

[ Dodano: 2011-11-21, 20:14 ]
Cytat:

Dziękuję za wolę pomocy, miłe słowa pocieszenia i obietnicę modlitwy, Maryniuu.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group